Ciało nieznanej istoty pokrywała powłoka z łusek - jakby ryby z oceanu - a głowa przypominała kształtem głowę małego słonia z maleńką trąbą. Uwagę Nurii przykuły białe wzory w okolicach piersi naśladujące motywy, jakie wyszywają kobiety ze wsi na strojach, dlatego długo zastanawiała się nad tym czy owa powłoka to skóra czy może niespotykany dotąd rodzaj odzienia.
- Karik, zrób nacięcie – rozkazała najbliżej stojącemu mężczyźnie.
Ten skrzywił się nieco, na jego młodej twarzy dał się zauważyć lekki grymas niepokoju, lecz bez widocznej zwłoki podszedł do truchła i nożem rozciął nogę leżącego. Nagle z rany wyciekł niebieski płyn w niczym nieprzypominający krwi. Wszyscy odsunęli się odruchowo za sprawą nieznośnego smrodu wydostającego się z rany i duszącego gazu. Karik zakrył nos i zmrużył oczy. Po chwili spojrzał pytająco na Nurie.
- Nie można go spalić, musimy zanieść go do jaskini otchłani – oznajmiła.
Zastanawiała się przy tym skąd ta niezwykła istota mogła przybyć do ich niedostępnego świata. Zgromadzani ludzie zaczęli szeptać i wzruszać ramionami. Na ich twarzach rysował się niepokój. Wśród zgromadzonych był również kapłan bitan o imieniu Nazim, mieszkający we wschodniej wieży, opodal wsi Birir. Był to staruszek o siwych włosach i statecznej twarzy o nieco dziecinnym wyrazie z charakterystycznym spojrzeniem wesołka. Podpierał się o kostur z dębowego drzewa i spoglądał na motyle trzepoczące skrzydłami obok drzewa morelowego pokrytego wiosennym kwieciem.
- Kapłanko, zapytaj o to boskich pari. Chcemy wiedzieć czy nic nam nie grozi – poprosiła stara Gomita. – Powiadali we wsi, że dziadek morwowy z rodziny Timuków, widział kiedyś podobnego stwora za czasów Khana drugiego. Potem powiadali, iż za sprawą owego nastały złe czasy i ogień spadł z nieba na wszystkich – dodała wytężając wzrok w kierunku nieba.
W jej starej twarzy rysował się niepokój. Choć miała sto pięćdziesiąt lat, nadal była bardzo sprawna i szczerze zatroskana. Zastanawiając się nad tym, co powiedziała, poprawiła tylko nieco kolorowy susutr – rodzaj czapki pokrytej wstążkami i muszelkami – i wpatrywała się bacznie w oczy Nurii.
- Rozpalcie ogień, wrzućcie więcej jałowca. Oddajcie w darze kozę dla pari – wyszeptała kapłanka przystępując do rytuału.
Krew kozy oraz dym jałowca dawały kapłankom pari dar widzenia i głębokiego transu, natomiast dla kozy było swoistym wyróżnieniem, ponieważ zamiast zwykłej śmierci w celach pokarmowych, miała szanse na dostanie się do niebios. Amira miała świadomość tego, że w pewnym sensie taki rytuał nabiera znamion transakcji pomiędzy ludem a mieszkańcami Tirich Mirch, rytuał, w którym ona stawała się tylko medium, spełnieniem oczekiwań, jakie nakładało na nią zgromadzenie. Zwyczaj ten ukształtował się przed tysiącami lat z nadania samych pari, wyjaśniających formy, w których najczęściej znajdowano ich owoce.
- Powinna zostać tylko starszyzna – oznajmił stanowczo Nazim. Nagle z zamyślonego starca zamienił się w dyrygującego pana ceremonii. – To mogą być czarne słowa i lepiej, aby dzieciom do uszu nie wpadły.
Na wzgórzu pozostało tylko kilku starców, Gomita wraz ze swoją babką oraz Nizim. Pozostali schodzili ze wzgórza z posępnymi minami, co było rzadkie w tym społeczeństwie pełnym radości i szczęścia czerpanego w zwyczajnym życiu rajskiej doliny. Jednakże, co chwilę niektórzy odwracali głowy, aby obserwować zgromadzenie, sprawa niezwykłego przybysza nie dawała spokoju. Tymczasem na wzgórzu Nuria splatała skrzętnie kawałki ubrana, aby lepiej przylegały do ciała. Nazim zajął się kozłem i w mgnieniu oka przygotował czerwony napój. Wiedział, że właśnie w tej chwili tysiące pari zaczęło się gromadzić w ich pobliżu. Powietrze jakby zadrżało z natężenia i wprawne ucho mogły słyszeć tajemniczy pogłos gromadzących się duchów. Na domiar tego można było ujrzeć w niebiosach niezwykłe objawienia, bowiem zaroiło się od ptaków, motyli i kolorowych owadów, wokół rozbrzmiewał przytłaczający świergot, świst i przedziwny rechot. Babka Gomity zemdlała i starcy zaczęli ją cucić, natomiast Nuria po wypiciu krwi, kilkoma sprawnymi ruchami wdrapała się na drzewo i zawisła głową w dół - nad ogniskiem. Gdy dym jałowca wdarł się w jej płuca, straciła przytomność. Wszyscy przyglądali się ze zdumieniem w płonący ogień i kapłankę.
Ujrzała ogromne wieże podobne do tej, w której mieszka Nazim, rozciągające się od wschodu po zachód, aż po sam horyzont, w tym jedynie odmienne, iż lśniły jakby były wykonane z luster. W dolinach i padołach panował niemiłosierny skwar, nad ziemią płonęły tajemnicze ognie a wiatr chłostał wszystko z niemiłosierną siłą. Poczuła przerażenie. Chmury dotykały ziemi trącając szczyty wież a słońce było niemal niedostrzegalne. Powietrze było ciężkie jak nigdy wcześniej, Nuria oddychała bardzo powoli i z trudem jakby wielki ciężar spoczął na jaj piersiach. Przyglądała się bacznie temu widokowi a im bardziej dostrzegała szczegóły, tym bardziej pogrążała się w odrętwieniu. Zaczęła po sekundzie zauważać sylwetki ludzi uczepionych wież, przypominających więzienia, ludzi gromadzących się w jaskiniach, biegających nieskładnie po niezwykle płaskich powierzchniach oraz tych maszerujących w szeregu. Kapłanka zbliżyła się na odległość wzroku do jednej z takich wież i mogła obserwować teraz szczegóły. Widziała ogromne rzesze ludzi niemiłośnie cierpiących, wykrzykujących nieskładne błagania o litość, pożeranych przez szczury, katowanych przez innych ludzi, przytwierdzonych łańcuchami do żelaznych kleszczy, paraliżująco zdeformowanych, oraz takich, którzy pożerali się nawzajem. Wśród tych ludzi biegały stada wielkich ilości szczurów wyżerających im głowy a wszystko działo się tak jakby cierpiący nie widzieli tego, co się wokół nich dzieje – miało się wrażenie, że wszyscy oślepli. Nuria nagle dostrzegła niezwykłą rzecz, jakby ze snu lub koszmaru. Zauważyła, że wszędzie gromadzą się dziwaczne stwory lub rzeczy przypominające oczy i uszy. Owe rzeczy wypełniały wszystko, całe pomieszczenia, ściany, jaskinie a najbardziej zdumiewający był fakt, iż ludzie nosili je w ubraniach, choć te przypominały metalowe zbroje ograniczające ruchy. Obok niej stał boski pari o jasnych włosach i podał jej dłoń. Dziewczyna rozglądała się w zdumieniu. Zauważyła, że jej towarzysz coś mówi, jednak nie mogła dokładnie zrozumieć słów. Wspominał coś o gwiazdach, właściwie o ludziach z gwiazd, o tym, że przybyli z daleka i osiedlili się w duszach zwierząt a potem ludzi. Przybyli wraz z chorobą, której nie mogą uleczyć. Opowiadał też o wielkim drzewie i oku, takim, której wszystko widzi. Potem kapłanka zobaczyła jak owe oczy wysysają z ludzi krew, jakby byli korzeniami drzewa karmiącego się tylko krwią. Nagle jedno z oczu odwróciło się w kierunku Nurii i zaczęło zbliżać. Ujrzała wówczas w tym oku obraz ludzi pożeranych przez stwory podobne do tego, którego przynieśli na wzgórze ludzie, przy czym ów stwór trzymał w rękach metalowy łuk ziejący ogniem niewolnictwa. To znaczy w wyniku jego działania każdy stawał się niewolnikiem. Potem wiodła wzrokiem po okolicach opuszczonych przez ludzi i zwierzęta, napotykając mogiły milionów zamordowanych i zniewolonych w wyniku działania owych łuków.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt