Święty Mikołaj sunął na saniach. Niebo było rozgwieżdżone, a księżyc przybrał postać rogalika. Renifery ciągnące sanie, stukały kopytami o diamentową taflę nieba, a brodaty starzec w czerwonym płaszczu ze skupieniem kierował śnieżny wehikuł na zachodnie wyspy. Poganiał swoje renifery ze srogo zmarszczonymi brwiami, bo wiedział dobrze, jak wiele dzieci i dorosłych czeka na ich przybycie.
Kiedy tylko wylądował na dachu jednego z domów, spojrzał na sanie. Widząc worki pełne prezentów, poczuł ogromną ulgę, zdążył na czas, a to oznaczało, że misja zostanie wykonana jak co roku.
Chwilę później zarzucił na ramię jeden z worków i bezgłośnie zszedł przez komin do przyciemnionego pokoju, w którym stała rozświetlona choinka. Po cichu, aby nikt go nie zauważył, wyciągnął z wora kilka zapakowanych prezentów i położył pod
kolorowym drzewkiem. Uśmiechnął się zadowolony i wskoczył z powrotem do komina, aby po chwili znaleźć się na dachu.
Nagle zauważył chłopca siedzącego przy jego saniach.
Wzdrygnął się.
- Ej, a tyś co za jeden, jak tu wszedłeś? - zapytał, podchodząc do dziecka. Ten nie odpowiedział, tylko siedział ze skrzyżowanymi nogami i się uśmiechał.
Święty Mikołaj zbliżył się i przyjrzał dokładnie.
Chłopak nie miał więcej jak dwanaście lat, ubrany był w długi, niebieski, wełniany płaszcz. Jego blond czupryna delikatnie powiewała na mroźnym wietrze.
- Nie masz czapki? - zapytał. Tamten tylko pokręcił głową.
- Przeziębisz się! - powiedział z troską brodaty starzec i pociągnął za swoją długą białą brodę.
Chłopiec znowu zaprzeczył ruchem głowy.
- Nie umiesz mówić? - zapytał zdziwiony Święty.
- Umiem, Mikołaju! - odezwał się w końcu młodzieniec i wstał.
Starzec zaskoczony cofnął się.
- Nie podchodź! - Wyciągnął ręce przed siebie. - Nikt nie może wiedzieć o moim istnieniu! Nie mówiąc o rozmowie ze mną! Jak to zrobiłeś? Tak naprawdę nikt mnie jeszcze nie spotkał, jestem tylko wytworem wyobraźni! - Mikołaj podparł się pod boki i podejrzliwie przyglądał się chłopakowi.
- Spokojnie, nikomu nie powiem, Mikołaju! Jestem Andy. - Chłopiec wyciągnął rękę, żeby się przywitać.
Stał z wyciągniętą dłonią.
Brodaty mężczyzna z wielkim brzuchem i czerwoną czapką na głowie, niezdecydowanie uścisnął rękę chłopca. Nagle wybuchnął śmiechem, po czym zaskoczony swoją reakcją zatkał usta i ucichł.
- Miło mi cię poznać, Andy! - Potrząsnął jego dłoń. - Ale wyjaśnij, jak tu się znalazłeś? I po co to zrobiłeś? Nie lepiej by było, gdybym pozostał wytworem twojej wyobraźni?
Malec zaśmiał się po cichu i zaprzeczył ruchem głowy.
- Ciekawość Mikołaju sprawiła, że musiałem tu wejść.
- Wejść?! A niby jak, nie widzę tu żadnej drabiny, a dom jest wysoki?
Chłopak nadal uroczo się uśmiechał.
- Nie ma drabiny Mikołaju, ale może być wytworem twojej wyobraźni. Skoro stoją tu piękne renifery, sanie załadowane workami prezentów i ty, to jest również drabina - wyszczebiotał.
Mikołaj zaskoczony podniósł swoje białe brwi.
- Kim jesteś? - zapytał.
- Tym, kogo widzisz... Mam na imię Andy, ale to już ci powiedziałem. - Chłopiec podskoczył i stanął na jednej nodze. - A przyszedłem do ciebie, bo jesteś jedynym, który ma sanie i może się nimi przemieszczać szybko w każde miejsce.
- Mam cię gdzieś zabrać? - zapytał zaskoczony Święty.
- Być może. Ale najpierw powiedz, po co w ogóle tu przyjechałeś?
- Co to za pytanie, mój chłopcze? Dzisiaj wszyscy czekają na prezenty ode mnie! To wyjątkowy dzień, nie mogę ich zawieść.
- Jak wyjątkowy, drogi Mikołaju?
- Ej, chłopcze, nie nabieraj mnie, nie wiesz? Dziś jest Wigilia Bożego Narodzenia!
- Ach, no tak... Zapomniałem, to taka tradycja... Ty, sanie, prezenty. To znaczy, że jutro narodzi się Bóg?!
- Już się urodził, dawno temu! Nie wiesz o tym, mały? Coś ty za jeden, powiedz prawdę!
- Skoro dawno temu, to jest starszy od ciebie?
- Tak, dużo starszy! I jest wielki, wszyscy go kochamy, zmartwychwstał i zrobił to dla nas. Co ja ci tu będę tłumaczyć, takie rzeczy wszyscy wiedzą.
- Wszyscy? Ale gdzie on jest, skoro go nie widać?
- W niebie, drogi chłopcze! I pilnuje nas, jest dosłownie wszędzie! - Święty Mikołaj zniecierpliwił się. -Wracaj do domu Andy, rodzice pewnie się martwią!
- Nie martwią się. Nie wiedzą, że z tobą rozmawiam. Nawet im nie powiem. - Uśmiechnął się ciepło Andy.
Przeskoczył na lewą nogę i teraz stał na niej. Prawą machał w powietrzu.
- Czego w takim razie chcesz ode mnie? Prezentów?
- Nie, już dostałem. Od mamy i taty.
- No to pięknie! - Zaśmiał się brodaty starzec i poklepał po brzuchu.
- Skoro Bóg jest wszędzie, to możesz mi go pokazać?
- A niby jak? - Zdziwił się i uniósł gęste, siwe brwi.
- Nie wiem, może na saniach gdzieś pojedziemy i mi pokażesz? To byłby świetny prezent – Pokiwał głową Andy.
Mikołaj zafrasował się. Widać było, że intensywnie myśli.
- Dobrze dziecko, wskakuj na moje sanie i mocno się trzymaj, coś ci pokażę.
- Hurra, dziękuję Mikołaju! - Andy wskoczył na sanie, usiadł za Świętym i mocno chwycił go w pasie.
Renifery szurnęły kopytami o taflę nieba i sanie ruszyły z impetem.
- Dokąd lecimy? - zawołał chłopak, gdy wiatr rozwiewał jego grzywkę.
- Do pierwszego, lepszego domu. Chcę ci coś pokazać.
- Co takiego?
- Że Bóg jest wszędzie, mój chłopcze!
- A jak nas zobaczą?
- Kto, Andy?
- Ludzie, którzy tam będą!
- Nie martw się. Zrobiłem tak, że od tej chwili nikt nas nie będzie widział.
- Serio? Wow! Ale z ciebie czarodziej! - zawołał zachwycony chłopiec.
Po chwili wylądowali na dachu jednorodzinnego domu, na którym leżało mnóstwo białego puchu.
Zostawili sanie i zsunęli się bezszelestnie w dół.
Usłyszeli jakieś głosy w środku. Weszli przez zamknięte drzwi, Andy z uznaniem spojrzał na Mikołaja i podniósł do góry kciuk. Brodaty Mikołaj uśmiechnął się, po czym zawadiacko mrugnął.
Stanęli w ciemnym pokoju i zaczęli się rozglądać.
Przy stole siedziała dziewczynka o ślicznych blond włosach, mogła mieć jakieś siedem lat, obok siedział nieco starszy chłopiec i jadł coś, co przypominało zupę.
Na tapczanie obok spał mężczyzna, a kobieta w fotelu oglądała telewizję.
- Mamo, kiedy przyjdzie ten Mikołaj? Już późno! - zawołała dziewczynka.
- Może nie przyjdzie? Może byliście niegrzeczni! - kobieta nie odrywała oczu od telewizora.
- Byliśmy! - wrzasnął chłopiec.
- Zamknąć jadaczki! - burknął mężczyzna, śpiący dotąd na wersalce. - A ty przynieś mi jeszcze butelkę wódki z lodówki! - zawołał do kobiety.
- Tato, nie pij proszę, jest Wigilia! - odezwała się po cichu dziewczynka ze strachem w oczach.
- Coś ty powiedziała?! - Mężczyzna zerwał się jak rażony piorunem.
- Nic! Przepraszam! - zapiszczała dziewczynka i skuliła się przy stole.
- Ty smarkulo będziesz mi mówić co mam robić, a czego nie?! - wymamrotał, wstał i się zatoczył.
Wyciągnął pasek ze spodni. Kobieta, widząc to, zerwała się z fotela.
- Zostaw ją! - Chwyciła męża za koszulę.
- Co takiego?! Już ja wam pokażę! - Zamierzył się na małżonkę i uderzył paskiem. Dzieci zerwały się z krzeseł.
- Tato, nie bij mamy, błagam, nie bij jej znowu! - wrzasnął chłopak i po chwili sam otrzymał uderzenie paskiem, zaniósł się płaczem.
Święty Mikołaj stał jak osłupiały. Po chwili wziął za rękę Andy'ego i pociągnął do wyjścia.
- Chodźmy!
- Zaraz, nie pomożemy im?! - zapytał Andy w drodze na dach.
- Przecież nas nie widać, a skoro nie widać, to nie możemy nic zrobić - Pokręcił z dezaprobatą głową i wsiadł na sanie.
- Co mi chciałeś tu pokazać?
- Nic, chłopcze, zły adres wybrałem! Pojedziemy w inne miejsce!
- Dobrze Mikołaju, w takim razie w drogę! - zawołał Andy.
Po kilku chwilach weszli do innego domu.
Zobaczyli wigilijny stół, przy którym siedziała rodzina.
Dwoje dorosłych i gromadka uroczych dzieci. Andy naliczył czwórkę, z czego dwoje było w jego wieku.
Siedzieli przy stole, jedli chleb posmarowany margaryną i popijali jakąś zupę.
- Mamo, jestem głodny, a tu znowu chleb i ta zupa, co wczoraj. Mówiłaś, że w wigilię będzie rybka! - zawołał kilkuletni brzdąc.
- Miała być, ale nie ma, nie wybrzydzaj! Wiesz, że tata nie może znaleźć pracy! Ciesz się, że jest chociaż chleb. Widziałeś, jak nieraz pokazują w telewizji, dzieci w Afryce umierają z głodu! A ty wybrzydzasz! - Kobieta była zdenerwowana. - Zaraz zrobię herbatę!
Starszy chłopak wstał od stołu.
- Co roku to samo! Mam tego dość, co to za wigilia!
Mikołaj chwycił Andy'ego za rękę i bez słowa wyszli na zewnątrz.
Ruszyli.
- Dokąd teraz, Mikołaju?
- Pokaże ci plebanię. To dom Ojca, mieszkają tam ludzie, którzy całe swoje życie oddali Bogu. Ale o tym później ci opowiem.
Po kilku minutach zaparkowali pod kościołem, zmarznięci weszli na plebanię.
- O kurczę, co tu się dzieje? - zapytał Andy z przerażeniem w oczach.
Ich oczom ukazała się choinka, obok stał nagi chłopiec w wieku około dziesięciu lat, miał smutne oczy i spuszczoną ze wstydu głowę. W tym czasie jakiś mężczyzna w czarnej sutannie robił mu zdjęcia i co chwilę instruował malca jak ma się ustawiać.
- Cholera jasna! – zaklął Święty Mikołaj. Chodźmy stąd natychmiast i zamknij oczy, Andy! - Rozkazał.
Jego białe brwi były teraz nienaturalnie zmarszczone.
- Co to było Mikołaju? Czemu ten chłopiec był nagi?
- Zapomnij co widziałeś, wybacz mi! Po raz kolejny zabrałem cię nie tam, gdzie powinienem...
- Ale mówiłeś, że pokażesz mi Boga! Czy to był Bóg?!
- Nie, jego tam nie było...
- Jak to, mówiłeś, że jest wszędzie?
- Nie zadawaj trudnych pytań, później ci wyjaśnię, Andy.
Ruszyli bez słowa.
- Teraz cofniemy się w czasie! Pokażę ci szkołę. Chcę, abyś wiedział, że... Nieważne, później ci powiem o co mi chodzi.
Podjechali saniami i zatrzymali się na dachu jakiejś szkoły.
Jeszcze nie zdążyli zejść, gdy zauważyli mnóstwo ludzi, którzy biegali w tę i z powrotem. Przed szkołą, na placu i boisku szkolnym.
- Co to za ludzie Mikołaju, co to za popłoch?
- Nie wiem, zobaczmy - Starzec zszedł i stanął na skraju dachu.
- To policjanci?! Dlaczego biegają z bronią?
Święty rozglądnął się, był zdziwiony. Nagle znaleźli się przed reporterką jakiejś lokalnej telewizji.
- ”To, co się wydarzyło tutaj przed godziną, jest nie do zrozumienia...” - Usłyszeli głos kobiety, która stała przed kamerą.
- ”Nieznany sprawca zabił z broni maszynowej dwanaścioro małych, niewinnych dzieci! Wtargnął do szkoły i zaczął strzelać na oślep, na miejscu zginęło dwunastu maluchów w wieku od pięciu do siedmiu lat! Kiedy policja dotarła na miejsce, szaleniec popełnił samobójstwo...”
- O czym ta pani opowiada Mikołaju?! - Andy spojrzał na brodacza w czerwonym płaszczu.
Ten stał jak wryty.
Po chwili, bez słowa odciągnął chłopca.
- Chodźmy stąd... - powiedział cicho.
- Mikołaju, dlaczego jesteś taki wstrząśnięty? Czy tam był Bóg?
- Nie Andy, tam go nie było. - Zwiesił głowę.
- Jak to?! To dlaczego mówiłeś, że on jest wszędzie?
- Tam był szatan, Andy, ta pani opowiadała o tym, co zrobił szatan...
- Rozumiem. Tylko co to za świat, w którym szatan jest wszędzie, zamiast Boga? Co robił w tym czasie Bóg, który nas wszystkich kocha?
- Andy, proszę cię! - Starzec stanął w miejscu.
- Ach, przepraszam. Nie chciałem zadawać trudnych pytań...
- Coś ci pokażę, Andy, tym razem pewnie zrozumiesz.
- Okej, w takim razie wsiadajmy na sanie.
Ruszyli.
- Dokąd teraz?
- Znam rodzinę, tam na pewno jest nasz stwórca,
pokażę ci chłopcze. Ci ludzie zawsze mieli pod górkę, że się tak wyrażę. Ale w tym domu zawsze najważniejsza było rodzinne ciepło i zrozumienie.
Zresztą, sam zobacz. - Stanęli na kolejnym dachu.
Kiedy weszli do domu, jakiś mężczyzna płacząc, rozmawiał przez telefon. Z usłyszanych słów dowiedzieli się, że Eva jest w szpitalu, opiekuje się małą Sarą.
- Kim jest Eva? - spytał Andy.
- To mama Sary. Chyba jej córka jest w szpitalu, nie wiem dlaczego, jedźmy tam chłopcze!
Wsiedli na sanie.
- A ile lat ma jej córka, Sara?
- Sześć, Andy. Ma sześć lat.
Wkrótce zaparkowali na dachu szpitala, zaczął sypać śnieg, zrobiło się jeszcze zimniej. Od razu znaleźli się w kaplicy.
Przed ołtarzem klęczała kobieta.
- To Eva... - powiedział cicho Święty.
- Co ona robi?
- Modli się.
- Do Boga?
- Tak...
Usłyszeli ściszony głos kobiety:
”Panie wszechmogący, nie pozwól jej umrzeć. Ona
nikomu nic nie zrobiła, ma dopiero sześć lat, kocham ją najmocniej na świecie, błagam cię, Boże” - Klęczała ze złożonymi rękoma, płakała.
Nagle znaleźli się w szpitalnej sali, leżała tam córka Evy.
Obok w łóżeczkach znajdowało się kilkoro dzieci, wszystkie podłączone do medycznych aparatur.
Do sali wszedł lekarz z matką Sary.
- Przykro mi, ale stan pani córki jest krytyczny, pogarsza się z każdą godziną. Naprawdę bardzo mi przykro... - powiedział ze spuszczoną głową.
Mikołaj szarpnął chłopca za rękę. W ciągu kilku chwil znaleźli się na dachu szpitala.
Święty usiadł zrezygnowany na swoich saniach.
- Kim jesteś, Andy? Chcę znać prawdę! - powiedział, nie spuszczając oczu z chłopca.
- Jestem zwykłym chłopcem, Mikołaju. Tylko...
- Tylko co?
- Żyję w innym świecie, obok ciebie.
- Jest inny świat? Nie nabieraj mnie? - Staruszek z siwą brodą zbliżył się do Andy'ego i zmarszczył srogo brwi.
- Jest. Niczym się nie różni, oprócz jednej kwestii. Ale za to najważniejszej.
- O czym mówisz? - zrezygnowany Święty Mikołaj szeroko otwarł oczy.
- W moim świecie zamiast jednego waszego Boga, któremu wszystko jedno, jest trzech innych. Ale im nigdy nie jest wszystko jedno.
- Nie żartuj, co? W tych sprawach to nie na miejscu, Andy.
- Nie żartuję, ja ich znam Mikołaju. Powiem więcej, jesteśmy zaprzyjaźnieni!
Mikołaj nie mógł uwierzyć w słowa chłopca, przez chwilę nawet sądził, że wszystko jest jakąś niezdrową drwiną. Jednak jednoznaczne sytuacje w jakich się odnajdywali, sprawiły, że zapragnął poznać prawdę.
- W takim razie kim są ci Bogowie? Potrafisz ich nazwać, chłopcze?
- Naturalnie! Tylko... - Zamyślił się Andy na krótko. - Ciężko wyrazić to zwykłymi słowami. Jednak spróbuję, abyś zrozumiał Mikołaju. Pierwszy z nich ma na imię Miłość.
- Nasz Bóg to miłość, Andy!
- Jak to?
- On jest w każdym z nas!
- Nie rozumiem? - Zdziwił się chłopiec. - W każdym?!
- Oczywiście!
- A więc to Bóg zabił tych dwanaścioro dzieci? I tych pozostałych?
- Jakich pozostałych? - Zdziwił się Mikołaj.
- Nie wiesz? Co chwilę, gdzieś na świecie zostaje zamordowane dziecko! To Bóg je zabija?
- Nie! Zresztą... Jak ma na imię drugi Bóg w twoim świecie?
– Szacunek. A imię trzeciego Boga, to Prawda.
Brzuchaty starzec z długą, białą brodą zafrasował się.
- Tak? To gdzie oni są, synu? Skoro mówisz, że jesteś z nimi za pan brat?!
- W moim sercu, Mikołaju. Mówiłeś wcześniej, że w twoim świecie Bóg jest z wami, prawda? Że was pilnuje, otacza opieką, że jest wszędzie i zawsze można na niego liczyć, prawda?
- Tak, to prawda. - Pokiwał głową starzec.
- To dlaczego go nie było w szkole, gdy były mordowane niewinne dzieciątka? Nie było go w tych domach, gdzie pijany ojciec znęcał się nad rodziną, gdzie dzieci nie miały co jeść? Dlaczego nie otoczył opieką bezbronnej Sary? Jak mógł pozwolić, aby ten facet ubrany w czarną sutannę znęcał się nad małym chłopcem? Proszę, wytłumacz?
Święty Mikołaj opuścił wzrok.
- Tego nie idzie wytłumaczyć... - powiedział smutno. - A w twoim świecie? Nie ma miejsca na takie rzeczy?
- Nie. Miłość, Szacunek, Prawda.. Ci bogowie przenigdy nie pozwolą, aby komukolwiek stała się krzywda. Oczywiście nie mówię o naturalnej śmierci, na to nikt nie ma wpływu.
- Nie potrafię zrozumieć. A jak się z nimi zaprzyjaźnić, co chłopcze? - Uniósł jedną brew w zastanowieniu, wciąż siedział na swoich saniach.
- To najprostsza rzecz na świecie, Mikołaju. - Andy uśmiechnął się. - Wystarczy chcieć! Rozumiesz? Wystarczy chcieć...
- Jak to?
- To proste. Czy wiara w Boga, otaczanie się jego istnieniem, sprawia, że świat jest lepszy, bezpieczniejszy i bardziej prawdziwy? Zabierając mnie w te wszystkie miejsca, pokazałeś, że nie jest.
- No i?
- Jeżeli ludzie na świecie zrozumieliby prawdę, otoczyli się szacunkiem i pozwolili, aby w ich sercach zagościła prawdziwa miłość, czy te wszystkie zdarzenia miałyby miejsce? Oczekuję od ciebie uczciwej odpowiedzi.
Święty Mikołaj zamyślił się. Długo to trwało, w końcu odpowiedział.
- Nie Andy, nie miałyby miejsca.
- Sam widzisz.
- Powiedziałeś: „wystarczy chcieć”? - zapytał w zamyśleniu.
Andy pokiwał głową.
- Tak, Mikołaju. Wystarczy się z nimi zaprzyjaźnić. Ale tak naprawdę, z całych sił, jak byś miał się zaprzyjaźnić z kimś, kto nigdy cię nie zawiedzie! Bo przyjaźń z Bogiem, który nie ma na nic wpływu, niczym się nie przejmuje, pozwala na zło, okrucieństwo i gniew jest niewiele warta.
- Po co mi to mówisz, Andy? Sądzisz, że to coś zmieni?
- Właśnie. I to jest najsmutniejsze. To nic nie zmieni. Bo w waszym świecie nikt nie chce przyjąć do serca prawdy. Dlatego świat z waszym Bogiem nigdy nie przestanie być zły i okrutny. Nigdy, rozumiesz?
- Wesołych Świąt... - powiedział ze smutkiem Święty
Mikołaj, wsiadł na sanie i zaczął się oddalać. Kiedy się odwrócił, aby pokiwać chłopcu, już go nie było.
Andy zszedł po drabinie, wszedł do swojego domu i usiadł przy stole obok swojej siostry i rodziców.
- Gdzie byłeś, synku? - zapytała z troską matka.
- Szukałem na niebie pierwszej gwiazdki, mamo.
- Radosnych Świąt, moi drodzy! Bóg się rodzi, moc truchleje...
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt