Toporek - Corpseone
Proza » Groteska » Toporek
A A A

Motto: Wycinam śmiało ciało – dla nich to mało!



*





Był to poranek. Zmęczona noc kładła się spać, aby ustąpić miejsca wybudzającej się jutrzence, której zatrzaśnięte i nie do końca wydobyte z objęć snu powieki nie pozwalały ujrzeć całej jaskrawości wczesnej pory dnia. Wkrótce wstaną wszyscy mieszkańcy tego skromnego domostwa utrzymanego w nienagannej czystości i pedantycznym uporządkowaniu nawet najmniej znaczących przedmiotów. Woda w czajniku zostanie zaparzona, aby móc zalać ziarenka czarnej kawy, której rolą jest ostatecznie wyrwać z czułych uścisków boga snu. Gdy kawa zostanie zaparzona, a kanapeczki z równomiernie rozsmarowanym masłem i drobiazgowo pociętymi kawałkami szynki i sera pieczołowicie zostaną przygotowane – rozpocznie się codzienny, rytualny, śniadaniowy horror. Horror pełen zdawkowych odpowiedzi i upierdliwych pytań. Pytań w stylu – co będziesz dziś robił, czym będziesz się zajmował, jak widzisz swoją przyszłość. Paweł – dwudziestosześcioletni absolwent polonistyki tylko na te pytania czekał. Doskonale zdawał sobie sprawę, że one nadejdą, wyskoczą i zaatakują z zaskoczenia jak kot czający się za rogiem na hasającą po kuchennej podłodze mysz. Ton rozmowy zapewne nada matka. Ojciec zajęty jedzeniem kanapki w sąsiednim pokoju i patrzeniem na powtórki wczorajszej walki bokserskiej niezbyt interesuje się tym, co dzieje się przy stole. Oboje siedzą w milczeniu. Unikają kontaktu wzrokowego. Każde przypadkowo napotkane spojrzenie może skłonić do wytoczenia działa i oddania zabójczej salwy. Paweł, myśląc, że mu się upiecze, że tych pytań jednak nie będzie – przeliczył się niemożebnie i wreszcie, tuż po ostatnim ukąszeniu chleba, usłyszał tradycyjną jak wigilijny barszczyk z uszkami, kwestię z ust matki:



  • I jak tam, syneczku kochany, smakowało ci śniadanko?

  • Tak, było bardzo pyszne – odpowiedział Paweł.

  • A ty wiesz, że to, co przed chwilą zjadłeś, nie spadło z nieba? Musiałam zostawić za to w sklepie niemałe pieniądze.

  • Tak, wiem, zdaję sobie sprawę.

  • Właśnie, a co jest potrzebne, żeby móc iść do sklepu i kupić chleb, masło, pomidory, szynkę, ser żółty, który tak uwielbiasz?

Paweł czuł się jak upośledzony w rozwoju, to upupienie stosowane przez matkę miało go wziąć pod włos, sprowokować do złożenia samokrytyki, do uderzenia się w piersi. Jednakże Paweł postanowił nie reagować na te zaczepki. Uśmiechnął się jedynie i dopijał kawę z białego kubeczka na którym znajdował się napis z jego imieniem. Był to kubeczek ofiarowany Pawłowi na osiemnaste urodziny.



  • Siedzisz tak w domu od pół roku. Obroniłeś przecież pracę magisterską. I zamiast iść do pracy, to siedzisz w domu. Powiedz, tak szczerze, gdzie wysyłałeś CV?

  • Przejrzałem wiele ofert – odpowiedział Paweł – ale niczego nie znalazłem, co by mi odpowiadało.

  • I znowu ta sama śpiewka – rzekła rozzłoszczona matka – myślisz, że długo będziemy z ojcem tolerowali takiego pasożyta, który siedzi na naszych barkach i zżera owoce naszej krwawicy? Jeśli nie znajdziesz w ciągu najbliższych dni pracy, to pakuj walizki i won! Żebyś to jeszcze coś dla tego domu zrobił. Zrobił zakupy. Ugotował coś. Nie mówię już o sprzątaniu. O porządnym sprzątaniu. Na błysk, a nie o pogłaskaniu szafki szmatką do kurzu czy omizianiu podłogi. Ale nie. Siedzisz tylko i czytasz te swoje książeczki. Myślisz, że one przyniosą ci chleb?

  • Ale co mam zrobić – zapytał Paweł rozłożywszy ręce w geście bezradności – pracy dla ludzi mojego zawodu nie ma. Poloniści są nikomu niepotrzebni. Czy mam się przekwalifikować i zostać murarzem, tynkarzem, betoniarzem, cieślą?

  • Gówno mnie to obchodzi, kim zostaniesz – rzekła matka – masz iść do roboty i zarabiać pieniądze, a nie jakieś nędzne grosze za byle jaką chałturę. Nie po to studiowałeś, żeby się marnować.

Matka, gdy już zakończyła swoją codzienną tyradę, parsknęła pod nosem świadoma tego, że to co mówiła, to całe jej produkowanie, nie dotrze do świadomości syna, którego podejrzewała od czasu do czasu o umysłowy niedorozwój lub obniżony poziom inteligencji, a przy tym o wyjątkowe lenistwo. Wszystkie te cechy zadecydowały o tym, że Paweł nie poszedł na tak upragnioną przez jego rodziców politechnikę, a na studia humanistyczne, które, być może, rozwinęły jego osobowość, poszerzyły horyzonty, ale nie wtłoczyły umiejętności przedsiębiorczych potrzebnych do zarabiania pieniędzy.





*



Urząd pracy. Miejsce gdzie czai się wszędobylski optymizm i nadzieja pokładana przez długie sznury wyczekujących przed okienkiem petentów. Miejsce, które nastraja pozytywnie do życia, gdzie możesz liczyć na bezinteresowną i ochoczo niesioną pomoc; gdzie wszyscy są dla siebie mili, już na powitaniu witają człowieka serdecznym uśmiechem i jakże przyjemnym dla ucha, aksamitnym tembrem głosu. Wszyscy są zadowoleni. Zadowolone są panie w okienku, spojrzenie na ich twarze zdradza, że jest to zajęcie, którego od zawsze pragnęły, w którym się realizują, mogąc nieść posługę niczym siostry zakonne i misjonarze wśród chorych i głodnych na drugim krańcu świata. Z jakimże pobożnym uśmiechem podsuwają, co prawda nie miskę strawy, ale coś znacznie cenniejszego – formularz potrzebny do tego, aby zarejestrować się w ewidencji bezrobotnych. Tak! Dzięki temu można czuć się członkiem szerszej społeczności, nie jest się już pozostawionym samemu sobie robakiem, który żyje sobie gdzieś poza światem, pod ziemią. Staje się członkiem tego elitarnego bractwa, tej loży masońskiej, tego pełnego kultury i wyważenia parlamentu, stowarzyszenia ludzi, którzy nie utracili nadziei.

Gdy Paweł przekroczył progi tej urzędniczej arkadii ujrzał długi, rozpościerający się od ściany do ściany sznur ludzi, którzy przyszli w tym samym celu, co on. Sami młodzi. Wszyscy mający około lub ponad dwadzieścia lat. Niemal tylko wysocy, szczupli, niektórzy wręcz wychudzeni, w okularach, z bujnymi, a w niektórych przypadkach nieco łysiejącymi już fryzurami, poubierani w skromne swetry, z płaszczami trzymanymi w dłoni. W drugiej dłoni każdy z nich trzymał książki czytane dla zabicia czasu. I Paweł miał książkę ze sobą. Książkę, którą chciał przeczytać przez całe pięć lat, i gdy tylko wyjął tę książkę, odezwał się stojący przed nim w kolejce wychudzony okularnik:

  • I jak myślisz, trafisz na jakąś ofertę?

  • Trudno powiedzieć – odpowiedział zdawkowo Paweł

  • Przepraszam, pozwolisz, że się przedstawię – rzekł okularnik – nazywam się Cyprian Kamil Baczyński i jestem filologiem klasycznym.

  • Paweł Kowalski– odpowiedział ściskając rękę Cypriana – ja jestem polonistą. To twój pierwszy raz w urzędzie pracy?

  • A gdzie tam! Bywam tu bardzo często. Uczęszczam na kursy przygotowawcze do nowego zawodu. Wkrótce zostanę betoniarzem! To jest praca do której powinienem był dążyć. Jest to praca par excellance doniosła i ważna dla rozwoju ludzkości, ach!

  • Aha – odpowiedział Paweł i żeby zmienić temat zapytał o książkę, którą Cyprian dzierżył w ręku.

     

  • Och, dostałem tę wyjątkową pozycję na szkoleniu. Jest to "Instrukcja obsługi betoniarki: wersja dla humanistów". Wyjątkowa pozycja! Trzynastozgłoskowiec! Jakiż rytm, jakie metafory, jakie przenośnie, przerzutnie, aliteracje, synekdochy! I ile tu cennych sentencyj! Jakbym obcował z dziełem Wergiliusza! Dantego! Platona! A niech ci będzie, polonisto – z samym Mickiewiczem! - rzekł w przypływie podniecenia Cyprian Kamil Baczyński, po czym zamilknął, aby złapać podburzony, przyspieszony oddech.

 

Paweł wziął na chwilę tę książkę od Cypriana i otworzył na pierwszej stronie. Ujrzał inwokację do betoniarki i z poczuciem kontemplacji zagłębił się w lekturze pierwszych wersów:



Czcigodna Betoniarko! Wspaniały bębenku!

Tyś motorem postępu, słodycz twego dźwięku,

kiedy mieszasz ze sobą składniki zaprawy,

jest dla mych zmysłów źródłem rozkoszy, zabawy...

Jest to cudem ogromnym, gdy tworzy się beton,

aby służyć przez lata mężczyznom, kobietom...



Paweł przeczytawszy te niewątpliwie kunsztownie utkane poetyckie frazy zwrócił książkę Cyprianowi i zaczął rozważać nad swoim losem. Czas tykał jak szalony, a kolejka wcale się nie zmniejszała. Wszystko stało w miejscu. W końcu ruszyło. Paweł podszedł do okienka niemal w podskokach. Wypełnił formularz. Poszedł do domu uśmiechnięty. Po miesiącu odezwał się telefon. Tak! To telefon z biura pracy! Mają ofertę! Mają ofertę! MAJĄ OFERTĘ! Paweł wyskoczył z domu jak najprędzej. Pobiegł do znajdującego się nieopodal urzędu, odczekał swoje, warto było czekać, po dwóch godzinach dostał się do okienka i z dumą jak uczniak trzymający świadectwo z czerwonym paskiem, rozkoszował się skierowaniem na rozmowę kwalifikacyjną do miejscowej korporacji. Otrzymał również wizytówkę firmy na której umieszczono napis: "Duże wynagrodzenie za twój czas i poświęcenie!"W przyszły piątek miał okazję zrobić wrażenie, zabłysnąć mądrością, wiedzą, poczuć się przydatnym trybikiem wielkiej korporacyjnej maszyny.



*



Nadszedł długo już wyczekiwany dzień. Paweł od rana był niesamowicie podniecony, endorfina, dopamina, adrenalina – wszystko to szalało w nim jak tornado. Wypił dwie kawy, godzinami ćwiczył przed lustrem autoprezentację, chcąc zrobić jak najlepsze wrażenie na prezesie firmy, w której bardzo chciałby pracować, zagrzać miejsce, zarobić pieniądze, odnieść sukces, zamknąć usta narzekającym rodzicom. O niczym więcej nie marzył. Wyszedł z domu. Pojechał autobusem na drugi koniec miasta. Wszedł do szklanego biurowca, wjechał windą na dziesiąte piętro. Po przyciśnięciu przycisku domofonu czekał aż zostanie wpuszczony. Rozległ się sygnał. Paweł wszedł do środka. Przywitała go sekretarka. Była to młoda, atrakcyjna blondynka, której niczego nie można było odmówić. Sylwetka modelki. Wysoka, o szczupłej budowie ciała, karnacja przyciemniona w solarium, złociste kolczyki dyndające u jej uszu. A właściwie u jednego ucha. Drugie ucho było owinięte bandażem. Paweł nie dociekał jakiemu wypadkowi musiała ulec ta przepiękna przecież sekretarka, ale w głębi serca bardzo jej współczuł, że taki niewielki szkopuł, taki niewielki feler szpeci tak piękną całość.



- Pan Kowalski? Prezes pana prosi – rzekła przyjemnym tonem pani sekretarka.



Gabinet prezesa. Przykład nuworyszowskiej megalomanii, na ścianach pełno tandetnych, ale mających robić wrażenie na ignorantach, obrazów, rzekomo stare mebelki, stoliczek z wodą mineralną i koszykiem cukierków dla gości. Najważniejszym meblem było oczywiście biurko prezesa. Prezes siedział wygodnie z nogami wyciągniętymi na blat biurka. Był to człowiek o słusznej posturze ciała; krótkie włosy zostały wygładzone brylantyną, ubrany był w elegancki garnitur; zdjęta marynarka wisiała na oparciu krzesła – prezes siedział w kamizelce pod którą nosił białą koszulę z rozpiętym guzikiem pod szyją oraz poluzowany krawat. W momencie wejścia Pawła do środka prezes rozkoszował się dymem z drewnianej fajki, a następnie rzucił ospałe spojrzenie na przerażonego Pawła i flegmatycznie odezwawszy się do niego nakazał mu spocząć na krześle przy stoliku i poczęstować się cukiereczkiem tudzież szklanką wody.



 

  • Dzień dobry szanownemu panu, słucham, pan w sprawie pracy?

  • Tak, tak, w sprawie pracy, urzędniczka z biura dała mi skierowa...

  • Tak myślałem, jakie pan ma k w a l i f i k a c j e?

  • Ukończyłem polonistykę z wyróżnieniem obroniwszy pracę o płciowej transgresji w poezji sakralnej wczesnego średniowiecza.

  • Bardzo interesujące... Mówi pan, iż jest polonistą? Kolejny polonista. Wie pan, że jest pan już dzisiaj dwudziestym? Pan sobie wyobrazi, że codziennie tylu przychodzi, no od czasu do czasu filozof się trafi czy historyk. Ale to dobrze, potrzeba świeżych i bystrych umysłów. Niech pan powie, czy jest żonaty?

  • Nie jestem żonaty. Małżeństwo to archaiczna, sklerykalizowana instytucja, której celem jest ustanowienie patriarchalnej hierarchizacji i podrzędności kobiety wobec mężczyzny, w której rola kobiet zostaje sprowadzona do charakteru posługaczki i niańki, a mężczyzny do roli jaskiniowca, który ma polować i przynosić strawę. Również posiadanie dzieci mnie nie interesuje. Chcę w swoim życiu postawić na karierę, rozwój osobisty. Obecnie też nie mam żadnej partnerki.

  • Czemu mnie to nie dziwi - powiedział prezes półszeptem – To nawet się dobrze składa, ponieważ praca, o którą pan się ubiega, jest bardzo absorbująca i wymaga dużo poświęcenia. Czy jest pan w stanie dużo nam poświęcić? Co jest pan w stanie zaoferować nam oprócz swojej wiedzy i umiejętności? Oferujemy w zamian korzystne warunki, dużo przywilejów socjalnych, urlop płatny na żądanie, częste i wysokie premie, godną pozazdroszczenia pensję.

  • Panie prezesie, przyznam szczerze, długo szukałem dobrej pracy, a tu nigdzie! Wszędzie prace fizyczne, a ja nawet torby z książkami nie mogę dotaszczyć z biblioteki. Bardzo mi zależy na tej pracy, ba, jestem w stanie nawet palec sobie za nią uciąć, ba, nawet i rękę, byle tę pracę otrzymać!

Na nieprzesadnie ekspresyjnej twarzy prezesa pojawił się cień zainteresowania, jego prawa powieka drgnęła i odrobinę podniosła się do góry, a na ustach zjawił się zarys czegoś, co można nazwać uśmiechem.

- Pańska propozycja jest niezwykle przekonywająca. Jeśli pan się zdecyduje, to proszę przyjść z obciętą ręką, a wówczas porozmawiamy o warunkach zawartych w umowie o pracę na czas nieokreślony, he he he.

Paweł pożegnał się z prezesem ściskając wyciągniętą przez niego prawicę i opuścił gabinet. Zmierzając do drzwi ukłonił się z szacunkiem sekretarce z bandażem na uchu oraz widzianemu po raz pierwszy pracownikowi biurowemu wystrojonemu w nieskazitelnie czystą koszulę. Pracownik biurowy wyglądał zupełnie zwyczajnie, gdyby nie czarna opaska na oku. Oboje byli bardzo uśmiechnięci, bardzo szczęśliwi, i zupełnie oddani i pochłonięci swoją pracą, którą niewątpliwie kochali szczerym, niezabandażowanym sercem.



*



Paweł przybiegł do domu podekscytowany. W garażu swojego ojca znalazł stary toporek, siekierkę używaną do rąbania drewna. Rodziców jeszcze nie było. W porywie emocji zbiegł z toporkiem do piwnicy. Zapalił świeczkę, ponieważ było ciemno, a elektryczność do piwnicy Kowalskich nie dotarła pomimo dawno już przeprowadzonej elektryfikacji całego domostwa. Paweł czuł lęk, czuł strach, ale mimo to wierzył, że cel uświęca środki, że jest to ofiara, którą warto ponieść w imię własnej przyszłości, kariery i startu, który jest dla młodego człowieka zawsze czymś najcięższym. Chwycił toporek. Uniósł go do góry, zamachnął się i... rozległ się krzyk.



*



Paweł włożył obciętą dłoń do słoika z formaliną. Zdezynfekowaną ranę owinął białym bandażem. Natychmiast wybrał się do biura, aby z dumą zaprezentować prezesowi, że jest gotowy zacząć i to od zaraz. Wszedł. Na drzwiach do biura ujrzał niepokojącą kartkę z napisem: "rekrutacja zakończona – dziękujemy wszystkim kandydatom". Coś jest nie tak. Przecież miał przyjść, przecież dał sobie rękę uciąć, ba, sam sobie rękę uciął, aby tę pracę dostać i co? Zamknięte?! Nie zważając na protesty sekretarki z impetem wpadł do biura prezesa, który siedział w tej samej pozycji co poprzednio, z nogami wyciągniętymi na biurku i palił tym razem cygaro.



 

  • Słucham pana, czego pan sobie życzy – zapytał uprzejmie prezes.

  • Co to znaczy, że rekrutacja zakończona? Przyszedłem zgodnie z umową, proszę bardzo, przyniosłem swoją rękę, tak jak się umawialiśmy.

  • Spokojnie, spokojnie, pan nie będzie taki nerwowy! Doceniamy poświęcenie, ale nie trzeba było aż tak z tym przesadzać. Ręka zawsze mogła się przecież panu przydać. Zawsze to dodatkowa ręka do pracy. Przecież nie prosiłem pana o rękę, od trzydziestu lat jestem szczęśliwie żonaty, he he he – złowieszczo powolny śmiech prezesa wywołał u Pawła gęsią skórkę – swoją rękę sam pan zaoferował.

  • Tak, właśnie, no przecież, sam zaofiarowałem, a pan przyjął, pan się zgodził!

  • Drogi panie, powiedziałem, że jeśli pan przyjdzie, to uzgodnimy warunki umowy, a nie, że podpiszemy umowę. Poza tym, co to za naród, nie zna się w ogóle na żartach. To był tylko żarcik, he he he, tylko żarcik, a tu jedna obcina sobie ucho, inny pracownik wyłupał sobie oko, jeszcze inna pracownica wybiła sobie wszystkie zęby. Inny dokonał samoobrzezania, a jeszcze inny pracownik pozbawił się męskości. Rozumiem, że naród zdesperowany, ale do tego stopnia?

  • Rozumiem, że pan znalazł kogoś na moje miejsce? - zapytał Paweł z rezygnacją.

  • Tak. To człowiek młody, przebojowy, energiczny, kreatywny, ze znajomością języków. Co prawda zna doskonale łacinę i grekę, ale zawsze to coś. Po całej serii polonistów, filozofów, historyków trafił się filolog klasyczny. Wreszcie ktoś mi poopowiadał o pamiętnikach Juliusza Cezara, o "Rozmyślaniach" Marka Aureliusza, o filozofii Epikura, o Wergiliuszu, o "Boskiej Komedii" Dantego, a nie o tych nieszczęsnych Gombrowiczach, Mrożkach, Miłoszach, Szymborskich, tych postmodernizmach, dekonstrukcjach. Mdło się od tego robiło! A ten człowiek był tak zdesperowany, że zaczął uczęszczać na kurs betoniarstwa.

     

    Prezes zadzwonił do sekretarki, aby ta zawezwała nowego pracownika.

  • Oto pan Cyprian Kamil Baczyński – nasz nowy pracownik. Opowiedział mi o swoich kursach betoniarstwa w taki sposób, że stwierdziłem, że taki talent nie może się zmarnować. Co za talent oratorski, erystyczny, biegłość w łacinie i grece, erudycja. Uważam, że ten człowiek jest wręcz stworzony do mozolnej, biurowej, siedzącej pracy. A jako, że praca jest siedząca, to obcięciu uległa lewa stopa i mały paluszek od lewej ręki. Ten paluszek już był zbędny, panie Cyprianie, nie musiał pan.

  • Wszystko dla dobra firmy, panie prezesie – odpowiedział pochlebczo Baczyński.

  • Stopa i tak nie będzie mu potrzebna. W tej pracy się przecież nie nachodzi. Pan nam nogi nie zaoferował!

  • Myślałem, że, że, rę, ręka starczy. Wie pan, panie prezesie, ja nie mam prawa jazdy, lubię spacerować, uprawiać jogging. Nogi są mi po, po, prostu potrzebne – odpowiedział Paweł jąkając się ze stresu.

  • Jak już mówiłem, w tej pracy, na tym stanowisku nachodzić się nie trzeba. To siedząca robota. Jedna noga wystarczy. A dłonie? Obie są potrzebne! Trzeba coś napisać na komputerze, ręcznie, tu odebrać telefon, tu napisać maila. Sam pan widzi! A jak potrzebne są oczy? Choć ostatnio pan Iwaniuk dostał podwyżkę, ponieważ z jednym okiem doskonale też daje sobie radę. Świetny pracownik. Jesteśmy tutaj jak jeden mocarny, kompletny organizm składający się z integralnych części. A panu Baczyńskiemu jak zależało. Oddał nogę i jeszcze gratis dorzucił mały palec. Nie mogłem przejść wobec tego obojętnie. Pan wybaczy, nie chcę być niegrzeczny, ale czas płynie, a czas to pieniądz. Mamy dużo pracy.

  • A co z moją ręką? – zapytał zdruzgotany Paweł.

  • Chce pan, żebym mu powiedział, ot tak, od ręki, co ma zrobić? Nie wiem. Sprzedaj pan na aukcji, oddaj transplantologom do przeszczepu, a może uda się to na nowo przyszyć? W każdym razie zapamiętaj młody człowieku – musisz się nauczyć brać wszystkie sprawy w swoje ręce.

 

Paweł wychodząc z gabinetu prezesa, powoli godził się z przemijającymi snami o wielkich pieniądzach i karierze. Zbliżając się do drzwi usłyszał głos prezesa, który wraz ze swoim nowym totumfackim, Cyprianem Kamilem Baczyńskim, podśpiewywał i pogwizdywał piosenkę znaną z serialu, który jako dziecko oglądał – "Daj mi nogę, daj mi nogę, daj mi nogę – ja ci nogi, ja ci nogi dać nie mogę, fiu fiu fiu".



 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Corpseone · dnia 24.05.2015 13:30 · Czytań: 693 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 5
Komentarze
Heisenberg dnia 24.05.2015 13:44 Ocena: Bardzo dobre
Wkradła się punktacja w dialogach, która nie jest wyświetlana. Trzeba by powstawiać zwykłe myślniki.
Miroslaw Sliwa dnia 24.05.2015 19:07 Ocena: Bardzo dobre
Ciekaw jestem, kiedy życie, czyli praktyka, doścignie taki właśnie sposób aplikacji do firmy jaki zaprezentowałeś w swojej grotesce?

Chciałoby się wierzyć, że nigdy, ale niestety prawa Murphy`ego działają i jak coś ma się spieprzyć, to się spieprzy. Czytałem Twój wcześniejszy felieton i jakoś ładnie mi się on komponuje z powyższym tekstem.

Prawdą jest, że dzisiaj nawet na posadę drwala, najchętniej przyjmowano by szczupłe, niebieskookie blondynki (zresztą jak tam szefowi odpowiada), z wyższym wykształceniem prawniczym i znajomością pięciu języków nowożytnych (angielski, niemiecki, francuski, rosyjski i chiński). Byłoby nieźle gdyby miała 25, co najwyżej, lat, w tym 15 praktyki w zawodzie.

Faceci maja znacznie gorzej, bo od nich wymaga się sprostytuowania mentalnego, a wbrew pozorom, to bardziej boli.

Boże, gdzie te czasy, kiedy to dobry fachowiec mógł być sobie milczkiem lub wesołkiem, śmiałym albo nieśmiałym, a szefowi chodziło tylko o to aby solidnie wykonywał swoją robotę.

Pamiętasz tę scenę z Człowieka z marmuru, w której przedwojenni murarze kpią z roboty Birkuta i jego brygady, bo oni wiedzą, że tak się nie buduje. Wiedzą, że taka chałupa musi runąć.

Bęcwały twierdzą, że aktualnie obowiązujący w naszym kraju ustrój gospodarczy, to kapitalizm, a ja twierdzę, że to tylko hybryda, spotworniała hybryda socjalizmu.
W tym systemie praca zawsze się znajdzie, ale tylko dla znajomych króliczka.

Dobrze, że pojawiają się takie głosy jak Twój, bo to zaświadcza, że ludzie domagają się normalności.

Dobry, napisany z pasją tekst. Tak trzymaj.

Pozdrawiam. :)

Mirek
Heisenberg dnia 25.05.2015 22:14 Ocena: Bardzo dobre
Jeszcze parę słów ode mnie, tym razem prawdziwy "komentarz". "Toporek" spodobał mi się, jest to lekko czytające się, zgrabne opko, przyprawione absurdem i humorem. Oczywiście temat nienowy i poruszany wielokrotnie, ale ciekawie ukazany i, przede wszystkim, na czasie. Wg. mnie, bardzo dobry tekst.
Klau dnia 02.06.2015 09:38 Ocena: Bardzo dobre
Ile prawdy w tym absurdzie :) Dobrze sie czyta, zabawne.
amsa dnia 07.06.2015 11:47
Corpseone - uwielbiam groteskę i czuję się usatysfakcjonowana powyższym tekstem. Bardzo ciekawy pomysł i nic mi to nie przeszkadza, że temat jest popularny, bo w końcu wszystko już było, a teraz chodzi o to, żeby przedstawić to w nowy sposób. Z uwag technicznych - pierwsza część wydaje się mniej udana stylistycznie od drugiej. Być może wpływ na taką ocenę ma bałagan interpunkcyjny, jednak szyk wyrazów jest dość specyficzny i przy takim pomyśle zdań trzeba bardzo pilnować detali:). Niemniej początek jest świetny:). Co do drugiej części nie mam uwag, a opis UP jest perełką:).
Całość oceniam jako kapitalną.

Pozdrawiam

B)

Cytat:
Zmę­czo­na noc kła­dła się spać, aby ustą­pić miej­sca wy­bu­dza­ją­cej się ju­trzen­ce, któ­rej za­trza­śnię­te i nie do końca wy­bu­dzo­ne ze snu po­wie­ki
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty