Goniąc nieuchwytne jutro - ipsylon
Kategoria Konkursowa » Tajemnica kamienicy » Goniąc nieuchwytne jutro
A A A

Lato 1972 roku już dawno przeszło do historii. Dziś pojawia się tylko w sentymentalnych wspomnieniach ludzi siedzących przy kominkach, gdy drżącymi z emocji rękoma próbują utrzymać rozdygotaną filiżankę herbaty. Pierwsze pocałunki, miłości, rozczarowania; bieg przez płotki ze związanymi nogami. Nigdy więcej niebo nie było tak niebieskie, słońce tak ciepłe, życie nie skrzyło się już tyloma barwami. Mimo że nie wszyscy mają sposobność, by powspominać ze mną ten wspaniały czas – rodzice zmarli dekadę temu, a tydzień wstecz pochowałem żonę – wczasy w Powtanville odbijają mi się pod kopułą jak piłeczka pingpongowa. Bo czyż wtedy nie zacząłem naprawdę żyć? Czy właśnie tam nie poczułem prawdziwego zapachu radości i odrzucenia? Wówczas tak nie myślałem, skądże. Zerwanie z Wendy zszokowało mnie jak pierwszy cios w szczękę na szkolnej potańcówce, brutalnie przestawiło sposób postrzegania świata. To nie było zwykłe rozczarowanie. Gdy odchodziła, gdy jej długie kasztanowe włosy falowały na wietrze, po raz pierwszy w życiu poczułem gorzki smak nienawiści; chciałem wykrzyczeć w tę śliczną twarz Bóg wie ile złośliwości, oskarżeń, pretensji. Z perspektywy czasu widzę, że dobrze zrobiłem, gryząc się tamtego dnia w język. Metaliczny posmak w ustach trochę sprowadził mnie na ziemię. Przynajmniej tego nie żałuję. Tej jednej rzeczy nie zmieniłbym, gdybym miał okazję.
Wendy mieszkała w niewielkiej kamienicy w centrum miasteczka. Po raz pierwszy zauważyłem ją, kiedy przemierzałem sklepy w poszukiwaniu wakacyjnej pracy, lekkiej fuchy za kilka dolarów dziennie, żeby móc kupić sobie wieczorem piwo korzenne i poślęczeć przed telewizorem w salonie razem z ciotką. Wendy stała w otwartym oknie, spoglądając rozmarzonym wzrokiem na ulicę. Z pokoju dobiegały dźwięki jakiejś piosenki; nie kojarzyłem jej, ale ta melodia i widok zamyślonej Wendy wywrócił mi życie do góry nogami. Na dobry kwadrans zmieniłem się w kamienny posąg. Ludzie mijali mnie; jedni przepraszali, drudzy zaczepnie szturchali, jeszcze inni trącali, jakbym był niewidzialny. Dla mnie nie miało to znaczenia. Mogłem zostać obrabowany, pobity, nawet zamordowany. Nie potrafiłem odwrócić oczu od Wendy. Wiedziałem, że im dłużej to robię, coraz bardziej się pogrążam, że dalej nie będzie już niczego, tylko tęsknota i wrażenie, że ktoś grzebie ci w sercu rozżarzonym śrubokrętem. Najgorszym okazał się fakt, że ona też na mnie patrzyła. Ja byłem świeżo upieczonym dwudziestolatkiem, Wendy nieśmiało wchodziła pod trzydziestkę. Dwa dni później dowiedziałem się, że miała dwadzieścia osiem lat. Mimo to nie wstydziła się ze mną rozmawiać, nie traktowała jak dzieciaka. To ona pierwsza się odezwała, gdy sterczałem na ulicy, zadzierając głowę jak mały chłopiec wpatrzony w latawiec. Jej głos wywołał u mnie dreszcz podekscytowania, był łagodny i kojący, a w połączeniu z zamyśloną buźką robił piorunujące wrażenie. Wendy nigdy nie zaprosiła mnie do siebie, a ja nigdy nie naciskałem, chociaż schody znajdowały się metr przede mną, wręcz czekały, aż postawię na nich stopę wciśniętą w zakurzone trampki. Byłem młody, naiwny i głupi. Myślałem, że jutro, jutro na pewno powie, iż mogę wejść. Jeśli nie jutro, to bankowo pojutrze. W końcu przegadywaliśmy całe dnie, to do czegoś zobowiązuje, prawda? Do dzisiaj, gdy patrzę wstecz, moja własna głupota mnie przeraża. Nie mam nawet usprawiedliwienia.
Ciotka myślała, że złapałem jakieś dorywcze zajęcie. Tak to ująłem. I wcale nie mijałem się z prawdą; po prostu poszedłem w odwrotnym kierunku. Miałem dwadzieścia lat, stała praca mogła poczekać do przyszłego roku, co nie? Codziennie przychodziłem pod starą kamienicę. Wendy punktualnie o ósmej otwierała okno, tak się zaczynało. Z każdym dniem czułem, że jesteśmy sobie coraz bliżsi. Co z tego, że dzieliła nas ściana z cegieł i piętro. Po jakimś czasie rozumieliśmy się bez słów, czytaliśmy sobie z oczu niczym z otwartych ksiąg. Nie wiedziałem tylko, dlaczego Wendy nie zaprasza mnie do środka. Sama też nie chciała wyjść na ulicę. Tyle wieczorów snułem plany o romantycznych spacerach w pobliskim parku, seansach w kinie dla zmotoryzowanych, wycieczkach do wesołego miasteczka. Powtanville było jak dobry sen; miałem tu wszystko, czego pragnąłem od życia. Cicha, senna mieścina w umiarkowanym klimacie, gdzie mogłeś oddać swojej dziewczynie kurtkę, gdy wieczór zaczynał robić się chłodny, harmonia, no i Wendy. W pewnym momencie złapałem się na tym, że snuję plany pozostania tu na dłużej niż tylko wakacje. Nie interesowały mnie studia, chociaż włożyłem mnóstwo czasu i pracy, by zdać wstępne egzaminy. Teraz obchodziła mnie tylko Wendy i Powtanville, kobieta mojego życia i miejsce, gdzie czas się zatrzymał, wycofał z morderczego wyścigu ku postępowi.
Któregoś dnia w końcu udało mi się wyciągnąć ją z domu. Stała sztywno kawałek przed głównym wejściem, jakby atmosfera ulicy miała w sobie coś zabójczego, paraliżującego. Powiedziałem, że chciałbym wejść do kamienicy; poczuć jej ciepło, bliskość, złapać za rękę, popatrzeć z bliska w oczy, przytulić. I wtedy stało się coś dziwnego. Wendy zaczęła płakać. Widziałem, iż chciała tego co ja, pragnęła tego z całego serca, ale zamiast się zgodzić, wbiegła spanikowana do budynku. W drzwiach nagle stanął starszy mężczyzna. Powiedział, że muszę już iść, bo narobiłem sobie i Wendy kłopotów. Gdy postąpiłem krok w jego kierunku, uderzył mnie drewnianą laską w żebra. Nie mogłem zrobić nic więcej. Sterczałem przed nieznajomym mężczyzną, próbując ogarnąć to wszystko rozumem; bezskutecznie. Wendy stanęła w oknie, spoglądając na mnie zza uchylonej zasłonki. Wtedy widziałem ją po raz ostatni. Aż do dziś.
Od tamtego wydarzenia dużo się zmieniło. Dzień później wyjechałem z Powtanville. Wyglądałem jak zbity pies, czułem się znacznie gorzej. Opuściłem miasteczko bez żadnych wyjaśnień. Nie chciało mi się żyć, czy takie wytłumaczenie jest wystarczające? Obraz zapłakanej Wendy prześladował mnie przez dwadzieścia lat, podczas których skończyłem studia, poznałem przyszłą żonę i znalazłem pracę w redakcji miejscowej gazety. Miałem mnóstwo okazji, by wrócić pod starą kamienicę, lecz zabrakło mi odwagi. I bez tego moje życie straciło sens. Małżeństwo z Liz było dziwne, podobnie jak nasze wzajemne relacje. Miłość nigdy nie jest taka sama, a pierwsza zawsze nie ma sobie równej. Zachowywaliśmy się jak dwójka ludzi, którzy na siłę znaleźli sobie towarzystwo, by uleczyć złamane serca. Łączyło nas życiowe rozgoryczenie, dzieliły uczucia chowane do kogoś całkiem innego, świadoma i nigdy niepopełniona zdrada. Liz wiedziała, że nie zastąpi mi Wendy, ja byłem świadom, że do jakiegoś tam Devina całkiem dużo mi brakuje. Mimo to na jej pogrzebie nie potrafiłem powstrzymać łez. W końcu siedemnaście lat to nie przelewki, nieprawdaż? Liz w marcu zdmuchiwała świeczki na urodzinowym torcie, a w maju jej fotografia łopotała na wietrze w stosie kwiatów na nagrobnej płycie. Dopiero gdy odeszła, uświadomiłem sobie, jak bardzo będzie mi jej brakować. Ryczałem jak bóbr; za miłością, którą utraciłem w młodości, oraz za namiastką miłości, którą razem z Liz mieliśmy sobie do zaoferowania. Dawniej pewna kobieta pozbyła się mnie. Teraz ja pozbyłem się wszelkich pozorów normalności.
Nie mam pojęcia, w którym momencie podczas pogrzebu zauważyłem Wendy, ale ją zauważyłem. Stała w cieniu samotnego drzewa, obserwowała ceremonię z bezpiecznej odległości, a ja czułem, po prostu czułem, że tam jest. Obróciłem głowę i zobaczyłem ją. Zatkało mnie. Po pierwsze dlatego, że jej widok rozbudził na nowo dawne cierpienie, ale bardziej zaskakujący był fakt, że Wendy nic się nie zmieniła. Nie mówię tutaj, iż wolno się starzała; wyglądała dokładnie tak samo jak dwadzieścia lat wcześniej, jakby czas się dla niej zatrzymał dawno, dawno temu. Później straciłem przytomność, a znajomi odwieźli mnie do domu. Oni też widzieli Wendy, bo pytali, czy ją znam. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
Dzisiaj znowu stoję przed drzwiami kamienicy. Budynek zachował wszystkie szczegóły, które zapamiętałem z mojej młodzieńczej podróży; kolor cegieł, pęknięcia w murze, zadrapania na drzwiach, nawet wzory zasłonek. Podniosłem głowę. Wendy stała w oknie. Ja zaczynałem łysieć, dostałem pierwszych zmarszczek, przytyłem, zmieniłem fryzurę. Ona nadal miała długie kasztanowe włosy, młodziutką twarz i rozmarzony wzrok. Tym razem jednak łagodnym gestem dłoni zaprosiła mnie do środka. Usłyszałem szczęk zamka. Zza drzwi wyjrzał znajomy staruszek, on też nic się nie zmienił. Jego spojrzenie mówiło jedno: Jeśli wejdziesz, nic już nie będzie takie jak przedtem. Zdawałem sobie z tego sprawę. W końcu przygotowywałem się na to dwadzieścia lat.
Podążyłem na chwiejnych nogach ku schodkom, a Wendy odwróciła się od okna, by wybiec mi na spotkanie.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
ipsylon · dnia 23.05.2014 20:32 · Czytań: 3799 · Średnia ocena: 4,75 · Komentarzy: 24
Komentarze
ajw dnia 24.05.2014 16:13 Ocena: Świetne!
Od początku do końca wsiąkłam w opowiadanie. Jest jak czekolada rozpływająca się powoli na języku aż do momentu, gdy czujesz już tylko pozostałość smaku,ale nadal jest ci dobrze. Myślę, ze większość z nas przeżyło tego rodzaju fascynacje, ale bez tajemniczej kamienicy w tle. Napisane bardzo sprawnie, fajnym językiem i puentą, którą możemy dopowiedziec sami. I to cenię najbardziej Jest super! ozdrawiam serdecznie :)
Fabularia dnia 24.05.2014 18:51
Zgadzam się z ajw, pragnę wyrazić swój podziw dla talentu opowiadającego - narracja poprowadzona z zadziwiającą lekkością, płynna i wyważona lecz bez widocznego wysiłku czy stękania, tak jakby autorowi słowa same cisnęły się pod pióro ;) .
al-szamanka dnia 24.05.2014 19:41 Ocena: Świetne!
Gratuluję pierwszego miejsca:)
Zaiste uraczyłeś nas ciekawą opowieścią, pełną tajemnic i uroku.
Oczywiście można snuć domysły, co tak właściwie chciałeś nam opowiedzieć, ale tajemnica jest tajemnicą.
I nie można jej zdradzać:)
Czytelnik musi sam sobie dopowiedzieć.
I popuścić wodze wyobraźni.
Bardzo podoba mi się końcówka. Taka z gatunku: dopełniło się...

Pozdrawiam:)
ipsylon dnia 24.05.2014 20:19
Dziękuję pięknie za odwiedziny i garść pochlebstw.
Ajw; Aż poczułem apetyt na czekoladę :) Cieszę się, że tekst przypadł Ci do gustu. Lubię niedopowiedzenia, możliwość indywidualnej interpretacji. Fajnie, że tu się zgadzamy.
Fabularia;
Fabularia napisała:
bez widocznego wysiłku czy stękania, tak jakby autorowi słowa same cisnęły się pod pióro
Ten temat bardzo mi odpowiadał, choć podczas pisania całkiem inne słowa chodziły mi po głowie, niekoniecznie warte powtórzenia na forum publicznym. Super, że konstrukcja sprawia lekkie wrażenie. To znaczy, że nerwy i lawiny epitetów pod własnym adresem były tego warte ;)
Szamanko;Dziękuję.
al-szamanka napisał/a:
tajemnica jest tajemnicą.
I nie można jej zdradzać
Dokładnie tak. Niech żyje w umyśle widza jak zamglony obraz; dzięki temu za każdym razem nie będzie odrobinę inny :)
Pozdrawiam gorąco!
amsa dnia 25.05.2014 22:08
ipsylon - wspaniała podróż w czas przeszły i powrót do teraźniejszości, ku niewiadomej przyszłości. Pięknie napisane, stylowo, zagadkowo, bo nie zbyt dużo wyjaśniłeś, choć tak wiele opowiedziałeś. Zostawiasz czytelnikowi możliwości dopowiedzeń, jak będzie i czy w ogóle będzie, a jeśli nawet - szczęśliwie, czy wręcz przeciwnie.
Masz mój zachwyt.

Pozdrawiam

B)

Cytat:
ro­dzi­ce za­mar­li de­ka­dę temu,
- zmarli
Cytat:
spa­ni­ko­wa­na do bu­dyn­ku..
- kropka za dużo
ipsylon dnia 26.05.2014 11:01
Amso; Dziękuję Ci za komentarz i wizytę :) Poprawki zaraz wprowadzę.
Serdeczności!
pablovsky dnia 29.05.2014 12:25 Ocena: Bardzo dobre
Wracam do kamienicy. Do Ipsa.
Rzeczywiście, to chyba jedno z Twoich lepszych opowiadań, widać, że mocno dopracowane.

Z tego wniosek, że wspomniane nerwy i dziesiątki epitetów pod swoim adresem- wyszły Ci na dobre :)
W zasadzie do samego końca nie wiadomo kim jest tajemnicza Wendy. Ta kwestia sprawia, że czyta się z zainteresowaniem i oczekiwaniem na rozwiązanie zagadki. A na końcu okazuje się, że samemu musimy sobie wyjaśnić pewne rzeczy. Czyli w Twoim stylu.

Historia nad wyraz ciekawa, lecz zastanawiam się, czy najlepsza? Dowiem się, gdy przeczytam wszystkie ;)
ipsylon dnia 29.05.2014 20:28
Dziękuję za wizytę i komentarz, Pablo :)
Cieszę się, że trud nie poszedł na marne. Chciałem przedstawić Wendy jako postać ulotną, efemeryczną, kobietę, za którą tęsknimy mimo upływu lat, z czasem nawet coraz mocniej. Ona pozostaje wciąż identyczna w naszych wspomnieniach, ten sam bolesny widok.
Pozdrawiam :)
henrykinho dnia 02.06.2014 08:45
Zawsze Ci to powtarzam (prawie?), że sporym „za” Twoich opowiadań jest dla mnie to, że nie irytują mnie obcojęzyczne imiona, których używasz, a jaki to efekt na ogół poraża mnie, gdy przedzieram się teksty innych.
To nie jedyna zaleta oczywiście; samo opowiadanie trzyma się powyżej przeciętnej zdecydowanie, jest tu nutka sentymentu, miłości i tajemnicy – w mojej opinii to dało Ci wygraną; to, że uchwyciłeś niebanalny klimat, większość natomiast tylko na ogół starała się kopiować znane schematy.
Ogólnie – dla mnie oryginalność oraz sprzedawane uczucia wygrały w tym przypadku. Gratuluję raz jeszcze.
Pozdrawiam
Wasinka dnia 02.06.2014 10:23
Klimat taki opowieści bardzo mi odpowiada. Jest tajemnica, jest miejsce, w którym nierealna nuta ociera się o czytelnika. Wszystko dzieje się w pewnego rodzaju mglistej aurze, nie ma szokowania, jest dość spokojny ton, który jednak prowadzi ze sobą sporo emocji. Ładny, przyjemnie napisany obraz, niepozwalający, by czytelnik pozostał na zewnątrz.
Dwie rzeczy mnie jednak zastanawiają. Subiektywnie, oczywiście. Wydawało mi się, że dziewczyna nie może opuszczać domu (jak tylko troszkę przed wejście kamienicy), ale pojawiła się na pogrzebie. Widocznie mogła, ale osobiście wolałabym, żeby nikt nie widział jej postaci, żeby pokazała się tylko naszemu bohaterowi. Chociaż z drugiej strony daje to nadzieję, że będą mogli sobie spokojnie spacerować... Ale nic to - jakoś mi się poukładało po prostu, że to tylko owa kamienica, czy też mieszkanie w niej jedno, powoduje takie zatrzymanie czasu dla lat człowieczych... I kiedy stamtąd ktoś wyjdzie - bam. Ale to tylko moja wyobraźnia chadzająca nazbyt wolno.
I druga kwestia - innego rodzaju: na początku piszesz, że młodzieniec był pełny nienawiści i różnych nieprzystojnych odczuć, gdy widział umykającą dziewczynę (pewnie, ma prawo, wolno mu), lecz kiedy wracasz później do tego momentu, to przyznam, ze nie doszukałam się chwili, w której mógłby tak czuć. Jakoś mi nie pasuje do obrazu rozstania, gdyż chłopak wydawał się być w całkiem innym nastroju niż chęć nawtykania Wendy i nienawidzenia jej.
O, i to takie moje czytelnicze dywagacje. Jak zwykle, wybacz.

Takie tam maluchy na szybko:
Cytat:
Bo czyż wtedy nie za­czą­łem na­praw­dę żyć? Czy wła­śnie tam nie po­czu­łem praw­dzi­we­go za­pa­chu życia?
- wpada na siebie żyć/życia
Cytat:
Ze­rwa­nie z Wendy zszo­ko­wa­ło mnie jak pierw­szy cios w szczę­kę na szkol­nej po­tań­ców­ce, bru­tal­nie prze­sta­wi­ło mój spo­sób po­strze­ga­nia świa­ta.
- mnie/mój; może by tak zrezygnować z drugiego zaimka? (przestawiło sposóB)
Cytat:
Bóg wie ile zło­śli­wo­ści, oskar­żeń, pre­ten­sji. Z per­spek­ty­wy czasu wiem, że do­brze zro­bi­łem,
- wie/wiem; poza tym rymuje się wiem/zrobiłem
Cytat:
miała do­kład­nie dwa­dzie­ścia osiem lat.
- wyrzuciłabym słowo "dokładnie", bo sprawia wrażenie, jakby wiek był istotny co do minuty, albo jakby już wcześniej ktoś tak stwierdził; nie jest potrzebne według mnie
Cytat:
Mimo to nie wsty­dzi­ła się ze mną roz­ma­wiać, nie trak­to­wa­ła mnie jak dzie­cia­ka.
- pozbyłabym się "mnie"
Cytat:
To ona pierw­sza ode­zwa­ła się, gdy ster­cza­łem na ulicy,
- się odezwała proponuję
Cytat:
Ciot­ka my­śla­ła, że zła­pa­łem ja­kieś do­ryw­cze za­ję­cie. Miała pełne prawo tak my­śleć. Prze­cież sam jej to po­wie­dzia­łem.
- jakieś takie niepotrzebne rozciąganie (i powtórka mysłala/myśleć - może celowa, ale zbędna, jak dla mnie), a gdyby tak: Ciot­ka my­śla­ła, że zła­pa­łem ja­kieś do­ryw­cze za­ję­cie, gdyż sam jej tak powiedziałem.
Cytat:
Któ­re­goś dnia w końcu udało mi się wy­cią­gnąć z domu. Stała sztyw­no ka­wa­łek przed głów­nym wej­ściem, jakby at­mos­fe­ra ulicy miała zabić, spa­ra­li­żo­wać. Po­wie­dzia­łem jej, że chciał­bym razem z nią wejść do ka­mie­ni­cy; po­czuć jej cie­pło,
- troszkę przesadziłeś z zaimkami; można by na przykład odrzucić tutaj: Powiedziałem, że chciałbym wejść do kamienicy
Cytat:
wiatr roz­dmu­chi­wał jej fo­to­gra­fię
- dziwnie mi to brzmi... Rozdmuchać to mógł raczej dwie lub kilka, ale jedną... Chyba że ją targał na kawałki... Takie skojarzenie.
Cytat:
Za­tka­ło mnie. Po pierw­sze dla­te­go, że jej widok roz­bu­dził we mnie dawne cier­pie­nie,
- mnie/mnie, według mnie spokojnie można z drugiego "mnie" zrezygnować
Cytat:
Ja za­czy­nam ły­sieć, do­sta­łem pierw­szych zmarsz­czek,
- czasy Ci się pomieszały: zaczynam - zaczynałem (wszędzie masz przeszły)


Pozdrawiam kawowo, z uśmiechem po dobrej lekturze.
ipsylon dnia 02.06.2014 16:12
Dziękuję za odwiedziny.
Henrykinho; Miło mi czytać Twój komentarz. Cieszę się, że tekst wywarł na Tobie takie wrażenie, że poczułeś mój obcojęzyczny klimat :)
Wasinko; Poprawki wprowadziłem. A teraz spróbuję odnieść się do Twoich wątpliwości.
Wasinka napisała:
Wydawało mi się, że dziewczyna nie może opuszczać domu (jak tylko troszkę przed wejście kamienicy), ale pojawiła się na pogrzebie. Widocznie mogła, ale osobiście wolałabym, żeby nikt nie widział jej postaci, żeby pokazała się tylko naszemu bohaterowi.
Nie myślałem o kamienicy jako o więzieniu. Wendy - świadoma własnej sytuacji - wolała nie dopuszczać do siebie ludzi, by nie przysparzać problemów innym, no i przede wszystkim sobie. Chociaż później mogła ten pogląd zweryfikować. Żałobnicy musieli ją zobaczyć. W moim zamyśle miała być prawdziwą postacią; zagadkową, ale autentyczną. W przeciwnym razie mogłaby stać się duchem, zagubionym widmem w nawiedzonym domu, a nie planowałem tutaj wątków wędrowców w białych prześcieradłach :)
Co do emocji podczas zerwania, nie chciałem się powtarzać. Opisałem przeżycia bohatera na początku, a później po prostu umiejscowiłem ten moment w chronologii wydarzeń. Uznałem, że ponowne zagłębianie się w temat tylko sztucznie wydłuży tekst.

Jeśli coś jeszcze zaprząta Ci głowę, wal śmiało. Bardzo lubię Twój punkt widzenia. Parafrazując S. Kinga, "Jesteś człowiekiem, który zadaje właściwe pytania" :) Mam nadzieję, że trochę rozjaśniłem.

Pozdrawiam Was gorąco!
Wasinka dnia 02.06.2014 18:36
ipsylon napisał:
Nie myślałem o kamienicy jako o więzieniu. Wendy - świadoma własnej sytuacji - wolała nie dopuszczać do siebie ludzi, by nie przysparzać problemów innym, no i przede wszystkim sobie. Chociaż później mogła ten pogląd zweryfikować. Żałobnicy musieli ją zobaczyć. W moim zamyśle miała być prawdziwą postacią; zagadkową, ale autentyczną. W przeciwnym razie mogłaby stać się duchem, zagubionym widmem w nawiedzonym domu, a nie planowałem tutaj wątków wędrowców w białych prześcieradłach

Nie, nie, to jest w porządku; po prostu poniosło mnie, gdy w kamienicy zobaczyłam coś więcej, jakąś szufladę przestrzeni czy czasu. No i fakt, że Wendy nic się nie zmieniła, stawia ją w szeregu dość specyficznych kreacji...
Jest okej.


ipsylon napisał:
Co do emocji podczas zerwania, nie chciałem się powtarzać. Opisałem przeżycia bohatera na początku, a później po prostu umiejscowiłem ten moment w chronologii wydarzeń. Uznałem, że ponowne zagłębianie się w temat tylko sztucznie wydłuży tekst.

Może uda mi się wyjaśnić.
Zerknij:
Cytat:
Gdy od­cho­dzi­ła, gdy jej dłu­gie kasz­ta­no­we włosy fa­lo­wa­ły na wie­trze, po raz pierw­szy w życiu po­czu­łem gorz­ki smak nie­na­wi­ści; chcia­łem wy­krzy­czeć w tę ślicz­ną twarz Bóg wie ile zło­śli­wo­ści, oskar­żeń, pre­ten­sji.

oraz:
Cytat:
Wendy za­czę­ła pła­kać. Wi­dzia­łem, iż chcia­ła tego co ja, pra­gnę­ła tego z ca­łe­go serca, ale za­miast się zgo­dzić, wbie­gła spa­ni­ko­wa­na do bu­dyn­ku. W drzwiach nagle sta­nął star­szy męż­czy­zna. Po­wie­dział, że muszę już iść, bo na­ro­bi­łem sobie i Wendy kło­po­tów. Gdy po­stą­pi­łem krok w jego kie­run­ku, ude­rzył mnie drew­nia­ną laską w żebra.


Rozumiem, że nie chcesz powtarzać, to oczywiste, byłoby bez sensu. Ale gdy tak czytałam sobie, to jednak nie czuję, że bohater miałby czas, możliwość nawet, by poczuć tę nienawiść i chęć bluzgów w kierunku ukochanej, która zapłakana ucieka, a on wie, że wolałaby zostać z nim. Dlatego - kiedy dodarłam do tego momentu - wróciłam do początku, bo mi nie grało; tak na ludzkie odczucie biorąc.
Wiem, o co Ci chodzi, ale nie do końca mi zagrało.
Taki subiektywny odbiór. ;)

I, jakby nie patrzeć, to (tekst) był mój faworyt.

Pozdrawiam wieczorem w mżawce.
ipsylon dnia 04.06.2014 20:01
Wasinka napisała:
Rozumiem, że nie chcesz powtarzać, to oczywiste, byłoby bez sensu. Ale gdy tak czytałam sobie, to jednak nie czuję, że bohater miałby czas, możliwość nawet, by poczuć tę nienawiść i chęć bluzgów w kierunku ukochanej, która zapłakana ucieka, a on wie, że wolałaby zostać z nim. Dlatego - kiedy dodarłam do tego momentu - wróciłam do początku, bo mi nie grało; tak na ludzkie odczucie biorąc.
Wiem, o co Ci chodzi, ale nie do końca mi zagrało.
Rozumiem, o co Ci chodzi. Spróbuję dopisać jakiś łącznik między wydarzeniami, może łatwiej będzie powiązać jedno z drugim.
Wasinka napisała:
po prostu poniosło mnie, gdy w kamienicy zobaczyłam coś więcej, jakąś szufladę przestrzeni czy czasu.
O to mi właśnie chodziło. Ja nie odnalazłem tej właśnie szuflady, ale cieszę się, że pobudziłem Twoją wyobraźnię :)
Pozdrawiam wieczorową porą (ach, Tobie to wychodzi lepiej, naturalniej :) )
Krystyna Habrat dnia 09.07.2014 11:42
Gratuluję pierwszego miejsca w konkursie. Historia niby zwyczajna, ale opowiadanie ma niezwykły klimat. Świetnie operujesz szczegółami, tworzącymi nastrój. Umiejętnie dawkujesz niedopowiedzenia. Całość, jakby w nierealnym świecie, wciąga czytelnika bez reszty.
Pozdrawiam
KH.
ipsylon dnia 10.07.2014 20:08
Dziękuję za krzepiące słowo, Krystyno.
Temat konkursu ciekawy, toteż prace przyciągają oko :)
Serdecznie pozdrawiam!
Krystyna Habrat dnia 16.09.2015 13:31
Jest mi przykro, ale muszę coś dodać.
Szkoda tylko, laureacie, że przystąpiłeś do konkursu w ciemno, nie mając pojęcia ani o rodzaju powieści, która była pomysłem, patronem oraz nagrodą w tym konkursie, i konkurs miał ją promować, ani o innych utworach autorki, zamieszczanych na PP.
Gdybyś choć trochę zadał sobie trudu, by poznać styl pisania oraz tematykę autorki tej powieści, nie ogłaszałbyś potem w internecie swojego rozczarowania z powodu poznania książki, która jest z odległego bieguna od twojej twórczości. Tym bardziej, że otrzymałeś ją w nagrodę za opowiadanie, które dla mnie również było obce, z przeciwnego bieguna twórczości, i na niego nie głosowałam. We wcześniejszym komentarzu starałam się tylko znaleźć dobre strony tekstu, jaki wybrali inni. Ja jestem otwarta na różne rodzaje pisania, ale nie wybrzydzam na tych, którzy mnie są poza moim zainteresowaniem, że nie piszą tak, jak ja bym chciała. Krytykować można zawsze, ale udział w konkursie chyba zobowiązuje do bliższego poznania jego warunków, choćby nie dość ejdetycznie wyeksplikowanych.
ipsylon dnia 16.09.2015 23:48
Droga Autorko
Jeśli moja opinia jest w Twoim odczuciu 'wybrzydzaniem', to nie mamy o czym rozmawiać, ponieważ:
- W regulaminie konkursu nie widziałem wzmianki obligującej mnie do poznania Twojej twórczości; trzeba było umieścić taki paragraf.
- Jeśli ta opinia to wg Ciebie wyraz rozczarowania - trudno. Mam prawo do własnej oceny książki i w moim odczuciu nie jest ona negatywna. Pisywałem tam gorsze.
- Fakt, że coś wygrałem, wcale nie oznacza, że muszę dawać 10/10. To mi pachnie fałszem. Poza tym, takiego paragrafu też nie widziałem w regulaminie.

Mi też jest przykro, Autorko, bo myślałem, że traktujemy się poważnie. Najpierw piszesz pochlebny komentarz, a później wszystkiemu zaprzeczasz, jeszcze w tak pokrętny sposób. Owszem, nie znam Twojej twórczości, a moja opinia ma sześć gwiazdek na dziesięć, co wcale nie znaczy, że ta książka jest zła, co starałem się umieścić w komentarzu - wskazałem mocne strony fabularne, bogactwo językowe, mnogość interesujących fragmentów i cytatów. Może nie byłem dość ejdetycznie wyeksplikowany - przepraszam więc.
Aczkolwiek zdania nie zmienię i w dalsze dysputy wchodzić nie chcę, bo zamiast mówić o literaturze, urządzimy tylko niepotrzebną prywatę.

Pozdrawiam :)
Krystyna Habrat dnia 05.10.2015 15:19
No to "żeśmy" kwita. Dodam tylko, że ja swej opinii nie zmieniłam, a znalazłam w twoim tekście tyle dobrego, ile napisałam wcześniej, choć na nie nie głosowałam.
Nieszczerze opiniować nie wolno. Ja w wypadku, gdy mi coś nie odpowiada, po prostu milczę.
Nie musisz odpowiadać, ja tu już raczej nie zajrzę, a przy tej "dyskusji" wykipiała mi zupa i to nie przenośnia.
ipsylon dnia 05.10.2015 16:18
Autorko
Krystyna Habrat napisał/a:
Nie musisz odpowiadać
Zaryzykuję :)
Krystyna Habrat napisał/a:
Nieszczerze opiniować nie wolno.
Popieram :)
Krystyna Habrat napisał/a:
Ja w wypadku, gdy mi coś nie odpowiada, po prostu milczę
To też nie do końca dobrze, trzeba się uzewnętrzniać na każdy temat, byle robić to merytorycznie i z szacunkiem.
Krystyna Habrat napisał/a:
a przy tej "dyskusji" wykipiała mi zupa i to nie przenośnia
Bywa. Życie ":)
Pozdrawiam
Krystyna Habrat dnia 06.10.2015 13:02
Jednak zajrzałam, konsekwentna to ja nie jestem, bo coś mi się przypomniało odnoście szczerości i przemilczania. Krytyk zawodowy musi być szczery, bezstronny i bezlitosny. On raczej nie promuje książki/utworu/wykonania, ale ustawia go w kategoriach wartości, co w tym dobre, co złe.
Ja nie jestem krytykiem, a stawiam sobie za cel podpowiadanie innym, szczególnie nieśmiałym nowicjuszom, tego, co im może pomóc, o czym co nieco wiem z racji zawodu, pewnego oczytania, no i doświadczenia. Czasem komuś udaje mi się cokolwiek pomóc, bo to za mną idzie w postaci choćby wielu przyjaźni literackich.
Dyskusja staje się coraz ciekawsza, powoli uzgadniamy stanowiska, ale chwilowo na kontynuację zdrowie mi nie pozwala, i to nic górnolotnego, a tylko jesienne zapalenie oskrzeli, jak co roku.
Pozdrawiam KH.
Pozdrawiam.
ipsylon dnia 07.10.2015 16:28
Do tematu możemy w każdej chwili wrócić, ale może lepiej będzie kontynuować go na PW, bo znacznie odbiegliśmy od dyskusji na tekstem w ścisłym tego słowa znaczeniu.
Tymczasem pozdrawiam i życzę szybkiego uporania się z problemami zdrowotnymi :)
TM
Krystyna Habrat dnia 28.10.2015 20:24
Nie. Wystarczy.
Niczyja dnia 23.03.2016 19:20 Ocena: Świetne!
Przepiękne! Klasa sama w sobie...

Czymkolwiek by nie było, wspomnieniem, marzeniem czy opowiadaniem jest piękne...

Nie będę się powtarzać, ale wiedz, że potrafisz... (pisać;))

Przedstawiłeś idealny obraz nieszczęśliwego małżeństwa, zacytuję tylko:
Cytat:
Zachowywaliśmy się jak dwójka ludzi, którzy na siłę znaleźli sobie towarzystwo, by uleczyć złamane serca. Łączyło nas życiowe rozgoryczenie, dzieliły uczucia chowane do kogoś całkiem innego, świadoma i nigdy niepopełniona zdrada.


Nie wiem co to był za konkurs, ale nie dziwię się, że tym tekstem go wygrałeś.
Gratujacje!

Pozdrawiam, Niczyja
ipsylon dnia 25.03.2016 10:13
Niczyja; Dziękuję za obecność i miłe słowa :)
Konkurs był zatytułowany "Tajemnica Kamienicy". Cieszę się, że historia przypadła Ci do gustu, bardzo się cieszę ;)
Przyjemności
tomek
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty