Biedronka prawdę ci powie - romantyczna
Dramat » Komedia » Biedronka prawdę ci powie
A A A
Od autora: Z cyklu: Zgorzkniałość młodej panny / część I

Opowiadanie dedykuję Pablovskiemu ! ;) Bo obiecałam.

            Poranek nie poskąpił swego uroku zmęczonym od zmiany czasu oczom. Która to była godzina? Szósta, choć przecież miała być piąta, jak na ironię przystało. Ale to nic, bo mgły już dawno się obudziły i ręce zaczęły im opadać, gdyż mało kto zwrócił uwagę na ich inscenizację. Stało się tak, mimo że przesłoniły przecież wszystko wokół cieniutką jak oddech firanką, zazdrosne o cudze piękno.

            Kiedy już obudziłam rozespane zmysły nazbyt mocną kawą, dotarł do mnie fakt przymusu pójścia do pracy. Była to dość niewdzięczna świadomość, zwłaszcza że wraz z nią ból głowy przeszył mnie na wylot. Czyżby mózg odmawiał współpracy? Zawsze mogłam zwalić winę na tę cholerną zmianę czasu albo na kaca, który zagnieździł się we mnie zaraz po pierwszym mrugnięciu. Ile to razy obiecywałam sobie, że nie będę pić alkoholu w nadmiarze? Niestety, mój licznik zepsuł się dawno temu i nie zatrzymywał nawet na czerwonej wskazówce – picie do upadłego. Światłowstręt przypomniał o kupieniu zasłon. Po chwili kofeina zaczęła krzyczeć w żyłach i zdawało się, że wszystko wraca do normy. Racja będąca racją uświadomiła mnie, że ją miałam – wydawało mi się. Nic bowiem nie wróciło do normy.

            Dzień zapowiadał się krótszy, niż zwykle. Ukradziono mi przecież godzinę, z którą i tak nigdy nie wiedziałam co zrobić albo też uciekała przez palce niezauważona. O ile jeszcze zegarek wyrażał chęć współdziałania, o tyle z czasem nie potrafiłam się dogadać. W przypływie rozsądku ubrałam swoje nieuczesane myśli w wygodne ciuchy pachnące poziomkowym odświeżaczem do szaf, a kiedy biedronka usiadła na moim pierwszym i jednocześnie ostatnim dziś śniadaniu, zrozumiałam, że to będzie pechowy dzień. Nie mam pojęcia, skąd przyszło mi to myślenie. Może ze świadomości, iż biedronka, choć pozornie piękna, w przypływie strachu wydziela z siebie ohydny, śmierdzący żółty płyn, a może po prostu zakwalifikowałam ją jako robala, który zawsze będzie robalem, choćby nawet przyozdobił się w kropki. Biedroneczko, leć do nieba, przynieś mi kawałek chleba, bo mój bezczelnie zdeptałaś, cholernico.

            W mojej przestronnej szafie było wszystko, oprócz spokoju. Ciągłe pragnienie czegoś więcej sprawiało, że nowości ubraniowe z dnia na dzień stawały się stare. Podobnie jak ja. Niewykorzystana suknia ślubna, majacząca gdzieś na dnie, przypominała o jednym z największych życiowych błędów. Błąd miał na imię Remigiusz i nie zawsze był pozbawiony sensu. Kiedyś nawet wydawało mi się, że świat nie istnieje poza zasięgiem jego ramion, tak działała na mnie ta pomyłka. Po otwarciu oczu, do zaślepionego umysłu dotarło jednak, że dotykam stopami ziemi, a świat mimo wszystko egzystuje i nie ma w tym nic przyjemnego, ani tym bardziej nadzwyczajnego. Przyjemne było tylko picie kawy, która nigdy nie czepiała się sumienia, mogło więc pozostać czyste, a przy tym spełnione. Ciepło rozlewające się wewnątrz uśmierzało wszelkie braki wątpliwości.

            Wczoraj przesadziłam z procentami, co ostatnio zbyt często mi się zdarzało. Ale to chyba normalne, gdy chodzi się na spotkania singielek „z wyboru”. A potem siedzi przy żałosnym barowym krześle, sącząc niepostawione przez nikogo drinki, bądź tańczy, machając cellulitem do muzyki „na czasie”, wypływającej z głośników głębokim i niepowtarzalnym ync, ync. Normalne, że trzeba się upić, gdy najlepsza przyjaciółka robi sobie sztuczne cycki za dwadzieścia tysięcy, bo ją na to stać, w dodatku dobrze wyglądają, mimo że sprzeciwiły się naturze. Wczoraj wydawało się dość wesołe, choć wcale takim nie było.

- Mój Rysiek cieszy się z nich najbardziej – pochwaliła się Magda.

- Rysiek?! – wykrzyknęłyśmy jak poparzone. – Przecież ty nie masz faceta! – Starałyśmy się przekonać ją o swojej racji, której byłyśmy pewne, a której nasza przyjaciółka zdawała się nie dostrzegać. Czyżby cycki wżarły jej się w mózg?

- To jedyny facet w moim życiu, nie jest zbyt wymagający, zawsze mnie wysłucha i w dodatku jest taki mięciutki…

- Owłosiony facet, fuj! – skrzywiła się Eliza, zapewne wyobrażając sobie podobne indywiduum. – Nie ma nic gorszego! Zresztą nie istnieje facet, który słucha, nie jest…

- Rysiek to kot, idiotko! – Magda i jej skłonność do przerywania powstrzymały Elizę przed dalszym ośmieszaniem się. Każda z nas przecież wiedziała, że Magda lubiła owłosionych mężczyzn, gdyż w jej mniemaniu byli bardziej męscy.

- A już myślałam, że pochrzaniły ci się priorytety.

- Szkoda, że przefarbowałaś włosy, przynajmniej miałyśmy jakieś wytłumaczenie na twoje zachowanie, a teraz… – Magda rozłożyła ręce w geście bezradności.– …nie wiem czy jesteś kosmitką, czy może przechodzisz kryzys wieku średniego.

            Uszczypliwości ze strony przyjaciółek były na porządku dziennym. Bez nich czułam się niekompletna, zupełnie jakby brakowało mi jakiegoś elementu stroju. Co prawda mógł to być niedopasowany sweter albo przyciasny but, ale tak czy inaczej ich brak wzbudzał niepokój i lęk. Może to był strach przed tym, że zostanę całkiem sama ze swoją przypadłością zwaną staropanieństwem? Na szczęście miałam matkę, która potrafiła manipulować moim życiem i być w nim obecną dwadzieścia sześć godzin na dobę. Na nieszczęście matka też była starą panną. Nigdy nie wyszła za mąż. To ona uświadomiła mi, że nikt na mnie nie zasługuje, zresztą podobnie, jak na nią. Zawsze lepiej wiedziała kiedy jestem głodna, czy chce mi się spać lub czy mam ochotę iść na imprezę. Jej głos wwiercał mi się z mózg i składał w nim jaja, wykluwające się niezadowoleniem z życia. Nie zawsze byłam zgorzkniała. Miałam swój czas zadowolenia, jednak nie trwał on zbyt długo, jako że ta choroba, według matki, dzięki Bogu była uleczalna.  

            Do dzisiejszego dnia i mojej lewej nogi, która go zaczęła, pasowały czarne czółenka. Żałoba odrzucenia nie miała urlopu. Biel spokojnie spała na dnie szafy. Poza tym, czarny był wygodny i dobrze dopasowany, wyszczuplał i pocieszał. Uwielbiałam dodatki, więc na lewą rękę oprócz zegarka założyłam jeszcze kilka cieniutkich skórzanych bransoletek ozdobionych delikatnymi ćwiekami. Koronkową bluzkę wcisnęłam w spodnie i wyprostowałam jej podwiniętą stójkę. Wyglądałam dobrze, choć nie było mi dobrze. Oto farsa dotykająca trzech czwartych społeczeństwa – pomyślałam.

            Niemalże na każde urodziny dostawałam nowe lustro od Ireny, mojej matki, która tak kazała się nazywać. Należała do typu kobiet zakochanych w sobie i najbardziej na świecie pragnęła, bym poszła w jej ślady. A moje ślady, choć usilnie starały się podążać w przeciwnym kierunku, w końcu zawsze lądowały w tej samej kałuży. Lustro pokazało mi, że nie wszystko jest takim, na jakie wygląda. W makijażu i eleganckim ubraniu wyglądałam naprawdę korzystnie, jak w większości przypadków, ale kto by chciał oglądać mnie taką, jaką byłam w rzeczywistości? Nieumalowaną trzydziestopięciolatkę, uwięzioną w ciele osiemnastolatki. Chyba tylko ktoś, kto by mnie kochał, a nie było takiej osoby. Ten dzień boleśnie mi to uświadomił, wespół z jednym z ośmiu luster w moich smutnych, pustych przestrzeniach.

            Byłam jak dom, czekający na kogoś, kto wypełni go swoim śmiechem i zapachem obecności, kto sprawi, że jego wnętrze nabierze sensu i chęci do życia. A póki co, musiałam wziąć się w garść i zasuwać do pracy. Niestety był to etat u człowieka, rzekomo będącego moim ojcem, choć nie dałabym sobie za to uciąć ręki. Jego firma, zajmująca się nie wiadomo czym, zarabiała krocie, pozwalające na spłacanie zbyt długich tipsów Ireny, jej dopinanych włosów i niebotycznie drogich ciuchów, a wszystko to w ramach zadośćuczynienia. Matka twierdziła, że nigdy nie kochała tego człowieka, dlatego nie chciała wyjść za niego za mąż, a ja przeczuwałam, że on po prostu złamał jej serce. Mogłabym przysiąc, że kiedyś biło w jej piersi. I że nie posiadało metki.

            Wsiadłam do zbyt kosztownego samochodu – białego porsche panamera, który dostałam od ojca – Cezarego, nie Czarka. Lubił kupować sobie uczucia innych. Od zakrętów na wyboistej drodze zrobiło mi się niedobrze. Starałam się skupić na czymś przyjemnym i pierwszą rzeczą, która przyszła mi na myśl, był masaż. A konkretnie przystojny, umięśniony i opalony mężczyzna, przesuwający swoje silne dłonie po moich zmęczonych, spragnionych dotyku plecach. Uśmiechnęłam się do tych błogich przemyśleń, które rozwiały się niczym dmuchawce po bezkresnym morzu zbóż.

            Na ziemię sprowadził mnie okropny i nieprzyjemny huk, chyba zbyt głośny, jak na to, co zrobiłam. Zabiłam psa. Leżał w rowie jak szmaciana lalka, a moje nogi zmiękły w kolanach i nie byłam w stanie ruszyć z miejsca. Kiedy już całkowicie dotarła do mnie ta świadomość i umysł zaczął w miarę normalnie funkcjonować, wysiadłam z samochodu i podeszłam do zwierzęcia. Z pyska już zaczęła sączyć się krew, co spowodowało u mnie kolejny odruch wymiotny. Zdarzyło mi się to pierwszy raz i uczucie wywołane wypadkiem, wzbudziło we mnie poczucie winy i wszechogarniający żal. Pożałowałam, że nie potrafiłam tego przewidzieć. Ten zwierzak na pewno miał gdzieś ciepły kąt, a w nim własne imię i kochającą rodzinę, która prawdopodobnie będzie go szukać. Podsiadał więcej, niż ja. A teraz stracił wszystko.

            Nie mając pojęcia, co powinno się zrobić w podobnej sytuacji, zostawiłam nieżyjącego czworonoga w rowie wraz z refleksją nad jego psim życiem. Aż do końca trasy trawiły mnie wyrzuty sumienia. Czułam się, jakby ktoś mnie zżuł i wypluł. Guma do żucia mogła mi pozazdrościć.

            Gdy już weszłam do firmy, na „dzień dobry” spotkałam Julię – sekretarkę, która licząc na awans właziła w dupę nie tylko mojemu ojcu. Biedaczka nie miała pojęcia, że jej zadaniem było ładnie wyglądać i szczerzyć ząbki do szych w garniturach, będących potencjalnymi inwestorami. Nie miałam ochoty na poranną lewatywę, więc ominęłam pracownicę szerokim łukiem i poszłam do swojego biura. Z okien rozciągał się widok zmęczonego miasta. Mogłabym mu nawet współczuć, gdybym tylko nie czuła się dokładnie tak samo.

            Widok „ojca” nie wzbudził we mnie uczuć wyższych, o których posiadanie nawet nie śmiałabym się podejrzewać. Skinęłam głową, co w wolnym tłumaczeniu miało oznaczać: Cześć, znowu musimy na siebie patrzeć. On z kolei tylko podniósł dłoń do góry, jakby chciał powiedzieć: Odpierdol się ode mnie i niech każdy robi swoje. Biorąc sobie do serca te niewypowiedziane słowa, trzasnęłam drzwiami własnej klitki, dając do zrozumienia całemu światu, że nie chcę go oglądać. Wypiłam cztery kawy, rozgrzebałam stos i tak już rozgrzebanych papierów tylko po to, by zaraz je ułożyć, żeby ktoś inny mógł je rozgrzebać. I tak do usranej śmierci. Układamy coś, by za chwilę to rozpierdolić. Tym właśnie karmi się ludzka natura.

            Kiedy godziny mojej pracy zniknęły za zakrętem niczym ciemny, tajemniczy typ wyjęty z marnego thrillera, zmusiłam swoje zastane mięśnie do niejakiego wysiłku przemierzenia schodów w towarzystwie sztucznych na razie i do widzenia. Burczenie w żołądku dało mi o sobie znać w drodze do domu, choć tyle razy mówiłam brzuchowi, że dziś nie dostanie już nic do jedzenia. W ogóle, co za czubek wymyślił potrzeby fizjologiczne? I czemu Maslow umieścił je na samym dole piramidy, choć to właśnie za sprawą ich niezaspokojenia nie można normalnie funkcjonować?

            Wstąpiłam do osiedlowego sklepu, którego nienawidziłam całym swoim jestestwem. Ilekroć spoglądałam na zakurzone puszki, piętrzące się starością na pordzewiałych półkach, robiło mi się słabo. Podobnie jak wtedy, gdy byłam zmuszona nabyć jedną z nich. Tym razem padło na ananasa, którego miałam zamiar zwerbować do mało skomplikowanej sałatki. Ujęłam w dłonie brudną puszkę i z miejsca zapragnęłam zakupić żel antybakteryjny w pakiecie. Nieźli są z tą polityką marketingową – przemknęło mi przez myśl. - Jeden wybór pociąga następny: zgnita cytryna – wyciskarkę, bądź nożyk, dobre wino – korkociąg, popcorn – tanie romansidło. I wszystko to ustawione „przypadkiem” obok siebie. Niesamowite.

            Zadumana i jednocześnie pełna podziwu, zamiast odrazy dla podobnych postulatów, nie zwróciłam uwagi na dzwoniący w kieszeni telefon komórkowy, który przyciągnął uwagę wszystkich, tylko nie moją.

- Odbierze pani? – Męski głos uderzył mnie niczym fala o latarnię.

- Co? – warknęłam, wydostawszy się z letargu.

            Nagle dotarły do mnie dwa fakty. Pierwszy był taki, że stał przede mną przystojny i bezczelny facet, ubrany na luzaka niczym Jared Leto podczas koncertu i nawet podobnie do niego wyglądający, z nieprzesadnie długimi włosami, seksownym zarostem i przyciemnionymi okularami. Drugi, niepomiernie ważny fakt, krzyczał do mojej mózgownicy, że nie mówi się: Co?, tylko: Proszę?, a już zwłaszcza do cholernego Jareda Leto!

- Co pana tak niby razi? – Postanowiłam zdać się na tajną broń każdej kobiety – sarkazm, wiedząc, że działa on na facetów jak plus na minus.

- Pani uroda – wycedził z głupim uśmieszkiem, obracając w pięknych, białych zębach wykałaczkę, którą chciałam w tym momencie być. To znaczy, którą chciałam być do momentu, gdy wypowiedział dwa tandetne słowa i wszystko spaprał! Jared na pewno by mi tego nie zrobił!

- Telefon nadal pani dzwoni – kontynuował z niezachwianą wiarą we własne ego. - Zakochała się pani, czy co?

- Mąż mi umarł – skwitowałam przekonująco, czekając na reakcję faceta, który szybko stracił w moich oczach, a w którego oczach ja ujrzałam nagłą śmierć.

            Telefon przestał dzwonić. Zdawało się, że cisza nagle przecięła wszystkie sklepowe rozmowy. Mężczyzna wypalił coś w stylu: Najmocniej przepraszam, po czym zniknął równie szybko, jak się pojawił. A masz popaprańcu! – pomyślałam, nie bez przekąsu. - To cię oduczy zadawania idiotycznych pytań nieznajomym! Z pewnością matka byłaby ze mnie dumna. Mąż, którego nie posiadam, niewątpliwie nie byłby zadowolony.

            Mimo wszystko na mojej zmęczonej twarzy zagościł wielki banan, rozciągający się w miarę, jak facet od wykałaczki oddalał się na bezpieczną odległość tysiąca metrów. Nie było mi pisane go poznać. Nie dziś, nie – nigdy.

            Niech cię szlag biedronko…

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
romantyczna · dnia 10.09.2014 19:29 · Czytań: 705 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
amsa dnia 10.09.2014 21:51
Romantyczna - i cóż ja mam powiedzieć, szkoda że nie brałaś udziału w konkursie:(. Ta jedna chwila, ten moment był taki.. ach, nie jestem w stanie nic więcej pisać... Chwila po dojściu do siebie:).
Kapitalny tekst, cudowny sarkazm i zjadliwość, jeśli mogę tak określić, inteligentny humor, kąśliwy obserwacji siebie i innych. Krótki rys charakterów osób dramatu, ale mówiący wszystko, przy czym skojarzenia w pierwszych akapitach powiązane ze scenografią - dla mnie wszystko jest klasą dla siebie:).

Pozdrawiam z bananem na twarzy:)

B)
romantyczna dnia 11.09.2014 09:22
amso - w konkursach nie biorę udziałów, bo nie czuję się na tyle pewnie, ale to bardzo miłe, że o tym wspomniałaś. No i oczywiście nie muszę chyba mówić, że dla takich recenzji warto pisać ;) dziękuję pięknie i zapraszam do kolejnych części o ile uda mi się takowe spłodzić.

Pozdrawiam również z bananem :D
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty