Spacer Spalonym Mostem - rozdział I-V - kicsim
Proza » Obyczajowe » Spacer Spalonym Mostem - rozdział I-V
A A A

To, co wielu ludzi nazywa kochaniem, polega na wybraniu jakiejś kobiety i ożenieniu się z nią. Wybierają ją! – przysięgam ci, sam widziałem. Tak jakby w miłości mogło się wybierać, tak jakby to nie był piorun, który strzela w ciebie i zostawia cię zwęglonego na środku patio. Powiedz, że wybierają, bo-je-kochają, ja myślę, że jest na odwrót. Nie wybiera się Beatrycze. Nie wybiera się Julii. Nie wybierasz ulewy, która zmoczy cię do suchej nitki, kiedy wracasz z koncertu.

 

Julio Cortázar – Gra w klasy (Z różnych stron, 93)

 

1

 

Tego ranka krystalicznie czyste niebo nad Budapesztem przypominało taflę wody. Wystarczyło delikatnie unieść głowę i przymknąć oczy, by przejrzeć się w nim, niczym w lustrze. Ádrienn Madár wyjrzała przez okno swojego mieszkania położonego przy ulicy Lovas w Pierwszej Dzielnicy. ,,Jesień to mój ulubiona pora roku.’’ – pomyślała. Wrzesień. Spakowała spiesznie swój komputer i wybiegła przed dom. Bez zastanowienia skierowała się w stronę Wzgórza Zamkowego. Przemierzała ulice ciągnięta niepokojącą siłą, jakby pomiędzy tym miejscem, a oknami jej mieszkania ktoś rozpostarł niedostrzegalną złotą nić ułatwiającą jej dotarcie do wyznaczonego celu.

            Miała takie swoje ulubione miejsce, w którym przesiadywała godzinami rozmyślając. Na tyłach wzgórza, wśród starych kamienic odnalazła wzrokiem ławeczkę.[1] Uśmiechem przywitała kasztanowiec, który od lat przysłuchiwał się jej myślom. Dziś był spokojny, ponieważ nie dało się wyczuć nawet niewielkiego podmuchu wiatru. Zmęczona długim spacerem opadła na ławkę, odgarniając z czoła ciemne włosy. Wokół leżało kilka rozrzuconych kasztanów. Dojrzałe już owoce, błyszczące, mokre od porannej rosy wciskały się w bruk, który chwilę przedtem roztrzaskał ich łupiny. Wyciągnęła rękę i podniosła kilka z nich. Dawały przyjemne wytchnienie jej jasnym dłoniom, chłodziły i sprawiały, że te stawały się miękkie i wilgotne za sprawą otulających brązowe kulki kropelek wody.

            Wyciągnęła się na ławce niczym leniwy kocur, ściskając w jednej dłoni kasztan, w drugiej zaś kolczastą, zieloną łupinkę. Spojrzała w niebo. Promienie słońca przedostawały się pomiędzy liśćmi i delikatnie drażniły źrenice jej oczu. ,,Przeznaczenie. Czy to miejsce jest mi przeznaczone?’’ - zapytała samą siebie. ,,Moje, ono jest po prostu moje. Mój drugi dom, który dzielę z tą ławeczką i Panem Gesztenyefa.[2]’’ – szybko odpowiedziała sobie w myślach i uśmiechnęła się.

            Wyściełany kamieniem dziedziniec, za którego murem rozciągał się widok na budańską stronę miasta sprawiał, że Ádrienn, czuła się tu wolna od obaw i lęków oraz bagażu codziennego życia. Tutaj mogła być sobą. Cisza ledwie zmącona niewyraźnymi odgłosami krzątających się po placu turystów otuliła dziewczynę bezpiecznym kokonem. Ádrienn zasnęła.

            - Dzień dobry! – dotarło do niej jak zza ściany. Otworzyła ciężkie jeszcze powieki, próbując zrozumieć co się dzieje. Ujrzała nad sobą sylwetkę mężczyzny, jednak promienie słońca rażąc jej oczy, nie pozwalały dostrzec twarzy człowieka, który śmiał przerywać jej drzemkę.

- Czy mogłaby pani zrobić mi trochę miejsca? – zapytał nieznajomy. Uniosła swoje ciało na rękach, po czym niezgrabnie spuściła nogi na ziemię. Prawą dłoń uformowaną w daszek przytknęła do czoła, by móc wreszcie dostrzec, kim jest osoba, która zakłóca jej spokój.

Mężczyzna usiadł obok niej, jak sądziła zdecydowanie za blisko, ale dzięki temu udało jej się dojrzeć jego twarz. Był poważny i nawet się do niej nie uśmiechnął, na dziękuję za zrobienie mu miejsca na jej ławeczce i przepraszam za przerwanie snu, też najwyraźniej nie mogła liczyć. Podparła się rękoma o brzeg ławki i przesunęła odrobinę w kierunku jej prawego krańca. Odkąd pamiętała nie znosiła, kiedy ktoś nieznajomy znajdował się tak blisko niej, że niemal jej dotykał. Między innymi dlatego właśnie unikała zatłoczonych miejsc, przepełnionych autobusów i klubów nocnych, w których co chwilę jakiś mężczyzna potykał się i wpadał na nią, tłumacząc się i przepraszając, a następnie zwykle proponował jej drinka. Chłopak zdał się nie zauważyć ruchu Ádrienn. Zerkała na niego ukradkiem, modląc się w duchu, by ten nie zdołał uchwycić jej spojrzenia.

Słuchał muzyki, w uszach miał malutkie, białe słuchawki i delikatnie poruszał głową, zapewne w rytm dźwięków wydobywających się z ipoda. Niewielkie uszy przypominały delikatne muszelki ślimaków. Nad nimi, w dyskretnych falach kłębiły się włosy swym kolorem przywodzące na myśl słomę zbieraną na wsiach podczas żniw. Nad jasnym czołem mężczyzny Ádrienn dostrzegła okulary przeciwsłoneczne. Mrużył oczy i nie patrzył w jej kierunku, a tak bardzo zależało jej by sprawdzić jaki kolor mają ich tęczówki. Trudno było oszacować jego wiek, w końcu dziewczyna uznała, że może być od niej raptem kilka lat starszy.

            Rozbudzona już zupełnie zaczęła zbierać swoje rzeczy z zamiarem przeniesienia się w inne miejsce. Wtedy zauważyła, że na pozostałych ławkach nikt nie siedzi. Spojrzała na chłopaka z niedowierzaniem. Nie rozumiała, dlaczego akurat tę ławeczkę musiał zająć, zwłaszcza, że ona odpoczywała na niej pogrążona w błogim śnie. Mógł przecież usiąść kilka metrów obok, na kolejnej z nich – przemknęło jej przez myśl. Nieznajomy znienacka odwrócił głowę w stronę Ádrienn, napotykając jej pełną niewinności i dziecięcego zaciekawienia, oprószoną piegami twarz. Uśmiechnął się tryumfalnie i opuszkami palców wyjął z uszu słuchawki.

- Podobam ci się, prawda? – odpalił bez cienia skrępowania. Ádrienn osłupiała. Jej oczy zrobiły się przy tym okrągłe niczym stuforintowe monety, wargi zaś uchyliły się ukazując białe zęby. Jej twarz nie była w stanie ukryć zaskoczenia. Patrzył na nią uśmiechnięty, pewny siebie i najwyraźniej zadowolony, że udało mu się tak bardzo poruszyć ją swoim pytaniem. Dziewczyna zerwała się na równe nogi, nie odpowiadając mu ani słowem. Podniosła z ławki swój komputer i szal, który zabrała z domu na wypadek, gdyby postanowiła wrócić dopiero wieczorem. ,,We wrześniu noce bywają już całkiem chłodne.’’ – pomyślała, kiedy przedwczoraj, około drugiej nad ranem, wracała spacerem ze spotkania ze swoją przyjaciółką Firenze.

Ruszyła z pośpiechem. Uszła zaledwie kilka kroków, po czym stanęła jak wryta. W dłoniach nadal trzymała kasztana i łupinę. Mocno zaciśnięte w pięściach nie przeszkadzały jej, by uporać się z laptopem i zarzucić na ramiona ulubiony szal. Przytwierdzona nieruchomymi stopami do twardego podłoża głowiła się nad tym, czy ten zuchwały typ, który przed momentem wyprowadził ją z równowagi, gapi się na nią teraz z tym swoim irytującym uśmieszkiem. Wypuściła kasztana z jednej dłoni, przełożyła komputer pod pachę, i tak samo pozbyła się łupinki. Zabolało ją podbicie prawej dłoni i kiedy na nią spojrzała zobaczyła kilka niewielkich dziurek, które powoli wypełniały się krwią.

Stała tak, zastanawiając się jak opatrzyć ranę, kiedy nagle coś twardego niczym kamień zahaczyło o zewnętrzną stronę jej prawej łydki. Kilkanaście centymetrów przed nią, na bruku, dostrzegła odskakujący od jego nierównych krawędzi kasztan, który zaraz się zatrzymał. Podniosła wzrok i odwróciła się w stronę ławeczki, na której jeszcze przed momentem siedziała razem z owym butnym nieznajomym. Tkwił tam nadal i uśmiechał się do niej.

- Dávid! – powiedział dość głośno, by mogła usłyszeć go z tej odległości. – Potrafisz mówić? – dodał ze złośliwością w głosie.

Zabrzmiało to raczej jakby był biblijnym królem Dawidem. Nigdy wcześniej nie spotkała tak pewnej siebie osoby. Jednak nie wiedzieć czemu, nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. Zapomniała o bolącej dłoni oraz o tym, że przed momentem zachowanie tego chłopaka tak bardzo ją zdenerwowało. Podeszła kilka kroków bliżej.

- Ádrienn. Jestem Ádrienn i już cię nie lubię, Dávidzie!

 

2

 

            Kiedy żegnał się z nią niepełna miesiąc temu w Debreczynie czuła, że widzi go po raz ostatni. Sposób w jaki ją wtedy pocałował nie pozostawiał złudzeń. Dziś wieczór była w stanie przywołać w pamięci czułe spojrzenie Dávida, poczuć jak silne ramiona chłopaka obejmują ją, szepcząc niesłyszalne: do widzenia! Jego pełne uwielbienia usta skłamały wówczas już nie po raz pierwszy. Utkwił w niej wzrok raz jeszcze i szybko się odwrócił, rzucając w powietrze swoje: do zobaczenia wkrótce! Patrzyła na Dávida uśmiechnięta, dotykając wzrokiem każdego mięśnia jego pleców. Miał na sobie czerwoną koszulkę, jakby ubrał się w uczucia, które w niej budził – intensywne, ciepłe, pełne pasji. Znikał z każdym krokiem, zbiegając schodami prowadzącymi na peron. ,,Odwróć się proszę!’’ – wykrzyczała w myślach Ádrienn. Nie chciał spojrzeć na nią raz jeszcze. Wiedziała, że właśnie wrócił do swojego świata, że już go z nią nie ma, i że jedynie, co mieli to ,,teraz’’, które w tej jednej chwili należało już do przeszłości.

            Otworzyła czerwone wino, które zdawało się cierpliwie czekać w butelce aż do tego wieczoru. Wzięła duży łyk i z grymasem przełknęła cierpki, bordowy płyn, zupełnie jakby ktoś kazał jej wypić go za karę. Była bardzo zdenerwowana. Drżącymi dłońmi podniosła monitor laptopa, próbując w ułamkach sekundy odszukać nowe wiadomości w swojej skrzynce e-mailowej. Była tam! – odpowiedź na jej list od Dávida Fázekása. Ádrienn poczuła jak gruba, metalowa obręcz ściska jej żołądek, próbowała oddychać. Wpatrzona w ekran zbierała odwagę, by zmierzyć się z tym, co od niego usłyszy.

Niespokojną dłonią uniosła ponownie kieliszek i przechyliła całą jego zawartość, jakby znajdowała się w nim woda, nie zaś wino, które przed momentem z trudem spłynęło jej do gardła. Kliknęła na maila od Dávida. Jedno zdanie, jak zwykle tylko tyle. ,,Dla zabawy!’’ i nic więcej. Taka była jego odpowiedź. Słowa te wybrzmiewały teraz w głowie dziewczyny niczym ciężki, mosiężny, dokuczliwie głośny dzwon. Mogłaby przysiąc, że napisał to tysiąc razy, a ona w kółko czytała to samo. Czy w ogóle słyszała to, co próbował jej powiedzieć? Nie, nie słuchała. Zastygła ze wzrokiem repetującym kolejno każdą literkę lakonicznego frazesu.

            Dávid prawie nie kontaktował się z nią od czasu ich pobytu w Debreczynie. Pisała do niego kilkakrotnie, jednak rzadko odpisywał, tłumacząc się brakiem czasu. Szybko przestała mu ufać. Uwielbiał ją, był nią zafascynowany. Gdzie się to wszystko podziało? Nie rozumiała jego milczenia i to doprowadzało ją do obłędu. W końcu, pełna lęku i niemal pewna odpowiedzi jaką usłyszy, zapytała: ,,Czym jest dla Ciebie nasza znajomość? Po co się spotykaliśmy?’’. Dostała swoją odpowiedź: ,,Dla zabawy!’’. W tym jednym momencie wszystko, co wydarzyło się pomiędzy nią a Davidem wydało się płytkie i niedorzeczne. ,,Jak to? Tylko tyle?’’ – bombardowała samą siebie pytaniami. ,,Co chciałam usłyszeć? Czego się spodziewałam?’’

Nieruchoma, niczym w amoku, niezmiennie wpatrywała się w jego list. Wracała pamięcią do wspólnych chwil, by sprawdzić, czy czegoś nie przeoczyła, czy mogła domyślić się takiego obrotu spraw na długo przed otrzymaniem tej fatalnej wiadomości. Przypomniała sobie jak bardzo naciskał, by ją zobaczyć i obiecał, że do tego czasu zakończy swój obecny związek. Widziała go teraz, kiedy spokojnie odchodził tam w Debreczynie, nagle wszystko zrozumiała - nie chciał i nie musiał się o nic martwić, bo dla niego to była tylko zabawa. Wiedział, że wspólny czas wkrótce minie, po czym każde z nich pójdzie w swoją stronę.

            Emocje, które kumulowały się w Ádrienn w oczekiwaniu na odpowiedź od Dávida, obecnie stawały się nie do zniesienia. Przypominały krople wody sączące się podczas deszczu do dzbana na kwiaty, który trzymała na balkonie. Wielki gliniany flakon nie był w stanie zmieścić w sobie wody podczas potężnej ulewy, tak jak ona nie potrafiła teraz upchać w sobie smutku, rozgoryczenia, bezradności i żalu. Kiedy dzban był pełny, kolejne kropelki szybko go przepełniały, po czym woda wylewała się cienkimi strużkami, spływając po zewnętrznych ścianach starego naczynia. Z nią było tak samo. Ból, który odczuwała zdawał się rozsadzać klatkę piersiową i wwiercał się w mózg jak melodia, która raz zasłyszana łopocze się w głowie dopóki nie zmyją jej nowe myśli.

            Ádrienn nie potrafiła znieść tego uczucia. Wiedziała, że zapada się w siebie coraz głębiej, ale była też pewna, że jeśli wplącze się w wir swoich emocji, nic już jej z niego nie wyzwoli. Potrząsnęła delikatnie głową, przetarła dłońmi zmęczone oczy. Chwyciła kurtkę, leżącą na brzegu łóżka i oplotła niedbale szal wokół szyi. Klucze brzęczały w kieszonce jeansów, dotrzymując jej towarzystwa, kiedy zbiegała po schodach, jakby uciekała przed czymś, co wkrótce mogło ją dopaść i zranić jeszcze bardziej. Wymknęła się przed klatkę i co sił w nogach przemierzyła dziedziniec, aż do bramy wjazdowej, a później każdą następną uliczkę, znała tę trasę na pamięć. Przed oczyma migotały jej tylko światła pędzących samochodów i żarzące się gorącym płomieniem zabytkowe latarnie Budapesztu. Hałas wokół nie docierał do jej uszu, biegła przez ciszę.

Niczym film w jej głowie wyświetlały się w kółko te same obrazy, a właściwie jedna scena. W kadrze tym widziała Dávida, który uśmiechnięty i spokojny zostawiał ją samą na peronie kolejowym. Kiedy wbiegała zboczem Wzgórza Zamkowego widziała jego brązowe oczy, które wzruszały ją niezmiennie, i bez widoku których nie potrafiła już wyobrazić sobie życia. Były jak klejnoty, a raczej nieoszlifowane kamienie, mogące dopiero się nimi stać, zaś ich blask zdradzał ukrytą szlachetność. Ukrytą. To, co w Dávidzie najlepsze pozostawiał niewidocznym dla innych, swą duszę chował skrzętnie przed światem. Ádrienn wiedziała, że jego oczy zdradzają emocje, których nie był w stanie powściągnąć. To w nich widziała nadzieję dla siebie, nadzieję dla nich obojga.

U szczytu wzgórza, kiedy dostrzegła w mroku furtę przy wejściu na dziedziniec, jej noga ześlizgnęła się i dziewczyna upadła na prawy bok, asekurując się ręką. Powoli wstała i próbowała oczyścić ubranie, jednak jeansy mocno poplamiły się mokrą od deszczu ziemią. Nie dbała teraz o to. Podbiegła do bramy i szybkim krokiem przecięła dziedziniec, kierując się w stronę zabytkowych kamienic na tyłach Pałacu Królewskiego w Budzie. Kiedy jej oczom ukazała się ławeczka zwolniła krok i poczuła jak do jej oczu napływają łzy. Niczym dziecko, które zrobiło coś złego i wracało do ojca, by z pokorą zrelacjonować swój występek, przeprosić i móc wreszcie wtulić się w jego twarde jak skała ramiona, Ádrienn zbliżała się do ukochanego miejsca, gdzie czekał na nią wyrozumiały tata Pan Gesztenyefa.

Opadła bezradnie na ławeczkę i wybuchnęła płaczem. Ta wspierająca cisza, ten spokój, który przepełniał to miejsce dawały jej wytchnienie. Tutaj czuła, że świat akceptuje ją taką jaką jest, tutaj ktoś kochał ją bez potrzeby spełniania jakichkolwiek warunków. Nie stawała na palcach, nie musiała się starać, by na to wszystko sobie zasłużyć.

Płakała i krzyczała, było jej już obojętne co się stanie. Zsunęła się z mokrej od deszczu ławeczki i znalazła na zimnym, wilgotnym bruku. Podparta dłońmi i pogrążona w swojej rozpaczy patrzyła jak łzy skapują jej z powiek, bezgłośnie rozbijając się o kamienne podłoże. Ogromne, słone krople wody. Krople smutku, żalu, krople wieszczące koniec miłości.

Jesień powoli ustępowała miejsca zimie. Listopad. Minął ponad rok odkąd poznała Dávida Fázekása. Do tego czasu nie sądziła, że jest w stanie pokochać kogoś aż tak bardzo.

 

3

 

Ádrienn wyszła na balkon, zaciągając się dymem z dopiero co odpalonego papierosa. Spojrzała na niego, jakby w ogóle jej nie smakował. Jej długa, niebieska spódnica powiewała na wietrze. Dzień, choć nieco chłodny, zachęcał do wystawienia sztalugi na zewnątrz i odpłynięcie myślami w rejony, które dziewczynie kojarzyły się z błogim spokojem i rajskim pięknem. Brudne od farby dłonie wytarła w fartuch, z gracją przytknęła papieros do ust i wzięła kolejny łyk smolistego powietrza, które zdawało się ją uspokajać.

Z przymrużonymi oczyma przyglądała się obrazowi, który miała przed sobą. Przedstawiał on młodego mężczyznę siedzącego na trawie. Postać odwrócona była plecami do widza, z głową skierowaną w prawą stronę. Wyraźnie zaznaczony profil twarzy zdradzał kim jest osoba namalowana przez Ádrienn. Dávid. Jak zawsze uśmiechnięty, wyprostowany, spokojny i pewny siebie. Ile dałaby teraz by podejść niezauważona, uklęknąć na wilgotnej od rosy trawie i zbliżyć swoją twarz do jego ucha, cichutko zawołać go imieniu.

W wyobraźni przylgnęła swym smukłym ciałem do pleców chłopaka. Zbolałe, pęknięte, młode serce wpadło w szaleńczy rytm. Echo jego uderzeń przypominało dźwięk, jaki wydają z siebie drobne kamyki rzucane na jezdnię przez bawiące się dzieci. Drgania jej serca wyciszały silne, niezłomne plecy Dávida.

Ádrienn przypomniała sobie chwilę, w której po raz pierwszy ich dotknęła. Kochali się wtedy w jej mieszkaniu. W grudniu w Budapeszcie rzadko pruszył śnieg, jednak właśnie zaczęło mocno padać, kiedy Dávid odprowadzał Ádrienn do domu po wspólnym spacerze. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego, chwyciła za rękę i poprowadziła schodami na górę. Zatrzasnęła drzwi, a chłopak zaczął całować ją po szyi. Odwróciła się w jego stronę, spojrzała mu w oczy, po czym dotknęła dłońmi jego brzucha, unosząc spiesznie czarną bluzę, którą tego dnia miał na sobie. Całował ją, kiedy rozkoszowała się kształtem jego ramion, ich niewymowną siłą i poczuciem bezpieczeństwa, jakie dawały – pragnęła w nich utonąć. Gdy pochylał się i unosił nad jej ciałem za każdym razem, kiedy pewnymi, pełnymi czułości ruchami wchodził w nią, dotykała jego pleców, wyczuwając najdrobniejszy mięsień, pracujący jeszcze mocniej i szybciej w tym ich wspólnym uniesieniu. Wbijała w nie opuszki swoich palców, jakby chciała się już na zawsze do niego przyczepić i tak pozostać, szczęśliwa i bezpieczna. Nigdy później nie miała w sobie tyle siły, ani miłości do Dávida, co tamtego wieczoru.

Z transu, w który wprowadziła się przed momentem, wybił ją donośny dzwonek telefonu. Papieros dopalił się w dłoni, zupełnie o nim zapomniała. Szybko odłożyła niedopałek do popielnicy i wbiegła do domu. Spojrzała na wyświetlacz komórki. Firenze Nagy.

- Halo! – wycedziła jak przez sen Ádrienn.

- Cześć Ádrienn! Mam teraz małą przerwę, a za godzinę kolejnego pacjenta. Może kawa? – wyrecytowała żywiołowo Firenze.

- Kawa…tak, chętnie. Tam gdzie zwykle?

- Tak, za pół godziny w Noir et l’Or? Wszystko w porządku? Jesteś tam, Ádrienn? – dopytała Firenze zaniepokojona ciszą w słuchawce.

- Jestem…w porządku, tak mi się przynajmniej wydaje. Przyjadę…za pół godziny.

- Do zobaczenia, kochanie! – rzuciła Firi i rozłączyła się.

Kochanie. Teraz już tylko ona tak się do mnie zwraca – pomyślała Ádrienn.

            Zebrała z balkonu pędzle i farby, po czym schowała je w szufladzie komody, w której trzymała wszystkie przybory do malowania, a wraz z nimi ołówki, węgle oraz papier do rysowania. Wniosła sztalugę do pokoju i zamknęła drzwi balkonowe. Zanosiło się na deszcz. Ściągnęła z siebie brudny fartuch, rzuciła go na krzesło i sięgnęła po leżącą pod nim torebkę. Otuliła się jedwabnym szalem, który zdawał się być idealny na to popołudnie i zamknęła za sobą drzwi.

            Po około dwudziestu minutach była już po peszteńskiej stronie miasta, w Siódmej Dzielnicy, gdzie przy ulicy Király znajdowała się jej ulubiona kafejka Noir et l’Or. Od zawsze w tym samym miejscu spotykała się z Firenze. Zwykle, w tygodniu, wpadały tu na moment, by się zobaczyć i porozmawiać, popijając kawę.

Ádrienn poznała przyjaciółkę przy okazji swojego pierwszego wernisażu, na który ta przyszła ze swoim mężem. Levente Nagy, fotograf i grafik, był miłośnikiem malarstwa, czego nie można było powiedzieć o jego żonie, doktor psychiatrii, na której szeroko rozumiana sztuka nie była w stanie wywrzeć szczególnego wrażenia. Firenze uwielbiała spędzać czas ze swoim mężem i choć nie dzieliła z nim pasji do malarstwa, niekiedy towarzyszyła mu podczas wystaw, które ten koniecznie musiał zobaczyć. Ádrienn, wówczas niespełna dwudziestotrzyletnia dziewczyna, przejęta pierwszą wystawą swoich obrazów, spotkała Firenze w toalecie. Tego wieczora dziewczynę z nerwów rozbolał brzuch, jej twarz zbladła, a oczy szkliły się, jakby miała się za moment rozpłakać. Nieznajoma, obserwując uważnie twarz młodej artystki, zapytała czy dobrze się czuje i czy niczego nie potrzebuje. Dziewczyna tylko uśmiechnęła się życzliwie i podziękowała. Firenze odwzajemniła jej uśmiech, po czym poprawiając sobie makijaż zaczęła opowiadać, dlaczego tutaj jest i że jej mąż, Levi, jest wprost zachwycony talentem wystawianej tu dzisiaj malarki. Ádrienn nie była w stanie wejść nowej znajomej w słowo, ale dzięki tej rozmowie, którą dziś raczej określiłaby jako monolog, poczuła się lepiej. Od tamtej pory towarzystwo Firenze sprawiało, że samopoczucie Ádrienn poprawiało się, nawet jeśli nie dyskutowały o niczym istotnym.

            Od progu dostrzegła Firenze machającą do niej ze stolika w rogu sali. Ádrienn uśmiechnęła się delikatnie i poczuła jak całe napięcie, które przywiozła tu ze sobą, topnieje teraz na oczach jej przyjaciółki.

- Cześć, Kochanie! – wykrzyknęła z radością Firenze i uniosła się delikatnie, by pocałować ją na powitanie.

- Cześć, Firi! Ale się wystroiłaś! – rzuciła z życzliwym przekąsem Ádrienn. – Jest jakaś okazja, o której nie wiem? – dodała. Firenze w czarnej sukience o klasycznym fasonie i wysokich obcasach prezentowała się wręcz zjawiskowo. Niewielkie kolczyki błyszczały wtulone w płatki jej uszu, dekolt zaś zdobił perłowy naszyjnik - prezent ślubny od męża. Okulary ze złotymi oprawkami przydawały jej dostojności. ,,Jest dojrzałą, piękną kobietą.’’ – pomyślała Ádrienn.

- Mamy dziś z Levim siódmą rocznicę ślubu. Jeszcze jedna wizyta, a później mój mąż zabiera mnie na kolację. Nic więcej nie mogłam z niego wyciągnąć. Na starość zrobił się bardzo tajemniczy! – skwitowała Firenze, po czym obie parsknęły śmiechem. Przyjaciółka Ádrienn i jej mąż byli w zbliżonym wieku, oboje dobijali czterdziestki.

            Firi zaczęła szybko opowiadać jak minął jej ostatni tydzień. W każdym wydarzeniu potrafiła odnaleźć coś żartobliwego. Gestykulowała przy tym intensywnie, strojąc przeróżne miny. ,,Ileż ona ma energii!’’ – myślała Ádrienn, uśmiechając się do przyjaciółki podczas jej wywodów przybierających wciąż bardziej szaleńcze tempo.

Ádrienn spojrzała w stronę drzwi i zawiesiła na nich swój wzrok. Firi relacjonowała właśnie postęp prac w jej nowym ogrodzie, który dopiero co urządzała, bardzo cieszyła się na to miejsce wokół domu. Po kilkudziesięciu sekundach zorientowała się, że jej przyjaciółka myślami jest już gdzieś daleko stąd. Przerwała swój monolog w pół zdania i zaniepokojonym głosem zwróciła się do dziewczyny.

- Ádrienn! Słuchasz mnie?

- Tak, przepraszam. Jestem dziś trochę rozkojarzona. Możesz powtórzyć ostatnie zdanie?

- Mogę, ale to za chwilę. Najpierw ty mi powiesz co się dzieje. – wypaliła stanowczo Firi.

- W zasadzie to nic…poza tym, że Dávid… - zaczęła nieskładnie Ádrienn i nie skończyła. Spojrzenie Firenze zdradziło jak bardzo nie lubi Davida, jej oczy płonęły teraz ogniem.

- Dávid… - wtrąciła Firi, nie pozwalając Ádrienn na wyjaśnienia. – Co tym razem? Ma nową kochankę i chciał cię z nią poznać, a może po raz kolejny wyznał, że bardzo mu na tobie zależy, ale nie potrafi tego pokazać? – zapytała ze złośliwością w głosie. Ádrienn spojrzała na przyjaciółkę smutnymi oczyma. Wiedziała, że każda dojrzała i mądra kobieta na jej miejscu nie chciałaby znać Dávida po tym, jak przyznał, że ich znajomość jest dla niego jedynie dobrą zabawą. Firi oplotła palcami dłoń Ádrienn, widząc jak dziewczynie zaszkliły się oczy.

- Przepraszam kochanie, nie chciałam sprawić ci przykrości. Jednak kiedy słyszę jego imię robi mi się niedobrze. Ale powiedz, bo ci przerwałam, czego tym razem chciał nasz Król Dávid?

- Spotkaliśmy się przedwczoraj… - zaczęła niepewnie Ádrienn. – Tam gdzie zwykle, na wzgórzu…opowiadałam ci, tam go spotkałam pierwszy raz. Zadzwonił do mnie i powiedział, że bardzo chce mnie zobaczyć. Zgodziłam się oczywiście. Bałam się, co od niego usłyszę, już tyle razy…skrzywdził mnie tym, co powiedział lub zrobił. Czekałam na niego jakieś dwadzieścia minut…ale to nieważne. Pocałował mnie w policzek i usiadł obok na ławeczce. Najpierw zaczął opowiadać o tym, co w pracy, że ma teraz niewiarygodnie zajęty czas i jest zmęczony. Na początku słuchałam z zaciekawieniem, bo sądziłam, że wreszcie przejdzie do sedna i powie po co mnie tu ściągnął. On jednak najwidoczniej nie zamierzał zmienić tematu. Znudzona podciągnęłam stopy na ławkę, przymknęłam oczy, próbując się zrelaksować i poczekać aż skończy. Na miłość boską, ciągnął mnie tu w środku nocy, zapomniałam dodać, że była już druga, tylko po to, by powiedzieć mi po raz kolejny, że jego czas nie należy tylko do niego i nie ma kiedy odpocząć, bo brakuje mu dobry!? A co ja niby miałam na to poradzić? – pytała podniesionym tonem głosu, bliska płaczu. - Po chwili jednak zorientował się, że jego monolog mnie znużył. Chyba nawet spojrzał na mnie, zapytał czy go słucham. Powiedziałam, że tak, ale ważniejszy od tego, co dzieje się u niego w życiu jest dla mnie powód, dla którego chciał się ze mną zobaczyć.

- Nie wiedziałam, że umiesz być wobec niego taka stanowcza! – wtrąciła z szelmowskim uśmiechem Firi.

- Prawda? Też się tego po sobie nie spodziewałam… - z ożywieniem odpowiedziała Ádrienn i obie w tym samym momencie wybuchnęły śmiechem.

- A więc jeszcze chwilę się zawahał. Mogę się założyć, że zrobił tą swoją dziwną minę, jakby chciał zapytać ,,Ale o co ci chodzi?’’. Sądzę, że był rozczarowany. Zapewne jak zwykle oczekiwał, że będzie to po prostu miłe spotkanie, pyszny deser po kolejnym takim samym dniu w pracy. Zaczął, jakby go ktoś zmuszał, cedził słowa, jakby były kamieniami w gardle, a wyrzucenie ich z siebie sprawiało mu niewyobrażalny ból. Powiedział krótko jak zwykle, że bardzo ceni sobie naszą znajomość, widzi jednak, że ja się oddaliłam, bo prawie do niego nie dzwonię. Słuchałam dalej z zamkniętymi oczyma, udając że to, co mówi nie wywołuje we mnie żadnych emocji. W końcu wyartykułował o co mu chodzi - chciał się spotkać, by poznać moją decyzję. Nie wytrzymałam. Otworzyłam oczy, spojrzałam na niego i zapytałam jaką decyzję ma na myśli.

– Zostaniesz ze mną czy odchodzisz na dobre? – zapytał. Oczy prawie wyszły mi z orbit, ale starałam się zachować spokój.

– A czego ty byś chciał, Dávidzie? Tak naprawdę. Czego ode mnie oczekujesz? – zapytałam spokojnie. Na to on, że oczywiście niczego nie oczekuje. Więc powtórzyłam swoje pytanie o ton głośniej, bo najwyraźniej nie usłyszał za pierwszym razem.

– A czego ty byś chciał, Dávidzie? Spojrzał na mnie jeszcze raz tymi swoimi pełnymi zdziwienia oczami.

– Możesz zostać, jeśli chcesz, lubię kiedy jesteś w pobliżu. – dodał zrezygnowany, jakby właśnie przegrał tę walkę. Musiał skapitulować. Ádrienn uśmiechnęła się na myśl o tym, jak bardzo tamtego wieczoru potrafiła być stanowcza i drążyć temat, by usłyszeć od niego wreszcie jakieś konkrety.

- Masz dwie dziewczyny, jak utrzymujesz kochasz je obie. Poczekaj…,,każdą za co innego, ponieważ są różne.’’ Tak to było? I chcesz, żebym była, jak to ująłeś ,,w pobliżu’’. A po co? Możesz mi wyjaśnić?

- Lubię cię i chciałbym, byśmy nadal się przyjaźnili. To wszystko.

Firenze wlepiła wzrok w Ádrienn w oczekiwaniu na dalszy ciąg opowieści.

- I co mu odpowiedziałaś? – wypaliła zniecierpliwiona.

- Nic…spojrzałam na niego, podniosłam się i szybkim krokiem pomaszerowałam w stronę wyjścia z dziedzińca.

- Kicsim![3] – krzyknął Dávid, a ja się zatrzymałam, on zaś kontynuował – Powiedziałaś mi ostatnio, że dałaś mi z siebie wszystko, co najlepsze, że więcej nie możesz dać, bo po prostu nic więcej nie masz, a nie można dać czegoś, czego się nie ma. Ja również więcej dla ciebie nie mam. – dodał, spuszczając głowę w geście rezygnacji. Stałam jak wryta, trzęsłam się z zimna i ze zdenerwowania, łzy napłynęły mi do oczu i uciekłam stamtąd, nie odwracając się za siebie ani razu. Po omacku zbiegłam ze wzgórza, potem ulicami…nie wiem jak udało mi się dotrzeć do domu, niewiele pamiętam… – zakończyła z westchnieniem Ádrienn.

- I co z tym zrobisz, kochanie? – zapytała z czułością w głosie Firi.

- Nie wiem, ale wiem, co Ty byś zrobiła na moim miejscu – odparowała smutno Ádrienn.

- Widzę jak szaleńczo jesteś w nim zakochana, ale jeśli chcesz znać moje zdanie… - zawahała się na moment, by nie powiedzieć czegoś, co mogłoby urazić jej młodą przyjaciółkę - …uważam, że zasługujesz na kogoś lepszego niż Dávid. Po prostu, kochanie, nie można mieć w życiu wszystkiego, choć nie sądzę, by on kiedykolwiek był w stanie to zrozumieć. Chce mieć i ciebie, i te dwie pozostałe kobiety, o których mówiłaś. Każda z was jest dla niego niesamowita, ale żadna nie na tyle, by potrafił się zdecydować. On nie chce zdecydować, bo i po co!? – wypaliła stanowczo Firi – Może te dziewczyny któregoś dnia obudzą się u jego boku i zrozumieją, że to za mało. Ale jestem też pewna, że będą kolejne, którym na jakiś czas wystarczy to jego ,,nie mam więcej, daję ile mam’’. I wiesz co? Ja mu wierzę. Według mnie on nie ma nic więcej do zaoferowania. Ty, kochanie, musisz zdecydować, czy wystarczą ci te okruszki. A może wolisz wyruszyć na poszukiwanie kogoś, kto obdarzy cię prawdziwym uczuciem, bo jak mi się wydaje tylko ono jest w stanie nasycić twój głód miłości?

Firenze uśmiechnęła się łagodnie, siedziały w ciszy przez moment, a każda z nich próbowała odnaleźć zrozumienie w oczach tej drugiej.

Po chwili Firi przeprosiła Ádrienn – jej przerwa dobiegła końca, musiała wracać do szpitala

- Trzymaj się, kochanie i zadzwoń do mnie, gdybyś czegoś potrzebowała! – wyszeptała i pocałowała Ádrienn w policzek na pożegnanie.

- Dzięki, Firi! – wycedziła smutna Ádrienn.

            Od drzwi Firenze pomachała radośnie dłonią w kierunku stolika, przy którym siedziała jej przyjaciółka. Ádrienn tkwiła tam teraz sama, rozpostarła łokcie i ułożyła na nich głowę. Patrzyła jak płomień świecy wędruje bez końca w dół i w górę, przechylając się raz w jedną, raz w drugą stronę. Kiedy była dzieckiem potrafiła godzinami wpatrywać się w płomienie ogniska i nie myśleć o niczym. Teraz w jej głowie kołatało się wciąż to samo pytanie: ,,Zostać czy odejść?’’. Nie znała na nie odpowiedzi.

Kochała Dávida jak nikogo nigdy przedtem. Mówi się, że taka miłość zdarza się każdemu z nas raz na całe życie. Co z nią wówczas zrobić? Walczyć czy złożyć broń, kiedy któremuś z kochanków zbraknie sił i chce się poddać? Ádrienn nie umiała wyobrazić sobie, że już nigdy nie zobaczy łagodnego uśmiechu Dávida i błysku w jego brązowych oczach. Jak dziś miałaby bez tego żyć?

 

 

a co gdybym odeszła

nie zaczekała pobiegła

aż za horyzont w poszukiwaniu

jego nie ciebie kochanie

 

 

4

  1. stycznia 2012 roku

 

            Ze snu wyrwał ją dźwięk dzwoniącego telefonu. Przez na wpół otwarte oczy spojrzała na nocną szafkę i wyciągnęła po niego rękę.

- Halo! – wybełgotała z zamkniętymi powiekami.

- Ádrienn? Obudziłam cię? – po drugiej stronie dał się słyszeć stłumiony głos Firenze.

- Eee..tak. – rzuciła sennym tonem Ádrienn.

- Kochana, jest 11:37, a ty nadal w łóżku?

- Późno się położyłam… - zaczęła nieskładnie.

- Wszystko w porządku? Nie odpowiadasz na moje smsy. Od dwóch miesięcy nie wiem co się z Tobą dzieje…

- Firi, ja… - urwała Ádrienn. – Ja…odeszłam od Dávida. – dodała drżącym głosem, próbując zdusić płacz.

- Kochanie…przyjadę! Jestem w okolicy, więc mogę być za pół godziny. Nie przyjmuje sprzeciwu! Trzymaj się i do zobaczenia! – rzuciła Firenze i rozłączyła się.

            Ręka Ádrienn, niczym w letargu, opadła na poduszkę z telefonem w dłoni. Czuła się taka bezsilna. Jakby ktoś ją więził, a ona nie mogła wydostać się ze swojej celi, której szczerze nienawidziła. Telefon przyjaciółki wyrwał ją ze snu, ale nadal tkwiła w odrętwieniu, a łzy same spływały po policzkach, opadając bezszelestnie na pościel i wsiąkając w nią. Nie potrafiła ich powstrzymać.

            Był styczeń. Niespełna dwa miesiące temu zdecydowała się odejść od Dávida. Tym razem na dobre. Od tego czasu jej doba zmieniła swój rytm. Nie spała do późna, upijając się jego ulubionym winem i słuchając muzyki. Chasing Cars Snow Patrol. Ten jeden utwór zapętlał się raz za razem w jej odtwarzaczu mp3. Znała już każdy wers na pamięć, a niezmiennie sprawiał, że zaczynała płakać na nowo, a może w ogóle nie przestawała tego robić. Zastanawiała się, w którym miejscu w jej ciele skumulowały się te wszystkie łzy, skąd wypływają, niczym rwąca rzeka, której biegu nie umiała przełamać. Rzeka ta zabarwiona kolorem krwi jej złamanego serca przybrała odcień purpury.

Kiedy budziła się około południa czuła się jeszcze bardziej zmęczona, niż gdyby w ogóle nie spała. Przestała malować. Nie potrafiła znaleźć inspiracji, choć wiele razy próbowała mierzyć się ze sztalugą, stawała przed nią i usiłowała za pomocą pędzla przelać swoje emocje na płótno. Wszystko na próżno. Kończyła, ciskając farbami w kąt, i płacząc skulona, nie umiała już oddać mu swej duszy. Bez jej wprawnej ręki, farb i pędzla stanowiło ono jedynie kawałek materiału przytwierdzonego do drewnianej ramy. Bez wyrazu, bez znaczenia, puste i martwe. Tak właśnie czuła się Ádrienn.

Jej życie zatrzymało się tego wieczoru, gdy po raz ostatni spotkała się z Dávidem na Zamku w Budzie. Była teraz jak to płótno – doświadczała przejmującej pustki, jakby ktoś wyrwał jej serce z piersi. Serce to zabrał ze sobą on, choć prawdopodobnie pozbył się go szybko, wrzucając je do najbliższego kosza na śmieci. Martwa w środku i samotna. Dopiero teraz rozumiała, że nie ma nic gorszego od tego, przez co właśnie przechodziła. Jeśli piekło jest ostatecznym i najbardziej bolesnym końcem, jaki może nam się przytrafić, zapewne niewiele różni się od tego, co Ádrienn mogłaby nazwać teraz swoim życiem. Egzystencja. Przetrwanie. Tak, próbowała to przetrwać, egzystując zatopiona w otchłani rozpaczy, do której nikomu nie dawała dostępu.

            Kiedy już udawało jej się uspokoić, wypalała dwa papierosy, jeden za drugim, próbując zebrać się w sobie i odzyskać jasność myślenia. Zwykle potem ubierała się w pierwsze lepsze ubrania znalezione w szafie, płaszcz, szalik oraz czapkę i odwiedzała pobliski sklepik, by kupić w nim coś do jedzenia na cały dzień. Wybierała tylko gotowe ,,potrawy’’, choć to określenie zupełnie nie pasuje do zupek w proszku, mrożonych warzyw i pizzy. Musiała coś jeść, jednak na samą myśl o przełknięciu czegokolwiek robiło jej się niedobrze. Nigdy nie zapominała o najważniejszych elementach swojego menu: kawie i papierosach. Tych dwóch rzeczy nie mogło jej zabraknąć. Czuła się jak narkoman uzależniony od substancji, dzięki którym udaje mu się przetrwać kolejny dzień, bez nadziei, że nadejdzie jakieś ,,jutro’’. Z resztą, co za różnica, będzie to i tak tylko następny taki sam dzień martwego życia.

                Postanowiła wstać z łóżka, by zapalić pierwszego dziś papierosa. Powolnym krokiem, zupełnie bez sił, poszła do łazienki. Stanęła przy umywalce i spojrzała w wiszące nad nią lustro. Powieki zapuchnięte od płaczu, mocno zaczerwienione oczy i włosy związane niedbale w kucyk. Kim jest ta dziewczyna, którą widzi? Czy to ona sama? Tak bardzo nie mogła w to uwierzyć. Łzy pełne złości szybko napłynęły do jej oczu, zaczęła krzyczeć. ,,Kim ty kurwa jesteś? Spójrz na siebie! Jesteś wrakiem, żałosną naiwniaczką, która sądziła, że on jest w stanie cię pokochać! Nikt nigdy cię nie pokocha! Dziwi cię to? Nienawidzę cię! Zasłużyłaś sobie na to, jak cię potraktował!’’ – krzyczała do swego odbicia.

Raptownie chwyciła tubkę z pastą do zębów i cisnęła nią w lustro. Wybuchając płaczem osunęła się na podłogę oparta plecami o szafkę. Nie był to szloch, nie płakała, raczej histerycznie próbowała wyrzucić z siebie ten cały ból, który panoszył się w jej sercu od kilku miesięcy. Wszystkie te łzy dudniły w zbolałym sercu, bądź w tym, co po nim pozostało, w pustce, która zżerała ją od środka i nie dawała się niczym wypełnić.

            Usłyszała dźwięk domofonu, po czym zerwała się na równe nogi. Podbiegła do niego i nie podnosząc słuchawki, nacisnęła przycisk otwierający drzwi wejściowe na klatkę schodową. Przekręciła klucz i uchyliła drzwi do mieszkania. Wyszła na balkon i odpaliła papierosa. Zaciągnęła się po raz pierwszy, a kiedy poczuła w ustach, nosie i płucach życiodajny dym, ujrzała stojącą w progu przyjaciółkę. Firenze oniemiała na jej widok. Zamknęła za sobą drzwi i skierowała się w stronę balkonu.

- Zrobiłam zakupy… - zaczęła nieśmiało, unosząc torbę z zakupami, by zaprezentować ją Ádrienn. – Dobry Boże! Co ten popapraniec ci zrobił? – wypaliła zatrwożona. Oczy Ádrienn zaszkliły się, a łzy zaczęły kapać na poły jej szlafroka. Firi mocno ją objęła i zaczęła głaskać po plecach.

- Już dobrze, kochanie…jestem tu z tobą…nic się martw…poradzimy sobie z tym. – wyszeptała jej do ucha. Ádrienn splotła dłonie na karku Firenze, położyła głowę na ramieniu i płakała niczym dziecko, które tuli się do swojej mamy i szuka w jej objęciach schronienia, kiedy jest mu smutno. – Chodź, usiądziemy na łóżku, jesteś wyczerpana! – dodała Firi i odłożyła do popielnicy dopalający się papieros.

Dziewczyna usiadła na łóżku, a kiedy tylko uniosła głowę, od razu napotkała pełen współczucia i troski wzrok przyjaciółki.

- Musimy o tym rozmawiać? Przez ostatnie tygodnie nie robię nic innego jak tylko o tym myślę, przywołuję te obrazy, zastanawiam się, co takiego zrobiłam źle i czy mogłam tego uniknąć. Nie znalazłam jeszcze odpowiedzi na żadne z tych pytań. – wytłumaczyła słabym głosem Ádrienn.

- Oczywiście, że nie musimy, kochanie. Zrobię ci herbatę, a później posprzątam trochę mieszkanie, chyba dawno tego nie robiłaś, co? – zapytała Firi z łagodnym uśmiechem, rozglądając się po pokoju.

- Nie jestem ostatnimi czasy wzorową gospodynią domową… - odpowiedziała dziewczyna, po czym obie w tym samym momencie wybuchnęły śmiechem.

- Znacznie lepiej wyglądasz, kiedy się uśmiechasz. – dodała Firenze, znikając w kuchni. Po chwili wróciła z gorącą herbatą.

- Miód i cytryna, postawią cię na nogi! – dorzuciła, podając napój przyjaciółce. Ádrienn piła herbatę małymi łykami, a kiedy skończyła, odstawiła kubek na nocną szafkę i przytuliła głowę do poduszki.

            Śniła jej się łąka pełna kwiatów. Brodziła po kolana w trawie i czuła się tak beztrosko. Miała na sobie letnią białą sukienkę, a jej bose stopy chłodziła poranna rosa. Sama. Spoglądała, uśmiechając się w kierunku pagórków, które zarażały ją swoim spokojem i niczym niezmąconą radością.

Nagle łąka zniknęła, kwiaty rozpłynęły się, a Ádrienn znalazła się na jednej z brukowanych ulic Budapesztu. Była noc, a kamienie pod jej stopami lśniły wilgotne od deszczu. Stała wyprostowana z zaciśniętymi pięściami i rękoma zwisającymi wzdłuż tułowia. Naprzeciwko niej z nogi na nogę przestępował uśmiechający się delikatnie Dávid. Tkwili tam jakieś pięć minut, nic nie mówiąc, za to patrząc na siebie nieprzerwanie. Wciąż te same myśli kołatały się w głowie Ádrienn: ,,Wytrzymasz! Nie wolno ci do niego podejść! On cię nie kocha!’’. Jej umysł, jak zaklęty, powtarzał te same słowa tysiące razy. Dávid w jakiś sposób odgadnął jej myśli. Uśmiechnął się szeroko i rzucił szeptem: ,,Chodź do mnie, kicsim!’’. Dziewczyna tylko na to czekała, podbiegła do niego i przylgnęła swym drobnym ciałem do jego ołowianego torsu. Wyzwolenie. Marzyła by dostać od niego ten znak, a on doskonale o tym wiedział.

            Zerwała się spocona i przerażona. Siedząc pod kołdrą próbowała oprzytomnieć, wmawiając sobie, że był to jedynie zły sen. Czy sen ten jednak nie zdradzał jej prawdziwych pragnień? Po chwili do pokoju wparowała Firenze:

- O, już nie śpisz, skarbie! Jak się czujesz? Zabieram cię na przejażdżkę! – rzuciła żywiołowo.

- W porządku. Gdzie jedziemy? – zapytała z grymasem Ádrienn,

- To niespodzianka. A teraz marsz pod prysznic! Podczas, gdy ty spałaś, ja przejrzałam twoją szafę i znalazłam w niej piękną granatową sukienkę, w której jeszcze nigdy cię nie widziałam. Będzie idealna na tę okazję!

Mina Ádrienn nie zdradzała zadowolenia, jednak pomyślała, że zrobi to dla Firi, ponieważ wiedziała jak bardzo ta się o nią martwi. ,,Może poczuję się lepiej, jeśli wyjdę choć na moment z domu? Oderwę się od smutnych ścian i przestanę użalać nad sobą?’’ – zaczęła rozważać w myślach propozycję przyjaciółki. Uśmiechnęła się, mijając ją w drodze do łazienki. Podłączyła swoje mp3 do głośników tak, by mogła słyszeć wydobywającą się z niego muzykę, kiedy będzie brała prysznic. Pierwszym losowo wybranym utworem był Come Round Soon Sary Bareilles. Gorąca woda płynęła i płynęła, dając Ádrienn ukojenie i wyciszając jej myśli. ,,Teraz mam ochotę na papierosa’’ – pomyślała i zaśmiała się w duchu.

Nalała na dłonie swojego ulubionego olejku do kąpieli i rozkoszując się jego subtelnym zapachem, rozprowadziła dłońmi po całym ciele, masując szyję, piersi i brzuch. Z głośników popłynęła nagle piosenka Bon Jovi You give love a bad name, jej ukochany utwór. Uwielbiała Bon Jovi, choć największe tryumfy święcili już wtedy, kiedy ona leżała jeszcze w kołysce. Roztarła szampon na swoich długich włosach, po czym odkręciła kurek i spłukała skwierczącą na ciele pianę. Sięgnęła po ręcznik, kiedy po raz kolejny dziś usłyszała głos Sary Bareilles, tym razem w utworze Gravity. ,,To nasza piosenka!’’ – skwitowała w myślach Ádrienn. ,,Ciągle coś mnie do niego przyciąga, wciąż do niego wracam, nieważne jak bardzo bym się starała, jak długo bym sobie tego odmawiała. Co to za siła i skąd się bierze? Jak ją poskromić?’’ Z zamyślenia wyrwało ją nawoływanie przyjaciółki:

- Ádrienn, kolacja gotowa!

Owinęła się w szlafrok i powędrowała do kuchni. Na stole czekało na nią pachnące risotto z kurczakiem, sosem pieczarkowym i świeżo posiekaną natką pietruszki. Uśmiechnęła się do Firenze na jego widok.

- Musisz to wszystko zjeść, kochanie! – łagodnie nakazała Firi. Prysznic sprawił, że Ádrienn wyciszyła się i po raz pierwszy od kilku dni poczuła się naprawdę głodna. Firenze nalała do dwóch kieliszków czerwone wino i uśmiechając się do przyjaciółki wzniosła toast.

- Zdrowie Dávida! - zaczęła i badawczym wzrokiem spojrzała na Ádrienn, której wyraz twarzy nie krył zdumienia. Wciągnęła głośno powietrze. - Mam nadzieję, że mu dopisze i dożyje momentu, w którym ktoś postąpi z nim tak, jak on postąpił z tobą. – dodała, uśmiechając się złośliwie. Usiadła obok pochylonej nad talerzem Ádrienn i otuliła palcami jej chłodną dłoń.

- Nie życzę mu źle… - zaczęła tłumaczyć. – Kiedy byłam w twoim wieku nie potrafiłam pojąć, dlaczego ludzie się rozstają…poza tym, że czasami jedna ze stron nie odwzajemnia uczuć partnera, wydaje się, iż jedynym sensownym wyjaśnieniem jest banalne: po prostu do siebie nie pasowaliście. Gdyby było inaczej wierzę, że wszystko między wami, prędzej czy później, by się poukładało… - urwała nagle.

Ádrienn słuchała, błądząc myślami w rejonach, do których Firenze nie mogła mieć dostępu. Wiedziała, że przyjaciółka ją rozumie. Levi nie był pierwszym mężczyzną w jej życiu. Byli przed nim i tacy, co złamali jej serce, a mimo to potrafiła otworzyć się na nowy związek i go pokochać, choć po tych wszystkich perypetiach nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek uda jej się obdarzyć jakiegoś mężczyznę zaufaniem i miłością.

- Ja nie mam mu tego za złe, Firi… - po chwili ciszy wycedziła Ádrienn. – Może to naiwne i głupie…nie chcę go też usprawiedliwiać, ale myślę, że musieliśmy się spotkać…jestem pewna, że to akurat on musiał stanąć na mojej drodze. – skwitowała chłodno. - Kiedy pytam samej siebie: czemu miałoby to służyć? Jaką lekcję powinnam z tego wyciągnąć? nie znajduję odpowiedzi…wierzę jednak, że pewnego dnia zrozumiem, po co była ta cała miłość, której nie potrafiłam okiełznać…

- Wybrałaś go, kochanie! - wypaliła stanowczo Firi.

- Myślisz, że dokonanie wyboru w tej materii jest możliwe? – zapytała Ádrienn z niedowierzaniem w głosie. - Długo zapierałam się, nim zrozumiałam, że czuję coś do Dávida. Teraz wydaje mi się, że ta miłość kiełkowała w moim sercu od pierwszego dnia, w którym go ujrzałam. Nie potrafiłam tego zatrzymać. Te miesiące, kiedy było nam razem cudownie, przypominały niezwykle realistyczny sen. Gdy śni ci się coś takiego, masz poczucie, jakby to wszystko działo się naprawdę, każde wydarzenie odbierasz ze zdwojoną siłą. Jesteś tak pochłonięta bezmiarem doznań, że nie zastanawiasz się, co będzie dalej. Nawet nie przypuszczasz, że któregoś dnia obudzisz się, a ten cały wymyślony świat zniknie, pozostawiając w twoim umyśle i sercu blizny w postaci wspomnień. – wyrzuciła z siebie i westchnęła głośno. - Nie mogłam wybrać, Firi, bo nikt nie dał mi wyboru, nikt nie zapytał mnie o zdanie w tej sprawie… - podsumowała stanowczo. – Nie mógł być moim kolegą, przyjacielem, szefem lub bratem? Nie. Pojawił się po to, bym mogła go pokochać, a może kochałam go na długo przedtem, nie wiem… - zakończyła, bezradnie kręcąc głową. Wypowiedzenie swych myśli na głos wiele ją kosztowało.

Firenze uśmiechnęła się do niej smutno, nic nie odpowiadając. Chciała zmienić ten trudny temat, ponieważ zauważyła, że nastrój Ádrienn znowu się pogorszył.

- Za godzinę jesteśmy umówione z Levim w jednej z kafejek na mieście. – rzuciła żywiołowo. – Wyprasowałam tę sexy sukienkę, którą przede mną ukrywałaś. – dodała, mrużąc oko do Ádrienn.

            Dziewczyna poszła do pokoju, by się ubrać, a Firenze postanowiła uprzątnąć naczynia ze stołu, przy którym przed momentem siedziały. Ádrienn włożyła sukienkę, po czym wsunęła na stopy w szare, zamszowe botki. Zebrała włosy na czubku głowy i związała je gumką. Użyła eyelinera, wytuszowała rzęsy, na ustach zaś położyła pomadkę w odcieniu bladego różu. Wyglądała dziewczęco i elegancko zarazem, a przeglądając się w lustrze uśmiechnęła się do swego odbicia, zrobiła to dziś po raz pierwszy.

            Kiedy była gotowa, zarzuciła na ramiona płaszcz i oplątała szyję grubym wełnianym szalikiem. Firenze jak zwykle uwijała się niczym w ukropie.

- Już, już, skarbie! Daj mi jeszcze minutkę, proszę! – krzyczała z łazienki. Za niespełna pięć minut były na dole i wsiadały do czarnego saaba doktor Nagy. Ádrienn, drocząc się z Firenze, niekiedy zwracała się do niej w ten sposób. Firi, nie dając się wyprowadzić z równowagi, zwykle tak samo kwitowała zachowanie przyjaciółki: ,,Doktor Nagy nie ma teraz w pracy. Czy kiedy pojawi się, mam przekazać, że stan pani Madár uległ pogorszeniu?’’. Ádrienn śmiała się wówczas i odpowiadała: ,,Proszę przekazać doktor Nagy, że pani Madár stanowi przypadek beznadziejny. Jej leczenie jest stratą czasu’’.

            Samochód prowadzony przez Firenze sunął pewnie w kierunku Mostu Łańcuchowego.

- Gdzie jedziemy, Firi? – zapytała zaciekawiona Ádrienn.

- Już ci mówiłam, skarbie – to niespodzianka. Jestem pewna, że to miejsce ci się spodoba. Ádrienn uśmiechnęła się, grymasząc.

Po kilku minutach były już po drugiej stronie Dunaju. Firenze zaparkowała auto przy ulicy Dohány, a Ádrienn żołądek podszedł do gardła. Kilka kroków stąd znajdowała się jej ulubiona knajpka, w której niegdyś często bywali z Dávidem – Szimpla. Przeczuwała, że Firenze zabiera ją właśnie tam. Nie mogła przecież wiedzieć, że Ádrienn tak dobrze zna to miejsce.

            Wysiadły z saaba i zaczęły kierować się w stronę ulicy Kazinczy, przy której znajdowała się utkana ze wspomnień kafejka.

- To tutaj! – wykrzyknęła Firenze, najwyraźniej z siebie zadowolona, stając przed wejściem do Szimpla.

- Nigdy tu nie byłam… - bąknęła Ádrienn z udawanym zachwytem. Nie chciała sprawić przyjaciółce przykrości, a także pragnęła uniknąć tłumaczeń na temat tego, z kim tu bywała. – Ale dużo słyszałam o tym miejscu…same dobre rzeczy… - dodała nieskładnie.

- Szimpla jest świetna! – wypaliła uradowana Firi. – Chodź, sama zobaczysz! – dorzuciła, chwytając Ádrienn za rękę i wciągając ją do środka.

Jak zwykle, tak i tym razem, panował tu przyjemny półmrok. Dochodziła siedemnasta, dlatego zaledwie kilka osób krzątało się po lokalu, popijając drinki. Firenze szybkim krokiem skierowała się do baru. Ádrienn nie rozumiała do kogo Firi macha dłonią, jednak idąc za nią, spostrzegła siedzącego na barowym stołku Leviego. Uśmiechnęła się i podeszła do całujących się na powitanie małżonków.

- Witaj, Ádrienn… - rzucił Levi, posyłając jej uśmiech. – Pięknie wyglądasz! – brzmiał przekonująco.

- Cześć, Levente… - rzuciła Ádrienn, ciesząc się na jego widok. – Dziękuję. – dodała ściszonym głosem.

- Czego się napijecie, dziewczyny? – zapytał Levi, patrząc na Firenze pełnymi miłości oczyma.

- Dla mnie margarita… - wypaliła pewnie jego żona. – A ty, skarbie? – rzuciła, spoglądając pytającym wzrokiem na przyjaciółkę.

- Wino…czerwone…poproszę. – wydukała Ádrienn, choć jedyne na co miała teraz ochotę to papieros.

Rozglądała się nerwowo przeszukując pomieszczenie, które stopniowo zapełniało się gośćmi. ,,Żebym go tu tylko dziś nie spotkała.’’ – modliła się w duchu. Wiedziała jak bardzo Dávid lubił to miejsce, i że często bywał tu ze znajomymi. To on przyprowadził ją do Szimpla po raz pierwszy.

- Podoba ci się, Ádrienn? – zapytała rozentuzjazmowana Firenze, wyrywając dziewczynę z zamyślenia.

- Tak…bardzo mi się podoba. – bąknęła Ádrienn. – Może zajmiemy jakiś stolik? – zaproponowała, po czym usiadła przy pierwszym wolnym naprzeciwko baru. Firi dosiadła się do niej kilka sekund później, a za moment dołączył do nich Levi, przynosząc zamówione wino i margaritę.

Nim zdążył zająć miejsce na krześle obok żony, podszedł do niego młody chłopak. Ádrienn przypuszczała, że miał nie więcej niż dwadzieścia pięć lat. Wysoki, dobrze zbudowany, o śniadej cerze i ciemnych włosach oraz brązowych oczach. Przywitał się z Levim, po czym podał rękę Ádrienn, przedstawiając się jej.

- Márk Simon. Miło cię poznać, Ádrienn. – rzucił, uśmiechając się szeroko. ,,Skąd on wie jak mam na imię?’’ – pomyślała z irytacją.

- Ádrienn, Márk to mój serdeczny przyjaciel. – wyjaśnił Levente, odczytując malujące się na twarzy dziewczyny zaskoczenie. – Jest piłkarzem, gra we Fradi[4] na pozycji napastnika. – dodał z dumą w głosie. Márk uśmiechnął się raz jeszcze i zajął wolne miejsce obok Ádrienn. Dziewczyna zerknęła na niego, sięgając po kieliszek z winem. Przyglądał jej się uważnie, nic nie mówiąc. Nie mogła tego znieść, wymieniała tylko porozumiewawcze spojrzenia z Firenze i czuła się zakłopotana. Była wściekła, że Levi zaprosił tu tego chłopaka dla niej, a przynajmniej na to wyglądało. Sięgnęła po swoją torebkę i przepraszając wszystkich poszła do toalety. Musiała odetchnąć i pobyć przez chwilę sama.

            Wiedziała, że Levente i Firi mieli jak najlepsze intencje. Tylko czy ona była gotowa na to, by poznać nowego mężczyznę? W jej głowie bezustannie turkotał pociąg myśli napędzanych wspomnieniami z Dávidem w roli głównej. Umyła dłonie, poprawiła makijaż i pomaszerowała do szatni po swój płaszcz. Potrzebowała zebrać myśli, dlatego postanowiła wyjść na zewnątrz i zapalić papierosa. ,,Czego tak naprawdę się boję?’’ – zaczęła pytać samą siebie. ,,Márk wygląda na miłego chłopaka, jest bardzo przystojny i wydaje się być dumny z tego, co robi. Skoro to przyjaciel, Levi zapewne dobrze go zna i być może uznał, że pasowalibyśmy do siebie.’’ – zastanawiała się, próbując obiektywnie spojrzeć na tę sytuację.

Przez cały ten czas, kiedy Ádrienn w zamyśleniu rozkoszowała się smakiem papierosa, do kafejki nadciągały coraz to nowe osoby. Mijała się z nimi w wejściu i odwzajemniała uśmiechy tych, którzy uśmiechali się do niej. W końcu wrzuciła niedopałek do popielnicy, wzięła głęboki wdech i zdecydowała się wrócić do stolika.

Firenze i Levi stali przytuleni przy barze, sącząc drinki. Márk także gdzieś zniknął. Kiedy podeszła bliżej, sięgając po kieliszek z winem i upijając łyk, dostrzegła, że wyłania się on z odległej części sali i kieruje w jej stronę.

- Ádrienn kochanie, chciałbym żebyś kogoś poznała. – wypalił pewnym tonem, po czym objął ją w talii i przyciągnął do siebie. ,,Skąd ta nagła poufałość? Jeszcze dziesięć minut temu zdawał się być skrępowany tą całą sytuacją, nie zamieniając ze mną ani słowa.’’ – pomyślała zaskoczona jego niespodziewaną wylewnością.

Znienacka, w półmroku panującym w lokalu zarysowała się sylwetka młodego mężczyzny, a sposób w jaki się poruszał, wydał się Ádrienn dziwnie znajomy. Po kilku sekundach stanął przy ich stoliku, podczas gdy ona usiłowała uwolnić się z objęć Márka. Rzuciła spojrzenie w kierunku nieznajomego, a jej twarz zastygła w bezruchu. Miała wrażenie, że serce ustało, a oddech zatrzymał się.

- To mój stary znajomy Dávid Fázekás. – zaczął uradowany Márk. - Graliśmy kiedyś razem w piłkę, a przed chwilą ten sukinsyn wygrał ze mną w piłkarzyki. Dasz wiarę? Przynajmniej na boisku nie ma ze mną szans! – wytłumaczył Márk poruszony poniesioną porażką.

Dávid, jak zawsze opanowany i jednocześnie gotów do ataku w dowolnym momencie, stał swobodnie po drugiej stronie stolika. Uśmiechnął się szeroko, podając Ádrienn dłoń na powitanie.

- Dávid. – powiedział tym samym stanowczym tonem, jak wówczas, kiedy przedstawiał jej się po raz pierwszy ponad rok temu. – Miło cię poznać, Ádrienn. – dodał z ironią i rozbawieniem w głosie, po czym musnął palcami jej nadgarstek. Ádrienn zesztywniała jeszcze bardziej, nic nie odpowiadając. Nagle jakaś nieodgadniona siła ściągnęła jej wzrok w kierunku baru. Ujrzała oniemiałą Firenze, w oczach której wybuchały teraz salwy przerażenia. Levi patrzył na żonę, nie rozumiejąc co się dzieje. Nigdy nie poznał Dávida, skąd miał zatem wiedzieć, kim jest mężczyzna, na którego jego żona reagowała paniką.

Nagle Ádrienn oprzytomniała i pewnym ruchem sięgnęła po kieliszek z winem, nie odrywając wzroku od wyraźnie zadowolonego z siebie Dávida. Szybko wypiła resztę bordowego trunku, krzywiąc się przy tym, po czym odstawiła kieliszek na stolik. Spojrzała na Márka, który zdawał się nie zauważać tego, co zaszło pomiędzy jego kolegą a dziewczyną, którą dopiero co poznał.

- Na mnie już czas… - rzuciła pod adresem piłkarza i sięgnęła po zawieszoną na oparciu krzesła torebkę.

Nim Márk zdołał zaprotestować, ruszyła szybkim krokiem w kierunku wyjścia. Nogi miała jak z waty, a wypite wino dopiero teraz uderzyło jej do głowy. W szatni włożyła płaszcz i opatuliła się szalikiem, po czym sięgnęła do kieszeni po papierosy i zapalniczkę. Mroźne powietrze uderzyło ją w twarz, kiedy wyszła na zewnątrz. Nie uszła dziesięciu kroków, gdy za jej plecami rozległ się przepełniony rozbawieniem głos Dávida.

- Ádrienn, zaczekaj! – krzyknął i podbiegł do niej, a dziewczyna wcale nie zamierzała się zatrzymać.

Nagle zastąpił jej drogę i chociaż próbowała go ominąć, uprzedzał każdy jej ruch, tak by nie mogła mu się wymknąć. Była teraz kłębkiem nerwów, wściekła na samą siebie za to, że tu przyszła, choć przecież przeczuwała, że może go tu dziś spotkać. Ze spuszczoną głową, raz za razem, wciągała do płuc dym z papierosa.

- Ależ jesteś na mnie zła, Madár! – zaczął, śmiejąc się Dávid. – Założyłem się z Márkiem, że uda mi się nakłonić cię do powrotu i napijemy się razem drinka. Mogę mu wyjaśnić, że jesteś moją siostrą, z którą dawno temu się pokłóciłem i dlatego nie chciałaś ze mną rozmawiać, kiedy ci się przedstawiłem. – dodał wyraźnie zachwycony swoim pomysłem.

Ádrienn uniosła delikatnie głowę, trzęsąc się z zimna i przyglądając mu się uważnie przymrużonymi oczyma, usiłowała rozszyfrować, o czym do cholery on mówi.

- Za kogo ty się uważasz, Fázekás? - warknęła. – Myślisz, że jestem twoją własnością i z przyjemnością dopasuje się do twojego pieprzonego scenariusza? Wbij sobie raz na zawsze do tej swojej tępej głowy, że nie jestem taka, jaką życzyłbyś sobie bym była. To się nie zmieni. A teraz wracaj do swojego kolegi i postaw mu drinka, bo zdaje się, że właśnie przegrałeś zakład. – rzuciła, omijając tkwiącego w bezruchu Dávida, który zaskoczony reakcją dziewczyny, nie miał odwagi przerwać jej monologu. Zapewne stał przed Szimpla jeszcze przez moment, choć Ádrienn nie miała co do tego pewności. Podążyła spiesznie wzdłuż ulicy Kazinczy, nie oglądając się za siebie.

            Kiedy wsiadła do taksówki z jej oczu mimowolnie popłynęły łzy. ,,Byłam stanowcza jak nigdy dotąd.’’ – pomyślała z dumą. Musiała jednak dać upust emocjom, które nagromadziły się w niej przez ostatnie kilkanaście minut. ,,Znowu mnie nie zaskoczyłeś, Fázekás!’’ – dorzuciła smutno w myślach, zdejmując botki i podciągając stopy na fotel. Przymknęła oczy, podczas gdy taksówka sunęła gładko Mostem Łańcuchowym ku wschodniej stronie miasta. Uchyliła powieki i rozkoszowała się nocnym krajobrazem Dunaju. Spokojny nurt wody wprawiał ją w zachwyt. Ta cząstka niej, która jeszcze przed chwilą umierała z przerażenia, mruczała teraz do jej ucha, niczym kot szykujący się do snu. ,,Jak dobrze, że już cię nie ma w moim życiu, Dávidzie…’’ – odetchnęła z ulgą i zasnęła.

 

 

 

a co gdybym została

nigdzie nie spiesząc się poczekała

aż zmienisz się w kogoś lepszego

moją miłością pijanego

 

 

5

  1. stycznia 2012 roku

 

Siedzieli przy stole w kuchni. Ona twarzą zwrócona w jego stronę, on naprzeciwko niej. Uśmiechał się dobrotliwie i szelmowsko zarazem. Uwielbiała to w nim. Jego spojrzenie i uśmiech razem wzięte przyprawiały ją o szybsze bicie serca, ekscytowały jak nic dotąd na tym świecie. Nagi tors chłopaka otaczała ciemność. Ádrienn nie widziała żadnych przedmiotów dookoła, zupełnie jakby oboje zawieszeni byli w ciemnej otchłani, z której nie wiadomo skąd przebijało światło, opromieniając ich sylwetki i stół pomiędzy nimi.

Pośrodku stołu stał spory słoik dżemu, z którego wystawała mała łyżeczka. Dávid, patrząc na Ádrienn wyciągnął dłoń w kierunku słoika, nabrał pełną łyżeczkę owocowego musu i ukrył ją w swoich ustach, rozkoszując się jego smakiem. ,,Dżem brzoskwiniowy, mój ulubiony.’’ – pomyślała Ádrienn, podziwiając błogą minę Dávida. Jadł ze smakiem, a dziewczyna przyglądała mu się tak, jakby było to najlepsze zajęcie ze wszystkich możliwych przyjemności, jakie niesie ze sobą życie.

W jednej chwili, kiedy Dávid niczego się nie spodziewał, Ádrienn z uśmiechem i zadziwiająco obcą spontanicznością, wyrwała mu łyżeczkę z ręki. Mężczyzna zastygł w bezruchu z surową miną obrazującą niedowierzanie pomieszane ze złością. Dziewczyna nabrała dżemu na łyżeczkę i szybko ją oblizała, nie kryjąc zachwytu nad smakiem oraz śmiejąc się przy tym w głos. Siedział tam taki poważny, smutny, zupełnie jak dziecko, któremu rodzic zabrał ulubioną zabawkę. Śmieszył ją ten widok, nie potrafiła powstrzymać swej radości, bo przecież świetnie się bawiła jego kosztem - wcale jej to nie przeszkadzało.

Przekręciła się z uśmiechem na lewy bok i przeciągnęła prawą dłonią po pomiętym prześcieradle zdradzającym jego niedawną obecność. Kochał się z nią i zasnęli w swoich objęciach – to wiedziała na pewno.

Otworzyła oczy i posmutniała. Dávida nie było obok niej. Nawet ciepło jego ciała już stąd wyparowało, choć zapewne dopiero co wyszedł. Wyobraziła sobie jak całuje ją w czoło, uśmiecha się i życzy miłego dnia. Cichutko szepcze: ,,kocham cię, kicsim!’’ Westchnęła ze zrezygnowaniem. ,,Chociaż raz mógłby ze mną zostać, poczekać aż się obudzę i uśmiechnę do niego. Mógłby wówczas potrzymać mnie jeszcze przez chwilę w ramionach, zanim oboje i każde z osobna wyjdziemy na spotkanie nowemu dniu.’’ – pomyślała z żalem.

Odgarnęła włosy do tyłu i położyła się na plecach. Styczniowe słońce, choć jeszcze bardzo słabe, zaglądało niepewnie w okna jej mieszkania i przemykało pomiędzy żaluzjami. ,,Zawsze jest mi go za mało.’’ – przyznała w duchu. To przeświadczenie nie opuszczało jej odkąd postanowiła zostać z Dávidem, a raczej bywać przy nim od czasu do czasu. Ciągle miała to samo wrażenie, jakby zamknięty był w mydlanej bańce, a ona z miłością przyglądała mu się z zewnątrz. Przerażało ją to, ponieważ czuła tę niepomierną, dzielącą ich przepaść. On zatopiony w swoim świecie zamykanym na mosiężny zamek, do którego nikomu nie chciał dać klucza i ona z nadzieją, że to właśnie jej uda się ten klucz odnaleźć. Przeszywał ją chłód, kiedy o tym rozmyślała. Chłód ten mroził jej serce i sprawiał, że w jego obecności była niczym porcelanowa lalka, pusta w środku i bliska rozpadnięcia się na drobne kawałeczki.

Nie było dnia, w którym nie zastanawiałaby czy podjęta decyzja była słuszną. Nigdy nie dbała szczególnie o to, co powiedzą inni i jak widzą jej relację z Dávidem. Oczywiście polegała na zdaniu Firenze, jednak zawsze w swoich wyborach starała się kierować sercem. Problem w tym, że serce podpowiadało jej: ,,kocham tego człowieka!’’, zaś intuicja szeptała cichutko: ,,trzymaj się od niego z daleka!’’ Którego głosu miała słuchać?

Słońce zachęcało ją, by odwróciła się w stronę okna, a jego delikatne promienie, niczym drobne wstęgi lasera, muskały jej twarz. Przypomniała sobie sen, który zniknął z chwilą, kiedy otworzyła oczy. Uśmiechnęła się sama do siebie. Czy byłaby w stanie tak zadrwić z Dávida jak zrobiła to ta pewna siebie Ádrienn z sennego marzenia? Poczuła dreszcz przeszywający jej ciało od stóp po czubek głowy. ,,Nigdy bym się na to nie odważyła…’’ – przyznała w myślach. Jaka była naprawdę?

Firenze powiedziała jej kiedyś, że w snach jesteśmy bardziej sobą, a przy tym mamy w nich złudzenie większej kontroli nad rozgrywającymi się wydarzeniami, oraz że są one obrazem naszej podświadomości nieskażonej społecznymi konwenansami. W prawdziwym życiu Ádrienn nie była tak pewną siebie osobą, a już na pewno nie potrafiła taka być w towarzystwie Dávida. Jego pewność siebie ją przygniatała.

Kiedy była dzieckiem dużo czasu spędzała u babci w górach. Droga do jej domu wiodła przez liczne górskie miasteczka. Jezdnię z jednej strony otaczała rzeka, z drugiej zaś wysokie skały. Zawsze zastanawiała się jak długo te góry tu stoją i kto je w to miejsce rzucił. Niewzruszone, majestatyczne, silne. Dávid był dla niej taką skalistą górą. Jego cień był tak ogromny, że nawet stając na palcach nie była w stanie uchwycić kilku promieni słońca dla siebie. Mogła kopać go i wyklinać, wylewać łzy i głaskać czule, niczego to nie zmieniało. Zawsze tak samo zimny, twardy i nieugięty, zawsze tak samo piękny i magnetyczny. Każdą komórkę jej ciała przepełniała ekscytacja, kiedy w swojej głowie odtwarzała po raz tysięczny jego wizerunek. To jak chodził, jak mówił, jaki był dla niej, to wszystko doskonale do siebie pasowało. Kochała go do szaleństwa, jednocześnie milknąc pod ciężarem jego słów i krusząc się pod naporem jego kamiennego ramienia.

Z zamyślenia wybiło ją tykanie zegara, na które do tego momentu pozostawała obojętna. Uniosła delikatnie głowę. Na nocnej szafce pod lampką spostrzegła skrawek papieru. Sięgnęła po niego i od razu rozpoznała charakter pisma Dávida. ,,Mówiłaś wczoraj, że chcesz iść potańczyć. Odezwę się wieczorem. Dávid’’. ,,Rzeczowy i powściągliwy, nigdy nie tłumaczący się ze swojego postępowania, cały on.’’ – pomyślała Ádrienn. W kolejnej chwili ucieszyła się jednak, że znowu spędzi z nim trochę czasu, że wkrótce znów go zobaczy.

Tego dnia czekała z niecierpliwością na zmierzch. Gorączko przeglądając zawartość swojej szafy, zastanawiała się w czym chciałby zobaczyć ją dziś Dávid. Wiedziała, że dużą wagę przykłada do wyglądu. Niekiedy nawet sugerował jej zmianę stylu. ,,Powinnaś ubierać się bardziej dziewczęco. Mogłabyś wyglądać naprawdę sexy!’’ – zwykł mawiać. Ádrienn, która na co dzień wkładała na siebie jeansy i sportową bluzę kwitowała jego uwagi z przekąsem: ,,Ja wyglądam sexy nawet w jeansach i adidasach.’’ Uśmiechał się do niej wtedy, ale wracał do tego tematu tak często, że zaczęło ją to wprawiać w zakłopotanie i zastanawiać. ,,Może rzeczywiście powinnam popracować nad swoim wyglądem?’’ – myślała w chwilach niepewności i zwątpienia. Była ciekawa jak wyglądają i ubierają się dwie pozostałe dziewczyny Dávida. Choć w pewnym sensie były jej rywalkami, miała z nimi dziwne poczucie więzi. ,,Siostry w tym samym nieszczęściu.’’ – myślała, śmiejąc się w duchu. Próbowała w ten sposób zdystansować się do myśli, że nie jest dla niego jedyna. ,,Być może one są z nim bardziej szczęśliwe niż ja?’’ – zastanawiała się.

Przeczesywała teraz swoją garderobę w poszukiwaniu czegoś szczególnego, aż natrafiła na błękitną sukienkę, którą wkładała na specjalne okazje. Szyfon, z którego była uszyta zawsze kojarzył się Ádrienn z mgłą, był delikatny i transparentny, a cała sukienka niezwykle dziewczęca i odrobinę romantyczna. Dość głęboki dekolt odsłaniał jej szyję i podkreślał kształt piersi, a niebiański błękit nasycał dostojnością jej alabastrową skórę. Dziewczyna długo przyglądała się sobie w lustrze dumna z dokonanego wyboru. Nie miała wątpliwości co do tego, że Dávid będzie nią tego wieczoru zachwycony. Zrobiła delikatny makijaż, na stopy wsunęła czarne szpilki i siedząc na łóżku przeglądała zawartość szkatułki z biżuterią. Odszukała w niej maleńkie złote kolczyki i wisiorek na delikatnym łańcuszku.

Kiedy odkładała szkatułę na miejsce, zerkając z wyczekiwaniem na telefon, ten jakby w odpowiedzi na jej pragnienie zaczął dzwonić. Wyciągnęła po niego dłoń i szybko odebrała połączenie.

- Cześć! – wypaliła z radością.

- Cześć! Jestem już na dole, zejdziesz? – oschle zapytał Dávid.

- Tak, jestem gotowa.

- Świetnie! – rzucił, w tym samym momencie rozłączając się.

Ádrienn zarzuciła na ramiona czarny płaszcz, zaś granatowym szalem oplotła szyję. Poprawiła włosy i musnęła usta budyniowo-różową szminką. Wdech i wydech, uśmiechnęła się do siebie i wyszła szybkim krokiem, przekręcając dwa razy klucz w zamku u drzwi swojego mieszkania. Podekscytowana niemal frunęła nad schodami, na końcu których miała nadzieję już za kilka sekund ujrzeć ukochanego.

Stał w holu, zwrócony w stronę drzwi, jakby wypatrywał czegoś na zewnątrz. Ádrienn spokojnym krokiem podeszła do niego, uśmiechając się beztrosko. Odwzajemnił jej uśmiech, jednak wyczuła w nim pewną sztuczność.

- Pojedziemy najpierw do Szimpla, muszę napić się kawy. Później poszukamy jakiegoś klubu w okolicy, w którym można potańczyć. – przedstawił swój plan na wieczór Dávid.

- Dobrze, może Barrio Latin? Jest niedaleko. – zaproponowała nieśmiało Ádrienn.

- Wsiadaj! – rzucił stanowczo, otwierając drzwi swojego sportowego BMW.

Całą drogę Dávid niewiele mówił. Dziewczyna pytała jak minął mu dzień i czy coś się stało, bo widać nie jest w najlepszym nastroju. Przyznał jedynie, że jest bardzo zmęczony, bo niewiele spał poprzedniej nocy. Ádrienn wolała nie wypytywać go o szczegóły, ani szukać drogi pomocy, bo za każdym razem jej próby kończyły się tym samym.

Choć Dávid wydawał się być spokojny, często miało się wrażenie jakby w dowolnym momencie był gotów do ataku. Jego perfekcyjnie niewzruszona twarz skrywała złość, nad którą tak bardzo usiłował zapanować. Całe jego ciało przypominało ogromną kulę niewyczerpanej energii, jakby pod skórą wrzała mu lawa. Magma będąca mieszanką złości i gniewu trawiła go od środka, a jednocześnie napędzała do działania. To dzięki niej tyle w życiu osiągnął. Również za jej sprawą nie potrafił być łagodny i kochający dla innych. Emocje te nakazywały mu wciąż biec, nie oglądać się za siebie i niszczyć wszystko to, co nosiło w sobie znamiona miłości. Dlaczego tak panicznie się jej bał? Ádrienn nie znała odpowiedzi na to pytanie. Gdy odsuwał się, kiedy ona okazywała mu swoją miłość poprzez pieszczoty i pocałunki, zawsze najpierw była zdezorientowana, by za kilka sekund poczuć złość i litość na myśl o pustce, którą chłopak w sobie nosi i pielęgnuje, jakby była jego największym skarbem. Kochała go i żałowała zarazem. Cóż może być straszniejszego od niemożności odczuwania radości z powodu bycia kochanym?

Niekiedy myślała, że zgodziła się przy nim zostać jedynie z powodu współczucia i chęci bycia lojalną. ,,Jaki on musi być samotny i nieszczęśliwy. Przecież nie mogę go takim zostawić.’’ – próbowała przypomnieć sobie powody, dla których podjęła taką właśnie decyzję. Nie potrafiła opuścić mężczyzny, którego kochała do szaleństwa, gdyż uważała, iż jest dla niego wybawieniem, że stopniowo uda jej się wypełnić pustkę w jego duszy i uczynić naprawdę szczęśliwym. Czy jednak miała moc by to uczynić? Na wiele pytań, tak samo jak i na to, przychodziła jej do głowy tylko jedna odpowiedź: gdyby Dávid tego chciał, gdyby tylko chciał, zrobiłaby dla niego wszystko…

Kiedy weszli do kafejki Dávid skierował się w stronę baru. Ádrienn wybrała stolik blisko wejścia i usiadła przy nim. Po kilku minutach ujrzała ukochanego podążającego w jej kierunku z kubkiem kawy i kieliszkiem wina. Dávid nigdy nie pytał jej na co ma ochotę. Latem zamawiał dla niej wino białe lub różowe, zimą czerwone. Czasami sprawiał wrażenie, jakby najlepiej wiedział, co jest dla niej dobre. Urzekało ją to i irytowało jednocześnie. Droczyła się z nim wówczas, nazywając go swoim tatą. Mówiła wtedy: ,,dziękuję za pozwolenie, tato!’’ albo ,,ty tatusiu lepiej wiesz, co twoja córka czuje i myśli, prawda?’’ Niekiedy się na nią o to złościł, podczas gdy innym razem zdawał się odnajdywać przyjemność w jej słowach. Wiedział przecież jak duży wpływ ma na tę dziewczynę, a może po prostu lubił myśleć, że dobrze się nią opiekuje.

Każde z nich widziało tę kwestię inaczej. Całą resztę spraw również postrzegali odmiennie. Po co tych dwoje się spotkało i za sprawą jakiego cudu do tego doszło? Ona uważała, że byli sobie pisani, więc nie mogło stać się inaczej, on zaś sądził, że to zbieg okoliczności, dzieło przypadku, to samo miejsce i czas, ot cała filozofia. Dwa przeciwległe bieguny, dwa żywioły o różnej naturze: ogień i woda, on i ona. ,,Woda gasi płomienie, wygrywa spokojem z ich porywczą naturą. Jednak nawet woda bywa niebezpieczna wbrew swej łagodnej naturze, i tak jak ogień, ona również potrafi pozostawić dom w ruinie.’’ – powiedział jej niegdyś Dávid. Ádrienn znała tę prawdę o sobie. Wiedziała, że pod płaszczem opanowania skrywa się w niej rwąca rzeka, gotowa pochłonąć ze sobą wszystko, co spotka na swej drodze, kiedy jej koryto przestanie być wystarczająco szerokie, by mogła czuć się wolna. Wówczas w niczym nie będzie różnić się od ognia, zniszczy nawet dom, by poczuć swą siłę.

Myśl o tym nie dawała jej spokoju, ponieważ w głębi duszy czuła, że jest podobna do Dávida, że pragnie tego samego co on. We dwoje byli niczym dzikie konie, do których brakowało odważnego jeźdźca, by je poskromił i dosiadł. I choć Ádrienn wiedziała, że Dávid nigdy jej nie kochał, była pewna, że łączy ich miłość do tego samego - kochają czuć się wolnymi ludźmi, razem wynoszą swoją wolność ponad wszelkie inne wartości w życiu.

Dávid rozglądał się po kafejce, jakby ci obcy ludzie przy stolikach obok, rozmawiający i śmiejący się do siebie, interesowali go bardziej, niż osoba, z którą tu przyszedł. Ádrienn przyglądała mu się uważnie, popijając wino. Uśmiechała się dobrotliwie i tylko czekała aż spojrzy w jej stronę. Wiedziała, że chłopak próbuje uciec od jej wzroku i zastanawiała się jak długo potrwa jeszcze ta zabawa w udawanie, że jej tu nie ma. A może tak naprawdę to jego z nią nie było? Po chwili nie wytrzymał i nie patrząc w jej kierunku rzucił w powietrze:

- Zamierzasz mówić do mnie tego wieczoru, czy tylko słuchać?

- Zamierzam i mówić, i słuchać. Co chciałbyś wiedzieć i co chcesz mi powiedzieć? – zapytała spokojnie dziewczyna.

- Mówiłaś kiedyś, że nie masz kontaktu ze swoim ojcem. O co wam poszło? – wyrecytował pytanie pewny siebie, jakby tylko czekał na dobry moment, by je zadać.

- Nigdy się nie dogadywaliśmy. – rzuciła krótko Ádrienn. - Nie podobało mu się, że zamiast studiów prawniczych wybrałam akademię sztuk pięknych. Może po prostu nigdy go nie obchodziło, kim tak naprawdę jestem i czego pragnę. Chyba wolał myśleć, że pasuję do jego układanki, że pięknie spełnię jego oczekiwania i nadzieje, że będę jego cudownym dzieckiem, wytworem jego ambicji i osiągnę to, czego jemu się nie udało. W tym sensie go rozczarowałam i zakładam, że jest na mnie o to zły. Nie lubię o tym rozmawiać, wspominałam ci już o tym. – podsumowała z grymasem.

- Ádrienn, jesteś dużą dziewczynką, powinnaś się z tym zmierzyć. – uciął stanowczo Dávid.

- Wydaje mi się, że już to zrobiłam i dlatego nie widzę potrzeby, by do tego wracać. Moje myśli na ten temat są uporządkowane. Z tego powodu nie mam w tej kwestii nic więcej do dodania. – wypaliła pewnym głosem.

Po raz pierwszy tego wieczoru spojrzał na nią i zatrzymał przez chwilę wzrok na jej twarzy. Mówiła to z tak wielkim przekonaniem, że nie mógł wcisnąć żadnego ,,ale’’, ani się jej sprzeciwić. Uśmiechnął się, by nie mogła zauważyć zdziwienia jakie wywarły na nim jej słowa. Ádrienn uniosła kieliszek i odchyliła się do tyłu, tak że jej plecy przylgnęły do metalowego oparcia krzesła, odwzajemniając przy tym uśmiech ukochanego.

- A ty? Nigdy nie opowiadałeś mi o swoich rodzicach… – rzuciła, chcąc mu się zrewanżować i odbić piłeczkę, którą przed chwilą jej podał.

- Moi rodzice się rozwiedli. Ojciec ułożył sobie życie z inną kobietą. Przez kilka lat nie miałem z nim kontaktu z powodów zbliżonych do twoich. – podsumował lakonicznie. - A mama? Zawsze opowiadam swoim przyjaciołom historię z czasów, kiedy byłem jeszcze nastolatkiem. Moim zdaniem ona najlepiej oddaje to, jaką osobą jest moja matka. – dorzucił, spoglądając na Ádrienn. - Kiedy miałem siedemnaście lat spotykałem się z trzema dziewczynami jednocześnie… - zaczął.

- I chyba niewiele do dziś w tej kwestii się zmieniło… - dopowiedziała złośliwie Ádrienn, śmiejąc się i próbując obrócić w żart słowa, które przed momentem niepostrzeżenie wymknęły jej się z ust.

- To dość normalne w tym wieku, nie uważasz? – zapytał surowym tonem Dávid.

- Trzy dziewczyny jednocześnie w wieku siedemnastu lat, o to pytasz? – próbowała doprecyzować. - Typowe, ale czy normalne…? Nie potrafię odpowiedzieć. – dodała, patrząc w jego pełne złości oczy.

- Więc moja matka, kiedy się o tym dowiedziała, poinformowała o tym matkę jednej z tych dziewczyn. Niesamowite było to, że matka mojej dziewczyny nie widziała w tym nic złego. Ona mnie nawet lubiła, bo według niej miałem dobry wpływ na jej córkę. I wiesz co? Nie wydała mnie.

– Chcesz powiedzieć, że wzięła twoją stronę? – dopytała Ádrienn.

- Tak, w przeciwieństwie do mojej matki, której nie podobało się jak żyję. – w jego głosie wyczuwało się wściekłość.

- Może jedynie nie podobało jej się to, jak postępujesz z dziewczynami? Może uważała, że nawet jeszcze niedojrzałym kobietom należy się szacunek?

- Każdej z nich to odpowiadało… - obstawał przy swoim Dávid.

- A wiedziały o swoim istnieniu nawzajem i o tym, co każda z nich dla Ciebie znaczy? – zapytała z zaciekawieniem dziewczyna.

- Nie, nie musiały, bo żadnej niczego nie brakowało. Będąc z każdą z nich z osobna poświęcałem im tyle samo uwagi, po równo, rozumiesz? – wyjaśnił wyraźnie zirytowany tą dyskusją.

- Dobrze, i te chwile pewnie do dziś miło wspominają. Jednak nie byłeś z nimi szczery, nie mówiłeś całej prawdy.

- Na miłość boską, Ádrienn, wierz mi, one nie potrzebowały jej znać! – skwitował gniewnym tonem Dávid.

- Tego nie możesz wiedzieć. Gdybyś je wtedy zapytał, czy chcą znać całą prawdę, może choć jedna wybrałaby szczerość, ale od tamtego momentu miałbyś prawdopodobnie o jedną dziewczynę mniej… - zakończyła swoją myśl Ádrienn, śmiejąc się.

Oczy Dávida ciskały błyskawice w twarz dziewczyny. Złościła go jej pewność siebie. To już drugi raz w przeciągu kwadransu próbuje postawić na swoim i nie boi się wyrażać własnego zdania. Ádrienn dostrzegała jego gniew, jednak w duchu poklepywała się po ramieniu i upominała go w myślach: ,,Tak bardzo chciałeś, bym do ciebie mówiła, a teraz trudno ci przyjąć moje słowa.’’

- A więc, jeśli dobrze zrozumiałam, poczułeś się zdradzony przez swoją matkę, czy tak? – zapytała dziewczyna, próbując wrócić do osoby, której portret ta historia miała jej zarysować. Chłopak spojrzał na nią ze zdumieniem. Chciał coś powiedzieć, jednak zawahał się przez moment, po czym rzucił przed siebie bezosobowo:

- Musimy już iść. Nie zabawię długo w Barrio, bo jutro od rana mam ważne spotkania. Pospieszmy się zatem.

Ádrienn próbowała uchwycić jego wzrok, by dać mu do zrozumienia, że nie podoba jej się sposób w jaki próbuje ją teraz ukarać za brak aprobaty dla jego punktu widzenia w kontekście opowieści, którą jeszcze przed chwilą zdawał się być tak bardzo zafascynowany. Prędzej jednak udałoby jej się oswoić dzikie zwierzę, niż zmusić Dávida, by dostrzegł jej uczucia. Wstała więc szybko, zarzuciła na siebie płaszcz i wyszła przed Szimpla odpalając papierosa.

Stojąc w wejściu i zerkając do środka, widziała Dávida puszącego się niczym paw przed młodą kelnerką. Przyjmowała teraz zakłady w swojej głowie: ,,Wystarczy minuta i Dávid poprosi tę dziewczynę o numer telefonu.’’ Patrzyła uważnie. Skończyła papierosa i rzuciła niedopałek na bruk tuż przed siebie, by móc go przydepnąć. Kiedy podnosiła głowę, mocniej wiążąc swój płaszcz, zobaczyła dłoń Dávida przesuwającą po barze wizytówkę. Kelnerka z ochoczym uśmiechem zgarnęła karteczkę, zaczęła jej się przyglądać i zalotnie obracać w palcach. ,,Punkt dla ciebie, Ádrienn!’’ – szepnęła do siebie pełna złości, odwracając głowę od drzwi kafejki.

Sięgnęła do torebki, szukając w niej portfela. Otworzyła go i zaczęła przeglądać wizytówki, aż odnalazła niewielką karteczkę z danymi kontaktowymi i nazwą stanowiska, jakie zajmował Dávid napisane w języku angielskim. Był właścicielem czterech firm, a to była tylko jedna z jego wizytówek. Senior Engineer and Chairman. Przeczytała w myślach i wyszeptała sama do siebie: ,,ważny, poważny i ciut nierozważny…’’ Ponownie odchyliła dłonią zamknięcie torebki. Szperała w niej chwilę, aż natrafiła na swoje ulubione pióro.

Przeszła na drugą stronę ulicy i stanęła przy samochodzie Dávida. Na przedniej szybie położyła wizytówkę, z ożywieniem kreśląc po niej piórem. Kiedy skończyła zatknęła ją zdecydowanym ruchem za wycieraczkę, tak że widać było, co na niej napisała.

 

Dávid Fázekás

Your favorite playboy in Budapest

Have fun! go ahead, call me baby!

 

Grubą i zdecydowaną linią podkreśliła numer telefonu Dávida. Ukryła pióro w kieszeni płaszcza, po czym skrzyżowała ręce, objęła się nimi i wtuliła w siebie. Chciała w ten sposób ogrzać zmarznięte dłonie i dodać sobie otuchy. Uśmiechnęła się smutno, raz jeszcze spoglądając na maleńką prostokątną karteczkę przylegającą bezradnie do szyby. Odwróciła głowę i odeszła.

Zdecydowanym, ale spokojnym krokiem przemierzała brukowany chodnik ulicy Kazinczy, by wkrótce zniknąć wśród kamienic w noc, która po raz kolejny odarła ją ze złudzeń. Zaczynała rozumieć, że jej relacja z Dávidem jest iluzją, snem, który znika po przebudzeniu i zazwyczaj trudno go sobie przypomnieć.

 

___________________

[1] Deptak Árpáda Tótha na tyłach Wzgórza Zamkowego w Budzie [przyp. autora].

 

[2] Gesztenyefa – w języku węgierskim ,,drzewo kasztanowca, kasztan'' [przyp. autora].

[3] kicsim – w języku węgierskim ,,kochanie, moja malutka’’ [przyp. autora].

 

[4] Fradi (FTC/Ferencváros Torna Club) – budapeszteński klub piłki nożnej założony w roku 1899 [przyp. autora].

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
kicsim · dnia 20.07.2014 15:54 · Czytań: 374 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty