- Dziadku, opowiedz mi coś... - oczy malca rozbłysły podnieceniem. Rytuał powtarzał się niemal co noc. Stary Wiktor Szarca szybko, choć niechętnie, wszedł w swoją rolę.
- Co mam ci opowiedzieć? - spytał, z trudem ukrywając niechęć.
- Tę historię o wiedźmie i zarazie, co się pojawiła w Zielowienkach!
- Ależ to taka straszna historia... Nie wolisz jakiejś bajki?
- Ale przecież zawsze mi mówisz, że to też bajka...
Starzec westchnął ciężko.
- Tak, masz rację. - powiedział po chwili wahania.
- Cóż, więc było to w czasach, gdy nasza wieś, Zielowienki, była jeszcze miastem, założonym, jak wiesz, przez hetmana Zielowieńskiego...
Był piękny, słoneczny dzień, miasto przygotowywało się do odpustu, ulice wyczyszczone, drzewa obielone wapnem, ganki i okna domów pięknie przystrojone... Bramę kościoła zdobiły wianki z najpiękniejszych kwiatów z ogrodu proboszcza. Mieszkańcy z radością oczekiwali na ten święty czas, zawieszono wszelkie waśnie, a na całej głównej ulicy rozstawiono kramy. Kramarze przyjechali z całej okolicy. Byli tam bogaci kupcy z Przedmościa, przebiegli przemytnicy z Grabieszowa, handlarze z Wieprzyc i pszczelarze z Rojnej Woli. Ale po raz pierwszy pojawił się kram zielarzy z Kadmołów. Stara zielarka i potężny śniady młodzieniec sprzedawali zioła, które miały być lekarstwem na wszystko. Sam wiesz, że mieszkańcy Kadmołów to dziwni i tajemniczy ludzie, a sama wieś odstrasza wszystkich swoją mroczą atmosferą. Nikt nie chciał kupować od zielarzy z tego dziwnego miejsca.
- Kupujcie ziele czerwonej wierzby z Kadmoł! - skrzeczała starucha - Uchroni was od gorączki powodziowej!
Ale nikt jej nie słuchał. W dzień odpustu, gdy wszyscy zgromadzili się w kościele, by czcić Najświętszą Panienkę, nagle niebo przecięła potężna błyskawica. Uderzyła w sam środek głównej ulicy, podpalając wszystkie kramy, prócz tego, który przybył z Kadmołów. Gęsta zabudowa miasta sprzyjała rozprzestrzenianiu się ognia. Wkrótce wszystko płonęło. Mężczyźni ruszyli, by gasić płomienie, niewiasty modliły się o zbawczy deszcz. I wówczas stał się cud. Niebiosa się rozwarły i zaczęło padać. Większość miasta spłonęła, ale deszcz ugasił płomienie. Jednak na tym się nie skończyło. Padało dzień i noc i kolejny dzień i jeszcze jedną noc. Nasza rzeka - Zielowianka, dziś tak niewielka - wezbrała i zalała całą okolicę. Kościół, który znajdował się w dolinie, szybko został odcięty od świata. Kobiety i dzieci zamknięte w środku krzyczały i szlochały, ale nikt już nie mógł im pomóc. Gdy dwie doby minęły, cały kościół i ludzie w nim, znaleźli się pod wodą. Tylko jeden proporzec, zaczepiony o krzyż na dzwonnicy, powiewał na wietrze. Ci nieliczni, którzy przeżyli, pogrążeni byli w rozpaczy. I wówczas przyszła ostatnia plaga - zaraza. Pomór zabierał wszystkich, bez wyjątku. Chorych grzebano byle jak, daleko w lesie za miejskim cmentarzem.
Wtedy nagle ktoś przypomniał sobie ostrzeżenie staruchy z Kadmołów. Szybko uznano ją winną czarów, ale ślad po niej zaginął. Znaleziono jednak owego potężnego młodzieńca, towarzysza starej.
Chłopi otoczyli go i zatłukli cepami. Owinąwszy go w szmaty, zakopali w tym samym lesie, gdzie spoczęli ich towarzysze, w nadziei, że dusze ofiar zarazy będą nękać tego demona aż do skończenia świata. Na grobie mieszkańca Kadmołów wyryto napis: "Panie, Krusz jego kości aż do skończenia Świata!".
Dziś tam, gdzie był las, została tylko kępka drzew, dookoła są pola. Choć ludzie mówią, że uprawy tam kiepsko idą... A tam, gdzie był kościół, dziś jest bagno, które zwie się Otchliny. Mówią, że w rocznicę odpustu wciąż tam słychać dzwony...
- Dziadku, a co by było, gdyby ten cały... Krusz... wrócił? I co się stało z Wiedźmą?
Starzec znów ciężko westchnął.
- Przecież to tylko bajka, pamiętasz? Śpij już, drogie dziecko...
Za oknem zaczął się koncert cykad.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt