Akt boski
Dokładnie w pięć lat po śmierci żony Antoni zaniemówił. Jego milczenie odkryto jeszcze tego samego dnia i zarówno rodzina, jak i sąsiedzi zastanawiali się nad jego przyczyną.
Słowa starzeją się wraz z ludźmi, więc możliwe, że doszedł do wniosku, że powiedział już wszystko, co powinien, zatem postanowił nie odzywać się więcej, bo jeśli nawet to, co mógłby jeszcze powiedzieć miałoby sens to przecież tak naprawdę byłaby to tylko kopia wcześniejszego sensu, wobec tego po co się powtarzać? Nabrał więc ostatecznego przekonania, iż mowa jest srebrem, lecz powstrzymywanie się od niej jest ze wszech miar cenniejsze i postanowił zachować wszelkie, jakie mógł jeszcze wypowiedzieć, słowa w złotej skrzyni milczenia.
Całkiem możliwe, że tak właśnie było.
Mógł jednak do cna otępieć z nudy, biorąc pod uwagę, iż starców cieszy coraz mniej i mniej, aż w końcu przestają interesować się czymkolwiek i daremnie rozglądają się za czymś, czego jeszcze nie widzieli; równie dobrze zdziwaczeć z samotności, bo przecież starzejący się człowiek oddala się od innych bardziej i bardziej zmierzając ku ostatniej z walk, którą każdy stacza wyłącznie sam.
Owszem. To też całkiem prawdopodobne.
Nie wolno przecież lekceważyć ewentualności, iż wypalił się z rozpaczy, albowiem kobieta, która przez trzydzieści trzy lata była obok bezpowrotnie odeszła, a z każdym kolejnym dniem blakły wspomnienia o niej i w końcu w sercu biednego Antoniego pozostała już tylko szarość, która zalała je bez reszty i żadne słowa nie byłyby w stanie opisać bezmiaru tego szarego oceanu.
Hm…
Jakiekolwiek snuto domysły oczywistym dla wszystkich było, iż milczenie Antoniego ma ścisły związek ze śmiercią i starością, zaś fakt, że Antoni zaniemówił dokładnie pięć lat po śmierci swojej poślubionej przed Bogiem i ludźmi towarzyszki zdecydowanie ten związek podkreślał.
To musiał być los, przeznaczenie, znak, że wszystko w życiu ma swoje miejsce i cel.
Tego poranka Antoni otworzył oczy i leżał na wznak. Jego wzrok skierowany był w sufit lecz przed oczami, jak co dzień, przewijały się sceny z kończącego się życia. Jego umysł toczyły senne czerwie wspomnień, w uszach chrzęściły mu echa minionych zdarzeń i minęło trochę czasu zanim niechętnie powrócił do tu i teraz, chociaż… Właściwie tylko przypominający miarowo spadające krople wody dźwięk zegara na ścianie zaprzeczał temu jakoby Antoni był już martwy, podczas gdy on sam dławił się myślą, że świat znany mu kiedyś od dawna nie istnieje.
"Tu i teraz" - zastanawiał się Antoni. Nawet samo brzmienie tych słów kojarzyło mu się z czymś obcym, jakby urwanym strzępem całkowicie nieznanej mowy, jaką posługiwać się mogły tylko istoty żyjące gdzieś bardzo, bardzo daleko.
Dla niego "tu i teraz" znaczyło coś zupełnie innego, niż powiedzmy dla tego chłopca, którego zduszone szybą okrzyki słyszał właśnie na przemian z głuchym łoskotem odbijanej od muru futbolówki.
"Tu i teraz" czyli, na przykład, zdawkowe pozdrowienia sąsiadów ilekroć zdecydował się wyjść z mieszkania i odbyć krótki spacer wokół starej kamienicy, w której mieszkał. Przechadzał się ostrożnym, powolnym krokiem nie rozglądając się zbytnio, a kiedy ponownie stawał przed bramą zadzierał głowę i czule lustrował kamienicę od góry do dołu. Przeżył w niej ponad czterdzieści lat i od dawna wiedział, że pewnego dnia stanie się ona jego grobem. Oczywiście zdawał sobie sprawę, iż zostanie pochowany na cmentarzu, ale jeśli przez większość swojego życia starał się być niezależny dlaczego miałby utożsamiać się z jakimś miejscem, które ktoś inny dla niego wybrał? Dlatego czuł, że kiedy odejdzie jego dusza wtopi się na zawsze w szarą szorstkość kamienicy, będzie unosić się cieniem pośród innych minionych cieni w jej pociemniałych, mglistych korytarzach, pławić się w promieniach słońca przenikających przez okna na półpiętrach, wspinać się bezszelestnie po drzemiących sterczynach attyk na pokryty poniemiecką holenderką dach i z upartą, wszystkowiedzącą, starczą dumą spoglądać obojętnie na obce już życie przeistaczające się w dole w nieskończony ciąg form. Kamienica była miejscem do którego należał i tylko ona mogła stać się jego ciepłym, wiecznym grobem, w którym nawet po tym jak czas obróci wszystko w proch będzie spał przykryty pyłem zapomnienia.
Tak, to było jego "tu i teraz". Zamglone wspomnienia dawno minionych chwil połączone z oczekiwaniem na koniec.
Ta druga, obca rzeczywistość, pędząca gdzieś, gdzie jego stary wzrok nie sięgał już kąsała go niekiedy, na przykład w sklepie spożywczym, w którym robił zakupy. Czyjeś młode dłonie pakowały sprawnie i szybko towar do reklamowej torby, czyjeś młode oczy odliczały nieomylnie wartości banknotów i monet po czym zdawały się mówić do niego: "nie wiemy kim jesteś i nie będziemy cię pamiętać, kiedy stąd odejdziesz, bo jesteś już obcy temu światu, dlatego nie zwracamy na ciebie uwagi i nie będziemy pamiętać, że kiedykolwiek tutaj byłeś".
Zegar na ścianie nagląco zadźwięczał czystym, wibrującym tonem wybijając godzinę, Antoni westchnął cicho i zdał sobie sprawę, że przecież wciąż nie ma go "tu i teraz" lecz jego jaźń nadal błądzi za zwodniczymi światełkami refleksji i wyobrażeń, podczas gdy on wciąż jeszcze żyje i jego powinnością jest oddać życiu to, co mu należne – świadomość mijających dni. Westchnął jeszcze raz, tym razem głębiej, powoli podniósł się z łóżka lecz nie ubrał się i w samej tylko pidżamie podszedł do okna. Tłukący się ze swą piłką dzieciak pobiegł gdzieś zapewne, ponieważ zza szyby nie dobiegał już żaden dźwięk. Antoni obejrzał się za siebie, jakby przestraszony, że ktoś stoi za nim i może zechcieć powstrzymać go przed tym, co zamierza zrobić, następnie uchylił lekko okno, tak iż powstała niewielka szpara, przez którą wpadało świeże powietrze, dalej wystawił pomarszczoną starczą dłoń pod dobywający się ze szpary strumień i zamknął oczy rozkoszując się szczypiącym lekko skórę mroźnym, wczesnojesiennym porankiem. Poruszył kilkakrotnie palcami. Otworzył oczy i ujrzał światło dostające się przez uchyłek do środka sypialni. Wtedy, nagle zdumiony, pomyślał, że jest świadkiem czegoś absolutnego. Przez chwilę trwał w zachwycie każdym nerwem chłonąć jasność, chłód i ciszę. Było tak jakby u kresu jego dni Bóg odsłonił przed nim zapomnianą wizję raju, jakby to On sam spoglądał w te stare, jasne oczy z całym niezmiennym spokojem i nieskończonością przestrzeni boskiej duszy. Po chwili Antoniemu przyszło do głowy, że jeżeli odezwie się, nawet szeptem, usiłując choćby tylko podziękować za ten boski akt cała ta cudowność na zawsze zniknie i odejdzie ze świata dźwigając wór pełen popiołu po zgasłych latach.
Oniemiał z zachwytu i czując ciepłą wilgoć łez na zapadłych policzkach z dziecięcą gorliwością przyjął wieczne milczenie.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt