Najpiękniejsze chwile, jakie znam, to były kwietniowe popołudnia. Najlepiej piątkowe; w każdy piątek, inaczej niż w innych parafiach, ksiądz udzielał sakramentu pokuty. W piątek czułem, że jest mi cudownie, bo to była ta jedna chwila, kiedy wiedziałem, że szatan mnie opuścił i odtąd wszystko będzie dobrze, a jeśli uważam inaczej, to tylko moja ludzka słabość. Ten moment, gdy słyszałem „Idź Franuś, w pokoju”, odchodziłem na trzęsących się z ekscytacji nogach od konfesjonału i klękałem, by pojednać się z Bogiem ― tak, to właśnie było czyste szczęście. Jakbym miał duszę tak lekką, że byłaby w stanie i bez śmierci unieść się do nieba.
– Franek, dziecko, ty płaczesz?
Ksiądz Adam był cudownym kapłanem i zawsze, gdy kościół był pusty a widział, że się modlę, podchodził i zagadywał. Proboszcz zbeształ go zresztą za to kilka razy, twierdząc, iż przecież modlącym się nie należy przeszkadzać, ale wikary śmiał się tylko i powtarzał, że za młody jestem, by ktokolwiek mógł mi w czymkolwiek przeszkadzać. Miał rację; za czasów księdza Adama miałem jedenaście lat. Mówię, że za jego czasów, bo w naszej parafii często zmieniano wikariuszy. Nigdy nie mogłem pojąć, dlaczego.
– Tak, płaczę, proszę księdza ― szczerze mówiąc, trochę się wstydziłem łez, a jeszcze bardziej tego, że gdy tylko zaczynałem płakać, zaraz miałem pełny nos. Nie mogłem przecież zacząć smarkać, toteż wcisnąłem twarz w ramię i mocniej oparłem się na kolanach. Syknąłem cicho; zabolało. Całe moje ciało aż zmroziło i poczułem, jak cały spokój rozprasza się i ulatuje, nie wiedzieć dokąd. Boże, nie pozwól, żeby zauważył! Stryjek ciągle mówi, że kto płacze, ten baba i że jeśli się zawiniło, karę należy znosić z godnością.
– Płaczę, proszę księdza, ale to ze szczęścia – dodałem naprędce. Kolana zatrzęsły się w proteście i przez chwilę bałem się, że – ale ksiądz Adam uśmiechnął się tylko, pobłogosławił mnie i poszedł do zakrystii. Odetchnąłem z ulgą i poczułem, że muszę wstać. Ból przeszył mnie natychmiast, ledwo wyprostowałem nogi, czując, że aż pulsują. Odwróciłem się, żeby Jezus nie widział, że płaczę. W kościele musi być radość, mawiał stryjek. Na twoje słabości przyjdzie czas, gdy będziesz sam.
Przez Rocha szedłem wolno. Nie dlatego, że bardziej bolało, po prostu nie chciałem, by w domu zobaczyli, że cały jestem czerwony. Powiem im, że długo się spowiadałem, i… Nie, przecież to kłamstwo! Powiem, że długo się modliłem. Kiedy tak postanowiłem, od razu zacząłem w myślach odmawiać pacierze.
– Co tak długo się mizgrałeś, chłystku? – stryjek zdjął koszulę, a bez koszuli wygląda strasznie. Usta mimowolnie wygięły mi się w podkówkę i wystraszyłem się, że zobaczy. Muszę szybko iść do łazienki, tam mogę siedzieć, ile wola.
– Modliłem się bardzo długo, wujku.
– Taaak? A za co? I czemuś taki czerwony?
– Za grzechy, wujku. A czerwony jestem, bo zimno. I te grzechy moje takie ciężkie…
Stryjek zrobił się nagle wielce zadowolony. Poklepał mnie z uznaniem po głowie i tak powiedział:
– Idź z Bogiem, dziecko. Ciotka poda kolację za jakie pół godziny, łazienka jest wolna, wykąp się. Tylko nie wylej mi wszystkiej ciepłej wody, bo jak wrócę wieczorem…
– Dobrze, wujku.
– Mój chłopaczek, mój skarbeczek. Leć.
*
W łazience puściłem wodę najgłośniej, jak się dało i natychmiast zdjąłem spodnie. Dobrze, że strumień mocno leciał, bo nie mogłem powstrzymać się od krzyku. Siniaki na kolanach zrobiły się z fioletowych żółte, a na dodatek paskudnie ślimaczyły się te pręgi, które na nich zrobił stryjek dzisiaj rano. Za co to… Oj, pamiętam. Nie chciałem jeść śniadania. Głupio, bo natychmiast zaczął krzyczeć, a ja wolę, jak mnie bije niż krzyczy. Kiedy podnosi głos, łzy mi lecą, a to pogarsza sprawę. Stryjek zawsze powtarza, że jestem gnój i wsza, a moja matka to chyba nie zginęła w żadnym wypadku, tylko z przemyśleniem rzuciła się pod auto, bo takiego chudzielca i niezdarę urodziła. Wtedy tylko drgają mi wargi, ale nic to, skoro zaraz będę płakał; stryjek podchodzi do mnie, bardzo blisko, i łapie za głowę. „Patrz mi prosto w oczy”, mówi. Potem zaczyna powtarzać, jakim to mój ojciec jest leniem i wałkoniem, jakim parszywcem i zdrajcą narodu, że wyjechał do Anglii, ale też jaki jest przebiegły, że bachora ze sobą nie zabrał, a zostawił u rodziny. Wtedy łkam jak pięciolatek i już wiem, że znowu mi się nie udało, że znowu jestem baba i że znowu będę miał siniaki. Ale potem myślę sobie, że wyspowiadam się, pomodlę i Bóg da mi siły, żebym się poprawił i następnym razem był mężniejszy. Stryjek mówi, że bardzo dobrze, że przynajmniej dość jestem męski i odważny, aby przyznać się do grzechów.
Dzisiaj, wczoraj i przedwczoraj miałem pecha, bo oberwałem właśnie po kolanach. Z obolałymi kolanami trudno się chodzi, a jeszcze gorzej klęczy. Nie lubię też, kiedy trafi w brzuch albo w plecy, ale wtedy mogę stać prosto i udawać, że wcale, ale to wcale mnie nie boli. Na szczęście – dziwne – stryjkowi jeszcze nigdy nie zdarzyło się bić w twarz. Myślę, że to po to, abym nie musiał się wstydzić, że mam podbite oko. Tak. Stryjek mówi też, że gdyby ktoś zobaczył, że mnie boli, od razu by pomyślał o mnie: „to musi być bardzo zły chłopiec, który zasłużył na swoją karę”.
Kiedy ubierałem się w szlafrok wpadło mi do głowy, że mógłbym, jeśli ciotka pozwoli, poczytać książkę. Co prawda co wieczór czyta mi Pismo Święte, ale ja boję się przyznać, że nic nie rozumiem. Ciotka najwyraźniej widzi to doskonale, bo gładzi mnie po głowie, przyklepuje poduszki i tłumaczy, co i gdzie zostało zapisane i jak zrozumieć, czego chciał od nas Pan Bóg. Myślę sobie, że chciał, żebyśmy się kochali i sobie wybaczali, dlatego co wieczór gdy ciotka pójdzie, modlę się za swojego stryja, aby nic mu się nie stało i aby Pan Bóg nie posłał go do piekła. Najbardziej lubię fragment, kiedy Pan Jezus umiera na krzyżu i woła „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił”? To mi przypomina, że i On nie potrafił czasami wytrzymać, więc może nie jestem taki zły? Bardzo się boję, że stryjek nie będzie zbawiony, bo zdarza mu się, że wróci do domu pijany, a wtedy bije mnie bez powodu. Pan Bóg mógłby uznać to za niesprawiedliwe. Ciocia mówi, że moja modlitwa wiele znaczy, gdyż mam czyste serce, modlę się więc codziennie za duszę wujka. Chciałem mu to powiedzieć, ale ciocia nagle bardzo się wystraszyła i powiedziała, żebym siedział cicho, bo Pan Bóg najbardziej miłuje tych, którzy modlą się po cichu. Kiwam wtedy głową, a gdy już się nie odzywam, ciocia całuje mnie w czoło, patrzy na mnie i buzia jej cierpnie, jakby się napiła soku z cytryny.
Śmieszne, że akurat wpadł mi do głowy ten sok z cytryny; pewnie dlatego, że jest wieczór, a ja nie mogę się doczekać, aż ciotka pójdzie spać. Stryjka nie ma co się bać, jest piątek, więc wróci rano. Latarkę mam schowaną w szafce z bielizną – to jedyne bezpieczne miejsce, bieliznę piorę sobie sam, nikt tam nie zagląda. Tam też trzymam pióro perlicze i papier. Nie ma problemu z pisaniem w nocy, ciotka śpi bardzo twardym i mocnym snem.
Gorzej jest zawsze z cytryną, bo wszystko u nas skrzypi, dlatego muszę iść szybko – jak się idzie wolno, skrzypi dłużej i głośniej. Ale cytryna jest mi potrzebna, a nie mogę trzymać jej w szafce, zgnije i będzie czuć. Właściwie nie jestem pewien, czy ktoś zezłościłby się za pisanie listów do taty, ale nie chcę ryzykować, stąd pomysł z sokiem. Jeśli kiedyś umrę – stryjek mówi, że wszyscy umrą – tata, bo mam nadzieję, że będzie już z nami, przeczyta wszystkie moje listy opalając je nad świeczką i będzie wiedział, że o nim myślałem.
Tak, ciotka śpi na kanapie, a w całej kuchni śmierdzi alkoholem. Nie lubię tego zapachu, zawsze chce mi się od niego wymiotować. Raz, kiedy nie mogłem zasnąć, nalałem sobie trochę do szklanki. Potem bardzo długo się modliłem o przebaczenie, ale nigdy nie spowiadałem się z tego księdzu Adamowi, bo bałem się, że powie stryjkowi. Dobrze się znają.
Wróciłem do pokoju. Latarka miga, nie wiem, skąd zdobyć baterie, jeśli się wyczerpią. I muszę bardzo ostrożnie ścisnąć tę cytrynę, żeby nie puściła za dużo soku.
Kochany Tato,
Żałuję, że Cię z nami nie ma, na pewno jesteś bardzo zapracowany. U nas wszystko w porządku, chodzę do szkoły i nieźle się uczę, nie zaniedbuję też Mszy Świętej każdego dnia, ale trochę brakuje mi czasu na książki. Dzisiaj zacząłem czytać „Anaruka, chłopca z Grenlandii”. Chciałbym kiedyś pojechać do Grenlandii, nie wiem, czy to daleko od Ciebie? Podobno – tak jest napisane w książce – Eskimosi nie znają wcale słowa „kłamać”. To cudowne, prawda? Żałuję, że nie jestem Eskimosem, bo czasami zdarza mi się trochę zmyślać. A przecież nie można popełnić grzechu, nie wiedząc, że on w ogóle istnieje, więc gdybym był Eskimosem, na pewno bym nie kłamał.
Stryjek mówi, że od miesięcy nie dajesz znaku życia, ale zasugerowałeś, że znalazłeś sobie kobitę, jak powiedział. Co to znaczy „zasugerować”? To coś podobnego do „zażartować”?
Stryjek mówi, że ciągle płaczę. To nieprawda, ja nie płaczę, no chyba, że za grzechy. Straszą mnie tutaj, że jak nie przestanę płakać, to mnie zabiorą. Dziwne, jeszcze nigdy nie widziałem, żeby kogoś zabrali za płakanie. Nie chcę, żeby to się stało, w domu dziecka nie dają jeść i okropnie biją, wujek mówi, że przy tym ich biciu to on mnie tylko poszturchuje i że jak nie przestanę, to Pan Bóg mnie ukarze i będzie gorzej. Powtarza, że Mamie będzie przykro, jak mnie będą bili w tym sierocińcu, bo przecież każdej Mamie jest przykro, jak biją jej dziecko. Podobno Maryi też było przykro. Ksiądz Adam był przy tej rozmowie: zaśmiał się, pogłaskał mnie i powiedział, że Maryi było przykro, że jej Syn był masochistą. Stryjek spojrzał na niego takim strasznym wzrokiem – dziwię się, że ksiądz Adam nie uciekł – i powiedział, że powinien uważać z tą wesołością, bo nawet Krew Chrystusa można przedawkować. Nie mam pojęcia, o czym oni ze sobą rozmawiają.
Ciotka mówi za to – musisz wiedzieć, Tato, że ciotka rzadko mówi, a jeśli już, to bardzo cicho – że ksiądz Adam niedługo wyjedzie do innej parafii. Szkoda, wydaje się bardzo miły, ale trudno, na pewno komuś innemu jest potrzebny.
Martwię się trochę o ciocię, wygląda na bardzo zmęczoną i nawet nie chodzi do kościoła. To znaczy, chodzi, ale tylko w niedzielę. Stryjek nie chodzi wcale. Śmieje się i mówi, że spowiada się u księdza Adama, a ja boję się pytać, dlaczego. Wstyd mi, że się tak ciągle boję, Tato. Pan Jezus na pewno się nie bał.
Przerwałem na chwilę, bo przedziurawiłem papier. Trudno, tata się chyba nie obrazi. Przeszło mi przez głowę – głupie – że tata mnie opuścił tak samo jak Pan Bóg Jezusa i nagle zachciało mi się płakać jeszcze bardziej. Ale to nic, to nie grzech, bo potem Jezus zobaczył Boga i na pewno Go przeprosił i ja też przeproszę tatę, jak wróci. Pan Bóg miał plan i mój tata też ma plan, a potem wróci. Muszę być cierpliwy.
Jest mi bardzo zimno.
*
Jaki piękny jest świat! Wszędzie jest tak pięknie, jest łąka, a na niej Pan Jezus. Wiem, że to nie był tylko sen, ale ciocia chyba mi nie wierzy, bo jak na mnie patrzy, to ma czerwone oczy. Stryjek gdzieś zniknął. Po południu przyszedł lekarz, ciocia zadzwoniła, żeby mnie odwiedził, bo jestem słaby i chyba przeziębiony. Nogi bolą mnie okropnie, ale trudno, widać mają boleć. Bardzo słabo mi się chodzi.
We śnie odwiedziła mnie też mama, przebrana za Maryję. Stała i płakała, mamy bardzo dziwną rodzinę, prawie wszyscy płaczą. Nagle zawołała „Synku mój, synku mój, czemuś mnie opuścił”? Zupełnie nie rozumiem, bo to mama mnie opuściła, nie ja ją. Doktor powiedział, że mam gorączkę. Ciocia chciała z nim porozmawiać, ale on był jakiś niemiły i dziwnie patrzył na moje nogi, a potem nie chciał wziąć pieniędzy, które mu dawała. Pierwszy raz widziałem, żeby doktor nie chciał pieniędzy za leczenie. Ciocia wyglądała na bardzo zmartwioną, a kiedy zapytałem, dlaczego, skoro jestem tylko przeziębiony, kazała mi siedzieć cicho.
*
Wujek wpadł, zupełnie pijany, nawrzeszczał na nas, a potem się przewrócił. Krzyczał coś o tym, że jestem – nie chcę przeklinać, bo stryjek przeklinał – niegrzeczny i zamierzył się na mnie, a potem padł. Pomyślałem sobie, że to może być ręka Boża, bo byłby mnie zabił, taki był wściekły.
Postanowiłem sam poczytać Biblię. Czytałem akurat Psalm 27 – piękny – chciałem podkreślić kredką werset, ale nagle zrobiło mi się jeszcze zimniej, tak, że zacząłem się trząść. A potem, nie wiedzieć czemu, przyszło ciepło, tak na duszy. Cudownie jest na dworze. Ledwo stoję w tym oknie; nogi mam bardzo słabe i boję się, że nie utrzymam się na gzymsie. Ciocia mówi, że Pan Bóg jest w niebie, w chmurach i w gwiazdach, bo tylko one Go rozumieją… Gdzie jest ciocia? Wyszła, jak stryjek się przewrócił i jeszcze nie wróciła. Jest naprawdę bardzo zimno, nie wiem, jakim cudem aż tak się spociłem, twarz mam całą mokrą. O, to ciocia idzie, widzę ją przez okno! Nie… Nie, jak mogłem się pomylić, to moja mama, z tym, że nie przebrana za Maryję, a w zwykłym ubraniu. I tak ładnie się uśmiecha. I tata! Tata za nią idzie!
– Tato! – zawołałem. – Tatusiu!
Ale tata mnie nie słyszał, może i dobrze, bo oboje z mamą strasznie się śmiali i chyba byli szczęśliwi, a ja znowu płakałem. Wujek ma rację z tym płakaniem, to jednak prawda, że beczę jak małe dziecko.
Wspiąłem się wyżej, tak, że stałem na parapecie. Ślisko tu, a mój pokój jest na wysokim piętrze, nie pamiętam, na którym. Chciałem zobaczyć tatę, tylko że on gdzieś zniknął, a zamiast tego pojawił się ksiądz Adam, który wyglądał na przerażonego i zaczął nagle krzyczeć, ale nie słyszałem, co.
Nagle pobiegł w przeciwną stronę, ciągle krzycząc, ale nie szkodzi. Czuję Boga. Czuję Boga w słońcu. Drżą mi te kolana, trzymam je mocno, ale – Boże, jak zimno – co to, wszystko widzę jakby odwrócone – lodowato – zmiękły mi nogi, całe szczęście, że tata czeka na dole…
A tata, tatuś, tatulo kochany, uśmiechnął się i wyciągnął ramiona.
*
„Choćby mnie opuścili ojciec mój i matka, to jednak Pan mnie przygarnie.”
(Ks. Psalmów 27:10)
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt