Siedziała za stołem wyprostowana jak struna, a po głowie chodziła jej myśl - Jesteś głupia! Na co ty liczysz?! Czy ty się nigdy nie nauczysz?
Była wściekła na siebie. Stukała o blat świeżo pomalowanymi paznokciami. - I tak nie zauważy. Nigdy nie zauważa. Za te dwadzieścia złotych na lakier przynajmniej z pół kilo wędliny by było. A jeszcze tusz do rzęs. Dzieci by miały sera do kanapek. Ależ ja naiwna jestem! Idiotka po prostu!
Teraz już za późno, żeby pobiec do łazienki i to wszystko zmyć z siebie. Lada chwila przyjedzie. A może jeszcze zdążę - popatrzyła na zegar wiszący na ścianie - ...ee chyba jednak nie.
Choć czuła się jak klaun w cyrku, to jednak jakaś siła nie pozwalała jej zamknąć się w ciasnej łazience ze ściereczkami do demakijażu i zmywaczem do paznokci. Nie po raz pierwszy zastanawiała się dlaczego, ale jak zwykle nie znajdowała logicznego wytłumaczenia. Rozmyślania przerwał jej warkot silnika starego poloneza wjeżdżającego na podwórko.
- Przyjechał książę na białym koniu - powiedziała półgłosem do pustej kuchni. - Teraz to już na pewno nie zdążę.
W zlewie co prawda nie piętrzyła się góra brudnych garów, lecz kilka talerzy i kubków ze śniadania cierpliwie czekało na swą kolej. Na kuchence stał jeszcze nie odgrzany garnek z wczorajszą zupą. Pomidorowa wyszła jej całkiem niezła, ale musi dolać trochę wody i przegotować, bo od ryżu zgęstniała. Zdążyła już pozamiatać. Wystarczy jedynie zmyć podłogę. Wodę w wiadrze ma już gotową. Zrobię to jak już wyjdzie. - powiedziała szeptem i odepchnęła tą myśl jak niepotrzebny przedmiot.
Siedziała przy obdrapanym sosnowym stole i jak co dzień słuchała tych samych odgłosów. Trzaśnięcie drzwiami od auta. Zbliżające się kroki. Zazwyczaj robi ich czternaście. Dzisiaj naliczyła tylko dwanaście. To dziwne -pomyślała - Albo jest zły, albo czymś podekscytowany. Tylko wtedy robi duże susy. Gwałtowne szarpnięcie drzwi frontowych, które nieodmiennie sprawia, że przechodzi ją zimny dreszcz. Westchnienie. Dwa kroki w ganku. Zdejmuje buty i wiesza kurtkę na wieszaku. Słychać jakiś szelest. Pewnie kurtka mu spadła, bo przeklął w swoim stylu. Wreszcie kuchenne drzwi otwierają się jak zawsze na całą oścież i staje w nich on - w nie za drogim garniturze, z rozpiętą koszulą pod szyją i tym irytującym uśmieszkiem na twarzy.
- A co ty tak siedzisz jak kura na grzędzie? - mężowskie powitanie. Za to porównanie już należą mu się kraty.
- Bo znoszę jajo z nudów - odpowiedziała.
- Zobacz co tutaj mam - zza pleców wyjął całkiem okazały bukiet róż. Zrobiło jej się gorąco. Nie zapomniał! Nie zapomniał!
- To dla mnie? - czuła jak się czerwieni.
- Nie, no pewnie, że nie! - jakby dał jej w twarz - Przecież dzisiaj są imieniny Kryśki! Zapomniałaś?! Jesteśmy zaproszeni - zacierał ręce, nieświadomy, że właśnie po raz kolejny ją zabił. Nawet nie zdążyła wydać ostatniego tchnienia, a tym bardziej coś powiedzieć. Zaczął otwierać wszystkie szafki w poszukiwaniu jakiegoś wazonu i nawet nie widział, jak ona właśnie umiera na tym starym, skrzypiącym krześle. Jak zapada się wgłęb siebie, jak usycha kolejna część jej kobiecości. W taki o to sposób kobieta przeistacza się w kurę domową, niczym motyl w poczwarkę.
Chyba mamy w tym domu jakiś wazon, co nie? - spytał przekopując zawartość szafki z garnkami. Ona wstała bez słowa, podeszła do kredensu po drugiej stronie kuchni, otworzyła przeszklone drzwiczki i wyjęła kryształowy wazon - prezent od teściowej na rocznice ślubu. Wszystko robiła jednostajnym ruchem. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Następnie odwróciła się, oburącz podniosła wazon do góry i roztrzaskała go o posadzkę. On przestraszony walnął głową o blat.Tysiące odłamków rozprysło się po całym pomieszczeniu. Nikt na całym świecie nie zdołał zauważyć, że nawet jej powieka nie drgnęła. Odwróciła się i odeszła. Drobinki szkła chrzęszczały pod jej kapciami, gdy po raz ostatni opuszczała swój dom, nie zamykając za sobą drzwi.
- Coś ty narobiła! Co ci odbiło, głupia babo! - jego pomstowanie ją odprowadzało do wyjścia, ale te słowa już nie miały do niej dostępu.
On wyjął małą szczotkę i szufelkę, bo nie wiedział gdzie jest duża miotła i zaczął zmiatać rozbite szkło, narzekając na swój marny los, podczas gdy w ciemnym i dusznym garażu co raz mocniej zaciskała się pętla na jej szyi.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt