To już kolejna noc, kiedy ze snu wyrwało ją poczucie permanentnej klęski. Poczucie blaknące w świetle dnia, by wraz z nadejściem nocy uderzyć ze zdwojoną siłą. Niczym cierpliwy wróg czający się za krawędzią łóżka, trzymający z dala od snu, z udrękami podsuwanymi by walczyć.
Maria z góry wiedziała, że walka skazana jest na porażkę, a jedynym sposobem by zasnąć, jak zawsze okaże się wódka. Wiedziała też, że jej zapach najlepiej maskuje aromat do ciasta, dlatego, choć w całym swoim życiu nie upiekła ani jednej babki, zaopatrzyła się w weń w zaskakująco sporej ilości. Nie mogła pozwolić na to, by dzielący z nią łóżko mężczyzna wyczuł alkohol. Dwóch bowiem rzeczy wstydziła się najbardziej na świecie – swoich lęków oraz słabości.
Pulsacyjny, nieprzyjemny ból tuż nad lewym uchem sprawił, że syknęła. Zmagania z nim trwały już ponad rok, ten jednak nie odpuszczał. Czasem, by wytrwać, łykała garści tabletek, lecz wtedy czuła się jeszcze gorzej. Zacisnąwszy zęby próbowała go przetrzymać, ale tej nocy bolało jak nigdy dotąd. Wzbierająca złość, którą dopełniło chrapanie Leona, uwierała ją coraz bardziej i bardziej.
- Zawsze to robi po seksie - pomyślała i dotykając swych niewielkich, obolałych po namiętnych pieszczotach piersi, poczuła wstręt. Wstręt i wściekłość, że po raz kolejny, nie mając ochoty, pozwoliła mu się dotykać. Dlaczego to robiła? Czego się bała? - Wielokrotnie stawiane pytanie pozostawało bez odpowiedzi.
Jako mała dziewczynka, lękała się pająków. Nieruchomych, ospałych ciał bezczelnie rozpostartych w rogach babcinej łazienki. Uciekała stamtąd piszcząc przeraźliwie, wywołując rozbawienie wśród dorosłych oraz tych dzieci, dla których pająki nie były obrzydliwością. Już wtedy, nie wiedząc jeszcze, że uczucie to towarzyszyć jej będzie przez większą część życia, czuła się nierozumiana i lekceważona.
Czerwcowy podmuch wiatru zakołysał firaną, pozwalając resztkom księżyca musnąć kawałek podłogi. Balansując na krawędzi przywołanych wspomnień, Maria policzyła do stu, i próbując nie zbudzić Leona, podeszła do okna.
- Pół godziny i zacznie świtać – szepnęła, a rześkie powietrze przyjemnie oplotło nagie, szczupłe ciało.
Ogród w tym świetle miał coś z magii. Sprowokowane odważnym blaskiem, leniwie rozciągnięte cienie tworzyły imponującą sieć połączeń między prawdą i fałszem, dobrem i złem, życiem i śmiercią. Szerokie, krótkie, koślawe, pochyłe, kręte, wyboiste drogi. Nagle przerywane, często bezpowrotne, przecinały się i splatały bezwstydnie, odważnie zachodząc na siebie, nigdy się nie mijając.
- W którym miejscu jestem? – Pytanie nadeszło wraz z kolejną porcją letniego powietrza. - Jeszcze tutaj, czy może już tam?
Wizja nicości zagościła w jej życiu wraz z kwietniowym, deszczowym porankiem oraz resztkami kobiecej twarzy, wykrzywionej grymasem bólu. I zdziwionego, martwego spojrzenia, które, jak dłutem, wryło się w pamięć trzylatki. Spojrzenia mówiącego: „ciebie też to czeka, Marysiu”.
Śmierć była ostatecznością, ale to nie śmierci bała się najbardziej. Poczucie własnej niedoskonałości oraz obawa przed rozczarowaniem najbliższych cierpliwie żłobiła drogę do miejsca, z którego nie było powrotu. „Stać cię na więcej córeczko”, „niczego z ojcem od ciebie nie oczekujemy ponadto, co potrafisz” - Dudniło w jej głowie jak w pustej studni.
Leon westchnął i przewróciwszy się na bok, zrzucił z siebie kołdrę. Patrząc na spokojną, pogrążoną we śnie twarz męża, po raz nie wiadomo który pomyślała, że to niemożliwe, by ją kochał. Nie była pięknym dzieckiem, a i w dorosłym ciele czuła się źle. Odkąd pamięta tęskniła za olśniewającą urodą, bo przecież tylko ładne dziewczynki są w stanie potwierdzić doskonałość swoich rodziców. A ona była taka zwyczajna. Boleśnie pospolita. Nijakiej twarzy nie zdobiły ani ładne oczy, ani bujne włosy, a już na pewno nie dorodny nos perfidnie wieńczący nieudane dzieło matki natury. - Jeszcze będą ze mnie dumni! - szeptała i był czas, kiedy prawie w to wierzyła.
Gryzący, gorzki zapach, wyrwał ją z zadumy. Przekonana, że to z wnętrza domu, ruszyła w stronę schodów, lecz w tej samej chwili świeży powiew wskazał na ogród. Zbliżając się do okna, z obawą kierując spojrzenie w rozświetlony mrok, znowu to poczuła. Doskonale znaną, dławiącą woń, która wytrwale, dzień po dniu, wiodła ku przepaści.
- Co jest u licha? - Wyraźnie wyczuwała czyjąś obecność.
Ostrożnie odsunęła firanę. Tuż obok ogromnej, rozłożystej olchy, zdającej się zajmować połowę przestrzeni, majaczył długi cień. Szybki, gwałtowny ruch Marii zachwiał butelką wody, postawioną przy łóżku zeszłego wieczoru. Leon ani drgnął. Dygocąc na całym ciele przez chwilę trwała w bezruchu, a kiedy jej uszu nie dosięgnął żaden dźwięk, spojrzała ponownie.
I wtedy ją ujrzała. Stała za wielkim, starym drzewem, pewna siebie, zuchwała i diaboliczna. Gotowa do ostatecznej walki.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt