Gatunki malarskie - 2. Pejzaż miejski (cz. 1) - alea
Proza » Długie Opowiadania » Gatunki malarskie - 2. Pejzaż miejski (cz. 1)
A A A
Od autora: Cały cykl "Gatunki malarskie" powstaje w ramach pisarskich ćwiczeń. Miały być to wyłącznie miniatury, ale powiem Wam szczerze. Miniatury są do niczego. Nic nie dają w dłuższej perspektywie pisania. Przynajmniej mi :(

Dlatego powstał ten długi, ponad dwudziestostronicowy tekst. Nie nazwę tego opowiadaniem. Nie zasługuje na to.
Jest eksperymentem, bronią ćwiczebną, jaką czasem trzeba wystrzelić, by ćwiczyć.
Ostrzegam z góry, jeśli chcecie przeczytać wartościowe opowiadanie nie czytajcie dalej.
Jednakże...
Jeśli mieszkacie w Warszawie lub w Krakowie to może coś wam z tego tekstu przypadnie do gustu.

"Pejzaż (fr. paysage) – malarstwo krajobrazowe, czyli malarstwo przedstawiające krajobraz, widok natury lub otoczenia miejskiego.
W zależności od przedstawionej rzeczywistości wyróżnia się pejzaż topograficzny – odzwierciedlający konkretny motyw i pejzaż fantastyczny – będący wytworem wyobraźni."


Wikipedia

 

Wychodzę z podziemi, mijam szpaler ulotkarzy i wtapiam się w ruchliwy tłum. Nagle czuję się mrówką w szeregu innych mrówek. Biorę kawałek truchła pasikonika, zarzucam na plecy i idę schodami prowadzącymi na szeroki chodnik. Gdy pokonuję ostatni stopień małego wzniesienia, spoglądam na Warszawę. Po prawej pęcznieje szarobury Pałac Kultury i Nauki, przede mną ostre krańce dachów Dworca Centralnego nakłuwają bąble Złotych Tarasów. Po lewej machają przyjaźnie kolorowe płachty reklam na przedwojennych kamienicach, zawstydzone urojonymi remontami. Swoją drogą, gdyby wybuchła wojna a potem się skończyła, jak odróżni się budynki przedwojenne od obecnie nieprzedwojennych? Wszak wszystkie będą naznaczone zbrojnym konfliktem. Może wszystko zburzą i odbudują od nowa dla porządku?

Dalej, jak na plakacie wiszącym w barze z mdłymi drinkami, majaczy się widok polskiego Manhattanu. Strzeliste wieżowce, zaprojektowane przez architektów z defektem przestrzennym, zamykają się w półowalu stali, szkła i betonu. Jedynie pobliski Marriott robi na mnie wrażenie, chociaż jest porzuconym hotelem, w którym nikt nie nocuje oprócz czarnego władcy świata. A i on bywa rzadko w Polsce. Tylko raz odwiedził rubieże imperium, poćwiczył na siłowni i odjechał, zostawiając tęskny smutek w oczach warszawskich kulturystów.

Znalazłem się w mieście nieokreślenie brzydkim, nijakim, pełnym obcych mi ludzi. Nie mam punktu zaczepienia, widzę setki twarzy, mnóstwo przebierających szybko nóg i ogarnia mnie dziwny smutek. Szukam w myślach odpowiedniego skojarzenia. Nachodzi mnie niepokojąca refleksja, że już czułem coś podobnego. Środek tygodnia, ja w wyludnionym centrum handlowym, krążę wzdłuż kramu z produktami książkopodobnymi. Bezładna masa książeczek dla dzieci za dwa złote, upchane wszystko w jednym ogromnym koszu. Przyjechały w furgonetce, przerzucone wcześniej z palet w hurtowni. Długi termin płatności, możliwość zwrotu, dodane jako "półgratisy", byle nie zalegały, nie zabierały miejsca innym. Wartość obliczona według wzoru: ilość razy masa razy kubatura razy kredyt kupiecki.
Treść. W środku litery bez wartości, prosta puenta w stylu "myj ręce, a robaki nie zalęgną się w brzuszku", rysunki nie łączą się z zapisem, co najwyżej na zasadzie kalamburów. Zaburzenia w perspektywie, buchająca, przesadna nad-kolorowość na każdej stronie i zarazem brak jakichkolwiek detali graficznych. Kartonowe stroniczki, okładki o równych bokach. Całość nalegająca do poszukiwania następnych, nowych z nadzieją, że trafi się, o rany, z piszczącą, gumową okładką. Wszystko powierzchowne, foliowe, reklamówkowe.

Błądzę w centrum jednorazowości. Budynki zburzone, zbudowane, powstają, potem znikają, tkanka miasta zawsze inna, stare ścieżki wytarte, miejsca zredagowane na nowo, poprzednie można znaleźć wyłącznie na interaktywnych ekspozycjach Muzeum Powstania Warszawskiego. Wszędzie drepczący ludzie, masa ludzi, nie kończą się, przemierzają miasto w przeróżnych kierunkach. Na pieszo, w samochodach, tramwajach, schodzą do podziemi, wychodzą, jak ja, na powierzchnię.

Poprawiam pasikonikowego trupa na plecach i wzdycham. Mogę mieć wyłącznie do siebie pretensje, że znalazłem się w Warszawie. Moja własna, niczym nieprzymuszona wola (głupota?) przygnała mnie tutaj centralną linią kolejową.
A przyczyna jest głupia, wstyd mówić: kaprys z lat dzieciństwa.

Plastyka. Piąta klasa. Rozwijanie dziecięcej kreatywności za pomocą kawałków bibuły i odrysowanego szablonu.
Wyklejałem kontury Syrenki Warszawskiej. Praca żmudna, niczym nakładanie złotej farby na postacie z ołtarzu Wita Stwosza. Tyle, że zamiast żółtych ciżemek nosiliśmy półprzezroczyste, fioletowe fartuszki o zapachu matczynego prania. Syrenka była moją muzą, dumną panią, z mieczem nad głową i tarczą zakrywającą pierś. Łapczywie pożerałem wzrokiem obnażone, od pasa w górę, nagości. Wyobraźnia podpowiadała, co kryje się w miejscach niewidocznych. Przyznaję, nie zaprzeczam. Byłem wyuzdany, nienasycony, sprośny, zdemoralizowany jak każdy dwunastolatek.
Teraz chcę urzeczywistnić chłopięce marzenie. Pragnę zobaczyć drugą stronę tarczy. Dotknąć, pomacać, posunąć się do molestowania.

Pochodzę z lepszych stron, z miasta wartościowego i poukładanego, zwartego. Używając porównania książeczkowego, moje rodzinne strony są pełne ilustracji Jana Marcina Szancera, gdzie nawet Janek szyjący buty wygląda zjawiskowo i przy tym rozsądnie.
No, ale my nie posiadamy syrenki.

Mamy smoka, nie wiedzieć czemu, nazywanego Wawelskim, a nie Krakowskim. Tak jakby był jeszcze Smok Kazimierski, Zwierzyniecki, Staromieszczański czy Nowohucki (tfu!).
Przykro mówić, ale nasz smok wygląda mizernie przy syrence. Wstyd mi za monstrum stojące nad Wisłą, odlane w brązie, zionące sowieckim gazem ziemnym. Mam teorię na temat smoka: jest agentem rosyjskim. Przybył z zaboru ruskiego, z miasta gubernatorskiego Warszawa. I został. Bo kto przyjedzie do Krakowa, ten zakochany wyjechać nie potrafi. Nie wiem w czym, czy raczej w kim, zakochał się cholerny gad, nie obchodzi mnie to. Może w Wandzie? Chyba Wasilewskiej... Żart, chociaż urodzona krakowianka. Nieważne. Jest i już. Smok zionie, Putin szczerzy zębiska. Ludzie wysyłają esemesy, gaz się ulatnia, a na konta ruskich "gazpromowców" wpadają ruble.

Odkryję karty: moja potrzeba obściskiwania syrenki ma głębsze pobudki. Przyjechałem do metropolii słynnej z zamachów bombowych, popularnej z wysadzania dorożek oraz szoferek, ostrzeliwania carskich oficerów i hitlerowskich żandarmów. Znalazłem się tu, by wziąć udział w jednoosobowej w akcji odwetowej. Ja jako "one man army", komandos galicyjski, szpieg z krainy deszczowców, agent J-23, James Bond pod sztandarem "Her Royal Highness", brat Zygfryd na usługach króla Jagiełły. Jestem niebezpieczny, zdeterminowany, bez skrupułów i litości. Chrzanić podstawówkę! Mam inne priorytety. Obmacam niczego niespodziewającą się Syrenę Warszawską za wszystkie krzywdy własne i krajan, za smoka trojańskiego, za brak metra i zdegradowanie Krakowa do roli angielskiego burdelu.

Przechadzam się chodnikiem warszawskim. Da się, o dziwo, po tym tałatajstwie spacerować, aczkolwiek widok straszny wokoło. Na nic nie narzekam, znam tutejsze piosenki, zwyczaje panujące. Nie mam zamiaru być "w błocie pochowany". Wszak błota tu nie brakuje. Śródmieście rozgrzebane, Wola rozgrzebana, Praga rozgrzebana. Wieczna budowa. Zaczęli w czterdziestym piątym i skończyć nie mogą.
W ramach pojednawczego gestu krakowsko - warszawskiego postanawiam oddać truchło pasikonika przedstawicielowi miasta. Za cel obieram śpiącego na ławce człowieka. Skoro śpi snem spokojnym, znaczy się jest u siebie, w domu. Ja bym w życiu tutaj nie zasnął. Nawet w Marriotcie.

Szturcham śmierdziela. Boże mój miłosierny, jak ta dusza capi!
- O co chodzi? O co chodzi? - zaczyna rozmowę warszawianin.
- Mam pasikonika dla pana. Proszę - wręczam zwłoki owada. Mężczyzna obgryza odwłok ze smakiem, ciamka, szeleści skrzydełkami, dziękuje wylewnie. Widzę łzy wdzięczności, płynące ciurkiem po twarzy. Uciekam z dłonią, gdy próbuje całować.
- Jak się odwdzięczę zbawco, prezesie, królu mój - mamrocze.
Uśmiecham się szeroko, spostrzegł, że ja z miasta królów. Ach, jak mnie ta stolica rozczula.
- Powiedz mi, dobry człowieku - zwracam się do niego z estymą, bo wiem, że przeżył bombardowanie w trzydziestym dziewiątym, łapanki w czterdziestym pierwszym, getto w czterdziestym drugim i kanały Wajdy w czterdziestym czwartym. Patrzę na zniszczone, zrogowaciałe dłonie, wytarte opuszki palców od szpadla murarskiego. Mam pewność, że odbudowywał miasto, wyrabiał po trzykroć normy. Teraz jest mieszkańcem szanowanym i wielbionym przez przyjezdnych. - Którędy do muzy warszawskiej, pięknej i walecznej Syrenki? Wskażże mi tam drogę - szczerze pytam, nie ujawniając prawdziwych zamiarów względem piersi symbolu.

Obdarciuch patrzy podejrzliwie, łypie oczami. Czuję gorąco na plecach, nieoczekiwanie oblatuje mnie strach. Może gadam z carskim agentem? Przecież Warszawa kiedyś ruskimi stała. Kto wie, co zacz? A nuż nie Muranów stawiał, nie domy MDM, ale Pałac przeklęty wznosił ku niebu, nawołując do pobratymców, w mowie prymitywnej: "Haraszo! Dawaj, dawaj Sasza sjudaaa!"
Na szczęście tylko suchoty go złapały. Wybałusza gały, wstrząsa nim spazm dziwny i kaszle obrzydliwie. Dyskretnie zakrywam twarz, tak by nie urazić rozmówcy.
- No i...? - ponawiam znak zapytania.
- Panie, a kto ją tam wie. Chyba nad Wisłą siedzi - odpowiada.
Dobra cwaniaczku warszawski, myślę sobie, mataczyć zaczynasz, kręcić będziesz.
- A gdzie ta wasza Wisła jest? - zapytuję uprzejmie i podchwytliwie zarazem.
- A to proste akurat. Musisz pan pójść tak jak budowa idzie. Na wschód. Panie, oni rozkopali miasto do Wisły.
"Znaczy się, Ruskie tunel do Moskwy budują", przeszła myśl, ale nie okazuję po sobie konceptu.
- A za Wisłą? Co za Wisłą jest? - dopytuję.
- Weź pan mnie nie rozśmieszaj. Kto się zapuszcza za rzekę. Tam żyć się nie da!
Nie dopytuję dalej, nie moja rzecz, pewnikiem lokalne sprawy. Nic to! (jak mawiał mój ulubieniec z Trylogii, Michał Jerzy Wołodyjowski.)

Przedstawiciel miasta pokazuje na odchodne, że trzeba iść wzdłuż parku, potem między "dupnymi" donicami, a na koniec kierować się w dół, aż do bulwaru, zwanego obecnie rozkopanym.
- Tam? - upewniam się, mrużąc oczy i spoglądając na kikuty drzew, jednoznacznie kojarzących się z tym najbrzydszym na świecie czyli wierzbą białą. Ech, Chopin i jego mazowieckie korzenie. Piękne to wszystko, acz niepraktyczne. Nam, Małopolanom, bliżej jednak do Wielkopolski, poukładanej, usystematyzowanej, bez romantycznego nadęcia i ruskiego niechlujstwa. No, ale nie czas na wierzbowe filozofie.
- Tam - odpowiada i natychmiast układa się w pozycji embrionalnej. Zapada w katatoniczny sen. Prycha, rży, drapie się po nosie i chrząka poczciwie.

Dobranoc, książę. Śpij słodko na twardej, warszawskiej ławce. Przykrywam drżące ciało kurtką delikwenta i ruszam w drogę.

 

cdn.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
alea · dnia 04.02.2015 20:44 · Czytań: 2506 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 6
Komentarze
Heisenberg dnia 04.02.2015 20:44
Przykładowe uwagi:
"Przechodzę się chodnikiem warszawskim" - raczej "przechadzam się"
"punktu zaczepienia, momentu wytchnienia" - rym
"Poprawiam, więc pasikonikowego trupa" - bez przecinka
"Boże mój, miłosierny" - jw.
"niczym nieprzymuszona, wola " - i jeszcze raz
"Bo kto przyjedzie do Krakowa(,) ten zakochany wyjechać nie potrafi."
"Znaczy się, ruskie tunel do Moskwy budują" - raczej "Ruskie", bo w tym kontekście to nie przymiotnik, tylko rzeczownik.

O co chodzi z tymi "Ruskimi"? Ma to jakieś znaczenie dla fabuły czy to tylko takie wtręty narratora?

Ciężko było przedzierać się przez niektóre fragmenty tekstu, szczególnie początkowe. Opisy są obrazowe, ale mało płynne. Aczkolwiek to tylko moje osobiste zdanie.

Pozdro
alea dnia 04.02.2015 23:00
Heisenbergu,
Przepraszam za wkręcenie Cię w moje meandry grafomaństwa.
Ten tekst jest specyficzny, inny, dziwny niż coś co normalnie wymyślam. Jest pewnego rodzaju eksperymentem, który nie ma prawa się udać, bo nie taki jego cel.
To poligon doświadczalny, takie malowanie pisarskie, zawieszone w czymś, co trudno mi jeszcze określić, najbliżej mu do typowego grafomaństwa.
Wiem, że brzmi to jeszcze bardziej nonsensownie niż sam tekst, ale potrzebuję pisać, od czasu do czasu, coś takiego - można rzec w ramach ćwiczeń.
W ramach słusznie należnej kary poproszę o przeniesienie na dolną półkę, bo tam jest miejsce tego tekstu.

Dziękuję za uwagi, zaraz poprawiam błędy. Niestety wciąż te same co zwykle, jasny gwint!

Ach, zaraz dodam odpowiednią notkę, żeby kolejna osoba nie wpadła w niecnie zastawioną pułapkę.
Heisenberg dnia 04.02.2015 23:08
alea napisał:
Jest pewnego rodzaju eksperymentem, który nie ma prawa się udać,

Alea, jest lepiej, niż myślisz, że jest ;) I nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Ma prawo i w pewnym stopniu się udał.

Heisenberg napisał:
Ciężko było przedzierać się przez niektóre fragmenty tekstu, szczególnie początkowe. Opisy są obrazowe, ale mało płynne.

Tu mi chodziło o sposób podania tych opisów. Samo "malowanie pisarski" uważam za bardzo ciekawy pomysł.
alea dnia 04.02.2015 23:33
Cytat:
Ciężko było przedzierać się przez niektóre fragmenty tekstu, szczególnie początkowe. Opisy są obrazowe, ale mało płynne. Aczkolwiek to tylko moje osobiste zdanie.


Płynność (a raczej jej brak) być może wynika z wielokrotnego poprawiania, wymyślania na nowo fragmentów. Nie wiem czy to również wynika z tego, że na przykład sam pomysł na dany opis był nietrafiony, na siłę, czy też, nie oszukujmy się, to ewidentnie problem materii czyli mnie.
W każdym razie Twoja uwaga jest bardzo przydatna, bo potwierdza miejsca, gdzie autor "stękał tworząc".

Ogólnie uważam, że opisy są niedoceniane, stawia się za dużo na dialogi, dowcipne zwroty, a opisy zwyczajnie wtrąca się z musu.
W tym tekście nie będzie opisów rodem z powieści dziewiętnastowiecznych, ale raczej luźne myśli dotyczące obrazów w głowie. Czytający ocenią, czy taki zamysł ma w ogóle sens i czy dociera w ten sposób przekaz.

Heisenberg napisał:
Alea, jest lepiej, niż myślisz, że jest ;) I nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Ma prawo i w pewnym stopniu się udał.

Dziękuję za słowa otuchy ;)
walt dnia 12.02.2015 00:22
Przyjemnie mi się czytało, zwłaszcza kilka zabawnych momentów.
alea dnia 12.02.2015 00:37
Czyli jakieś poczucie humoru jest we mnie :)
Dziękuję za dodatniego plusa ;)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
Jacek Londyn
12/04/2024 21:16
Dobry wieczór. Dawno Cię nie było. Poszperałem w tym, co… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty