Za oknem wciąż było ciemno.
Ewa przewróciła się na drugą stronę i przykryła głowę kołdrą, ale telefon nie przestawał dzwonić. Wyciągnęła rękę i sięgnęła po słuchawkę.
− Halo – wybełkotała z trudem. – Ktokolwiek dzwoni, jestem niedostępna.
− Nie wygłupiaj się, tylko wstawaj. Nie mamy czasu na pierdoły.
− Co?
− U mnie za półgodziny – powiedział i rozłączył się.
Cudownie, pomyślała.
Przez chwilę obserwowała cienie na ścianie, zła, że pozwoliła innym przejąć stery w swoim życiu. Nie lubiła, gdy dyktowano jej warunki.
Wstała, przemyła twarz zimą wodą i ubrała się w mgnieniu oka. Jeszcze nie tak dawno poświęcała tym czynnościom mniej więcej godzinę, ale nie teraz. Teraz potrafiła w rekordowym czasie zrobić kilka rzeczy naraz.
Przez wyjściem przygotowała sobie kanapki i wypiła kawę. Jak zwykle nie miała pojęcia, gdzie pojedzie, kogo spotka i z czym będzie musiała się zmierzyć. W teorii brzmiało to ciekawie, w praktyce okazywało się torturą.
Kiedy dotarła do jego biura, Paweł nie raczył się nawet przywitać. Odłączył laptopa, schował do plecaka jakieś notatki i powiedział:
− Idziemy.
W samochodzie dał jej aparat fotograficzny i notes.
− Zaraz wszystko ci wyjaśnię.
Paweł w kilku słowach określił cel wyjazdu, ale nie był zbyt wylewny, używał krótkich, prostych zwrotów. Ewa natychmiast domyśliła się, że nie chce jej powiedzieć wszystkiego. To nie wróżyło niczego dobrego. Wymagał szczerości, a sam trzymał język za zębami.
Gdy dotarli na miejsce, przełknęła ślinę i rozejrzała się wokół. Zaparkowali na małym placu tuż przed niedziałającą już od kilkunastu lat fabryką. Kilka metrów dalej znajdowały się bloki dla pracowników.
Przeczucie podpowiadało jej, że nie jest to miejsce, w którym można się czuć bezpiecznie. Wiatr podrzucał ulotki i gazety, unosił je do góry, wertując stronami. Czarnobiały kot przebiegł po drewnianym płocie, miaucząc przy tym przeraźliwie.
Ewa skuliła się w sobie i podniosła kołnierz kurtki do góry. Ziewnęła i odwróciła głowę, gdy Paweł obrzucił ją spojrzeniem. Często miała wrażenie, że drwi z jej zachowania. Traktował ją z góry, od kiedy tylko się poznali. Zawsze dawał jej wyraźnie do zrozumienia, że on jest szefem. Może i płacił dobrze, ale i wymagał wiele.
Podeszli bliżej i zadzwonili na domofon. Drzwi ledwie trzymały się zawiasów. Nie zdziwiłaby się, gdyby spadły z hukiem na ziemię. Paweł nacisnął klamkę. Wszedł do środka, rozglądając się po obdrapanych ścianach. Na korytarzu śmierdziało stęchlizną i moczem. Zasłoniła usta i nos, starając się nie oddychać.
Drzwi na końcu korytarza otworzyły się na oścież. Stał w nich wysoki, barczysty mężczyzna w ciężkich, drucianych okularach na nosie. Lewą nogawkę spodni miał śmiesznie podwiniętą do góry i przewróconą na lewą stronę.
Mężczyzna wpuścił ich do mieszkania. Na stole przykrytym brudną ceratą postawił wyszczerbione szklanki. W dzbanku, filuternie zdobionym niebieskimi kwiatami, zaparzył herbatę. Spod grubych szkieł zerkały na nich bystre zielone oczy, z których wyzierał smutek i złość.
Ewa westchnęła i potarła nos. Schowała do plecaka notatnik i rozejrzała się po skromnym pokoju. Panował tam taki rozgardiasz, że z trudem można było się poruszać. Przy drzwiach stał kaflowy piec, a obok niego kartony.
− Nie powinniście byli tu przychodzić – powiedział mężczyzna i zaczął szperać pod łóżkiem. Wyciągnął kilka kartek papieru, które rozprostował na dłoni.
− Zdobyłeś to, o co cię prosiłem? – spytał Paweł.
− Tak, oczywiście. Strasznie niecierpliwy jesteś, a wiesz, że to nie była wcale taka prosta sprawa. O proszę, tu – wręczył kilka dokumentów i zdjęcia.
Napił się herbaty i westchnął.
− Dorwijcie tego skurwiela. Zasługuje na więzienie. Pracowałem tam kilka miesięcy. Raz w tygodniu wysyłał pracowników do domu. Zostawałem tylko ja i taki kolega, też stąd. Na stoły trafiały takie odpadki, tak zepsute mięso, że żadne maski nie pomagały. Nieraz biegałem do kibla rzygać, bo nie dało się wytrzymać. A ludzie potem za to płacą, jak należy.
Przetarł chusteczką stół i zapatrzył się przed siebie.
− Ludzie pieniędzy nie mają, u niektórych bieda aż piszczy. Każdy dwa razy złotówkę w ręku ogląda. A te tanie kiełbasy to takie świństwo, że koty tego nie zjedzą.
Paweł wyciągnął z kieszeni kilka banknotów.
− Dziękuję za zdjęcia.
Mężczyzna potarł nos i westchnął.
− Kiedy to się wszystko zmieni na lepsze, kiedy, panie?
Paweł wzruszył ramionami. Nie miał powodów, aby narzekać. Mu w przeciwieństwie do innych, powodziło się całkiem nieźle. W niebieskiej koszuli i markowych dżinsach prezentował się całkiem przyzwoicie.
Ewa miała ochotę kopnąć go w łydkę.
Pracowała dla niego, bo nie miała wyboru. Potrzebowała pieniędzy. Nie mogła liczyć na pomoc ze strony brata, musiała radzić sobie sama.
Mężczyzna wyłożył na talerzyk ciastka, ale nikt się nie poczęstował.
− Będziemy w kontakcie – powiedział kilka minut później.
W drodze powrotnej do domu, Paweł zatrzymał się w lesie.
- Weź aparat i chodź - powiedział i rozejrzał się wokół.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt