Było chłodne styczniowe popołudnie. Opatulona w ciepły szalik Ola brnęła przez zaśnieżony parking. Właśnie wyszła ze szkoły i chciała jak najszybciej znaleźć się w swojej Toyocie Yaris- prezencie od mamy. Rozpaczliwie szukała samochodu na tle innych, bardzo podobnych pojazdów. Nagle zawiał porywisty wiatr i na twarz nastolatki wpadła kartka papieru. Ola szybko chwyciła ją palcami i spojrzała na wytłuszczone litery „Jesteś odważny? Chcesz się wykazać? Weź udział w słynnym teleturnieju i pokaż na co cię stać!”. Kolejne brednie, które wciskają Polskiej młodzieży. Jesteś odważny to staniesz się sławny, a jak boisz się własnego cienia lepiej zostać w domu- pomyślała Ola, po czym wsunęła kartkę do plecaka. Przeszła jeszcze dwa kroki i szczęśliwym trafem odnalazła auto.
Jadąc, nasłuchiwała jak deszcz bębnił w grube szyby samochodu. Lubiła prowadzić. Mogła wtedy pomyśleć i spędzić trochę czasu w samotności, a ostatnio bardzo jej potrzebowała. W domu wybuchały nieustające kłótnie, matka ciągle się jej czepiała, a przecież kiedyś miały taki dobry kontakt. Co się z tym stało? W oczach nastolatki pojawiły się łzy. Chciała, żeby było jak dawniej, kiedy mama zabierała ją na lody i wspólne spacery. Z dniem kiedy oznajmiła Oli, że znalazła sobie nowego partnera wszystko się skończyło. Ucichły rozmowy, a zaczęły się nieustające kłótnie i walki, których dziewczyna nie mogła znieść. Jej przemyślenia przerwał dzwonek telefonu. Na małym ekraniku wyświetliło się imię „Nadia”. Nie miała teraz ochoty rozmawiać z przyjaciółką. Po za tym właśnie skręcała w swoją ulicę i musiała przygotować się na spotkanie z mamą.
Kiedy Ola weszła do domu w powietrzu unosił się zapach pieczonego ciasta, a z kuchni dobiegały przyciszone głosy. Zawiesiła kurtkę na wieszaku i cicho udała się w stronę swojego pokoju. Wychodząc po schodach upadła i w całym mieszkaniu dało się słyszeć dźwięk uderzającego ciała o podłogę.
- O! Jesteś już. Masz może ochotę zjeść z nami ciasto? Rodzice Darka przyszli. Uważam, że powinnaś ich poznać – powiedziała mama.
-Czy do ciebie nie dociera, że nie chcę ich znać! Ja mam swoich dziadków i nie potrzebuję żadnych innych!
- No chodź usiądź z nami, będzie miło.
Mama nawet nie zapytała czy nic jej nie jest. Ją tylko interesował ten gość- Darek i jego rodzina. Ola podniosła swoje ciało z podłogi i kulejąc wspięła się po drewnianych schodach. Kiedy była już na górze zatrzasnęła za sobą drzwi pokoju, po czym przeszłą parę kroków i znalazła się na łóżku. Wtulając głowę w różową poduszkę zaczęła krzyczeć. Musiała wydrzeć się na tego mężczyznę, który pozwalał sobie na wszystko w jej domu, na mamę, bo się nią nie interesowała, na babcie, iż mimo tego, że Ola jej potrzebowała nie zadzwoniła przez dwa miesiące i na tatę za to, że umarł.
Dzień chylił się ku zachodowi. Nastolatka nadal leżała skulona w pościeli myśląc o tym co straciła w swoim życiu. Ten stan depresji doprowadził ją do tego, że zapomniała przygotować się na jutro do szkoły, po raz kolejny. Tak nie będzie- pomyślała Ola- przecież muszę myśleć przyszłościowo. Poderwała się z łóżka i wzięła plecak z pod starego, dębowego biurka, znajdującego się w rogu pokoju. Wyrzuciła wszystko na środek podłogi. Pierwszą rzeczą, którą zrobię dla siebie będzie dbanie o porządek- postanowiła i zaczęła układać przedmioty. Jej uwagę po raz kolejny przykuła kolorowa ulotka, lecz tym razem postanowiła sprawdzić o co w niej chodzi. Wpisała w wyszukiwarkę internetową nazwę teleturnieju z karteczki i jej oczom ukazała się przyciągająca wzrok strona o tytule „Konkurs mocy”. Dziewczyna z zaciekawieniem zaczęła przeglądać zdjęcia i informacje. Barwne fotografie przedstawiały uśmiechniętych ludzi, wykonujących różne zadania sprawnościowe. Byli tacy szczęśliwi, że Ola nagle zapragnęła stać się jednym z nich. Sprawdziła dokładne dane na temat miejsca jutrzejszego spotkania i zapisała je sobie na kartce. Jutro będę tak szczęśliwa jak oni, wezmę udział w tym teleturnieju- postanowiła, po czym zeszła na dół, bo niestety do udziału w programie potrzebna była zgoda rodzica. Wchodząc do kuchni zapytała najmilszym głosem na jaki było ją stać:
-Mamo możesz mi podpisać ten papier? To do szkoły.
- Po tym co dzisiaj odstawiłaś przy moich przyszłych teściach?!
-Jakich teściach? Umawiasz się z tym gościem od miesiąca!
- Darek mi się oświadczył i nie zgadniesz co… Zgodziłam się! - oznajmiła rozpromieniona mama.
Ola spróbowała pokonać swój gniew i tylko odburknęła „to twoja sprawa” po czym wyszła z pomieszczenia.
-Jak ona może się tak dawać wykorzystywać? – powiedziała sama do siebie, gdy już znalazła się w swoim pokoju - Przecież ten facet lgnie tylko do jej pieniędzy.
Szczęśliwym trafem już jutro nie będzie jej w tym domu. Nie przejmując się podrobiła podpis swojej rodzicielki. Miały bardzo podobne pismo, nawet najlepszy grafolog miałby trudność z jego rozróżnieniem. Było to bardzo przydatne, zwłaszcza w takich sytuacjach.
Następnego dnia Ola wyszła z domu o godzinie szóstej. Była bardzo zmęczona, z wrażenia nie spała prawie całą noc. Wzięła ze sobą tylko świeże ubrania i plecak, z kartą zgłoszeniową. Długo zastanawiała się, czy zabrać telefon, lecz stwierdziła, że nie będzie jej potrzebny i wraz z wiadomością dla mamy zostawiła go na stole kuchennym. Wsiadła do samochodu, po czym odpaliła silnik. Poczuła, jakby zaczynało się dla niej coś zupełnie nowego. Zaczynała żyć.
Przed budynkiem studio było zupełnie pusto. Po piętnastu minutach szukania przyzwoitego miejsca parkingowego, Ola wysiadła z samochodu. Skierowała się w stronę wejścia, lecz szybko jej przeszkodzono. Jakaś ogromna kobieta z dwójką dzieci pchała się przed siebie nie patrząc wkoło. Ole strasznie irytowało takie zachowanie w stylu „Jestem panią świata i wszystko mi wolno.” W końcu udało jej się dotrzeć do drzwi wejściowych, ale w tej samej chwili ktoś chwycił ją za ramie i mocno szarpnął na bok budynku. Przed oczami dziewczyny zrobiło się ciemno, założono jej worek na głowę. Nastolatka powoli traciła oddech, do czasu kiedy wsadzono ją do samochodu i zdjęto jej tkaninę z twarzy. Ola szybko rozejrzała się, by ocenić sytuacje. Znajdowała się w wielkim, bagażniku. Obok niej siedziało jeszcze parę zdezorientowanych ludzi, mniej więcej w jej wieku. Szyby pojazdu były pozaklejane czarną taśmą, tak że nikt nie wiedział, w jakim kierunku porusza się auto. Ola nie mogła dostrzec kierowców, ponieważ dostęp do przednich siedzeń odcinała czarna roleta. Jej wzrok przykuła szczupła dziewczyna, która opierała swoją głowę o bok samochodu, najwyraźniej spała. Jej ręce były przykute do sufitu ciężkim łańcuchem.
-Hej wie ktoś może gdzie jesteśmy? – zapytał jakiś brązowowłosy chłopak.
-Przypuszczam, że w samochodzie – odezwała się niebieskooka blondynka.
Wszyscy zmierzyli ją wzrokiem pełnym wyrzutu. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i wzruszyła szczupłymi ramionami.
-Oni nas porwali. Przecież po co zakładali by nam worki na głowę. Boję się! – pisnęła jakaś dziewczynka w kącie.
Na oko Oli miała około dziesięciu lat. Co za ludzie porywają takie małe dziecko, a może jest tu z kimś starszym- zastanawiała się nastolatka. Nagle rozległ się wysoki pisk. To ta śpiąca dziewczyna zaczęła krzyczeć przez sen. Jakiś chłopak siedzący tuż obok zaczął nią potrząsać. Na chwilę przestała wydawać dźwięki. Była ewidentnie przestraszona.
-Może ci porywacze jej coś zrobili?- dziewczynka w kącie zaczęła myśleć na głos.
- Słuchajcie, jeżeli to jest porwanie to dlaczego nikt nie zadzwoni po policję? Czy ktoś z was ma telefon?- odezwał się jakiś tęgi chłopak.
Wszyscy zaczęli grzebać po kieszeniach, lecz na marne. Porywacze musieli zatroszczyć się o pozbawienie ich środków pomocy. Ola zaczynała bać się coraz bardziej, ale zachowała resztki zdrowego rozsądku. Postanowiła pomóc sobie i innym w ucieczce.
- Żeby uciec musimy poznać się nawzajem. Ja mam na imię Ola. Proszę, niech teraz każdy z was się przedstawi.
- Dobrze mówisz! Ja jestem Bartek- odezwał się tęgi chłopak.
Po kolei zaczęły padać imiona. Ola zapamiętała tylko parę z nich. Niebieskooka nazywała się Julia, a jej towarzysz Marek. Byli jeszcze Zosia, Janek i Kornelia. Nagle samochód gwałtownie zahamował. Chwilę później ktoś otworzył bagażnik. Ola nie mogła dostrzec twarzy, przykrytej czarną kominiarką, ale był to z pewnością mężczyzna. Za nim rozciągało się wielkie ogrodzone pole. Byli na jakiś pustkowiach. Ola zaczynała bać się coraz bardziej. Można to było poznać po gęsiej skórce pojawiającej się na jej ciele. Wszyscy wysiedli z samochodu. Obok porywacza stanęła wysoka kobieta, o pociągłej twarzy i zgarbionym nosie. Miała kruczo czarne włosy, które opadały jej na twarz. Spoglądała na nastolatków szyderczym wzrokiem. Jej kolega odezwał się niskim głosem.
- Jako jedni z nielicznych zostaliście wytypowani do udziału w naszym nowym projekcie. Waszym zadaniem będzie przemierzenie dwunastu ogrodów w dwadzieścia cztery godziny. Każdy ogród nosi nazwę jednego z miesięcy, a warunki panujące na nim są takie same jak podczas danego okresu w ciągu roku. Jeżeli nie uda wam się tego zrobić wy i wasze rodziny poniesiecie konsekwencje.
Wszyscy z przerażeniem wbili wzrok w mówiącego i nie zwrócili uwagi, kiedy jego współpracowniczka zakuwała ich ręce w kajdany. Robiła to z taką wprawą, że nikt nie poczuł zaciskającego się na dłoniach metalu. W jednej chwili zamknęli uczestników w klatkach dla zwierząt. Śmierdziało w nich padliną, po mimo tego, że znajdowały się na świeżym powietrzu. Ola czuła się bardzo niekomfortowo w srebrnych kajdankach na ręce. Jej dłonie były wygięte pod złym kątem i strasznie bolały. Dziewczyna miała nadzieję, że ta przygoda szybko się skończy. Sama nie wierzyła własnym myślom, ale chciała wrócić do domu. Nagle poczuła, że ogarnia ją niesamowite zmęczenie i zamykając powieki zapadła w głęboki sen.
Nastolatkę obudził krzyk. Mimo tego, że wszędzie panowała grobowa ciemność, Ola dostrzegła otwierające się drzwi klatki. Przez otwór wszedł porywacz, prowadząc ze sobą jakąś dziewczynę. Ola odruchowo zamknęła oczy, żeby mężczyzna myślał, że śpi. Nie chciała się narażać. Ktoś stanął tuż obok niej. Dziewczyna wstrzymała oddech mając nadzieję, że ten okrutny człowiek nic jej nie zrobi. Chwilę później usłyszała cichy szczęk krat obok jej ucha i porywacz odszedł. Ola otworzyła oczy. Tuż obok siebie dostrzegła rudą postać skuloną w bólu. Jej usta zaklejone były szarą taśmą klejącą, a oczy strasznie podkrążone. Musiała być bardzo zmęczona. Ola szybko spostrzegła, że ową postacią jest dziewczyna, która spała w samochodzie. Była bardzo ciekawa, dlaczego wpuścili ją dopiero teraz, gdy cała grupa już spała. Może ją torturowali- zastanawiała się. Spróbowała uwolnić ręce z żelaznego ucisku. Można było powiedzieć, że nadgarstki nie były jej największym atutem, ale po dłuższych próbach uwolniła się z kajdanek. Odkleiła dziewczynie taśmę z buzi.
-Hej jestem Ola, a ty jak się nazywasz? Co oni ci takiego zrobili?
-Jestem Sara i ta działka należy do moich przodków, lecz wszystko się zmieniło, kiedy zostałam sama na tym świecie. Niechętnie przyznam, że przeszłość mojego rodu nie jest zbyt kolorowa. Pra dziadek był hrabią, który torturował swoich pracowników. W starej piwnicy znajdowało się wiele narządów w formalinie, a ci złodzieje włamując się tam, wszystko odkryli.
Od tamtej pory trzymają mnie w niewoli i próbują dowiedzieć się więcej o historii moich przodków. Chcą z robić z tego jakieś doświadczenie, ale ja już tego nie zniosę. Zburzyli mój dom, a teraz chcą zniszczyć mnie.
- To straszne. Jak oni mogą robić coś takiego?! Nawet mimo tego, że twój pradziadek był okrutny– odpowiedziała wstrząśnięta Ola.
-Myślę, że chcą się tylko zabawić kosztem innych. Zresztą wiesz ile jest teraz ludzi, których śmieszy krzywda, ale oni zawsze byli. Najlepszym, tego przykładem jest pra dziadek August.
Rozmowę przerwał kolejny szelest krat. Ola szybko zakleiła Sarze usta i wsunęła ręce z powrotem w kajdanki, żeby nie budzić podejrzeń przestępców. Do klatki weszła kobieta dzwoniąc złotym dzwoneczkiem. Mimo, że przedmiot był mały wydawał przeraźliwie wysoki dźwięk. Wszyscy poderwali się ze swoich miejsc. Niektórym sprawiło to małą trudność, ponieważ musieli wstać, bez podpierania się rękami. Porywaczka przypięła ich do jakiegoś grubego sznura. Ola poczuła się jak pies, który musi słuchać swojego właściciela. Cała grupa została wpuszczona przez wielką bramę do ogrodu, który był mniej więcej wielkości boiska do koszykówki. Wszyscy usłyszeli, jak metalowe wrota zamykają się za nimi. Był środek nocy, a piętnastoosobowa drużyna była zdana całkowicie na siebie.
Wszyscy byli bardzo zdezorientowani, aż do czasu, kiedy uświadomili sobie, że przedstawienie właśnie się zaczęło. Jedna dziewczyna wyjęła ze swojej kieszeni miniaturową latarkę i przyświeciła nią w północną stronę. W dali ogrodu znajdował się mały leśniczy domek. Cała grupa postanowiła wybrać się tam, by zobaczyć, co kryje się za drzwiami budynku.
Z bliska domek wydawał się całkiem zwyczajny. W górę pięły się długie łodygi bluszczu, porośnięte ciemnozielonymi liśćmi. Z przodu mieściły się dwa przyciemniane, drewniane okna i ciężkie drzwi. Całość budowli pokryta była sosnowymi deskami, a dach został wykonany ze słomy. Nowi znajomi weszli do środka i ich oczom ukazała się pusta przestrzeń, ze skrzynią w kącie pomieszczenia. Janek, jako najbardziej śmiały z całej grupy podszedł do kufra i zbadał tajemniczą zawartość. Jego oczy wyglądały, jakby zaraz miały wyjść z orbit. Sięgnął ręką do drewnianego pudła, lecz w tej samej chwili w powietrzu dało się poczuć zapach dymu. Wszyscy z przerażeniem wybiegli na zewnątrz. Okazało się, że ktoś podpalił chatkę. Ale jak? Przecież porywacze zamknęli bramę na klucz. Czyżby był tu ktoś jeszcze?- zastanawiała się Ola.
Zdezorientowani przyjaciele popatrzyli po sobie. Na środek wystąpiła Ola i zaczęła przeliczać całą grupę. Brakowało jednej osoby- Janka. Chłopak był tak zaabsorbowany zawartością skrzyni, że zapomniał o Bożym świecie. Wszyscy zaczęli wpatrywać się w pomarańczowe płomienie liżące całą chatkę, która była drewniana, a takie budowle płoną najszybciej. Cała drużyna w duchu zaczęła modlić się za poległego przyjaciela.
Nikt nie był w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa. Mimo, że krótko się znali to wszyscy zdążyli polubić Janka. Wnosił wiele radości w grupę, a teraz wszystko ucichło. Jak bezduszny może być człowiek, który chciał zabić piętnaście osób? Blondynka znalazła w pobliżu krzak czerwonych róż i po urwaniu jednej z nich, złożyła ją przed płonącym budynkiem, oddając w ten sposób hołd zmarłemu. Nagle w zaroślach coś się poruszyło. Ola wzięła długą gałąź z pobliskiego drzewa i dźgnęła nią w tamtą stronę. Zza krzaków wyskoczyła ruda wiewiórka i w tym samym momencie wszystkim stanęły serca. Futro zwierzątka pobrudzone było krwią. Nastolatka jeszcze raz wykonała zamach, lecz tym razem gałąź natrafiła na coś twardego. Do przodu wstąpił Marek, który delikatnie rozsunął liście krzewu i ich oczom ukazały się małe drzwiczki. Ruda Sara oznajmiła że te drzwi pochodzą z jej starego domku na drzewie, wystarczy przycisnąć z boku guzik i wrota od razu się powiększą, dlatego podeszła i lekko dotknęła mały przycisk. Przed nimi, jak za sprawą jakiś czarów wyrosło wielkie przejście.
- I ty miałaś coś takiego w swoim domku na drzewie?! Mój składał się z dwóch desek złączonych klejem- powiedział Marek.
- Może i mój domek był ładniejszy, ale ty przynajmniej miałeś się z kim bawić, w swoim- odparła Sara.
Marka dotknęły te słowa i zaczął pocieszać koleżankę.
-Teraz masz nas i już nigdy nie będziesz cierpiała na brak przyjaciół. Co nie?
-Pewnie - cała grupa odparła chórem.
Nagle Ola od dłuższego czasu poczuła, że gdzieś przynależy. Owszem, znała tych ludzi bardzo krótko, ale szybko znaleźli wspólny język i przede wszystkim cel. Szybko podbiegła do Sary i mocno ją uściskała, ponieważ nowa przyjaciółka bardzo tego potrzebowała. W końcu chłopak o imieniu Łukasz podszedł do przodu i pociągnął za złotą klamkę. Kamila skierowała swoją latarkę w stronę otworzonych drzwi. Ich oczom ukazał się nowy ogród, lecz tym razem dużo trudniejszy do przejścia. Cała przestrzeń wypełniona była wodą, a przy samym brzegu zacumowana była mała łódeczka, z dwoma wiosłami.
-Przecież się tam nie zmieścimy- powiedziała Kamila.
-Mam pomysł wsiądę do łódki i będę przewoził po kilka osób na drugą stronę jeziora- odparł Marek.
Wszystkim spodobała się ta idea. Jako pierwsze do łódki wsiadły Ola i Kornelia. Kiedy dopływali już na środek jeziora wezbrały się wielkie fale. Marek stracił panowanie nad statkiem i po chwili prawie wszystko na pokładzie było mokre od wody. Fale zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Na szczęście Marek nie miał już większych problemów z odstawieniem dziewczyn na brzeg. Wychodząc z łódki Ola dostrzegła coś, czego nie można było przeoczyć i kiedy już znalazła się na lądzie podbiegła w tamtą stronę. W siatce znajdowała się dziura wielkości piłki gimnastycznej, co oznaczało, że w tamtej części ogrodzenia nie przebiegał prąd. Ola nigdy nie była bardziej szczęśliwa niż wtedy. Zawołała Kornelię i razem pouginały pręty, które mogłyby zranić uczestników, przy przedostawaniu się na drugą stronę.
W momencie, kiedy ostatnia tura dopłynęła na brzeg, Ola powiadomiła przyjaciół o swoim odkryciu. Szczęśliwe miny kolegów mówiły same za siebie. Wszyscy udali się na drugą stronę ogrodzenia. Niestety przeciskając się przez szczelinę Zosia zraniła sobie lewą nogę. Łukasz wziął ją na plecy. Musieli szybko uciekać z tamtego miejsca, nim porywacze zorientują się, że nie ma ich na terenie ogrodów. Robert zadecydował, że pójdą w stronę północy i wszyscy podążyli za nim.
Kiedy na dworze zaczęło się przejaśniać grupa przyjaciół dochodziła do jakiejś wioski. Wyglądała całkiem przyjaźnie. Między małymi domkami znajdowały się pastwiska, a z kominów leciał szary dym. Przyjaciele wiedzieli, że o tej porze wszyscy mieszkańcy śpią, dlatego udali się do najbliższego motelu.
Kiedy weszli do małego pomieszczenia z napisem „Recepcja”, zastali starszą kobietę pochrapującą za ladą. Musiała być bardzo zmęczona wczorajszą zmianą. Jej siwe włosy opadały na czoło, a okulary zsunęły się prawie na sam czubek zadartego nosa. Ola podeszła i lekko szturchnęła śpiącą kobietę w ramię. Staruszka szybko poderwała się i skruszona powiedziała ochrypłym głosem:
-Przepraszam was dzieci. Musiałam zasnąć wczoraj sortując tę całą dokumentację. Jest jakaś szansa, że nie powiecie mojemu szefowi?
-Nic nie szkodzi. Nie powiemy szefowi, jeżeli da nam pani skorzystać z telefonu. Zgubiliśmy się, a nikt z nas nie wziął komórki- odparła Ola.
- Oczywiście macie tu parę drobnych, a tam jest telefon.
-Jak miło z pani strony. Oddamy pieniądze, gdy rodzice po nas przyjadą. Jak nazywa się ta miejscowość? – zapytał Marek.
-Jesteśmy w Żabach. Największe duże miasto w okolicy to Warszawa.
-Dziękuje- powiedział nastolatek.
Chłopak podszedł do telefonu, żeby zadzwonić po swoich rodziców. Szczęśliwym trafem jego ojciec był właścicielem firmy wynajmującej autobusy. Odkładając słuchawkę nastolatek zapewnił swoich przyjaciół, że jego tata będzie po nich za piętnaście minut. Starsza pani poradziła grupie usiąść sobie w hallu i poczekać. Wszyscy posłusznie wykonali jej polecenie.
Duży pokój był cały wypełniony czerwonymi fotelami. Na ścianach wisiały obrazy przedstawiające królów Polski. Nic dziwnego, że motel nosił nazwę „Królewski”. W kącie stało spore akwarium z egzotycznymi rybami. Oli od razu przypomniało się przerażające jezioro.
-A co jeśli ci porywacze nas teraz ścigają?- zapytała Zosia.
-Na pewno nie wiedzą, że uciekliśmy. Wszystko będzie dobrze- zapewniał ją Łukasz.
Nikt nie chciał martwić małej dziewczynki. Była wykończona, a z jej nogi leciała stróżka krwi. Po drodze do motelu musieli zrobić jej opatrunek uciskowy, ponieważ rana nie chciała się zagoić. Wszyscy mogli brać przykład z dziewczynki. Była najmniejsza z nich wszystkich, do tego została zraniona, ale wcale nie narzekała.
Dwadzieścia minut później pod budynkiem zjawił się autobus, z którego wyszedł mężczyzna ubrany w skórzaną kurtkę. Jego włosy spięte były w długi kucyk. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Marek wyglądał jak kopia swojego ojca, dosłownie. Gdyby nie wiadomość, że jest jego synem można ich było uznać za bliźniaków.
-Synu gdzie ty byłeś przez całą noc? Bardzo się o ciebie martwiliśmy- powiedział tata Marka.
-Tato nigdy nie uwierzysz. Wczoraj poszedłem na ten teleturniej. Wszystko było w porządku, dopóki dwójka przestępców nas nie porwała. Uciekliśmy. Musisz zadzwonić na policję. Oni wciąż są na wolności, ale najpierw musimy zawieźć Zosię do szpitala, bo zaraz się wykrwawi- odpowiedział przejęty chłopak.
-A co z twoim telefonem? Przecież go zabrałeś.
-Ukradli, nam wszystkim.
- Dobrze synu, a co to był za adres?
- Liliowa 86- wtrąciła się Sara – A ta dwójka przestępców to Katarzyna i Filip.
- Dobrze wsiadajcie już do autobusu, jedziemy do lekarza- powiedział tata.
Kiedy dojeżdżali pod szpital Bogdanowicza, Marek zadzwonił na policję. Miły pan posterunkowy powiedział, że od dawna szukali tych porywaczy, a ta sytuacja zdarzała się już parę razy, ale w innych miejscach. Tata Marka poszedł odprowadzić Zosię do szpitala. Zajęło mu to trochę czasu, bo musiał zaczekać, aż rodzice dziewczynki pojawią się na miejscu.W tym samym czasie cała grupa wymieniła się ze sobą adresami mailowymi.
Po czterdziestu minutach autobus podjechał pod dom Oli. Dziewczyna nie mogła się doczekać, kiedy przeprosi mamę. Przez tą noc zrozumiała, jak bardzo ją kocha i jej potrzebuje. Kiedy otworzyła drzwi w przedpokoju zastała płaczącą rodzicielkę.
-Ola! Gdzie ty byłaś? Tak bardzo się martwiłam…
- Już dobrze mamo. Przepraszam cię za te nasze kłótnie i za to, że nie zaakceptowałam Darka. Obiecuję, że to się zmieni. Kocham cię- powiedziała Ola.
-Och, córeczko, ja też cię przepraszam i kocham cię, najbardziej na świecie.
Po przytulaniu, zasiadły do wspólnej kolacji. Ola włączyła telewizor, akurat szły wiadomości. „Policja złapała dwójkę poszukiwanych przestępców. Czeka ich kara dożywotniego pozbawienia wolności” głosił napis na ekranie a Ola uśmiechnęła się pod nosem i wróciła do jedzenia sałatki.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt