O marzeniach, bulgoczącej wodzie
i koncercie na wieczór i smyczki
– Miło byłoby posłuchać jakichś opowieści… – stwierdził Ślimak w zamyśleniu, gdy po skończonej wieczerzy siedzieli wszyscy troje przy żarzących się w garnku drewienkach. – Szkoda, że nie ma z nami Przewoźnika Legend… Albo Bobra z harmonijką… – westchnął.
– Słyszałem o Przewoźniku – powiedział Żuk. – Ale to było dawno, dawno temu, i nawet nie wiem, czy jego misja została komuś powierzona, czy też skończyła się wraz z odejściem pradziada…
– Jaka szkoda – posmutniała Eni. – A Ptaszak?
– Ptaszak nie lubi ruszać się z wyspy. Zresztą ma inne zadanie – jest Strażnikiem. – Żuk rozłożył łapki. – Niektóre legendy krążą jeszcze po polach i lasach, ale powoli zostają zapominane, bo tak jest, gdy nikt ich nie rozdaje. Nawet Szczurek, który powinien był podtrzymać tradycję, pływa jedynie łódką od brzegu do brzegu, a myszonkom opowiada własne zmyślone przygody.
– A to taki piękny zawód… – powiedział Ślimak w zadumie. – Gdyby nie to, że jestem zbyt powolny, to sam bym go wybrał…
– Może i jesteś nieco powolny – wtrącił Żuk – ale za to solidny. Wyobrażam sobie, jak by się Ptaszak ucieszył, gdyby ktoś przybył na wyspę, by nauczyć się legend, bo drzewa bez przerwy je snują.
– To prawda – potwierdziła Eni. – Słyszałam, jak rozmawiały ze sobą o jednorożcu, o mieczu jakiegoś króla, i o fleciście, który zaprowadził myszy do raju pełnego sera.
– Potrafisz to opowiedzieć? – ożywił się Ślimak, ale Eni potrząsnęła głową na znak, że nie zdołała wszystkiego spamiętać.
Przez chwilę panowało milczenie, przerywane tylko od czasu do czasu zwykłymi odgłosami nocy.
– Dobrze, że deszcz już nie pada – powiedział Żuk. – Chociaż nadal jest za dużo wody, żeby można było wyruszyć, bo Eni i Ślimak nie zmieszczą się razem na tratwie.
– Tak – przyznał Ślimak. – Musimy po prostu przecze…
I w tym miejscu wypowiedź przerwał mu dochodzący z lasu tak głośny chlupot i bulgotanie, że cała trójka natychmiast poderwała się na nogi i rzuciła do krawędzi dziupli, nie wierząc własnym oczom.
Woda opadała.
– Nigdy czegoś takiego nie widziałem! – zachłysnął się ze zdziwienia Żuczek, wychylając głowę, by sprawdzić przyczynę tego zjawiska.
A tymczasem, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, pośród skłębionych wirów zaczęło wyłaniać się coraz więcej lasu.
– Może byś poleciał zobaczyć, co się dzieje? – zaproponował Ślimak, a Żuk natychmiast rozłożył skrzydełka.
– Niedługo wrócę – zawołał jeszcze i zniknął.
No i rzeczywiście wrócił niedługo, i to uśmiechnięty od ucha do ucha.
– Nigdy byście nie zgadli – powiedział.
– Ktoś zrobił dziurę w ziemi i spuścił wodę jak z wanny? – zażartował Ślimak.
– Ciepło, bardzo ciepło… a w zasadzie gorąco – przyznał Żuk. – Ale nie dziurę, tylko dziury, i nie ktoś, tylko Bractwo Kretów.
– Naprawdę?! – zdziwiła się Eni.
– Naprawdę – przytaknął owad. – Znudził im się nadmiar wody, więc wykopali mnóstwo tuneli, a potem, gdy już były gotowe, otworzyli je wszystkie jednocześnie i woda spłynęła, bo co miała robić – roześmiał się głośno.
– To będziemy mogli jutro ruszyć w dalszą podróż – ucieszyła się Eni.
– Jeszcze tylko trzeba znaleźć drabinę dla Ślimaka i po sprawie – stwierdził Żuczek i ułożył się do snu, a Ślimak i Eni wobec perspektywy porannego wymarszu zrobili to samo i tej nocy odpoczynku nie zakłócił im już żaden hałas.
Rano obudziły ich odgłosy krzątaniny, bo woda zniknęła i mieszkańcy lasu rzucili się do sprzątania, co przy pięknej słonecznej pogodzie wcale nie było takie uciążliwe.
– Gdyby nie Żuczek, to nadal tkwilibyśmy w dziupli – stwierdził Ślimak, wypełzając na ścieżkę, wprawdzie jeszcze nieco mokrą, ale to tylko ułatwiało marszrutę.
– Mądrze to wymyślił – przyznała Eni. – Mnie by nie wpadło do głowy, że można zwołać krewniaków i zbudować pochylnię.
– No i ładnie nas pożegnali – uśmiechnął się Ślimak, wspominając, jak Żuk pomógł Eni zawiesić podkówkę nad drzwiami, i jak wszyscy potem uchwalili, żeby dziuplę przeznaczyć na miejsce noclegu dla następnych wędrowców, zostawiając na środku gliniany garnek-ognisko.
– Ciekawe, kogo dzisiaj spotkamy – powiedziała Eni i zerwała listek na parasolkę, by przywołać Złocika.
Złocik jednak był niesłychanie zajęty osuszaniem lasu i wpadł tylko na chwilę, by wskazać Eni i Ślimakowi najkrótszą drogę nad morze.
– Pod wieczór powinniście wyjść już na wydmy – oznajmił, mignął i odleciał.
Las wokół nich przerzedzał się stopniowo i spod ściółki coraz częściej zaczynał wyzierać piasek.
– Trochę brakuje mi rzeki – przyznał Ślimak, brnąc przez następną nieckę wypełnioną coraz drobniejszymi ziarenkami. – I Bobra z harmonijką… – westchnął.
– Wrócimy do nich – pocieszyła go Eni. – A rzeka skręcała, więc promyk posłał nas krótszą drogą… Może ci coś zanucić?
I nie czekając, otworzyła buzię.
marzenia nas wiodą do morza
prowadzą przez noce i dni
nad głową bezkresne przestworza
pod stopą wciąż droga i pył
– O, właśnie! – stwierdził Ślimak i podjął:
łan zboża się złoci dojrzały
księżyca już kosi go sierp
i niechby nam świerszcze zagrały
a droga powiodła het het
– Bardzo ładne – powiedział Świerszcz, wyskakując nagle spośród uschłej trawy. – Muszę zapamiętać tę piosenkę. – I zagrał parę tonów. – A wiecie – dorzucił, przeciągając smyczkiem po strunach – dzisiaj zbieramy się na koncert, więc może byście przyszli?
– Koncert? – ucieszył się Ślimak, któremu, jak widać, zaczęło brakować muzyki.
– Koncert! – Eni klasnęła w ręce. – Oczywiście, że przyjdziemy. Prawda, Ślimaczku? – I z pewnością uściskałaby pomysłodawcę, gdyby nie to, że z grzbietu Ślimaka było za wysoko.
– Następna polanka w lewo – poinformował ich Świerszczyk i wołając: Do zobaczenia wieczorem oraz Muszę lecieć, żeby się przygotować – zanurkował natychmiast między trawy.
– Do wieczora zostało jeszcze trochę czasu – stwierdził Ślimak – możemy więc zatrzymać się na mały postój i przećwiczyć piosenkę. A nuż ją zagrają? – I tak raźno ruszył w kierunku najbliższych zarośli, że Eni omal nie spadła mu z grzbietu.
– Ślimaczku… – powiedziała nieśmiało w jakiś czas później, gdy już rozłożyli się w cieniu gęstego krzaka chroniącego ich przed upałem – gdybyś został Przewoźnikiem Legend, to może moglibyśmy nadal razem wędrować? Ty byś rozdawał legendy, a ja piosenki… – I popatrzyła pytająco na przyjaciela, a Ślimak się uśmiechnął. – Czy wiesz, że tak mi się marzyło?
A potem spojrzał na cień rzucany przez drzewa i stwierdził, że jeżeli mają zdążyć, to najwyższy czas, żeby już wyruszyli, bo jeszcze trzeba znaleźć polankę wskazaną przez Świerszcza, a w ogóle to bardzo się cieszy na koncert i nie chciałby stracić ani jednej nuty.
Polanka okazała się tak łatwa do odszukania, że Eni i Ślimak dotarli w samą porę, a nawet na tyle wcześniej, by Świerszczyk zdążył ich jeszcze przedstawić wszystkim członkom orkiestry, a Świerszcz Dyrygent zapewnić, że bardzo chętnie zagrają ich kompozycję, i że gdyby zechcieli ją przy tym zaśpiewać, to byłaby dla wszystkich prawdziwa przyjemność. Na co oczywiście oboje natychmiast wyrazili zgodę, mimo iż zaczęli odczuwać coraz większą tremę przed występem, gdyż polanka w tym czasie zapełniła się już mnóstwem uroczyście wyglądających, chociaż uśmiechniętych gości.
W chwilę później muzycy zaczęli stroić instrumenty, pierwszym utworem okazała się bardzo nastrojowa Leśna Serenada i Ślimak tak pogrążył się w marzeniach, że gdy wreszcie zapowiedziany został ich występ, przez moment nie wiedział, na jakim świecie przebywa, i dopiero delikatne szturchnięcie Eni wyrwało go z transu…
nieważne że czasem deszcz pada
czy chłodny dokucza nam wiatr
gdy wiedzie bez przerwy ballada
a wokół tak piękny jest świat
idziemy bo nogi w dal niosą
zbieramy marzenia i sny
na jesień i zimę by z wiosną
ponownie przed siebie móc iść
rozdawać uśmiechy i baśnie
by wszystko odeszło co złe
i w duszy robiło się jaśniej
a życie toczyło wciąż bieg
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt