- Przecież jesteś i zawsze będziesz – mówiłam.- I lubisz je robić, więc zrobisz i mnie i moim dzieciom, prawda? – pytałam.
- No pewnie, że tak – odpowiadała przytulając mnie do siebie jak małe dziecko. Niezależnie od tego ile miałam lat.
Zawsze było tak samo. Kończyła poprawiać zeszyty, odkładała je na półkę i wyjmowała stolnicę. Kładła ją na stole, brała mąkę, trochę wody, jajko…. Zagniatała ciasto.
Stałam obok i udawałam, że mnie to interesuje. W rzeczywistości było na odwrót. Bo cóż mogło być interesującego w ugniataniu ciasta na pierogi, wykrawaniu z niego szklanką kółeczek, nakładaniu na te kółeczka farszu i lepieniu pierogów. Wolałam w tym czasie usiąść gdzieś z książką albo posłuchać muzyki. Albo zrobić sałatkę jarzynową.
To znaczy jako dziecko i potem jako panienka lubiłam nakładać ten farsz na te wykrojone kółeczka. Ale nic więcej. Bo bardziej lubiłam wyjadać go z garnka. Był samą poezją smaku, chociaż składał się tylko z ugotowanych i posolonych ziemniaków wymieszanych z przysmażoną cebulką i białym serem.
- Ale przypatrz się chociaż jak się to ciasto zagniata – prosiła często.
- Może innym razem – mówiłam. – Zresztą po co mam patrzeć? – I tak się nie nauczę i nie zrobię ciasta lepszego od Twojego.
Lata mijały, dzieci mi urosły a ja nadal nie chciałam nauczyć się zagniatać ciasta i lepić pierogów.
Kiedyś wróciłam z pracy i zastałam przy stolnicy Młodszego /już wtedy studenta/. Zagniatał ciasto.
-Widzisz – powiedziała z dumą –twojego syna nauczyłam robić ciasto na pierogi. A Ty nadal nie chcesz. Jajko mądrzejsze od kury. Nigdy nie wiadomo czy mu się kiedyś ta umiejętność nie przyda.
------------------------------------------------------------------------------------
Nie będę pisała, że te pierogi, które Ty robiłaś były najlepsze na świecie. Bo to tak jakbym przekonywała świat, że pięknie śpiewa słowik albo że zachody słońca są wspaniałe.
Albo, że muzyka Chopina to armaty ukryte w kwiatach.
------------------------------------------------------------------------------------
Gdy po raz ostatni wracałam od Ciebie ze szpitala wstąpiłam do sklepu i kupiłam mąkę szymanowską.
Wchodząc do mieszkania usłyszałam dzwoniący telefon. I lekarz prowadzący powiedział, że mu przykro, ale organizm odrzucił rozrusznik serca. Dziesięć minut po moim odejściu od Ciebie.
Odłożyłam słuchawkę, poszłam do kuchni, wyjęłam stolnicę.
Ale przypomniałam sobie, że przecież nie umiem…
I wtedy dopiero zaczęłam płakać.
-------------------------------------------------------
Nie chciałam…
Dlaczego nigdy nie chciałam?
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt