Tomasz Torturomrada - Szczepan Gender
Proza » Groteska » Tomasz Torturomrada
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

 

Wiem i jestem przekonany w Panu Jezusie,
że nie ma niczego, co by samo w sobie było nieczyste;
Nieczyste jest jedynie dla tego, kto je za nieczyste uważa.

Przekonanie, jakie masz, zachowaj dla siebie przed Bogiem.
Szczęśliwy ten, kto nie osądza samego siebie za to, co uważa za dobre.
Lecz ten, kto ma wątpliwości, gdy je, jest potępiony, bo nie postępuje
zgodnie z przekonaniem;
Wszystko zaś, co nie wypływa z przekonania, jest grzechem.
Jeden wierzy, że może jeść wszystko,
Słaby zaś jarzynę jada.


Z listu św. Pawła do Rzymian 13,14.

 

 

Z Oceanu Pożądania.

 

 

MAGDALENA

 


Na sznurze jak bydle prowadzili ją... Kopali. Pluli.
- Arrghh, hharrghh - charczały ich gardła. Nienawistne spojrzenia. Gniew.
- Wieeedźmaaa!
- Czarciiii miiooot!!!
- Na stosssss!
- Apageeee Satanaaaa! Apageee Satanaaa! Apageeee Satanaaaaaaaa!


Motłoch kłębił się podniecony. Emocje sięgały zenitu. Magdalena była zbyt piękna by mogła być zwyczajną kobietą. Była zbyt piękna by mogła byc dziełem Stwórcy. Zbezczeszczone było teraz to piękno w pokutnym worze. Szła udręczona męką. Jej najgładsza ze skór, doskonała cielesna powłoka zbrukana. Brud i krew. Krew boskiego stworzenia pomieszana z brudem, zaschnięta na aksamicie. Pokutny wór obcierał jej skórę, która czuła siłę dotyku muślinu. Przerażona i cierpiąca Magdalena w szaleńczym widowisku.
- Czarcii miooot!
- Naaaaa stossss! Naaaa stosss!
Kat przywiązywał Magdalenę do mokrego pala pośrodku suchych polan. Purpurat na przedzie wykonywał znak krzyża.

- Confessio est regina probationem!

- In nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti!

- In nomine Dei nostri Satanas Luceferi excelsi!                                                                                                                

- In nomine Patris Dei nostri Satanas!                                                                                                                   

Purpurat w spasionych i spoconych łapskach trzymał przeklęte przez Boga dzieło Kramera i Sprengera. Malleus Maleficarum zroszone nasieniem demonów. Księga Cienia, która spowiła mrokiem umysły i podeptała Człowieka. Zwierzęta w ludzkiej powłoce chciały patrzeć. Chciały ogladać cierpienie. Chciały męki pięknego stworzenia w pokutnym worze. Ich oczy oszalały. Kat podpalił stos...

- Czarownicy żyć nie dopuścisz!
- Czarownicy żyć nie dopuścisz!
- Czarownicy żyć nie dopuscisz!
- In nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti!

Szatan tarzał się ze śmiechu. Jego śmiech upokarzał Boga. Stos płonął. Struchlały głupie zwierzęta, gdy rozległ się krzyk Magdaleny. Rozlał się i uderzył w nienawiść. Nienawiść pękała jak skała uderzona młotem.

Niech zejdzie cień i niech ujrzą światło!
Niech strach opuści serca!
Bo strach to Morderca.
Skrytobójca; Stwórca potworów.

Paroksyzm bólu Magdaleny wybuchł miliardem nici, które uleciały w przestrzeń.

 

Szybowałem w przestrzeni z rozłożonymi na wysokości ramion rękoma. Nagi jak mnie Ojciec stworzył, prawie... Listek figowy był moim jedynym odzieniem. Bił z niego blask tak przeraźliwy jak słońce w zenicie. Tak lśni tylko czystość i niewinność. Byłem czysty. Byłem niewinny. Wznosiłem się i opadałem łagodnie. Istniałem ponad czasem i przestrzenią.

Ze Światłości wyrwał mnie krzyk. To był krzyk mojego serca ugodzonego rozżarzonym ostrzem. Potworny ból wstrząsnął mną i omal nie runąłem na ziemię. Teraz krzyk dudnił w moich uszach. Rozrywał mnie. Poczułem nitki mojego paroksyzmu, oplatające mnie ze wszystkich stron. Uchwyciłem je i szarpnąłem. Z całych sił i już wiedziałem, gdzie jest ich źródło. Pomknąłem w jego kierunku szybciej niż mknie światło.

Obraz pojawił się nagle. Na wzgórzu pod wioską płonął stos. Po środku przywiązana do pala wymoczonego w wodzie wiła się moja Magdalena. To jej ból mnie sprowadził. Dookoła setki prostych wieśniaków, wśród których wyróżniały się osobistości w purpurze z charakterystycznymi nakryciami głowy. Kapelusze z wielkimi rondami. Runąłem na ziemię. Na głowie wyrosła mi Cierniowa Korona. Blask dobywający się z moich lędźwi oślepiał motłoch. Moje rozłożone ręce nie były przyjaznym gestem. Nie były miłością i zaproszeniem.

- Preeeeeeeeeeeecz!
Z moich ust popłynął krzyk tak straszny, że powietrze zafalowało.
- Preeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeecz!
Rozstąpiła się ziemia. Ściągałem gromy. Błyskawice uderzały w moją Cierniową Koronę. Spływały wzdłuż ramion do moich dłoni. Raziłem nimi tłum w gniewie.
- Przeklęta padlino!
- Preeeeeeeeeeeecz!

Skały pękały od mojego wrzasku i przybladło Słońce. Teraz światłem była moja niewinność. Każdy kto na mnie spojrzał ślepł. Motłoch wił się i skowyczał. Moja furia opadała. Szedłem w ogień. Po moją Magdalenę. Ciernie wbijały się w moją czaszkę. Strugi krwi zraszały mi czoło. Nie czułem ognia, jedynie cierpienie Magdaleny. To ono mnie paliło i wbijało ciernie coraz głębiej. Wyrwałem ją z ognia, a moje łzy gasiły na niej płomienie.
Objąłem ją i wznosiliśmy się teraz razem ku przestrzeni. Zatrzymaliśmy się w górze. Zagrzmiały trąby. Po raz ostatni spojrzałem w dół na konający motłoch. Wzrokiem, który góry przenosił spychałem ścierwo w czeluść. Wszystkich bez wyjątku. Mężczyzn, kobiety, starców i dzieci. Purpuratom dałem doświadczyć mojej męki. Ich krew gotowała się w żyłach. Skóra pękała i potworne burchle pojawiały się w tych miejscach, aby także pękać po chwili.

Za krew przelaną krew!
Za ból i cierpienie otchłań!
Kamień na kamieniu nie pozostanie!
Nie macie serc i litości!
Nie poznaliście miłości!
I już nie poznacie!
Niech was Zabobon pochłonie!
Szatani!

Spadali w czeluść i Ziemia się za nimi zamknęła. Czułem smutek. Pożałowałem ich wszystkich...
Niewinny i czysty Pan Stworzenia zapłakał. Całe niebo płakało. Ulewny deszcz spadł na przeklętą ziemię.
Jakże trudno być Bogiem...

 

 

 

 

 

 

 

 

Tomasz Torturomrada  

                                                                         Legat Toruński

 

 

Miłość.

Kończono rozbijać obozowisko. Namioty były już porozstawiane, teraz rycerze nosili materace i koce. Biskup pomocniczy Giluś pijąc łapczywie wino, rozglądał się ukradkiem dookoła siebie. Odstawił kielich, i wycierając rękawem usta rzucił niby od niechcenia : A gdzie nasi ministranci?
Obaj prałaci uśmiechnęli się znacząco, a jego ekscelencja Tomasz Torturomrada zagryzając gęsie udo i z pełnymi ustami mięsiwa wymamrotał : Różaniec pewnie... Odmawiają pod figurką.
- A racja - westchnął biskup Giluś i łypnął na kleryka wskazując palcem swój pusty kielich. Ten podniósł się natychmiast, chwycił butelkę, by kolejny raz napełnić kielichy spożywających kolację osobistości. Tylko Torturomrada nie pił wina. Jadł za to bez umiaru. Sterta kości leżała na stole przed przed ekscelencją i ciągle rosła.
To było naprawdę dziwne, bo nie był dużym mężczyzną. Nie miał jakby się mogło wydawać, kiedy się nań patrzyło, gdy jadł przepastnego i ogromnego brzuszyska. Był raczej średniego wzrostu mężczyzną, z lekko zaznaczonym brzuchem. Pytanie, gdzie to się wszystko mieściło, stanowiło nie lada zagadkę. Złośliwe ludzkie karykatury, które pochowały się pod ziemią, kiedy nastał czas NAPRAWY szeptały, że ogień piekielny trawi w oka mgnieniu wszystko co dostanie się w trzewia Torturomrady. W każdym razie o jego obżarstwie krążyły legendy i tylko dosyć skromna postura świadczyła, że nie popełnia on jednego ze śmiertelnych grzechów głównych. W innym razie nigdy nie mógłby sprawować funkcji legata toruńskiego.

Biesiadnicy zamilkli na chwilę, gdy u boku legata niespodziewanie pojawił się generał Bylina, by zameldować o zakończeniu przygotowań w obozowisku oraz pełnej gotowości drużyn rycerskich do podjęcia kolejnych zadań.
Ekscelencja nie przerywając konsumpcji wysłuchał meldunku i zwyczajowo nakazał rozstawienie straży na terenie obozowiska oraz udanie się na spoczynek wszystkim pozostałym.
- Komu pora - temu czas ! - przaśnym stwierdzeniem podnosząc się z siedziska popisał się biskup Giluś. Nie omieszkał już na stojąco wychynąć wszystko z kielicha. Ostatni łyk był widocznie za duży, gdyż mimo usilnych prób przełknięcia, spora porcja czerwonego wina spłynęła po brodzie dostojnika na fioletową rokietę.
- Komu ranne wstają zorze...! Z Bogiem!
- Z Panem Bogiem księże biskupie... - wymamrotał żując mięso Legat.
Tradycyjnie jeden z kleryków podążył z pomocą zmęczonemu biesiadą biskupowi, gdy ten tracąc równowagę niemal nie upadł przy stole. Oczywiście pomógł mu także w uciążliwej drodze do biskupiego namiotu. Teraz już tylko księża prałaci spierali się popijając kolejną butelkę wina, które rodzaje modlitw i jakie egzorcyzmy będą najwłaściwsze, gdy już osiągną cel wyprawy. Takie spory toczyli każdego wieczoru odkąd wyruszyli z Torunia. Nadchodziła dziesiąta noc tej wyprawy. Ostatnia noc. Nazajutrz w południe mieli osiągnąć cel.

 


Dwaj rycerze pełniący straż stojąc razem i paląc papierosy rozmawiali ze sobą. Legat zaszedł ich od tyłu i zastygł w bezruchu nadstawiając ucha. Czynił tak, kiedy tylko nadarzała się sposobność. Potrafił zajść człowieka niepostrzeżenie i... podsłuchiwać. Wiadomo było, że lubił znać ludzkie myśli, gdyż tam ukryte były grzechy. Jednak to, co tym razem usłyszał przerwał natychmiast głośno chrząkając. Rycerze odwrócili się jak na komendę, lecz gdy ujrzeli legata znieruchomieli, a nogi się pod nimi ugięły. Torturomrada patrzył teraz krytycznie na tego, który wypowiedział niewłaściwe słowa. Wąskie usta legata wykrzywiły się nienaturalnie w grymas mieszaniny obrzydzenia z pogardą.
- Biskup nie figluje tylko obdarza miłością ministrantów - syknął. Faktycznie wyglądał teraz jak kobra. Tylko ta kobra była dziwnie czymś zohydzona. Jeszcze długą chwilę grymas obrzydzenia i pogardy nie znikał z twarzy Legata, jakby w jego umyśle toczyła się jakaś zacięta walka. Istotnie Torturomrada nie rozumiał biskupiej miłości. Nie rozumiał żadnej miłości, po za jedną. Miłością bożą. Jakże wszystko było małe, jakże wszystko było niczym! W obliczu tej jednej prawdziwej miłości! Jakimiż nędznymi robakami są ci, którzy tego nie pojmują! Cholerne robactwo!
Obaj rycerze bili się w piersi błagając o wybaczenie. Legat splunął wymownie prosto pod nogi i uczynił znak krzyża. Mieli odpuszczone. Radowali się bardzo mali rycerze, a ekscelencja poszedł wysłuchać dalej.

Okazało się jednak, że na pozostałych posterunkach straż pełniona jest wzorowo. Rycerze czuwali odmawiając różaniec.
Było zbyt wzorowo. Postanowił przejść się koło namiotu biskupa. To była jego pokuta. Bo przecież zanim tam poszedł to wiedział... Obrzydzenie dopadło go ze zdwojoną siłą kiedy usłyszał chlipanie ministrantów i przekleństwa biskupa. Wycofał się ze wstrętem i szybkim krokiem poszedł w kierunku najbliższego posterunku by wydać polecenie rycerzowi. Niebawem rycerz powrócił w towarzystwie chwiejącego się i bełkocącego prałata.
- A prałat Winnicki? - warknął Legat w kierunku rycerza.
Ten spuścił głowę i mocno ściszając głos odpowiedział, że prałat śpi.
- Na posterunek! - wydał rozkaz legat, po czym rycerz natychmiast odmaszerował.
- Na litość boską! Księże prałacie ! - teraz zwrócił się do prałata Opójskiego.
- Czy biskup Giluś nie może obdarzać miłością ciszej? Proszę zaprowadzić ministrantów do namiotów!
Ton był taki, że prałatowi udało się przez dłuższy czas zachować pozycję wyprostowaną, ale ruszył dopiero wtedy, kiedy Torturomrada syknął jadowicie: W tej chwili!
Jego Ekscelencja sprawował władzę absolutną i wszystko co kazał musiało być wykonane. Nikt z wyprawy nie śmiałby się sprzeciwić, nawet sam biskup pomocniczy Giluś. Mimo to legat sprawował urząd świecki, będąc podporządkowanym jedynie Tronowi w Toruniu nie wchodził z zasady w kompetencje hierarchów, ani też sprawowanie przez nich pasterstwa czy obdarzanie wiernych miłością. Jednak Legat wzdragał się na myśl o praktykach biskupa, że na wszystkie wyprawy zabierani są najładniejsi chłopcy. Odbywają praktyki. Ta myśl uporczywie napawała go obrzydzeniem, ale w końcu każdy rodzaj miłości, prócz tej największej napawał go obrzydzeniem.
Nienawidził nagości i zawsze mawiał, że powłoka cielesna tylko na pokuszenie wodzi, kiedy patrzymy w lustro. Sam w lustrze nigdy się nie przeglądał, także strzyżono go i golono bez lustra. Nie oznacza to, że był człowiekiem całkiem o wygląd niedbałym. Uważał jednak lustro za narzędzie, które do grzechu może prowadzić i wytrwale go nie używał. Chytrze za to przeglądał się w wodnej toni, którą Pan właśnie dla chytrych stworzył.

 

 

Kazanie Legata

Moi drodzy...! - Jego Ekscelencja Legat Toruński Tomasz Torturomrada spojrzał na tłum - przybywamy z daleka! Przybywamy na ratunek tej waszej niewielkiej społeczności. Ale mam bracia i siostry złe wieści! Mam bardzo złe wieści! - ekscelencja wykrzyczał niemal ostatnie zdanie.
Ludzie zgromadzeni na placu przed remizą strażacką niepewnie, choć wielu też ze zdziwieniem spoglądali na siebie wzajemnie i na znaną im z mediów postać przemawiającą z ustawionej naprędce drewnianej ambony.
- Ale muszę powiedzieć, że żyjemy w czasach, w których wielu nie wierzy już w karę Bożą! - grzmiał dalej Torturomrada - i tej kary... kary Bożej wielu się najwyraźniej nie boi! - krzyczał w kierunku tłumu. Przerwał na chwilę, po czym z nutką szyderstwa zawołał do zgonionych na plac ludzi:
- Pytacie po co do was przybywamy? - taksował tłum świdrującym wzrokiem. Sprawiał wrażenie, jakby pochylał się nad każdym zaglądając w jego nieczysty umysł, by znaleźć odpowiedź na pytanie, które przed chwilą zadał.
- Jesteśmy tu, aby wam tą wiarę przywrócić! - grzmiał odpowiadając na własne pytanie. Przywrócić wiarę, że prawo boże jeszcze obowiązuje! Wiarę, że grzeszników spotka sprawiedliwa kara! Kara boża!
Tomasz Torturomrada, wiedział, że w tej sytuacji nie może oczekiwać na oklaski, ale jakże on tych oklasków pragnął... Spoglądał chciwie w takich jak ten momentach na szpaler otaczających tłum rycerzy i kleryków stojących pod amboną w oczekiwaniu tego rodzaju aprobaty właśnie.
Jednak to było kazanie. Przez chwilę ekscelencja pomyślał nawet, że przecież tę umowną zasadę można by zmienić. Przecież kiedy Pasterz wygłasza płomienne kazanie ma prawo oczekiwać oklasków! Kazania Torturomrady zawsze były płomienne. Tak jak to, które właśnie wygłaszał w tym skażonym, złym miejscu.


- Dwa dni bez chleba i wody! - ryknął legat - skuć wszystkich!
Trudno opisać zamęt jaki wówczas powstał. Setki rycerzy, którzy do tej pory otaczali tłum rzucili się nań z łańcuchami i kajdanami w dłoniach, które na ten czas były w wielkiej ilości przygotowane. Wrzaski i przekleństwa w tej szamotaninie nieporadnych rycerzy z tłumem zagłuszały rozkazy dowódców drużyn rycerskich, przez co chaos potworny panował na placu. To groteskowe widowisko trwało dobrą godzinę, nim wszyscy zgonieni na plac mieszkańcy wioski zostali skuci kajdanami, które zostały połączone łańcuchami z pozostałymi. Byli to prawie wszyscy mieszkańcy wioski - dorośli, starcy i dzieci. Kobietom ciężarnym i starcom Legat zezwolił na podawanie wody w trakcie postu skruszającego hardość.

Generał Bylina oczekiwał teraz na zbiórkę wszystkich dowódców drużyn rycerskich, aby poprowadzić apel i wydać kolejne rozkazy. Tymczasem brać rycerska zgromadziła się w niecierpliwym oczekiwaniu na swych dowódców, aby gdy wrócą poprowadzili swe drużyny po zapłatę za trud rycerski. Taki był nie pisany zwyczaj każdej wyprawy misyjnej.
Ostatnie rozkazy dla dowódców drużyn, jeszcze tylko ojcowskie pogrożenie palcem, aby brać rycerska nie była nazbyt pazerna i generał Bylina mógł z satysfakcją złożyć meldunek jego ekscelencji, który oczekiwał nań w budynku gminnym.

Służebnica Pańska Cecylia spod Krzyża na kolanach i z namaszczeniem masowała stopy Legata zanurzone w wielkiej blaszanej miednicy, gdy w drzwiach zjawił się Bylina.
- Wasza Ekscelencjo wszyscy skuci, straże pilnują! Odprawiłem rycerstwo po należną zapłatę!
Usta Legata wykrzywiły się w grymasie pogardy, jednak skinął głową i wykonał niedbały, jakby odganiający ruch ręką w kierunku generała. Irytowała go ta pazerność prostaczków, którzy nigdy nie zrozumieją słowa bożego i mamieni błyskotkami zawsze będą za nimi podążać, a przecież zapłata czeka w niebie... Nie tutaj! Po cóż im te wszystkie dobra doczesne? Wiedział jednak, że bez zapłaty doczesnej rycerstwo służyć nawet Bogu nie będzie i musiał się z tym pogodzić.

 

 

Niebezpieczny posążek Buddy i dwie maski szamańskie.

Dowodów było aż nadto. Na stole leżały dwie maski szamańskie i niebezpieczny posążek buddy. Z różnych powodów Budda niepokoił i irytował Tortumradę szczególnie. Malujące się samozadowolenie na twarzy Buddy było prowokujące. Wszelkie posągi winny wyrażać cierpienie przede wszystkim. To była herezja którą Legat zwalczał z niezwykłą surowością. Przywykły do powagi i często strachu w ludzkich twarzach, kiedy się w nich przeglądał w istocie irytowały go wszelkie oznaki szczęcia malujące się na ludzkich twarzach, po za tymi, które mogły być skutkiem żarliwej modlitwy. Za to maski szamańskie choć oczywiście znajdowały się na Indeksie nawet podobały się Torturomradzie. Wykonane z drewna i pomalowane w jaskrawe kolory wyglądały upiornie, jakby ich rolą było przestraszać.                                                                                              

One były podobne do tych wykonanych z tektury, które ojcowie katecheci zakładali, by znienacka wpadać do sal lekcyjnych w których inni ojcowie katecheci akurat prowadzili lekcje religii. Ci ojcowie w czarnych sutannach z kolei zawsze mieli pod ręką kropidło za pomocą którego odpędzali demony od przerażonych dzieci i wypędzali je z klasy. Praktykowano to w młodszych klasach i nie za często bo były przypadki, że dzieci się przyzwyczajały, a nawet bywało, że śmiały się, kiedy ojciec katecheta wyganiał demona kropidłem. A z demonów nikt się śmiać nie powinien. Tylko Bóg może wszechmogący. Bo tylko Bóg może demona pokonać. Maski demonów stosowane w szkolnictwie miały oczywiście rogi.
Głupi ludzie trzymają zakazane maski jakby chcieli ukryć demona. Być może zakładają je by szydzić z niebezpieczeństw czyhających w ciemnościach. Nie może być przyzwolenia na niebezpieczne zabawy w czary i zachowań wskazujących na opętanie!

 

Ujawnianie prawdy

Od rana oprawcy mieli pełne ręce roboty, a prałaci spisywali na białych kartach papieru zeznania ich ofiar. Co chwilę przez okienka sutereny, w której odbywały się przesłuchania wydostawały się wrzaski i skomlenia maltretowanych. Spragnieni i wygłodniali ludzie, którzy spętani przebywali na placu truchleli słysząc skowyt swych sąsiadów, znajomych i członków najbliższej rodziny. Rzadko tylko zdarzało się, że ktoś w proteście, gdy była męczona bliska mu osoba wykrzykiwał bluźnierstwa czy złorzeczył i wtedy zawsze dostawał cios pałką, po którym zemdlony rozkładał się na ziemi.

Koło południa jego Ekscelencja postanowił osobiście skontrolować przebieg ujawniania prawdy o mieszkańcach JEDYNEJ.
Oprawcy wyprężyli się kiedy w drzwiach katowni pojawił się Torturomrada i na moment przerwali swoje katowskie czynności.
- Niech będzie pochwalony Toruński Tron! - prawie jednocześnie wypowiedzieli urzędowe pozdrowienie.
- Po wsze czasy! - odrzekł mocno legat znacząco kiwając palcem wskazującym w kierunku pozdrawiających. Chodziło o samą formułę pozdrowienia. Ekscelencja uważał za bardziej stosowną taką, która by połączyła tę wypowiadaną przez pozdrawiającego z tą, ktorą wypowiadał pozdrawiany w odpowiedzi na pozdrowienie. Niestety wówczas powstawał problem ze sformułowaniem odpowiedzi na tak połączoną formułę pozdrowienia. Ta myśl uporczywie towarzyszyła Legatowi odkąd powszechnie znana forma pozdrowienia została oficjalnie ogłoszona przez Tron w trakcie jednego z pierwszych kazań po nastaniu czasów odnowy duchowej narodu. Oczywiście ją akceptował, tym bardziej, że przecież sam mimo wielkiemu wysiłkowi umysłowemu jaki w tej kwestii wielokrotnie podejmował nie potrafił dotąd wymyśleć bardziej stownej formuły. Z tego właśnie wynikał powszechnie znany i akceptowany gest palcem wskazującym Legata, gdy odpowiadał na pozdrowienie i trzeba dodać, że zawsze odpowiadał godnie. Tylko rzeczywistość oparta na prawdzie była do zaakceptowania i nie mogło być inaczej. Rzeczywistość, w której przecież nie dla siebie wypełniał swe posłannictwo sprawując funkcję Legata Toruńskiego. Po wsze czasy.
- Co już mamy? zawołał do prałatów akcentując ostatnią sylabę.
Prałat Winnicki był przekonany, że Jego Ekscelencja będzie zadowolony z postępów prac komisji. Zapisał wiele kart papieru i w sumie nie wiedział od czego zacząć. Mlaskał teraz i oblizywał mięsiste wargi pokazując jak wiele ma do powiedzenia. Wreszcie legat pochwycił zapisane karty, które leżały na skromnym biurku za którym zasiadał prałat Winnicki i wdał się w pobieżną lekturę. Widać było jak w jej miarę jego oczy nabierały blasku podobnego do tego u dzikich zwierząt, a twarz znaczył grymas złośliwej satysfakcji jak u człowieka, który ma w swoich rękach los sprawcy straszliwych podłości, jakich ten się przeciwko niemu dopuścił.
- A oprawcy na co czekają? - warknął niespodziewanie przerywając na chwilę lekturę i jednocześnie bezruch katów.
- To sodomita Ekscelencjo... - nieśmiało wtrącił prałat Opójski.
- Ooo! Bardzo dobrze! No dalej! - ponaglał Legat.
Oprawcy natychmiast wzięli się do roboty. Kiedy jeden z nich wziął z rusztu długi i gruby z rozgrzaną do czerwoności końcówką pręt prawie nagi nieszczęśnik leżący na stole po środku sali zaczął bezsilnie szamotać pęta. Na nic to się zdało. Oprawca już dwa razy przypalał go prętem, a on podawał nazwisko sodomity z którym dopuścił się grzechu przeciwko naturze. Teraz była pora na kolejne. Przypalana skóra syczała, a w pomieszczeniu rozchodził się mdlący i słodki zapach. Wrzask sodomity był jednak krótszy i słabszy niż poprzednie.
- Z kim grzeszyłeś? - dudniło mu w głowie wołanie prałata, ale nie przychodziło mu na myśl żadne sensowne nazwisko. Przysięgał na Pismo, że będzie zeznawał tylko prawdę i wiedział, że za złamanie przysięgi jest kara palenia, dlatego nazwisko, które poda musi być wiarygodne. Jednak zwłoka oznaczała cierpienie.
Torturomrada odłożył zapisane karty na biurko. Obserwował poczynania oprawcy operującego narzędziem do uzyskiwania prawdy. Ten ponownie przyłożył końcówkę pręta do boku nieszczęśnika. Maltretowany jęknął znowu, ale skóra już nie skwierczała.
Nic prócz jęków nie dochodziło jednak z ust sodomity. Żaden zrozumiały dźwięk, nie mówiąc już o nazwisku jakiegoś grzesznika. To wyraźnie zirytowało Legata. W jednej chwili znalazł się przy ruszcie i pochwyciwszy inny rozgrzany pręt ruszył w kierunku przywiązanego do stołu nieszczęśnika. Gdy doszedł wolną ręką odepchnął oprawcę, który właśnie męczył ofiarę tak mocno, że ten zatoczył się i upadł pod ścianą wypuściwszy narzędzie swej pracy z dłoni. Drugi z oprawców natychmiast podniósł pręt i włożył końcówkę pomiędzy żarzące się węgle.
- Wiesz jak diabły męczą grzeszników w piekle? - belferskim tonem legat osobiście przesłuchiwał teraz sodomitę, pochylony nad nim z rozgrzanym prętem - nic nie wiesz! - krzyknął i przyłożył czerwoną końcówkę do brzucha leżącego. Pocierał nią skórę, gdy ten wydzierał się jak jeszcze nigdy dotąd. Niestety zaraz stracił przytomność. To było jak najbardziej naturalne.
Wszyscy mdleli w czasie przesłuchań przed komisją. Wielu traciło przytomność wielokrotnie. Dlatego w czasie przesłuchań zużywano wiadra lodowatej wody. Zawsze jeden z oprawców zajmował się cuceniem zemdlonych i wołano nań wiaderny. Pełnił dyżur u wegłowia przesłuchiwanego i ilekroć ten stracił przytomność, wiaderny wylewał mu na głowę wiadro wody, po czym udawał się po następne.
Ekscelencja przyglądał się bacznie wyrwanemu z omdlenia i jednocześnie wyciągał prawą rękę, z palcem wskazującym w kierunku rusztu. Obaj oprawcy zrozumieli bez słowa to polecenie Legata, ale po pręt poszedł i podał mu ten, który stał bliżej rusztu.
- Kara Boża za grzech, która cie spotyka to jak dotknięcie motyla w porównaniu do mąk piekielnych po wsze czasy.- mówił teraz patrząc w ociekającą wodą twarz sodomity. W piekle sodomia jest powszechna, a Szatan żywi się cierpieniem ludzkiej duszy, którą trawi ogień piekielny. Męki są tak straszne, że nie sposób sobie wyobrazić, a ogień nigdy nie przestaje palić!

W tym miejscu w wielkim umyśle Torturomrady pojawiał się teologiczny problem. Jakaś namolna myśl rodząca pytanie z rodzaju tych, jakich nigdy nie chciałby zadać. Chodziło o ten wieczny ogień trawiący duszę. Zdecydowanie prostsze byłoby jakby Szatan spalał grzeszną duszę, po czym ta odradzałaby się by Zły spalił ja ponownie. Ale przecież dusza jest nieśmiertelna, a gdyby nawet to z czego miałaby się odradzać? Jeśli jednak ogień duszę trawi przez wieki i jej nie spala to by znaczyło, że jest ona nań odporna. W sensie takim, że nie ulega unicestwieniu. Jaką krzywdę wyrządza w takim razie ogień piekielny duszy i na czym polega męka?
- Wiesiek Niwiński... Niwiński... - mamrotał sodomita.
- Co? - wyrwany z zamyślenia legat spojrzał na końcówkę trzymanego w dłoni pręta. Minęło zbyt dużo czasu - czerwień przyblakła i miała mocno matowy odcień. Odrzucił ze złością pręt i zaczął wykrzykiwać imiona demonów. Prałaci zgarbili się i opuścili głowy, a oprawcy zatykali uszy.
- Tak Szatan ludzi zwodzi! I na manowce prowadzi! Prosta jest droga do piekła grzechem znaczona!
- Lucyfer! Belzebub! Baal! Wieczne męki piekielne i potępienie!
Kiedy oprawca podawał Ekscelencji kolejny rozgrzany pręt ich spojrzenia skrzyżowały się. Oprawca natychmiast opuścił wzrok i przeżegnał się. Przysiągłby, że w oczach Torturomrady ujrzał ogień piekielny.

 

Grzech zabija

- Przyczyna zgonu... - prałat Winnicki wymownie patrzył na Legata.
- Co? - spytał Legat zamyślony.
- Co mam napisać Ekscelencjo? Nno na co umarł? - kontynuował po chwili nie uzyskawszy odpowiedzi.
- Nie ważne na co. Grzech go zabił. Grzech sodomii proszę napisać. - uciął w końcu Legat.



Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Szczepan Gender · dnia 22.06.2014 18:30 · Czytań: 924 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 7
Komentarze
BMK dnia 07.07.2014 11:40 Ocena: Dobre
Wprawdzie jestem może trochę stronniczy, bo nie przepadam za klechami, i dlatego ta ocena taka, inni mogą się ze mną nie zgodzić, jednak tekst uważam za dobry.
Nie jestem specjalnie biegły w wyłapywaniu błędów, ale w poniższym cytacie coś nie gra.

Cytat:
" Oczy­wi­ście ją ak­cep­to­wał, tym bar­dziej, że prze­cież sam mimo wiel­kie­mu wy­sił­ko­wi umy­sło­we­mu jaki w tej kwe­stii wie­lo­krot­nie po­dej­mo­wał nie po­tra­fił dotąd wy­my­śleć bar­dziej stow­nej for­mu­ły."


Może lepiej by to zabrzmialo tak:
"Oczywiście ją akceptował, tym bardziej, że przecież sam mimo wielkiego wysilku umyslowego, jaki w tej kwestii wielokrotnie podejmował, nie potrafił dotąd wymyśleć bardziej stosownej formuły"

Oprócz tego wydaje mi się że nad samym kazaniem Torquemady, ops, pardon, Torturomrady powinieneś popracować, aby rzeczywiście było choć ze dwa zdania takie godne fundamentalisty, i religijnego oszołoma, płomienne, strzeliste. człowieka jako istotę rzucające pod nogi boga ;) , no wiesz. Uwiarygodniłoby to postać Legata. W oczach czytelnika byłby jeszcze gorszą kreaturą. W grotesce, jak sam określiłeś to opowiadanko, nie musisz bać się przerysowania postaci.
Zauważyłem też trochę coś nie tak z przecinkami, ale ja sam mam z nimi trudności więc nie mam podstaw, aby Tobie wytykać. To tyle. Pozdrawiam i życzę sukcesów :)
Szczepan Gender dnia 07.07.2014 15:43
Witam. Dziękuję za komentarz i zgadzam się całkowicie z tezą, że kazanie Torturomrady powinno być płomienne i strzeliste. Pomyślę nad tym. Nad gramatyką także. Torturomrada ma swój pierwowzór nomen omen Tomasza heh - polskiego mułły, który jest postacią świecką, acz przekłada słowa papieży na język bardziej zrozumiały dla stada baranów oraz interpretuje je w taki sposób, aby pokrywały się z jego Xll wizją świata.
Dodam jeszcze, że masz ciekawy nick... (). heheh. Pozdrawiam.
BMK dnia 07.07.2014 19:43 Ocena: Dobre
No widzisz, a mi się Torturomrada ( fajnie to brzmi) od razu skojarzył z Tomasem Torquemadą, wielkim inkwizytorem, który niejedno miał na sumieniu.
Co zaś do nicka, to po prostu moje inicjały. Ale z przymrużeniem oka może być; benzylometyloketon.
Widzę że z chemii "gospodarczej" jesteś dobry. Gratki. Pzdr.
Szczepan Gender dnia 07.07.2014 20:43
Heh, przepraszam. Skojarzyło mi się po prostu. Mam trochę pojęcia o chemii z racji wykształcenia, ale nie zawodu! Ani hobby!
No Torquemada to oczywiste skojarzenie, ale ja miałem jeszcze jedno... polskiego publicystę, który publicznie przekłada słowa papieży, aby się zgadzały z wyznawaną przez niego doktryną. Mam nieodparte wrażenie, że znam tego człowieka z poprzedniej inkarnacji: Avinion Xll ne.
"Coedite eos. Novit enim Dominus qui sunt eius" - zabijcie wszystkich, Bóg rozpozna swoich...
BMK dnia 07.07.2014 20:53 Ocena: Dobre
Tak, slusznie, wiesz że o nim nie pomyślałem. Ale nie ma co ukrywać jego nazwiska. Facet jest jednoznacznie kompletnym oszołomem. Co gorsza Terlikowski zupelnie sobie z tego sprawy nie zdaje, albo tnie głupa. To tak zupełnie na marginesie i poza tematem.
Szczepan Gender dnia 07.07.2014 21:03
To mój koniec. On mi wytoczy proces, Wildstein - ten od soczystej mowy zapluje blat stolika w studio na moją cześć, a żona Torturomrady będzie wbijać szpilki w laleczkę z moją podobizną. Jak zdechnę ksiądz wygłosi krótką formułę nad mym padłem: żyłeś jak pies i jak psa niech cię pod płotem grzebią! Natomiast Małgosia złoży wówczas ponabijaną szpilkami jak jeż, moją laleczkę jako wotum dziękczynne na Jasnej Górze. Ale to nie koniec, wiem... Jeszcze kotły piekielne... i inne atrakcje, których nawet ja nie jestem w stanie sobie wyobrazić.
Miladora dnia 10.07.2014 22:35
Postanowiłam sprawdzić, jak Ci idzie na innych poletkach, Szczepanie. ;)
Magdalenę też przeczytałam.

Nie bulwersują mnie żadne tematy i żadne opowieści - chyba że są źle napisane, vide Twoja Miska.
Masz lekkie pióro - dużą swobodę w prowadzeniu narracji.
Szkoda tylko, że nie wykorzystujesz swoich zdolności, jeżeli chodzi o dopracowanie tekstów.
Gdybyś zaprzyjaźnił się z interpunkcją, Twoje teksty byłyby bardziej czytelne, gdyż jeden głupi przecinek postawiony w złym miejscu potrafi nieraz zupełnie zmienić sens zdania.
Tak samo przydałoby się, gdybyś opanował zasady prowadzenia dialogów.
Piszesz z łatwością, ale to często prowadzi do nadmiernego rozbudowywania utworów, a sęk w tym, że trzeba panować nad słowami i nie dawać się ponieść. Utwór musi być wyważony kompozycyjnie, żeby uwypuklić przekaz, a nie rozmydlić go w natłoku mało istotnych szczegółów. W malarstwie jest podobnie - niewłaściwe rozmieszczenie środków może powodować, że obraz jakby przechyla się na jedną stronę.
Jednak w porównaniu z pisarskim niechlujstwem Miski, ten tekst jest naprawdę dobry.

Szczepan Gender napisał:
że znam tego człowieka z poprzedniej inkarnacji: Avinion Xll ne.

Arnaud Amaury i katarzy.
Ale, jak udowodnili historycy, nigdy tych słów nie powiedział. ;)

Przy okazji - czytałeś "Ciemności kryją ziemię" Andrzejewskiego?
Tam też jest nawiązanie do Torquemady.
A jednocześnie jest to pewnego rodzaju zobrazowanie współczesnych stosunków - za komuny.

Lubię kontrowersyjne tematy, bo lubię, gdy na pewne sprawy patrzy się innymi oczyma - z innego punktu widzenia i przez inny pryzmat.
Zwłaszcza na historię.

Twój tekst by zyskał, gdybyś go trochę prześwietlił. I poprawił literówki oraz:
- po za jedną - poza
- nie pisany zwyczaj - niepisany
- po za tym - poza tym
- nie ważne na co - nieważne

Przy okazji - przed znakami interpunkcyjnymi nie powinno być spacji. Oprócz dywizu, który ma spacje z obydwóch stron.

I jeszcze jedna sugestia - wszystko, co czytasz, czytaj świadomie. To znaczy zauważaj, gdzie postawiono znaki interpunkcyjne i jakie. Zapamiętuj sposób prowadzenia dialogów.
Pamięć wzrokowa to doskonały pomocnik przy opanowaniu zasad. :)

Miłego :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty