Jakby tak wstać i się napić? Za wcześnie? Podnoszę się, wchodzę po drabince na zegar i wybijam dwunastą. Z drugiego pokoju: grube kukułki nie kukają! Dementuję. Wchodzę do kuchni, kieliszek już zapełniony gorzałką. Z drugiego pokoju: co, myślałeś, że jesteś inny, tak?! Lepszy od nas, tak? Dementuję. Dziś jeszcze nie zdążyłem pomyśleć. Wypijam. Z drugiego pokoju: co, lepiej ci, tak? Kiwam głową w górę i w dół, w górę i w dół i nalewam następnego.
To plącze, roślina taka co to na blokach się rozpościera, po tynku co łazi i robactwo przyciąga, zamiast tam, na ziemi jak trawa. Przez okno na to patrzę i wołam: widziałeś to plącze? Zamiast trawy nam urosło, to cud! On: zamknij się! Nie widzi mnie, bo przez zamknięte drzwi rozmawiamy, a przez to nie widzi tego, co za oknem. To cud! - krzyczę - musisz to zobaczyć. Wychodzi on, a za nim ona pijana jakby od szóstej pili. Rzeczywiście - mówi - dziwne. I wraca do siebie.
Nalewam następnego, by to uczcić. Gdy przechylam w gardło dzwoni telefon: pan Jakub? Tak - odpowiadam. Taksówka już czeka, proszę zejść. Schodzę.
Pyta czy ja to ja. Kiwam głową na tak i pokazuję mu palcem plącze. Kiwa głową na nie i mówi, żebym wsiadał bo pada.
I nagle deszcz przypomniał sobie o mnie.
- Ale mi pan ubabrze to siedzenie, cały pan mokry, gdzie to pana zawieźć?
- Nałkowska, do księgarni, książki będę czytał. Albo nie, do kasyna.
Kolory. Czarne? Czerwone? Czerneczerwoneczarneczerwone…
Co pan w rękę zrobił, pytają mnie. Przez młot – odpowiadam – pneumatyczny. Kułem kafelki u brata na ganku. Tego im nie mówię, tylko w myślach sobie przypominam.
Czarne? Czerwone? Parzyste? Nieparzyste? Dziesięć? Tak. Wszystko na dziesięć!
Do domu wracam, taksówką.
- Ale pan mokry, musiał pan na deszczu stać.
I nagle przypomniałem sobie o deszczu. Mówię, żeby się zatrzymał. Płacę, wychodzę. Miasto puchnie; w myślach sobie mówię i zaraz po tym łapię się na tym, że to nie ja, ale one same sobie mówią. Po chwili, jak przyłapane na niekontrolowanym wytrysku, cichną, a ja wymłócony taki, potknięty, z tą głową do przodu na urwanie, bo nogi zahaczyły o coś. I tak do końca drogi i dalej. Ludzie patrzą, co mają robić? Syn do matki: mamo, zobacz jak ten pan dziwnie biega. Niektórzy klaszczą, inni wołają: jeszcze kilka metrów!
Zatrzymuje się przed galerią. Wejść? Nie wejść? Drzwi się otwierają, ktoś mnie popycha, jestem. Biegnę, bo tłum za mną też biegnie. Otwarcie nowego sklepu rtv agd, mijam bannery sale 50%, nagle ból w kręgosłupie i po wszystkim. Nie biegnę, stoję. A tłum już w środku. Macham ręką, innym razem się uda.
Już w domu. Z drugiego pokoju: co, dziesiątka jak zwykle pusta, co? Udaję, że nie i stawiam flaszkę na stole. On tego nie widzi, bo drzwi zamknięte. Ale słyszy. Wybiega z pokoju i zabiera flaszkę do siebie. Chwilę później słyszę jak jęczy. Ona, bo on stęka.
A później, tak o osiemnastej umarł mój pies; na raka? Na starość? Na złość? A plącze wiło się już na bloku.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt