Rozdział 13
Każdy koniec ma swój początek
Umówiliśmy się na wieczór w klubie Parodia. Miałam już wybraną kreację, wisiała na wieszaku i połyskiwała mieniącymi się srebrnymi nitkami. Chciałam być wyjątkowa, więc zdecydowałam się na sukienkę, którą kupiłam dwa lata wcześniej, lecz nigdy nie odważyłam się jej założyć. Kupiłam ją, ponieważ namówiła mnie Zocha, choć uważałam, że jest za kusa i zbyt obcisła. Uznałam, że wreszcie naszedł na nią czas. Srebrne szpileczki kusząco prężyły się w kącie pokoju. A ja myślałam tylko o jednym: Przed imprezą sylwestrową czekały mnie zakupy z Całką. Mieliśmy znaleźć dla Karola spodnie, koszulę i krawat. Od rana czułam, jakby stado mrówek z ADHD owładnęło moim ciałem.
- Hej, gotowa? – Karol, stojąc w drzwiach mojego pokoju, był wyraźnie podekscytowany perspektywą zakupów. Nawet nie chciał wejść do środka i wciąż mnie popędzał. W ostatnich dwóch dniach nasze rozmowy kręciły się przeważnie w temacie listu do rektora i tego, co teraz Całka powinien zrobić. Zakupy miały nas od tego oderwać i skierować na tory najbliższych godzin wypełnionych tańcem i szampanem.
- Jasne, idziemy.
- Mam prośbę: dziś ani słowa o Starym.
- Oczywiście, możesz na mnie liczyć. Będziemy nastawiać się na zabawę i wymyślać plany na kolejny rok.
- Majka, wiesz co? – Całka przystanął przed drzwiami do sklepu odzieżowego, chwycił mnie za dłonie i spojrzał głęboko w oczy. Musiałam się mocno pilnować, by nie spróbować smaku jego ponętnych ust i wytrzymać wbity ze mnie wzrok. Mrówki przyspieszyły tempa. – Chcę cię prosić, byś mi coś obiecała.
- Już się boję. O co chodzi?
- Powiedz, że obiecujesz.
- Matko, nie powinnam, ale okej, obiecuję. – Moja krew całkowicie zgubiła zwyczajny rytm i biegała we mnie jak wariatka, uderzając co chwilę w inne miejsce.
- Mam dwie prośby. – Całka był bezlitosny, gdy uśmiechał się do mnie szeroko.
- Dwie? Nie za dużo? Nie wiem, czy dam radę.
- Dasz, dasz. To tylko zależy od twojej woli i chęci. – Karol puścił na chwilę moje ręce, by przepuścić parę wychodzącą ze sklepu. Jak tylko przeszli, podszedł i znów poczułam jego ciepłe i miękkie dłonie.
Chłopie, żebyś ty wiedział, jakie są teraz moje chęci. Nie męcz mnie dłużej, bo żeby nie zbzikować będę musiała stąd uciec.
- Obiecaj, że nie będziesz mnie namawiała na te modne różowe koszule i kwieciste marynarki. Proszę, proszę, proszę.
- Baran! – Nie wytrzymałam napięcia i wyrwałam się z jego uścisku. Szarpnęłam drzwi do sklepu tak, że otwierając się uderzyły w barierkę. Sprzedawczynie spojrzały na mnie zmarszczone, a ja potrafiłam mruknąć jedynie „przepraszam” i natychmiast dopadłam do wieszaków z koszulami.
- Czekaj, Maja! A model ci nie jest potrzebny? – Całka był denerwująco uroczy i wyluzowany.
Spędziliśmy w sklepie prawie godzinę. Karol przymierzał podawane mu ubrania i prezentował się nie tylko mnie, ale i paniom sprzedającym. Jego wygląd modela oraz lekko tajemniczy i trochę chłopięcy styl bycia powodował, że wszystkie kobiety w sklepie prześcigały się w usługiwaniu. Czułam się zbyteczna. Mrówki, które męczyły mnie od rana, zostały zastąpione przez paskudne, wijące się dżdżownice cuchnące wilgotną ziemią.
- Majka, co tak siedzisz w kącie? Prosiłem cię o pomoc, a ty się wyręczasz innymi.
Otrząsnęłam się z obrzydliwych skąposzczetów i wróciłam do rzeczywistości. Nie mogłam się napatrzeć. Był tak przystojny, że aż bolało. Świetnie dopasowane czarne spodnie i koszula w kolorze ultramaryny, który podkreślał barwę jego oczu, leżały na Karolu jak ulał. Brakowało tylko krawata. Bez słowa podeszłam do stoiska z krawatami i wybrałam pierwszy, który wpadł mi w oko: złoty. Zachowując powagę i dostojność, podeszłam zdecydowanym krokiem do Karola. Oblegające go trzy kobiety rozstąpiły się na boki. W skupieniu i z precyzją zawiązałam wybrany krawat na szyi Całki. Nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu. Miałam w końcu brata, który dopóki nie ożenił się, do tego celu wykorzystywał zawsze mnie.
- Taak, to jest to! Teraz dopiero pan wygląda jak z żurnala. Tego właśnie było trzeba. – Rozległo się po sklepie wraz z pełnymi aprobaty oklaskami.
- Jesteś gotów na podbój nowego roku.
- Dlaczego jesteś taka poważna? – padło, gdy wyszliśmy ze sklepu.
- Wydaje ci się. – Nie chciałam zdradzać, że po raz pierwszy poczułam się głęboko zazdrosna o Karola. A najgorsze było to, że nie miałam prawa do tego uczucia. Przecież Całka nie był mój.
- Odprowadzę cię do Riviery i przyjdę po was przed dwudziestą. Umów się z dziewczynami i Chudym. Szkoda, że Rudego nie będzie. Ale za rok mu nie odpuścimy.
- Oczywiście.
- Majka, pamiętasz, że mam jeszcze jedną prośbę, a obiecałaś, że ją spełnisz.
- Faktycznie, to dawaj. Już mi wszystko jedno.
- Co z tobą, kobieto? Jakaś przybita jesteś? Boli cię coś?
Jasne, serce. Serce mnie boli, bo nie mogę wyznać tego, co czuję. Kurczę, a właściwie dlaczego nie mogę? Bo mnie odrzucisz? Bo wyśmiejesz? Bo spojrzysz na mnie swoimi kasztanowymi oczami, pogłaszczesz po włosach, jak młodszą siostrę i dasz całusa w czoło, jak babuleńce? Nie zniosłabym tego. I to jest powód, dla którego wolę milczeć.
Całka wyprzedził mnie o krok i stanął twarzą w moją stronę. Chwycił za ramiona i zmusił bym na niego spojrzała.
- Majeczko, dlaczego nic nie mówisz? Przykro mi, że jesteś taka smutna. Jeśli chcesz dam ci gwiazdkę z nieba, byleś się tylko uśmiechnęła. Uwierz: Caelum plenum stellarum est. Nawet jeśli ich teraz nie widać.
Spojrzałam na pochmurne niebo, które już dawno pociemniało, bo zbliżała się godzina szesnasta.
- Karolu, mi nie o gwiazdy chodzi.
- A o co? Co mam ci dać, byś się uśmiechnęła. Uwielbiam twój uśmiech. Dzień bez jego widoku jest dla mnie stracony.
Patrzyłam w oczy mojej miłości i nie mogłam pojąć, co do mnie mówi. Czy on mi coś wyznaje, czy tylko żartuje, chcąc mnie pocieszyć. Uśmiech Całki był tak przejmująco uroczy i pełen troski, że chciałam by znikł, bo uderzał w najczulsze punkty mojej duszy.
Delikatnie, lecz stanowczo wyrwałam się z jego objęć i ruszyłam w stronę domu studenckiego.
- A co z tą twoją drugą prośbą? Miejmy to już za sobą.
- Chcę byś nauczyła mnie tańczyć. – Usłyszałam za plecami.
- Słucham?! – Stanęłam, jak wmurowana i wycelowałam wzrok prosto w ukochane oczy Karola.
- Majka, musisz mi pomóc. Wiesz, że ja ciągle w tych tabelkach, wykresach i nowinkach technicznych siedzę. Nie miałem kiedy się nauczyć. Na zabawy też nie zwykłem chodzić, a nie chcę się dziś zbłaźnić. Przecież nie będę stał pod ścianą. Zlituj się.
Wyglądał, jak zagubiony chłopczyk, proszący o pomoc w znalezieniu drogi do mamy.
- Jak sobie to wyobrażasz? Za niecałe cztery godziny mamy być w Parodii. Myślisz, że skoro jesteś geniuszem, to nauczysz się tańczyć w tak krótkim czasie? – Byłam coraz bardziej wściekła. Przecież miałam szansę znów z nim przebywać, a nawet się przytulać bezkarnie, a całe moje ciało wiło się, jak w spazmach, nie radząc sobie z pragnieniem i strachem jednocześnie.
- Wiem. Nie chcę ci teraz zajmować czasu. Musisz się przyszykować, rozumiem. Ale może poświęcisz mi choć godzinkę, a potem… - Zawiesił głos, a ja czekałam na ciąg dalszy, nie wiedząc, czym mnie znowu zaskoczy. - … a potem będziesz pilnować mnie przez całą noc, bym nie wywinął jakiejś towarzyskiej gafy.
- To już chyba trzecia prośba. Karolu, przesadzasz. Przecież nie jesteś jakąś ciapą, czy nieudacznikiem, by sobie nie poradzić.
- Majko, chcę cię po prostu prosić, byś była moją stałą towarzyszką na dzisiejszej zabawie.
- Stałą towarzyszką? Jeszcze nikt mnie o to nie prosił. Teraz dopiero mnie ubawiłeś. – Roześmiałam się głośno. Do tej pory nie jestem pewna, czy więcej było w tym śmiechu radości, czy był to raczej śmiech przez łzy. – Dobrze. Niech będzie. Co mi szkodzi? W końcu niech mi zazdroszczą, że mam takiego przystojnego stałego towarzysza.
Tak adorowana nie byłam nigdy. Karol dostarczał mi drinki różnego rodzaju. Porywał do tańca prawie przy każdym ciekawszym kawałku. Mimo, że wątpił w swoje umiejętności taneczne, szło mu całkiem nieźle. Odprowadzał do toalety, pomagając mi przecisnąć się przez rozszalały tłum. O takim rycerzu nawet nie marzyłam.
Kaśka z Chudym brylowali na parkiecie, robiąc wokół siebie takie zamieszanie, że zawsze wokół nich było sporo wolnego miejsca. Nie wiedziałam, że Chudy potrafi tak tańczyć. Właściwie nic dziwnego, nie miałam kiedy się o tym dowiedzieć.
Zocha, jak to Zocha, co chwilę miała innego partnera. Wyglądało na to, że może wybierać kogo zechce z kolejki wpatrzonych w nią młodzieńców.
Kiedy spotkaliśmy się po jej powrocie od kuzynki, nie chciała dużo opowiadać o pobycie w szczecińskim szpitalu. Mówiła, że przeszła jakieś badania i zapisali jej leki, więc teraz już wszystko będzie dobrze. W tańcu szalała jak zawodowa tancerka i nikt nie powiedziałby, że dwa dni temu leżała na szpitalnym łóżku. Zresztą szalała nie tylko w tańcu. Kaśka kilkakrotnie zwracała jej uwagę, że za dużo pije. Jeszcze godzina do północy, a już było widać, że błędnik zaczyna jej odmawiać posłuszeństwa.
- Zocha, odpuść sobie – zagadnęłam przyjaciółkę, gdy spotkałyśmy się w toalecie.
- Co znaczy odpuść? W czym? Przecież dobrze się bawię i nikomu nie robię krzywdy, prawda? – Wzrok, którym wbiła się we mnie, nie przypominał spojrzenia Zochy, jaką znałam do tej pory. Mówiła przez zaciśnięte zęby, marszcząc nadmiernie swoje piękne czoło.
- Myślę, że krzywdę to robisz sobie. Nigdy tak nie piłaś. Co się dzieje? - Wiedziałam, że przyczyna leży gdzieś głębiej i nie chodzi tu o kończący się kolejny rok.
- Maja, nie mieszaj się w nie swoje sprawy. To moje życie i nikt nie ma prawa w nie ingerować. Nikt! – Krzyknęła i wychodząc trzasnęła drzwiami.
- Chodź na zewnątrz! – krzyknęłam Karolowi w ucho, by mieć gwarancję, że usłyszał moje słowa, mimo dudniącej muzyki. Dla pewności pociągnęłam go za rękę, nie zwracając uwagi na to, że dwie blondyny wpatrywały się w niego jak w ikonę. No, chyba jednak zwróciłam na to uwagę, bo inaczej bym ich nie zauważyła.
- Z Zochą dzieje się coś złego. Ona coś zapija. Ja to czuję. Jest oschła i złośliwa. To nie jest nasza Zocha.
- Tak myślisz? Ale chyba Kaśka powinna to wiedzieć.
- Ona jest zapatrzona w Chudego i niczego więcej nie widzi. Musimy ją stąd zabrać. Skąd wiemy, czy te leki, które jej zapisano, mogą być łączone z alkoholem? Z tego co pamiętam, raczej mało które farmaceutyki mogą. Przygotuję jej płaszcz i wezmę nasze a ty idź po nią.
- Mam ją wyciągnąć na siłę?
- Ona ma do ciebie słabość. Podejdź ją jakoś. Powiedz, że chcesz z nią pogadać, bo tak pięknie dziś wygląda. Zobaczysz, pójdzie na to. – Mówiąc to próbowałam, ściągnąć sobie moją miniówkę przynajmniej do połowy ud. Bezskutecznie.
- Dobra, idę. A, jeszcze jedno: masz ładne nogi. – Puścił oko i powędrował w poszukiwaniu kumpelki.
Dlaczego on mi to robi? Jak mam się wyleczyć z tego zauroczenia, skoro Karol co chwilę mnie ogłupia.
Stałam w szatni, czekając na Całkę i Zochę, gdy usłyszałam płacz. Za wieszakami w kącie ktoś płakał. Podeszłam zaniepokojona.
- Matko, Zocha, kochanie. Chodź tu, skarbie. Nie siedź na tej zimnej podłodze. – Chciałam pomóc jej wstać. Była tak pijana, że nie była wstanie się podnieść, a mnie brakowało sił. – Zaraz przyjdę. Nie ruszaj się stąd.
Wbiegłam do sali i usiłowałam wyszukać wzrokiem Karola lub chociaż Chudego. Nie chciałam się przepychać przez rozbawiony tłum, bo bałam się, że w tym czasie Zocha zniknie z miejsca, w którym ją zostawiłam. Po paru minutach rozglądania się, zrezygnowałam i wróciłam do przyjaciółki. Siedziała biedna drżąca, z rozmazanym makijażem i wielkim oczkiem na rajstopach od uda po kostkę.
Czy ktoś jej zrobił krzywdę? Jezu, a może…?
- Zocha, czy ktoś cię skrzywdził? Powiedz, kochanie. Czy mam zawiadomić policję? – Moja wyobraźnia zaczęła wariować. Klęczałam obok zapłakanej dziewczyny i tuliłam ją, bujając jak zranione dziecko.
- Jezu, Zocha! Co się stało?! – Usłyszałam za plecami głos Całki i natychmiast pojawiła się obok mnie Kaśka. Chudy też już stał za mną i w kółko powtarzał: Kto to zrobił? Już ja go znajdę.
Nagle Zocha zrobiła się blado-zielona i zaczęła głośno łapać powietrze.
- Ona będzie wymiotować. Pomóżcie mi ją zaprowadzić do łazienki.
Chłopacy torowali drogę a Kaśka i ja prowadziłyśmy chwiejącą się dziewczynę.
Po paru minutach obejmowania sedesu Zocha wyszła z kabiny. Choć trafniej byłoby powiedzieć, że się wykulała. Usiadła w kącie łazienki i oparła głowę na kolanach. Przysiadłyśmy po obu jej bokach.
- Siostro, co jest? Przecież nigdy nie doprowadzałaś się do takiego stanu. Zawsze wiedziałaś, kiedy przestać. – Kaśka usiłowała moralizować. Podejrzewałam, że jej obecność nie działa dobrze na Zochę. Poprosiłam zatem, by poszła poszukać chłopaków i żeby przygotowali nasze ubrania. Było pewne, że już nikt nie będzie miał ochoty na zabawę.
- Kaśka wyszła. Mów, Zocha, jak chcesz. Mów. Ulży ci. Zobaczysz.
Zocha podniosła powoli głowę i spojrzała pustym wzrokiem przed siebie. To co usłyszałam, było ponad moje wyobrażenie.
- Zabiłam je. Zabiłam. Nie mogłam inaczej. Musiałam to zrobić. Czy możesz to sobie wyobrazić? Jestem morderczynią. Nie mogłam inaczej.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt