Lustra część I - Niewykonczony
Proza » Inne » Lustra część I
A A A

Wejście

Siedząc przed Carycą Katarzyną nie wiedziałem, do jakiego królestwa bram, swoją dostojnością szczerze. Patrzyłem na nią, potulnym baranim okiem i dukałem trzy po trzy frazy z innych tego typu spotkań. Caryca za to, spojrzeniem szorstkim i gestem wyniosłym, mówiła mi: „niewart jesteś chłopcze moich włości gościny”. Znalazłem się jednak tu i teraz wlepiam spojrzenie w węża krat wijących się za oknem i zaczynam wszystko coraz bardziej nie rozumieć.

Siedzę na moim prywatnym tronie, w sumie okiem realnym patrząc pryczy… Tak czy inaczej usadziłem tyłek w punkcie 0-0-0 tego świata. W mojej bazie pośród królestwa zamieszkałego przez lud popękany i porysowany. Popękany jak ekran laptopa rozbity w złości na internetowego oponenta. Porysowany jak przedramię na którym kawałkiem szkła wyryto listę skarg do świata, listę niezrozumienia.

Jak swojsko! Tak też w końcu niezrozumiale zaczynam. W niezrozumiałym świecie moja niezrozumiała głowa podsyła na koniec mojego długopisu sygnał pokrętny i poplątany, niedopasowany i tanio frazowany. Pustosłowie i pustogłowie. Ten długopis wydaje się najbardziej rzeczowy, prawdziwy. Wylany w Chińskiej fabryce w celu nim pisania. Zupa pomidorowa, też była sensowna – z rozgotowanym ryżem, jak u babci – taką lubię. Strawić, spalić i wydalić. Takie proste, a tak bardzo poplątane wychodzi z tego życie. Jak ten długopis: kawałek plastiku, sprężynka i wkład, nic prostszego, a mogą dzięki niemu powstawać tak bardzo poplątane słowa.

A skoro o słowach mowa. Nie wierz mi! Co dalej tu będzie napisane traktuj niewiarygodnie, jak paradoksem wypchane. Paradoksem o tym kłamcy co tylko kłamie i szczerze mówi, że kłamie.

Her Generałowa Landa

Obudziłem się o 6 rano, na tym samym miejscu w którym zasnąłem - w punkcie startowym. Nie do końca obudzony napełniłem strumieniem porannej uryny plastikowy pojemniczek. Jeszcze bardziej nieświadomie wypełniłem po brzegi 3 probówki krwią. Siedząc i wsłuchując się w strumień czerwonego płynu tryskający z żyły pomyślałem: „6 rano, a ja już taki produktywny! Naturalnymi siłami i płynami ustrojowymi, dokonałem pracy i to obowiązkowej! Pierwszy sukces mojej terapii….”. Aż żałowałem, że nie lubię widoku igły wżynającej się w ciało i nie przyjrzałem się jak ta ciężka praca mojego organizmu wypełnia czerwienią szklane naczynie. Tak czy inaczej tego jak na środek nocy było już za wiele, musiałem jeszcze trochę pospać, w końcu dziadek zawsze mówił: Wolniej jedziesz dalej zajedziesz. W sumie on mówi to po rosyjsku, ale wersji oryginalnej, dużo ładniejszej nie pamiętam i z tego powodu cierpię bo obczyzna pięknie wpasowała by się w tą część mojej historii.

Choć nie, teraz by w tętno opowieści wgłębić się lepiej, a w zasadzie właśnie zbyt się nie wgłębiać, porzucę język pseudo poetycko, pseudo kwiecisty który taką mi przyjemność sprawia. Najbardziej rytm zdarzeń oddało by wymienienie ich w punktach, ale na takie poświęcenie mnie nie stać. Tak więc: po przebudzeniu się o godzinie 7.30, spożyciu serdelka na ciepło z chlebem (gdyż ser który nieopatrznie chciałem zagarnąć przysługuję tylko wegetarianom) umyciu zębów i generalnych porannych ablucjach (nie wliczając oddawania moczu, co uczyniłem wcześniej w ramach napełniania się wiarą w to, że poczucie obowiązku nie jest mi obce) przystąpiłem do sprzątania pokoju. Łóżko zaścieliłem i starannie przykryłem kocem tak by nie została jedna fałdka, banany z domu przywiezione ukryłem w szafce by zanadto w oczy się nie rzucały… A no tak, dobrze, że ostrzegałem żeby mi nie wierzyć, bo w końcu to nie ja sprzątałem. Dziś obowiązek ten przypadł mojemu współlokatorowi z komnaty (jednemu z czterech w roli ścisłości, skoro ściśle miałem zacząć pisać). Targał się zatem mój sąsiad pryczowy Wodzirej Muzyki Ery Minionej z mopem i szmatką, w ruchach sprawnych, giętkich i podziw budzących. Tam dosunął łóżko do ściany by jej bród w oczy się nie rzucał, tu zgrabnym ruchem ręki przetarł szmatką framugę okna, śmietnik elegancko opróżnił i tak komnata stała gotowa, święcąca i owiana wonią mistycznej mikstury dezodorantów i perfum pięciu chłopa. Stała gotowa na inspekcje samej Her Landy…

Słowa: cisze można by było kroić nożem, tak oklepane nie wyrażą napięcia panującego w pokoju. Lepsze było by: sekundy odliczało głośne bicie zegara wiszącego na ścianie, ale też odpada nie mamy tutaj zegara. Tak czy inaczej każdy na swojej pryczy, czekaliśmy na wyrok i wtedy wkroczyła ona. Mała postać z pozorną obojętnością omiotła spojrzeniem z pod okularu przestrzeń. Bez słowa Her Generałowa Landa wyciągnęła swą małą dłoń, przymocowaną krótkim ramieniem do krótkiego korpusu w kierunku pułki, następnie framugi okna. Po przejechaniu po ich gładkich powierzchniach spodem dłoni, starannie przyjrzała się czy zabieg ten nie zaburzył jej czystości. „Dlaczego!” Krzyczał mój wewnętrzny poeta. „Dlaczego! Dlaczego brak ci białej rękawiczki Her Generałowo! Jakby pięknie wyglądało to na kartach mojej opowieści.” Ale co tam, przyjmijmy, że jednak biała rękawiczka spowiła jej dłoń. W końcu ostrzegałem nie wierz mi biedny czytelniku, bo cię to zwiedzie. Tak czy inaczej wyraz twarzy inspektor czystości był niezmienny, nie dała po sobie poznać krzywym grymasem lub cichym uśmiechem co wyczytała z linii kurzu (lub jej braku) pozostałej na rękawiczce. Aż nagle jej głos niczym ostry nóż rozciął gładką tafle ciszy. „Za łóżkiem jest bród! Na tynku!” Wybrzmiał wyrok jakże okrutny. Mój towarzysz Wodzirej Muzyki Ery Minionej udawał obojętność, ale dało się wyczuć, że jego dusza zbladła. „Odkryła mój podstęp. Źle, nie dość łóżko dosunąłem.” Ta myśl wiem przeszyła jego głowę. Ale było za późno, Her Generałowa wychodziła już z pokoju, nie da się cofnąć czasu, wiedziałem, że ten błąd spotka się z publicznym napiętnowaniem już za kilkadziesiąt minut na społeczności. Nawet ona bezwzględna jurorka Her Generałowa nie zdołała utrzymać swojej obojętności. Z pasji pisząc dużo, nauczyłem się dostrzegać więcej i tak dostrzegłem jak na odwracającej się w kierunku wyjścia jej małej twarzy, małe usta jej ścięły się ukradkowym grymasem zadowolenia. Inni tego nie dostrzegli, ale ja wiem to z pewnością był uśmiech.

Czwartkowa społeczność

O jak błahe! O ironio jak błahą nazwę wymyślono na te spotkanie. Nie godzę się na to, ostatni raz tej nazwy używam. Aż mi się brzydzi, że już raz jej użyłem, tylko jeszcze nie wymyśliłem swojej. To może zacznę od zarysu sytuacji. Sala 8 na 8 metrów, może 10 na 10, dziwne to moje spojrzenie wypatrzy uśmiech, usłyszy myśli ale wielkości sali nie potrafi ocenić. Na obwodzie pomieszczenia rozstawione krzesła, sztuk czterdzieści parę. No i jedno jakże zwykłe drewniane krzesło, ale jakże niezwykły ciężar dźwigające. Rzecz jasna nie mówię tu o masie, kilogramach strukturalnej tkanki, gdyż dama na nim zasiadająca z pewnością w nadmiarze ciała nie posiada. Mówię tu o ciężarze znaczeń, dostojności wręcz posągowości Carycy Katarzyny która właśnie na tym wybranym krześle usadziła swoje wielmożne pośladki. I tak zgromadziła w Okół siebie swój lud oddany i pod jej batutą Her Generałowa Landa rozpoczęła:

- Otwieram spotkanie dużej społeczności, zaczniemy od ogłoszeń odd0ziałowych. W kwestii porządku: W pokoju 312 bałagan na łóżku Magdy – Bęc pierwszy wyrok wydany, piętno niczym gorącą stalą wypalone, nieodwołalnie – W pokoju 313 kurz na szafie – Zbliża się nasza kolej, krew staje w żyłach – Pokój 314 za łóżkiem brudny tynk. Wieprze! Pomyślałem sobie samo karcąco. Śmiecie i nieogarnięte pospólstwo. Tak siebie na pokaz, choć nic nie było widać, pokarałem i zostało mi tylko znamię na czole, jakby nożem Her Generałowa wyryła mi na nim: „Ten to ma brudny tynk na ścianie, za łóżkiem”. Po czym jakby nigdy nic kontynuowała, mówiła o mokrych rzeczach które po wyschnięciu trzeba zabierać z suszarni, o butach które przy wejściu trzeba układać na szafie a nie obok niej, o kotach na miotle obrzydliwych...

 

Tak starannie wypunktowała wszystkie choroby drążące zdrową tkankę oddziałowego organizmu, by na koniec oddać głos dla ludu. „Niech zabrzmi vox populi” chciałem wstać i zakrzyknąć, lecz w strachu milczałem.

- Chciałam poprosić społeczność o wcześniejszą przepustkę w piątek o 13 – Głos nieznanej mi jeszcze wtedy krótkowłosej dziewczyny o małych oczach osadzonych pośrodku cherubinkowej twarzy brzmiał niewinnie, dla mnie równie niewinnie jak prośba w tych dźwiękach niesiona. W końcu to prośba o nic nie znaczące, wobec długiej weekendowej nieobecności, dwie godziny dyspensy. Ale co ja wiem maluczki niedługo się okaże. Nic nie wiem.

- Przepustka zaczyna się w piątek o 15 – poniósł się po sali niczym tętent koni spokojny głos Carycy. Głos niosący w samych słowach informacje nic nie znaczącą i powszechnie znaną, lecz ton. Ton nadawał znaczenie przekazu i choć stronie od wulgaryzmów, to w tym miejscu stronienia zaprzestane, gdyż ton choć niewypowiedziane mówił wyraźnie: „chyba cie jebło kochanie”

- Ja rozumiem – głosem kruszejącym, starała się wyjaśnić Niewiasta Spielbergowa – ale chcę pojechać do domu i mam tak transport ułożony, że jeśli nie wyjdę wcześniej to nie będę miała jak dojechać.

- Specjalne przepustki są na specjalne okazje. Ktoś umarł, choruję, ślub pani ma? – Ostrze słów złowrogo białym światłem zabłysło w powietrzu. – Co społeczność ma do powiedzenia w tej sprawie?

A lud jej choć nieśmiało to z aprobatą dla zapytania odpowiedział. Że to tylko dwie godziny, że nie problem, że daleko, że do dziecka i tu znowu rozbrzmiał głos naszej władczyni:

- Do dziecka, a co społeczność wie o dziecku?

A społeczność choć wydawało mi się, że to pytanie ma sugestywnie wskazać, że nie wie dość, okazała się wiedzieć dokładnie to co Caryca usłyszeć chciała. Że małe, że tęskni, że mama tęskni za nim i martwi się, że babcia która się nim zajmuje przeciwko niej nastawia szkraba, że dziecko Spielbergowa przed przybyciem do naszego królestwa lała.

- I rozumiem, że społeczność bierze odpowiedzialność za to co się wydarzy w czasie pobytu pani w domu?

Tak oczywiste pytanie, a tak bardzo przez nikogo sobie nie zadane. Wszyscy wiedzieli o problemach i wszyscy pomóc chcieli, nikt nie pomyślał, że mówić „tak”, to nie zawsze pomagać znaczy.

- A pani do tego udowadnia, że przestrzegać wyznaczonych granic nie potrafi. Nie chcę pani dotrzymać tak prostej umowy, która mówi, że przepustka zaczyna się w piątek o 15. Jak chcesz sobie poradzić z utrzymaniem granic cielesnych dziecka?

Boże, jak to się oczywiście wiąże. Moja głowa w której jeszcze przed chwilą krzyczało niezrozumienie, że nie chodzi tu o wyjście Spielbergowej generalnie, a o przesunięcie go w czasie o dwie nieznaczące godziny, w tym momencie poczuła się głupia i pusta. Dwie godziny dla Carycy są tak bardzo znaczące jak różnica pomiędzy przytulaniem dziecka, a duszeniem go we własnych piersiach. Jeśli nie potrafi się utrzymać zasady tak prostej i oczywiście wyrytej na kartce oddziałowego regulaminu, jak dostrzec i przestrzegać w uniesieniu reguł miłości i złości, najbardziej ulotnych praw życia.

Dalej nie potrafiłem słuchać, w głowie coś mi zaczęło rzęzić zagłuszając odgłosy dochodzące z zewnątrz, widziałem tylko małe oczy coraz bardziej zachodzące łzami. Sąd Ostateczny… Czwartkowy Ostateczny Sąd. Tak to jest właściwa nazwa dla tego spotkania. Spotkania na którym delikatne skrawki pokręconych dusz zaburzeńców wyciągane na środek sali poddawane są precyzyjnej operacji rozdzierania na strzępy.

- To ja już nie zgadzam się na przepustkę, bo to niedobre dla dziecka - Usłyszałem tylko głos wybijający się z jednego z krzesełek.

- Nie to oceniamy, nie leczymy dziecka i nie pani o przepustce decyduję. Tak Caryco, władczyni mych myśli, jak dobrze znowu mówisz. Jak pewnie operujesz niebiańskim skalpelem do cięcia nieznanej mi struktury duszy. Ty znasz jej anatomie, jak najlepszy chirurg układ organów wewnątrz ludzkiego ciała. Pewnie tnij! Wycinaj rakowe komórki, ratuj. Tylko widok spłakanej twarzy Spilbergerowej zakłócał ciąg zachwytu w którym właśnie leciałem do terapeutycznego nieba. „Dlaczego ją tak dotkliwie bijesz” myślałem.

I to wszystko równocześnie podziw i nienawiść. Bezwarunkowe oddanie i chęć ucieczki. Myśl, że przyjdzie też czas na mnie, na moją lobotomie, i chcenie tego, tak bardzo chcenie i tak bardzo się banie. Rzężenie, coraz głośniejsze rzężenie, aż do pierwszego nikotynowego dymu wciągniętego w płuca po wyjściu z Czwartkowego Sądu Ostatecznego. No może drugiego. Ewentualnie piątego i godziny łażenia w kółko bez celu. No i do zamienienia go w szmer, bo cisza w mojej głowie panuję rzadko. Choć może teraz gdy piszę te słowa odrobinę ją słyszę.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Niewykonczony · dnia 06.11.2015 09:43 · Czytań: 323 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora:
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty