Rozdział 10
Drżenia i niepokoje
W środę rano, w dzień wyjazdu do Rudego, zaczęło poważnie śnieżyć. Przez moment zastanawiałam się, czy w ogóle gdziekolwiek się wybierzemy. Umówiliśmy się o dziesiątej przed Rivierą, zatem miałam jeszcze godzinę na upiększenie się i wybranie jednej z trzech przygotowanych bluzek do nowej spódnicy. Kiedy przebijałam się przez śliwkową kreację, zadzwoniła komórka. To był Całka. Na sam widok jego ksywki w telefonie przeszedł mi po plecach delikatny dreszcz. Odebrałam telefon z bluzką wiszącą bezładnie na ramionach:
- Taak.
- Majka, mam prośbę. Czy mogę wpaść do ciebie? Pomogłabyś mi wybrać krawat?
- Jasne, czekam. Ale szybko, bo za czterdzieści minut musimy być na parkingu.
Teraz dopiero zaczęłam drżeć. Pierwszy raz będę z Karolem sam na sam. Moje dwie sublokatorki wyjechały poprzedniego dnia do rodziny. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Przecież Całka nigdy nie robił na mnie takiego wrażenia.
Pewnie przez to całe zamieszanie z rektorem i Rudym pomieszało mi się w głowie. Przejdzie mi. Z pewnością mi przejdzie.
Wciągnęłam bluzkę do końca. Stanęłam przed lustrem i przyglądałam się swoim nogom ubranym tylko w rajstopy. Plisowana spódnica wisiała w oczekiwaniu na wieszaku.
Nie jest tak źle. Nie mam, co prawda takich nóg, jak Zocha, ale dużo im nie brakuje.
Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, otworzyłam je tak jak stałam. Byłam święcie przekonana, że Kaśka lub Zocha chcą jak zwykle pożyczyć prostownicę do włosów. Za drzwiami stał Karol z trzema krawatami na szyi i kurtką przewieszoną przez ramię.
Jakiż on był męski. A ten jego nieśmiały uśmiech dodatkowo odcinał mi dopływ krwi do mózgu. Stałam i patrzyłam, aż usłyszałam przez mgłę:
- Mogę wejść?
- Matko, jasne. Wejdź. Zaskoczyłeś mnie. Przecież dzwoniłeś dwie minuty temu. Nie mogłeś tak szybko tu dotrzeć od siebie. – Próbowałam się trzymać w całości.
- Dzwoniłem stojąc przez Rivierą. Nie wiem, który krawat pasuje bardziej do tej koszuli. Pomóż. Ty się znasz na modzie. – Podszedł do lustra i zdjął dwa krawaty, zostawiając tylko granatowy w prążki. – Ten może być?
- Chyba za ciemny. Pokaż ten stalowy. – Pozbierałam się w sobie i postanowiłam skupić na doborze galanterii. – Tak, ten może być. Tego ostatniego wcale nie ubieraj. Najlepiej oddaj go komuś. Skąd go w ogóle masz?
- Od mamy – powiedział zmieszany.
- Kurczę, nie gniewaj się. Mamy to kochane istoty, ale czasem robią krzywdę dzieciom kupując im ciuchy. Jak chcesz to możemy po świętach wybrać się na jakieś zakupy i pomogę ci coś wybrać. – Nie wiem skąd przyszła mi ta odwaga.
- Super, już się cieszę na te zakupy. Ale myślę, że najpierw musielibyśmy kupić ci spódnicę i to już. – Myślałam, że spalę się ze wstydu, gdy Karol mierzył mnie od stóp po czerwone figi przebijające przez cieliste rajstopy. Takiej burzy w żyłach nie miałam dawno.
Kiedy schodziliśmy po schodach spotkaliśmy Zochę:
- O, co ja widzę?! Gołąbki już gruchają. No, no. Kto by pomyślał.
- Gdzie ty, kobieto, columby w betonach widzisz? Piłaś coś? - Żartował Całka i, w przeciwieństwie do mnie, nie wydawał się wcale zmieszany.
- A gdzie Kaśka? – Chciałam zmienić temat.
- Nie wróciła do pokoju na noc. Napisała tylko sms, że jest u znajomych i zjawi się tuż przed wyjazdem. Nie wiem u jakich znajomych miałaby być, i to beze mnie, ale ja już ją wypytam.
Śnieg nieco zwolnił tempa i maleńkie płatki opadały z gracją, tańcząc walczyka z lekkim wiaterkiem. Gdy staliśmy przed Rivierą i rozmawialiśmy o niczym, zobaczyliśmy zbliżającą się parę. Trzymali się za ręce i szczebiotali. Coś zdusiło mnie w dołku. Na szczęście na krótko, bo poczułam ciepły szept na karku:
- Dobrze wyglądają razem. Si vis amari, ama!
- Kaśka! Nic mi nie mówiłaś, że jesteście z Chudym?! Przed siostrą masz tajemnice?!
- Matko, Zocha. Sami musieliśmy się przekonać, czy jest o czym mówić. – Chudy był uśmiechnięty od ucha do ucha, jakby właśnie wygrał na loterii.
- To co? Jedzie ten nasz tata, czy nie? Bo już mi nogi zmarzły. Spacer od rana to fajna sprawa, ale pogoda mogłaby być lepsza. – Kaśka stała w objęciach Chudego, wtulona w niego plecami i zacierała dłonie, a on zdmuchiwał jej z włosów śnieżynki.
Patrzyłam na mojego byłego chłopaka i nie mogłam uwierzyć, że tak szybko zmienił kółko zainteresowań. Przecież Kaśka była pulchna i mimo wiecznego uśmiechu przyklejonego do krągłej buzi, nie było w niej nic specjalnego. W tym momencie dotarło do mnie znaczenie słów Całki: Chcesz być kochanym, kochaj! Kaśka była faktycznie tak sympatyczną i serdeczną osobą, że mogła przyciągać do siebie swoją wewnętrzną równowagą i samoakceptacją.
A ja co? Wiecznie mam sobie coś do zarzucenia. Marudna jestem i żartami nie sypię. Kto na mnie spojrzy? Nawet Chudemu wystarczył tydzień, by się przekonać, że niczego ciekawego we mnie nie ma. Chyba grozi mi staropanieństwo.
Z zadumy wyrwał mnie klakson nadjeżdżającego busika.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt