Klisze - lisigeniusz
Proza » Inne » Klisze
A A A

 

 

 

Blade dłonie złożone
nadgarstki kościste chude ramiona
obojczyki zetknięte, złączone, niedopasowane jak dwa kawałki rozbitych szklanych puzzli.


Białe kłęby gęstej pościeli kującej w oczy, szary tynk odchodzi od nagich ścian, kruszy się i opada jak miękki popiół na ziemię, bez śladu, cicho, wydając z siebie jedynie łagodny pomruk.


Wystająca kość, jedna, druga, niemal przebija żylastą skórę, a jednak stoi, w miejscu, niczym nienaruszona, zwyczajnie. Tam jest jej miejsce.
I wstęgi dymu z koronkowych firanek tańczące piruety na świeżym powietrzu, otwarte okno, brudne, porysowane, stare, obite. Wciąż trwałe.
Promyk czerwonego światła przedostaje się z trudem przez prześwit w żaluzji, wślizguje się powoli do środka, cichutko. Mały sekret zamknięty w szkatułce nakręcanej pozytywką sennych westchnień. Miedziane loki lśnią, mienią się złotem niczym obracany wachlarz, rozczochrane, potargane, łaskoczą rumiane policzki. Marszczy nos, mruga powiekami, drży, unosi. Zamyka, otwiera jeszcze raz, łapie powietrze i uśmiecha się. Ściska palce, przyciąga, wtula.
- Księżniczko, skręć mi fajkę - mruczy niewyraźnie w poduszkę, stukając otwartą dłonią w twardą, zapadniętą klatkę piersiową. Z trudem ukrywa psotliwy uśmiech. Czuje, jak ktoś targa, szamocze jej włosy. Krzywi się, fuczy, uderza po raz kolejny w odsłoniętą skórę, tym razem nieco mocniej, gwałtowniej, jakby na wyraz swojej frustracji.
- Dupek - mamrocze i odwraca się na drugi bok. Przyciąga do siebie kołdrę, chowa w niej twarz, kuli się. Ostry zarost łaskocze ją po ramieniu. Muśnięcie warg na swojej szyi, policzku. Czuje, jak ich kąciki unoszą się w szerokim uśmiechu.
- Kocham cię. - Zęby na czubku nosa, niby złośliwy przytyk.
- I tak jesteś pierdołą.
Szelest otwieranej paczuszki, aromat smakowego tytoniu uderza ostro w nozdrza, dopiero po chwili mięknąc, stając się bardziej przystępnym, mdłym, już całkiem zanikł. Zgrzyt bibułki obracanej między palcami, niesłyszalna praca malutkiej maszynki. Szczęk uruchamianej zapalniczki. Słaby płomień rzuca światło na męską twarz. Wyostrza kości policzkowe, ukrywa w mroku ciemne, podpuchnięte z braku snu oczy. Odpala papierosa, zaciąga się, końcówka skwierczy, syczy, żarzy się na czerwono. Dym wypływa z rozchylonych ust, sunie ociężale w górę, roztacza zapach po całym pokoju.
Długie spojrzenie, intensywne, raz, dwa, trzy, gorąca czekolada, wchłaniasz słodycz tonąc.
Napięcie, oczekiwanie, miłe, chociaż to nic.
Pytanie utkwione w powietrzu.
- Mogę na tobie napisać wiersz?
Łagodny uśmiech jest wszystkim.
Szuka piórka, wyjmuje kałamarz. Kładzie się obok, zanurza stalówkę. Za dużo, strząsa tusz do szklanki z wodą. Atrament rozlewa się po cieczy, tworzy pąki smutnych kwiatów.

Atrament?
Oplute jadem macki ośmiornicy, wijące się jak larwy robaków w gnijącym ciele, rozwijające się powoli, niezauważenie, cicho i skrycie. Nie zauważysz, kiedy oplotą twoją szyję, ścisną i zatrują umysł.

Ciche skrobanie po skórze, drżące oddechy zmarnowanych płuc wstrzymujących powietrze. Nerwowy śmiech, przyjemny, już prawie koniec. Cmoknięcie w czoło, najmniejsze, najczulsze, wyjątkowe.
- Dziękuję.
Wszystko i nic, tylko słowa? Uczucia, wrażliwości przesycone bólem, strachem i miłością.

całujemy się w dni powszednie do
muzyki skomponowanej przez ludzi
całujących się w te same dni
całujemy często częściej niż
normalnie intensywnie i jeszcze
bardziej bojąc się że każde
zetknięcie będzie tym ostatnim

Zbłąkana czarna kropla jadu spływa w dół.
Wszyscy ślepi.

 

 

 

w porządku, jest dobrze, jest dobrze, nic się nie dzieje, nie jestem zły, nie jestem zły, dobrze,  dobrze, 
jest dobrze


nie, to nie ja, ja jestem dobry, dobry
słyszycie, d o b r y, to nie ja, naprawdę, Jezu, Skarbie, to nie ja, 
o Boże, Boże, Boże, to nie ja, jestem dobry, jestem dobry, posłuchajcie mnie proszę 
to nie ja 
o Boże 

to oni, słyszycie?! to oni to zrobili, to oni, spójrzcie na nich, spójrzcie! to nie ja, naprawdę 
Skarbie, Skarbie, Skarbie, to nie ja

przepraszam 

kazali mi to zrobić, zmusili mnie, oni są źli, kazali, kazali mi, kazalikazalikazali
to nie ja to nie ja jestem dobry to nie ja

dlaczego mnie nie słuchacie?!
gdzie jest mój Skarb, ma tu być, gdzie on jest dlaczego go tu nie ma
gdzie on jest 

Skarbie 



Stukot, zgrzyt, pisk, naciśnięcie klamki, klik, drzwi otwierane, zamykane, opadają nieco w  zawiasach, zahaczają o posadzkę, skrzypią, zostawiają słabo zarysowany ślad niczym biała  kreda.  Wchodzi dwóch mężczyzn, jedna kobieta, a może na odwrót, wszyscy w jednakowych białych kitlach, rażących, irytujących, nudnych i beznamiętnych. Krawaty, spinki, notesy, długopisy, mankiety, zamki, wszystko jednakowe, zwyczajne, nieskazitelnie czyste, obrzydliwe.
Odsuwają krzesła, siadają przy stole, jeden z nich, łysy, opiera ręce o blat, splata ze sobą 
palce, odchrząkując znacząco, celowo, wymuszenie. Jest zmęczony,widać to, żyłka na czole pulsuje słabo,
jest spocony, zaspany, śmierdzi, czerwone wypieki pojawiły się na jego twarzy, oczy ma podkrążone, skryte za zaparowanymi okularami. Ale nikt tego nie dostrzega. Maskuje się sztucznym uśmiechem, równie sztucznym jak on sam. Poprawia papiery przed sobą, notatki, pociera nerwowo kciukami, wsuwa na nos okulary, znów odchrząkuje. Zerka znacząco na sanitariusza stojącego przy drzwiach, kiwa głową, ostatni raz odchrząkuje i unosi wzrok, spoglądając na mężczyznę przed sobą. 
Blada, wychudzona twarz, schowana jest za czupryną czarnych, gęstych włosów, nieczesanych od kilku dni. Patrzy tępo na zapalniczkę obracaną między palcami, powoli, niespiesznie, leniwie.
Ktoś krztusi się cicho w tle.
Niewielkie poruszenie, drżące ramiona. Chrapliwy śmiech narasta w płucach, płynie korytarzami w górę, wydobywa się na zewnątrz. Rozbrzmiewa echem w małej klitce, szalony, niepowstrzymany.
Niestabilny.
Zatykasz uszy, wciąż go słyszysz, przecież jest twój, w twojej głowie. Śmiej się.
Dlaczego się nie śmiejesz?
Usta rozwierają się szerzej, smród z wewnątrz ciała zajmuje całą przestrzeń, swąd zwęglonych narządów.
Czujesz mdłości.


nie miejcie żadnych złudzeń 
skurwysyny 

 

 

 

Skóra przesycona morską solą. Poszarpane włosy wplątane w zaczerwienione, załzawione oczy. Oblizuje spierzchnięte usta, przymyka zmęczone powieki. Żółć w gardle, zapach wymiocin uderza w nozdrza. Targają nią spazmy, powstrzymuje odruch wymiotny. Jest mokra. Wilgoć?
Obrzydliwy pot spływający gęstymi kroplami z czoła, wsiąkający w ubranie, pozostawiając trwały ślad.
Przebiera bosymi stopami w piasku, patrzy smutno przed siebie, nie dostrzegając żadnych kształtów. Wszystko jest zasunięte mgłą, szare, jeszcze przed chwilą było takie ostre.
Nie chcę, żeby kolory wróciły.
Schowała się w sobie, tu jest bezpiecznie.
Wrony zataczają koła nad głową, śpiewają litanię złożoną z jęków i krzyków. Jak ładnie poprosisz wydłubią ci oczy.
Czas wykonać ruch.
Pierwszy ostrożny krok ku przyszłości, prawa noga, lewa, idzie. Powoli, ale równym tempem, nie zatrzymuje się, nie pozwala na to. Musi dotrwać do końca.
Zbliża się w kierunku ciemnego kształtu, rozłożonego na środku plaży. Staje nad nim, patrzy z góry. Chmury gęstnieją, zbiera się na deszcz. Czarne fale muskają brzeg, zostawiając gęste, ropne ślady.
Chodź.
Chwyta go za ramię i pomaga wstać. Opiera na niej swój ciężar, jest nieprzytomny.
Nie jest źle. Powtórz to jeszcze raz. I jeszcze raz. Mów to sobie bez przerwy, może w końcu sam uwierzysz. Uśmiechaj się do ludzi, szeroko, wiem, że to boli. Ma boleć. Mówią, że śmierć jest jedyną pewną rzeczą w naszym życiu. Ból jest konieczny do zrozumienia sekretu człowieczeństwa.
Może już nie chcę być człowiekiem.
Sypki piasek nie jest sypki. Jest twardy, szorstki i ciężki. Stopy grzęzną w nim, trzeba wiele wysiłku, żeby przez niego przebrnąć, żeby w końcu ruszyć dalej.
Ma już dość. Chce go tu zostawić, niech pochłonie go zropiałe bagno, niech weźmie ze sobą ten smród, ten wstręt. Niech skumuluje w sobie całe zło i zniknie z jej życia. Nie może, są związani. Ciemne macki zbliżają się do nich, skradają za nimi jak własne cienie, chcąc przytulić, zassać i nigdy nie wypuścić. Najprościej byłoby umrzeć.

nie chciałem tego. naprawdę nie chciałem. to było silniejsze ode mnie
te szepty

chciałabyś to usłyszeć, prawda?

to ciągle mnie wołało, ja

och, oczywiście, że byś chciała

nie wiem, kiedy do tego doszło, proszę cię

jesteś zaschniętym gównem na podeszwie boga,
jeszcze sobie nie uświadomiłaś?

przepraszam, skarbie


nigdy nie wypowiedziane słowa

 

 

 

Podróż trwa już wiele lat. Jest ciężka, męcząca, trudna i smutna. Są zmęczeni, obydwoje, nie mają sił. Obojętnością maskują narastającą gorycz i żal.
Nie wiedzą już, dokąd idą. Dalej do przodu, czy cofają się w tył, naprawić przeszłość? Czasy mieszają się, ale nic się nie zmienia. Miało być lepiej.
Centrum miasta, kiedyś tętniące życiem, teraz opuszczone. Czołgają się środkiem ulicy, topią się w rozgrzanym asfalcie. Paskudna breja.
Z rozsypujących się, zniszczonych budynków, bloków, samochodów zwisają oderwane, smoliste macki. Niektóre z nich są poszarpane, poturbowane, próbowali jeszcze z nimi walczyć. Były zbyt silne.
Futryny okien sklepowych wypełnione są kawałkami rozbitych szyb, w których odbijają się dobre wspomnienia. Jedyne kolorowe elementy w czarno-białym świecie. Jest ich za mało, żeby cokolwiek uratować. Przysparzają jedynie więcej bólu, pokazując, że mogło być inaczej, że było inne wyjście.
Choć wiesz, że nie mogłaś nic zrobić, czujesz się winna. I wiesz, że nie ma sensu wspominanie tego.
I tak to robisz. Przywołujesz wszystkie przykre najmniejsze drobnostki, przez które cierpiałaś każdego dnia.
Próbujesz to wyprzeć ze swojej świadomości, ale nie umiesz, z tego się składasz, tym właśnie jesteś. Zbudowali cię z ran ciętych na psychice, nie możesz tego wyleczyć, nie możesz się tego pozbyć. To tak, jakby porzucić samą siebie.
Dlatego idziesz, przesz do przodu, albo w tył, po prostu przed siebie. Dźwigasz brzemię, które nie jest twoje, choć czujesz się odpowiedzialna.
Idą. Droga dobiega końca. Wreszcie, po tylu dekadach, zbliżają się do celu. Nie wiedzą, co tam zastaną.
Nie wiedzą, czy przyniesie to ulgę, czy jeszcze więcej przykrości.
Wszystko ma swoje zakończenie. Nadszedł czas, by oni w końcu poznali swoje.

 

 

 

 Stoi na szklanym budynku. Żarzący się popiół z papierosa opada powoli na sam dół, przyprószając jadące samochody tańczącym, śmiejącym się ogniem. Pada deszcz, jest cała mokra. Cieszy się tym. Rozgrzany dach budynku parzy ją w odsłonięte stopy, choć wcale jej to nie przeszkadza. Po jednej stronie wschodzi słońce, rzuca czerwony blask na jej skórę. W drugiej części panuje środek nocy, księżyc w pełni wzniósł się nad głowy. Miasto wymarłe i tętniące życiem, pełne kolorowych, migoczących świateł, wiecznie ruchliwych. Śpi, jest ciche, spokojne, dopiero zacznie się budzić, wraz ze wszystkimi mieszkańcami, a może po prostu nikt już w nim nie został, może już zawsze będzie smutne i opuszczone.

Co wybierasz?
Chaos, chaos, chaos, to tylko twoja głowa.
Wiruje na dachu z rozpostartymi ramionami i stoi na krawędzi dachu. Pod sobą ma przepaść, długą i niezmierzoną. Chce ją poznać.
Dwa czasy istnieją obok siebie, jednocześnie, zacierają się. Dwa miejsca, dwie decyzje. Myśl.
Robi zachwiany krok do przodu, zawieszona w przepaści między przeszłością, a przyszłością. Teraźniejszość jest pomiędzy, ale jej nie dotyczy.
Skacze.

 

 

 

Droga się zatarła. Przed nimi są już tylko pojedyncze drzwi. W końcu trafili do tego punktu. Boi się wejść do środka. Wyciąga rękę, chwyta przegniłą klamkę, ostrożnie przekręca. Słaby promyk światła wpada do pomieszczenia.
Przechodzą przez drzwi. Są wewnątrz. To właśnie tu.
Niewielki pokój. Nieco ciasnawy, z czterema zakurzonymi oknami, obskurny i śmierdzący.
Zapełniony wszystkim.
Grzechotki, lalki, rowery, książki, filmy, stare buty, zegarki, wisiorki, koraliki, pluszowe misie, płyty, gry, szczoteczki do zębów. Wszystko, co spotykasz każdego dnia, co jest naturalne, oczywiste, konieczne w naszym świecie.
I wszystko zniszczone.
Oplecione czarnymi mackami, wijące się jak pajęcze sieci. Są wszędzie. Wyrastają jak korzenie z ziemi, zwisają z sufitów, nawet ich oderwane kawałki, zmarnowane resztki, znalazły miejsce do żerowania.
I butelki. Mnóstwo szklanych, grzechoczących butelek, już od dawna pustych.
Nic się nie zmarnowało.
Ona stoi, z nogami wbitymi w ziemię, nie potrafi się ruszyć. Wszystko w niej umarło. Śmierć nigdy nie była tak żywa.
On podchodzi kilka kroków, przesuwa niedbale przedmioty, robiąc sobie miejsce. Uwija sobie gniazdo i kuli się w nim. Już nie wiadomo, czy on przesiąknął tym smrodem, czy smród przesiąknął nim.
Poddaje się. Obydwoje się poddają. Kiedyś trzeba i choć miało to przynieść ulgę, wcale tak nie jest.
Zostaje tylko pustka i żal, już nigdy nie uda się cofnąć tego, co się wydarzyło.
Zaciska dłonie w pięści i powoli rozprostowuje. Gładkie, równo przycięte paznokcie. Pamięta, jak rozdrapywała sobie nimi twarz.
Przesuwa szczupłymi palcami po policzkach, badając ich miękkość i delikatną skórę. Pamięta, jak czuła pojedyncze uderzenia męskich rąk.
Pamięta, jak chodziła z czerwonymi, piekącymi śladami, po których spływały słone łzy wywołując jeszcze większy ból.
Czuje, jak przydługie włosy łaskoczą ją na karku. Pamięta, jak ścinała je, coraz krócej i krócej, żeby nie można było ich schwycić. Już nikt jej nie szarpał.
Pustym wzrokiem patrzy na niego. Na małą kupkę nieszczęścia, zwiniętą w zmiętą, poszarpaną kulkę.
Pamiętam, jak nosiłeś mnie na rękach.
Teraz nawet nie masz siły unieść samego siebie.
Krok w przód. Zakończmy to wreszcie. Jest ci ciężko, nie możesz już złapać tchu, serce kołacze szaleńczo pod cienką, wyschniętą skórą, to boli. Próbuję zrozumieć.
Pamiętam, jak bawiliśmy się w chowanego.
Czekałam w łazience, zamknięta na klucz, żebyś tylko mnie nie znalazł.
Kolejny krok. Już prawie. Jesteś na krawędzi, rzuć się do przodu, zrób to.
Pamiętam, jak śniłam koszmary i krzyczałam w łóżku.
Przychodziłeś do mnie w nocy.
Po prostu zdechnij już.
Ostatni wydech. Kurz wprawiony w ruch, wiruje w powietrzu, magiczny pył. Kiedy zgubiłeś swoją duszę?
Głaszcze go po policzku. Trup z zsiniałymi ustami i bladymi, niewidzącymi oczami. Zamyka jego powieki.
Ty byłeś moim koszmarem.
- Tato.

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
lisigeniusz · dnia 21.06.2014 09:31 · Czytań: 812 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
blaszka dnia 24.06.2014 19:58
Przeczytałam. Uważam, że zdecydowanie potrafisz pisać. Początek wprowadził napięcie, zagadkę, którą na koniec wyjaśniasz. Środek trochę się wlecze, trzeba by w nim więcej akcji lub uciąć kilka klisz. Pomysł powinny docenić dekadenckie osobowości. Ja nie przepadam, ale doceniam warsztat. Dla porównania chętnie zobaczyłabym Cię w jaśniejszych barwach.
Pozdrawiam
lisigeniusz dnia 24.06.2014 21:47
Przyznam szczerze, jakkolwiek to nie zabrzmi, że środek wlecze się celowo. Chciałam, żeby czytelnik odrobinę się zmęczył, był już znużony całą sytuacją, może nawet obrzydzony - podobnie jak bohaterowie. Czy zabieg ten był udany, cóż, może niekoniecznie, ale zawsze warto próbować i eksperymentować.
W każdym razie, dziękuję serdecznie za opinię, na pewno wezmę ją sobie do serca.
blaszka dnia 24.06.2014 22:06
Jeśli takie było zamierzenie, to cel osiągnięty. Tylko uważam, że na taki zabieg zmęczenia odbiorcy może sobie pozwolić autor, którego twórczość znam i cenię. Debiutując, podejmujesz ryzyko, że czytelnik przerwie w połowie. Ja byłam wystarczająco ciekawa zakończenia, więc wytrwałam;) I nadal jestem ciekawa twojej twórczości.
Silvus dnia 27.08.2014 23:38
Pamiętam, kiedyś to już czytałem, i chciałem to skomentować. I pamiętam, czemu nie skomentowałem: bo miałem sprzeczne myśli. A dziś chciałbym je przelać na papier (elektroniczny).

Na pewno umiesz pisać. Opisy, które poczułem, zobaczyłem (a zawsze sobie wyobrażam to, co czytam), wychodzą ci świetnie. Może nawet trochę za dużo tych emocji ukrytych w rzeczach? ;)

Widzę nieuporządkowanie. To znaczy - nie chciałbym, żebyś mnie posądziła o taką stronniczość, że jak nie rozumiem, to krytykuję na "nie". Istotnie, nie rozumiem tekstu. Fabuła jakby pokiereszowana. Jest dziwny, niemniej widzę, że można sens znaleźć. Komisja w zakładzie psychiatrycznym? Tata? Córka? Bliskość, jaka bliskość? Kto ją wykorzystał, ojciec? Czemu on umiera w pokoju, to metafora? I te dialogi kursywą, czy może raczej dialogi w umyśle - kto i skąd? Ja wiem, znam, rozumiem, że bywają i w takich dialogach metafory. Trudna sprawa. Trudna. Te macki... je to właściwie rozumiem, są metaforą któregoś z uczuć, których nie potrafię tu znaleźć, nazwać. Opisowo dajesz uczucia. Dajesz czytelnikowi dużo ciekawych wyzwań, jeśli by rozumiał całość ogólnie (znaczy się ja), to tyle jest smaczków... Ale zbyt zawile, zbyt zawile...

Jednych słów nie rozumiem szczególnie:
Cytat:
Jak ład­nie po­pro­sisz wy­dłu­bią ci oczy.


A tu z małej litery ma być jednak?
Cytat:
boga


Nie mówię: pisz inaczej. Pisz, jak umiesz. :) Chodzi mi o nie-gruntowne zmiany, gruntowna zmiana fundamentów może zawalić cały projekt domu... a to piękna willa się szykuje... Może zrozumiem następne (o ile będzie).

Pozdrawiam, Silv.
lisigeniusz dnia 28.08.2014 00:33
Proszę mi wierzyć, to, że napisałam z małej litery, jest celowym zabiegiem :>
Zabrzmi to głupio, ale muszę powiedzieć, że mniej więcej od połowy straciłam panowanie nad tekstem. Chociaż wyznaczyłam sobie konkretne punkty, które miały poprowadzić fabułę do końca, to tylko one pozostały niezmienne.
Tak jak opisujesz, głównie skupiłam się na różnych emocjach, które chciałam w jakiś sposób zobrazować. Bardziej zależało mi na wrzuceniu czytelnika w sam środek czegoś, czego nie jest koniecznie w stanie zrozumieć.
Opowiadanie tak naprawdę jest bardzo osobiste i jest właściwie zbiorem wszystkiego, co mnie po prostu siedziało gdzieś na skraju głowy i powoli żerowało.
Metafor jest dużo, wiem, w sumie to są na każdym kroku. Ale muszę powiedzieć, że to mi się podoba, jak niektórzy dochodzą o co może chodzić. Ba, radość jest, kiedy komuś się to naprawdę uda.

Następne będzie, jak najbardziej, już niedługo. Mam nadzieję, że nieco mniej zawiłe i bardziej zrozumiałe. Chaos także spróbuję uporządkować, ale pewnej groteski, czy też szaleństwa sobie nie odmówię.

Niemniej, dziękuję za opinię :>
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty