MIESZKANIE DO WYNAJĘCIA
W McDonaldzie czekał na mnie Zbyszek. Kończył właśnie jeść hamburgera, kiedy usiadłem przy jego stoliku.
- I jak? zapytał.
- Zgłaszali się prawie sami faceci.
- Chyba nie dałeś im adresu?!
- Miały być kobiety, to będą kobiety.
- Z facetami to zawsze są kłopoty stwierdził. - Jeśli w końcu uda im się dorwać jakąś robotę, to zarobione pieniądze wysyłają do żon, a jeśli im jeszcze coś zostanie, to przepuszczą na chlanie i dziwki.
- A co cię to obchodzi?
- W tym wypadku nic a nic. Kiedyś, gdy wynajmowałem mieszkanie, to bywały ciągle problemy. Co noc balanga, przyjeżdżał policja. Ale wystarczy. To ile masz tych kobiet?
- W sumie sześć.
- Eee, to bajki.
- Tylko wiesz, tam też jest matka z córką. Trochę mi ich żal się zrobiło.
- Dlaczego? Interes to interes. No, a ta matka, gdzie zgubiła męża?
- Siedzi w Polsce i nic nie robi.
- Są po rozwodzie, czy coś takiego?
- Nie wiem.
- No, a córka? Młoda?
- Małolactwo. Prokurator trzyma na niej jeszcze łapę.
- Zaraz, przecież mamy kwiecień. Zrobili wcześniej wakacje, czy co?
- Mówiła, że w Polsce szkoły strajkują.
- Jasne pokiwał głową. To na którą je umówiłeś?
- Co pół godziny po dwie kobiet. Pierwsze o siedemnastej, potem siedemnasta trzydzieści i osiemnasta.
- Prima. Chcesz hamburgera?
- Nie.
- No to wyrywamy stąd.
Umówiliśmy się, że przyjdę do niego o wpół do piątej. Po drodze kupiłem dwie zgrzewki piwa, a Zbyszek wsadził je do lodówki, żeby dobrze się zmroziły.
Zbyszek siedzi w Niemczech od dwóch lat. Udało mu się znaleźć jakiś przodków w rodzinie i siedzi tu na pochodzenie. Powodziło mu się z tego tytułu, całkiem nieźle.
Co miesiąc dostawał Sozial i od czasu do czasu, dorabiał sobie na czarno.
Widocznie coś poszło nie tak, bo właśnie trzy dni temu dostał zjazdówkę do Polski.
Siedzieliśmy na werandzie i zapijaliśmy czas piwem. Mieszkanie do wynajęcia było wcale niezłe. Duży pokój, kuchnia i łazienka. Zresztą, było tuż po odnowieniu ścian.
- Coś nie przychodzą? zauważył Zbyszek.
- Nie mam pojęcia co się dzieje.
- Cholera, z babami to tak zawsze.
- Może znalazły sobie inne? Dziś pod kościołem było dużo ogłoszeń.
- Tylko, żeby nie było tak, że żadna nie przyjdzie.
Zbyszek otworzył zapalniczką kolejną butelkę i jednym zamachem wypił całość. Odstawił butelkę i głośno beknął.
- Dużo dziś było polańskich pod kościołem?
- Jak zwykle. Byli też ci z Polizei. Szukali fajek.
- Ty? zapytał Zbyszek. A właściwie, to skąd oni biorą fajki?
- Nie wiem, pewnie przemycają przez granicę. Albo wyciągają z automatów.
- Na te stare dwudziestki? Z Nowotko?
- Nie, tamte były dobre zamiast marek, teraz jest euro. Teraz robi się to inaczej. Podjeżdża kilku facetów samochodem, wyciągają lewarek, pod automat i do bagażnika.
- Będzie trzeba kiedyś spróbować Zbyszek otworzył zapalniczką, drugą butelkę.
- Następne pindy nie przyszły! zaklnął Zbyszek o szóstej.
- Wspominały coś o wyjeździe do Polski.
- Ee, i dopiero teraz mi o tym mówisz?
- Obiecały, że przyjdą. Były niezdecydowane i w ogóle lekko zakręcone.
- Może z tymi wyjazdami to lepszy pomysł niż z mieszkaniem.
- To znaczy?
- No, że trzeba mi było zorganizować wyjazd do Polski. Wziąłbym Volkswagena, podjechałbym pod kościół i wziąłbym tyle kobiet ile się zmieści.
- Znowu kobiety?
- Znowu. Wiesz ile kasiory wiozą do domu? Wywiózłbym je w las, wyciągam spluwę i heja, wyskakiwać z pieniążków, zrywać podszewki ze staników.
- Dało by się zrobić. Musiałbyś tylko zmienić tablice, najlepiej na polskie.
- Poczekaj wyszedł na chwilę. Dobre, nie? pokazał dwie blachy.
- Skąd je masz?
- O Jezu! Przecież ich nie kupiłem, a wiedziałem że mogą się przydać.
O dziewiętnastej byliśmy już lekko wstawieni i bardzo zadowoleni z nowych pomysłów jedyne co nas mogło martwić, to to, że nie pojawiła się już trzecia para.
- Nici z naszego planu.
- A no, nici.
Nasz plan był prosty. Zbyszek, wracał do Polski i postanowił na koniec trochę dorobić. Ja przenosiłem się do Bonn i też przydałoby się parę euro.
Tego dnia Zbyszek oddał Hausmeisterowi klucze. Wystarczyło więc, że zbierzemy spod kościoła kilka osób na mieszkanie, zainkasujemy od nich Miete i kaucję za miesiąc z góry. No i w nogi.
Ani Zbyszek, ani ja, nie mieliśmy meldunku, więc będą mogli nas długo szukać.
Plan był dobry i wystarczyło, że kobiety okażą się na tyle naiwne, że nie zapytają od razu o klucze.
Ktoś zadzwonił do domofonu.
- To pewnie Hausmeister powiedział Zbyszek.
- Entschuldigung Się, bitte zabrzmiał kobiecy głos w słuchawce.
- Pani w sprawie mieszkania? zapytał Zbyszek po polsku.
- O, przepraszam. Dobry wieczór. Źle spisałam adres i już od trzech godzin błądzimy po Frankfurcie. Przepraszam za spóźnienie.
- Proszę na górę.
Zbyszek wcisnął przycisk w domofonie.
Po krótkim czasie zobaczyliśmy kobietę z kilkunastoletnią dziewczyną.
- Jeszcze raz najmocniej przepraszamy za spóźnienie. Czy to mieszkanie do wynajęcia jest jeszcze aktualne?
- Mieliśmy parę ofert odpowiedział Zbyszek. Proszę do środka.
Kobieta siedziała na brzegu tapczanu. Obok niej siedziała córka.
- Ja umawiałam się z pańskim kolegą pokazała na mnie - na dwieście euro plus kaucja.
- Nic się nie zmieniło Zbyszek wyciągnął się w fotelu.
- Czy w to wliczone są inne opłaty: prąd, woda, wywóz śmieci
- Nie musi się pani o nic martwić. Już wszystko jest policzone.
- A proszę pana, dziecko. Od niej też pan weźmie kaucję?
- To już nie takie dziecko Zbyszek przyjrzał się uważnie dziewczynie.
Kobieta rozejrzała się po pokoju.
- Od kiedy możemy się sprowadzić? zapytała.
- Choćby od zaraz.
- Ale ja mam jeszcze do pana wielką prośbę. Czy ja mogłabym zapłacić kaucję za córkę, dopiero w przyszłym tygodniu? Musieliśmy szybko się wyprowadzić, no i wie pan, trochę teraz ciężko z pieniędzmi.
- Proszę pani, ja pani wcale nie muszę wynajmować tego mieszkania Zbyszek nadal przyglądał się córce mimo, że rozmawiał z jej matką. Mamy dość chętnych. Każdy musi sobie jakoś radzić. Skąd ja mogę mieć pewność, że jutro pani nie ucieknie do Polski? W tym mieszkaniu jest wiele cennych rzeczy
- Rozumiem kobieta spuściła głowę.
- To bierze to pani to mieszkanie, czy nie?
- Czy ktoś tu będzie jeszcze mieszkał?
- Nie, tylko pani z córką.
Kobieta wyjęła z torebki odliczone pieniądze.
Zbyszek przeliczył.
- W porządku oznajmił. Kiedy przenosi pani swoje rzeczy?
Kobieta jeszcze raz spuściła głowę.
- Nie mamy rzeczy odezwała się wprost do Zbyszka córka. To nie powinno pana nic a nic obchodzić.
- Racja, nie moja sprawa odpowiedział po chwili mierząc dziewczynę. No, to zbieramy się.
- A klucze? rzuciła za nami.
- A tak wyciągnął z kieszeni kółeczko z kluczami i podał.
Kiedy byliśmy już w U-Bahnie, spytałem Zbyszka:
- Ty, skąd miałeś klucze?
- Zapasówki kolego, zapasówki.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
robertlit · dnia 13.04.2006 15:06 · Czytań: 4228 · Średnia ocena: 2,17 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: