Rozejrzał się po miejscu, które, miał nadzieję jeszcze go pamięta. To właśnie tu przybywał w poszukiwaniu inspiracji, tu rodziły się najlepsze pomysły, mające odzwierciedlenie w jego twórczości. Rozmowy z lokalnymi opryszkami, oczywiście za odpowiednią opłatą, były główną atrakcją tej mordowni. Musiał jednak rozgraniczyć prawdę od fikcji, gdyż, niestety towarzysze, mieli tendencję do podkoloryzowania wydarzeń, szczególnie tych, w których sami byli bohaterami. Na szczęście Karol nie miał z tym kłopotu. Zawsze traktował zwierzenia, nawet bliskich mu osób, z przymrużeniem oka. Doskonale poznał psychikę ludzką i tory popędu, dlatego jego bohaterowie zdawali się żyć własnym życiem, co zostało wielokrotnie docenione przez krytyków.
Niestety, ktoś siedział na jego miejscu – z prawej strony przy barze. To dziwne, jakie drobiazgi potrafiły go wyprowadzić z równowagi, choć stalowe nerwy utrzymywały je, na szczęście, w ryzach. Niezadowolenie malowało się wieloma zmarszczkami, jednak nie miało to wpływu na ton mówienia. Był raczej obojętny, gdy podszedł do mężczyzny zajmującego to niezapomniane miejsce.
– Mam prośbę, kolego. Byłbyś tak dobry i przesiadłbyś się miejsce obok?
– Niby dlaczego? Już sobie wygrzałem! – rzekł napastliwym tonem.
– Ja do ciebie mówię uprzejmie, więc nie ma co się denerwować. Powiedzmy, że to moje natręctwo. W innym miejscu czuję się zagrożony i kto wie, co może mi odbić – mówił jak obłąkany. – No weź, kolego, posuń się. Stawiam kolejkę! Co ty na to?
– Jak stawiasz, to siadasz. – Mężczyzna ustąpił miejsca i zdawał się czekać na umówiony alkohol, który barman, po wskazaniu przez Karola palcem, niebawem podał.
– Czy ja cię już gdzieś widziałem, gościu? – zapytał dociekliwie nalewając whiskey do dwóch szklaneczek.
Karol zastanawiał się, czy jest to możliwe, aby ktoś go rozpoznał. Nie był tu od dawna, nie wyróżniał się zbytnio z tłumu nabuzowanych hormonami mężczyzn, więc nie widział powodu, dla którego zapadłby komukolwiek w pamięć.
– Możliwe, często tu przychodziłem zanim… ale to nieistotne – odparł Karol zanurzając usta w drinku.
– Zanim co? – zapytał siedzący obok mężczyzna.
– Nie przyszedłem tu pogadać, tylko się porządnie złoić, panie wścibski – powiedział przekornie.
– Wybacz za pytanie, ale skoro już ze sobą pijemy, to czemu by nie umilić tej czynności pogawędką?
– Mówi pan elokwentnie, jednak odmawiam odpowiedzi. Nie mam po prostu na nią ochoty.
– Jak sobie chcesz. A siedź tu sobie, a ja sobie! – Mężczyzna wstał i przesiadł się o kolejne miejsce. Oburzony zachowaniem współbiesiadnika, zasiadł na nim z takim impetem, że szybko zwrócił na siebie uwagę prawie całej mordowni. Czuł na sobie wzrok niejednego człowieka, dla którego święty spokój, jakiego zaznawał w tym miejscu, był bezcenny. Mężczyzna jakby nagle się skurczył, patrzył błagalnie na Karola, jak na wybawcę z opresji. Marzył choćby o jednym słowie, które zbije resztę z tropu, dzięki czemu znów będzie niewidzialny.
– Ej, to za to postawię ci jeszcze jedną kolejkę. Chodź, chodź. Siadaj przyjacielu. – Karol wskazał na krzesło obok siebie, które wcześniej było zajęte. – Barman, jeszcze jedną prosimy. – Kiwnął porozumiewawczo. Zaraz potem przed nimi stały napełnione szklaneczki. – Ach, nie ma to jak whiskey. Osobiście wolę osiemnastoletnią Chivas, ale Jack, on też daje radę – rzekł wypijając haustem płynną zawartość.
– Powoli sącz, szkoda kasy. Trzeba się delektować takim trunkiem. – Mężczyzna siedzący obok, nie mógł uwierzyć w prędkość, z jaką Karol żłopał napitek.
– Za twoje nie piję, więc nie marudź. Następna?
– Jeszcze nie uporałem się z tą, ale ty zamów sobie. Twoje zdrowie, kolego! – Uniósł w górę szkło.
– Barman, jeszcze raz to samo. Ej, a jak ty masz na imię? Tak już pijemy, to dobrze jest wiedzieć z kim, nie? – pytał zaciekawiony tajemniczą postacią towarzyszącą mu tego wieczoru. Poza tym alkohol zaczął wreszcie rozgrzewać jego wnętrze, dzięki czemu stał się bardziej wylewny.
Zwykle przygotowywał się na te nocne eskapady, wyszukując informacji na temat ogólnej historii stałych bywalców. Upatrywał ofiarę, przywdziewał odpowiedni strój, oraz przypisane postaci oblicze. Odkrywał w sobie nagle duszę punka, rockmana, skina, a czasem nawet szaleńca. Branża filmowa mogłaby z pewnością czerpać inspirację z jego obszernych notatek, jednak on ich im nie udostępniał. Przecież to materiał na długoletnie pisanie, ewentualnie może sprzedać, co nudniejsze opowiastki dla podrzędnego pismaka, zachowując przy tym anonimowość i pieniądze na koncie bankowym.
– I tak nie zapamiętasz, ale Arek, miło mi. A jak ty masz na imię?
– Karol – odparł bulgocząc niepołkniętym płynem.
– To powiedz mi w końcu, o co chodziło? – pytał zaciekawiony historią towarzysza.
– W związku. z czym?
– Czemu przestałeś przychodzić? Mówiłeś, że to nieistotne, ale coś mi się nie chce wierzyć. Inaczej powiedziałbyś bez wahania, albo wcale nie podjąłbyś tematu, mam rację?
Pytania Arka były równie enigmatyczne, jak i sama jego postać. Właściwie, jeszcze nic nie zdążył o sobie powiedzieć, co Karola zastanowiło. Zwykle tutejsi chętnie dzielili się z nim wszelkimi informacjami dotyczącymi ich działalności przestępczej. On jednak był stosunkowo cichy, małomówny, dyskretny, a i postura wskazywała na wrodzoną delikatność. Pozostały dwie opcje. Arek był albo psychologiem, albo psychopatą. Obie wersje zdały się Karolowi niepokojące, ale i podniecające.
– Masz chyba nosa do ludzi, co?
– Może trochę, staram się. – Arek się zarumienił. Nie lubił jak ktoś zaczyna rozgryzać jego postać i motywy, którymi się kieruje. Zwykle ta kwestia należała do niego.
– To się nie staraj, bo i bez tego ci nieźle wychodzi. Może pomyśl nad napisaniem jakiejś książki, albo psychologią? – Karol dalej wiercił dziurę w brzuchu i ani myślał przestać. Bawiły go odbywające się wewnątrz ludzkiego umysłu rozgrywki. Czuł się wtedy panem sytuacji, gdy był w stanie rokować przebieg tej nierównej walki. „Ludzie są tacy przewidywalni” – nie raz mawiał, a niestety nikt nie potrafił go wyciągnąć z błędu. Przez to życie wydawało się równie nudne, jak według niego, bohaterowie współczesnych książek.
– Czemu ci to przyszło do głowy? Nasza rozmowa przecież jeszcze nie jest na tyle fascynująca, byś mógł tak pomyśleć. – Zakłopotany mężczyzna zastanawiał się, czy aby jego adwersarz czegoś nie podejrzewał? Zadaje celne pytania, jednocześnie wodzi za nos jak przeciętnego rozmówcę.
– Wiesz, wyczuwam talenty. Ty też masz coś w sobie. To samo ja mam – mówił z przekonaniem, jak gdyby sprzedawał jakąś wodę uzdrawiającą i tylko, właśnie tworzące się między nimi, zaufanie jest w stanie dokonać transakcji.
– Co takiego? – Aby uniknąć ujawnienia wyraźnego zdenerwowania, Arek zaczął pocierać dłonią, o dłoń. W ten sposób rozprowadzał każdą kroplę potu po skórze z nadzieją na jego zaabsorbowanie i zatuszowanie wszelkich śladów.
– Prędzej patrzysz niż mówisz. To cecha obserwatora.
– To mogę być też ornitologiem, albo stróżem nocnym – powiedział triumfalnie.
Karol popatrzył na Arka, jakby widział samego siebie w lustrze. Przecież sarkazm jest jego cechą rozpoznawczą, jak mógłby przypadkowy mężczyzna być w jej posiadaniu?
– Jak uważasz, ale szkoda by było.
– Dlaczego? – Czuł się zbity z tropu. Najpierw miał wrażenie, że jest wyśmiewany przez rozmówcę, po chwili jednak doznawał troski, jaką znał tylko od zmarłej wieki temu matki. Nie rozumiał tego uczucia, a jednak z chęcią się w nim zatopił.
– Używasz słów, których nie znałby zwykły cieć. – Zauważył Karol.
– Może uważałem na języku polskim?
– Skoro tak sądzisz, nie będę cię wyprowadzać z błędu. W sumie w pisarstwie należy też myśleć nieszablonowo, a to chyba twoja pięta achillesowa – mówił zawiedziony. Miał nadzieję, że w końcu znalazł kogoś, kto byłby podobny do niego. Tyle czasu spędził w odosobnieniu, dlatego każda osoba, wykazująca cechy zbliżone jemu, wydawała się jakby rozwiązaniem w jego nieszczęściu. Właściwie nie przyznawał się do niego, ale kto by nie zauważył, że pod tą powłoką myśliciela, kryje się mały, przerażony chłopiec, tęskniący za miłością?
– Nieprawda! Jestem przecież kreatywny!
– Skąd mam, do cholery wiedzieć, przecież się nie znamy? A zresztą, to udowodnij mi, że jesteś, chyba że cię na to nie stać?
– W jaki sposób? – rzekł zaskoczony obrotem spraw.
– No właśnie, w jaki? Wymyśl coś.
– W jakim celu? Przecież nic ci nie muszę udowadniać, jak mówiłeś, ledwo się znamy.
– Tak myślisz? Ledwo się znamy? Ja uważam, że o wiele bardziej niż chciałbyś - z pewnością. – Karol chciał powiedzieć coś intrygującego, a nawet filozoficznego, aby wydać się mądrzejszym niż jest w rzeczywistości. Jednak stawianie pytań, nie jest kluczem do bycia Sokratesem, a inteligencja i mądrość w podejmowaniu życiowych decyzji.
– Nie wydaje mi się.
Arek powoli czuł się zmęczony konwersacją. Alkohol, który miał w krwiobiegu powodował senność i znudzenie. Umiejętnie prowadził do zakończenia jałowej rozmowy.
– Przekonamy się?
– Dobra, mów.
– Patrząc na ciebie, podejrzewam że jesteś osobą nie zawsze zrównoważoną psychicznie, masz swoje tajemnice, o których nie chcesz by ktoś wiedział, jakieś powiązania ze światem przestępczym… Jak mi idzie? – Z dumą prezentował niedawne odkrycia jak badania wykopaliskowe, z tym samym zapałem i ekscytacją.
– Zadziwiająco dobrze, co jeszcze wiesz? – Arek podkręcał atmosferę aprobatą domysłów Karola.
– Jesteś inteligentny, oczytany, wiele w życiu widziałeś i chciałbyś o tym zapomnieć. - Obniżył głos, nadając mu barwę bardziej enigmatyczną.
– Skąd wiedziałeś? – zapytał zaskoczony. Nie przypuszczał, że tak daleko zabrnie ta rozmowa ocierająca się niebezpiecznie o prawdziwe wydarzenia.
– To proste, wystarczy na ciebie spojrzeć, jak się poruszasz, w jaki sposób mówisz, a twoje ubranie. – Obejrzał od góry do dołu rozmówcę, prawie jakby taksował wzrokiem atrakcyjną kobietę. – Bez żadnych podtekstów oczywiście, ale widać od razu, że miałeś do czynienia z czymś w rodzaju mafii, a ta koszula… policyjna? Mam rację?
– Bingo! Rozbiłeś bank.
– Naprawdę? – mówił z nadzieją, że diagnoza udała mu się w końcu w punkt. Nie zawsze się tak zdarzało, zwykle jednak trafiał jak kulą w płot, co stosunkowo obniżało jego samoocenę.
– Nie.
– Kim w takim razie jesteś? – powiedział poirytowany.
– A co to jest, spowiedź? – Arek czuł jakby ktoś grzebał w jego koszu na bieliznę, a już na pewno mieszał mu w głowie.
– Skądże znowu, jestem ciekaw, tak po prostu.
– To idź, bądź ciekaw gdzie indziej. Albo będziesz ze mną szczery, albo zaraz się pożegnamy, gościu!
– Z czym mam być szczery? – zapytał zaskoczony słowami siedzącego obok mężczyzny.
– Czego ode mnie chcesz, tak wypytujesz jak jakiś pies albo pismak, więc? Kim jesteś?
Karol czuł się jak na przesłuchaniu, choć nigdy w żadnym nie uczestniczył, jednak wrażliwość literacka kazała mu wierzyć, że właśnie tak to wygląda.
– Nikim takim.
– Kim? – jątrzył dalej.
– Kimkolwiek chcesz – rzekł zrezygnowany.
– Chcę byś był martwy, da radę? – Spojrzał na Karola, na jego przerażoną minę głoszącą „o nie, tylko nie to” i zrozumiał, że jest na dobrym tropie, by za chwilę poznać tożsamość adwersarza. - Tak myślałem, to gadaj!
– Jestem nietrzeźwy. – Wyrzucił z dziecięcym zadowoleniem, jak gdyby specjalnie chciał zrobić na przekór siedzącemu obok koledze.
– Jak my wszyscy. Mów!
– Jestem pisarzem – wybełkotał zuchwale.
– Zalewasz – rzekł niedowierzając. Nigdy nie miał do czynienia z kimś takim, a już na pewno nie spodziewał się poznać w miejscu uczęszczanym przez pijusów i obłąkańców.
– A skąd. Nigdy.
– Mogłem gdzieś przeczytać te twoje dzieła? – zapytał szyderczo.
– Pewnie, że tak, panie dowcipnisiu. W każdej księgarni. – Zadarł do góry nos, od teraz każde słowo cyzelował z dokładnością godną architekta.
– A masz jakoś na imię?
– Nie, ja tylko się nazywam. Karol Szemry.
– No, obiło mi się o uszy. To chyba jakieś sensacyjne woluminy?
– Bardziej kryminał, ale miło mi, że mnie kojarzysz. – Wyszczerzył zęby buńczucznie.
– Karol Szemry? To ja już wiem skąd cię kojarzę – wtrącił barman. – Pamiętam twarz z okładki końcowej. Mam nawet parę twoich książek. Jesteś naprawdę dobry. Czasem dreszcz przechodzi po plecach i mam wrażenie, jakbyś pisał o prawdziwych wydarzeniach. Skąd czerpiesz inspirację?
– To tu, to tam. Wiesz jak jest. Wyobraźnia, to podstawowe narzędzie. – Omiótł wzrokiem każdy stolik mordowni i uśmiechnął się prześmiewczo.
– Miałem nawet wrażenie, że „krwawe łąki” są o naszym Leszku, on też był ofiarą linczu.
– Phi, ofiarą – rzekł podsłuchujący rozmowę mężczyzna.
– Pij jak pijesz! – warknął barman.
– No, co pan powie. Jaki ten świat mały – Karol coraz wyraźniej stroszył dumnie piórka, choć jednocześnie wstydził się braku inwencji twórczej, ponieważ musi czerpać inspirację z pobliskiej speluny.
– Co pan u nas robi, w pubie?
– Piję. – Wysączył szklaneczkę i zamówił kolejną. – Dla ciebie też to samo, przyjacielu? – zapytał Arka siedzącego obok nadal.
– No teraz to sobie o mnie przypomniałeś, a tak to gawędzisz z innymi. Nieładnie, nieładnie Karolku. A ty, barman, przestań go zagadywać, bo jestem zazdrosny.
Arek zmierzwił Karolowi włosy, zmierzył wzrokiem nalewającego whiskey mężczyznę i zawiesił się na ramieniu przygodnego kolegi. Barman chwilę potem pozostawił gruchającą parę, zajmując się innymi klientami.
– Nie ma za co. Ależ to było męczące – rzekł Arek, poprawiając się na krześle.
– Słucham? – Karol był nieco zdezorientowany. Nie wiedział, co właściwie miało miejsce chwilę temu.
– Nie ma za co – bezwstydnie mówił spokojnym tonem, jakby nie rozumiał dlaczego siedzący obok mężczyzna patrzy na niego zdziwionym wzrokiem.
– Ale za co nie ma? – dalej szukał odpowiedzi, która niebawem nadeszła pod zaskakującą postacią.
– No, uratowałem cię przed tym kochasiem.
Tak ze skrajności w skrajność, Karol najpierw zbladł, potem poczerwieniał, a wraz ze zmianą odcienia skóry, wybuchnął rozsadzającą go wściekłością.
– To był mój wielbiciel, idioto! Może nigdy nie poznałeś, bo jak, skoro nie miałeś, ale żeby tak zaraz zazdrościć, palancie? Nie wiem w czym problem, masz jakieś zaburzenia?!
– Miło mi, że się troszczysz o moje zdrowie psychiczne. Wszystko ze mną w porządku, dziękuję. A ten. – Wskazał barmana. – Nadal z pewnością cię wielbi, tylko z oddali, dzięki Bogu.
– Ale ja cię o to wcale nie prosiłem!
– To prawda, ale minę miałeś tak nietęgą, że musiałem coś zrobić. – Arek szukał wymówki i dobrego powodu, aby wytłumaczyć swoje zachowanie.
– Może to moja mina, gdy jestem rozpoznany? Nie wiesz? No tak, skąd miałbyś, przecież dopiero, co się poznaliśmy. Wybrałeś najlepszy sposób na ratunek. Dzięki – rzekł ironicznie.
– No co? – pytał szczerze zdziwiony reakcją współbiesiadnika.
– Teraz pójdzie plotka, że jestem… no wiesz. W związku – mówił z zażenowaniem.
– Już nie przeżywaj. To nic takiego. To tylko jeden zwykły barman, co on może? – próbował wybrnąć jakoś z sytuacji, by nie zostać samemu w lokalu, do którego trafił przypadkiem.
– Wszystko, jak każdy, gdy się ma Internet i za dużo czasu – bełkotał jak potłuczony.
– Nie przesadzaj, weź się w garść, chłopie. Masz zbyt bujnął wyobraźnię – rzekł z nadzieją na wyrozumiałość siedzącego obok mężczyzny. Tłumaczenie się przed nim z pijackiego faux pas i tak nie było dla niego łatwe.
– Może, może. W każdym razie jestem pijany. Spełniłem swoją powinność. Upiłem się, jak chciałem. Wracam do domu. – Karol wstał, poprawił fryzurę przeczesując ją palcami, machnął na barmana na odchodne i ruszył w stronę drzwi. Zatrzymała go ręka, przytrzymująca ramię. Powoli obrócił się, zobaczył dłoń Arka. Nie zrzucił jej, nie wystraszył, jakby od dawna tam była, jak gdyby stanowiła codzienność dla obu mężczyzn.
– Poczekaj, ja też idę. W którym kierunku zmierzasz? – powiedział jak gdyby nigdy nic.
– Mieszkam na Pawiej, ale nie potrzebuję towarzystwa.
– Tak, tak, już to mówiłeś, a potem mi kolejki stawiałeś. No chodź, przecież nic ci nie zrobię – mówił z troską.
– Przyjacielu, nie trzeba mi kompana w powrocie do domu. Przecież i tak niedaleko mieszkam. – Karol zbywał kolegę byle czym.
– Interesujesz mnie, więc chętnie ci potowarzyszę. – Zaraz się spalił ze wstydu, gdy tylko usłyszał to, co powiedział. Pod wpływem alkoholu zdarzały mu się podobne incydenty, dlatego ograniczał liczbę drinków. Jak widać – nieskutecznie.
– Skarbie, ja nie jestem gejem. Może zmyliła cię moja profesja, albo gładko ogolona twarz, ale to tylko pozory. – Uśmiechnął się zadziornie.
– Kochanie, ja też nie jestem. Mówię poważnie, czy już mężczyzna nie może interesować się… innym mężczyzną bez żadnych podtekstów? – Próbował za wszelką cenę ratować sytuację, by do reszty się nie zbłaźnić.
– Sam wiesz, jakie mamy czasy. Tylko mówię, jak jest.
Arek wstał z krzesła, zarzucił na siebie kurtkę i wyprzedził Karola.
– To idziesz, czy nie?
Wyszli z baru, który przez ubytek gotówki, obiecali więcej nie odwiedzać. Krocząc chwiejnie po nierównym chodniku, od czasu do czasu wymienili parę słów dotyczących jutra, które automatycznie kojarzyli z bólem głowy. Obaj patrzyli z ulgą na zmniejszającą się odległość do domu pisarza. Karol wciąż rozmyślał, co właściwie wydarzyło się w tym barze. Nic nowego nie doświadczył. Nie poznał, nie wysłuchał kolejnego opryszka. Właściwie pozwolił sobie na rozmowę o nim samym, co nie było do niego podobne. Z każdym krokiem w kierunku jego mieszkania, czuł, że postać Arka zagości w jego życiu na dobre.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt