Siedem grzechów głównych czyli dlaczego nie umarłbym za Polskę - travelman
Publicystyka » Artykuły » Siedem grzechów głównych czyli dlaczego nie umarłbym za Polskę
A A A

Ten artykuł powstał jako wyraz frustracji. Słowa, które piszę to moja zapłata, za rozczarowanie, którego doznaje każdego dnia słuchając, oglądając i czytając. To echo goryczy jaką czuję patrząc na to, co dzieje się z moją ojczyzną, dokąd zmierza kraj, w którym urodziłem się, wychowałem i będę mieszkał do końca życia. To smutek i żal.

Nie identyfikuję się z państwem, w którym na operację kolana trzeba czekać 10 lat. W którym fiskalizm dąży absurdu, gdy prawo sięga do kieszeni podatnika coraz głębiej, utrzymując pomimo obietnic tzw. podatek Belki i podwyższony vat, kombinując wprowadzenie podatków za zaproszenie na imprezę firmową czy użyczenie samochodu. Nie identyfikuję się z państwem, które w tzw. majestacie prawa doprowadza do bankructwa piekarza przeznaczającego czerstwy chleb dla biednych czy błędnymi, cofniętymi później, niestety za późno, przez sąd decyzjami, niszczy właścicieli kopalni kruszywa czy producenta komputerów. Nie szanuję struktur, które nie potrafią ukarać skutecznie urzędników winnych takich karygodnych postępków. Nie uważam za swoich przedstawicieli polityków, którzy kradnąc de facto pieniądze podatników kupują za nie wystawne kolacje i alkohol podczas prywatnych spotkań. I pomimo ujawnienia tych czynów nadal pełnią swoje wysokie funkcje zamiast składać zeznania w prokuraturze w charakterze oskarżonych o defraudację państwowych funduszy. Tej samej prokuraturze, która przez 3 miesiące nie byłą w stanie postawić zarzutów piratowi drogowemu czy czwarty rok błądzi po manowcach w sprawie katastrofy lotniczej z 2010 roku. Nie szanuję polityków, którzy jednego dnia zapewniają, że żadne stanowiska w Unii Europejskiej ich nie interesują a następnego dnia łamią swoje obietnice. Nie trawię arogancji, cwaniactwa i żałosnej ślepoty żyjących w oderwaniu od problemów zwykłych ludzi, zamkniętych w kapsule samozadowolenia posłów i senatorów. Nie oddałbym nawet jednej kropli krwi za ten kraj. Nie czuję w sobie ani odrobiny patriotyzmu, chęci by bronić ojczyzny przed ewentualną agresją, nie obchodzi mnie wynik wyborów, nie wezmę już w nich nigdy udziału. Nigdy, dopóki ten kraj nie zacznie się zmieniać. Tak, aby stawał się lepszy.

Nie chcę wyjść na malkontenta. Pragnę kochać swoją ojczyznę. Ale nie będę jej kochał pomimo wszystko. Ślepa miłość do swego kraju jest jeszcze gorsza niż ślepa nienawiść. A na pewno gorsza niż całkowita obojętność.

Dostrzegam gdzie leżą główne przyczyny tego, że nasze państwo nie działa jak należy. Że jeżeli nawet rząd coś zrobi, to można to było zrobić trzy razy taniej, cztery razy szybciej i pięć razy lepiej. Przykładem polskie autostrady, flagowy produkt Platformy Obywatelskiej, drogie, budowane z opóźnieniami, otoczone niepotrzebnymi barierami dźwiękochłonnymi za 2 mld złotych, płatne, wciąż remontowane nie wspominając już o wakacyjnej kompromitacji z systemem pobierania opłat. Mam wrażenie, że kiedy rozum śpi to Polska mu się śni. I nie ja jeden to widzę. I na pewno wielu ludzi próbowało i wciąż próbuje coś zrobić, aby to zmienić. Ale…. Napotykają na niesamowity opór materii. Materii urzędniczej. Biurokracji.

Po pierwsze – Biurokracja

Ta kwestia dotyczy najgorszej przeszkody jaką napotka nasze państwo w swoim rozwoju – BIUROKRACJI.

Biurokracja to dżungla. Nawet Tusk przyznał, że z nią przegrał. Armia urzędników rozrośnięta sto razy ponad potrzeby nie tylko spowalnia każdy proces administracyjny, nie tylko pożera nasze pieniądze, ale czyni rzecz najgorszą z możliwych – powstrzymuje rozwój, psuje i rzuca kłody pod nogi. Idiotyczne przepisy, zakazy, nakazy i obowiązki napotykamy na każdym kroku. Przepisy wydawane przez maszynę administracyjną najczęściej są po prostu nieadekwatne do rzeczywistości, spóźnione lub w najlepszym przypadku nic nowego nie wnoszą do prawa. Przykładów można dawać miliony. Ostatnio w metrze dowiedziałem się, że nie można na peronie robić zdjęć ze statywu. Czemu? Bo peron jest do chodzenia a nie do ustawiania na nim statywu. Idąc tym tropem na peronie nie wolno by było postawić walizki czy torby – bo peron jest do chodzenia a nie do stawiania na nim bagażu. Właściwie nie wolno na nim stać, bo to też przeszkadza. Nie mówiąc już o psach, o nie można się potknąć. Nie wychodźmy z metra. Na peronach w estetycznych szafeczkach wiszą defibrylatory. Kosztowały ok. 300 tys zł według oficjalnych informacji. Urzędnicy, dokładnie tak jak politycy, wydają nie swoje pieniądze. Więc wydają je bez sensu. Po co są w metrze defibrylatory? Nie wiem. Po pierwsze są pozamykane i jak dowiódł dziennikarski eksperyment szybki dostęp do urządzenia zamkniętego w szafce jest niemożliwy. Klucz od szafki ma nieprzeszkolony w ich używaniu strażnik a ten często jest po prostu nieosiągalny w krótkim czasie. Po drugie defibrylatorem niewłaściwie użytym można zabić. Gdy zawiedzie rozpoznanie ( a pokażcie mi człowieka, który umie sprawdzić tętno w huku jeżdżących pociągów) i użyje się go na człowieku, który jedynie zasłabł – można zatrzymać mu serce. Po trzecie – idąc tropem ratowania ludzkiego życia należałoby w metrze porozmieszczać oprzyrządowanie chirurgiczne ( ludzie wpadają pod metro częściej niż mają na peronie atak serca), wozy strażackie ( pożary), wojsko ( atak terrorystyczny), warsztat mechaniczny ( groźne awarie pociągów), pompy wodne ( zalanie przez deszcz), maski p-gaz, kombinezony ochronne i miliony innych ratunkowych urządzeń. A jeżeli już, to defibrylatory ( i cała reszta badziewia) powinna być rozmieszczona co kilkaset metrów na ulicy i w specjalnych szafeczkach co kilka kilometrów na autostradach. A ludzie powinni chodzić pod stalowymi parasolami by chronić głowy przed ewentualnym uderzeniem meteorytu. Typowy urzędniczy idiotyzm. Bezpieczeństwem i profilaktyką można wytłumaczyć każdy durny przepis. Np. jeżdżenie w kaskach na rowerach i na nartach. Dlaczego tylko w kaskach? 90% urazów w tych sportach to urazy kończyn i kręgosłupa. Należy wprowadzić obowiązek jeżdżenia w grubej otulinie z kołdry i pianki amortyzującej. Albo zabronić jeżdżenia w ogóle.

Bezpieczeństwo – to naczelne hasło urzędnicze. Dlatego nie wolno postawić statywu na peronie. Dlatego musi być defibrylator. Dlatego nawet najmniejszy piesek w metrze musi mieć kaganiec i książeczkę zdrowia. Dlatego likwidowano zielone strzałki w sygnalizacji miejskiej. Dlatego powinno zabronić się sprzedaży zapałek, siekier, młotków i pił łańcuchowych. Dlatego mamy jeździć w kaskach i pasach.

Kim jest przeciętny urzędnik? Kieruje tym selekcja do zawodu. W wyniku tej selekcji to ludzie szukający bezpiecznej, kiepsko płatnej i nie dającej perspektyw pracy. To w większości tchórze, lenie i oportuniści. Klasyczny przykład „uciekających od wolności” wg Fromma. Nawet jeśli trafia tam inny człowiek, bagno szybko wciąga go i zmienia w urzędnicze zombi. Za wszelką cenę próbują wolność ograniczyć, gdyż w niej upatrują największe zagrożenie. Próbują na wszystkie sposoby zabezpieczyć się przed niespodziankami ( temu służą absurdalne przepisy „bezpieczeństwa”), jednocześnie unikają ponoszenia jakiegokolwiek ryzyka – więc lepiej nic nie robić, gdyż za to grozi jedynie ponaglenie, niż zrobić cokolwiek bo za to grozi odpowiedzialność. W tym świecie poza tym nie istnieje coś takiego jak konsekwencje. Nikt nie ponosi kary, odpowiedzialność rozmywa się, znika w meandrach zależności i nieczytelnych podpisów, w gąszczu niejasnych przepisów i regulacji. Od 2011 roku mamy ustawę wprowadzającą odpowiedzialność materialną urzędnika za podejmowane złe decyzje. I od tego czasu według przepisów tejże ustawy nie został ukarany ŻADEN urzędnik. To nie jest dla mnie niespodzianka. Panuje bezkarność. Na całym świecie tak jest. Tego nie zmienimy.

Uwielbiam wolność. To najcenniejsza wartość życia. Marze o świecie, w którym wolność jest ceniona. W którym mógłbym jeździć motocyklem bez kasku, samochodem bez pasów bezpieczeństwa. Mógłbym np. płacić wtedy większą stawkę ubezpieczenia, płacić za leczenie jeśli miałbym wypadek, ale wybór pozostawiono by mnie. Wszędzie tam, gdzie tylko ja ponosiłbym ryzyko, wybór byłby mój. A nie urzędnika.

Bagno, w które pakujemy się rok po roku, bagno przepisów, nakazów, zakazów, rozporządzeń itd. wynika z tego, że bardzo długo żyjemy w stabilizacji. Wojna czy jakikolwiek wielki wstrząs demograficzny powoduje reset systemu. Wszystko trzeba zaczynać budować od nowa, tworzyć przepisy adekwatne do sytuacji, aparat musi być elastyczny, przystosowany do teraźniejszości. Nasza sytuacja jest okropna – biurokracja jest obdarzona nieprawdopodobna bezwładnością i to powoduje straszliwe opóźnienia w jej ewolucji. Spowalnia straszliwie rozwój państwa – zachowuje się, jak każda zhierarchizowana sztywna struktura, np. kościół, który dopiero kilkadziesiąt lat temu wykreślił dzieło Kopernika z wykazu ksiąg zakazanych. Dlatego 70 lat pokoju spowodowało gigantyczny rozrost aparatu i dżunglę przepisów. Nie tęsknię za wojną, tylko pokazuję przyczyny. Dlaczego nasza ojczyzna działa tak źle. I tak wolno.

Po drugie – SZYBKOŚĆ.

To żałosne jak wolno działa nasze państwo. Ile trwa przygotowanie i uchwalanie najprostszych ustaw w sejmie. Ile trwają prokuratorskie postępowania, procesy sądowe, postępowania administracyjne. Często mam wrażenie, że to do Polski odnosi się teoria, że świat spoczywa na grzbiecie żółwia. Dlaczego tak jest? Odpowiedź jest prosta. Każda korporacja urzędnicza – samorządowa, parlamentarna, administracyjna, policyjna, prokuratorska czy sędziowska – dąży do jak najmniejszego obciążenia pracą. Sprowadza się to do absurdalnego już niekiedy przeciągania procesu rozpoznania czy podejmowania decyzji. To normalne. Ludzie nie lubią pracować. Lubią leniuchować. Dlatego sędzia wyznacza termin rozprawy za pół roku a prokurator przez cztery lata grzebie się w jednej sprawie. Oczywiście z ich strony usłyszymy, że są tak obłożeni pracą, że nie mają czasu taczek załadować. Tacy są zapracowani. Dlatego w wydziale ksiąg wieczystych są wyznaczone nieoficjalne miesięczne limity wpisów w księgi wieczyste. Dlatego urzędnicy rozpatrują podania przez miesiące. Całe szczęście, że tak nie działa pogotowie ratunkowe czy straż pożarna. Choć to nie znaczy, że tak by działać nie chcieli.

Przepracowanie urzędników to są mity. Prawdą jest lenistwo i wygodnictwo. Znam to z autopsji. Znam to z opowiadań pierwszej ręki. Jak w samorządzie stołecznym urzędnicy nie mają NIC do zrobienia przez tydzień. Przez tydzień nic nie robią! A potem przychodzi pismo, na które odpowiadają przez następny tydzień! Pismo bez żadnego znaczenia. To codzienność każdej administracji, nie tylko polskiej. Jak to zmienić?

Nie należy się łudzić – ŻADNA korporacja nie zreformuje się sama. Żadna nie wprowadzi jakichkolwiek skutecznych mechanizmów kontroli i obiektywnej oceny sposobu wypełniania obowiązków. Znam przykłady z administracji samorządowej, gdzie pomimo pięknych zasad oceny widniejących na papierze przyznano za pracę nad pewnym projektem premię i nagrodę osobie, która straciła dziecko (taka forma rekompensaty za nieszczęście losu) a ona nad owym projektem w ogóle nie pracowała! Warto tu wspomnieć również o nieszczęsnych nagrodach przyznanych przez Marszałek Sejmu Ewę Kopacz swoim kolegom i koleżankom czy nagrodom wypłacanym przez Prezydent H.G.W. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Dopóki korporacje zawodowe będą same o sobie decydować ( tak jak decydują o sobie politycy) nic się nie zmieni. A raczej nic nie zmieni się na lepsze.

Radą jest prywatyzacja. Wielka całościowa prywatyzacja administracji państwowej. Powierzenie obsługi obywateli firmom prywatnym. To nie herezja. W Wielkiej Brytanii obecnie rozważa się np. częściową prywatyzację policji! Mamy prywatne pogotowie, prywatne szpitale i szkoły, dlaczego nie może być prywatna administracja? Naszymi pieniędzmi zarządzają prywatne instytucje, naszym życiem podczas gdy przebywamy 10 kilometrów nad ziemią opiekują się prywatne linie lotnicze, ubezpieczają nas prywatne firmy. Oczywiście, i tam zdarzają się kłopoty, ale nikt nie kwestionuje faktu, że prywatne firmy działają sprawniej i efektywniej. Nie wypłacają trzynastej pensji, nagród bez sensu, premii bez dania racji. Nie zatrudniają niepotrzebnych pracowników bo dbają o koszty. Obecnie mamy gigantyczna armię 275 tys. urzędników samorządowych. Co roku przybywa ich średnio około 10 tys. Tymczasem ludności w Polsce nie przybywa, wręcz przeciwnie. Nie ma więcej spraw związanych z ludźmi. Wraz ze wzrostem zatrudnienia rosną płace. W 2012 roku – o 7 proc. Obecnie w kraju mamy ponad 1 milion urzędników! I ich liczba rośnie z roku na rok. Nikt nie kontroluje wzrostu zatrudnienia w tym sektorze poza nimi samymi, urzędnikami. To prowadzi do prawdziwych absurdów. Nie należy się temu dziwić – taka jest ludzka natura. W myśl prawa Murphego, gdy urzędnik otrzymuje nowe zadanie, nie koncentruje się na jego wykonaniu tylko chce je zepchnąć na innego urzędnika. Gdy go nie ma – stwarza etat do zatrudnienia. Dlatego rośnie liczba urzędników. Wszędzie, w każdym kraju, gdyż tacy po prostu jesteśmy. Pozbawieni kontroli tracimy jakąkolwiek przyzwoitość. Widać to jak na dłoni w urzędach Unii Europejskiej, gdzie urzędnicy nie mają żadnej kontroli ze strony swoich krajów. Obecnie UE przeznacza ponad 7% swojego budżetu na funkcjonowanie legionów własnych pracowników i ich nieprawdopodobne przywileje. To gigantyczne pieniądze. Limuzyny, prywatne szkoły, bankiety, konferencje, samoloty, nowe budynki. Be żadnej kontroli.

Prywatni właściciele bają o klienta, bo mogą go stracić. Dbają o koszty bo mogą zbankrutować. Wystarczy powierzyć załatwianie spraw administracyjnych kilku, wybranym w przetargach, firmom prywatnym, kontrolować wyrywkowo ich pracę i trafność podejmowanych decyzji i od tego uzależniać ponowne umożliwienie startu w kolejnym przetargu lub wprowadzić możliwość oceny pracy takiej firmy przez lokalną społeczność. Będzie taniej, szybciej i porządniej. Gwarantuję.

Po trzecie – PRAWO.

W Polsce prawo jest niejasne, uznaniowe i nieprecyzyjne. To jego trzy podstawowe i w przypadku wielu aktów prawnych jedyne cechy. Nie wiem, czemu tak się dzieje. Nic nie może być w tym kraju proste. Ustawa o vat wygląda jak biblia Gutenberga a przecież mamy tylko trzy stawki ( po co trzy? ) vat. W dodatku przepisy są tak niejasne, że pozwalają niemal na dowolne ich interpretowanie. Przykładem ustawa o ulgach na zakup samochodu, do której już w chwili publikacji w 2014 roku przygotowywano nowelizacje.

Mizerny rezultat może być skutkiem samego procesu tworzenia prawa. Ustawy powstają w rządzie. Jeżeli nawet tworzą je prawnicy, to oceniają to i poprawiają politycy, ludzie, którzy nie znają się na niczym poza sprzedawaniem głodnych kawałków obywatelom. Politycy to leniwe, nie znające się na niczym bestie. Nie zmienię swojego zdania – do polityki prowadzi selekcja negatywna. Trzeba być bezwzględnym, cynicznym graczem, aby dotrzeć wysoko. Trzeba umieć kosić konkurentów, podlizać się komu trzeba itd. Być może należy po prostu zamawiać ustawy w korporacjach prawniczych. Jak zamawia się artykuły prasowe czy projekty graficzne ogłoszeń. Niech tym się zajmą fachowcy, od początku do końca. I niech wezmą odpowiedzialność za działanie takiego prawa, tak jak producent samochodu bierze odpowiedzialność za jego funkcjonowanie czy budowniczy mostu za jego konstrukcję. A politycy niech zajmą się tym co potrafią. Czyli niczym.

Są dwie drogi, którymi można regulować porządek prawny w państwie – albo stworzyć prawo dosyć ogólne, a jego interpretację pozostawić niezawisłemu sędziemu, albo stworzyć ścisłe i maksymalnie jednoznaczne prawo, sprowadzając rolę sędziego do roli notariusza. Jestem za pierwszą opcją. Nie dlatego, że jest ona wyraźnie lepsza. Jest łatwiejsza do wdrożenia, szybsza i prostsza do kontrolowania. Przykładem takiego podejścia do prawa byłby np. zapis w prawie drogowym, że ten, kto stwarza zagrożenie życia na drodze podlega karze od roku do 10 lat pozbawienia wolności. Jak istotne było to zagrożenie oceniałby sędzia na podstawie opinii biegłych i zabiegów adwokata i prokuratora. Oczywiście – konieczna byłaby ocena pracy sędziego. I to nie taka iluzoryczna jak obecnie. Jeżeli w procesie odwoławczym wyroki sędziego byłyby często uchylane, sędzia traciłby stanowisko. Obecnie odwołanie prokuratora czy sędziego jeżeli nie popełnił on przestępstwa jest praktycznie niewykonalne. Solidarność korporacyjna skutecznie blokuje egzekwowanie kar za zła lub przewlekłą pracę, nie tylko zresztą w korporacji sędziowskiej. Dotyczy to wszystkich środowisk zawodowych, o czym napisze w następnym rozdziale. Jak temu zaradzić? Jak zniszczyć źle pojętą solidarność korporacyjną? To proste. Jej zniszczyć się nie da. Należy proces oceny członka korporacji zawodowej wykonywać poza systemem korporacji. Proces oceny powinien być wykonany przez zespół ludzi nie będących aktywnymi członkami korporacji. Należy wykształcić grupę zawodową służącą specjalnie do procesu oceny. Od początku. Należy stworzyć wydziały na uniwersytetach kontroli lekarzy, kontroli prawników, kontroli sędziów. Należy uzbroić ich w prawne instrumenty do dokonywania prowokacji polegającej na próbie korumpowania urzędników i funkcjonariuszy publicznego zaufania. I należy je stosować. Innej drogi nie widzę.

 

Po czwarte – CZĘSTA DEMOKRACJA.

Obecnie żyjemy w kraju, w którym akty demokratyczne są bardzo rzadkie. Pomijając nieistotne z punktu widzenia przeciętnego Polaka wybory prezydenta i europosłów, w ciągu czterech lat mamy tylko dwa akty wyborcze – do parlamentu i wybory samorządowe. W dodatku w tych drugich zarówno skomplikowana struktura samorządowa jak i słabość kampanii wyborczej, z reguły sprowadzającej się do wyścigu kto i gdzie rozlepi więcej plakatów, często w pewnej mierze dosyć przypadkowo determinuje wyniki. Partie polityczne argumentują, że częstsze wybory uniemożliwiłyby skuteczne planowanie zmian strukturalnych w Polsce. Częściowo mają rację. Trudno planować reformy, gdy w np. rocznej perspektywie można stracić władzę lub trzeba będzie szukać innego koalicjanta. Z tym się zgadzam. Można natomiast wprowadzić większą rolę demokracji bezpośredniej – referendum. W końcu powinniśmy dążyć do tego, by w naszym kraju było coraz więcej demokracji a nie coraz mniej. Demokracja bezpośrednia jest najwyższą formą demokracji. Demokracja pośrednia była koniecznością, gdyż nie istniały możliwości permanentnej demokracji bezpośredniej. Możliwości techniczne. Po raz pierwszy w historii ludzkości pojawiły się techniczne środki do wprowadzenia demokracji bezpośredniej – referendum. I to zarówno w skali lokalnej jak i ogólnokrajowej. To internet i telefonia komórkowa.

Oczywiście partie polityczne, którym bardzo nie na rękę taka forma demokracji, podniosą krzyk, że to trzeba dokładnie przemyśleć, zaplanować itp. Najlepiej przez najbliższe 50 lat. Nie trzeba. Zwróćmy uwagę, że sprawy dotyczące najbardziej wrażliwych spraw naszego życia – finansów – są od kilku lat skutecznie realizowane elektronicznie. Interentowe konta, przelewy przez net czy przez komórkę to dzisiaj zwykła rzecz. Dlaczego nie mamy internetowych wyborów czy referendum? Bo urzędnikom politycznym to nie na rękę. O wiele wygodniej mieć spokój przez cztery lata niż główkować jak przekonać ludzi do swoich racji nie co 1200 dni tylko co dni kilkanaście.

Sprawa jest technicznie dosyć prosta – sprowadza się do przyznania każdemu dorosłem człowiekowi czegoś w rodzaju pinu do karty płatniczej – unikalnego numeru, który miałby być elektronicznym podpisem obywatela. Numer, czy też ciąg znaków, należałoby trzymać w tajemnicy, tak jak pin do karty. Głosowanie przez Internet czy przez komórkę sprowadzałoby się do podpisania się owym numerem. Każdy z obywateli mógłby sprawdzić potem jak został zakwalifikowany jego głos przez system wyborczy czy referendalny. Gdyby spostrzegł błąd – mógłby złożyć np. przez 7 dni, reklamację. To uniemożliwiałoby fałszerstwa wyborcze.

Projekt obligatoryjnego dla polityków referendum, które realizowane w ten sposób byłoby bardzo tanie i sprawne, mogłaby zgłosić zarówno grupa obywateli – np. 20 tysięcy jak i grupa posłów. Taka realizacja demokracji sprawiłaby większy udział obywateli w życiu politycznym i gospodarczym państwa. Jednocześnie realizowałaby mityczne „konsultacje społeczne”, termin widmowy, często używany przez polityków każdego szczebla. Mało kto orientuje się, że nie ma żadnego określonego ustawą kształtu czy trybu owych obowiązkowych wg prawa konsultacji. Dlatego wywieszenie na drzwiach urzędu niewielkiej kartki z treścią aktu prawnego również jest honorowane jako konsultacja społeczna. Absurd, jeden z miliona w naszym kraju.

Referenda utrudniłyby samowolę polityków. Oczywiście – zaraz zaczęliby jęczeć, że uniemożliwiają im skuteczne reformy itp. Że na całym świecie nie ma takiego systemu itp. Ale ktoś do cholery musi być pierwszy! Inaczej nie powstawałoby nic nowego. Tak jak już pisałem, demokracja powinna dbać o to, by było jej więcej. Politycy chcą by było jej jak najmniej. Ale dlaczego mają wiedzieć lepiej co dla nas dobre wybrani na posłów celebry ci czy znani sportowcy? Politycy są takimi samymi ludźmi jak my – może tylko umieją lepiej kłamać i z czasem nabierają arogancji. Raz na cztery lata poddają się weryfikacji a potem mamy dać im wolną rękę, nie jesteśmy już im potrzebni. To nie tak ma być. Pytanie więc kto w tym sporze ma rację, jest pytaniem retorycznym. Mam nadzieję, że to jasne jak słońce w południe nad równikiem. Albo jeszcze bardziej.

Umożliwiłbym też pozbawienie w trybie referendalnym mandatu posła czy senatora ( najchętniej jednak zlikwidowałbym w ogóle armię darmozjadów z senatu) oraz w trybie specjalnym również funkcji prezydenta. Rozszerzyłbym wybory demokratyczne na wiele funkcji – np. prokuratora generalnego czy sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Po raz pierwszy mamy techniczne możliwości szerszej demokracji. Należy z nich skorzystać.

 

 

Po piąte – SŁUZBA ZDROWIA.

Obecnie jestem bezrobotny, nie musze już tyrać. Ale płaciłem regularnie składki na ZUS przez 25 lat. Gdy poszedłem do urzędu i chciałem zarejestrować się jako bezrobotny, urzędnik zaradzał ode mnie wykazu gdzie, kiedy i ile płaciłem składek przez te 25 lat minionych. To absurd! Ten sam ZUS, który natychmiast przysyłał mi wezwania do zapłaty gdy błędnie wpisałem numer deklaracji teraz udaje, że nic nie wie o moim istnieniu i żąda dokumentów. Nie jestem ubezpieczony. Odszedłem od okienka.

Każdy pracujący płaci składki. W zamian otrzymuje iluzoryczną opiekę zdrowotną, nieuprzejmych lekarzy, absurdalne terminy i gigantyczne kolejki. Spójrzmy na prywatne ubezpieczenia zdrowotne. Za sumę wysokości miesięcznej składki zusowskiej otrzymujemy u prywatnych ubezpieczycieli znakomitą obsługę, komplet świadczeń i zniżki na opiekę nad rodziną. Można? Można! A dlaczego w państwowym sektorze zdrowotnym nie można? Dlaczego wciąż słyszymy, że na zdrowie idzie z budżetu za mało pieniędzy i należy kolejny już raz podwyższyć składkę? Bo to studnia bez dna. Ile nie wsypiemy w nią pieniędzy i tak utoną bez efektu. Ten system to skansen komunistycznego podejścia do gospodarki. Nie należy tego systemu reformować. Należy go sprywatyzować. Na początek wystarczy wreszcie zrobić tak długo oczekiwaną ustawę o dobrowolnych dodatkowych składkach zdrowotnych. Każdy może odliczyć sumę płaconą na prywatną opiekę od swojej składki na ZUS. Jeżeli chce płacić więcej niż wynosi składka – jego sprawa. Na ZUS wtedy składki zdrowotnej nie płaci i koniec.

Oczywiście, w żadnym kraju system prywatnych ubezpieczeń nie zastępuje całkowicie państwowej opieki zdrowotnej. Chodzi głównie o poważne operacje, długotrwałe leczenie szpitalne, przeszczepy, dializy itp. Ale istnieją prywatne szpitale. I jest ich coraz więcej. U nas również. Wykonują także poważne zabiegi i nie czeka się w nich na operacje latami. NFZ nie zawiera jednak z nimi kontaktów, bo ratuje nimi nieefektywne, stare, zadłużone jednostki, które bez tego upadły w ciągu roku. Tymczasem firmy ubezpieczeniowe preferowałyby właśnie nowe szpitale, które zapewniały lepszą, szybszą i tańszą opiekę pacjentom. Tą drogą należy iść. Ubezpieczenia komercyjne. Stopniowa prywatyzacja całej służby zdrowia. Na razie prosty zabieg polegający na współpłaceniu przez pacjenta za operację ( np. 10% kosztów) skutecznie powstrzymałby potok hipochondryków. Eksperymenty w USA oraz praktyka w Szwecji, Finlandii i Holandii pokazują korzystna rolę tego mechanizmu. Dla najbiedniejszych można wprowadzić refundację a także istnieje przecież system kredytowy, jeżeli można zaciągnąć kredyt na lodówkę, to można i na operację.

Po szóste – Partie polityczne

 

Wiem, prywatyzacja to nie jest doskonała recepta na wszystko. Pokazał to krach finansowy w 2008 roku, gdy prywatne banki doprowadziły do zapaści systemu przez własną chciwość i pazerność. Ale jakże źle sprawdziło się wtedy państwo. Dotacje na ratowanie banków w znacznej części poszły na gigantyczne premie dla dyrektorów. Nie mówiąc już o zupełnej bezczynności systemu kontroli państwa nad tym co robiły banki przed 2008 rokiem.

Państwo się nie sprawdza. Państwo nie działa lub działa źle i za wolno. Uważam, że aparat państwowy powinien skoncentrować się wyłącznie na dwóch funkcjach – wspomagania tworzenia prawa i funkcji kontrolnej w jego przestrzeganiu. Na niczym więcej. To i tak dla tych ludzi za wiele.

Nikt nie wymyślił niczego lepszego niż demokracja. Przyczyna jest prosta – niczego lepszego nie ma. Problemem nie jest demokracja, problemem są politycy. Ich ambicje, kompleksy, cynizm. Są tylko ludźmi, takimi jak my, zwykli obywatele. Tylko sposób w jaki wspinają się na szczyty władzy, ich cechy charakteru, które pozwalają im się na te szczyty wspiąć – to jest problem krajów demokratycznych. Widać to po nich wszystkich – gdy są w opozycji grzmią o prawach człowieka, o wolności, o uczciwości, skromności itp. Gdy tylko uchwycą władzę – wszystko się w nich zmienia. Traktują państwo jak swoją prywatną własność a ludzi jak bydło. Czy to władza ich zmienia? Nie, oni już tacy byli zanim dotarli do tronu. Obama, gdy kandydował, mówił o prawach obywateli, o zbyt dużej ilości tajemnic w USA, o konieczności transparentności rządów. Gdy został prezydentem jedną z pierwszych jego decyzji była kontynuacja Programu, niekonstytucyjnego podsłuchiwania zwykłych obywateli. Gdy Tusk kandydował, grzmiał o likwidacji senatu, o jednomandatowych okręgach wyborczych, o taniości państwa, o standardach moralnych. Co z tego pozostało, wszyscy widzimy. Aby być na szczycie należy być cwaniakiem, kłamcą, wazeliniarzem i cynikiem. Nikt inny nie zostanie premierem czy prezydentem w demokracji. Nie zmienimy tego. Możemy jedynie tak ograniczyć ich wpływ na nasz kraj jak to tylko możliwe. Właśnie przez demokrację bezpośrednią.

Przydałoby się również uregulować sprawy statutów samych partii politycznych. Wiele z nich to partie wodzowskie, dające niemal absolutna władzę liderowi. Nie można być rządzonym demokratycznie przez niedemokratyczną strukturę. Zmieniłbym prawo, nakazując partiom być demokratycznymi partiami. Zakazałbym nawet stosowania dyscypliny partyjnej podczas głosowań w sejmie. Jeśli ma być demokracja to musi być we wszystkich strukturach politycznych. Inaczej demokracja nie ma sensu.

Po siódme – podatki.

Mamy niesamowicie skomplikowany i zawiły system podatkowy. Przez 25 lat prowadziłem własną firmę, znam to z autopsji. Nie będę o tym pisał, wszyscy to wiemy i znamy. Podatki od osób fizycznych stanowią 25% dochodu budżetu. Jednak jeśli odliczyć sferę państwową i emerytów ( podatki od ich przychodów są i tak płacone przez budżet) ta liczba zmniejsza się do ok. 18-19%. Pomniejszmy tę sumę o wydatki na płace w urzędach skarbowych, wydatki na egzekucje, na kontrolę skarbową i tworzenie setek aktów prawnych, ich nowelizację i publikację. Uważam, że należałoby się głęboko zastanowić nad likwidacją podatku od osób fizycznych, przynajmniej od tych, które prowadzą własną działalność gospodarczą. To na pewno ożywiłoby znacznie gospodarkę. Ludzie mieliby znacznie więcej pieniędzy, co z kolei pobudziłoby popyt i napędziłoby koniunkturę. Uczyniłoby nasz kraj o wiele bardziej przyjaznym dla drobnej inicjatywy gospodarczej.

Państwo to my, obywatele. Nie politycy, nie administracja, nie system sądowniczy czy aparat przymusu. Państwo ma nam służyć, sprawiać by żyło się nam lepiej, dostatniej. W tym celu powołano służbę publiczną. Służbę! W tym terminie nie mieści się używanie publicznych pieniędzy do napychania sobie brzucha ośmiorniczkami. Nie mieszczą się podróże limuzynami, luksusowe hotele, przyjęcia i bankiety. Używanie bez umiaru telefonów komórkowych. Leczenie się w rządowych klinikach. Politycy powinni być bliżej nas, zwykłych ludzi, by nie zatracać się w swoich światach wirtualnych. Powinni jeździć metrem, autobusami, robić zakupy w supermarketach, posyłać dzieci do szkół publicznych, stać w kolejkach w szpitalach i przychodniach. Być może wtedy widzieliby z bliska co boli Polaków, gdzie są problemy a nie słuchali tylko o nich opowieści od swoich klakierów. Nie odgrodzeni od obywateli murem rosłych funkcjonariuszy BOR, nie schowani za żelaznymi ogrodzeniami, kuloodpornymi szybami samochodów o wiele bardziej dbaliby o nas, gdyż byliby jednymi z nas. Nie pytaliby co możemy dla nich zrobić i nie mówiliby nam wciąż co powinniśmy robić dla państwa. To oni są dla nas, to państwo jest dla nas, a nie my dla Polski. Mamy obowiązki, lecz nasz kraj stworzyliśmy po to, aby dbał o nasze szczęście. Wiem, wiem, zaraz powiecie, że to idealizm. Że utopia. Ale dlaczego? Tak było. Na początku demokracji. To sami politycy odseparowali się od nas. Jakby z obrzydzenia. To dlatego nie poświęciłbym temu krajowi ani kropli swojej krwi. Bo nie chciałbym bronić interesów ludzi, którzy nas okradają, lekceważą i obrażają w prywatnych rozmowach i poza naszymi oczami. Nie chciałbym napychać ich kieszeni naszymi pieniędzmi, by mogli obżerać się za nie w drogich knajpach czy latać rządowymi samolotami w prywatnych podróżach. To jednak nie tak ma być. Ludzie powinni kochać swoją ojczyznę. Tej kochać się nie da.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
travelman · dnia 24.09.2014 15:34 · Czytań: 13045 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 5
Komentarze
amsa dnia 26.09.2014 20:11
Travelman - generalnie masz rację, czy wylanie z siebie frustracji coś pomoże to inna sprawa, ale to nie znaczy, że nie należy o tym mówić. Przychylam się do stwierdzeń, mogłabym jeszcze dodać inne, jednak nie wierzę w zmiany, nie z tymi ludźmi i nie za tego pokolenia, nawet nie za następnego.

Masz trochę błędów, gdzieniegdzie ze znakami diakrytycznymi, interpunkcją, warto jeszcze raz przejrzeć tekst.

Popraw też błąd w tutaj "Siedem grzechów głó(w)nych".

Pozdrawiam

B)
travelman dnia 28.09.2014 18:53
Frustracji nie należy dusić w sobie, przypomina to połykanie kwasu solnego :-)
Masz rację, zmiany nie z tym pokoleniem. Ja stary jestem, 50 lat na karku, jedyna nadzieja w pokoleniu moich dzieci, one inaczej patrzą na świat. I mam nadzieje, że taka perspektywa im zostanie. Pozdrawiam :-)
Heisenberg dnia 09.10.2014 13:35
Prywatyzacja wszystkiego? No może jest to jakieś rozwiązanie, ale chyba trzeba by to było wdrażać stopniowo. Biurokracja, podatki - pełna zgoda. Demokracji nie lubię, bo takich ludzi jak Ty, który mają jakieś pojęcie o polityce, jest niewielu. Decydują głównie chorągiewy bez własnego zdania. Chyba żeby przed wyborami czy referendami robić krótkie testy dla głosujących, żeby sprawdzić, czy w ogóle mają pojęcie o partii, na którą głosują, albo o jakiejś sprawie, w której decyzję mają podjąć. Piszę pół żartem, pół serio, rzecz jasna :)
Wylewać swoje frustracje trzeba. To podstawa jakichkolwiek zmian. No bo dlaczego zmiany nie zachodzą? Dlatego, że społeczeństwo o polityce wie tyle, co powiedzą w telewizji, i nie widzi żadnych alternatyw. A tak, to zawsze jest jakaś szansa, że ktoś pozna inne poglądy, może nawet zainteresuje się tym wszystkim głębiej. Wiadomo, że nasze słowa nie mają znaczenia w perspektywie całego społeczeństwa, ale co, mamy siedzieć cicho? To chyba najgorsza opcja.
travelman dnia 09.10.2014 18:16
Zmiany na lepsze nie zachodzą bo układ pozostawiony sam sobie jedynie się degeneruje. Entropia, czyli bałagan i chaos staje sie powszechny - patrząc na Twój pseudonim coś powinieneś o tym wiedzieć :-) A hipoteza Poincare tutaj nie działa. Brak kontroli rozkłada każdą instytucję - taka jest nasza ludzka natura. Trzeba mieć silny charakter aby nie ulec demoralizacji, a to nie jest częste zjawisko. Tymczasem ludzie, którzy mogą zmienić coś na lepsze z obrzydzeniem odwracają się od polityki i państwa. Obawiam się, że dopiero gdy zagrozi nam katastrofa - czyli wojna ( ale prawdziwa) albo epidemia, dopiero gdy nastapi gigantyczny wstrząs społeczny - coś się zmieni. Ludzie zajma się krajem, bo na razie, póki jest co jeść i pić, póki ciepła woda w kranie, nie ma co się angażować. Tu działa raczej lamarckizm a nie ewolucjonizm. Społeczeństwa zmieniają się poprzez wstrząsy. Wojny, kataklizmy itp. Obym się mylił.
Dobra Cobra dnia 19.10.2014 17:22
Popieram Twoje przemyślenia.


travelmanie,

ale cóż z tego, skoro tezy te nie mają szans na wypełnienie w życiu naszej Matczyzny, bo czemuż to, ach czemóż nie zastępować ta nazwą Ojczyzny. Spowodowane jest to wieloma czynnikami, z których najważniejszy jest ten, żeby się nachapać u steru.

Kiedyś zdaje się podawałem przykład fiaska tzw prawa antypornograficzego (nie będzie nasz święty, katolicki naród patrzał na cycki rozwiązłych dzerlatek!), które weszło wreszcie dość już dawno te u w bardzo okrojonej formie (zasłanianie okładem tego typu prasy w kioskach). Dlaczego po tak szumnym ataku zapis został tak znacznie złagodzony. Otóż wydawcy tego tpu magazynów zebrali do kilku walizek kasę i poszli do Sejmu lobbować złagodzenie przygotowywanych aktów prawnych.

Śmiech bierze, gdy zbliżaja sie jakieś kolejne wybory, bo oto pojawia się po nich kolejna kasta spragnionch nakarmienia.

Choćby nie wiem, co pisać, hucpy tych, co poczuli szmal, nie ujmiesz nijakim sposobem. Nie ma sprawieliwego, nie ma ani jednego.

Smutne ukłony.

DoCo
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty