Promienie słońca padały na rozgrzane ulice miasta. Wracając do domu przez targowisko w południe, oddziaływanie gorąca można było szczególnie odczuć. Żar lał się z nieba ze wszystkich stron na plac targu, którego nie osłaniał nawet najmniejszy skrawek cienia. Odór leżących na ziemi, dogorywających w słońcu resztek włoszczyzny i owoców dawał się we znaki. Zimą bywało tu znacznie spokojniej o tej porze dnia(choć nie mówię, że mniej tłoczno!), lecz w tej chwili cały rynek huczał od gwaru ludzkich rozmów.
Mijałem właśnie przekupkę kłócącą się z jakimś postawnym mężczyzną o basowym, donośnym głosie. Nieważne, jakie brzmienie miał jego głos, i tak przekupka była głośniejsza. Jej jazgotliwy głos przypominał krzyki mojego kanarka, na widok po raz pierwszy ujrzanego gościa. Jeśli nie uciszy go ziarno, muszę wynieść go do drugiego pokoju. Gdybym miał być szczery, to wolę słuchać skrzeczenia tego ptaka aniżeli tej kobiety w podeszłym wieku... Szkoda, że nie można jej uspokoić ziarnem słonecznika.„Powrót do domu przez targ nie był najlepszym pomysłem”- stwierdziłem z ciężkim westchnieniem, jakbym nosił co najmniej brzemię całego świata.
Prócz słuchania bardziej lub mniej kulturalnych rozmów klientów ze sprzedawcami przeplatanych jazgotem przekupek, kolejnym utrudnieniem powrotu przez targ był fakt, że pchałem przed sobą katarynkę. W drodze do domu po całodniowym graniu na tym pudle ciągle na kogoś wpadałem lub musiałem rozpychać się między ludźmi. Już nigdy więcej nie będę tędy wracał! Co mi w ogóle przyszło do głowy, żeby tędy wracać? Następnym razem nadłożę drogi, tylko nie chcę już słyszeć tego trajkotania ze wszystkich stron!
W tym momencie zauważyłem, że przy końcu ulicy stoi stragan Joachima. Był to Żyd starej daty. Umiał się nieźle targować, jednak sprzedawał dobre wyroby tytoniowe. Chyba przypomniałem sobie, po co to wszystko znoszę- ten gwar i przepychanie się z katarynką w samo południe. Podszedłem do mojego przyjaciela i poprosiłem o kilka cygar. Kto ich tak nałogowo nie pali jak ja, raczej tego nie zrozumie... Ale gwarantuję, że jedno cygaro jeszcze nikomu nie zaszkodziło! Po miłej pogawędce z Joachimem i zakupie cygar ruszyłem w dalszą drogę powrotną. Byłem bardzo zadowolony, gdyż sprzedano mi je po okazyjnej cenie. Okolica, którą teraz przemierzałem, była już znacznie spokojniejsza. Słychać tu śmiech dzieci bawiących się w bramach kamienic, od czasu do czasu zobaczę jakiegoś człowieka zmierzającego w tylko sobie znanym kierunku lub jakiś powóz przejedzie koło chodnika, prawie wjeżdżając na jego krawężnik. Spacer po tak cichym miejscu jak to jest wielką przyjemnością dla człowieka wracającego z pracy. „Szczególnie dla kataryniarza, który wcześniej wiele godzin grał na katarynce”- dodałem w myślach.
Kiedy wszedłem do mojego mieszkania, przywitało mnie ciche poćwierkiwanie kanarka. Siedział na huśtawce w klatce wiszącej przy oknie i patrzył na mnie swoimi małymi ślepkami, gadając po swojemu. Uśmiechnąłem się do niego i wsypałem mu ziarenek. Romek - bo tak nazywał się ptaszek - natychmiast rzucił się na nie z zachłannością, jednocześnie wysypując wszystkie z kubełka, co nie przeszkodziło mu w dalszej konsumpcji. Na tle podniszczonej podłogi oraz mebli w stonowanych, poszarzałych już ze starości kolorach, kanarek, którego barwne piórka odbijały promienie słoneczne, wydawał się jeszcze bardziej żywotny.
Z tą myślą rozpocząłem przygotowania do obiadu. Kiedy do niego usiadłem, już po paru chwilach dźwięki dochodzące z ulicy, duchota oraz ćwierkanie Romka przestały skupiać moją uwagę, a myśli w mojej głowie zaczęły snuć własną opowieść.
***
Witam. Nazywam się Antonio i jestem kataryniarzem. Myślę, że mój zawód jest niedoceniany. Nie mam specjalnego wykształcenia. W sumie w szkole miałem średnie oceny, a moją edukację skończyłem w chwili, kiedy już nie trzeba było uczyć się „dla cara”. Moi rodzice nie mieli środków na kontynuację mojej nauki ani ja nie miałem do tego specjalnego zapału.
Za to zawsze fascynowały mnie katarynki. Podobały mi się skomplikowane mechanizmy, które tkwiły w ich wnętrzach niczym serca, sprawiając, że wygrywały tak piękne melodie. Było to niczym najpiękniejsza forma dźwięków, jakie ten organ mógł kiedykolwiek z siebie wydać. Podobał mi się kunszt, z jakim bywały zrobione. Napawał mnie podziwem i wciąż zaskakiwał fakt, że za pomocą zwykłego pokręcenia korbą można było uzyskać tak oszałamiające brzmienia. Za każdym razem, gdy przechadzałem się po ulicach mego miasta i słyszałem melodię wygrywaną przez katarynkę, której jeszcze wcześniej nie znałem, zastygałem w miejscu i słuchałem. Słuchałem tych lekkich, skocznych dźwięków, jak i tych spokojniejszych, bardziej stonowanych z taką samą zachłannością.
Moja miłość do tego instrumentu muzycznego narodziła się, kiedy byłem jeszcze chłopcem. W chwili gdy kataryniarz mijał moją kamienicę, wydobywając z pudła katarynki tę piękną muzykę, nigdy nie mogłem się powstrzymać i nie wyjść na ulicę, by jej posłuchać. Nie żebym się jakoś specjalnie powstrzymywał. Dźwięki wydawane przez ten instrument wywabiały mnie z mego domu i prowadziły w nieznane niczym zaginione dzieci muzyka flecisty z Hameln.
Jako że wielu nakręcaczy mych ukochanych muzycznych pudełek dość natarczywie domagało się wynagrodzenia za swe przygrywki, zawsze starałem się przysłuchiwać im w taki sposób, aby tego nie zauważyli.
Byłem w tym dobry.
Kiedy mijałem kataryniarza, przystawałem przy nim, niby od tak, aby zawiązać sobie but. Oczywiście od początku miałem zawiązane buty, jednak była to dobra przykrywka do słuchania muzyki płynącej z katarynki. Innym razem przystawałem na chwilę, by „poobserwować” powozy poruszające się po ulicy. Wiadomo, młodego chłopca mogą takie rzeczy ciekawić, choć tak naprawdę ciekawiła mnie jedynie katarynka. Jednak najczęściej opierałem się o jakiś mur czy płot w takiej odległości, aby kataryniarz nie zorientował się, że przysłuchuję się jego grze. Mimo mojej brawury w tej dziedzinie zdarzało się też, że zostawałem przyłapany. Czasem jakiś wytarmosił mnie za ucho, domagając się zapłaty. Wtedy zapierałem się, że wcale nie słuchałem jego kataryniarskiego rzępolenia, tylko na kogoś czekałem, a ten bezczelny uliczny grajek mnie naciąga, abym mu dał pieniądze. Byłem niezłym szelmą.
To jednak nie znaczy, że nigdy nie okazywałem tym ludziom wdzięczności za ich grę. Czasem zdarzało mi się takiemu grajkowi parę kopiejek(a czasem nawet i rubla!)wrzucić do jego sakwy. Nie robiłem jednak tego często, gdyż moi rodzice, a zatem i ja, byliśmy dosyć biedni. Dlatego nie mogłem sobie pozwolić na wrzucanie monet każdemu napotkanemu przeze mnie kataryniarzowi, gdyż byłoby to dla nich- mych rodzicieli- trochę kosztowne.
Zawsze lubiłem słuchać gry na katarynce. Chociaż ostatnio sam nie wiem, co o tym myśleć.
Jak już wspominałem- mój zawód polega na graniu na tym instrumencie. Miejcie świadomość, że nie zajmuję się kataryniarstwem tylko z mojego zamiłowania do tego muzycznego pudełka. Jest to także zajęcie niewymagające żadnego wykształcenia ani wysiłku umysłowego, co jest idealnym rozwiązaniem dla osoby z moim zapleczem edukacyjnym. Aby wydobyć dźwięk, wystarczy pokręcić korbą wystającą z instrumentu. Tak, tak właśnie zarabiam na życie - po prostu cały dzień kręcę korbą przyczepioną do pudła, wygrywając różne melodie. Zapewne myślicie, że muszę być zadowolony z mojego zajęcia. Moje zadowolenie to kwestia dyskusyjna. Ostatnio zdaje mi się, że kataryniarstwo to bardzo nieopłacalny zawód. Melodie, które wygrywam na mojej katarynce, są mi doskonale znane. I to do znużenia. Od ponad dziesięciu lat gram te same, rosyjskie melodie. Granie ich w kółko jest przygnębiające. Przechodni mijający mnie na ulicy myślą podobnie. Uważam tak, gdyż już nie przystają, by posłuchać dźwięków mej katarynki, a i coraz mniej pieniędzy wpada mi do kiesy. Niektórzy z nich słysząc znowu moje moskiewskie przygrywki na tym muzycznym pudle, posyłają mi lekko zirytowane spojrzenia. Myślę, że jestem w stanie ich zrozumieć. W obecnej sytuacji politycznej mojego kraju(który obecnie nie istnieje na mapie Europy), wszystko, co ma związek z Rosjanami i z Rosją, budzi sporą niechęć wśród wielu moich rodaków. Życie pod zaborem rosyjskim nie jest przyjemne. W ogóle istnienie tego zaboru nie jest najprzyjemniejsze. Na dodatek widmo zbliżającej się wojny, rywalizacja o wpływy oraz wyścigi zbrojeń między Rosją a Francją , Anglią , Niemcami i Austro- Węgrami sprawiają, że napięcie polityczne w Europie jest nie do zniesienia i oddziałuje ono nie tylko na mój naród, ale i wszystkie narody europejskie. Jednak fakt, że rozumiem moich rodaków, nie znaczy, że usprawiedliwiam ich przykre spojrzenia w moją stronę.
Z kolei, kiedy wejdę na podwórze jakiejś kamienicy, wygrywając polską piosenkę, zaraz zostaję wyproszony, a czasem i skrzyczany. Niektóre polskie melodie są bardzo ładne i czasami chcę urozmaicać nimi mój repertuar melodii katarynkowych. Jednak i bez nich jestem często niemile widziany. Wtedy jacyś ludzie wychylają się z okien swoich gabinetów i mówią mi, że muszą się skupić na pracy, więc powinienem sobie iść, bo im przeszkadzam, po czym zamykają się na powrót w swoich mieszkaniach. Zdarza się, że wypraszają mnie matki, które nie mogą ukołysać do snu swoich dzieci przez dźwięki, które produkuje moja katarynka, kiedy gram pod oknami ich mieszkań.
Za młodu, można powiedzieć, że byłem niezłym hulaką. Potrafiłem wyjść wcześniej z tańców, na które poszedłem z Asią, aby zdążyć na schadzkę z Basią i kolację u Pauliny, po czym późnym wieczorem pędem ruszyć w odwiedziny do Karoliny (a może najpierw była Basia, potem Karolina i Paulina, a na sam koniec Asia? A to nie była przypadkiem Kasia? Tak szczerze to się w tym pogubiłem, ale się tym nie przejmuję). W taki oto sposób lata mojej młodości mijały, pełne zabaw i schadzek. Jednak nigdy się nie ożeniłem. Podobało mi się beztroskie życie kataryniarza. Teraz trochę żałuję decyzji, które w przeszłości podjąłem.
W obecnej chwili, kiedy wracam do mojego mieszkania w kamienicy, nikt mnie nie wita, nikt na mnie nie czeka z obiadem. Kiedy w czterech ścianach mej klitki, gdzie najdonośniejszy dźwięk, który przerywa w niej ciszę, to poćwierkiwanie mego kanarka, czasem zdarza mi się odczuwać tęsknotę za gwarnym domem, w którym mieszkałem z rodzicami i siostrami.
Nieważne, jak bardzo kochałem katarynki, kiedy melodie, które sam wygrywałem na tym instrumencie, potrafiły jedynie przygnębić. Spowszedniały mi i przypominały o ponurej rzeczywistości. Atmosfera polityczna stawała się coraz gęstsza, a takie przygrywanie rosyjskich brzmień w państwie rozbitym na trzy zabory, po części z winy Rosji, wprawiało jedynie w przygnębienie znużonych już swą sytuacją Polaków. Z gry na katarynce otrzymywałem psi grosz. Mimo że nadal ulegałem fascynacji tym instrumentem, to myśl, że w wieku czterdziestu lat całym moim dobytkiem jest małe mieszkanie, kolorowy ptaszek w klatce i katarynka, nie była zbyt pocieszająca.
Myśląc w ten sposób, wyjrzałem przez okno mojej klitki wychodzące prosto na podwórze mojej kamienicy. Ujrzałem dzieci znużone letnim upałem, które siedziały smętnie na ławeczce. „W mieście nie ma zbyt wielu miejsc do zabawy dla dzieci. Trudno im znaleźć zajęcie”- pomyślałem. Wtem coś we mnie drgnęło i zaświtało w głowie. Przecież mogę to zmienić za pomocą melodii mej katarynki! Na chwilę o wszystkim zapomniałem. Nagle strasznie ucieszyło mnie, że jestem kataryniarzem. Widząc je wstałem gwałtownie od stołu, pozostawiając samą sobie już i tak zimną zupę. Dopadłem mego instrumentu i opuściłem skocznym, szybkim krokiem moje mieszkanie. Schodząc po schodach, przeskakiwałem radośnie ze stopnia na stopień. Nim jeszcze przekroczyłem próg kamienicy i tanecznym krokiem wszedłem na podwórko, muzyka płynącą z wnętrza mej katarynki rozeszła się po podwórzu(wypełniając przy tym jego wszelkie zakamarki) i dotarła do uszu dzieci, które z zainteresowaniem zwróciły głowy w kierunku, z którego dochodziła melodia. Były z początku zdezorientowane, kiedy stanąłem przed nimi, jednak po chwili odwzajemniły mój uśmiech.
Początkowo jedynie siedziały i przysłuchiwały się, jednak parę chwil później zaczęły bić w ręce i przyklaskiwać w rytm katarynce. Uśmiechały się i śpiewały. Każde po swojemu. Jako że nie znały słów melodii, którą wygrywałem, każde ułożyło własną do niej piosenkę. To zrozumiałe- serce mej katarynki wygrywało polską muzykę, której nie mogły zbyt często słuchać, żyjąc w zaborze rosyjskim. Pomyślałem, że da się to zmienić. Przecież zawsze jest nowe jutro, a Polska wróci kiedyś na mapę, i że zarówno jej, jak i mnie wkrótce będzie dobrze. Oczy im błyszczały. Patrzyłem na ich poczynania i już niczego więcej nie potrzebowałem.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt