Pierwsza jazda - labedz
Proza » Obyczajowe » Pierwsza jazda
A A A
Od autora: sierpień 2005.

Jestem najbardziej pechowym facetem jakiego znam. Po prostu studnia pecha. Mówisz Marian, masz na myśli niefart. Od zawsze tak było. W podstawówce byłem grzecznym choć niespecjalnie uzdolnionym uczniem; żadnych wagarów, uczestniczenie w każdej akademii, ulubieniec nauczycieli, ciężkie spazmy po sporadycznie łapanych jedynkach. Na początku ósmej klasy doszła do nas Marta. Śliczna blondyneczka o niebieskich oczach. Wszyscy chłopcy chcieli się z nią spotykać, no ale to wszyscy. Kaśka, która coś jakby się z nią przyjaźniła, puściła kiedyś ściemę, że Marta może umówić się tylko z najfajniejszym chłopakiem, to znaczy takim, który na przykład umie się zaciągnąć papierosem. No to zapaliliśmy, prawie wszyscy chłopcy z klasy (z wyjątkiem Kuby i Michała, bo poszli z polaka na flipery i Krzyśka, który akurat w ogóle był wtedy chory i siedział w domu), po papierosie za szkołą. Zakrztusiłem się dymem jak stoczniowcy z dziennika podczas tłumienia strajku. Gardła niemal nie wyplułem, z oczu ciekło mi jak z kranu w szkolnej ubikacji na pierwszym piętrze, kręciło mi się w głowie i nogi zaraz miałem jak z waty. Ktoś zawołał nauczycielkę, wszyscy pouciekali, a ja to z wuefu ogólnie zawsze byłem najgorszy. Więc tylko ja, kaszląca, roztrzęsiona sierota, zostałem przyłapany. No i wzywanie rodziców, zawieszenie w prawach ucznia, solidne lanie od taty. Chłopaki potem mówili, że się rozbeczałem przy tamtych papierosach i nikt nie chciał już się ze mną kolegować. A Marta umawiała się potem z wszystkimi, tylko mnie skrzętnie pomijała.

W technikum było jeszcze gorzej. Imię mam jakie mam, więc kumple przezywali mnie Maryśka, albo Marycha. Taki to już był los. Ogólnonarodowe represje kampanii antynarkotykowej „zażywasz – przegrywasz” powodowały w tamtych czasach, że nauczyciele patrzyli przez to na mnie jak na nałogowego palacza trawki i oceniali w dzienniku jak ćpuna, twierdząc przy tym regularnie, że nawet jeśli coś już tam napisałem, to pewnie odpisałem, bo mam przecież tak przeżarty mózg od tych marihuan, że sam nie dałbym rady. Nosząc w sobie piętno dziecka z tytoniem w ustach trzymałem się z daleka od papierosów aż do matury, a tej całej trawy to w ogóle nigdy na oczy nie widziałem, choć koledzy z klasy w kółko używali z nią życia. Jak wybuchała jakaś większa afera z prochami w tle, dyrektor zawsze zaczynał przesłuchania ode mnie. Nic jednak nigdy mi nie udowodniono. W każdym razie starałem się być grzecznym i przykładnym uczniem, co jest szczególnie trudne gdy wszyscy patrzą ci na ręce. Byłem przewodniczącym i przez dwa lata łącznikiem z biblioteką. Chodziłem matematyczce po drożdżówki i kawę na przerwie. Przygotowywałem gazetkę szkolną i brałem udział w akademiach. Walczyłem o oceny, kurde, jak ja walczyłem. Ile to się człowiek wtedy napodlizywał, to trudno opowiedzieć. Rzadko wychodziłem z domu, koledzy patrzyli na mnie zawsze z dystansem. Nie grałem z nimi w piłkę, bo z wuefu dalej byłem cienki, to nie chcieli. Nie brali mnie na piwo, bo raz na wycieczce porzygałem się już po drugim kielonku. Prosto na bluzkę wychowawczyni. Dziewczyn żadnych też nie miałem gdzie poznać, więc w końcu nadchodziła studniówka, a ja dalej byłem prawiczkiem. Poszedłem w końcu z Ewą, koleżanką dziewczyny Łukasza, chłopaka, z którym siedziałem przez ostatnie pół roku w jednej ławce, bo nas tak wychowawczyni posadziła. Że niby mieliśmy się nawzajem resocjalizować. Już na pierwszym spotkaniu u niego w domu wywarliśmy na sobie duże wrażenie (to znaczy ja i Ewa rzecz jasna), oboje chyba przypadliśmy sobie do gustu. Patrzyłem na jej usta, piersi, nogi i poczułem nagle że momentalnie się zakochuję. Tak gorąco i ogromnie. Spotkaliśmy się jeszcze kilka razy przed studniówką; wziąłem ją na frytki, do kina i dwa razy na dyskotekę, bo lubiła tańczyć. Dzień przed imprezą Paweł powiedział mi, że Ewa powiedziała jego dziewczynie, że chyba chce ze mną chodzić, więc poradził mi, żebym ją dobrze zmaił na tej całej studniówce, bo mogę zaliczyć jeszcze przed maturą. Odstrzeliłem się jak cholera, żel we włosy, nowy garnitur, drogie skórzane buty. Całe życie chodziłem w slipkach, ale z tej szczególnej okazji chciałem pierwszy raz w życiu założyć coś szczególnego, totalnie męskiego, co zresztą moi koledzy nosili już od dawna. Chciałem na bal studniówkowy założyć bokserki. No i założyłem. Nakręcony byłem wtedy już od południa, myślałem tylko o Ewie i o tym co jej powiedzieć i jak zajebiście się to skończy. Na studniówce jak to na studniówce, trochę się napiliśmy, krew zaczęła buzować, podkręcone od dawna hormony nagle się rozszalały, a mój skądinąd na ogół małych rozmiarów penis zaczął w jednej chwili sterczeć sztywno jak sopel na mrozie i nie mógł przestać. Obcisłe majtki nie ujarzmiały już jego kształtów i niczym nieskrępowany prezentował całą swoją długość, idiotycznie napinając mi spodnie. Jak tańczyłem z Ewą, to wierciłem jej dziurę w udzie, jak nie tańczyłem z nią, to musiała oglądać groteskowy widok dziwnie udrapowanych spodni. Chodziłem do toalety i moczyłem go zimną wodą, myślałem o wszystkim tylko nie o seksie i rewelacyjnych kształtach Ewy, wszystko na nic. Penis wielki jak na pornosach. Przy którymś moczeniu z kolei, gdy zostawiłem Ewę samą i pognałem pod kran z zimną wodą, pomyliłem toalety i niechcący polazłem do damskiej. Zorientowałem się gdy usłyszałem zbliżające się damskie głosiki. W popłochu wpadłem do pierwszej lepszej kabiny i zatrzasnąłem się w środku. Szybko zorientowałem się, że dziewczynami, które mnie spłoszyły były Ewa i dziewczyna Łukasza. Ewa opowiadała, że napalony na nią jestem, jak nie wie, zaśmiała się, że to dość dobrze widać. Dziewczyna Łukasza powiedziała na to Ewie, że też widziała i żeby na mnie jednak uważała, bo ja to podobno trochę ćpun jestem, i że jak mi tak ciągle sterczy, to może być od prochów, amfy może albo i od wiagry nawet, a jeśli od wiagry, to nie dość że ćpun, to jeszcze jakiś popaprany zbok mogę być i to się może źle skończyć. Ewa się przeraziła, dziewczyna Łukasza powiedziała, że oni właściwie zaraz jadą, więc jeśli Ewa się boi to oni mogą ją zabrać ze sobą i odwieźć. No i odjechali w trójkę. Łukasz odwiózł najpierw swoją dziewczynę bo było bliżej, a potem Ewę. Jak tylko wyjechali, penis opadł mi jak ręką odjął. A na dodatek drzwi od kabiny się zacięły i trzeba było do damskiej ubikacji wzywać ślusarza, żeby mnie stamtąd wydostać. Ewka nie odpowiadała na moje telefony, oczywiście nie zaliczyłem jej nigdy. Za to trzy tygodnie przed maturą zaliczył ją Łukasz.

Studiów też nie wspominam najlepiej. Przez całe pięć lat ryłem w książkach jak krety na boisku Cracovii, i żadnej dziewczyny w tym czasie nie poznałem. Nie licząc tych nielicznych na naszym kierunku. Wyjątkiem miały być ostatnie juwenalia. Z chłopakami poderwaliśmy kilka wesołych studentek z uniwerka, mieliśmy się wspólnie bawić w te szalone dni. Mnie przypadła w udziale ruda Zuza, nieco szurnięta i nieprzewidywalna, ale naprawdę fajna. Było nieźle, poszaleliśmy na koncertach, objadaliśmy się na plenerowych grillach na miasteczku akademickim. Dobrze nawaleni poszliśmy pod moją uczelnię, że niby na spacer. Usiedliśmy na masce jakiegoś zaparkowanego samochodu i zaczęliśmy się ostro brać za siebie. Rozłożyłem się wygodnie, dżinsy i majtki – slipki, nie bokserki – zsunęła mi aż po kostki. Zapytała, gdzie mam gumkę. Ja jej na to uczciwie, że nie mam, i czy nie moglibyśmy bez. Ona, że raczej nie moglibyśmy, ale za to wie gdzie tu niedaleko jest automat. Zdjęła swoje majtki spod krótkiej spódnicy i założyła mi je na głowę, zasłaniając oczy. Pocałowała i poprosiła, żebym tu na nią grzecznie zaczekał. Więc czekałem grzecznie. Czekałem parę minut, kwadrans, dwie godziny. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem tak jak siedziałem. Obudził mnie rano profesor. Jak się zaraz potem okazało, właściciel zaparkowanego pode mną pojazdu. Z okazji juwenaliów wypił z gronem parę lampek wina i zdecydował się wracać taksówką, dlatego zostawił wóz pod uczelnią. Nie wiem czemu ani ja, ani Zuza nie zauważyliśmy, że w samochodzie ktoś najwyraźniej przed nami rozbił boczną szybę i, za przeproszeniem, nasrał do środka. Studiów nie skończyłem. Za to z Zuzą spotykałem się prawie dwa miesiące.

Potem chwytałem się różnych zajęć, ze zmiennym szczęściem. Kobiety rozmaite niekiedy nawet i jakoś tam poznawałem, raz nawet prawie miałem być już żonaty, ale pech, moje drugie imię, wszystko przeważnie rozbierał dokumentnie nim ja zdążyłem rozebrać którąś choćby z bluzeczki. Pewien mój kumpel, niezły lowelas, załatwił mi w końcu tę pracę. Tyle razy opowiadał mi jaka to czadowa robota, jakie świetne laski przychodzą na kursy, poważne dopiero co licealistki albo całkiem młodziutkie jeszcze studentki, i ile to już ich tam sobie zaliczył, że wydawało mi się, że wiem o tym zajęciu wszystko. Zgłosiłem się, dostałem służbowy samochód z wielką elką na dachu i z numerem – jakżeby inaczej – trzynaście. Dwa dni później miałem mieć jazdy z pierwszą kursantką. Podjarany jak małolat szczególnie dokładnie się ogoliłem, wypachniłem, wystroiłem, walnąłem odmładzający fryz i punktualnie o dziesiątej czekałem już na nią pod siedzibą firmy. W końcu przyszła. Nie za piękna, ani nie za młoda, ale w sumie to niczego sobie. Zawsze przecież mógł to być chłopak, więc w zasadzie nie ma co narzekać. Po kilku minutach okazało się, że to nie są jej pierwsze godziny za kółkiem i nieźle już czai bazę. Zagadałem coś do niej sympatycznie, puściłem komplementy z podręcznej serii, poprawiłem pas bezpieczeństwa na dekolcie i pomogłem kręcić kierownicą. Okazało się, że jest już po studiach, teraz ma taką pracę, że musi wreszcie zrobić prawo jazdy, że w zasadzie to kurs już skończyła i właśnie dokupuje ostatnie godziny przed egzaminem, żeby sobie jeszcze poćwiczyć. Nie chciała jechać na plac. Prosiła mnie, żebyśmy pojeździli po mieście trochę, bo ma parę spraw przy okazji do obskoczenia. Nie ma sprawy maleńka, pomyślałem, pojadę z tobą gdzie zechcesz, pojadę z tobą, że hej. Nie za bardzo miałem jej jak pomagać, bo sobie radziła zupełnie nieźle. Muskałem ją tylko sporadycznie, a to że niby jej włosy mogą przeszkadzać więc odgarnę, to znów że niby przy wstecznym trzeba tu drążek mocno wepchnąć, więc można silniej. Nie peszył jej ani mój wzrok, ani dotyk, wręcz odwzajemniała dyskretne przyjemności. Jeździliśmy tylko po dziwnych miejscach, zatrzymywaliśmy się pod dziwacznymi budynkami i lokacjami. Wysiadała na góra trzydzieści sekund, gdzieś wchodziła zabierając torebkę, a potem znów jechaliśmy. I tak kilka razy.

Dzisiaj siedzę. W celi numer – a jakżeby inaczej – trzynaście. Piszę opowiadanie, które „ma mi pomóc dotrzeć do podstaw, które leżą u podłoża mojego przestępstwa i spowodowały mój późniejszy upadek, aby lepiej go zrozumieć i uniknąć powtórzenia w przyszłości.” Taki element resocjalizacji. Okazało się, że w mieszkaniach, do których wtedy jeździliśmy, znaleziono później ciała osób, które wykorkowały wskutek użycia zanieczyszczonego narkotyku, zupełnie nowego i rzadkiego na naszym rynku. Znaleźli się świadkowie, którzy widzieli mój wóz, elkę takiej a takiej firmy, parkujący pod kilkoma z tych miejsc. W samym samochodzie na domiar wszystkiego służby laboratoryjne znalazły drobne ślady tego proszku. Firma rzekomo nic nie wiedziała o tych moich jazdach, bo podobno zapisany u mnie w grafiku był na tę godzinę jakiś chłopak, który zresztą złożył reklamację, bo jak przyszedł na jazdę to mnie i samochodu już nie było w wyznaczonym miejscu. A ja podczas śledztwa, jak stwierdzono, nie byłem w stanie podać jej dokładnego rysopisu dwa razy, tak aby nie podawać sprzecznych szczegółów. No cóż, jak pech, to pech.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
labedz · dnia 17.10.2014 15:48 · Czytań: 1036 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 10
Komentarze
Dobra Cobra dnia 17.10.2014 16:49 Ocena: Bardzo dobre
Ale naiwny ten koles!


labedziu,

Dobra ta historia o sierotkowatym faceciku i jego pechu. Podoba mi sie!


Ukłony,

DoCo
Usunięty dnia 17.10.2014 18:01
Co za biedak! Mam nadzieję łabędziu, że to nie o Tobie;)

Fajne to, chociaż żal człowieka, ale cóż, jak sobie pościelił, do takiego łóżka trafił, a właściwie to pryczy.

Podbało mi się.

Pozdrawiam:)
labedz dnia 17.10.2014 19:09
Dzięki, DoCo, za słowa sympatii w stosunku do opka. Bardzo, bardzo się cieszę, że Ci się podobało.:)

Kłaniam się również!

Wiki, absolutnie nie jest to o mnie, ja to raczej jestem w życiu przeciwieństwem pechowca i prędzej mi to fuksiarza, jak już.;)
Również cieszę się bardzo, że Tobie także się owa opowieść spodobała.:)

Pozdrawiam i ja!
euterpe dnia 18.10.2014 08:06 Ocena: Bardzo dobre
To sobie nie pojeździł, biedaczyna. Tylko przytulić takiego do serca, choć tym już się zajmą współwięźniowie:D
Od dziś będę pamiętać o synonimie słowa pech=Marian.
Pozdrawiam serdecznie,
Ewa
alkestis dnia 18.10.2014 08:33
Cześć:)
Wczoraj wieczorem zmierzyłam się z losami imć Mariana. Treść czytelna, nie będę się do niej odnosić jakoś szczególnie. Krótkie refleksje w temacie. Wychodzi na to, że z Mariana do momentu zapuszkowania był raczej szczęściarz. Fałszywe oskarżenia uchroniły chłopaka przed ćpaniem, chlaniem i chorobami wenerycznymi:p A więzienie na podstawie poszlak? Wybroni się chłopina, napisze w więźniu książkę i masę wierszy, może trzaśnie wspomnienia i po wyjściu będzie wiódł szczęśliwe życie u boku cudnej panny, zainteresowanej bogatym... w doświadczenia ofkors... mężczyzną.
Styl prosty, wartki, szybki. Lubię. Czytacz ma wrażenie łatwości pisania. Lekkości.

pozdrawiam:)
labedz dnia 18.10.2014 13:04
Ano, euterpe, nie pojeździł, nie pojeździł.
Pozdrawiam i ja!

Hej, alke!
Podoba mi się Twój optymizm w zakresie dalszych losów Mariana. Widzę nawet potencjał na sequel.:D
Dzięki za wizytę, pozdrowiska!
Roza_Kowalczyk dnia 18.10.2014 13:58 Ocena: Bardzo dobre
Dobry tekst, zabawny, czyta się lekko, bo i z lekkością zapewne pisany. Niektóre epizody dziwnie znajome. Penis jako sprawca kłopotów (choć w tym przypadku bez bardzo tragicznych konsekwencji) - wyborne. W prawdziwym życiu mężczyzny aż ta dużego nagromadzenia pecha (czy nieudacznictwa) nie spotyka się. A jeśli nawet, to na szczęście, jakoś się z tego wyrasta ;)
To mówiłem ja - Róża_Kowalczyk vel Krzysztof :)
labedz dnia 18.10.2014 17:36
Różo vel Krzysztofie Kowalczyk, miło mi gościć Cię bodajże pierwszy raz pod moim tekstem.
Cieszę się, że Ci się spodobało. Zapraszam częściej!
Pozdrawiam.
swistakos dnia 18.10.2014 20:21
Opowieść trochę przewrotna, naznaczona pechem, choć z perspektywy pisania w celi może to tylko wielka ściema chłopaka, by skrócić sobie odsiadkę. Czyta się naprawdę rewelacyjnie. Masz talent panie labedz. :)
labedz dnia 18.10.2014 22:13
Ciekawe odczytanie, świstakosie. Miło, że zajrzałeś, dzięki za dobre słowo.
Pozdrawiam serdecznie.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 13:24
Dziękuję za życzenia »
Kazjuno
29/03/2024 13:06
Dzięki Ci Marku za komentarz. Do tego zdecydowanie… »
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 10:57
Dobrze napisany odcinek. Nie wiem czy turpistyczny, ale na… »
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty