Narodowy Fundusz Zdrowia - alea
Proza » Humoreska » Narodowy Fundusz Zdrowia
A A A
Od autora: Tekst ma ponad jedenaście miesięcy i od dawna leży gdzieś na moim blogu.
Pomysł odgrzebania i umieszczenia na p-p przyszedł mi szóstego stycznia roku obecnego. Stało się to po nieopatrznych wizytach na różnych portalach informacyjnych i czytaniu tekstów o zamkniętych przychodniach i całym tym zdrowotnym lecz niezdrowym zamieszaniu.

Na szczęście nie choruję, siedzę w ciepłych pieleszach i nie mam nic wspólnego z tym całym zamieszaniem, czego i Wam życzę.

- A pan?
- Co ja? - mężczyzna w jasnym garniturze, czarnych błyszczących butach, z zaczesaną na bok grzywką, podniósł lekko prawą brew.
- Czego sobie pan życzysz? - kobieta zapytała życzliwie, jednak forma "życzysz" nie przypadła mu do gustu. Był dżentelmenem, nie okazał po sobie zdenerwowania, poprawił krawat i udając, że ocknął się z zamyślenia powiedział...

Tak zaczęła się cała ta heca.
Nie wiem, co on tak naprawdę powiedział. Nic na to nie poradzę, nie jestem wszechwiedząca. Widziałam, jak podchodził do kobiety, jak poprawiał krawat. Buty czarne widziałam. Coś tam żem widziała. A niektóre sprawy to nawet żem usłyszała. Nie słyszałam tylko co powiedział.
Mógłby to być, na przykład, zakup biletu w pierwszej klasie na pociąg do Krakowa. Ooo, to by było coś. Już byśmy wiedzieli wszyscy, dokąd jegomość zmierza i że na biednego nie trafiło. Mamy dwudziesty pierwszy wiek, ale opinia od początku dwudziestego niewiele zmieniła się, gdy mówimy o pierwszej klasie. Bo czymże ta pierwsza klasa? Fanaberia, zbytek. Bilet na nią kupują, ci którzy za dużo pieniędzy chyba mają. W drugiej też przecież wygodnie. Jest miejsce siedzące, fotele szerokie. Kawę podadzą i ciastko. Co tu grymasić? Tak, tak. I ten Kraków. Wiadomo, kto przecież do Krakowa jeździ. Nie trzeba więcej mówić. Wszyscy wiedzą co za ludzie w jasnych garniturach podróżują do Krakowa. Z pewnością jakaś bohema, dziwak, bogacz. Do panny jedzie. Tak mniemam. Ale, ale... Czy on powiedział, że do Krakowa i że pierwszą klasą? Ja nie słyszałam. W takim razie, cóż takiego uprzejmy i przystojny jegomość mógł powiedzieć?

Może powiedział tak: "Poproszę dwie bułeczki, masełko, mleczusio i jeszcze jedną bułeczkę, ale z kremikiem".
Czyli bilet, takiemu, do Krakowa zbędny, bo zapewne jesteśmy w jakimś sklepie "Społem" w centrum Krakowa. Elementarne, drogi Watsonie. Po pierwsze i primo na pewno Kraków, bo właśnie tam miętolą zdrobniale jęzorek. "Dzień doberek", "Piękna zaprawdę pogódka", "Po ile preceleczek? Po trzy złotka z grosikiem",  "Supereczek, wezmę czwóreczkę preceleczulków".
Bez dwóch zdań, bez cienia wątpliwości! Cudownym trafem w Krakowie się znaleźliśmy. A jakże! A że "Społem"? Forma osobowa "ty" w połączeniu z "pan" sugeruje wieś popegieerowska lub sklep "Społem", z paniami w fioletowych fartuszkach. Co oczywiście na jedno wychodzi, ale nie chcemy nikogo obrażać, prawda? Dalejże lajkoniku, dalej!
Pan szarmancki, pora wczesna. Zapewne, biedaczek miał ciężką noc. Mleczko i masełeczko, miast kiełbachy swojskiej, puszki z mielonką? Oj, troszkę niedzisiejszy pan, prawda? Taki jakiś roztargniony. Ale to miłe, miłe. Romantyczna bohema krakowska pohulała na Kazimierzu, wraca do apartamentu w hostelu na śniadanko. Samotne śniadanie. Jakże przygnębiająca i smutna perspektywa spędzania czasu. A może jednak na wesoło? Kawalerskie życie jest najlepsze na świecie. Wolny człowiek oddycha. O d d y c h a ! I to jak oddycha! Pełną piersią! Tylko szkoda, że posiłek będzie bez towarzystwa spożyty. Na szczęście jest gazeta, przepraszam gazetka, by umilić czas.

Zamilkłam. Zamyślona robię kółka w powietrzu. A może powiedział coś zupełnie innego? Ważę na szali myśli, dopasowuję słowa do obrazów, dostrzegam tło zdarzeń.
Jasny garnitur i pani z pytaniem życzliwym. Trochę biało, trochę jasno, trochę straszno. Pana ktoś szturchnął. Ciężko się oddycha, rwetes straszliwy.

Ludzie się tratują!
Co się dzieje?
A nic , nic.
Posłuchajcie...

- Bo widzi pani - szepcze mężczyzna.
- Głośniej! Głośniej! - skrzeczy kobieta.
Pan ładnie ubrany wzdycha, drapie się za uchem. Patrzy na niewiastę. Ona siedzi nisko, okienko na wysokości brzucha. Ach, szkoda, że nie jestem brzuchomówcą, wzdycha nasz bohater. Ja też żałuję razem z nim, ale popędzam w myślach: "Mówże wreszcie!". Zagryzam wargi, bo czuję, że teraz będzie prawdziwa historia, a nie jakiś tam Kraków, bułeczki i inne pierdółeczki.

Mężczyzna obraca głowę na boki. Z prawej strony "chucha mu do ucha" wielki drab w grubej czapce, z lewej ciekawie zagląda starsza kobieta, niby studiując szybę oblepioną kilkunastoma kartkami zaczynającymi się od słów: "Ważne!", "Pamiętaj!" "Uwaga!", "Ogłasza się!". W tle milczący tłum wije się w kolejce.

On już wie, że na dyskrecję nie ma co liczyć. Wzdycha i kontynuuje:
- Kiedy pan doktor Kuśniarz przyjmuje? Chciałem się zapisać - wydawało mu się, że mówił dostatecznie głośno, ale kobieta za oknem z krzykiem do niego.
- Panie, głośniej! Jaki doktor?!? - pluje mu śliną w brzuch.
- Kuśniarz! Doktor Kuśniarz! - mężczyzna wbrew sobie podnosi głos.
- Dzisiaj nie przyjmuje! Kartka wisi!!! - rejestratorka przyjaźnie ryczy.
- "Doktor Jan Kuśniarz. Specjalista od chorób zakaźnych i wenerycznych. Przyjmuje od ósmej do dwunastej w każdy czwartek" - usłużnie czyta, niby mimochodem, pani stojąca po lewej. Reszta kolejki słucha.
Kobieta uśmiecha się życzliwie do mężczyzny - Widzi pan, kartka jest.
- Od rana wisi. Zmieniły się godziny przyjęć. Trzeba czytać!!! - dodaje życzliwie trąba za szybą.
Mężczyzna kwaśnym uśmiechem dziękuje za pomoc.
- To czego pan sobie życzysz? - ponawia pytanie kobieta za okienkiem.

Zatrzymajmy się w tym momencie, bo sytuacja jest niezwykle krępująca. Ładnie ubrany, przystojny mężczyzna zapytał o wizytę u specjalisty. Kolejka zaczęła szeptać, przekazywać pocztą pantoflową wiadomości. Wszak powszechnie wiadomo, że osoba stojąca na czele, przy samym okienku, jest niczym heros na szczycie Olimpu. Może zadawać pytania boskim siłom, ale niech się strzeże. Raz zadane pytanie nie może się powtórzyć! W przeciwnym wypadku gromowładna wyrocznia zamienia nierozważnego śmiałka w popiół. Zdaje sobie z tego sprawę jedna z kolejkowiczów, młoda kobieta, wzrost nikczemny. Metr pięćdziesiąt z wkładką. Skrzyżowanie myszki z gąską. Ona na słowo Kuśniarz wytężyła słuch po stokroć. Też miała sprawę do doktora Kuśniarza. Z a w s z e  przyjmował od dziewiątej do trzynastej... w środy (dodajmy, że dzisiaj jest środa). Jak widać zaszła nieoczekiwanie zmiana. Oj tam, oj tam, mała niespodzianka. Trzeba było brać urlop na jutro, a nie na dziś.

Szanowna pani - wyrywa się w mych myślach prosta uwaga -  lekarz nie jest od informowania, ale od leczenia, rejestracja jest nie jest od informowania, lecz od rejestrowania. Od informowania są kartki. Jest kartka? Jest! Czyli pacjent został  p o i n f o r m o w a n y. Mała kobieta przyszła po receptę. Leki trzeba brać. To ważny element leczenia. Dosyć o niej, wróćmy do bohatera historii.

W tym czasie mężczyzna pocił się w nieoczekiwanej, celebryckiej roli. Czuł, że tłum nasłuchuje pilnie, patrzy chciwie na niego, stojącego w centrum wszechświata przy okienku rejestracji. Jak tu załatwić sprawę? Wymagane jest porzucenie wstydu. Niepotrzebnego wstydu, dodać należy. Tak, zupełnie niepotrzebny wstyd, pomyślał w duchu przystojny jegomość i poczuł , że dostaje nadludzkiej śmiałości. Słowo niepotrzebny było tu kluczem. Dobrze komponowało się ze słowami chory, pacjent. Idealne zestawienie. Rozjaśniło się lico mężczyzny. Ta prosta myśl tchnęła w niego nowe życie, przeistoczył się w człowieka bez wstydu, bezwstydnika.
- Bo widzi pani, chciałem się umówić na wizytę. Robiłem standardowe badania i wyszło jak wyszło. Wynik pozytywny! - uśmiechnął się przepraszająco. - Mam teraz problem. Nie wiem czy nie muszę żegnać się z rodziną, pisać testament.
Czuł, że jest na dobrej drodze, że szczerość pomoże w załatwieniu sprawy.
- Kompletnie nie rozumiem co pan mówi - powiedziała dobrodusznie kobieta za okienkiem. - Nie szkodzi! Zapiszę pana na pierwszy wolny termin. Najbliższy wolny termin to... - pauza, odgłosy klikania myszką, skupiony wzrok - Mam!!!
Mężczyzna się uśmiechnął bezwstydnie. Udało się. Sprawa załatwiona.
- Najbliższy termin to koniec półrocza, a dokładniej koniec czerwca, a jeszcze dokładniej proszę pana... - kobieta zrobiła triumfalną pauzę - ... dwudziesty czerwca, godzina dziesiąta. Czy pasuje panu taki termin?
Pan w jasnym garniturze i czarnych błyszczących butach pobladł.
- No, ale mamy luty. To prawie pół roku! - krzyknął, w tle kolejka zarechotała.
- Panie szanowny. Nie ma co grymasić, dzięki nowej umowie skróciliśmy terminy o ponad trzy miesiące. To co? Zapisywać? - dopytywała się rejestratorka.
- Tak, poproszę - powiedział z rezygnacją w głosie mężczyzna. Westchnął głęboko. Zrozumiał bezsens działania, że pewnikiem umrze wcześniej, ale jak zapisują to niech zapiszą. Odszedł od okienka, przestał być poranną gwiazdą w korowodzie pacjentów.

I tak to wyglądało. Nie jakiś Kraków, podróże, bagietki na rogu, grosiki, dziewczyna w drugim mieście, ale zwykła rejestracja w przychodni publicznej.
Wydawać się mogło, że smuta służby zdrowia dopadła ładnie ubranego pana. Wtem nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji, który mam zamiar dalej relacjonować.

Elegancki jegomość opuścił magiczny sznur kolejkowiczów. Spojrzał na nich, chrząknął znacząco i rzekł w te słowa:
- Szanowni Państwo, proszę się rozejść. Jestem z Narodowego Funduszu Zdrowia. Zamykam zakład publiczny na mocy nadanego mi prawa.
- Wariat! - wyrwało się komuś w tyle.
- Słyszałem! - huknął mężczyzna - To nie żadne wygłupy! Zamykam przychodnię!
Odwrócił się do kobiety w okienku. Wyciągnął z prawej kieszeni marynarki zmięty świstek papieru i podał jej. Przeczytała uważnie. Pokiwała głową ze zrozumieniem, gdyż pracując kilkadziesiąt lat w służbie zdrowia uodporniła się na urzędnicze decyzje.
Wychyliła głowę przez okienko.
- Rejestracja zamknięta! - poinformowała wbrew wpojonym przez system zasadom i zatrzasnęła okienko.
Ludzie z konsternacją kiwali głowami, by po chwili z przerażeniem obserwować jak kobieta gramoli się z krzesła, zbiera jakieś papiery. Kompletnie pogubieni w domysłach podążali wzrokiem, gdy kierowała się w stronę drewnianego wieszaka na kurtki, a potem ściągała fartuch, zakładała palto, chwytała torebkę. Rozległy się jęki chorych, umarli (niedoszli i przyszli) szeptali trwożnie: "Zaraz otworzą się drzwi. Drzwi się otworzą. Drzwi...". Wieść niosła się dalej korytarzem przez obowiązkową szatnię, klatkę wejściową, sklepik z czerstwymi bułkami i prasą codzienną, aż na podwórze, gdzie powoli dogasały niedopałki papierosów wypalonych przez biedaków oczekujących na rentgena płuc.

Stało się! Podwoje zaskrzypiały złowieszczo, klamka drgnęła i zapadła.  Z punktu rejestracji wyszła elegancka pani. Miała na sobie czarny dwurzędowy, wełniany trencz, podkreślający fasonem wciąż niezłą talię. Na głowie kobiety ażurowa czapka ładnie komponowała się z klasycznym makijażem, charakterystycznym dla zadbanych i seksownych matron. Ludzie zdębieli, byli zahipnotyzowani niewiarygodnością sytuacji (tak jakby cokolwiek mogło dziwić w publicznej służbie zdrowia).
W końcu ktoś odważny rzucił w stronę opuszczającej stanowisko rejestratorki:
- A kiedy przychodnia będzie czynna, proszę pani?
Kobieta uśmiechnęła się znacząco pod nosem. W tym czasie mężczyzna w garniturze wziął damę pod rękę. On również się uśmiechnął, szeroko, po amerykańsku. Wyglądali razem przepięknie, niczym postacie z dziewiętnastowiecznej pocztówki z Paryża.

Nie zwracając uwagi na rosnącą panikę tłumu, skierowali się do wyjścia. W ostatniej chwili kobieta odwróciła głowę i powiedziała:
- Jak to kiedy? Dwudziestego czerwca, oczywiście. Do widzenia!

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
alea · dnia 16.01.2015 11:49 · Czytań: 851 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 13
Komentarze
euterpe dnia 16.01.2015 19:55 Ocena: Świetne!
Świetna historia, pomysłowa i na czasie. Mój ulubiony moment:
Cytat:
Moja de­duk­cja jest pro­sta. Po pierw­sze i primo na pewno Kra­ków, bo wła­śnie tam mię­to­lą zdrob­nia­le ję­zo­rek. Dzień do­be­rek. Pięk­na za­praw­dę po­gód­ka. Po ile pre­ce­le­czek? Po dwa złot­ka, bez dwóch gro­si­ków. Su­per­eczek, wezmę dwó­jecz­kę pre­ce­le­czul­ków.

Humoreska pełną gębą. Jestem pod wrażeniem:)
Pozdrawiam serdecznie,
Ewa
alea dnia 16.01.2015 20:35
euterpe, wielka to przyjemność dla mnie, że humoreska podobała Ci się :)
Twój cytat różni się od obecnego tekstu, bo ciągle coś poprawiam. Jakieś owsiki redaktorskie mnie oblazły ;)
euterpe dnia 16.01.2015 20:39 Ocena: Świetne!
To dobroczynny pasożyt, gdyż Tobie służy:)
Pozdrawiam serdecznie,
Ewa
Dobra Cobra dnia 17.01.2015 20:50 Ocena: Świetne!
Bardzo słodki tekst!

aleo,

już pełna słodyczy informacja, że masz swojego bloga bardzo pozytywnie mnie do tej opowieści nastroiła.


Kiedyś kolega poszedł do poradni W, a tam już na wstępie przy rejestracji, przy kolejce, pani spytała go głośno:
- A pan z zym przychodzi?

Na szczęście, biedak, jakoś się wymanewrował, mówić półszeptem:
- Ma tę chorobę - i wskazał swoje krocze.


Jednak choroba weneryczna (i tak chyba sto razy lepsza, niż pryszczyca jąder lub HIV) to wskaźnik na akt zdrady, zapomnienia, oszołomienia, poznania kobiety brudnej i zakażonej, kobiety często używanej.


Tutaj jednak następuje druga część historii - dramat rozgrywa się szybko i w zadziwiający sposób.

Brawo! Piękny zwrot akcji! Piękna opowieśc w ogóle!

Odchodzę napojony ambrozją prozy, która może i nie dorasta boskiej poezji do kostek, ale przynajmnije jest zrozumiałą!!!


Poooozdrawiam słonecznie z solarium, gdzie wciąz uzupełniam ubytki witaminy D3...


Dobra Cobra
alea dnia 19.01.2015 14:05
Och, ten blog to moja słodka strefa, w której mogę publikować dowolne rzeczy bez strachu, że ktoś napisze cokolwiek krytycznego. A właściwie napisze cokolwiek, bo na niego nikt nie wchodzi. Nie przeszkadza mi to kompletnie.

Mnie przypomina się scena z "Dnia Świra", gdy przemiła lekarka mówiła do bohatera "Niech się wypnie, niech zakasła". Był wtedy częściowo obnażony, w drzwiach stała pielęgniarka, a ludzie w poczekalni "dyskretnie" zaglądali do środka.
Tak jest - nie ma co się czerwienić w przychodni, bo jeszcze troskliwy lekarz pomyśli, że to oznaka poważniejszej choroby ;)
Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Nie powiem, nie powiem - bardzo miły :)
Heisenberg dnia 21.01.2015 23:59 Ocena: Świetne!
Czemu ja dopiero teraz to czytam?
Nie wiem, czy chwalić bardziej fabułę, czy styl i sposób, w jakim to zostało napisane. Chyba to drugie przede wszystkim mi się spodobało ;) Naprawdę nieźle.

Popracuj nad interpunkcją - nie jest jakaś bardzo zła, ale znalazłoby się trochę błędów z przecinkami, typu:
Cytat:
Wi­dzia­łam(,) jak pod­cho­dził do ko­bie­ty,

- dwa czasowniki...

No i niektóre sposoby zapisu szwankują. Lubisz poprawiać, to dokopię się do kilku technicznych szczególików ;)
Cytat:
Forma oso­bo­wa Ty w po­łą­cze­niu z pan su­ge­ru­je wieś

- raczej: "Forma osobowa "ty" w połączeniu z "pan" sugeruje (...)"
Cytat:
Co się dzie­je?!?

- Tu i kawałek dalej masz coś takiego. Nie. Nigdy. Albo "!", albo "?", albo "?!". Trzech wykrzykników też bym unikał - nie są błędne, ale wyglądają mało profesjonalnie.
Cytat:
Może po­wie­dział tak: Po­pro­szę dwie bu­łecz­ki, ma­seł­ko, mle­czu­sio i jesz­cze jedną bu­łecz­kę, ale z kre­mi­kiem.

- Może po­wie­dział tak: "Po­pro­szę dwie bu­łecz­ki, ma­seł­ko, mle­czu­sio i jesz­cze jedną bu­łecz­kę, ale z kre­mi­kiem".
Jeśli przytaczasz czyjąś wypowiedź w zdaniu, to właśnie tak: dwukropek, cudzysłów, wypowiedź wielką literą, kropka po cudzysłowie. Chyba że przytaczane zdanie jest pytaniem, a te większe zdanie twierdzące, wtedy znak zapytania w cudzysłowie (np. Ktoś zapytał "Gdzie jest coś?")

A ja wszedłem sobie na Twojego bloga. Fajny jest ;)

Pzdr
alea dnia 22.01.2015 23:10
Heisenberg, dzięki za fajny komentarz. Lubię jak ktoś dostrzega proste błędy, bo takie najłatwiej poprawić i widać później czy się powtarzają w kolejnych tekstach. Z bardziej skomplikowanymi sprawami takimi jak budowanie nastroju, praca na puentą, bohaterami, dobrymi dialogami jest gorzej. Jak ktoś zwróciłby mi uwagę to może się zawieść. Poprawa takich rzeczy to kwestia miesięcy lub lat w moim przypadku. No, ale odbiegam od Twojego komentarza...
Nad interpunkcją wciąż pracuję, niestety błędy będą się pojawiać, bo to dla mnie wciąż droga przez mękę. Twoje uwagi uwzględnię, są słuszne, ale pewnie zrobię to dopiero w weekend, gdy siądę nad różnymi tekstami do poprawy.
Co do bloga...Hmm, lubię go, to taki moje miejsce, by nie pisać wyłącznie do szuflady. Kiedyś był bardziej , jakby tu powiedzieć... Zresztą nieważne, teraz zrobił się bardziej literacki i tego się trzymajmy, chociaż nadal jest to fajne miejsce, gdzie można się poużalać, wypłakać i odreagować.

Pozdrawiam i trzymam kciuki za Twoją nominację :)
Heisenberg dnia 22.01.2015 23:38 Ocena: Świetne!
alea napisał:
Z bardziej skomplikowanymi sprawami takimi jak budowanie nastroju, praca na puentą, bohaterami, dobrymi dialogami jest gorzej.

No pewnie, że jest gorzej. Całe te pisanie jest syntezą mnóstwa problemów ;) Ale praca nad nimi to chyba meritum pisania. Nie ma przecież tekstu, którego nie dałoby się napisać lepiej czy to pod względem nastroju, czy charakterystyki i ukazania bohaterów. Tak samo ze stylem, szczegółami technicznymi itd. A moim zdaniem chodzi o to, żeby w tym wszystkim być jak najlepszym. W niektórych elementach poprawa przychodzi po tygodniu, w innych po latach. Ale czasem nie można się przejmować, czas i tak upłynie...

Raz jeszcze gratuluję, bo tekst naprawdę mi się spodobał.
LukaszPeee dnia 22.01.2015 23:49 Ocena: Świetne!
Odnośnie kolejek - wczoraj dopytywałem o termin badania na NFZ (niestety, dlatego dopytywałem), ale zdziwiło mnie bardziej to, że panie rejestratorki (dawne pielęgniarki) na marzec i kwiecień zapisywały na prywatną wizytę do pewnego specjalisty. Czyli, nawet kasa nas nie uratuje...
Odnośnie meritum, czyli tekstu - no coś tak dobrego rzadko tu się zdarza. Wiesz, o czym piszesz, i nie wymyślasz nic na siłę. Nieźle snujesz refleksję, ale nie narzucając niczego czytelnikowi.
Pozdrowienia
Łukasz
alea dnia 24.01.2015 21:34
Heisenberg, uwagi uwzględnione. Jeszcze raz dzięki!
Co do samego pisania... Właśnie kolejny tydzień poprawiam nowy tekst i od ciągłego poprawiania wariuję i ogarnia mnie frustracja. Chyba szukanie idealności w pisaniu nie ma sensu, bo tak można w nieskończoność :(

LukaszPeee - temat rzeka z tą służbą zdrowia, aż dziw, że tak mało jest skeczy kabaretowych z tym związanych, bo to przecież samograj. Wystarczy opisać rzeczywistość i wychodzi absurdalna scena tragikomiczna z kontekstem egzystencjalnym, poruszającym odwieczne sprawy życia i śmierci ;)

Ekstra, że tekst Wam się podoba. Miłe słowa, łechcą ego :)
Heisenberg dnia 24.01.2015 22:00 Ocena: Świetne!
Idealność nie istnieje, a gdyby istniała, byłaby pewnie potwornie nudna ;)
Jednak
Heisenberg napisał:
budowanie nastroju, praca na puentą, bohaterami, dobrymi dialogami

to chyba ważniejsze elementy utworu niż szczegóły techniczne i, moim zdaniem, progres w takich rzeczach jest najistotniejszy.
Alicja225 dnia 24.01.2015 22:19
Humoreska na prawdę udana :)
W bardzo ciekawy sposób przedstawiłaś tak popularny temat - problem z NFZ - który często omawiany jest nawet przez obce, nieznające się osoby, na przykład w autobusie...
Bohaterowie i ich słowa, zachowania - rewelacja!
alea dnia 26.01.2015 00:32
Heisenberg, Alicja225 - kolejne pochwały, nie wiem co myśleć. Powiem w stylu Osiołka fatalisty z bajki "Kubuś Puchatek":
- Kurcze, wychodzi, że najlepiej wychodzą mi jedynie humoreski. To było do przewidzenia, że do niczego innego się nie nadaję :(

A tak poważniej, chwalcie, chwalcie. Jak pojawi się mój kolejny tekst i zamiast pochwał będą krytyczne głosy to poczuję cudowne działanie kuracji wstrząsowej. Podobno jest ona bardzo skuteczna. Niestety może nie wyleczyć definitywnie z pisania. Przypadek beznadziejny, tak sądzę.

No, dobra już tak zupełnie poważnie... Myślę, że tekst wyszedł dobrze, bo sporo w nim było zaobserwowanego (fakt, że przerysowanego) życia.
Pozdrawiam komentujących, endorfiny wyprodukowane na zapas. Powinno wystarczyć na poniedziałkową, poranną chandrę.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty