Historia Hasha i Lanncy cz. 4 - mcharazka
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Historia Hasha i Lanncy cz. 4
A A A

Wybranka księżniczki Nenii zbudził cichy szept i zapach konwalii. Lannca stała nad nim i w kółko powtarzała:

- Sir Hash, Pan Lothario zaprasza na ucztę. Raczylibyście wstać?

Początkowo chłopak, zaspany i niczego nieświadomy, uśmiechnął się. Jej włosy delikatnie muskały jego twarz. Dopiero po krótkiej chwili, czując podświadomie przyspieszające tętno, wzdrygnął się.

- Lann! Uhm, oczywiście, że wstanę, ale czy mogłabyś na kilka chwil opuścić mą komnatę?

Księżniczka wyprostowała się i roześmiała.

- Cóż za wytworny język, sir Hash! Zali jest niemożliwym zawiły język szlachetnie urodzonych w niespełna wieczór opanować! – parsknęła – widzę, że już ci się udziela ten ich slang. Już niedługo południe. Wstałam o świcie i ledwo zdążyłam opuścić komnatę, a tu nagle przydybał mnie sir Magnus. Pytał się o ciebie. Chyba cię polubił. To dobry człowiek.

- Ciekawe, co chciał – powiedział Hash przeciągając się w łóżku – No więc, Lann, mogłabyś na chwilkę opuścić moją komnatę?

- A po co? – zapytała wyraźnie rozbawiona dziewczyna – to już nie wystarczy, że się odwrócę? Przecież nie będę cię podglądać!

Chłopak, zbity z tropu, popatrzył z konsternacją na swoje ukryte pod kołdrą kolana.

- No, w sumie to może i tak być, ale wyobraź sobie co by było, gdyby twój ojciec zobaczył coś takiego! – zauważył, po czym nieświadomie parsknął. Księżniczka po raz kolejny roześmiała się tak, że zapewne usłyszał ją także pustelnik, którego spotkali na cmentarzu – nie wspominając o królu. Zgodnie z obietnicą Lannca odwróciła się na pięcie i wpatrzyła w lampę wiszącą tuż obok wielkiego lustra.

- Wiesz, co to jest, no nie? – zapytała. Chłopak właśnie zdążył wstać i zaczął wciągać spodnie. Popatrzył na ową lampę.

- No właśnie nie. Coś… o cholera, tylko mi nie mów, że ty byłaś wczoraj trzeźwa!

Dziewczyna zachichotała.

- No cóż, nie byłam. Z tym, że pamiętam o czym mówiłam. I to nie były bujdy. Fajowo, no nie?

Hash klapnął ciężko na łóżko.

- No co ty, poważnie?- zapytał z delikatną nutką załamania w głosie – i zapewne pan Lothario o tym nie wie?

- Głupie pytanie! Pewnie, że nie! Mama wiedziała. Mówiła, że kiedyś w tym pokoju ulokujemy mojego wymarzonego księcia. Chciałabym, żebyś ją poznał, wiesz? Była najcudowniejszą matką jaką można mieć. W każdym razie tak ją zapamiętałam…

- Przykro mi, Lann. Ja, dla odmiany, nigdy swojej matki nie poznałem – szepnął, opuszczając głowę. Wtedy dziewczyna odwróciła się i popatrzyła na chłopaka ze złośliwym błyskiem w oku. Spodnie co prawda założył, więc nie było tak źle, ale gdyby ktoś przydybał ich w takiej sytuacji - to byłby koniec.

- No nie wstydź się! Ja, jako kobieta, to rozumiem, ale ty?! – rzuciła zaczepnie.

I właśnie wtedy otworzyły się drzwi.

- O, nie. No nie! Nie wierzę! – roześmiała się od razu Tiana. Zaraz za nią stał sir Magnus rechocząc po cichu swoim grubym basem.

- O… - teraz to Lannca się zawstydziła – Tina, pan Magnus… dzień dobry! – uśmiechnęła się, żeby ukryć rumieniec wypływający na jej twarz. Z kolei Hash wykorzystując chwilkę nieuwagi wszystkich obecnych szybko założył koszulę, i teraz zakładał już buty. Tęsknił za dresami i adidasami. Kawałek materiału i skórzane buty w zamian to naprawdę niewiele.

- Już się witaliśmy, Nen! Magnus, to znaczy sir Magnus – zawahała się na moment - już się z nami dzisiaj widziałaś, nie ukryjesz tego rumieńca! Nie przede mną.

- Tina, nie mów tak! – krzyknęła rozbawiona swoim zakłopotaniem księżniczka – sir Magnus może poczuć się niekomfortowo!

- Ależ skąd, moja pani – odparł od razu rycerz, wchodząc do komnaty – za młodu byłem znanym łamaczem damskich serc! Takie rumieńce to dla mnie nie pierwszyzna! Teraz jednak sądzę, że powinniśmy zejść na dół, bo pan Lothario czeka od kilkunastu minut!

Pośmiali się jeszcze, czekając, aż Hash dokończy się ubierać, przy czym ochoczo pomogła mu Tiana. Tym razem zgodził się bez żadnego „ale”, wiedząc, czego może się spodziewać po tej dobrodusznej, wesołej dziewczynie.

Dzięki bogu, że to nie Nuva… - pomyślał chłopak, rumieniąc się lekko na myśl o wczorajszym zachowaniu służki Rasena.

Dobrze zrobiłem, odmawiając. Chciała, żeby Lannca mnie znienawidziła. Sądzę, że to Rasen zlecił jej takie zadanie. Choć ona sama też tego chciała. No, cóż. Będę musiał porozmawiać na ten temat z Lanncą, nie, Nenią. Księżniczką Nenią, córką króla Lotharia. Może to jednak nie czas na takie rozmowy. Mogłaby się zdenerwować.

- No, pięknie! Teraz przynajmniej nie macie krzywo zapiętej koszuli, sir Hash! – uśmiechnęła się Tiana.

- Wyglądacie niemalże jak rycerz. Brakuje wam tylko jednego atrybutu – powiedział sir Magnus, po czym wyciągnął do Hasha rękę, którą cały czas trzymał za plecami. Tiana była wtajemniczona, bo uśmiechała się jeszcze szerzej niż zwykle. Lannca była zaskoczona, a Chłopaka wprost zatkało. Sama pochwa była największą niespodzianką.

- Hash… sir Magnusie – wydukała księżniczka – czy aby na pewno chcecie to zrobić?

- Oczywiście, jaśnie pani. Ten chłopak jest najbardziej tajemniczą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem. No, może poza Ferrentes Zan’em. Jestem jak najbardziej pewien tego, co właśnie robię. Chłopcze – zwrócił się do Hasha – ten miecz, a raczej ta pochwa, jest czymś bardzo ważnym. Popatrz, moja jest taka sama. Tutaj, w Menilli, herb rodu rycerza znajduje się na pochwie jego miecza lub tarczy. Chciałbym cię adoptować, sir Hash. Jeśli się zgodzisz, od dziś będziesz nazywany Lawrencem. Ród Lawrence’ów jest jednym z najpotężniejszych nie tylko w Menilli, ale we wszystkich czterech królestwach. Rody w Terraksie nie są w stanie nam dorównać. Jedynie ród Vaerów z Venterii może się z nami równać. Czy zgadzasz się dołączyć do mego rodu?

Gdy rosły rycerz zakończył swoje przemówienie, zapadła kompletna cisza. Nawet Tiana była zaskoczona. Chyba jej wtajemniczenie zamykało się w sprezentowaniu miecza, pochwa wykraczała poza nie.

Nenia wciąż stała jak wryta. Ród Lawrence’ów był jednym z niewielu, których wpływy sięgały tak daleko, by móc prosić o rękę księżniczki.

- Ja – zająknął się Hash – Ja nie wiem, co mam zrobić…

- Najlepszym wyborem byłoby wziąć prezent i zostać jednym z nas. Kiedy już tak się stanie, będziemy mogli zacząć naukę. Koniec końców, miecz to nie ozdoba.

Hash był zmieszany. Czuł podniecenie bijące od księżniczki i Tiany. To, co właśnie mu zaproponowano, musiało być naprawdę ważne i nieczęsto spotykane.

Od wielkiego rycerza bił spokój, jednak delikatnie przebijał się przez niego lęk… i zalążki radości.

- Dalej, synu – powiedział kobiecy głos – nie wahaj się. Przeznaczenie musi się dopełnić. Jeśli teraz posłuchasz mnie, Dravę, poprowadzę cię w trudnych momentach, których w twoim życiu nie zabraknie…

Na początku wydawało mu się, że to jego własne myśli. Dopiero po chwili zrozumiał, że tak nie jest.

Głoś zamilkł. Chłopak stał jeszcze bardziej zdezorientowany. Jednak mimo wszystko zdecydował się posłuchać tajemniczego głosu.

Wyciągnął rękę i uchwycił podaną mu broń. Radość wszystkich trzech obecnych osób eksplodowała z ogromną siłą. On też się cieszył.

- Witaj, sir Hashu Lawrence! – zagrzmiał Magnus.

- Ojej, jakie to romantyczne - westchnęła Tiana – panie, czy mogę pomóc ci przypasać ten wspaniały oręż?

Szeroko uśmiechnięty Hash z nieskrywaną aprobatą pokiwał głową.

Tiana sprawnie zapięła pas, przesunęła, ściągnęła…

- Gotowe! To co, idziemy na ucztę? – zapytała służka, po czym przypomniała sobie, że jej ucztowanie nie dotyczy – to znaczy, idziecie?

- Oczywiście. Chodźmy! – zawołała wesoło księżniczka. Wszyscy razem zeszli na dół, po czym ustawili się przed drzwiami. Herold rozpoczął zapowiadanie od sir Magnusa, który skinąwszy głową zebranym zatrzymał się w pół schodów. Wszyscy zebrani – a było ich nawet więcej niż na wczorajszej uczcie, przestali jeść i obserwowali rzadko spotykane zachowanie Pierwszego Ostrza. Książę w purpurze również wrócił. Herold wyszedł, odrobinę zmieszany, po czym, zerkając przelotnie na księcia Rasena, rozpoczął wymienianie tytułów księżniczki.

- Księżniczka Menilli, córka króla Lotharia L’Oiseau Bleu, przyszła pani wschodniej Marchii, Baronowa De Baldur, dumnej stolicy Menilli, ta, która zaginęła, ale powróciła, najwspanialsza władczyni żywiołu powietrza, Nenia Lanx Lamia Satura L’Oiseau Bleu!

Cała sala rozbrzmiała oklaskami oraz wiwatami na cześć księżniczki. Ta również zeszła do połowy schodów i się zatrzymała. Teraz już naprawdę wszyscy byli zaskoczeni. Niektórzy wręcz wstali. Rosły mężczyzna i drobna dziewczyna promienieli radością.

- Człowiek, który sprowadził naszą ukochaną księżniczkę z powrotem. Rycerz jej Królewskiej Mości oraz gość na zamku królewskim – herold przełknął głośno ślinę – sir Hash… Lawrence!

Chłopak, promieniejąc radością ruszył w dół schodów. Goście nie wiedzieli, jak zareagować. Przykład dał im sam Lothario, wstając, i zaczynając klaskać. Gdy Hash doszedł do połowy schodów, kurtuazyjnie podał prawą rękę Nenii, podczas gdy jego drugą zajmowała rękojeść nowego oręża. Ramie w ramie z nim ruszył również sir Magnus. Gdy podeszli do stołu, oklaski jeszcze bardziej przybrały na sile. Klaskał nawet Rasen oraz stojąca za nim Nuva, choć robili to nader niechętnie. Był również Nora. Klaskał, to blednąc, to czerwieniejąc co chwilę. Do wczorajszych oskarżeń, które wytoczyła przeciwko niemu księżniczka, doszła obraza nie jednego a dwóch członków jednego z najpotężniejszych rodów czterech królestw.

Król stał szeroko uśmiechnięty. Pozwolił Hashowi pomóc księżniczce zająć miejsce po jego lewej stronie, po czym, ku zdziwieniu wszystkich uczynił ten sam gest wobec świeżo upieczonego, niedoświadczonego jeszcze rycerza.

- Cóż to znaczy?! – głos księcia w purpurze przebił się poprzez hałas oklasków – wobec przybłędy zachowujecie się w ten sposób, panie Lothario, a wobec mnie, członka Terraksańskiej rodziny królewskiej nie?! Toż to obraza! Kpicie z nas! Wyśmiewacie na oczach swych poddanych! Tego już za wiele. – młodzieniec powstał i ruszył w stronę schodów, nieudolnie gromiąc spojrzeniem zebranych, którzy teraz go obserwowali. Nieudolnie szczególnie wtedy, gdy spoglądał na rosłych menilijskich rycerzy.

- Chciałbym jedynie zapewnić, że niedługo ujrzysz panie swą wymarzoną, terraksańską konnicę. Wybijającą twoje szczurowate wojsko do nogi! – dodał.

Zbulwersowany książę wbiegł po schodach, wykrzykując dalsze groźby, król jednak tylko powrócił na swoje miejsce, po czym zaczął jeść, dając tym samym pozwolenie innym uczestnikom wystawnego śniadania. Hash bał się, a także było mu głupio.

- Nie martw się chłopcze. To nie twoja wina. Sam ród Lawrence’ów może w każdej chwili w przeciągu dwóch tygodni zebrać ponad pięciotysięczną armię. Elitarne oddziały królewskie liczą sobie blisko dwa tysiące, z kolei liczebność oddziałów wspomagających to pięć tysięcy. Do tego trzeba dodać około półtora tysiąca gotowych do walki szlachetnie urodzonych. Według ostatnich doniesień szpiegów, wojska Terraksy przewyższają nas liczebnością bardzo nieznacznie. Jedyny ich atut to owa konnica, która liczy sobie 4 tysiące ciężkozbrojnych. Poza nią wszystkie rody razem mogą wystawić marne cztery tysiące pieszych, do tego trzy tysiące wysoko urodzonych. Niestety, dochodzą do tego oddziały elfickich najemników – około trzech tysięcy. Nie jesteśmy więc w złym położeniu, w szczególności jeśliby wziąć pod uwagę nasze nader dobre stosunki z królestwem Venterii. Rakija odkąd pamiętam trzymała się z boku. Z tym, że możesz nie znać tych nazw, mimo, że wydaje mi się to dziwne, przybliżę ci je odrobinkę. Venteria, nasz zachodni sąsiad, jest znacznie potężniejsza od nas i Terraksańczyków. Sam ród Vaerów gotów jest wystawić sześciotysięczną armię. Do tego pięciotysięczna armia uniwersalnych żołnierzy królewskich, to znaczy opancerzonych oddziałów piechoty wyposażonych w łuki, miecze oraz tarcze. Pięciuset najemników zza Wielkiego Suszu, oraz liczące cztery tysiące wojów rycerstwo, mogące, nie licząc Vaerów rzecz jasna, wystawić blisko sześciotysięczną armię. Z kolei Rakija… cóż, na szczęście się nie wtrąca. Jest pierwszym co do wielkości krajem na naszym kontynencie. To właśnie przez Rakijczyków orkowie nie stanowią dla nas zagrożenia. Mówi się, że król Rakiji, Vaher, ma pod swoimi rozkazami blisko dwudziestotysięczną armię. Sądzę, że rody szlacheckie mogą tam liczyć nawet ponad dziesięć tysięcy zdolnych do walki. Do tego dochodzą najemnicy oraz żołnierze pod chorągwiami poszczególnych rodów. Myślę, że w razie wojny bez większego wysiłku możnych Rakijskie wojska mogłyby liczyć blisko pięćdziesiąt tysięcy żołnierzy. Przerażające liczby, prawda, chłopcze?

Cholera – pomyślał Hash – Dobrze, ze chociaż taką matematykę jestem w stanie pojąć.

- Doprawdy, sir Magnusie – odparł – mimo wszystko istnieje jednak prawdopodobieństwo, że ktoś jeszcze włączy się do wojny po stronie... Ter – chłopak zająknął się, usilnie próbując przypomnieć sobie nazwę sąsiedniego królestwa – Ter… Terrasy.

- Terraksy. Jako Lawrence musisz unikać takich niedociągnięć. Pojąłeś moje wyliczenia?

- No, tak. Dość prosta matematyka.

- Widzisz, w takim razie jesteś wśród trzynastu osób z tej sali, które są w stanie pojąć tą, jak to nazwałeś „prostą matematykę”. Teraz, drogi chłopcze, zajmijmy się jedzeniem. Po południu zabieram cię na ćwiczenia. Od jutra zaczniemy spotykać się o świcie i przed wieczerzą.

- Naprawdę? Chciałem o to zapytać, sir Magnusie. Nie chcę, żeby ktoś jeszcze nazywał mnie tchórzem.

- Magnusie. Jesteś jednym z Lawrence’ów. Możesz mówić do mnie po imieniu. My’ Lawrence’owie, mamy obowiązek tytułowania tylko i wyłącznie królów oraz Vaerów. Ci ostatni odwzajemniają się rzecz jasna tym samym. A teraz jedz, chłopcze.

- Właśnie, Hash. Jedz, póki wszystko ciepłe – rzuciła Lannca, szturchając go w bok.

- Tak, tak właśnie zrobię, bo zgłodniałem – odpowiedział, uśmiechając się do rozpromienionej dziewczyny, po czym dodał – życzysz sobie pani któregoś z dań?

-Tak! może ten bażant? To chyba moje ulubione danie, od wczoraj licząc - Hash uśmiechnął się. Co prawda ich bażant był do niczego w porównaniu z tym, ale wiedział, że właśnie o to chodzi. Odrobinkę zgrabniej niż można by się spodziewać odkroił najładniej wyglądający kawałek i podał go księżniczce.

- Dziękuję, sir Hashu Lawrence – w jej głosie dało się wyczuć dumę.

- Ależ proszę, pani – odpowiedział, po czym sam zabrał się za jedzenie, popijając winem nalanym przez Tianę. Na szczęście Nuva obsługiwała Rasena.

Dalsza część uczty minęła na grzecznych rozmowach o niczym i spożywaniu wspaniałych, królewskich dań. Kiedy wszyscy zaczęli się rozchodzić, Magnus dał chłopakowi znak, by został. Król, księżniczka, Rasen, służące oraz kilku innych naprawdę dobrze ubranych urzędników również zostało na sali.

Gdy pozostali zebrani się rozeszli, król powstał.

- Na wstępie chciałbym jeszcze raz powitać moją córkę, która do nas wróciła, dzięki niech będą Atosunowi!

- Dzięki! – zawtórowali obecni, za wyjątkiem nieobeznanego w obyczajach Hasha, służących, które nie miały głosu w trakcie oficjalnych rozmów, oraz księżniczki, gdyż to właśnie o niej była mowa.

- Ojcze – odezwał się od razu Rasen – chciałbym tylko zwrócić uwagę na to, że na sali została jedna osoba, której tutaj być nie powinno. Mam na myśli rzecz jasna kogoś, kogo książę Kristopher Zachorre tak trafnie nazwał przybłędą.

Nuva, Rasen oraz jeden z urzędników uśmiechnęli się złośliwie.

- Mości książę, chciałbym pana upomnieć – powiedział Magnus wstając – że mówicie o członku rodu Lawrenców, który, według prawa, krytykować może tylko i wyłącznie władca.

Rasen spurpurowiał na twarzy, jeden z urzędników, ten, który wcześniej chichotał, zaczął dość uważnie przyglądać się swoim złożonym na stole dłoniom.

- Dziękuję, sir Magnusie, za zwrócenie uwagi memu synowi, za którego jest mi wstyd. Rasenie, proszę, byś opuścił salę – nakazał surowo Lothario.

Książę wstał gwałtownie.

- Ojcze, to nie jest dobry pomysł. Jestem wszak następcą tronu. Opuścić salę powinien ten, kto śmie upominać członka rodu L’Oiseau Bleu.

- Cóż, jako przyszły król musisz być obecny przy rozmowach dotyczących królestwa, jednak to ostatnie ostrzeżenie. Jeszcze jedno takie uchybienie, a naprawdę opuścisz salę.

Rasen, wciąż zdenerwowany, co bez problemu wyczuł Hash dzięki swojej nowej mocy, skłonił lekko głowę i z powrotem zajął miejsce. Gdy już usiadł, władca chrząknął głośno, by zwrócić uwagę wszystkich zebranych.

- Ostatnie słowa wspomnianego już księcia Zachorre mnie uraziły. Mimo wszystko, czuję również niepokój. Jeśli Venteria nie zaangażuje się w wojnę, o ile takowa nadejdzie, będziemy mieć na głowach ogromny problem. A ich obojętność jest oczywista, choć niejasna. Ich ambasadorzy bez wahania odrzucili zaproszenie na wczorajszą ucztę. Ktoś ma coś do dodania w związku z tą sprawą?

Jeden z urzędników, dość młodo wyglądający mężczyzna o pulchnej twarzy, podniósł rękę.

- Słuchamy, Verusie.

Na wszelki wypadek powinniśmy zacząć pertraktacje z Rakijczykami lub elfami z Asharot. Sprawa z tymi pierwszymi jest o tyle prosta, że zwykle się nie angażują, ale zawsze warto utrzymać ten stan rzeczy. Z kolei Asharot… cóż, tutaj może przydać się moja wiedza. Otóż jeśli udałoby się nam dojść do porozumienia z elfami, ich cesarz zawróci oddziały najemników, które stanowią znaczną siłę, mogącą przechylić szale zwycięstwa na jedną bądź drugą stronę, a może nawet wyśle je jako wsparcie dla nas. To jednak może być trudne, zważywszy na długotrwałe przymierze między Terraksą oraz Asharotem. Jednak mamy jeden atut, który mógłby pomóc nam w rozmowach z Asharotczykami – urzędnik popatrzył wymownie na księżniczkę.

- Rozumiem – podłapał król – cóż, wasza wiedza jest naprawdę ogromna, sir Verusie. Tylko dlaczego akurat to miałoby pomóc?

Mężczyzna uśmiechnął się.

- W Terraksańskiej rodzinie królewskiej nie ma ani jednej osoby z krwi elfów. Jak powszechnie wiadomo, ta prastara rasa najbardziej respektuje swoich pobratymców, czego dowiodła oczywiście Biała Caesi, żona cesarza, która jako jedyna wyższa stanowiskiem osoba przybyła złożyć dary dla nowonarodzonej Nenii, blisko 19 lat temu. O ile dobrze pamiętam, ogromne było poruszenie, gdy uklęknęła przed kołyską. Chciałbym też w tym miejscu wspomnieć, że tak znamienita delegacja nie odwiedziła Cabot w dniu narodzin dziewiętnastoletniego teraz Kristophera.

- Tak, to zdecydowanie najlepszy pomysł, jaki mogliśmy usłyszeć. Magnusie, wybierzesz czterech ludzi i pojedziecie razem z księżniczką oraz jej służącą do Asharotu.

- Mój panie – wtrącił się znowu Verus – chciałbym prosić o pozwolenie na dołączenie do tak znamienitej delegacji. Moja wiedza na temat obyczajów naszych gospodarzy może się niejednokrotnie przydać. Ponadto sprawnie posługuję się magią leczniczą.

- Teraz moja córka i sir Magnus przewodzą tej sprawie. To do nich proszę kierować prośby, ale już po spotkaniu – odpowiedział Lothario – Teraz kolejna sprawa. Rasenie, ty, sir Goyes, oraz pięciu rycerzy wybranych przez ciebie wyruszy do Rakiji. Pozwalam ci również zabrać służącą. I nakazuję wziąć tego Nore, żeby czasem nie uchybił komuś jeszcze, bo to by mogło się bardzo źle skończyć. Po drodze prosiłbym o wychowanie tego prostaka.

- Dobrze, ojcze. Zrozumiałem – odpowiedział książę.

- W takim razie ustalone. Na razie sprawę Venterczyków zostawimy w spokoju. Nie możemy dać im jakiegokolwiek powodu do wspierania Terraksańczyków w przypadku ewentualnej wojny. Chciałbym, by obie delegacje wyruszyły najpóźniej za trzy dni. Na koniec pragnę jeszcze wszystkim oznajmić, że oficjalnie odrzuciłem zaręczyny księcia Kristophera. Nie pozwolę, by ktoś, kto obraża ród L’Oiseau Bleu mógł w jakikolwiek sposób się z nim połączyć. Dziękuję za uwagę, możecie się rozejść. – Skończył król, samemu nie czekając na innych. Widząc odchodzącego króla wszyscy rozmawiając między sobą zaczęli opuszczać salę. Księżniczka wstała gwałtownie.

- Chodź ze mną, Hash – rzuciła tylko i majestatycznym, ale dość szybkim krokiem ruszyła za głową rodu L’Oiseau Bleu.

- Ojcze – zawołała – poczekaj.

Król, odwróciwszy, zatrzymał się.

- Ojcze – powtórzyła dziewczyna, gdy już stali z Lothariem twarzą w twarz – chcielibyśmy ci tylko podziękować…

- Nie musicie – przerwał jej władca – wciąż nie zaakceptowałem waszego… no cóż, związku. Jednak celowo wysłałem cię z Magnusem. Jestem pewien, że zabierze i ciebie, chłopcze – zwrócił się do Hasha – trenuj pod jego okiem, to wspaniały szermierz. Ponadto, weźcie ze sobą Verusa. W kwestii elfów to najmądrzejszy człowiek jakiego znam. Prawdopodobnie wie o nich więcej niż oni sami. I jeszcze jedno, córko. Uważajcie, gdy będziecie na terenach Terraksy. Starajcie się omijać miasta i patrole.

- Dobrze, ojcze – odpowiedziała uśmiechnięta szeroko księżniczka, po czym oboje, równocześnie kłaniając się, powiedzieli – Dziękujemy.

- Nie musicie, jak mówiłem. Miłego dnia – odparł odwracając się Lothario. Chciał ukryć swój uśmiech, ale nie miał szans z nową umiejętnością świeżo upieczonego Lawrence’a.

Oboje wrócili do Magnusa, który właśnie rozmawiał z Verusem.

- … tak więc, sir Magnusie, moja wiedza przyda się w waszej sprawie, zaręczam. Poza tym będę mógł was wspierać w ewentualnej walce i w ogóle, naprawdę, obiecuje, że nie będę cięż…

- Tak, idziesz, Verusie – uśmiechnęła się księżniczka – Wyruszymy jutro w południe. Idź się teraz przygotuj, bo przez całą drogę masz nas nauczyć etykiety oraz obyczajów panujących w Mae- Lahhun.

- Dziękuję, pani – powiedział spiesznie mężczyzna – obiecuję, że się nie zawiedziesz. A teraz, wedle rozkazów, idę się przygotować. Żegnam, mości państwo.

I już go nie było.

- Dobrze więc – zaczął Magnus – wybacz, księżniczko, ale muszę zająć czas twemu rycerzowi.

Dobrze, panie – odpowiedziała Lannca – ja w takim razie porozmawiam z ojcem. Jestem mu winna wyjaśnienie, jaki związek ma moje przybycie z obecnością Hasha.

- Będziemy na arenie gwardii. Przyjdź, proszę, jak załatwisz wszystkie sprawy.

- Nie omieszkam, obiecuje! – odpowiedziała z błyskiem w oku.

- W takim razie za mną, młodzieńcze. Mamy jeden dzień, byś nauczył się podstaw.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
mcharazka · dnia 19.11.2015 17:27 · Czytań: 516 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Komentarze
Bernierdh dnia 26.11.2015 16:52
Wygląda na to, że akcja ruszy wkrótce nieco do przodu.
Jest w porządku, choć uczty zaczynają nieco nużyć. Odmiana będzie miła :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:55
Najnowszy:wrodinam