Wyzwoleni - seth
Proza » Obyczajowe » Wyzwoleni
A A A

   Owego feralnego dnia przebudziłem się już o czwartej rano. Przewracałem się z boku na bok, usiłując ponownie zasnąć - bezskutecznie. Tak to u mnie niestety jest, że im bardziej chcę się pogrążyć w ciepłym niebycie snu, tym więcej myślę, wyzwalam emocje, które wywołują aż drżenie na całym ciele. Przypomina to trochę pracę Syzyfa - już prawie osiągnąłeś cel, przysypiasz, aż tu nagle jakaś przelotna myśl wyrywa Cię z ciepłego błogostanu snu i twardo lądujesz w rzeczywistości.

   Nie chcąc budzić rodziny leżałem z otwartymi oczami, gapiąc się w sufit. Myślałem o zbliżającej się dzisiejszej wizycie u przyjaciela żony ze studiów. Jak mam się tam zachowywać? Żartować? Milczeć? Pocieszać go? I po co zabierać dzieci ze sobą? W ogóle chyba moja obecność tam też nie jest konieczna. Marka widziałem chyba ze trzy razy, przy okazji jakichś imprez studenckich, ale niewiele mogę o nim powiedzieć - wiadomo - pijesz - pleciesz głupoty - zapominasz.

   Wreszcie rodzinka wstała, szybko zjedliśmy śniadanie i już o jedenastej byliśmy gotowi do wyjazdu. Oczywiście nie zapomniałem o paczce Lucky Strike-ów, mimo, że palenie rzuciłem jakieś trzy miesiące temu, papierosy wziąłem tylko tak, na wszelki wypadek, żeby mieć pretekst do wyjścia, gdyby zebrałoby mi się na płacz...

   Na miejsce dotarliśmy po jakiejś godzinie jazdy. Ładny dom z niewielkim, ale starannie wypielęgnowanym ogródkiem. Przy wejściu przywitała nas Marlena - żona Marka, śliczna, długonoga brunetka... Tylko te jej oczy - wyrażały tak głęboki smutek, że mimowolnie unikałem jej spojrzeń.

   Weszliśmy do domu. Od progu uderzył mnie charakterystyczny zapach choroby - specyficzna woń lekarstw, pomieszanych z potem i zapachem stęchlizny, jakby dom nie był przewietrzany przez co najmniej kilka tygodni.

   Dzieci poszły do "pokoju zabaw", jak określiła to miejsce Marlena, a my do Marka. Zobaczyłem trupio bladego człowieka, leżącego w czystej, białej pościeli, z wychudzoną twarzą i resztkami włosów na czaszce. Jego matowe oczy ożywiły się na nasz widok, jednak za chwilę zaszły mgłą.

   - Lepiej wyjdźmy, niech odpocznie, niedawno dostał zastrzyk z morfiny, przejdźmy do kuchni, napijemy się kawy - zaproponowała Marlena. Przy kawie Marlena opowiadała historię choroby Marka - jakieś trzy lata temu wykryto w jego organizmie białaczkę, w Polsce to jak wyrok śmierci, ale znaleźli fundację w Stanach, która leczy ten rodzaj choroby jakąś pionierską metodą. Spróbowali i choroba, jak się zdawało, ustąpiła. Jednak pół roku temu nastąpił nawrót. Fundacja nie wyraziła zgody na powtórną kurację Marka, ma ograniczone środki, a przy remisji są nikłe szanse na powrót do zdrowia. Więc teraz właściwie czeka na śmierć, zażywając coraz większe dawki morfiny dla uśmierzenia bólu. Gdy zaczęła opowiadać o tym, jak natychmiast zwolnili go z korporacji na wieść o nieuleczalnej chorobie, o kredycie, który zaciągnęli na budowę domu, nie wytrzymałem i wyszedłem na papierosa.

   Biedny facet, myślałem, wyszedł szczęściu naprzeciw... Ale dlaczego, jak powiedziała Marlena, tak bardzo zależało mu na wizycie żony i mojej? To, że chciał się spotkać z Małgosią, dobrą przyjaciółką ze studiów, rozumiem, ale ze mną? Dziwne.

   Gdy kończyłem już chyba piątego papierosa (niedopałki starannie ukryłem pod wielką donicą stojącą na tarasie - nie śmiałem prosić o popielniczkę), dziewczyny zawołały: - Adam, chodź, pójdziemy do Marka, lepiej się czuje, porozmawiamy. Ujrzawszy ich zapłakane twarze, chyba po raz pierwszy w życiu pomyślałem, że papierosy to nie tylko trucizna i paskudny nałóg...

   Weszliśmy do "umieralni", jak w myślach nazwałem pokój Marka. Czekał na nas z wymuszonym uśmiechem. Gosia uprzejmie pocałowała go w policzek, ja delikatnie uścisnąłem zimną, spoconą dłoń. Rozmowa zupełnie się nie kleiła. Żonie bezwiednie leciały łzy z oczu, jemu zaś mówienie sprawiało wyraźną trudność - co chwila sięgał po maskę z tlenem. To nie miało sensu.

   - Na nas już czas, Gosiu, powiedziałem.

   - Tak, pora się zbierać, przytaknęła skwapliwie.

   - Dziękuję za odwiedziny, wydusił Marek i znów oczy poczęły zasnuwać mu się mgłą...

   Gosia, jak to ona, na pożegnanie pocałowała go w policzek, a gdy ja próbowałem uścisnąć mu dłoń, on mocno ją złapał i przyciągnął mnie ku sobie. Wyszeptał do ucha - Adam, mam ogromną prośbę, teraz nie jestem w stanie powiedzieć o co dokładnie chodzi, daj mi do siebie jakiś kontakt, proszę... Dziwnym trafem miałem przy sobie służbową wizytówkę, podałem mu, on zacisnął ją kurczowo w ręce, oczy mu pojaśniały i powiedział cicho - Dziękuję...

   Zabraliśmy dzieci, roześmiane, nieświadome niczego, pożegnaliśmy się z Marleną i ruszyliśmy do domu. Po drodze nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Dopiero, gdy Małgosia wysiadła z samochodu, rzekła do mnie łamiącym się głosem - Wiesz, miałeś rację, nie powinniśmy tam jechać...

   Nic nie odpowiedziałem. Zastanawiałem się tylko, czego ode mnie może chcieć umierający człowiek.

   Minął tydzień, natłok codziennych spraw spowodował, że zapomniałem o owej niefortunnej wizycie, aż nagle przyszedł mail od Marka: "Adam, proszę, prześlij mi swój prywatny adres mailowy, nie chcę pisać na ten tutaj, korporacyjny. To dla mnie b. ważne, pozdr. - M."

   A już miałem nadzieję, że ta smutna sprawa z Markiem się zakończyła. Wcale nie miałem ochoty przesyłać mu swojego prywatnego adresu. Ale jak można odmówić umierającemu? Nawet skazani na śmierć więźniowie mają prawo do ostatniego życzenia... Poza tym intrygowało mnie, czegóż tak usilnie ode mnie żąda. Planuje jakiś zamach terrorystyczny, czy co, skoro taka konspiracja? Chcąc nie chcąc, czy to z litości, czy z ciekawości, wysłałem mu ten adres.

   Już na drugi dzień napisał:

   "Zapewne zaskoczyło Cię, Adamie, że tak usilnie zabiegałem o spotkanie z Tobą, nie z Gosią, ona była jedynie pretekstem! Jesteś chyba jedyną osobą, która odważy się mi pomóc. Nikt z bliskich mi przyjaciół, ani rodziny, nie zdobyłby się na to. A Ty, jako agnostyk i racjonalnie myślący człowiek, wiem, że mnie zrozumiesz. Błagam Cię, pomóż zakończyć męki moje i mojej rodziny. Nie mogę już znieść widoku ich twarzy, widzę, jak przeżywają to, że cierpię. Chcę ulżyć im i sobie.

   Wszystko obmyśliłem. Potrzebuję tylko dwóch opakowań xanaxu 2 mg. Gdy połknę to przed snem, po prostu nie obudzę się już nigdy. Benzodiapiny w dużej dawce działają tak, że mięśnie odpowiadające za oddychanie "zapominają" o swej roli. I bezboleśnie, bez czucia, popadasz w wieczny sen. Badań toksykologicznych, ani żadnej sekcji zwłok nie przewiduję - przyczyna mojej śmierci będzie aż nadto oczywista. Jeśli chodzi o xanax, dam Ci telefon do zaufanego lekarza, który wie o całej sprawie i po prostu weźmiesz od niego to lekarstwo.

   Bardzo liczę na Twą pomoc. Jestem przekonany, że mnie zrozumiałeś i uszanujesz mą decyzję.

   Pozdr. - M.

   No tak, pięknie, pomyślałem. Szybko odpisałem:

   "Potrzebuję czasu do namysłu, za trzy dni dam odpowiedź. Trzymaj się - A."

   Wiedziałem, że te trzy dni będą dla niego katorgą. Ale kim ja do cholery jestem? Panem Życia i Śmierci?

   Przez te trzy dni targały mną sprzeczne uczucia, myśli i emocje. Nie mogłem przestać myśleć o Marku. Przestudiowałem prawodawstwo w krajach, gdzie w uzasadnionych przypadkach eutanazja jest dozwolona. Czytałem też dużo o śmierci, wgłębiwszy się w zagadnienia natury etycznej, filozoficznej, a nawet religijnej. Te wszystkie próby odpowiedzi sobie na pytanie "czy mogę?" tylko spotęgowały moje poczucie zagubienia. Doszedłem do wniosku, że tylko chłodne, racjonalne rozważenie wszystkich "za" i "przeciw" pozwoli mi podjąć wreszcie decyzję. Przemyślawszy wszystko, odpisałem tylko "TAK". I co dziwne, poczułem ulgę. Błogie uczucie wyzwolenia od zasad, które wpajano mi od wczesnej młodości. To jakby zrzucenie łańcuchów, które pętały mnie do dzisiaj, gdy właśnie odpisałem "TAK", a których istnienia nawet się nie domyślałem...

   Marek od razu odpisał, widocznie bez przerwy czuwał przy laptopie, dał namiary na lekarza, podał też kod do zamka szyfrowego w swoim domu - miałem tam przyjechać nazajutrz wieczorem, w czasie gdy Marlena z dziećmi będzie na jakimś przedstawieniu w teatrze.

   Zdobywszy xanax, wsiadłem w samochód i pojechałem do Marka. Gdy tylko mnie ujrzał, jego oczy rozbłysły, uśmiechnął się szeroko i wyszeptał:

   - Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz. Jestem Ci dozgonnie wdzięczny, jeśli można tak powiedzieć...

   - To było trudne dla mnie, chyba wiesz, dlatego chcę czegoś w zamian - gdy będziesz po tamtej stronie, daj mi jakiś znak, ze tam coś jest, coś istnieje, wiesz o co mi chodzi. Tylko mi nie strasz dzieci!

   I złapawszy mą dłoń, uścisnął ją tak mocno, że aż zabolało, po czym spojrzał na mnie przeciągle swymi rozświetlonymi ze szczęścia oczyma i wyszeptał:

   - Dziękuję..., a teraz lepiej zmykaj, zaraz wróci Marlena...

    Nie wiedziałem kompletnie co odpowiedzieć, więc po prostu odwróciłem się na pięcie i wyszedłem.

   Następnego dnia, tuż przed południem, żona zadzwoniła do pracy z hiobową wieścią:

   - Marek odszedł tej nocy, po prostu usnął na zawsze.

   - Może to i dobrze, odpowiedziałem, nie cierpiał już tak bardzo...

   - Masz rację, nie było dla Niego cienia szansy, strasznie się czułam, patrząc jak cierpi. Nawet przemknęła mi przez głowę myśl, ze chciałabym mu jakoś pomóc skrócić te męki... Dziwne.

   Zdziwił mnie jej chłodny, beznamiętny ton, z jakim to wypowiedziała. Czyżby coś podejrzewała? Widziała przecież, jak wyjeżdżałem wczoraj wieczorem, niby po jakieś dokumenty do biura, ale wątpię, by w to uwierzyła, bo powiedziała tylko obojętnie:

   Skoro musisz, więc jedź...

   Pogrzeb Marka odbył się tydzień po Jego śmierci, zgodnie z żoną stwierdziliśmy, że nie ma sensu uczestniczyć w tych wszystkich ceremoniałach. I już nigdy z Gosią nie wspomnieliśmy o Marku i Jego historii.

   A obiecanego znaku od Marka nie doczekałem się do dziś, choć czasami Jego postać wraca do mnie w snach. I jest w nich taki, jakim zapamiętałem Go ze studiów - przystojny, roześmiany, błyszczący inteligencją...

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
seth · dnia 01.07.2014 18:50 · Czytań: 693 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty