Gatunki malarskie - 2. Pejzaż miejski (cz. 2) - alea
Proza » Długie Opowiadania » Gatunki malarskie - 2. Pejzaż miejski (cz. 2)
A A A
Od autora: Kolejne sześć stron. Z około dwudziestu.

Czas szybko mija w drodze nad Wisłę. Patrzę z satysfakcją - już nieukrywaną, bom blisko celu - na nierówne chodniki, baby sprzedające z ręki chińskie bluzki, leżących na trawnikach hippisów, trąbiące nieustannie auta. Największe zdumienie przysparza widok ciągnących się w nieskończoność płotów, odgradzających dziesiątki budów od żywej tkanki miasta. Ludzie chodzą po prowizorycznych ścieżkach udających chodniki, a kierowcy w samochodach głupieją od natłoku linii. Białe łączą się z żółtymi, potem uciekają od siebie, wracają, przecinają, aż białe znikają nagle, a żółte biegną samotnie, by na końcu urwać się bezładnie. Brak zasad jest duszny i nieakceptowalny dla ułożonej, galicyjskiej głowy.

- Ależ to miasto jest pierdolnięte - wymyka mi się niechcący i natychmiast żałuję. Nie wiadomo skąd pojawia się wielki facet ubrany w biały dres z napisem "L E G I A". Zastawia mi drogę swym monstrualnie tłustym ciałem.
Przechodzę akurat drewnianą kładką nad rozkopanym rowem, uciec nie ma gdzie.
- Jakiś problem? - zapytuje konkretnie.
- Proszę mnie przepuścić! - jęczę. - W czym rzecz? - łagodzę.
Napawa oczy moim strachem. Przysuwa wielką pięść.
- W tym rzecz, że będzie wpierdol, krakusie w ząbek jebany.
Baranieję. Skąd on niby wie, że jestem z Krakowa?
- Co, będziesz się teraz wypierał? - kontynuuje, a ja, póki co, cieszę się, że rozmawia, a nie bije.
- Śpieszę się - mówię w warszawskim narzeczu.
- Będzie szybko.

Jego pięść ląduje na mojej głowie. Nie trafia mnie w nos. Technicznie cios jest źle wyprowadzony, pięść leci za wysoko. Przyjmuję uderzenie w czoło. Mimo tego, wylatuję z kładki lotem parabolicznym i ląduję w rowie.
- Szanuj mordę! - wrzeszczy na odchodne. Znika tak nieoczekiwanie, jak się pojawił.

Rozsmarowuję obite czoło. Spoglądam na siebie i złość mnie ogarnia. Na szyi zauważam wiszący sznur z obwarzankami. Jasna cholera! Wiem skąd! Przypomniałem sobie, że wyszedłem z pociągu, przeszedłem przez peron, wjechałem ruchomymi schodami na wyższy poziom. Tam rozpościerał się szeroki korytarz, pełen przeróżnych sklepików. Miałem wejść do kiosku i kupić plan miasta. Obok wejścia zauważyłem kobietę. Poczciwina sprzedawała obwarzanki. Wzruszony ogromnie, niczym Polak za granicą widzący rodaka pijącego wódkę z gwinta, podbiegłem do niej i  kupiłem piękny pęk znajomych smakołyków.
Zjadłem kilka, ale nie były smaczne. Sentymentalna pułapka zalatywała tanią, marketo-pochodną podróbą. Zaaferowany szukaniem wyjścia z podziemnych labiryntów na słoneczną powierzchnię, kompletnie zapomniałem o nieudanym zakupie.
Osiłek nie był ciemię bity, w lot zrozumiał skąd przyjechałem. Byłem jak otwarta księga z której czytał oświecony kibic piłkarski. Równie dobrze mógłbym hasać na lajkoniku i śpiewać "Legia to stara kurwa, lalala!". Zły na siebie wyłażę z rowu. Nikt mi oczywiście nie pomaga. Każdy wielce zajęty w tej stolicy. Ponownie staję na kładce, rozglądam się i idę potulnie rozkopanymi ulicami, mijam zwały gliny, piętrzące się niczym barykady powstańców.

Wreszcie docieram nad Wisłę. Jest piękna, szeroka, nie powiem, robi wrażenie. Nie mogę znaleźć pomnika Syrenki, a przecież powinien być blisko, gdzieś na widoku. Pytam się ludzi. Jedni mówią coś o Koperniku. To ich interesuje, a nie jakieś syrenki. Parskam śmiechem niegrzecznie. Wszak każde dziecko w przedszkolu wie, że jak Kopernik to w Toruniu. Inni coś bredzą o rynku na Starówce. Wyjaśnijmy sobie raz na zawsze. Jak budynki mają kilkadziesiąt lat nie nazywajmy ich Starówką. I umówmy się, w Polsce jest jeden prawdziwy rynek, na pewno nie w Warszawie! Wiem, że gadają bzdury, Syrenka jest gdzieś nad Wisłą. Wyklejanki z młodości nie kłamią. A poza tym... Toż to pół ryba, pół człowiek. Gdzie ma się podziać jak nie nad rzeką?

Zniechęcony człapię na Most Świętokrzyski. Smętnie snuję oczami po pylonach, spuszczam wzrok na płynącą Wisłę. Patrzę na życie z perspektywy mostu, aż w końcu staje przede mną widok upragniony, wytęskniony. Dębieję, radośnie chichoczę. Jest! Jest moja Syrenka! Jakaż piękna, dostojna, wielka. Cudowna! Była przed mostem, a ja nie zauważyłem jej.
Nie zauważyłem, bo... Coś nie gra, coś jest nie tak jak być powinno. Co to ma znaczyć? Spętana, złapana moja Syrenka. W kleszczach absurdu. Wokół Syrenki wyrasta swoisty stelaż z rurek żelaznych, cały teren wokół jest ogrodzony obrzydliwą, falistą blachą. Cisną się słowa niecenzuralne, niegodne krakowiaka, człowieka rozumnego. Pomny wcześniejszych doświadczeń z tubylcami milczę rozsądnie.

Nie sforsuję ogrodzenia, nie przy świetle dziennym. Pozostaje poczekać na sprzymierzeńca w postaci nocy.
Mam sporo czasu, z nudów planuję pójść na osławiony, drugi brzeg Wisły. Wygląda intrygująco, niczym zew przygody. Wabi mnie nieuregulowana plaża, zielone korony drzew i monumentalny koszyk wiklinowy, potocznie ochrzczony jako Narodowy.
Przechadzam się niespiesznie pięknym, wantowym mostem, budzącym skojarzenie z pewnym polskim filmem (jakiś idiomatyczny tytuł). Była tam scena łapiąca za serce, gdy bohaterce kończy się paliwo w samochodzie (kobieca przypadłość) i nieoczekiwanie spotyka ukochanego w strugach deszczu (również kobieca przypadłość, ale występuje tylko w filmach). Przepiękna odsłona reżysersko - operatorska, a przy tym przywołujące wspomnienia. Moje własne.

 

Pamiętam jak i mnie kiedyś skończyło się paliwo (a jednak nie tylko kobietom się zdarza). Wjeżdżałem przez pomyłkę (cha, cha, taki żarcik z tą pomyłką) od Podwala w Szczepańską, a nagle mój samochód zaczął tracić siły. Kontrolka paliwa paliła się wściekle na czerwono od dawna, lecz nigdy nie przykładałem uwagi do detali technicznych. Udało się wtoczyć na oparach benzyny na Rynek. Bezsilny w starciu z bezdusznymi siłami mechanicznymi stanąłem w okolicach Sukiennic. Gołębie gruchały zajadle, patrol smutnych policjantów zaczął się interesować moim dwunastoletnim, niemieckim poczciwcem na kółkach. Nic to dla mnie nie znaczyło, gdyż dostrzegłem ją. Moją ukochaną! Siedziała na bryczce, w jednej dłoni trzymała bat, w drugiej lejce. Kochałem tę kobietę w białej kamizelce, czarnym kapeluszu, przepiękną i dumną wnuczkę książąt małopolskich, królów polskich. Pobiegłem do niej jak szalony, a policja sądziła, że porzucam pojazd i podążyła za mną, a wręcz goniła niczym francuscy żandarmi w komedii z Louisem de Funes. Kątem oka zdążyłem dostrzec, że jakiś skośnooki turysta z przewieszonym przez ramię aparatem fotograficznym, krzyczał na mój samochód. Chyba popsuł mu kompozycję zdjęcia Rynku. Biedny samochodzik tylko kulił się ze wstydu, żałośnie mrugając reflektorami.

Moja najdroższa dostrzegła mnie, trzasnęła batem, machnęła lejcami, "Wio!" krzyknęła. A ja biegłem, biegłem. Z tyłu gwizdek, strzały ostrzegawcze (chyba?), przede mną konie ze spienionymi pyskami. Dobiegłem! Musnąłem koński włos, a następnie silna dłoń w białej, damskiej rękawiczce wychyliła się z bryczki, złapała gwałtownie za płachetek kurtki. Zawisłem nad nawierzchnią, kompletując jej kolorystykę. Zdążyłem potwierdzić naocznie, co czytałem w periodyku uczelnianym AGH, że jasno - szare płyty granitowe przenikały się z "plamami" czarnego płomieniowanego sjenitu. Zostały ułożone w kwadraty o wymiarach czterdzieści i pół centymetra na czterdzieści i pół centymetra. Tego niestety nie udało się potwierdzić, bo nie miałem przy sobie miarki. Zresztą i tak bym nie zdążył dokonać obliczeń, gdyż miłosna siła wciągnęła mnie na skórzane siedzisko. Usiadłem obok mojej ukochanej kobiety. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Pocałunek przyszedł w momencie, gdy konie tratowały dwóch nadgorliwych funkcjonariuszy. W tle krzyki, trzask kości. Z zawrotną prędkością zniknęliśmy z Rynku. Jaka piękna scena miłosna! Przebiłem Grocholę, Szekspira. Ba! Meg Ryan w każdym filmie!

Skierowaliśmy się najkrótszą drogą w stronę Wisły, pomknęliśmy Bracką, wpadliśmy na Franciszkańską, by wreszcie pędzić szaleńczo Zwierzyniecką wzdłuż Wisły. Stukot kopyt niósł się, aż po Łagiewniki.

 

Wspomnienia odpływają z mojej głowy. Wracam z żalem do warszawskiej rzeczywistości, na biały most. Patrzę na nurt Wisły, jakaś jego część przypłynęła przecież z Krakowa. Nie tak dawno siedziałem w Krakowie, moczyłem dłoń w zimnej toni. Zastanawiam się, czy nie powinienem pójść na brzeg i wyłowić płynny fragment, który dotykałem wtedy? Czy to jest w ogóle możliwe? Pytanie absurdalne, hipotetyczne, męczące, bo bez odpowiedzi. Opuszczam wąski chodnik, skręcam w chaszcze, Tam zaczaję się do wieczora, poczekam na dogodny moment, by odwiedzić syrenkę.
Znalazłem przyjemną polankę. Za plecami szelest drzew, wokoło nierówność traw, przede mną woda. Jest tutaj zdumiewająco cicho jak na dwumilionowe miasto. Matka natura przyjęła mnie gościnnie, już nie czuję się obco. Szalony pęd stolicy gdzieś znika, a jedynym towarzyszem okazuje się rybak czy może wędkarz, nieruchomo siedzący na jednym z cypli. Wędzisko mu w dłoni nie drga, spławik walczy bezradnie z prądem. Odnoszę wrażenie, że nie o łowienie chodzi, ale o kontemplacje bieżącej chwili.

Czas przemija leniwie. Milcząco obserwuję lewy brzeg Wisły. Wieżowce przez długi czas błyszczą w świetle dnia, w końcu nadchodzi wieczór. Zabudowę oblewa gęsta, czerwono-szara maź cieni. Na moich oczach dokonuje się przemiana. Chmury blakną i bezsilnie, bezsłonecznie znikają, oddając przestrzeń nocy. Sztuczne światło włącza się na żądanie punktowo. Czuję, że sam nakreślę nową perspektywę poprzez dziecięcą zabawę w "połącz numerowane kropki". Ślinię ołówek i kreślę linie styczne. Zdziwiony jestem efektem. Pierwszoplanową rolę dostaje Zamek Królewski i chmara małych kamienic z nim. Warszawiacy nie liczą się z kosztami, zabytkowa, kilkudziesięcioletnia część miasta iluminuje mocno, pocztówkowo.

To prawa strona obrazu. Są inne części, środkowe, lewe. Co ciekawe, nie muszę sam dzielić całości, robią to za mnie prostopadłe linie - mosty, rzucone przez rzekę. Nie integrują się, jak w Krakowie, z widokiem miasta, są negatywną siłą, ostrzem rozpruwającym naciągnięte płótno. Niszczą mój zamysł uspójnienia widoku Warszawy, zaburzają punkty zbieżności i przez nie nawet zamek zamazuje się. Znika, staje się detalem w tle. Tworzy się nijaka, fotograficzna panorama w szerokim kadrze. Zbyt wielka dla mnie, niczym kossakowe Racławice. Rozmach, wielkość i nicość. Kręci mi się w głowie, chcę ratować obraz, włożyć w sensowne ramy, ale widzę za dużo podzbiorów malarskich. Nie odnajduję jedności, nie mam tyle miejsca na sztaludze, by uchwycić miasto.

Jestem zmęczony, oszukany, pragnę czegoś, czemu mogę zaufać. Szukam pomocy w znajomej rzece. Ona płynie przez cały obraz, z lewej strony na prawą, daje możliwości budowania podziałów na plany, wyznacza perspektywę. Oddycham, uspokojony prostym rozwiązaniem artystycznego problemu. Wisła jest dwubarwna, przeciwstawna. Po mojej stronie brunatna, ciemna, ale po tamtej poddaje się miastu. Pozwala wbijać w siebie świetliste szpikulce odbić latarni, okien zacumowanych barek, blask niebezpiecznie wdziera się w toń.  Wzrok zatrzymuję na sylwetce wędkarza. Jest teraz prawdziwą czernią, która pochłania światło. On, razem z rzeką, pozwoli namalować mi obraz, skoro sam blask Warszawa nie wystarczył.

cdn.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
alea · dnia 05.02.2015 15:24 · Czytań: 2045 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 12
Komentarze
Heisenberg dnia 05.02.2015 15:24
"- Jakiś problem? - zapytuje konkretnie." "- Będzie szybko." Hahahaha :))) Spodobała mi się scena z panem kibicem.

Ogólnie takie wrażenie, jak w poprzedniej części. Ale jest dobrze.

Pozdrawiam :)
Olowiany Zolnierzyk dnia 05.02.2015 21:57
Rozumiem twój język. Jesteś inteligentny. Ale do dupy są te opisy Wisły. Wyobraź sobie, że jesteś nad tą "ukochaną" Wisłą z dziewczyną (np. randka) i mówisz jej, mniej więcej to samo, co tutaj opublikowałeś. Czy ona ulegnie Twoim romantycznym słowom? Raczej nie. Chyba, że powie: Mój Mickiewiczu.
Jeśli tak powie, to jest idiotką.

Przeczytaj Elizję Orzeszkową. Wiem, że to nudne.

Puenta: ZERO KLIMATU!
alea dnia 05.02.2015 22:33
Heisenberg,
Bardzo ciekawi mnie Twoja opinia, po przeczytaniu całości. Takie ogólne wrażenia :) A na razie się cieszę, że czytasz i komentujesz poszczególne części.

Ołowiany Żołnierzyku, dzięki za wizytę.
To nie była stylizacja na romantyczne słowa szeptane do ucha ukochanej z nadzieją, że uchyli więcej dekoltu. Nie miały mieć walorów "praktycznych" w tym sensie, o którym wspominasz. Bardziej chodziło o pejzaż, tak jak w tytule stoi. Próbę namalowania, tego co jest w pamięci, w głowie, w wyobraźni (cóż, widok z mojego warszawskiego okna nie jest zbyt imponujący...).

W sumie zastanawia mnie, że pomyślałeś o tym, by opisać Wisłę/Warszawę, jakby mówić do ukochanej. To fajny pomysł literacki. Może to wykorzystam kiedyś :)

Olowiany Zolnierzyk napisał:
Puenta: ZERO KLIMATU!

O jaki klimat Ci chodzi? Mógłbyś rozwinąć myśl, bo jest dla mnie zbyt zdawkowa, by się do niej odnieść.
A może z puentą wstrzymaj się do czasu przeczytania całości? (jeszcze dwie części pozostały)

Co do Orzeszkowej - jest w planach "Nad Niemnem". Najpierw jednak "Lalka", "Chłopi", "Faraon", "Ziemia obiecana" :). Może nie uwierzysz, ale nie żartuję. Właśnie czytam "Chłopów" i "Lalkę", tak na zmianę, po kilka stron od czasu do czasu. Coś jakby powieści w odcinkach. Bardzo polecam taki styl czytania!

P.S. Idiotka, która zna Mickiewicza? Ach, koniecznie muszę taką poznać! Nawet, by tylko pójść z nią na zakupy do centrum handlowego.
Odwiedzimy księgarnię i wykupimy cały asortyment poezji romantycznej. Tak, tak!
Olowiany Zolnierzyk dnia 05.02.2015 22:48
Wybacz... ale muszę Ci pokazać Wisłę ( I niech to będzie przy moście Poniatowskiego ale od story Pragi). Drogie Dziecko, myśli się nie rozwija. Je się zgłębia:)
alea dnia 05.02.2015 23:05
Pewnie masz na myśli widok z Plaży Miejskiej. Zacny, to prawda.

Pomęczę wieczornie: To o co chodzi z tym brakiem klimatu?
Olowiany Zolnierzyk dnia 05.02.2015 23:43
To proste: W słoiku nie ma klimatu. Ps A teraz się męcz z wierszem, z interpretacją i meteoropatologią.
Zacny widok - to stwierdzenie odzwierciedla Twój widok (pogląd na świat. Jest banalny, bo nie ma w nich żadnych uczuć). Ale wracając do opowiadania: w opisach krajobrazu nie można stosować, krótkich zdań i zbyt wysublimowanych. Cały pic ( nieładne określenie) polega na tym, byś to przedstawiła ( napisała tak, aby to czytelnik poczuł). Wszedł do Twojej głowy i zobaczył i poczuł to, czym się fascynujesz. A jest czym. Ale nie masz jeszcze takiego warsztatu, by to osiągnąć. Jesteś zbyt sztywna.
KONIEC dyskusji na ten temat.

PS. Powinnaś pisać przewodniki dla Pascala. ( Wybacz, to było złośliwe)

__________________________________
Regulamin:
6.10 Zabronione są komentarze ad personam.
przyp. red. Heisenberg

_________________________________

pzdr

alea dnia 06.02.2015 00:55
Na początek uwaga: myśli bohatera nie są myślami autora. Ja zupełnie inaczej odbieram Warszawę, chociaż jej minusy dostrzegam na równi z fikcyjną postacią tekstu.

Bohater opowieści to człowiek uprzedzony do Warszawy, ale zarazem inteligentny, został wychowany w Krakowie, w duchu obcowania z kulturą, uczulony na pospolitość, bylejakość, jednorazowość (i dlatego tak właśnie odbiera stolicę). Ma wysokie mniemanie o sobie, miejscu pochodzenia i szybko osądza to co widzi. Potrafi się zachwycić widokiem, bo widok jest wspaniały, ale traktuje go dosyć powierzchownie lub przesadnie. Nadrabia wyobraźnią, ja oczywiście podpowiadam mu sporo. I od tego się nie odżegnuję.

Ujmę to tak: pobudki są bohatera, "oczy" moje własne.

Jeśli bohater budzi Twoją niechęć (nieważne czy ekstrapolujesz go na mnie) to plus dla mnie, bo w jakiś sposób ożył w Twojej wyobraźni.

Rady odnośnie opisów ciekawe, daję "Pomógł". Czy celne? Muszę pomyśleć, na gorąco nie wiem, nie mam jeszcze przekonania.

Co do Pascala - podobno nieźle płacą, przynajmniej patrząc na ceny przewodników ;)
Olowiany Zolnierzyk dnia 06.02.2015 01:25
Chylę głowę nad auto-komentarzem - lecz on nie podlega ocenie. Ale, całkiem poważnie, jest lepszy niż opowiadanie.
Druus dnia 06.02.2015 17:12
Liczna gromadka SIĘ w pierwszym akapicie i dialogu. Podobna sytuacja w przedostatnim fragmencie. Warto poszukać synonimów dla niektórych czasowników. Wiadomo, to szczegół, ale...

Treść, przemyślenia bohatera raczej mnie nie uwiodły. Nic szczególnego. Facet na początku dostał w pysk i co z tego? W Poznaniu też mógłby zarobić. A w Krakowie, w kilku kręgach, maczeta jest popularniejsza od długopisu. Niepotrzebnie od początku uprzedzasz czytelnika. A jeśli taki był zamiar, to nie widzę w nim sensu. Albo nie chwyciłem pomysłu autora.

Wiadomo, stolica nie budzi ogólnonarodowego zachwytu. Dlaczego? Kilka stereotypów, a reszta popłynęła z nurtem. Normalka.

Wiele racji ma Ołowiany Żołnieżyk w swoim przedostatnim komentarzu. Sczególnie odnośnie stylu. Pejzaż, pejzaż inaczej odbieram.

W pierwszych tekstach, pomijając problemy z interpunkcją i pochodnymi, było według mnie lepiej, ciekawiej, drapieżniej, ale to tylko odczucia jednego, skromnego czytelnika.

Pozdrawiam
alea dnia 06.02.2015 21:55
Druus, dzięki za komentarz. To prawda w pysk można dostać wszędzie, chociaż jeszcze nie zdarzyło się to chyba na p-p ;)

Zastanawiam się jak odbierasz pejzaż. Nie napisałeś nic więcej, mogę zakładać tylko , że podobnie jak Ołowiany Żołnierzyk.

Oczywiście mogę się z Wami nie zgadzać i upierać się przy swoim, ale mój tekst był eksperymentem, więc mógł się udać lub nie. Wychodzi, że trzeba dobierać inne składniki do probówek literackich.

Druus napisał:
W pierwszych tekstach, pomijając problemy z interpunkcją i pochodnymi, było według mnie lepiej, ciekawiej, drapieżniej, ale to tylko odczucia jednego, skromnego czytelnika.

Kurde, jakieś telepaty na tym portalu siedzą, bo ostatnio po przejrzeniu starych, jeszcze niepublikowanych tekstów stwierdzam, znacznie bardziej podobają się mi, niż to co obecnie piszę (nie chodzi tylko o opublikowane teksty na p-p, ale też to, co siedzi w szufladzie).

Na razie podchodzę do sprawy spokojnie, nie panikuję, bo nie sądzę, że cofam w pisaniu. No, ale problem jakiś jest. Ciekawe, ciekawe to wszystko...
stu dnia 28.04.2015 21:13 Ocena: Świetne!
Dobry tekst, jeden z lepszych jakie czytałem.
alea dnia 27.05.2015 01:49
stu, dzięki!
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:64
Najnowszy:pica-pioa