Sekretna Historia. Wyspa Kamiennych Pieniędzy cz. 8 - Krystiansuper25
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Sekretna Historia. Wyspa Kamiennych Pieniędzy cz. 8
A A A
Od autora: Wszelkie uwagi mile widziane, chcę tą pracę oddać na konkurs literacki, więc proszę o najmniejsze wytknięcie błędów.

POZDRAWIAM
Wasz Autor

Rozdział VIII

Dosłownie mecz na śmierć i życie

 

          Stadion miejski w Eldurii to jeden z najokazalszych obiektów w całej galaktyce Ixyghana. Wielu młodych, zapalonych sportowców z całego Wszechświata przylatuje tu, by wznieść się na wyżyny swoich możliwości.

           W całości pokryty jest twardym jak skała szkłem. Wokół naustawiane jest pełno reflektorów tak, że kiedy patrzy się na niego z daleko widać różnobarwne kolorowe paski ukazujące się na szklanej powierzchni.

            Oprócz tego stadion ten jest wyposażony w skrzydła, które, kiedy w jednej części Eldurii panuje brzydka pogoda, na przykład pada deszcz, to wówczas można przelecieć w inne bardziej suche miejsce.

             Obiekt przeznaczony był głównie do rozstrzygania zawodów w popularną elduriańską grę zwaną Herosi. Władcy potworów. Reguły tej gry były bardzo proste. Armia potworów na czele z zawodnikiem musiała pokonać wszelkimi różnymi sposobami przeciwną armię. Jednak potwory w tej grze były bardzo kapryśne… nie słuchały byle kogo, a jedynie wybranych.

 

***

       Tętent zbliżających się zwierząt był co raz głośniejszy. Zaprzęg ciągnięty przez cztery białe jednorożce gnał nie zatrzymując się nigdzie. Od czasu do czasu dało się jedynie usłyszeć odgłos lejców, jakimi karcono te biedne zwierzęta, za zbyt wolną jazdę.

        Na dużym złotym rydwanie stało dwóch mężczyzn. Jeden z długą czarną brodą, powiewającą na wietrze, czarnymi, wywiniętymi do górny rzęsami i dziwnymi lekko pokręconymi również czarnymi włosami szturchał lekko tego drugiego – niskiego krępego krasnoludka z dziwną czapką na siwych, splecionych w dwa warkocze długich, aż po kolana włosach. Dawał mu znak by jechali szybciej.

         – Mój Panie, czy będziesz brał udział w zawodach? Czy mam przygotować specjalny strój i Pas Legendarnego?

         – Wstrzymaj się na razie! – powiedział ochryple. – Póki nie dowiem się, czy rzeczywiście Susan Fahren jest w mieście i czy próbuje wypełnić pierwszą część przepowiedni nie będę się ujawniał.

         – Ale… - urwał krasnolud. – Wiesz przecież Panie, że jeżeli spróbujesz się do niej zbliżyć, duch Kaldehys ci na to nie pozwoli. Jak chcesz dokonać niemożliwego?

         – Niemożliwego?! Dla Władcy Zła nie ma rzeczy niemożliwych. A Kaldehys boi się tylko jednego…

         – Chyba nie chcesz… mój Panie… przecież to niebezpieczne…

         – I oto chodzi, mój wierny Fagocie, i oto chodzi… Zatrzymaj się.

         Fagot pociągnął mocno za lejce i jednorożce zatrzymały się. Kachorra zsiadł z rydwanu, podwinął pelerynę i udał się w stronę drewnianych wrót prowadzących na drugą stronę Eldurii. Wypowiedział hasło i już po chwili razem ze swoim sługusem mknął w stronę zachodzącego słońca.

 

***

          Krystian i Susan siedzieli w pierwszym rzędzie. Jako, że zawody były widowiskiem otwartym, toteż każdy mógł przyjść i usiąść gdzie tylko chciał. Nie było osoby w Eldurii, która nie chciała by móc dotknąć przyzywanych przez uczestników potworów.

           Jak na imprezach tego typu bywa przy wejściu każdy mógł nabyć kolorowy kamienny żeton z wygrawerowaną cyfrą. Na początku, jeszcze przed rozpoczęciem właściwego konkursu odbywała się loteria.

           – Wiesz, przychodzę tu co roku, a jeszcze nigdy nie udało mi się wygrać głównej nagrody. – narzekała Susan. – Wiesz, co nią jest, prawda?

           Krystian lekko zakłopotał się. Próbował coś z siebie wydusić, jakieś jedno maleńkie słówko, by tylko nie wydało się, że nie wiem. Lepiej strzelić gafę i się pomylić, niż czegoś nie wiedzieć.  

           – A tak, przepraszam zapomniałam… ty nie jesteś stąd, więc jak możesz wiedzieć – uśmiechnęła się pokazując zęby i nagle wstała.

           Głos z wielkiego głośnika stojącego przy arenie, właśnie wybrzmiał jej imię.

           Susan Fahren jest natychmiast proszona o odbiór nagrody. Prosimy udać się na zaplecze stadionu, by tam uregulować wszystkie należności o odebrać nagrodę.

           Dziewczyna wciąż stała, nie mogąc uwierzyć w to, co się przed chwilą stało. Pierwszy raz w życiu coś wygrała. Pierwszy raz w życiu jej imię zostało wygłoszone przy tak licznie zgromadzonym tłumie. Czuła się szczęśliwa i dumna, że potrafi walczyć o swoje. Przychodzenie tutaj co roku się opłaciło. Teraz już wiedziała, że szczęście jej nie opuści.

            Ucieszona pobiegła czym prędzej na tyły stadionu zostawiając Krystiana samego, z dwoma kubkami coli i popcornem.

            Zawody właśnie się rozpoczynały.

           

***

             Naprzeciwko siebie stało dwóch na pół nagich mężczyzn. W jednej ręce świeciły im jakieś dziwne białe kule, a w drugiej niebiesko biała tarcza połyskiwała w promieniach zachodzącego słońca. Na dworze ściemniało się, dlatego czas był, aby rozpoczęła się walka. Noc bowiem to najlepsza pora, by przebudziły się potwory z najczarniejszych i najgłębszych czeluści piekieł.

              Reguły zawodów przedstawiają się następująco! – wykrzyknął sędzia. – Każdy z uczestników może używać dowolnej ilości magicznych kul energii, które po trzech sekundach od użycia regenerują się w waszej prawej ręce. Służą one do tego, by osłabiać przeciwnika i udaremniać mu wezwanie potworów. Od czasu do czasu po zgromadzeniu większej ilości energii w swojej tarczy, poprzez odbijanie kul przeciwnika wytworzy się ognista kula. Możecie ją rzucić raz, a wasz przeciwnik nie może jej odbić. Jedynie uciec lub uchylić się. Nic po za tym. Tarcz używacie trzy razy, pasa tylko raz.

              Jakiego pasa? – zastanowił się Krystian. Nie widział u pół nagich zawodników przepasanych jedynie lekko powiewającą szatą żadnego paska. Po za ty, czy na tej planecie wiedzą o czymś takim?

              A teraz czas wybrać pole, na którym odbędą się dzisiejsze zawody. – kontynuował sędzia. Podszedł do drewnianej wajchy przymocowanej do królewskiej loży, pociągnął ją i wtem oczom wszystkich widzów ukazał się wspaniały widok. Roztaczająca się wkoło plama zaczęła przybierać kształty… - A więc Wichajster Przeznaczenia wybrał. Dzisiejsza część eliminacji odbędzie się w szkolnej klasie, prosto z elduriańskiej szkoły. Zawodnicy! Pamiętajcie… wasze właściwe narzędzia bitwy są ukryte gdzieś tu w tym miejscu. Musicie umieć je tylko znaleźć. Arena Wolna!

               Arena, której ze zdziwieniem przyglądał się Krystian do złudzenia przypominała jego jedną ze szkolnych sal. Miała wszystko takie samo, te same obrazy, w tych samych miejscach, ławki poobdzierane i popisane, a nawet ten stary szkielet stojący na wprost tablicy, którego wszyscy nie wiadomo, dlaczego przezywali Zenek, i gdy tylko wchodzili do klasy, przed rozpoczęciem lekcji podawali mu na powitanie rękę. Może było to spowodowane tym, że od czasu kiedy rozpoczęli naukę w tej sali wszystko się im jakoś udawało? Może dlatego, że Zenek przynosił im szczęście?

                 Pierwszy zaatakował Czarnooki Johny. Rzucił swoją kulę energii w Małego Freda. Ten padł jak długi. Johny zaczął biec, a jego przeciwnik starał się jak najszybciej pozbierać po bólu jakiego przed chwilką doznał. Zaparł się mocno obiema rękami, wstał i natychmiast zasłonił się tarczą przed nadlatującą z naprzeciwka kolejną falą energii.

                 Fred zaczął uciekać, raz po raz uskakując przed kolejnymi atakami usilnie blokującymi mu możliwość kontratakowania. W końcu pobiegł za biurko stojące przy tablicy i tam się ukrył, choć nie na długo, bo kolejna kula uderzyła w nie i drewniany nauczycielski stolik rozpadł się w pył.

                 Johny podskoczył i cisnął w swojego przeciwnika kolejną wytworzoną materią. Jednak Fredowi znów udało się ominąć cios. Skrył się za Zenkiem, wyciągnął rękę, i wyrzuciwszy swoją pierwszą magiczną kulę odskoczył na bok, tak jakby bał się rykoszetu.

Obydwie rzucone kule spotkały się na środku sali. Błyskały, mieniły się różnymi kolorami. Ocierały się o siebie. Jedna starała się przepchnąć drugą. W końcu rozległ się huk i obydwie materie eksplodowały, a zbliżających się do nich zawodników odrzuciły na krańce areny.

                 Ludzie na widowni szaleli. Rzucali popcornem, krzyczeli, wstawali i odgrywali jakiś tajemniczo śmieszny taniec, który w oczach Krystiana nie przypominał nic dotychczas mu znanego. Nazwał je wymownie – wygibasy na drewnianych ławeczkach.

                  Tłum szalał dalej, a na arenie wciąż toczyła się walka. Tym razem jednak już dało dostrzec się pierwsze potwory, przyzwane poprzez super moc. Ten rodzaj ataku polegał na tym, że cała zgromadzona energia i poświęcenie wszystkich swoich tarcz i innych unikalnych kombinacji kontrujących, przemieniała się w jedną – skoncentrowaną energię wydobywającą się z człowieka po wypowiedzeniu magicznych słów Rytuału Przywrócenia (tak nazywał się ten rodzaj super mocy). Nad głowami jednego z zawodników pojawiał się potwór, którego wybierało się na samym początku rozgrywki jako swój herb, takiego Anioła Stróża. Nie miał on jakiś specjalnych umiejętności, miał być tylko wizytówką, za to przyzywający łącząc się z nim uzyskiwali je i mogli wykorzystywać przez dłużej nieokreślony czas.

                   Fred widząc jak Johny używa jednego z bojowych ataków zląkł się. Pod nosem wykrzyczał kilka współczesnych przekleństw, nieznanych dotąd nikomu z Eldurii. Jedną ręką pobierał się podłoża, a drugą ściskał jakiś przedmiot wzięty ze zniszczonego biurka. Miał nadzieję, że ten go uratuje. Bowiem od tego zwycięstwa zależało jego życie, a raczej wolność. Bo oto ten, który przegra już do końca życia będzie musiał służyć temu, kto najwięcej wygra obstawiając zakłady. Zawodników traktowano po prostu jako należną wypłatę.

                   Czarnooki użył właśnie kolejnego ataku. Tym razem postawił na to, że swojego przeciwnika dobije Smoczym Ogniem. Jako, że jego sprzymierzeńcem był Czerwony Smok to miał dostęp do wielu takich ataków. Każdy potwór miał jednak swój jeden nieskazitelnie trudny do wykonania, kosztujący bardzo wiele, ale i dający zwycięstwo atak, który mógł być zastosowany tylko w jednym momencie po przyzwaniu Legendarnego.

                    Mały Fred rzucił się do ucieczki. Zmierzający w jego stronę płomień uświadomił mu, że jest w poważnych tarapatach i z tym ekwipunkiem – zwykłymi kulami ognia i energii i ich prowizorycznymi bombardowaniami niewiele zdziała. Musiał mieć coś silniejszego. Ukryty gdzieś tu w tym klasowym pomieszczeniu Czarny Pas Legendarnego. Służył on do wyzywania najsilniejszych starożytnych potworów posiadających tak wielką moc, że gdyby żyły dzisiaj to zmiotły by Eldurię i kilka sąsiadujących planet z powierzchni Wszechświata. Legenda głosiła, że owe stwory żyły naprawdę, a ich duszę po śmierci w specjalnych pasach zamknął nieznany nikomu czarownik. Miały one jednak służyć swą pomocą w przypadku krwawych wojen z innymi ludami kosmosu, a nie być wykorzystywane do tego, by sprawiać rozrywkę ludziom.

                    Pobiegł do stojącej w rogu areny małej szafki przeznaczonej na rzeczy uczniowskie. Zaczął je szybko energicznymi ruchami przeszukiwać. Wyrzucał piórniki, plecaki, książki… a pasa jak nie było tak nie ma.

                        Płomień był już coraz bliżej.

                   Wtem coś przykuło uwagę załamującego ręce Freda. Na globusie przedstawiającym Eldurię, a dokładnie na jej osi wisiało coś czarnego i prostokątnego. Czym prędzej podbiegł do tego przeskakując raz po raz porozrzucane wkoło, zniszczone przedmioty. Chwycił to i w tym momencie Smoczy Ogień przykrył jego ciało, a Johny ze sprośnym uśmiechem wpatrywał się w płonącego przeciwnika.

                    Po chwili jednak ogień rozproszył się na wszystkie strony tworząc przepięknie wyglądający obraz przypominający płatki kwiatów. Mały Fred stał po środku areny, a jego ciało odbijało wszystko, co napotkało na swej drodze.

                                                           

***

                    Susan stała jak wryta w przedsionku stadionu. Wokół niej czas się zatrzymał. Przed oczami miała tylko jeden widok.

                    Witaj córeczko. Cóż za spotkanie nie sądzisz ? – powiedział nieco z przekąsem ochrypły, męski głos. Wyciągną przed siebie rękę i oczom dziewczyny ukazał się po raz kolejny Czarny Pas Legendarnego.

                    A więc tak chcesz to rozegrać? – wygrażała się pięścią.

                    A gdzie słowo „tatusiu”? – zapytał sługus śmiejąc się w niebo głosy. Lecz wraz ze spotkaniem się z gniewnym wzorkiem swego pana natychmiast zaprzestał dziecinnej zabawy.

                    Wiesz, co to jest Susan, prawda?

                    Dziewczyna mimo wolnie kiwnęła głową. Przedmiot, który Kachorra trzymał w ręce posłużył niegdyś do zabicia jej matki.

                    Kiedyś dawno temu, kiedy Elduria nie była jeszcze podzielona na dwa obozy, gdy nie znano jeszcze nowoczesnej techniki, planetą rządzili najsprawiedliwsi władcy, jacy kiedykolwiek byli we Wszechświecie. W żadnym skrawku kosmosu nie żyło się tak dobrze, jak w miejscu rządzonym przez Kachorrę i Vironę. Ludziom niczego nie brakowało, a całe królestwo obfitowało w bogactwa starożytnych elduriandczyków. Wszyscy żyli w zgodzie z naturą. Nie było dzikich stworzeń, ani walk wykorzystujących je przeciwko sobie. Nikt nie myślał o tym, by napadać i grabić. W Galaktyce Ixyghana żyło się jak w drugim raju.

                     Lecz pewnego dnia, czarownik imieniem Murador skuszony przez tajemnicze moce zdobyciem całej wiedzy magicznej zatruł wino swojego króla. Od tego czasu Kachorra żył w ciągłym lęku i strachu. Obawiał się, że ktoś próbuje pozbawić go tronu, dlatego postanowił zabijać swoich podwładnych, bo to w nich widział potencjalnych wrogów. To wszystko spowodowało rosnącą niechęć ludu do rodziny królewskiej, bunty a nawet kilka wojen między władzą a poddanymi.

                      Virona postanowiła pewnego dnia z jednym ze swoich sprzymierzeńców, któremu ufała ponad wszystko uśpić męża i potajemnie wynieść go z królestwa. Miało to spowodować ostudzenie emocji wśród ludu, który dowiedział by się, z plotki roznoszonej przez możnych panów z dworu monarszego, że ów władca został przewieziony do medyka w celu uzdrowienia go.

                       Jednak plan nie wypalił. Trucizna była tak skonstruowana, że wraz z jej podaniem, żaden człowiek już nigdy nie mógł usnąć. A gdy jakimś cudem się to zdarzyło umierał.

                       Kachorra przejrzawszy spiskowy zamiar swojej współmałżonki wtrącił ją do lochu na wiele długich lat. Pewnego upalnego dnia ni stąd ni zowąd postanowił ją zabić. Chwycił Czarny Pas, przyszedł do jej celi i wzywając najmocniejszego ze wszystkich smoka pozbawił ją życia. A to wszystko widziało nie dawno urodzone dziecko, któremu matak przed śmiercią nadała imię Susan. Od tego czasu władca Eldurii opowiedział się po ciemnej stronie mocy.

                          Czego tu chcesz?! – krzyknęła. – Czemu musisz mieć wciąż nękać? Nie wystarczy ci, że zamordowałeś najbliższą mi osobę? Myślisz, że jak była mała to tego nie widziałam albo nie pamiętam, co? Mylisz się, ojczulku. Pamiętam wszystko dokładnie, nie zapomnę nigdy, a moja zemsta wkrótce się wypełni.

                           Kachorra zaśmiał się. Przełożył Pas do drugiej ręki i szybkim krokiem pomaszerował w stronę rozwścieczonej dziewczyny. Nie spuszczając z niej wzroku mruczał coś pod nosem. Kiedy zbliżył się na tyle, by Susan poczuła jego oddech na swojej szyi zaczął nucić głośniej znaną im obu ulubioną piosenkę ich matki.

                            – Przestań! Jak możesz?! – odepchnęła go i przykryła dłońmi zapłakaną twarz.

                            Na Kachorze scena płaczu nie zrobiła żadnego wrażenia. Wręcz przeciwnie, wywołała w nim jeszcze większą złość, chwilami przechodzącą w nienawiść. Znów zbliżył się do swojej córki, zdjął jej ręce z policzków, otarł łzę i wysuwanymi spod rękawa szponami rozdarł koszulę. Dziewczyna chciała się odsunąć, uciec, lecz nie mogła. Ojciec trzymał ją tak mocno, że nie mogła wykonać najmniejszego ruchu. Bezwładnie oddała swoje ciało pod panowanie zła.

 

***

                              Czarnooki Johny leżał na arenie wycieńczony walką. Klasowe pole znikło, tłum szalał, a sędzia nieubłaganie odliczał czas. Wiedział, że się nie podniesie przytłoczony ostatnim ciosem przyzwanego przed momentem Legendarnego Czarnego Rycerza. Przegrał pojedynek i teraz będzie musiał oddać się na największą katorgę swego życia. Stanie się niewolnikiem przez własną głupotę.

                              Zwycięzcom pojedynku zostaje Mały Fred. Arbiter podniósł lewą rękę mistrza do góry, a on sam całkiem zdyszany wydobył z siebie krótki, acz porażający fanki uśmiech.                                  

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Krystiansuper25 · dnia 23.07.2015 03:31 · Czytań: 502 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
Bernierdh dnia 23.07.2015 09:17
Kachorra powrócił! :)
Przyznam, że byłem trochę zaskoczony. Sądziłem, że Elduria to taka klasyczna kraina fantasy, a tu nagle cola, popcorn, nowoczesne sale szkolne... No, ale powiedzmy, że dalsze wytłumaczenie mnie przekonuje.
Nie jest to moim zdaniem najlepsza część, ale nie jest też najgorsza. Fajnie, że podzieliłeś fabułę na kilka wątków, choć liczę, że dowiem się, co działo się z Krystianem przed meczem, a po pojawieniu się w Eldurii. Podobały mi się też skoki narracji między rozgrywką i tym, co działo się z Susan.
Nie jestem najlepszy w wyszukiwaniu błędów, ale mogę wymienić te, które szczególnie rzuciły mi się w oczy (plus kilka wątpliwości).
1.
Cytat:
Oprócz tego stadion ten jest wyposażony w skrzydła, które, kiedy w jednej części Eldurii panuje brzydka pogoda, na przykład pada deszcz, to wówczas można przelecieć w inne bardziej suche miejsce.

Coś ci się ewidentnie poplątało w tym zdaniu. Może "które pozwalały przelecieć", albo po prostu rozbij zdanie na dwa? A tak przy okazji, to mieszasz czas przeszły z teraźniejszym (patrz: czwarty akapit).
2. Decyzja należy do ciebie, ale moim zdaniem samo "Władcy Potworów" brzmiało by już chyba lepiej jako nazwa gry.
3. Tętent zwierząt - wolałbym tętent kopyt.
4.
Cytat:
Po za ty, czy na tej planecie wiedzą o czymś takim?

Skoro wiedzą o istnieniu coli i popcornu, to dlaczego mieliby nie znać pasów?
I naturalnie "poza tym". Masz trochę literówek.
Chciałbym w tym miejscu wspomnieć, że pomysł na ich grę jest całkiem w porządku, z tym przywoływaniem potworów i ostrzeliwaniem kulami energii. Ze scenami akcji też radzisz sobie nienajgorzej. Są zupełnie czytelne, dynamiczne i nie pogrążają się w zbytnim chaosie. Plusik.
5. Wygibasy na drewnianych ławeczkach ftw.
6.
Cytat:
dało dostrzec się

Dało się dostrzec.
7.
Cytat:
Johny ze sprośnym uśmiechem wpatrywał się w płonącego przeciwnika.

Sprośnym? Jesteś pewien, że to słowo tu pasuje?
BTW, zakończyłeś rozdział w bardzo fajnym momencie.
Pozdro i do zobaczenia.
Krystiansuper25 dnia 23.07.2015 21:46
Dziękuje Bernierdh za obecność i komentarz. Nie wiem, czy wiesz, ale w poprzednich częsciach zostało opisane, co działo się z Krystianem po przybyciu do Eldurii. Jest również Marta i Jakub.
Zauważyłem to mieszanie czasów. W 3. akapicie jest "jest", a w 4. "był". Poprawię to. Chciałbym ten tekst wystawić w pewnym konkursie, choć może napiszę, coś innego... a Wyspę zostawię na "Czwartą Stronę Fantastyki", o ile wiadomo, o co mi chodzi.
Zdradzę tylko, że w kolejnej części dojdzie do walki. Między kim, a kim nie po wiem. Po za tym Marta odkryje w sobie prawdziwą moc. A Krystian cóż, będzie z tym musiał jeszcze poczekać.
I być może (co nie jest pewne), ale pojawi się w kolejnym rozdziale użytkownik tego portalu (jego nick). Proszę osoby, które mają na ten temat wiedzę, o nie zdradzanie kim o jest. Bernierdh, czy domyśliłeś się kim jest Czarnooki Johny i Mały Fred?

POZDRAWIAM
Wasz Eldurianin
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty