Czekałam na nie dłużej niż zwykle.
Pola za miastem zażółciły się już rzepakiem, lecz gniazdo na kominie starej piekarni pozostawało puste. Kiedyś, już od świtu przez nieszczelne okna mojego mieszkania sączył się z niczym nieporównywalny zapach chleba pieczonego według tajemnej receptury. Zaraz potem, jeszcze zanim ruszyły pierwsze samochody dostawcze, poranna cisza zaczynała wypełniać się najpierw pojedynczymi głosami, a potem uporczywym burczeniem rosnącej gromady emerytek, młodych matek poubieranych na szybko w domowe dresy i zaspanych, pokaszlujących wyrostków.
Wszyscy czekali na chleb.
I tak trwało latami. Każdego dnia. Aż do śmierci właściciela.
Wkrótce stara piekarnia stała się przedszkolem. Komin przetrwał, gdyż wybrali go sobie na mieszkanie Antek i Tekla.
Od tego czasu, sama nie wiem dlaczego, zaczęłam mierzyć moje życie ich powrotami.
Szczególnie latem naginałam dni do ptasiego rytmu. Zalewając wrzątkiem kawę w filiżance wiedzialam, że za chwilę Antek powita wschodzące słońce natarczywym klekotem, a potem wzniesie się, prostując ociężałe nocą skrzydła. Zawsze kołował nad kominem tak długo, aż jego partnerka, jak to prawdziwa kobieta ma w zwyczaju, kończyła czochranie piór i podnosiła w jego kierunku dziób, dając tym samym sygnał odlotu. Odfruwały za miasto na rozlegle, częściowo podmokłe tereny - prawdziwy raj.
Przez pierwsze dwa lata, gdy tylko pogoda sprzyjała, podążałam śladami ich skrzydeł na niebie. Siadywałam na rozgrzanym nasypie zardzewiałych torów kolejowych i, szydełkując, wchłaniałam w siebie świeżość soczystych, usianych kaczeńcami łąk. Tekla znała mnie. Zazwyczaj podchodziła do mojego stanowiska i, łypiąc w kierunku koszyka z prowiantem, zastygała na parę minut w dziwacznej pozie niby-baletnicy.
Myślałam, że tak będzie zawsze.
Nie miałam skrzydeł, a ziemia, w odróżnieniu od powietrza, usiana jest przeszkodami.
Złamana kość udowa zrastała się powoli i źle, ale w gnieździe pojawiło się ich pierwsze dziecko - Klemens - i postawiło mnie na nogi.
Kuśtykałam od okna do okna, czasami wychodziłam na powietrze, godzinami okupując ławeczkę obok przedszkola.
Następnych piskląt już nie liczyłam.
Były, byłam ja.
Ostatnio moja lekarka radziła mi bardziej na siebie uważać. Siły już nie te i serce coraz słabsze.
Ale doczekałam się. Bociany wróciły - brudne i wymęczone jak nigdy.
Mam przed sobą następny rok...
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt