Tak, tato - DragonLady
Proza » Obyczajowe » Tak, tato
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

Byłem dobrym chłopcem. Zresztą, nie istniał żaden powód, dla którego miałbym nim nie być. Pochodzę z dobrego domu, nigdy nie byłem bity, nie chciałem bić, nie musiałem patrzeć, jak biją. A teraz stałem w rozkroku, ja – czerwona morda, ja – przyspieszony oddech, bo płuca już nie te, co kiedyś. Ja. Rękojeść, rączka, jak zwał tak zwał, uchwyt pejcza w spoconym łapsku. Ja, sznurki leniwie opadające na podłogę, którą dawno ktoś powinien umyć. Mój syn. Ale mój syn uciekł z domu. Dobre dziecko. Dobry chłopiec.

Ja. Jestem pejczem. Jestem pejczem bardziej niż czymkolwiek innym na świecie. Nadal nie mogę pojąć, jak to się stało? Dlaczego ta dziewczyna jest pobita? Zlana, zmaltretowana, ścięta? Mimo paru głębszych jestem w stanie dostrzec, że przywiązałem za mocno nadgarstki do stołu; dłonie zbladły jej z braku dopływu krwi, podczas gdy przedramiona są prawie purpurowe. Klęczy wygięta tyłem do mnie, włosy rozsypują się po pręgach na plecach. Mokre pośladki (dupa po prostu) całe w różowych, szorstkich bruzdach. Najdziwniejsze, tego nigdy nie mogłem zrozumieć, ona sama była mokra. Kobiety. Potrafię liczyć do siedmiu, wiem, ile ich w ten sposób potraktowałem. Każda była mokra. Równouprawnienie, też coś. Nie w moim domu. Nie w moim łóżku. I nie na mojej podłodze.
Bzdurne te pytania, tłuką w głowie, szumią i przewracają żołądek, mieszając się z wódką. Niewłaściwe pytania. Pytanie, w gruncie rzeczy, było jedno: dlaczego nie posłuchałem ojca?

***

– Pamiętaj, synu.

Wyobrażałem sobie, że ojciec pouczający syna powinien mieć w gębie cygaro, a jeśli nie, to przynajmniej wypadałoby siedzieć w łódce na rybach. A ten po prostu wcisnął zad w kuchenne krzesło, u szczytu stołu, jak mu matka kazała. Głowa rodziny. Zasrany pantoflarz. Naprzeciwko ja, ten pouczany. Sceneria jak z przesłuchania za komuny. Rodzina w roli mebli. Zresztą, oni zawsze byli meblami.

– Pamiętaj, synu, nigdy nie wolno ci uderzyć kobiety. Nigdy. To tak, jakbyś sam sobie uciął prącie, rozumiesz?

Patrzyłem na niego chyba z nienawiścią. Ze wszystkich określeń dotyczących tego co miał w spodniach, wybrał najgorsze; przez niego sikając zawsze czułem się jak wiosenny kwiatek, do którego zlatuje się cała chmara pszczół, bzycząc „Bzzz! Bzzbzzzbzzzz!”, Na dodatek każde zdanie kończył tak, jakby uważał, że jestem niedorozwinięty. „Mamy na obiad żurek, rozumiesz?” „Patrz na mnie jak do mnie mówisz, rozumiesz?” „Dziadek nie żyje, rozumiesz?”

I rzeczywiście patrzył mi przy tym w oczy, a miał wzrok denerwujący każdego, kogo wybrał na ofiarę. Na każdego gapił się w taki sposób, jakby sądził, że jest niespełna rozumu. Pewnie wydawało mu się, że to wyraz przenikliwości. Tłumaczył wszystkim, ile jest dwa i dwa i czuł się jedyną osobą, która potrafi dodawać. Gapił się. A ja zaczynałem mieć wątpliwości, czy to aby na pewno cztery.

Przecież nigdy nie chciałem uderzyć kobiety!

***

Byłem, cholera, dobrym chłopcem. Dobrym chłopcom też czasem stoi, ale nie aż tak, do diabła (kurwy nędzy). Czułem, że lada moment rozsadzi mi spodnie. To była jedna z tych bolesnych erekcji, z powodu których dzieciaki klękają w konfesjonałach, bo nie da się ich zostawić samych sobie. A ona robiła się niecierpliwa, widziałem to, chociaż nie wydała z siebie dźwięku. Wierciła tyłkiem, ocierając się dołem o moje usyfione panele. (Nie dołem. Cipką.)

***

– Nigdy nie przeklinaj, synu. Przeklinanie świadczy o braku charakteru. Rozumiesz?

Przysięgam, miał żółtko w wąsach. Spływało z kącika ust. Nigdy w życiu nie widziałem niczego tak obrzydliwego.
– Irek, daj już spokój – zajęczała matka.

Śniadania. Obiady. Kolacje. Nie było mowy o ucieczce. Po dziś dzień nienawidzę jeść; i dobrze, nadal byłbym tłustą świnią. Moi dwaj bracia i siostra gapili się w swoje talerze, skupieni na jajecznicy. Michał się krzywił, bo nie znosił jajek na czczo. Babcia memlała z wyrazem błogiej obojętności na twarzy, bo ojciec nigdy nic do niej nie mówił. Była głucha i chyba faktycznie niespełna rozumu. Pamiętam, że raz obudziła się w nocy, wyjęła odkurzacz i powybijała wszystkie okna. Było jej gorąco.

Każda sekunda w tym domu chciała, żebym wybuchł. Ale ja nie wybuchałem. Byłem dobrym dzieciakiem.

***

Wierciła się coraz bardziej, wyglądała jak jedna z brytyjskich aktorek porno, tyle tylko, że z cellulitem. Jak dorwę kiedyś człowieka, który wyjaśnił mi czym jest cellulit, zrobię mu go na twarzy. Wierciła się i zaczęła nawet postękiwać. Zaraz się wścieknę.

– Uspokój się, cholera.

Jęknęła, kiedy strzeliłem paskiem w powietrze. Żałosne.

– Idę na dwór.

– Teraz? – uważaj, bo się rozryczysz. – Misiu…

Zapaliłem na dworze, palenie w domu jest przecież wulgarne. Ha. Lało! Dlatego wyszedłem, była burza, (pizgało) jak z wodospadu, Bóg walił gromami w ziemię i nie potrzeba żadnej metafory. Niech ją piorun (jebnie)! Już myślałem, że zajęczy: Ireeek, daj spoookóóój…”.

Nigdy nie chciałem uderzyć swojej dziewczyny.

***

– Skarbie…

Oparła zgięte kolana na moich biodrach. Udało mi się nie poruszyć i nie otworzyć oczu, ale zdradziłem się drgnięciem kącika ust. Uśmiechnęła się; wiedziałem, że się uśmiecha, czułem jej ciepły, kwaśny oddech na uchu. Zawsze przygryzała płatek prawego ucha i delikatnie, niemal wstydliwie głaskała językiem wnętrze, a ja się odwracałem. Ha! Nie tym razem. Poczułem jej zaskoczenie; zatrzymała uda na plecach, ale trwało to tylko pół sekundy. Nie należała do kobiet, które lubią okazywać wahanie. Ugryzła mnie, nawet za mocno, przesunęła zdecydowanym ruchem już nie uda, ale całość. W górę. No i co teraz? Kotku?

– Ty skurwielu – wyszeptała mokro. Była więcej niż wcięta. – Odwróć się.

Nie przeklinaj. (Kurwa.) Zaczepka, zawsze tak robi, wie, jak tego nienawidzę. Poruszyłem się lekko. Nawiedziła mnie fantazja, w której przesuwa się i dławi. Krótka, dwusekundowa, mężczyźni tacy jak ja nie lubią niespełnionych fantazji. Nie, kurwa, nie. W życiu. Żebym ja dał się zdominować przez kobietę? Kocham ją, ale chyba nie aż tak. Wkurzyłem się, zachciało mi się nagle pokazać, kto tu rządzi, mimowolnie napiąłem wszystkie mięsnie, przypływ gorąca w okolicy głowy i karku. Chyba ci odbiło, Julia. Nie i już.

– Kochanie…

Im słodszy szept, tym bardziej nie należy ufać dziewczynie. Równie dobrze mogłaby powiedzieć: „kochanie, a może odgryźć ci głowę? A może obie, co?” Naturalnie nie mogła zagrozić niczym w tym stylu, byłem wielki i silny jak byk. Gdybym nie był, ona w ogóle nie byłaby moją dziewczyną. Gdyby poznała mnie cztery lata wcześniej, czułaby współczucie, broń Boże żadnej ochoty. Cztery lata wcześniej w dalszym ciągu pozostawałem grubą, ślamazarną beczką, bo moja matka chciała uzupełnić niedobór normalności domowej nadmiarem domowego żarcia. Chciała widzieć swoją miłość na lejącym się brzuszysku i cycowatym torsie potomka, żądała, aby dupsko latorośli nie mieściło się od tej miłości w drzwiach. Oczywiście wtedy tego nie wiedziałem, pewnie bym na to nie pozwolił. Chociaż nie wiem. Nie, w ogóle nie mam pojęcia, co bym zrobił.

No, ale cztery lata wcześniej dostałem pierwszego kosza od niejakiej Joanny (kurwa jej mać) – nawet nie pamiętam nazwiska – i uświadomiłem sobie, jakbym tego wcześniej nie wiedział, że jestem piętnastoletnią tłuszczową cysterną, brzydką i słabą, a ponadto mam dziwne rodzeństwo, dobrego tatusia, stłamszoną życiem matkę i szurniętą babcię. Nawet nie jestem pryszczatym poetą, jak stwierdziłem na głos, gapiąc się na swoje nalane odbicie. Absolutnie żadnych atutów. Jak ty chciałeś, Grzesiu, poderwać jakąś dziewczynę?

No bo właśnie dotarło do mnie, że miłości nie ma, jest tylko giełda wymiany, a ja jestem niedorobionym, wadliwym towarem. Oj, to bolało. Popadłem w młodzieńczą depresję i werteryzm, nie ma nic poważniejszego od tych dwóch choróbsk. Nie myślałem co prawda o samobójstwie, ale na dwa miesiące zostałem bulimikiem. Rzygałem wszystkim. Nawet się do tego nie zmuszałem, po prostu z każdą kolejną jajecznicą i zlepionymi wąsami ojca wyobrażałem sobie, jak wyrastają mi wielkie, jajeczne cycki. Na szczęście mi przeszło, o dziwo samo z siebie; młodzież nie potrafi zbyt długo być oszalała, instynktownie wyczuwa, że to nie do zniesienia dla psychiki. To starzy są tacy zatwardziali w wariactwie, a ja miałem przecież swoje piętnaście lat i trochę oleju w głowie. Zacząłem biegać. Pomału, pomału, coś czułem, że jeśli nie będę tego robić prawie mimochodem i niezauważalnie dla samego siebie, spanikuję, położę się w łóżku i zjem jajecznicę, a potem będę gapił się na zdjęcie mojej niespełnionej miłości. Pięć minut dziennie, jakoś tak… szybciej do szkoły, no, niechcący wstawałem trochę później. Potem, powoli, dziesięć minut wieczorami. Potem zacząłem delikatnie robić brzuszki. Potem prawie mi odbiło i zostałem kulturystą. Bo czułem się coraz bardziej rozwścieczony. Widziałem to. Moja rodzina mnie pożarła. Dopóki byłem gruby, nie myślałem nawet, że może być inaczej. A było! Więc co jest nie tak z moją rodziną?

Kiedy kochałem się z Julią po raz pierwszy, za szybko doszedłem. A potem nie mogłem wstać. Mówiłem sobie, że to sterydy. Była dla mnie za dobra. Kochała mnie. Próbowała mnie pożreć. Była w tym lepsza od matki, miała dłuższe nogi i cudowne włosy. Nie do połowy pleców. Do tyłka. Zorientowałem się, że mnie trawi, kiedy byliśmy zaręczeni, a zdołałem się uwolnić dopiero po ślubie i narodzinach Marcina. Nie wiem, co zrobiła, nie pamiętam, naprawdę nie pamiętam, w jakich okolicznościach po raz pierwszy uderzyłem kobietę. Ale zrobiłem to, gdy Marcin miał dwa lata, rąbnąłem ją w twarz, przez chwilę myślałem, że wybiłem zęby mojej żony. Marcin śmiał się, kiedy podchodziłem do niej – mówiła potem, że wyglądałem jak oszalała krowa – i zaczął płakać, kiedy usłyszał krzyk. Popatrzył na mnie. Pewnie za dużo chleję i nie mam szarych komórek, ale zawsze myślę, że miał wtedy wzrok mówiący „Zabijesz moją matkę”. Nie wiem. Nie zrozumiał pewnie nawet, że to ja jestem przyczyną wrzasku „Daa – dyyy”. Pewnie.
Cholera, nadal jestem przekonany, że mnie wtedy znienawidził.

***

– Do kurwy nędzy, Grzegorz, ty placku!

Nie do wiary! Wściekła się? Naprawdę odważyła się wściec?

– Masturbujesz się tam, czy co?

Ja? Masturbować się? Ja jestem dobrym chłopcem. Poza tym to obrzydliwe, nie?

***

– Grzesiu, skarbie, co to jest?

Jakbyś nie wiedziała, co to jest (durna pipo), kochanie. To są pornole. A to nie było takie zwykłe „Grzesiu, skarbie”, to było przerażone „Grzesiu, boję się ciebie”. Zdaje się, że dla mojej żony nagle wszystko zaczynało być jasne.

Nie wszędzie można dostać tego rodzaju świerszczyki, a już na pewno nie tuż po komunie. Te były sprowadzane, nie wiem, z Rosji czy z Ukrainy przez kumpla. Sam miał nietęgą minę, kiedy mi je dawał. Na początku nie wiedziałem, jak nazwać większość użytych do zdjęć narzędzi: co to, jakieś stalowe spinacze do prania? A to na pewno nie są zwykłe kajdanki, na pewno skóra goi się po tym co najmniej przez dwa tygodnie. Właściwie to w sumie amatorszczyzna, jeśli ludzie nie potrafią bawić się tak, żeby nie zostawiać śladów. A może ich to kręci.

Potem się dowiedziałem, że tak, i że mnie też kręci. Ale wtedy jeszcze przeglądałem świerszczyki „z ciekawości”. Jakoś tak dostałem je niedługo po tym, jak uderzyłem Julię i klęczałem przed stolikiem, zza którego nie chciała wyjść. „Przepraszam, kochanie. Nigdy więcej, kotku. Kocham cię. Julia, kocham cię”. Nie do wiary, że dała się na to nabrać. Nie do wiary, że ja dałem się na to nabrać. Działało, aż do tego momentu jej nie uderzyłem. Spaliłem w kominku świerszczyki. Zacząłem się czuć źle, jakby mnie rozsadzało od środka. Psuło się wszystko, co zbudowałem przez półtora roku. Nie docierało do mnie, czemu, ułożyło się, uprawiamy seks, jest w porządku, dzieciak rośnie, mam pracę. Nie znoszę tej kobiety.

Przez dwa tygodnie tylko się darłem.

– Nienawidzisz mnie. Nienawidzisz mnie, tak, jak nienawidzisz swojej matki.

Powiedziała to całkiem spokojnie. Głupia. Myślała, że jej nie rąbnę? Nie miała nic w ręku, a stolik dawno wypieprzyliśmy, bo niemal doszczętnie zjadły go korniki.

Z nas trojga nie dał się nabrać tylko Marcin. Ja udawałem, że nie jestem alkoholikiem i damskim bokserem, po prostu lubię wypić i bywam porywczy. Moja żona udawała, że ma męża chorego na nerwicę, któremu trzeba pomóc. A Marcin, mając trzy i pół roku, zobaczył fioletowe ślady palców na ramionach Julii. Popatrzył na mnie. Skąd on (kurwa) wiedział? Rozbeczał się i latał po podwórku, wrzeszcząc „tata skujwiel, tata skujwiel”. Nauczył się od matki. Tłumaczyłem potem sąsiadowi, że Julii zdarza się kląć w korkach.

***

– Pieprzę to! – stłumione wycie zza ściany. – Rozwiąż mnie, do cholery, wychodzę stąd!

Ile ja tu siedzę? Dziesięć, piętnaście minut? Niewyżyta szmata. Właściwie, czemu śpię z dziewczyną, którą znam od liceum? Oszalałem? Jokasta cholerna. Co to w ogóle za imię? Nieważne. Nie powiem, żeby nie była ładna, ignorując ten cellulit na dupie. Ale tego się nie robi. Poza tym, ona jest facetem, słowo daję. W liceum klepałem ją niezdarnie po plecach, bo nie wiedziałem, co tu począć; nosiła włosy ścięte na chłopczyka, beznadziejne dżinsy, szeroką koszulkę i pieszczochę, pluła i charkała dalej niż widziała, klęła – wszystkie moje klęły, nie mam pojęcia, o co chodzi – no była facetem. Byłem za głupi żeby wpaść na pomysł, że może być lesbijką. Za moich czasów lesbijka była czymś tak samo realnym jak trzymanie zebry w klatce pod łóżkiem. Niby możliwe, ale co z tego? Gdzieś tam. Nie u nas.

Może nawet była lesbijką, ale przestała nią być. O ile tak można, nie znam się. Ale miesiąc temu spotkaliśmy się na zlocie klasowym, na który zaciągnięto mnie siłą. Kiedy zobaczyłem, jak się wylaszczyła, poczułem się oszukany. Ale to mniejsza, nie to mnie intrygowało; zastanawiałem się nad tym, nad czym myślałem zawsze, a gdy pytałem, spotykałem się z milczeniem. Jokasta była bezpośrednia. Przyznała, że nie należy do tych kobiet, które lubią, kiedy mężczyzna bije je w łóżku, bo chcą się czuć zniewolone. Po prostu lubi ból. Stwierdziła, że jest intensywniejszy od najsilniejszego orgazmu, jaki miała, gdy pewnej nocy przyśniła jej się chmura w kształcie wielkiego kutasa; powiedziała, że lubi być poddana, ale nie mnie, tylko bólowi. Czuła się wtedy większa niż cały Wszechświat, bo cały Wszechświat był bólem, nie tylko nie liczyła się wówczas przestrzeń i okoliczności, nie liczył się również czas. Nie było czasu w obliczu bólu. Prawie, jakby była nieśmiertelna. A teraz nagle zrobiła się wyszczekana. Nie. Nienawidzę nie mieć kontroli. Cholerna wóda.

– KURWA, rozwiąż mnie, mówię!

Zabiję tę kobietę. Przez kobiety zostanę kiedyś gejem. Pedałem.

***

– Michał – wychrypiałem, usiłując otrząsnąć się z szoku. Miałem nawet w dupie to, że przeklinam, być może to właśnie przeraziło mojego biednego brata. – Michał. Przecież nie możesz być pedałem.

No jak nie mogę, mówiło spojrzenie mojego brata, błaganie w oczach mojego brata, drżące po babsku wargi mojego brata, mojego brata pedała. Nienawidzę pedałów! Mój brat nie może być pedałem, pedałów w ogóle nie ma, nie można chcieć przelecieć faceta, to niemożliwe, obrzydliwe i straszne. Właśnie sobie wyobraziłem, jak mój brat robi jakiemuś wielkiemu mięśniakowi ze stacji benzynowej dobrze, poruszając przy tym głową jak Julia. Co mam teraz zrobić? Oszalał? Dlaczego w ogóle mi o tym mówi?

Dopiero w tym momencie dotarło, że mówi, bo chce, żebym go jakoś wsparł, poparł, zrozumiał, zaakceptował czy jakieś inne słowo, których uczą w podstawówce, dźgając wskaźnikiem w kartonowego murzyna. Zwariował. Mam zaakceptować fakt, że mam brata pedała? Bezgłośnie wymówiłem to zdanie trzy razy, za każdym kolejnym inaczej je akcentując. Mam brata pedała. Mam brata pedała. Mam brata pedała. Dzień dobry, jestem Grzegorz, mam brata pedała i chciałbym u państwa pracować. Cześć, mała, jestem Grzegorz, mam brata pedała, skoczysz na drinka? Mamo, nie mogę teraz rozmawiać, mam brata pedała. Żartujesz, mały. Bracie pedale.

Mimo wszystko starałem się.

– Posłuchaj, eeee… Jesteś pewny?

Kiwnął głową. Zaraz się rozbeczy. Jeśli się rozbeczy, będę musiał mu maznąć.

– Ale czy ty już… No wiesz…

Dlaczego nie mogłem po prostu zapytać: „Michał, uprawiałeś seks z facetem? Michał, słuchaj, a dupa cię nie boli?”

– Nno… W pewnym sensie…

– Jak to kurwa w pewnym sensie? Jak w jakim sensie? TO się robi albo nie, rozumiesz?

Że co?! Skoczyło na mnie zębate widmo ojca, przeklęta zjawa, potrząsająca mną i skrzecząca: „Rozumiesz? Rozumiesz? Rozumiesz? Masz brata pedała, rozumiesz? TO się robi tak: kiedy mężczyzna czuje, że jego prącie jest sztywne…”

Mój mózg pracował na takich obrotach, że gdyby nie uszy, pewnie by się przegrzał. Podsuwał mi paskudne wizje, wciąż z udziałem gościa ze stacji benzynowej. Że co mój brat mógł robić? Oralny? Analny? Jakieś zabaweczki? Czy ten facet goli sobie… Niemal błagałem Michała wzrokiem, tak jak on przed chwilą błagał mnie. Powiedz to, proszę, powiedzże coś…

– Grzesiek – załkał Michał, czy też Michalina. – Kochasz mnie?

Nie wierzę.

– Tak – popatrzyłem mu w oczy, spokojnie, gładko. – Zawsze będę cię kochał, kimkolwiek byś nie był.

Myślałem po prostu, że mój brat jest słaby. Że zwyczajnie mam nim nie być, a wtedy wszystko będzie dobrze. I tak, przytuliłem go.

Chociaż kłamałem. Nie mógłbym kochać swojego brata pedała.

***

Oparłem się o framugę. Jasna cholera. Nie przewróciłem się, raczej ktoś wyrwał mi grunt spod stóp, jakby to był dywan. Jestem pijany i rozmyślam o swoim bracie pedale. Dosyć tego. Uspokoiłem się. Panuję nad tym. Mogę panować nad nią, mogę i nad sobą. Tak? Jokasta?

– Jokasta – warknąłem, w tym domu można tylko wrzeszczeć i warczeć. – Jokasta, kurwa, dawaj nadgarstki.

(Nigdy nie przeklinaj, synu.)

– Co się z tobą dzieje? – Jokasta rozcierała sobie z sykiem przedramiona. Nawet nie pofatygowała się, żeby założyć majtki na tyłek, po prostu wciągnęła szorty. Bezmyślnie gapiłem się, jak tu i ówdzie jej się wżyna. Oho, a to co, stanika też nie założy? Ciekawe swoją drogą, stoją jej z zimna czy z podniecenia? Gęsiej skórki nie ma, także… (Kurwa), mogłaby ogolić pachy…

– Kurwa mać, Grzesiek, pedale, ogarnij dupę!

…Nie przeklinaj, Jokasta. Co?

– Powtórz.

– Chory czy co…

– Powtórz.

– Nie jestem pedałem, rozumiesz?! – ryknąłem i z miejsca tego pożałowałem, bo kiedy już ryczałem, zaraz musiałem się czymś zamachnąć. Kurwa, kurwa, (nie… zamknij się, stary pierdzielu), to chyba jasne, że nie jestem żadnym pedałem; nie wiem dlaczego, ale perspektywa bycia pedałem wydała mi się straszna. Okropna. Naprawdę. Nic gorszego. Nic gorszego od Michała – pedała. Pejcz trzasnął o ziemię, najpierw właściwą częścią, potem rączką (rękojeścią, uchwytem), potem krzesło, a krzesło już… Nie uderzę jej, nie uderzę za żadne skarby, nie krzesłem…

– Powtórz, kurwa! Powtórz!

A jak już ryczałem, musiałem rzucać.

***

Marcin miał obłęd zamiast oczu. Właśnie się dowiedział, że matka powiesiła się w pokoju, w którym spędził dziesięć lat, nad łóżkiem, w którym spał przez siedem. Nie dziwiłem się. Dziwiłem się sobie, że w ogóle mnie to nie rusza.

Szczęki mi się zaciskały. Musiałem. Nad sobą. Panować.

– Nie zabiłem twojej matki, synu, co ty bredzisz?

– Tato – nie mam pojęcia, jakim cudem mówił, ani jak to zrobił, że nie połamał zębów. – Ty chuju. Gnoju. Skurwielu. Zabiłeś moją matkę. Zamordowałeś.

Bardzo. Cicho. Bardzo. Spokojnie. (Kurwa. Jego. Mać.)

– Nie.

– Tak! Zabiłeś! Może nie ręką! Ale zabiłeś matkę, rozumiesz, zasrany moczymordo, czaisz?

Usłyszałem tylko jedno słowo. Swoją drogą, akurat w tym momencie byłem pełen podziwu. Już się bałem, że mój syn będzie jak Michał (mój brat pedał), że będzie maślaną ciotą. Ale co on sobie myśli, szczyl mały, gnojek jeden, kurwa, kurwa, no ja pierdolę, (nigdy nie przeklinaj, synu), nie. Nie, nie, nie, nie można bić dziecka, nie wolno! (Rozumiesz?)

Krzesło przeleciało przez stół. Zachwiałem się. Gdzie jest Marcinek? Kiedy widzi się podwójnie, trzeba celować w środek. Widzę dwa stoły, cztery krzesła, dwie lampy i nawet dwie podłogi, założone na siebie jedna na drugą, i przy tym ani jednego Marcinka. Marcinek, synu, gdzie się schowałeś?

A potem, nagle – wcale nie stopniowo, po prostu jak kubłem w mordę – uspokoiłem się. Mój syn. Mój syn leżał ze śliwą pod okiem i chyba krwiakiem na policzku, rozbitą wargą, ale nie charakterem. Mój syn. Nie synek, synuś, jestem ojcem, nie tatusiem. Mój syn nie rozpłakał się, chociaż wiedziałem, że rozryczy się zaraz po wyjściu, a tego, że pójdzie w cholerę, byłem pewien. Jego ojciec również się nie rozryczał. I nigdy donikąd nie poszedł, bo po prostu nie miał dokąd.
Wtedy podarowałem mu wszystko, co miałem. Postanowiłem być lepszym ojcem niż jego dziadek.

– Tak, synu. Zabiłem twoją matkę.

Pozwoliłem mu się znienawidzić. Po to tylko, żeby matka mojego syna nie została Andrzejem Richterem.

***

– Grzesiek. Grzegorz. Patrz na mnie.

Nie uciekła, ale też i ja nie uderzyłem. Zatrzymałem się w powietrzu. Po raz pierwszy w życiu. Nie mogłem się zatrzymać przy swoim dziecku? Przy swojej żonie?

Może mogłem. A może mój ojciec mógł tego dnia nie pić. Może nie zamordowałby Andrzeja Richtera.

Może ja nie chciałbym teraz zamordować wszystkich.

***

Ojciec nie przejął się tym, że dziadek nie żyje, myślał tylko o tym, że go zabił. Że on jest mordercą. Naturalnie nie powiedział tego; trząsł się, płakał, prawie mu współczułem, jęczał coś, że światła popsute, że on miał pierwszeństwo, że co to za drogi, słowem – bredził. Matka nic nie powiedziała. Popatrzyła w przestrzeń, a raczej w tył własnej głowy. I zemdlała. Zanieśliśmy ją z Kamilem do pokoju, cholerny Michałek zaczął ryczeć i do niczego się nie nadawał. Wlekliśmy ją w pełnym męskiej godności milczeniu, nie przytuliłem brata, nie pocieszyłem go, powinienem, ale i on nie powiedział do mnie słowa. A zresztą co miałem powiedzieć, no co, że tak miało być, że w niebie jest Pan Jezus i on bardzo potrzebował dziadziusia, tak? Kamil miał wtedy trzynaście lat, wiedział, że to nie był żaden „dziadziuś”, nie ma czegoś takiego; był Andrzej Richter, niedołężny alkoholik, który zawsze chciał być ojcem i dziadkiem, a był tylko Andrzejem Richterem. Zdawał sobie sprawę, że Pan Jezus nie potrzebuje do niczego Andrzeja Richtera, nawet gdyby nie był Andrzejem Richterem, tylko saksofonistą, malarzem albo znanym naukowcem, który wynalazł wehikuł czasu. Myślę, że wtedy Kamil zaczął podejrzewać Pana Jezusa o bycie sadystą; wtedy się to musiało zacząć, „to” mam na myśli nienawiść do całego świata, której ja nie mógłbym z siebie wykrzesać za żadne skarby. „To” w wykonaniu mojego brata, który nigdy nikogo nie uderzył i nie skrzywdził, było znacznie powyżej moich możliwości. „To” objawiało się taką niechęcią w oczach, w każdym ruchu, geście, co tam ludzie robią, we wszystkim. Do tego stopnia znienawidził świat za zabijanie Andrzejów Richterów, że poszedł na medycynę, aby podjąć męczeńską, katorżniczą pracę Syzyfa i codziennie cierpieć śmierć Andrzeja Richtera na sali operacyjnej. Niby nie powinien aż tak zareagować, przecież od tamtego czasu przeżył znacznie więcej, w tym samobójstwo najlepszego przyjaciela i rozwód. Ale na tym „to” polegało. Kamil w wieku trzynastu lat zdecydował, że nie pogodzi się ze śmiercią Andrzeja Richtera. Postanowił też, że będzie towarzyszył jego śmierci aż do dnia, gdy sam stanie się Andrzejem Richterem. Poważna, męska decyzja.

Beatka – szmatka udała, że pogodziła się ze zjawiskiem śmierci właśnie wtedy, kiedy jej brat uznał, że zrobi coś dokładnie odwrotnego. I okłamała wszystkich, zrobiła nas w jajo, bo nienawidzi alkoholu i pokoju Andrzeja Richtera i nie może patrzeć na ojca. Michał Richter w ogóle się nie zmienił, popłakał i pozostał Michałem Richterem, co było jeszcze bardziej przerażające. A ja nie wiem kim byłem, jakoś się zmieniłem, na pewno; niemniej jednak jak nie znałem siebie przed śmiercią, tak nie znałem siebie po niej, więc w gruncie rzeczy żadna zmiana chyba nie nadeszła. Ach, pieprzyć to. Może wcale nas to tak nie uderzyło, może sobie wmawiam. Chrzanić, ze starego pokolenia została tylko matka. A kiedy do niej mówię, czuję, jakbym rozmawiał ze zwłokami. Babcia po prostu zwariowała do reszty i też umarła, w wieku osiemdziesięciu dwóch lat, nie ma w tym nic dziwnego. Ojciec, śmiać mi się chce, umarł na raka płuc, nie zapaliwszy w życiu ani jednego papierosa. Wyobrażam go sobie konającego na łóżku szpitalnym, pytającego w przestrzeń: „rozumiesz?” Zamordowawszy teścia postanowił wyprzeć się mordu i doprowadził swoim zachowaniem matkę do niemej pasji, ale był za głupi albo zbyt tchórzliwy, żeby to pojąć. Matka wyżywała się na nas, udając, że tego nie robi. Wszyscy udawaliśmy. Tylko Andrzej Richter nie chciał udawać, że żyje. Gdyby umarł na zawał, byłoby w porządku, bolałoby, ale przynajmniej nasze pokolenie pogodziłoby się wreszcie ze śmiercią. Zamordował go mój ojciec, więc jest tak, jakby naszej rodziny już nie było. Chyba przestała udawać, że istnieje.

***

Głupia wóda. I teraz siedzę na własnej podłodze, przytulany przez babę, którą dopiero co lałem pejczem. Co ona, nie boi się mnie? W ogóle? Nawet, kiedy wziąłem znowu do ręki ten sam pejcz i tnę nim powietrze, robiąc niewidzialne bruzdy na ciele ojca? Zawsze uważałem, że nałogowcy i damscy bokserzy są obrzydliwi, a tymczasem się okazało, że dla kobiet są najlepszą partią. One wręcz czekają, aż znajdą jakiegoś wariata, żeby móc się łudzić, że są dla niego światełkiem w tunelu. Wykłócają się o te litry wódki, tony kokainy, stosy zakrwawionych łyżeczek i kopce petów, nie zauważając, że same są ciężko uzależnione od własnego krzyża. Jezus powinien być kobietą, zawsze tak myślałem, bez względu na to, czy patrzyłem na swoją matkę, na Julię, na siostrę czy na tę dziwkę, odmrażającą sobie właśnie tyłek za drzwiami. Nawet kiedy dochodziłem, obojętnie w jakiej pozycji, czułem przez skórę katorżniczą pracę tych kobiet i ich zbolałe orgazmy; tak jest, nawet gdy biłem słabo albo wcale, wiecznie czułem, że to dla nich bardziej cierpienie niż przyjemność. Julia powiedziała mi kiedyś nawet, że uczucie kobiecego orgazmu jest podobne do uczucia rozpadania się na kawałki. Wzruszyłem na to ramionami, ale tak się złożyło, że po Julii miałem wiele kobiet, w tym jedną poetkę. Przypomniałem sobie o słowach mojej dziewczyny, późniejszej żony, późniejszej nieboszczki, kiedy prawie złamałem piszczel tej wrażliwej poetce, gdy odmówiła przywiązania nogi do ramy łóżka. Przewróciła oczami.

– Nie, to nie do końca prawda. To raczej tak, jakby rozpadało się nie ciało, tylko… Bo ja wiem… jakby skóra i mięśnie pozostawały na miejscu, ale wszystkie neurony eksplodowały od środka. Zwłaszcza te od pasa w dół. Nigdy mi się nie zdarzyło, żeby ktoś był tak dobry, żebym pękła wyżej.

Zarobiła za te słowa plaska w dupę. Nie, nie takiego figlarnego, dla żartu, żeby tylko upokorzyć. Biję, żeby bić. Och, mam straszliwy burdel w głowie, w mieszkaniu i wszędzie.

Dupa. Też się podniosę. Jestem alkoholikiem. Oni po wszystkim się podnoszą.

– Grzegorz.

Mówi do mnie łagodnie. Mów. Ale nie zmuszaj do odpowiedzi. Mów, proszę.

– Grzegorz. Chodzi o żonę? O syna? O seks? Z tym się można pogodzić. Ja się pogodziłam.

Gówno się pogodziłaś. Popatrzyłem na nią. To lesba. Wpadła kiedyś na to? To pieprzona lesba. Musi się zmuszać do seksu z facetami.

O żonę? O syna? Moja żona się zabiła, o tym wiedziałem. Mój syn wiedział, że zabiłem ją ja. Ona prawdopodobnie w ogóle nie wiedziała, że się zabija albo że jest zabijana. Niektórzy ludzie zabijają się tak, jak inni piją, ćpają albo palą papierosy; pije się, bo się pije, ćpa się, bo się ćpa, pali się, bo się pali, bije się, bo się bije, zabija się, bo się zabija. Cała reszta to tło, którym próbuje się przykryć tę jakże mądrą prawdę. Tło jest zawsze zbyt mętne, prędzej czy później z każdego wylezie sakramentalne, pijackie, masochistyczne, sadystyczne, samobójcze: „bo tak”.

O seks?

– Wyjdź już. Wyjdź, proszę. Muszę zostać sam. Naprawdę muszę.

Popatrzyła mi w oczy. Kogoś mi w tym przypominała. Tyle tylko, że była mądra, ukrywała to skrzętnie, ale była; wiedziałem to. Byłem pewien.

– Rozumiesz?

Zrozumiała.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
DragonLady · dnia 17.08.2014 09:17 · Czytań: 896 · Średnia ocena: 3,5 · Komentarzy: 6
Komentarze
amsa dnia 17.08.2014 12:25
DragonLady - świetnie napisany tekst, doskonały opis psychologicznych zaburzeń, niewłaściwych zachowań, efektów dominacji słabości, które są zbyt mocne by zostały przełamane przez wolną, w tym wypadku, wolę. Przeczytałam, jak to się mówi, na jednym wdechu. Bardzo prawdziwy tekst, przypomniał mi film oglądany przed laty "Odrażający, brudni, źli". Nie dlatego że jest podobny, ale związki i relacje, które tu pokazano są niemal identyczne, jak w tamtym obrazie.

Pozdrawiam

B)

Cytat:
Po­wiedz to, pro­szę, po­wiedz­że cos(ś)…

Cytat:
Mar­cin miał za­miast obłęd za­miast oczu.


Cytat:
za głupi albo zbyt tchórz­li­wy, żeby to pojąć. Matka wy­ży­wa­ła się na nas, uda­jąc, (usuń enter)
że tego nie robi. Wszy­scy uda­wa­li­śmy. Tylko An­drzej Rich­ter nie chciał uda­wać, że żyje. Gdyby
DragonLady dnia 17.08.2014 13:58
Dzięki, zarówno za ocenę, jak i za wskazanie błędów - choćby człowiek wpatrywał się w tekst mrużąc oczy przez dwie godziny, i tak zawsze coś się wymknie.

No i, oczywiście, przede wszystkim, dzięki za wypełnienie pustki pod tekstem. Miło, że ktoś to czyta :)
Andre dnia 18.08.2014 21:37 Ocena: Bardzo dobre
Kurcze, to jest świetnie napisany tekst. Historię zacząłem czytać z niesamowitym zaangażowaniem i wciągnęło mnie od samego początku. Tylko, że gdzieś w połowie to wciągnięcie zaczęło puszczać.

Jak grzyby po deszczu wyrosły różne dygresje, retrospekcje, wspomnienia, których nadmiar sprawił, że tekst zaczął mi się dłużyć. Powoli straciłem rozeznanie, gdzie tak naprawdę jest clou opowiadania i moje zainteresowanie jakoś się rozmyło.

Nie zrozum mnie źle, to w dalszym ciągu jest kawał świetnego pisania, tylko moim zdaniem trochę za bardzo przeciągnięty, a za mało konkretny. Niemniej, choćby za sam styl i za niebanalny temat, z czystym sumieniem wystawiam ocenę bardzo dobrą :)
purpur dnia 17.02.2016 16:20
No wpadłem... i dosłownie i w przenośni.

Fantastycznie napisane opowiadnie, rozdzieliłaś mi na conajmniej dwie połowki moje rozumowanie. Tutaj tak wiele dzieje się w jednej chwili, w myślach, w słowach, w opisach, no wszędzie. Sam nie wiem, jakim cudem wiedzialem, że są to myśli, a to to jużopis, no ale jakoś wiedziałem.

Mocne. Twarde. Z klapsem!

Wprawdzie troszkę zagubiłem się w treści i podejrzewam, że "szczegół" mi umknął, ale nie przeszkadzało mi to w czytaniu.

Zastanawiam się jedynie, czy nie lepsze wrażenie by zrobiło, jak by to lekko przegarnąć, takimi ostrymi grabkami. Troszkę miejscami wydaje się jednak przegadane - no ale za to JAK przegadane :)

Zresztą - mnie przypadło do gustu - chociaż mając w pamięci treść tego opowiadania, chyba nie powinienem tak tego ujmować :)

Dzięki!
Niczyja dnia 14.03.2016 19:50 Ocena: Dobre
Witaj DragonLady,

Obiecałam, że zajrzę i dotrzymałam słowa:)

Trafiłam na tekst trudny, i w treści i w czytaniu. Bardzo mocny w odbiorze, szczególnie przez niebywale dużą ilość przekleństw, którą trudno mi przetrawić. Dlatego myślę, że tekst jest napisany przez mężczyznę. Kobieta chyba nie mogłaby tak siarczyście pisać. Nie obraź sie, ale takie sa moje myśli, które nie muszą być zgodne z prawdą.

Wiele rzeczy jest skrzętnie poukrywanych, w tym zagmatwanym skakaniu między scenkami. Na pewno autor chciał ukazać trudne bardzo relacje z ojcem. Dom, dzieciństwo nasiąknięte nienormalną normalnością. Może to były realia, może fikcja? Nie wiem, ale efekt jest! Tekst wali po nerach!

Zgadzam się z poprzednikiem, purpurem, że gdyby go trochę odchaosić, to byłby bardziej przejrzysty i łatwiejszy w odbiorze. A tak, trzeba się trochę natrudzić, samodzielnie, zanim dotrze się do końca.

Samo opowiadanie wartościowe, emocjonalne i daje do myślenia. Jak dzieciństwo kształtuje człowieka, i z tego małego człowieka, gdy dorasta na złym gruncie, nie może wyrosnąc nikt inny jak skrzywiony człowiek. Jak drzewo, które rośnie na pustkowiu, przy silnych podmuchach wiatru, bez żadnej ochrony, nie ma szans urosnąć proste i smukle piąć się ku niebu, ku słońcu...

Pozdrawiam serdecznie,
Niczyja
DragonLady dnia 15.03.2016 09:53
Niczyja,

Nie mam za co się obrażać, tym bardziej, że mój bohater jest mężczyzną, toteż Twój odbiór utwierdza mnie w przekonaniu, że sprawia wrażenie autentycznego. Tekst jest napisany przeze mnie, a ja mężczyzną wszak nie jestem ;) Faktycznie jest to najbardziej wulgarny z moich tekstów.

Hmmm. Muszę zacząć wprowadzać w życie to odchaoszanie.

Dzięki!
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty