Bazyli, wielki i piękny, srebrno-czarny pers, pozwalał mi ze sobą mieszkać przez 17 lat. Był bardzo mądry, jak na kota i miał dobre maniery. Zawsze wspólnie korzystaliśmy z komputera. Ja - obserwując ekran, a on wożąc swój piękny łeb na wierzchu mojej dłoni, która ruszała myszką. Odszedł sobie. Nie ma co ukrywać, że było mi go bardzo żal. Stąd wzięły się rozmowy, nieco bajkowe, nieco sentymentalne. Zawsze jednak szczere i prawdziwe. Oto jedna z nich.
Pan do swojego kota Bazylego: Śpisz czy udajesz? Widzę, że ruszasz końcem ogona. Kot Bazyli do swojego pana: Nie śpię. Przypominam sobie miłe epizody z własnego, długiego życia oraz zasłyszane, od swoich przodków, interesujące zdarzenia. PB: No, to pochwal się. Wieczór jeszcze wczesny i chętnie posłucham twojego mruczenia. KB: Mój panie! Historia, którą ci opowiem, jest w mojej rodzinie od wieków. Przy tym jest to prawda oparta na źródłach historycznych, których nikt podważyć nie może. Czy pamiętasz może bardzo znaną, jeszcze niedawno, francuską piosenkarkę o pseudonimie DALIDA? PB: Oczywiście, że słyszałem. Pamiętam nawet jej słynną piosenkę "Paroles, paroles". KB: Cieszę się. Ale nie wiesz zapewne, że jej oficjalnym kochankiem był niejaki Richard Chanfray. PB: No, i co z tego. Jej kochanków nie da się policzyć! KB: Zaraz przestaniesz być taki zarozumiały, jeśli ci powiem, że Richard Chenfray to słynny hrabia de Saint Germain. Obiło ci się coś o uszy? PB: Kocie! Nie pleć bzdur. Hrabia urodził się chyba w XVII wieku i co prawda długo żył, ale nie mógł żyć 300 lat. KB: Niewiele wiesz o hrabim de Saint Germain. Urodził się około roku 1680. Był dworzaninem Madam de Pompadour, znał go Ludwik XV, a także Talleyrand, z którym próbował stworzyć stany zjednoczone Europy. To on pomagał Katarzynie II objąć carski tron i był na dworze Fryderyka Wielkiego. Znał biegle 12 języków i jest autorem znanych do dzisiaj wynalazków. Zmarł nagle w 1784 r., lecz gdy kilka dni później, otworzono trumnę, była pusta. Widziano go później w wielu miejscach. Doradzał Napoleonowi przed wyprawą na Rosję i był zaufanym samego cesarza austriackiego Franciszka Józefa. Richard Chanfray, znał zadziwiająco wiele szczegółów z życia hrabiego, które wielokrotnie weryfikowano jako prawdziwe. Ponadto bez wahania odpowiadał na szczegółowe pytania, dotyczące czasów Rewolucji Francuskiej i innych zdarzeń historycznych sprzed wieków, znanych tylko nielicznym. Niestety Chanfray popełnił samobójstwo w 1983 r. publicznie stwierdzając, że nie ma już siły dalej żyć, bo świat zmierza w fatalnym kierunku. Kiedy porównano zdjęcia Chanfraya ze znanymi, a wykonanymi przed wiekami portretami hrabiego, podobieństwo było wstrząsające. Życie hrabiego jest mi znane z relacji moich przodków, którzy towarzyszyli mu w XVIII i XIX w. Zadziwiające jest to, że ze wszystkich przekazów historycznych wynika, że hrabia przestał się starzeć w wieku czterdziestu paru lat. W takim też wieku popełnił samobójstwo Chanfray. W trzy lata później DALIDA uczesała się, umalowała, pięknie ubrała i połknęła 120 tabletek nasennych. Podążyła za swoim kochankiem w zaświaty. PB: Kocie, jeśli nie łżesz, to muszę przyznać, że opowieść zrobiła na mnie wrażenie. Każdy ramol chciałby mieć zawsze 40 lat. Wypada mi zrewanżować ci się opowiadaniem z mojego życia. Może nie będzie tak interesujące jak twoje, ale za to prawdziwe, daję słowo. Kilka lat temu, na początku maja, zaskoczony nieco upałem, szedłem przez park. Zdjąłem płaszcz, który przezornie założyłem wychodząc rano z domu i nieco znużony, przysiadłem na ocienionej ławce. Mimo iż było to przedpołudnie, wiele ławek było zajętych, a nawet tuż obok siedziała starsza pani (chyba babcia). Przy niej mała dziewczynka bawiła się kolorową piłką. Słońce dawało miłe ciepło, toteż usiadłem wygodniej i przymknąłem oczy. Nie musiałem się nigdzie śpieszyć, więc moje myśli zaczęły krążyć wokół spraw, którymi lubiłem się często bawić przed zaśnięciem. Lubiłem ciekawe epizody z przeszłych wojen, niezbadane do końca tajemnice wywiadów, czy też mniej znane kulisy ważnych, historycznych wydarzeń. Często moje oceny przeszłości różniły się od oficjalnych opracowań, co przynosiło mi szczególną satysfakcję. Było jednak coraz bardziej gorąco. Zdjąłem marynarkę i znów przymknąłem oczy. Teraz moje myśli wróciły do młodych lat i kobiet, które pojawiały się w moim życiu. Nie wszystkie wspomnienia były miłe. Cóż, po latach, przyznawałem przed sobą samym, że właściwie z każdego związku wychodziłem przegrany. Czy partnerka była młoda czy bardziej dojrzała, czy górowała nade mną intelektualnie, czy wręcz przeciwnie, dochodziłem do jednej konstatacji. Kobiety były sprytniejsze, nieprzewidywalne i konsekwentne w doprowadzaniu mnie do klęski. Jedynym pocieszeniem była dla mnie świadomość, że nareszcie jestem w wieku, w którym damsko-męskie niepokoje już mnie nie dotyczą i żaden męski atawizm nie kieruje już moim zachowaniem. Uwolniłem się raz na zawsze od niepokojów, właściwych temu obszarowi mej duszy. Poczułem ulgę i nawet złośliwą satysfakcję, że nie jestem już przedmiotem damskich intryg, zaczepek i nadziei. Wtem poczułem szarpnięcie za nogawkę. Otworzyłem oczy i zobaczyłem małą dziewczynkę, która niedawno bawiła się piłką. Stała przede mną, przestępując z nóżki na nóżkę, i powtórzyła z przyganą w głosie: "Chcę siusiu! A ty?". Zrozumiałem wtedy, że się już od nich nie uwolnię nigdy! Dobranoc, Bazyli! Idę spać przygnębiony. KB: Dobranoc, mój panie! I nie trać nadziei. Wszak trwam przy tobie niewzruszenie. |