Kaskader uczuć - julia_h
Proza » Obyczajowe » Kaskader uczuć
A A A
Od autora: Chciałabym się podzielić swoją twórczością. Bardzo proszę o ocenę tego, co napisałam. Z góry dzięki :)

Równowaga emocjonalna była dla niej czymś niebezpiecznym. Czuła, że w każdej chwili może się wydarzyć coś, co zakłóci tę prowizoryczną ciągłość sukcesu.
Wszystko było dobrze, dopóki nie zachorowała. Bakteria, którą ją dopadła, nazywała się prostotą. Brak sprecyzowanych wymagań wobec świata i pragnienia tłumione już w zalążku, zaczynały jej coraz mocniej doskwierać. Była młoda. Świat teoretycznie stał przed nią otworem. Praktycznie jednak, gdy nadarzała się jakakolwiek okazja, by móc o sobie zadecydować, ona przepuszczała ją niczym zapchany autobus na przystanku w centrum miasta.
Może trochę bała się czynów. Może nie wiedziała do końca, co powinna dalej zrobić ze swoim życiem. Wszystko jednak się zmieniło, gdy poznała Marka. Dno się oderwało, sięgnęła jeszcze niżej, chociaż zupełnie nie zdawała sobie z tego sprawy. Chłopak miał tyle samo lat, co ona – dwadzieścia- i cudownie ciemne oczy. Hipnotyzował ludzi tęczówkami pełnymi głębi niewymówionych myśli i skojarzeń.
Zazwyczaj budził strach wśród ludzi prostych i ułożonych emocjonalnie. Sam bowiem był zupełnym tego przeciwieństwem. Miał wiecznie rozwiane włosy, lekko kręcące się przy końcówkach. Robiąc coś, niewiele myślał. Żył według swoich pragnień i chęci, które wielokrotnie wygrywały z rozumem.
Stylizował się na amanta lat 70. Długie płaszcze nieraz przeszkadzały mu w codziennym funkcjonowaniu. Chciał wyrażać siebie wszystkimi możliwymi sposobami.
Miał nieznośny nawyk palenia papierosów. Umiał wyjąć fajkę praktycznie w każdej sytuacji. Czuł się wtedy prawdziwy; współistniejący z naturą. Wypuszczając zapamiętale dym z ust zdawał sobie sprawę ze swojego istnienia, ze swoich wad i zalet. Czy sam kreował swoją osobę? Nie przywiązywał wagi do wyglądu. Wnętrze mianował swoją wizytówką, wbrew wszelkim przyjętym zasadom logiki. Traktował ją bowiem jako coś daleko odległego od natury wszechrzeczy.
Fascynował dziewczynę tym, że był skomplikowany w swojej prymitywności. Z dnia na dzień zaczynała się coraz mocniej zastanawiać, czy on wie coś więcej o życiu od niej? Czy posiada jakąś tajemną wiedzę zaczerpniętą ze starych, zakurzonych ksiąg i sesji tytoniowych. Już dawno zauważyła, że nie przebierał w środkach, by wynieść się na wyżyny abstrakcji.
Ubierał się na czarno. Wiedział, że ludzi cholernie interesuje i jednocześnie drażni czyjś wygląd. Byli jak gdyby zaprogramowani na wychwycenie ze świata wszelkich niedoskonałości. Ich uwaga skupiona była na zbiorowych za dużych nosach, na zakrzywionych kciukach czy też kolanach wygiętych do środka. On wolał obrazować swoje sny słowami. Na papierze, który nie zadawał pytań. Czerń pozwalała mu pozostawać prowizorycznie bezbarwnym. Robił to, by móc przelać całą swoją prawdziwość na wnętrze.
Nie ukrywał tego, że cechuje go infantylizm intelektualny. Nie chciał oceniać innych ludzi. Nie miał tyle siły, by nawet rozprawić się z samym sobą. Dla niego cały ludzki żywot wypełniony był banalnymi zagadkami, które nieuchronnie wymagały rozwiązania. Właśnie po to były zagadkami, wielkimi tajemnicami istnienia, by zasługiwać na odpowiedź.
Gdy poznał Anielę, od razu zaczął opowiadać jej o prawach natury według skandynawskiej mitologii. Polubił nawet dziewczynę, chciał otworzyć jej umysł na nowe kultury. Zafascynował go jej spokój ducha i rozumu. Zero głębszych przemyśleń. Zero rozterek wewnętrznych. Zero zawahania egzystencjalnego.
Nie zazdrościł jej tego. Nie był o nic zazdrosny. Zastanawiał się tylko nad tym, jak nad zjawiskiem w świecie przyrody. Nic osobistego. Sama ciekawość.
Dziewczynie natomiast ogromnie imponował jego filozoficzny umysł i podejście do życia. Nic dla niego nie było niesmaczne, nic amoralne, a tym bardziej nic niestosowane.
Ogień i woda łączyły ich istnienia. Byli zupełnymi przeciwieństwami, które przyciągały się tylko jednobiegunowo. Nic jej nie obiecywał, dlatego też nigdy nie miał sobie nic do zarzucenia.
Ich relacja była skomplikowana. Ona wierzyła, że bez niego świat się zawali. On miał swoje przyzwyczajenia. Kochał je. Nawyki dawały mu pewność, że wszystko nie może się skończyć z minuty na minutę. Niewymownie potrzebował ciągłości; zapewnienia, że coś na niego czeka.
Siadał w wyciągniętym swetrze na obszarpanej kanapie. Opierał twarz na dłoniach i czekał na bodziec do życia. Marzył wtedy, że każdy go zna; że każdy docenia jego myśli i refleksje. Uśmiechał się wtedy do siebie. Posyłał promienny uśmiech przed siebie, a Aniela błędnie odczytywała go, jakoby był adresowany właśnie do niej.
Siadała wtedy obok niego, przed nim, oglądała jego wystające barki. Chciała obejść go całego, by tylko ją zauważył. Z dnia na dzień mogła wyczuć z zapachu jego świadomości, że ciemny punkt zbliża się niczym rozpędzony pociąg.
Uczucie beznadziejności świata zalewało jego głowę tak, że coraz częściej wiedział, o której to nadejdzie. Rano, we dnie, w nocy. Zawsze nie był na nie gotowy.
Aniela martwiła się o niego otwarcie. Przy nim nie mogła spać całymi nocami. W jego obecności przełykała nerwowo ślinę, gdy tylko znów wyciągał kolejnego papierosa z wiecznie pełnej paczki.
Pustka jaką czuła przed poznaniem chłopaka została ekspresowo zapełniona ogromem nowych doznań i doświadczeń. Nigdy nie przypuszczała, że może tyle myśleć podczas jednej doby. Życie dla niego przepływało przez jej palce. Palce sine. Palce blade. Palce nijakie.
Pozwalała mu na to, bo ją zahipnotyzował. Nie robiąc nic – zdobył ją po prostu blaskiem swojego braku energii. Czuła się odpowiedzialna za każdy milimetr jego myśli.
Zazwyczaj dużo czekali. Wspólnie, ale oddzielnie. Obszerna kanapa nie była w stanie pomieścić tych szalonych ciągów skojarzeń, które kłębiły się w jego głowie. Ten świat pozostawał tak jakby zamknięty na jej usilne błaganie o możliwość ingerencji.
Siedzieli w ciszy i po prostu czekali. Na to, co nie nadejdzie. Na to, co było, a nigdy miało już nie wrócić.
Kręta autostrada przyszłości zakryta była obszerną kotarą teraźniejszości, która w całym swoim perfidnym egoizmie odbierała wszelkie perspektywy. Chłopak wiedział, że scena życia jest zbyt mała, by pomieścić dwoje zagubionych dusz.
Didaskalia wypełnione były chmarą refleksyjnych zaleceń, które może w rezultacie przynieść by
i mogły pożądany efekt, jednak jak to w tatrze życia bywa, wszystko kończyło się na marnej grze aktorów. Chociaż jednego im odebrać nie można było – ostentacyjnej naturalności.
Prawdziwie też kochał samotność. Chciał się nią napawać do granic czasu i miejsca. Chciał, żeby ściany zaczynały oddychać ciszą, której uszy już znieść nie mogły. Ich biel przybierała barwy tysiąca tęcz i zdawała się jakby niebezpiecznie pochłaniać jego całą uwagę.
Wtedy pojawiała się ona i pytała, co dalej będzie. Chciał odpowiedzieć, że nicość, ale zawsze kończyło się tym samym:
- Zapomnisz mnie, jednocześnie nawet nie pamiętając, że mnie pamiętałaś – chwilę dał się rozlać słowom o kanty mebli i powłokę ludzkiej skóry, po czym kontynuował: - Pewnie przegrasz swoje życie. Będziesz kierowała się jakimiś zupełnie nieprzydatnymi ideałami, które zaprowadzą cię w zaułek frustracji niespełnionych marzeń młodości. Spojrzysz wtedy w lustro i będziesz musiała wyjąc z szafy skrzętnie schowane zdjęcie z czasów świetności ambicji. Ze smutkiem przyznasz, że przecież niczego nie żałujesz, podczas gdy nocami, w świetle odległego księżyca, twoja poduszka będzie stawała się coraz bardziej morka, aż w końcu co noc będziesz potrzebowała nową powłoczkę.
- A gdzie będziesz ty? - z biegiem czasu nauczyła się zadawać praktyczne pytania.
- A ja będę wycierał kurze ze wszystkich nieszczęść świata w nadziei, że ktoś przez to jeszcze raz zaufa życiu i pomyśli: dobry był ten dzień.
Wtedy wstawała nauczona, że już więcej jej nie zdradzi ze swojego dalszego planu. Kładła mu głowę na kolanach i zastanawiała się, czy spotkali się w odpowiednim czasie. Czy aby nie za późno, czy aby nie za wcześnie. Miała wrażenie, że nigdy nie będzie tak mądra, jak on.
Zamykała oczy, wysilała wyobraźnię, ale wszystko, na co było ją stać, zamykało się w marnym pokoju z czterema białymi ścianami i parą marnych istnień na ogromnej kanapie.
Z drugiej strony wszystko rozumiała i nie zadawała pytań. Dla niej istotnych, dla niego niemądrych. W tej relacji on był od zadawania pytań.
Pewnego dnia, gdy Aniela poczuła przypływ złudnej odwagi dzięki promieniom popołudniowego słońca i pozytywnej energii w powietrzu, usiadła naprzeciwko niego i po prostu powiedziała:
- Kocham Cię.
Mężczyzna odruchowo spojrzał w jej stronę i zapytał:
- A czym jest dla ciebie miłość?
Jego oczy były zupełnie pozbawione emocji, a może nawet i kryły w sobie pierwiastek smutku, że został on naznaczony tak złudnym uczuciem. Nie wyobrażał sobie siebie wyznającego coś innej osobie; deklarującego coś na zawsze.
Formuła aż do śmierci budziła w nim lęk i przerażenie. Od razu nerwowo spoglądał na zegarek, przełykał głośniej ślinę. Wszystkie siły życiowe go opuszczały i ani myślały o powrocie.
Aniela chciała zbudować parę minimalną do zobrazowania problematycznego pojęcia, ale jednocześnie przeczuwała, że każda z nich (miłość:zaufanie, miłość:oddanie) zostanie przez niego zakwestionowane.
Znosiła to rozdarcie między swoim sercem a jego rozumem bardzo dzielnie. Zaciskała tylko powieki i proponowała herbatę. Tego jej nie odmawiał.
Wrzątek nieubłaganie rozlewał się po popękanych ściankach kubka. Wymarzona cisza panowała w pomieszczeniu, jednak Aniela odczuwała mocniej pustkę. Nim się zorientowała, woda zaczęła rozlewać się po drewnianym blacie, tworząc dużą kałużę. Promienie słońca odbijały się w niej tak mocno, że dziewczyna mogła dostrzec w oddali tylko czarne plamy.
Nie wracała w myślach już nigdy późnej do tej sytuacji. Ani do tego, co wtedy czuła. Chciała zapomnieć o bólu, który krył się w zakamarkach jej serca. Rozumiała, jak wygląda rzeczywistość. Nie czuła ambicji, by ją na siłę zmieniać. Wolała zginąć w ten sposób, z tęsknoty do niedostępnego serca, niż kryjąc to, co czuje.
Nie zdawała sobie z tego sprawy, ale stała się przez to prawdziwsza, niż była. Przyznała się przed samą sobą do tej słabości, z którą nie wygrałaby żadnymi środkami.
Dosięgło ją najbardziej skomplikowane uczucie, bez którego jednak nie można żyć. Każdy jeden ruch, każda jedna myśl zawierała w sobie pierwiastek tego człowieka, bez którego w bardzo szybkim czasie przestała sobie wyobrażać życie. Miłość zawładnęła jej rozsądkiem, nie zostawiając żadnej drogi ewakuacyjnej. Przed prawdą nie ma bowiem ucieczki.
Nie ma jej też wtedy, gdy leży się ze wzrokiem wlepionym w ciemny sufit. Oczekiwała jakieś odpowiedzi, dlaczego się tak dzieje. Dlaczego nie może spokojnie w najodleglejszej z samotności pocierpieć otulając się osłoną nocy i marami sennymi, które nieuchronnie rozdzierały jej opuchnięte serce? Kocem zasłoniła zapłakaną twarz. Nie mogła nawet patrzeć w ciemność. To powodowało apokaliptyczne myśli o rychłej zagładzie świata; o mroku, który już nigdy nie zostałby przepędzony przez jasność wschodzącego słońca.
Nie wiedziała wiele o świecie, ale przeczuwała jedno: człowiek znalazł się już z piekle. Teraz tylko od niego zależy, czy z niego się wydostanie. Od pewnego czasu umiała się przyznać sama przed sobą, że świat ją najzwyczajniej – przeraża. Świat, w którym przyszło jej się obracać – obracać szybko i w nienaturalny sposób – zabierał ludziom wszystko, czego tylko nie chcieli, żeby im zabrał.
Jego wyrachowanie sięgało wyżej, niż kosmos, bo tam człowiek bez problemu już dotarł. Najodleglejsze wyżyny przestały być dla niego arkadyjskim rajem. Paradoksy zadomowiły się na Ziemi na dobre i ani myślały o zniknięciu.
Aniela wychodziła na ulicę co dnia. Co dnia zadawała sobie pytanie, gdzie zmierza ten pieprzony świat. Pulchna szatynka biegła na wysokich szpilkach za autobusem, który ostentacyjnie wyzioną ducha ignorancji i odjechał, kołysząc się na boki. Małe dziewczynki szły ulicą. Nie do końca były jeszcze wyleczone z amerykańskiego snu o przewadze lalki Barbie nad Kenem – macho pozbawionym męskich organów płciowych. Wychowane na śnieżnobiałej twarzyczce Edwarda, nie dostrzegają zalet przyszłych bioinżynierów.
Wybija samo południe, kiedy to fala smutku pod krawatami wylewa się na ulice wielkiego miasta. Pobliskie kawiarnie przechodzą oblężenie ku ich uciesze, bo takie wycieńczenie, to one lubią. Pieniądze spływają strugami z eleganckich filiżanek kawy i z zastawy wypełnionej sałatkami i kanapkami na ciepło. Gadające garnitury niszczą sobie nawzajem ostatki moralnych barykad, poprzez opowieści dziwnych treści; opowieści dalekie od granic etycznych i zdrowego rozsądku. Wszystko pozbawione jest choćby najmniejszej szczypty wstydu. Fabuła nabiera tempa wraz z pierwszym wypitym drinkiem. Opowieść okraszona procentem jest pikantniejsza i barwniejsza w swoim zakłamaniu.
Każdy z nas jest kreatorem swojego życia. Piszemy fabułę, która albo się sprawdzi, albo wyląduje w koszu zapomnienia. Karty historii są bezlitosne.
Weszła do pustego mieszkania. Nawet zbytnio ją to nie zdziwiło. Przyzwyczajona była do zmiennych nastrojów Marka. Chciała się czymś zająć, żeby tylko nie popaść w szał czekania. Z nim mogła siedzieć bezczynnie nawet i kilka godzin. Wtedy to zapamiętywała jego twarz. Jego oczy. Jego usta. Jego zmarszczone brwi, kiedy pochłonięty był procesem myślenia.
Wszystko to zdawało się mieć jakiś sens, kiedy on był obok. Pusta kanapa nie spełniała już tego samego zadania, co w jego obecności. Teraz to była tylko sterta pierza, trochę gwoździ, powleczonych w burozieloną otoczkę starego materiału.
Starała się czymś zająć. Cierpiała, nie wiedząc, za ile będzie mogła go znów zobaczyć. Tak naprawdę była bardzo słaba. Marek wystawiał ją wciąż na próby, które powoli zaczynały ją przewyższać. Jej feralne położenie emocjonalne, napawało ją lękiem. Lękiem, że pewnego dnia nie wytrzyma tego napięcia. Że pewnego dnia, to wszystko będzie dla niej za trudne.

Pragnęła z nim ostatecznie porozmawiać. Jeśli sam nie widział tego, co do niego czuje, ona była skłonna mu to wszystko wyjaśniać. Słowami. Czynami. Myślami. Wiedziała, że to nie będzie łatwe, ale wierzyła jednocześnie, że prawdziwe uczucie otwiera zamknięte serca i pokazuje drogę ku szczęściu.
Wszystko co wtedy miała, krążyło wokół pragnienia, jakie obudził w niej Marek. Chciała go mieć jeszcze bardziej, chciała odczuwać z nim świat; chciała, by ją nauczył patrzeć.
Dzięki niemu poznała smak, który uzależnił ją. Pokochała duszący zapach jego mebli. Lubiła przyglądać się obrazom starych artystów. Zaczęła bardziej odczuwać rzeczywistość. Nie mogła się nadziwić, jak bardzo się przy nim zmieniła. Nie była dawną Anielą. Dawna Aniela pozostawała skryta, mało czująca, bezuczuciowa. Teraz miała wrażenie, jakby wszystko to, czego wcześniej nie czuła, nagle napęczniało do granic możliwości; jakby skumulowało się w niej wszystko to, czego wcześniej nie znała. Nie była pewna, czy jest na to poznanie gotowa. Nie była pewna, czy da radę podnieść ten ciężar wiedzy. Wiedziała tylko jedno – bez Marka nie da rady poradzić sobie z tym, co dzięki niemu oswoiła.

Delikatny szczęk zamka w przedpokoju zwiastował jego powrót. Zatrzasnął drzwi, po czym włączył płytę z muzyką Chopina. Fala pojedynczych akordów rozlała się po wszystkich pomieszczeniach.
Dziewczynie serce zaczęło bić mocniej na widok jego nieobecnych oczu i zmierzwionych włosów. Delikatne łzy zaczęły sączyć się po jej zaróżowionych policzkach. Wstała, zrobiła ku niemu krok, lecz gdy zobaczyła jego twarz, na której malowała się znów ta szalona obojętność wpisana w byt człowieka myśli i kontemplacji, zrozumiała, że to wszystko nie ma sensu.

Zapragnęła poczuć jego bliskość. Wysunęła do niego ostrożnie swoją lewą dłoń. Ból, który malował się na jej twarzy, jest nie do opisania. Marek przystanął, machinalnie ujął jej rękę, obejrzał ją dokładnie. Palcem wskazującym przesunął wzdłuż linii życia i losu. Zastygł na moment, po czym musnął ustami jej delikatną skórę. Nie obdarował ją nawet najkrótszym spojrzeniem.
Zwyczajnie ją puścił i zniknął za masywnymi drzwiami, prowadzącymi do jego gabinetu.
Całe mieszkanie zdawało się jakby falować w rytm poszczególnym akompaniamentów. Rozleniwienie przerwało tylko jedno mocniejsze trzaśnięciem drzwiami frontowymi.
Fala powietrza nieznacznie zakołysała zwiewnymi firankami, po czym wszystko wróciło do normy.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
julia_h · dnia 20.06.2014 05:10 · Czytań: 614 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze
al-szamanka dnia 20.06.2014 18:35
Cytat:
jed­nak jak to w t(e)a­trze życia bywa

Cytat:
twoja po­dusz­ka bę­dzie sta­wa­ła się coraz bar­dziej morka

Cytat:
- Ko­cham (c)Cię.

Cytat:
który osten­ta­cyj­nie wy­zio­ną(ł) ducha igno­ran­cji i od­je­chał

Cytat:
Ból, który ma­lo­wał się na jej twa­rzy, jest nie do opi­sa­nia.

był... bo inaczej czasy pomieszane

Hmm, jeżeli Anielę bolało czekanie, to mnie też.
Czekałam, że wydarzy się w końcu coś innego niż to, o czym traktuje cały tekst.
I nic, zmęczyłam się czytaniem.
Moim zdaniem przegadane, skróciłabym o 80%.
Poza tym potykałam się o didaskalie, paradoksy, infantylizm intelektualny, drogi ewakuacyjne i tym podobne określenia - moim zdaniem usztuczniają opowiadanie i powodują, że czyta się jak fragmenty wyrwane z wielu innych tekstów i tu poskładane w jedno.

Pozdrawiam:)
fantes dnia 21.06.2014 11:44
Też mam to samo wrażenie że ów tekst męczy ,,klęską urodzaju,, od tych wszystkich narzędzi ,czy instrumentów jakie użyłaś. Nie jestem znawcą w temacie proza i oceniam tekst z punktu widzenia zwykłego czytelnika dla którego w zasadzie niezrozumiałe są pewne ,,dodatki,, mające na celu(tak myślę)podnieść wartość owego tekstu. W całości podpisuję się pod komentarzem zamieszczonym powyżej.Pozdrawiam :)
julia_h dnia 28.06.2014 12:50
Dzięki Wam bardzo, będę pracowała dalej nad warsztatem :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty