(...) Tymczasem Cyryl puściwszy się obrzeża studni, spadał w jej otchłań z coraz to większą szybkością. Przestraszony zamknął oczy, upadł na ziemię, ale o dziwo nie poczuł najmniejszego bólu. Powoli wstał z ziemi i ciekawie rozglądnął się dookoła. Wszędzie było mnóstwo zieleni, dużo krzewów, dużo drzew, ale ludzi nie dostrzegł. Stał przy szerokiej drodze, która prowadziła pod stromą górę, nie widział jej końca, a więc do szczytu góry było bardzo daleko. Zastanawiał się co dalej robić, gdy zauważył, że jego stronę idzie staruszek podpierając się drewnianą laską. Szedł powoli, więc Cyryl szybko podbiegł do niego.
- Witaj! - przywitał nieznajomego - możesz mi powiedzieć gdzie ja jestem?
- Oczywiście - uśmiechnął się starzec - jesteś w kraju "życiodajnej wody". Z pewnością po nią przyszedłeś!
- Tak! - odparł Cyryl zgodnie z prawdą - w moim kraju, księżniczka nasza jest bardzo chora, tylko "woda życia" może ją uratować, więc postanowiłem ją zdobyć aby uzdrowić ją. Nie wiem tylko gdzie się znajduje.
- O, tam! - wskazał staruszek laską, majaczącą w oddali górę - daleko. Ty naprawdę tam chcesz iść? - dodał z niedowierzaniem.
- Tak, gdy jej nie przyniosę, księżniczka umrze. Umrze tez mój ojciec i mój brat - ze smutkiem powiedział Cyryl.
Staruszek milczał, gładził tylko swoją siwą brodę, nad czymś myślał. Nawet nie patrzył na chłopca, odezwał się dopiero po dłuższej chwili.
- Droga jest bardzo trudna - mówił powoli, jak gdyby chciał aby Cyryl wszystko zapamiętał - czyha na niej wiele niespodzianek. Wielu już było śmiałków, którzy chcieli zdobyć "wodę życia", ale dotychczas nikomu się to nie udało. Wszyscy zginęli.
- Jak to? - zdziwił się młodzieniec - wszyscy zginęli?
- Tak! Widzisz te kamienie wzdłuż drogi? To są właśnie ci śmiałkowie, którzy zginęli. Zostali zamienieni w te kamienie i czekają na wybawienie. Gdy znajdzie się śmiałek, który dotrze do "życiodajnej wody", weżmie ją i pokropi te kamienie, to przywróci im życie. Znów staną się ludżmi.
- Dokonam tego! - niemal krzyknął Cyryl - wszystkich wybawię, przysięgam!
- Oby ci sie udało - cicho powiedział staruszek - musisz pamiętać o jednym. Nie wolno ci się odwrócić do tyłu, gdy to uczynisz, zamienisz się w następny głaz i będziesz leżał przy drodze jak te oto kamienie. Nie wolno ci również nic podnieść z ziemi, bo czeka cię to samo. Gdy dotrzesz na szczyt góry, zobaczysz tryskające żródełko. Nabierzesz z niego tylko tyle wody ile zmieści się w butelce. Więcej nie wolno ci brać. Póżniej możesz swobodnie wracać do swojego kraju. Życzę ci powodzenia!
Cyral chciał jeszcze spytać staruszka o inne sprawy, ale staruszka nigdzie nie było. Zniknął, na próżno go szukał, ślad po nim zaginął. Usiadł więc na ziemi i zaczął rozmyślać o tym co powiedział starzec. Przestrogi jego nie wydawały mu się grożne, ot takie gadanie. Zastanawiał się jednak, dlaczego starzec przestrzegał go aby nie odwracał się poza siebie. Coś musiało w tym być, coś co nie dawało mu spokoju. Myślał o tym intensywnie. Musi coś wymyślić, aby nie odwracać się poza siebie. Ale dlaczego miałby się odwracać? No właśnie dlaczego? Sięgnął do swojej starej wysłużonej torby podróżnej i wyciągnął z niej kilka kawałków starego materiału. Pozwijał materiał w nieduże kulki i włożył je do kieszeni. Uśmiechnął się, był zadowolony z siebie. Jeszcze raz przeglądnął torbę i odstawił ją na bok. Nie będzie mi potrzebna - szepnął do siebie. Poprawił na sobie ubranie, spojrzał na swoje wysłużone buty, uśmiechnął się i zdecydowanym krokiem wszedł na gościniec. Teraz już nie miał odwrotu, musiał iść przed siebie. Albo zdobędzie "życiodajną wodę" albo umrze. Powoli mijał leżące duże głazy ułożone wzdłuż drogi, starał się nie patrzeć na nie, wiedział tylko, że musi je uratować.
- A ty dokąd idziesz? ni stąd ni zowąd, odezwał się jakiś głos.
Przystanął zdziwiony. Kto tu mówi na tym pustkowiu, przecież nie widział nikogo. Któż więc mówi do niego. Już miał się odwrócić aby zobaczyć nieznajomego, gdy wtem przypomniał sobie przestrogę starca. "Nie wolno ci się odwrócić" - jego słowa jeszcze brzmiały mu w uszach. Ruszył w dalszą drogę, przyspieszył kroku, aby jak najszybciej znależć się na szczycie góry, która majaczyła w oddali. Wspinał się z trudem.
- Puść psy! - usłyszał znów za sobą - szybciej, bo nam ucieknie - mówił jeden głos do drugiego.
- Już to robię! - Cyryl ze zgrozą usłyszał głośne ujadanie kilkunastu psów, czuł, że się zbliżają, że lada chwila a zaczną go gryżć. Struchlał przestraszony, nerwowym ruchem obtarł lecący ciurkiem pot z jego czoła.
- Wypuść węże - znów usłyszał za sobą - tygrysy też!
- O, Boże! - wyszeptał Cyryl i przyklęknął na ziemi. Tuż nad nim zagrzmiało złowrogo niebo, błysnęły błyskawice, ziemia zadrżała.
Przestraszony śmiertelnie Cyryl, wtulił głowę w swoje ręce i zamknął oczy. Czekał teraz na najgorsze, które jednak nie nadchodziło, wręcz przeciwnie, wszystko ucichło. Odjął ręce od głowy i znów jak za sprawą czarodziejskiej różdżki wszystko wróciło. Znów słyszał ujadanie psów i syk jadowitych węży, znów zadrżał na całym ciele. Szybkim ruchem wyciągnął z kieszeni wcześniej przygotowane kulki z materiału i włożył je sobie do uszu. Dookoła zaległa cisza, nie słyszał nic. Uśmiechnął się do siebie i ponownie ruszył w dalszą drogę.
Szedł teraz spokojnie, nigdzie się nie rozglądał, patrzył tylko przed siebie. Uszedł kilkadziesiąt metrów, gdy naraz spostrzegł leżącą na ziemi złotą monetę. Obok niej w niewielkiej odległości leżały następne. Schylił się by je podnięść, gdy znów przypomniał sobie ostrzeżenie starca. "Nie podnoś nic z ziemi". Stał nieruchomo i wpatrywał się w złote, błyszczące monety. Och, jak bardzo chciał je mieć, dałby je ojcu, bratu, już nigdy by nie zaznali głodu. Wahał się, pokusa była bardzo silna, bieda jaką zaznał również. Znów popatrzył na drogę. Wszędzie leżały złote błyszczące monety, zdawało mu się, że nawet ich przybywa, pokrywały całą drogę. Dalej stał oszołomiony nie wiedząc co dalej robić. Spojrzał przed siebie, do szczytu góry już mu niewiele pozostało, ruszył w dalszą drogę. Szedł po złotych monetach, które sięgały mu już kostek, brzęczały gdy po nich stąpał. Przybywało ich nadal. Szedł coraz wolniej i wolniej, już prawie sięgały do kolan, a do szczytu pozostało mu tak niewiele metrów. Czy dojdzie? Zobaczył tryskające życiodajną wodą żródełko, ostatnim wysiłkiem zrobił kilka kroków i znalazł się tuż przy nim. Pochylił się i wypił kilka łyków zimnej wody. Przez jego ciało przepłynęła fala ciepła, która dodała mu energii, nabrał jej do butelki i usiadł przy żródełku, aby trochę odpocząć.
- Dokonałeś tego co przyrzekłeś! - obok niego stał starzec, którego już wcześniej poznał - czy zamienisz te kamienie w ludzi? - spytał.
- Oczywiście! - wykrzyknął Cyryl - jakże mógłbym o tym zapomnieć - powiedział z nutą goryczy w głosie. Czyżby starzec mu nie wierzył?
- Wierzę ci - starzec odgadł jego myśli - muszę ci zatem dać parę rad, abyś wiedział co dalej robić. Weż drugą butelkę i rozlej wodę w dwie. Jedną dobrze ukryj, a drugą użyj do zacnych celów. Wiesz co masz czynić?
- Tak, starcze. Dziękuję ci za pomoc - powiedział Cyryl i uczynił to co kazał mu zrobić - chciałbym... nie dokończył. Starca nigdzie nie było, na próżno rozglądał sie wokół siebie. Po starcu nie pozostał żaden ślad. Wzruszył ramionami, ukrył dokładnie za koszulą jedną buteleczkę, a drugą trzymając w ręce ruszył w powrotną droge.
Schodząc w dół, kropił "życiodajną woda" leżące przy drodze duże i małe kamienienie, które przybierały ludzkie postacie. Byli to różni ludzie, młodzi, starsi, rycerze jak i zwykli mieszkańcy różnych państw i państewek. Bogaci jak i biedni, ale wszyscy zaraz po odczarowaniu oddawali mu hold i pokłon. Było ich dużo, a czym więcej schodził w dół, to ich przybywało. Wszyscy mu dziękowali i ściskali dłonie. Cyryl był zadowolony, że tylu ludziom pomógł, że tylu ludzi wyrwał ze szponów śmierci. (...) Książę Fabiś uśmiechnął się. Razem z królem udał się do sali tronowej aby omówić dalsze plany. Dał królowi akt darowizny swojej ziemi, buteleczkę z drogocennym płynem pozostawił sobie. Teraz musiał tylko czekać na zmiane decyzji Róży, odnośnie ich małżeństwa. Był pewien, że po pewnym czasie księżniczka zmieni zdanie. Nie wiedział tylko ile to potrwa.
- Zadowolony jesteś królu? - spytał.
Król przez chwilę nie odpowiadał, uważnie czytał dokument, który dał mu Fabiś. Teraz naprawdę był bogaty. Żeby tak mieć jeszcze "życiodajna wodę", byłby panem życia i śmierci.
- Tak, zadowolony jestem - odpowiedział po chwili - ale nie spełniłeś drugiego warunku. Nie dałeś mi obiecanej wody.
- Umówiliśmy się, że otrzymasz ja po moim ślubie!
- Tak! - westchnął król - to prawda, ale nie wiem czy ty w ogóle ją masz? Nawet mi jej nie pokazałeś? Skąd mam wiedzieć czy mówisz prawdę!
Oburzyły go te słowa, więc król mu nie wierzy. Zamaszystym ruchem wyciągnął z kieszeni niewielka buteleczkę i podał ją królowi.
- Oto ona, czy teraz mi wierzysz, królu?
Król uważnie oglądał buteleczkę, uśmiechał się. Miał teraz to co pragnął i przyszło mu to bardzo łatwo, w dziecinny sposób oszukał łatwowiernego księcia. Teraz już mu jej nie odda, stała się jego własnością. Chciał ja schować, ale uprzedził go Fabis.
- Nie! - krzyknął i rzucił się w stronę króla.
Zaczęli się szamotać, wyrywać sobie buteleczkę z rąk. Buteleczka przechodziła od jednego do drugiego, aż w ferworze walki upadła na posadzkę. Rozległ się dżwięk tłuczonego szkła. Niedawni napastnicy zamarli w bezruchu, z otwartymi ustami patrzyli jak wylewa się życiodajny płyn. rzucili się na posadzkę i zaczęli go zbierać, ale bezskutecznie. Nie udało im się zebrać płynu, a przy tym mocno pokaleczyli sobie dłonie. Pierwszy opanował się król, krzyknął na straże.
- Do lochu z nim - rozkazał wskazując na księcia Fabisia (...)
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt