O deszczu, glinianym garnku
i pożytku z butów
– Ależ ulewa! – Ślimak wychylił oczka z dziupli i otrząsnął się z obrzydzeniem. – Brrr… i zimno w dodatku, a ogniska nie ma jak zapalić.
– Promyka też nie widać – stwierdziła smutno Eni. – Ani świetlików…
– Ale za to nie musimy taplać się w tym bajorze. – Ślimak machnął różkami w kierunku zalanego wodą poszycia.
– Garnek! Garnek z żarem! Taki, jak miał Bober! – Eni klasnęła w ręce.
– A widzisz gdzieś garnek? – zapytał z przekąsem Ślimak, usiłując podskoczyć na rozgrzewkę.
– To trzeba ulepić – nie rezygnowała Eni i natychmiast wystawiła głowę, patrząc, czy jest w pobliżu choćby garstka gliny.
– Dobrze, że umiesz pływać – stwierdził Ślimak i zwinął się w kłębek.
Ale Eni nie miała zamiaru tak łatwo ustępować. Przysiadła u wylotu dziupli i zaczęła rozmyślać, w jaki sposób zdobyć tworzywo na garnek. Od czasu do czasu rzucała okiem na las, patrząc, czy woda przypadkiem nie opada, albo czy w ogóle dzieje się coś ciekawego. Nagle pod drzewem rozległ się chlupot, a potem donośne:
– Hej, jest tam kto?
Eni natychmiast wyjrzała na zewnątrz i ku swojemu zdziwieniu zobaczyła niewielką tratwę skleconą z gałęzi, a przy niej jakiegoś przemoczonego do cna osobnika, który właśnie potrząsał drabiną, usiłując jak najszybciej wspiąć się do dziupli.
– O, Żuk! – powiedział Ślimak, zerkając Eni przez ramię. – Gdzie też cię zaniosło w taką pogodę?!
– A ciebie? – wydyszał Żuk, wspinając się mozolnie po sękach. – Nie wiedziałem, że ślimaki są nadrzewne – skwitował.
– A gliny nie masz przypadkiem? – spytała Eni z nadzieją.
– Gliny?! – Żuk omal nie spadł z gałęzi. – A po co ci to błocko?
– Żeby ulepić garnek – poinformował go Ślimak. – Eni uparła się na ognisko.
– Całkiem niegłupi pomysł – stwierdził owad, przełażąc przez krawędź dziupli i otrzepując wodę ze skrzydeł.
– No to masz, czy nie masz? – drążyła dziewczynka.
– Jeżeli deszcz wymył, to nie mam – powiedział Żuk po namyśle. – Uszczelniłem nią tratwę, ale ani mi w głowie tam schodzić… Brrr… – otrząsnął się ze wstrętem – strasznie mokra ta woda!
– Tylko uważaj – poprosił Ślimak, gdy Eni powoli zaczęła opuszczać się po gałęzi. – Najlepiej przymocuj ją włóczką, a dopiero potem zejdź. Uff… – odetchnął, gdy dziewczynce udało się przycumować tratwę do rosnącego pod drzewem krzaka.
– Ale w co ją zabrać? – Zmartwiona Eni odgarnęła mokre od deszczu włosy. – Czapki już nie mam.
– W buty? – podsunął Ślimak i natychmiast sięgnął do domku, by znaleźć resztę liny, którą na wszelki wypadek zabrał ze sobą.
– Pomysłowi jesteście – stwierdził Żuk z podziwem, pomagając Ślimakowi wyciągnąć kolejny ładunek i zwalając go na stertę. – Myślę, że wystarczy… – ocenił po chwili.
Eni wdrapała się do dziupli i zaczęła wyżymać sukienkę.
– A kto go ulepi? – spytała, rozcierając zziębnięte kolana.
Ślimak spojrzał na nią bezradnie. – Nigdy tego nie robiłem – przyznał ze skruchą.
– Teraz to już moja działka – oświadczył z dumą Żuk i zanim Ślimak z Eni zdołali się spostrzec, na środku dziupli wyrosła zgrabna kula gliny, a w niej po chwili pojawił się spory otwór. – No, gotowe. Zapalaj! – rzucił jej twórca, uklepując mocniej brzegi garnka, a Ślimak niezwłocznie wydobył z domku krzemień i kawałeczek żelaza, zapobiegliwie zawsze trzymane w pobliżu.
– Przynieście trochę próchna – poprosił, krzesząc iskry.
Powoli w garnku zaczęły rozbłyskiwać coraz liczniejsze płomyki i na ścianach pojawiła się ciepła czerwonawa poświata, przy której szumiący na zewnątrz deszcz przestał robić przygnębiające wrażenie. Ślimak wyciągnął zawiniątko wręczone mu przez Bobra i sprawiedliwie podzielił zapasy jedzenia. A potem znalazło się nawet kilka liści na malinową herbatę, jaka sprawiła, że rozgrzanych wreszcie wędrowców zaczął morzyć sen.
– Dobrze byłoby zebrać jeszcze trochę opału – powiedział Ślimak i z westchnieniem dźwignął się z miejsca. – Na ścianach powinno go być więcej – podpowiedział, gdy Eni ruszyła w głąb dziupli.
Spróchniałe drewno bez trudu pozwalało odrywać się palcami i w krótkim czasie Eni uzbierała całkiem sporo kawałków, zadowolona, że ciepło ognia pozwoli wyschnąć także jej bucikom wypłukanym z gliny.
W pewnej chwili jednak, przesuwając ręką po ścianie, natrafiła na deszczułkę z wystającym niewielkim sękiem, do złudzenia przypominającym niepozorny kołeczek.
Ciekawe, co to… – pomyślała, próbując go oderwać.
I nagle deszczułka ustąpiła, a na Eni posypał się grad jakichś drobnych przedmiotów.
– Co się stało?! – Zaniepokojony Ślimak, słysząc hałas, natychmiast przypełznął do dziewczynki i… stanął jak wryty. Wokół Eni leżała sterta świecidełek: kolorowe szkiełka, paciorki, skrawki błyszczących wstążek, kamyczki, przeróżne guziki, a pośród nich… maleńka srebrna podkówka.
– Wyśniłam ją dla ciebie! – Eni rzuciła się Ślimakowi na szyję. – Nareszcie będzie mogła naprawdę zawisnąć nad drzwiczkami domku!
– To pewnie porzucony skarb jakiejś sroki – powiedział Żuk, podchodząc i przypatrując się leżącym drobiazgom. – Możesz spokojnie zabrać – zapewnił Ślimaka. – W tej dziupli od lat nikt nie mieszka.
– A resztę zamkniemy z powrotem, dobrze? – I Eni z uśmiechem zaczęła zbierać świecidełka, a potem wyjęła klamerkę z włosów i dołożyła do skarbu.
– Mnie tylko jest smutno… – zaczął Ślimak i nie dokończył, gdyż nagle poślizgnął się na jakimś drobnym przedmiocie i omal nie stracił równowagi.
– Nie, już nie jest mi smutno – oznajmił z radością, podnosząc coś z podłogi. – Może też w końcu ją wyśniłem?...
– Raczej wyślizgnąłeś – sprostował ubawiony Żuk, patrząc na mlecznobiałą perłę.
Rzecz jasna, koniecznie chciał usłyszeć historię o łowieniu podkówki i rozzłoszczonym małżu, wobec czego wszyscy troje ponownie zasiedli przy garnku z żarzącym się drewnem, a sen przycupnął w kąciku dziupli, czekając na swoją kolej, by móc wysnuć następną opowieść.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt