Ulice Nocy - rafiglafi
Proza » Przygodowe » Ulice Nocy
A A A

Ulice Nocy

 

     Migocząca świetlówka zalewała wnętrze baru zimną, mleczną poświatą, która mieszając się z żółtym światłem ulicznych latarni, dawała dziwne migoczące przebłyski. Za kontuarem krzątała się starszawa kobieta, ubrana w wielokolorowy, kwiecisty fartuch i zielone drewniaki. Ich ciągły stukot mieszał się nieznośnie z warkotem przejeżdżających samochodów, przyprawiając Oliwię o lekki, lecz niezwykle irytujący ból głowy. Nastoletnia dziewczyna o ślicznych, gęstych blond włosach, mocniej docisnęła słuchawki do uszu, w nadziei że cokolwiek to pomoże. Niestety Opony trące o mokrą nawierzchnię jezdni, stukot drewniaków i przenikliwe szczękanie sztućców wciąż dawały się słyszeć w tle piątej symfonii Beethovena. Spróbowała skoncentrować się na kartce papieru, która bezceremonialnie leżała na stoliku przed nią, ziejąc złowrogo wypisanymi blokami liczb i cyfr, które na pierwszy rzut oka nie miały żadnego sensu. Poza nią w barze nie było nikogo. Raz tylko około godziny dwudziestej drugiej przewinął się jakiś zbłąkany podróżny, żeby zapytać o drogę i przy okazji napić się herbaty. Nie biorąc tego maleńkiego zdarzenia pod uwagę, stoliki pozostawały puste odkąd około dwudziestej trzydzieści wyszedł ostatni klient. Oliwia bacznie odprowadziła go wzrokiem, zapisując w pamięci każdy jego ruch, z taką dokładnością, że po tygodniu potrafiłaby powtórzyć dosłownie wszystko co zrobił obserwowany mężczyzna. Którą ręką przetarł spocone czoło, którą nogą zrobił pierwszy krok wchodząc do baru, a nawet którą dłoń położył na kontuarze zamawiając swoje piwo. Nie wiedziała dlaczego tak się dzieje i chociaż czasami okazywało się to przydatne, to wolałaby posiadać jakiś inny dar. Wyciągnęła z kieszeni walkmana i zmieniła piosenkę, przy okazji zwiększając głośność. Zgodnie z jej przypuszczeniami - nic to nie pomogło.

     Kończyła właśnie zapisywać ostatni słupek liczbowy, kiedy do stolika podeszła kobiecina w zielonych drewniakach.

     - Przepraszam cię bardzo kochanieńka, ale muszę już zamykać... - powiedziała staruszka miękkim, przepraszającym tonem. Oliwia szybkim ruchem ściągnęła z uszu słuchawki i wrzuciła je do torby.

     - Oczywiście, już sobie idę. Przepraszam, że tak długo siedziałam.

Kobieta uśmiechnęła się życzliwie, po czym wróciła za kontuar, żeby wyłączyć światła. Dziewczyna spakowała do torby swoje kartki z liczbami oraz długopis i udała się do wyjścia.

     Na zewnątrz panował przyjemny chłodek, który orzeźwiał umysł i pobudzał zmysły. Oliwia ruszyła żwawym krokiem w prawo, w kierunku Placu Wilsona, chcąc jak najszybciej dotrzeć do kolejnej czynnej kawiarni lub baru. Od biedy mogła być też restauracja, byle nie zbyt ekskluzywna. W drogich restauracjach ludzie za szybko i za często zaczynają zadawać pytania. Niewygodne pytania. Idąc ulicą zastanawiała się, czy te latarnie zawsze będą palić się na zmianę. Tego wieczoru świeci trzecia od lewej, jutro czwarta od prawej. Nigdy wszystkie naraz. Efektem tego był wieczny mrok, ogarniający chodnik. Co nieco pomagały rozproszyć go także rozświetlone okna pobliskich domów, lecz i tak dziury ziejące w kostkach brukowych stanowiły niebezpieczną pułapkę.                 Była poirytowana. Rafał jak zawsze się spóźniał, a później będzie marudził, że zmieniła miejsce nic mu o tym nie mówiąc. Przyspieszyła kroku. Będzie musiała znaleźć jakąś knajpę blisko tego baru mlecznego, z którego wyszła. Po chwili ujrzała przygasłe światła Placu Wilsona i wpadła na genialny pomysł. A. Blikle. Nie było siły, żeby przegapił ten lokal. Kiedyś to właśnie tam się umawiali, jedli ciastka, pili czekoladę...

     W “Bliklu”, pomimo późnej pory, wciąż siedziało sporo ludzi, jednak Oliwia bez większego trudu znalazła stolik bardzo blisko wejścia, tak żeby Rafał od razu kiedy wejdzie mógł ją zauważyć. Usiadła i wydobyła z torby kartki z liczbami. Młoda kelnerka, o gęstych rudych włosach podeszła i podała jej kartę, równocześnie obdarzając służbowym uśmiechem. Dziewczyna podziękowała jej, ciesząc się bardziej z tego, że kobieta miała na sobie miękkie, bezszelestne pantofelki, a nie ciężkie hurgoczące drewniaki. Poza przyciszonymi szeptami klientów kawiarenki, jedynym dźwiękiem, jaki się słyszało, była lekka jazzowa muzyczka, płynąca z głośników za kontuarem baru. Powietrze wypełniał przyjemny zapach dobrej kawy i drogiego tytoniu, a co jakiś czas dawało się wyczuć delikatną woń imbiru.  Oliwia zaciągnęła się z rozkoszą, przepełniając płuca senną wonią. Lubiła zapachy. Otworzyła menu, przejrzała je pobieżnie i wybrała jedną z dziesiątek różnych kaw, po czym zatrzasnęła kartę, sygnalizując kelnerce gotowość do zamawiania. Kobieta podeszła z niezmiennym uśmiechem i przyjęła życzenie Oliwii. Schowała notes i już chciała odejść, kiedy dziewczyna zawołała:

     - Przepraszam!

Kelnerka zawróciła w miejscu i rozszerzyła plastikowy uśmiech, piorunując Oliwię zaczerwienionymi oczami.

     - Tak? - zapytała z nadmiernie profesjonalną uprzejmością.

     - Chciałabym tylko wiedzieć o której godzinie zamykacie?

     - Około dwudziestej czwartej trzydzieści - odpowiedziała kelnerka, po czym bez słowa, a nawet służbowego uśmiechu odeszła. Oliwia spojrzała na zegarek. Wskazówki układały się w godzinę dwudziestą trzecią czterdzieści osiem. Kurczę... - pomyślała. Jeżeli Rafał szybko się nie pojawi, ona znowu wyląduje na ulicy. Zimnej ulicy.                                                                                                Wzięła głęboki oddech i odchyliła się w krześle. Spojrzała zmęczonym wzrokiem na równiutkie bloki liczb, ułożone w szeregi. Było późno i cyferki mieszały jej się przed oczami, tworząc przeróżne, czasem naprawdę dziwaczne twory. Kelnerka przyniosła parującą kawę z pokaźnym wirem bitej śmietany na wierzchu. Słodziutkiej bitej śmietany. Oliwia niecierpliwie chwyciła łyżeczkę, nie mogąc się doczekać rozpływającej się w ustach rozkoszy. Włożyła sztuciec z pienistą górką do ust i przez długą chwilę delektowała się pełnią smaku. Następnie uniosła filiżankę i pociągnęła łyk gorącej, czekoladowo-imbirowej kawy. Aromatyczne ciepło rozeszło się po jej ciele, prześlizgując się rozkosznie przez gardło i wpadając parnie do żołądka. Odstawiła filiżankę i oblizała wargi, po czym ponownie pochyliła się nad swoimi notatkami.

     Z zamyślenia wyrwał ją złocisty dźwięk dzwoneczka zawieszonego nad drzwiami kawiarni. Podniosła wzrok. Do lokalu wszedł wysoki, krępy mężczyzna ubrany w ciemny, gruby płaszcz i przedziwny okrągły kapelusz z niecodziennie szerokim rondem, przypominający nieco meksykańskie sombrero, jednak coś jakby pomniejszone. Oliwia odłożyła długopis na stół i ponownie odchyliła się w krześle. Na jej twarzy pojawił się wyraz głębokiej zadumy. Patrzyła z nieukrywaną fascynacją na mężczyznę i jego jasno połyskujący osobliwy kapelusz. Uważnie obserwowała jego ruchy, podświadomie starając się zapamiętać każdy z nich z należytą sobie dokładnością. Nie potrafiła tego wyjaśnić, ale mężczyzna jednocześnie napawał ją co najmniej przyjacielską sympatią, zupełnie jakby zobaczyła dawno nie widzianego znajomego i przejmującym lękiem, który zazwyczaj towarzyszył uczuciu śmiertelnego zagrożenia. Z jakiejś zupełnie dla niej niejasnej przyczyny dziewczyna była przekonana, że ma to coś wspólnego z twarzą tajemniczego przybysza, choć do tej pory nie zdołała jej nawet dostrzec. Kapelusznik najpierw odwiesił swój gruby płaszcz na stojący obok drzwi wieszak, odsłaniając przy tym do bólu infantylną, różową koszulę i dopiero potem odwrócił się w kierunku Oliwii, dzięki czemu dziewczyna mogła dostrzec jego oblicze. Twarz mężczyzny nosiła widoczne znamiona czasu, charakterystyczne dla osób starszych z bogatą historią. Nie dziwiły mocne rysy człowieka z charakterem i liczne blizny, jakich ten charakter mógł przysporzyć. Najbardziej zaciekawiły Oliwię jego niemal magiczne szafirowe oczy, rzucające nieustanne lustrujące spojrzenie, które wydawało się patrzeć w każdym kierunku jednocześnie.                                                                                                                                    Jego wejście nie wywołało żadnych nadzwyczajnych reakcji. Dziewczyna po chwili zdała sobie sprawę z tego, że jako jedyna tak ostentacyjnie gapi się na nowo przybyłego człowieka. Chciała czym prędzej odwrócić wzrok, kiedy nagle szafirowy promień padł na jej kasztanowe oczy i zahipnotyzował je. Dwa kamienie próbowały jej coś przekazać, lecz nie mogła odgadnąć co to też takiego było. Dziewczyna nie mogła oderwać wzroku od starszego mężczyzny, podczas gdy ten, jak gdyby nigdy nic, podszedł do jej stolika i dosiadł się. Powolnym ruchem położył obie ręce na stole i spojrzał jej prosto w oczy. Sparaliżowało ją jego granatowe spojrzenie, przezierające z szafirowych oczu.

     - Wiesz czym jestem? - zapytał głosem, brzmiącym jakby wydobywał się z przepastnych głębin prastarej studni. Oliwia zesztywniała jeszcze bardziej i wyprostowała się w krześle. Nigdy wcześniej nie widziała tego człowieka, a jego zachowanie stawało się powoli nieco niepokojące. I dlaczego powiedział “czym”, a nie “kim”? Nagle zapragnęła wstać i wybiec z kawiarni.

     - Coś panu podać? - pytanie kelnerki wybiło Oliwię z upiornego transu. Podejrzany mężczyzna, nawet na chwilę nie zbity z tropu, powoli odwrócił się do młodej kobiety z niesłabnącym uśmiechem i szafirową wiązką światła, bijącą z wiercących oczu. Kelnerka odwdzięczyła mu się swoim równie sztucznym, aczkolwiek znacznie mniej przerażającym grymasem uprzejmości. Mężczyzna zabębnił równocześnie palcami obu dłoni o stół, wybijając rytm, który wydał się Oliwii upiorny.

     - Klarownie... - rzekł powoli swoim głębokim głosem. Kelnerka przekrzywiła nieco głowę, a jej twarz wyraźnie zbladła. Drżąca ręka sięgnęła do paska po notes. Jej również przestawało się podobać zachowanie nowego klienta.

     - W takim razie co będzie? - zapytała, przykładając drżący długopis do papieru. Usilnie starała się nie wyjść z roli, nie stracić profesjonalizmu. Na daremno.

     - Klarownie... Poproszę to samo co ta młoda dama o tutaj... - odrzekł, nieustannie lustrując kelnerkę swoim przenikliwym spojrzeniem. Ta zapisała coś niewyraźnymi literami w notesie, po czym jak najszybciej oddaliła się od stolika, nie siląc się już nawet na swój służbowy uśmieszek. Mężczyzna ponownie przeniósł lustrujący wzrok na dziewczynę. Nie przestawał się uśmiechać nawet na chwilę. Oliwia z przerażeniem i najgłębszym zdumieniem stwierdziła, że wszystkie zęby mężczyzny są... złote. Błyszczący metal lśnił niewyraźnie w świetle słabych żarówek. Cofnęła się wystraszona. Mężczyzna zmarszczył brwi i ku niezmiernej uldze dziewczyny zamknął paszczę, zasłaniając diaboliczne uzębienie.

     - Coś nie w porządku moje najdroższa? - zapytał wyciągając ku niej jedną ze swych ruchliwych, kościstych rąk. Dziewczyna cofnęła się jeszcze bardziej, niemal taranując krzesłem kelnerkę, spiesznie niosącą zamówienie dziwaka.

     - Kim pan jest? - zdołała w końcu wydukać zdławionym głosem. Kelnerka podeszła, postawiła kawę na stoliku i natychmiast się ulotniła. Mężczyzna przesunął ręką po czole i wyszeptał:

     - Jestem wiadomością...

Dziewczyna drgnęła.

     - Jaką wiadomością?

Mężczyzna znowu się uśmiechnął, obnażając złote kły. Jego oczy zalśniły niebezpiecznie, a żołądek Oliwii zacisnął się w ciasną kulkę.

     - Wiadomością dla ciebie najdroższa. Wiadomością, której treść brzmi: Nie czekaj!

Oliwia mocno zacisnęła oczy, pragnąc by paskudny człowiek zniknął, a wraz z nim cała ta sytuacja. Wzięła głęboki oddech, policzyła w myślach do trzech i powoli otworzyła oczy. Tajemniczego mężczyzny o szafirowych oczach nie było. Zniknął. Rozejrzała się nerwowo dookoła siebie, poszukując wzrokiem szafirowego blasku, bądź jakiegokolwiek logicznego wytłumaczenia tego co przed chwilą widziała. Szukała gorączkowo pomiędzy innymi stolikami, za oknem kawiarni i przy barze. Nie zobaczyła ani lśniącego, złotego uśmiechu ani szafirowego spojrzenia. 

     Bojąc się, że to coś może wrócić, dziewczyna szybko zebrała swoje papiery, wrzuciła je do torby razem z długopisem i położyła pod swoją filiżanką dziesięciozłotowy banknot, starając się nie patrzeć na drugą, identyczną filiżankę, po czym jak najszybciej wyszła z kawiarni. Dzwoneczek nad drzwiami rozbrzmiał złociście, gdy otworzyła przeszklone drzwi i ulotniła się w mrok.                                  Szybkim zdecydowanym krokiem zaczęła iść z powrotem w kierunku zamkniętego baru mlecznego na ulicy Krasińskiego. Na dworze plątało się już znacznie mniej osób, a te które pozostały bynajmniej nie należały do najprzyjemniejszego towarzystwa. Paliło się jeszcze mniej latarni i chodnik przed Oliwią wydawał się jeszcze ciemniejszy i podziurawiony. Pojedyncze kostki były popękane i wystawały ponad pozostałe w zawiłym gąszczu grubych i starych korzeni drzew, tak więc dziewczyna musiała bacznie uważać gdzie stawia stopy.

     Po kilku minutach znalazła się na skraju tętniącego nocnym życiem placu i stanęła przed ciemną, sprawiającą wrażenie dawno opuszczonej dzielnicą mieszkaniową, pełną bloków i niedużych domków. Nieco dalej za nią rozciągał się widok, który Oliwia od zawsze pamiętała, zawsze kochała i nigdy nie rozumiała. Kilkadziesiąt metrów za wielkimi blokowiskami zaczynał się szeroki pas zieleni, nieopodal którego płynął nieduży kanał, potocznie znany jako “Kanałek”. Na jednym z jego krańców, przy brzegu stała gigantyczna szklanka musującej oranżady, w której unosiły się neonowe bąbelki, tańcząc figlarnie na ciemnym tle granatowej nocy. Oliwia przystanęła na chwilę i wzięła głęboki oddech, wypełniając płuca mroźnym, zimowym powietrzem. Niezależnie od okoliczności ten widok zawsze wywoływał u niej rozwścieczone motyle w brzuchu i nawet kiedy gonił ją znikający mężczyzna ze złotymi zębami, nie mogła tak po prostu obok niego przejść, nie kontemplując chociaż przez jedną krótką chwilę jego sensu. Wielka, świecąca szklanka postawiona na środku parku, ziejąca nieustającą nostalgią.

     Nasyciwszy się wystarczająco mistycznym widokiem, dziewczyna postanowiła ruszyć dalej, nie mając jednak pojęcia dokąd się udać. Rafał spóźniał się już dobre parę godzin, a kiedy w końcu się zjawi na pewno będzie jej szukał na placu i nawet przez myśl mu nie przejdzie, że mogła się zapuścić aż tutaj. Szczerze powiedziawszy... Sama też by na to nie wpadła. Ruszyła już nieco spokojniejszym krokiem w kierunku kanału, co jakiś czas oglądając się przez ramię, aby upewnić się, że podejrzany typ jej nie ściga. Wciąż nie mogła zmazać sprzed oczu jego obrzydliwego złotego uśmiechu i wiercącego spojrzenia szafirowych oczu, wywołującego ciarki na całym ciele. Za każdym razem gdy tylko zmrużyła powieki, zjawa wracała do stolika i powoli otwierała usta, równocześnie paraliżując ją promieniem z oczu. Oliwia nie mogła dojść jaką wiadomość miał na myśli typek i co ona konkretnie miała oznaczać. “Nie czekaj!”. Ale na co?

     Mroźny powiew okrył jej twarz tysiącem małych wrednych szpileczek, kiedy ujrzała wreszcie światła ożywionego baru “Kępa Potocka”, który odznaczał się na tle nocy jak wielki płomień od smolistej świecy, roztaczający wokół siebie magiczną łunę. Przyspieszyła kroku. Chciała jak najszybciej dotrzeć na miejsce i upewnić się, że lokal nie jest jeszcze zamknięty, po czym zastanowić się w jaki sposób dać znać Rafałowi gdzie jest.

     W barze, mimo późnej pory, wciąż przebywało mnóstwo rozmaitej klienteli, czy to przy piwie, czy to przy paczce papierosów, cz też przy dziesiątym głębszym na koniec dnia. Nikt się nigdzie prędko nie wybierał. Oliwia podeszła do baru i kupiła szklankę Coca Coli, po czym usiadła na zewnątrz przy jednej z szerokich drewnianych ław. Poza nią przy ławie siedział jeszcze starszawy mężczyzna z sympatycznym uśmiechem, który dzięki bogu w niczym nie przypominał przerażającego świra z kawiarni na placu. Dziewczyna szczerze liczyła na to, że ten przynajmniej nie posiada złotego uzębienia. Staruszek uśmiechnął się do niej nieznacznie i z powrotem zajął się najbardziej prawdopodobną miłością swego życia - podwójną szklanką złocistego piwa z pianką i słodkim sokiem malinowym.

     Oliwia postawiła na ławie swój plastikowy kubeczek z Colą i sięgnęła do torby po papiery. Kiedy podniosła wzrok, trzymając w rękach plik kartek i czarny długopis, przez chwilę wydawało jej się, że widzi Rafała, biegnącego do niej z drugiego brzegu. Miał na sobie starą zieloną kurtkę i znoszone, wytarte jeansy, których nigdy nie chciał wyrzucić, chociaż tyle razy go o to prosiła. Dziewczyna zamrugała i obraz zniknął, rozpływając się w nieprzeniknionych mrokach nocy. Westchnęła. A już miała nadzieję... Powróciła do swoich bloków i kolumn liczbowych, ale supeł tkwiący od jakiegoś czasu w jej żołądku jeszcze bardziej się zacisnął. Cyferki jeszcze bardziej mieszały się i plątały jej przed oczami i po paru minutach dziewczyna rzuciła z frustracją długopis na stół, po czym ukryła twarz w dłoniach. Rafał często się spóźniał, prawie zawsze, jednak nigdy tak bardzo jak dzisiaj... zawsze w końcu przychodził. Zmęczonymi oczami spojrzała na zegarek. Wskazówki pokazywały parę minut po pierwszej. Nie miała szans znaleźć już dzisiaj żadnego czynnego lokalu. Umówiła się z chłopakiem na dziewiątą trzydzieści w tym barze mlecznym, a od tego czasu minęło już parę godzin. Miała nadzieję, że jeszcze się zjawi... Musiała się z nim spotkać... Musiała.

     - Coś nie w porządku? Jakieś kłopoty ma panienka? - rozległ się ochrypły, lecz sympatycznie brzmiący głos po jej prawej stronie. Odwróciła się i ujrzała staruszka wykrzywiającego w jej kierunku zaślinione, bezzębne usta. Pierwszą myślą jaka uderzyła do głowy Oliwii była ulga, że starzec przynajmniej nie ma mrożącej krew w żyłach jubilerskiej szczęki, jednak ta ulga szybko ustąpiła miejsca nagłemu ukłuciu strachu. Nie wiedziała skąd się wziął i chociaż szczerze wątpiła, że wywołał go ten podpity staruszek, dziewczyna szybkim ruchem zgarnęła do torby wszystkie papiery, po czym bez słowa chwyciła kubek i ruszyła do wyjścia po drodze rozlewając ponad połowę zawartości.

     Zaczęła iść szybkim zdecydowanym krokiem w kierunku świecącej w ciemności szklanki. Odgłos jej kroków niósł się cichutkim echem po gładkiej wodzie, ginąc całkowicie w plątaninie krzaków na przeciwległym brzegu. Nagle upuściła swój kubeczek, który plasnął o chodnik rozlewając lepką zawartość i rzuciła się przed siebie niekontrolowanym biegiem. Zimne powietrze owiewało jej zarumienioną twarz i pozwalało odetchnąć zmęczonym płucom. Biegła nie zwracając uwagi na coraz nieprzychylniejsze spojrzenia nocnych mieszkańców miasta, okupujących zielone ławeczki wokół Kanałku.

     Kiedy dopadła wreszcie do potężnej metalowej konstrukcji wielgachnego neonu, po jej policzkach zaczynały toczyć się grube kulki słonych łez. Zatrzymała się przy jednym ze stalowych słupów podtrzymujących całą instalację i oparła się o niego, chowając twarz w ramionach. Jej żałosne szlochanie niosło się po czarnej tafli wody pośród atramentowego mroku nocy. Nie przyszedł... Tak bardzo pragnęła, żeby jednak przyszedł! Nie przyszedł chociaż tak bardzo tego chciała. Dlaczego on to zrobił?! Dlaczego?! Myśli bezlitośnie łomotały jej w głowie, boleśnie kalecząc i obijając uczucia. Supeł w żołądku był bliski zerwania i dziewczyna czuła jego ciężar ciągnący ją w dół, zwalający z nóg. Nagle poczuła lodowaty dotyk na ramieniu. Był inny. O wiele chłodniejszy od otoczenia, a jednocześnie parzył jak rozżarzone żelazo. Chciała się gwałtownie odwrócić, zobaczyć co to było, ale nie mogła. Coś, jakaś osobliwa siła powstrzymywała ją przed odwróceniem głowy i zobaczeniem tego co za nią stoi. Zdusiła łzy, czując jak palący uścisk owija się wokół jej brzucha i jak ciasny, ciężki supeł nagle się rozluźnia, wyzwalając cudowne uczucie bezmiernej ulgi. Zacisnęła oczy, kiedy lodowata siła liznęła ją po zarumienionym policzku. A potem usłyszała szept. Cichy i odległy jakby dochodził z bardzo daleka, z głębi jakiejś ogromnej studni... nie z tego świata. Miękki głos, który słyszała już tyle razy i który za każdym razem przyprawiał ją o dreszcze i rozpalał ogień w duszy.

     - Żegnaj!

Słowa ułożyły się Oliwii w głowie i w tym momencie lodowa dłoń rozpłynęła się, wtapiając w spadające z nieba śnieżki. Odczekała kilka sekund i odwróciła się najszybciej jak tylko potrafiła, tylko po to by ujrzeć światła miasta, migoczące w oddali. Oddychała głęboko i równo, niemal sapiąc. Z ust wydobywał się mały obłoczek pary, widoczny w świetle latarni, która właśnie postanowiła wrócić do życia. Całą ją, serce, duszę i umysł wypełniała czysta, niczym niezmącona nadzieja, prześwitująca ciepłym blaskiem nadchodzących dni, mogących przynieść bóg jeden wie co. Nie zamierzała długo czekać. Porwała leżącą na ziemi torbę i z całych sił jakie zdołała w sobie zebrać, rzuciła się szaleńczym biegiem w granatowy mrok.

 

 

- KONIEC-

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
rafiglafi · dnia 19.08.2015 23:57 · Czytań: 425 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora:
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty