Nerwowe grzebanie w papierach przerwało ciche pukanie do drzwi:
- Proszę.
Do gabinetu dyrektora weszła młoda kobieta, niewinna z wyglądu i poniekąd zdezorientowana. Za gestem zajęła miejsce przed biurkiem i w ciszy zaczęła wodzić wzrokiem po gabinecie. Sterylne, pełne uporządkowania miejsce, bez zbędnych drobiazgów, bez szarego klimatu korytarzy które wcześniej zwiedzała. Całą elegancję potężnego dębowego biurka wyrywał z ładu wielki stos kartek, segregatorów, dokumentów, których bałagan świadczył, że chodzi o coś ważnego.
- Panno Deston, zapewne dostała od nas Pani wszystkie informacje które do Pani wysłaliśmy, niemniej jednak aby cała ta sprawa przebiegła naprawdę bezproblemowo, wyjaśnijmy sobie konkretne i najważniejsze sprawy, następnie możemy przejść do innych czynności.
- Dobrze, tak więc słucham, bo przyznam, że są rzeczy których nie rozumiem.
- Zacznijmy od początku - wąsaty staruszek znów zagłębił się w papierach i wydobywając upatrzoną kartkę zaczął czytać - w roku 1983, Pani siostra w wieku 6 lat uległa podpaleniu przez pijanego ojca, na skutek czego doznała poparzeń trzeciego stopnia od pasa w górę po lewej stronie ciała aż do szyi. Po zdarzeniu dopuściła się samosądu i spowodowała pożar domu, w którym żywcem spłoną wasz ojciec jak również i matka. - na chwilę spojrzał zza kartki - niestety zdarzenia pomiędzy podpaleniem Pani siostry a domu są do tej pory dla nas nieznane, być może zostały zatuszowane, ubiegaliśmy się o te informacje, jednak bezskutecznie, a Pani jak sama wcześniej zeznawała była wtedy u dziadków, co potwierdzili osobiście. Z informacji które nam przekazano a które były niezbędne, wynika, ba! Świadczy, że była ona niejednokrotnie bita i gwałcona przez ojca, podobnie jak Pani. - bez czekania na odpowiedź lub komentarz zaczął kontynuować - Po tych zdarzeniach Pani siostra została skierowana do naszego ośrodka psychiatrycznego w którym spędziła 19 lat. Była przez ten czas badana i leczona jednak znów bezskuteczne były nasze działania, po tym wszystkim co się wydarzyło Pani siostra popadła w głęboką demencję, nie wypowiedziała ani słowa przez 7 lat, i tu dochodzimy do najciekawszej rzeczy. Słowa które wtedy wypowiedziała, był to dzień gdy awarii uległa pobliska elektrownia a nasz ośrodek nie miał wtedy własnych generatorów, nie było prądu przez raptem kilka godzin, jednak ze względu, że była to noc, wszystkich pacjentów zebraliśmy do hali, nie mogliśmy ich zostawić w swoich salach ze zwględu na to, że baliśmy się ich paniki która nastąpiła od razu, a mając wszystkich w jednym miejscu mogliśmy ich lepiej kontrolować...
- Ale co to ma do... - przerwała.
- Już przechodzę do sedna, cierpliwości. Jak wspomniałem była to noc, więc zapalone zostały świeczki, cały personel jak i wszyscy pacjenci przebywali właśnie w tym miejscu. Gdy włączono prąd nasza pracownica, wtedy jeszcze pracownica - dodał - zgasiła świeczkę przy stoliku Pani siostry i wtedy usłyszała, zacytuję ''zapal to suko''. Były to jej pierwsze słowa od 7 lat. Przejdźmy dalej, Pani siostra zaatakowała wtedy naszą opiekunkę, wyrwała jej część włosów i złamała nos. 5 osób dopiero dało radę ją odciągnąć.
Zapadła cisza, staruszek wstał i podszedł do okna, westchnął.
- Wtedy dotarło do nas, do czego tacy ludzie są zdolni. To mała mieścina i od 46 lat, kiedy tu pracuję, nie zdarzył się ani jeden akt agresji, ani jeden.
Odwrócił się i spojrzał na kobietę.
- Przebadaliśmy ponownie Pani siostrę i odkryliśmy, co z resztą było jasne po tym ataku, że ma ona kompleks Ikara, jest bardzo wrażliwa jak i wyczulona na ogień, na jego widok odłącza się od rzeczywistości, staje się drażliwa, popada w amok. Jakby nie patrzeć ogień jest przyczyną i skutkiem zarazem jej dramatu życiowego, bardzo wbił jej się w psychikę i odbił piętno na jej ciele.
- Rozumiem, że to o tym chciał Pan mi powiedzieć osobiście?
- Tak, chcę Panią uświadomić, że pod żadnym pozorem Pani siostra nie może ujrzeć ognia. Niestety, sprawy potoczyły się tak a nie inaczej, że jestem zmuszony wypisać Pani siostrę, z tego względu, że od 4 lat po prostu odżyła, nie umiem tego wytłumaczyć, po prostu z dnia na dzień stała się... normalna, jednak dalej szczególna, trzeba o tym pamiętać. Składałem apelację, pisałem wnioski, ale narzucone zostały mi reguły postępowania od samego ministra zdrowia, że przez ten cholerny kryzys zwolnieni zostają pacjenci którzy od conajmniej 3 lat nie wykazują objawów i zachowań które występowały przy pierwotnym przyjęciu ich do ośrodka. Takie mamy państwo.
- Rozumiem, mam rozumieć znaczy - poprawiła się - że ona dalej stanowi zagrożenie?
- Lepiej dmuchać na zimne, droga Panno Deston. Jest Pani jedyną żyjącą krewną i to na Pani barki spadnie teraz opieka nad siostrą. Przykro mi. - usiadł ponownie przy biurku i zaczął wykręcać numer w telefonie, wraz z sygnałem przecierał nerwowo wąsy. - Proszę przygotować pacjentkę nr. 66 - powiedział stanowczo i odłożył słuchawkę.
- Jeżeli ma Pani jakieś pytania, proszę pytać.
- Nie widziałam jej od 19 lat, co jeśli mnie nie pozna, nie zaaklimatyzuje się, jeżeli nie dam sobie z nią rady?
- Spokojnie, jak mówiłem, od 4 lat jest inna, poinformowaliśmy ją o powrocie do normalnego życia, że będzie mieszkać u Pani, ponadto, musi się zgłaszać do nas na krótkie badania przez rok, raz na miesiąc a przez pierwsze dwa miesiące raz w tygodniu, o tym też wie i zaakceptowała to.
Po krótkiej ciszy kobieta dodała:
- Boję się, naprawdę się boję, to wszystko... boże - głęboki wdech - o czym mam z nią rozmawiać, jak opiekować, nie mam doświadczenia, nie mam pojęcia jaka ona teraz jest, to wszystko zwaliło mi się nagle na głowę...
- Panno Deston - przerwał - musi Pani być silna, w razie jakichkolwiek problemów zgłosi się Pani do mnie, wszystko będzie dobrze, da Pani sobie radę. A teraz jeśli mogę, zabiorę Panią do siostry.
Staruszek wstał i zatrzymał się przy kobiecie oczekując tej samej reakcji. Po chwili oboje wyszli i ponownie oczy kobiety zmuszone były do oglądania pustych i ponurych korytarzy, które już wcześniej zwróciły jej uwagę. Jednak nie myślała o tym budynku, nie myślała o dziwnych ludziach którzy przyglądali się każdemu jej krokowi. Personel jak i wszyscy w około znikli w zapomnieniu, nie było na to czasu, nie było ochoty i szkoda było na to myśli. Kobieta myślała o osobie którą pozna ponownie, córce marnotrawnej, morderczyni rodziców, siostrze.
- To tutaj, jest Pani gotowa?
- Tak... .
Staruszek otworzył jej drzwi i czekał aż wejdzie. Kobieta z rozszalałym sercem, pełna stresu weszła do środka. Pomieszczenie było ubogie, puste i białe ściany rzucały się w oczy, nie było nic poza pielęgniarką, dwoma krzesłami i stolikiem, przy którym siedziała... ona. Chuda, z wyglądu młoda niczym nastolatka, mimo swych 25 lat, o czarnych i krótkich włosach, w białym podkoszulku i białych spodenkach. Na szyi dało się zauważyć wystającą bliznę, wyróżniającą się znacznie na tle bladej skóry. Biel raziła po oczach, psychiatryczny fetysz.
- Rose, to jest Twoja siostra. - powiedziała pielęgniarka po czym skierowała się do drzwi. Wychodząc dodała do kobiety - będę za drzwiami, dam Pani trochę czasu, potem musi Pani wypełnić odpowiednie dokumenty.
- Dobrze. - Wymamrotała.
Kobieta usiadła naprzeciw swojej siostry, która patrzyła jej się głęboko w oczy. Nie mrugała i nie ruszała się. W ciszy i braku jakiejkolwiek reakcji przesiedziały chwilę. W końcu kobieta zaczęła powoli:
- Cześć Rose... ech... - westchnęła - nie wiem co powiedzieć, tak długo Cię nie widziałam, co się z Tobą działo... dziadkowie zabronili mi się z Tobą kontaktować, nie powiedzieli gdzie jesteś, myślałam o Tobie i o tym wszystkim... dopiero niedawno dowiedziałam się, że żyjesz, że Cię zobaczę, będziesz mieszkać u mnie... boże... Rose! - kobieta rozpłakała się ale dalej patrzyła w jej zamarłe oczy. Nagle Rose wstała i przytuliła siostrę, która zrobiła to samo. Nachyliła usta do jej uszu i wyszeptała:
- Kocham Cię siostrzyczko.
Kobieta ucieszyła się z tych słów. Zacisnęła mocniej dłonie wokół jej szyi i pozwalała by kolejne łzy spływały po jej policzkach.
Zamurowane w tym uścisku oddały się chwili. Radość, strach i wspomnienia wypełniły umysł kobiety, nie zauważyła nawet kiedy weszła pielęgniarka.
- Panno Deston, przepraszam, musimy już iść. Rose, Ty też.
Po chwili cała trójka spokojnym krokiem zmierzała do gabinetu dyrektora. Kobieta zauważyła, że wiele pacjentów machało do Rosy, jednak ona nie zwracała na to uwagi. Mijany personel też rzucał na nią wzrok. Zdawać się mogło, że jest, a raczej teraz - była ważną osobą.
Gdy dotarli, pielęgniarka zapukała i gestem zaprosiła do środka. Gdy wchodzili złapała Rosę za ramię.
- Rose, Ty nie, odprowadzę Cię teraz przed ośrodek i zaczekamy na Twoją siostrę, dobrze? Twoje rzeczy czekają już w recepcji, o nic się nie martw. Twoja siostra musi jeszcze chwilę porozmawiać z dyrektorem.
Kobieta uśmiechnęła się do Rosy dając jej tym samym znak, żeby tak właśnie zrobiła, po czym weszła i zamknęła drzwi. Czekał już tam staruszek który odkładał akurat słuchawkę.
- I jak panno Deston, chyba nie było tak strasznie?
- Nie, znaczy się, z pozoru tak ale... wszystko jest dobrze - powiedziała po chwili zdecydowanie.
- Dobrze, musi Pani teraz podpisać pewne dokumenty.
- Mianowicie?
- Potwierdzenie opieki nad siostrą, zgodę na wspomniane przy pierwszej rozmowie badania i wszystkie inne papierkowe sprawy.
Kobieta zaczęła szukać w torebce długopisu, jednak staruszek po chwili podał jej swój.
- Dziękuję.
Spojrzała na dokumenty, wczytała się w nie i podpisywała we wskazanym miejscu. Ogrom tekstu zniechęcał ją do czytania, chciała już wrócić do siostry więc pomijała już czytanie i ograniczyła się tylko do podpisu. Wraz z długopisem oddała dokumenty.
- Proszę. Mam jeszcze jedno pytanie, jeśli chodzi o leki, czy Rose musi brać jakieś tabletki, czy coś trzeba jej podawać?
- Nie, Pani siostra przyjmowała tylko leki na uspokojenie a od kilku lat i te zaprzestano jej podawać.
- Dobrze, w takim razie, jeżeli to wszystko, dziękuję Panu bardzo, mam nadzieję, że będzie dobrze, jeszcze raz dziękuję i do widzenia.
Kobieta wstała i uścisnęła dłoń z dyrektorem. Wyszła i udała się przed budynek. Idąc między pokojami chciała aż biec z tej radości. Dopiero teraz zorientowała się jakie piękne, wiosenne popołudnie ogrzewało i łagodziło zielenią całe podwórze widziane za oknami. Na zewnątrz, przy jej samochodzie stała pielęgniarka, w środku obok kierowcy siedziała Rose, wpatrzona przed siebie. Kobieta podeszła w ich stronę, wsiadła do samochodu i delikatnie ruszyła. Chciała już być w domu. Jadąc powoli przez drogę w kierunku bramy, obserwowała jak pacjenci biegają po trawie, inni siedzieli na ławkach, inni kopali piłki. Jedna dziewczyna stała jednak i nie robiła nic, prócz wpatrywania się w jej samochód. Gdy kobieta przejeżdża koło niej, Rose jej pomachała i odwróciła się za nią. Jej siostra zauważyła to, jednak o nic nie spytała.
To już, w końcu po wszystkim. Jechali teraz prosto do domu. Nie odzywali się, ale to nikomu nie przeszkadzało. Kolejne drzewa i pola mijane za szybą, czas który nie grał żadnej roli. Tylko chwila obecna. Dokładnie ta chwila. Radio przygrywało cichutko jakąś melodyjkę, uzupełniając spokój który panował w samochodzie. Jechali tak cały czas.
- Jennifer? - zapytała Rose.
- Tak?
- Pomóż mi zapomnieć.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt