Vrubel-opowiadanie na kanwie życia rosyjskiego malarza - Rand
Proza » Obyczajowe » Vrubel-opowiadanie na kanwie życia rosyjskiego malarza
A A A
Od autora: Opowiadanie powstało na kanwie życia rosyjskiego malarza Michała Vrubla, którego twórczość i życie chciałabym przybliżyć polskim czytelnikom. Dla wyjaśnienia, akcja toczy się w XIX wieku, nazwiska to prawdziwe postacie historyczne. Tekst ten jest tekstem do poprawek, dlatego zamieszczam go tutaj licząc na konstruktywną krytykę.

Obudził mnie dźwięk kół, które coraz mocniej turkotały obijając się o zmrożoną ziemię. Odsłoniłem kotarkę i zimny, przeszywający chłód dostał się do moich nozdrzy, świtało, a na horyzoncie zamajaczyły mi złote kopułki cerkwi. Zmrużywszy oczy widziałem jak stawały się kolejnymi słońcami  mroźnego poranka. Nie wiedziałem czego dokładnie mam się spodziewać po Kijowie. Byłem za bardzo zmęczony, aby się nad tym zastanawiać. Woźnica nie potrafił dobrze kierować końmi. Miałem jechać z ukochanym Aloszą, ale z powodu jego choroby dano mi Saszę. Sasza, gruby i leniwy chłop, który nie potrafił nawet dobrze trzymać lejców. Kiedy widziałem jak jego czerwone, zgrubiałe od pracy palce oplatają lejce, to zastanawiałem się, czy nie wyślizgną się z dłoni, które ledwo zaciskały się w pięść. Konie go nie słuchały ciągle się gubiliśmy, przez co podróż trwała jeszcze dłużej.

Poczułem  jak dorożka wjechała na wybrukowaną drogę, zbliżaliśmy się do miasta. Drewniane koła skrzypiały i suchym echem odbijały się od wielkich kamieni. Podskakiwałem ja, moja głowa i wszystko co we mnie, kołysały się we mnie całe trzewia, już nie wiedziałem czy to przez drogę, czy przez uczucie które zaczęło mi towarzyszyć wraz z wjechaniem do Kijowa. Naraz woźnica zawołał:

- Panie dokąd teraz?

Nie wiedziałem gdzie jest cerkiew św. Cyryla, byłem w wielkim Kijowie po raz pierwszy, a z moim opiekunem artystycznym mieliśmy się spotkać już na miejscu. Lekko poirytowany tym, że dano mi niedoinformowanego woźnicę krzyknąłem do przechodnia:

-Przepraszam, czy możecie mi powiedzieć, którędy do cerkwi?

Ten zaś krzyknął do mojego woźnicy:

-Pod szpital dla obłąkanych jedźcie, cerkiew jest obok!

Pojechaliśmy dalej, sytuacja o której szybko zapomniałem, aby po latach przypomnieć sobie o niej i zdać sobie sprawę z tego, że to ta droga do Kijowa była pierwszym znakiem tego, co stało się później. Nie mogłem wiedzieć, żaden człowiek nie wie co jest mu sądzone. Dostajemy wszyscy  znaki, których i tak nie potrafimy odczytać. Wiedziałem za to, że zostałem wybrany do namalowania fresków w cerkwi. To był oczywiście prosty wybór, nie dało się ukryć, że odstawałem od reszty. Byłem najlepszym malarzem na swojej uczelni, zdziwiłbym się, gdyby wybrali kogoś innego.

 

*

Jakże uroczy jest mój opiekun, od razu zapoznał mnie z domownikami i zaprosił do stołu. Wszyscy chcieli słuchać moich opowieści z Włoch.  Na stole  wesoło buchała para z samowara, usiedliśmy do kolacji, a ja opowiadałem im o pięknych pejzażach, o farbach, które przywiozłem z podróży, o tym czego się  tam nauczyłem. O przepięknych włoskich kobietach i słońcu, które świeci inaczej i powietrzu, którym oddycha się zupełnie odmiennie niż w  naszej Rosji. Słuchali mnie w skupieniu, kiedy nagle koło Profesora usiadła ona. Szybko przyłożyłem usta do filiżanki, bo słowa utknęły mi gdzieś pomiędzy szybszym kołataniem serca i gorączką, która oblało moje czoło. Wypiłem całą herbatę i zdławionym, przerywanym głosem poprosiłem o następną.

-Nasz gość na pewno jest bardzo zmęczony podróżą, rzekł profesor. Nie będziemy już go męczyć, och gapa ze mnie. Jak mogłem, moja żona, Emilia Prachowa.

Podała mi rękę, a ja z największą czcią pocałowałem jej hebanową skórę. Zakręciło mi się w głowie, i o mało co nie przewróciłem krzesła. Widząc to profesor zaczął nalegać, abym poszedł już do swojego pokoju i udał się na spoczynek. Wiedziałem że każda minuta, kiedy nie będę mógł patrzeć na jej twarz, będzie męczarnią. Chciałem objąć jej wizerunek całym umysłem, zabrać ze sobą i ukryć.

Tej nocy nie mogłem spać.

*

Nazajutrz Profesor zaprowadził mnie do cerkwi, aby pokazać mi moje miejsce pracy. Mijało nas wiele błędnych oczu pacjentów lecznicy. Patrzyli na mnie z zaciekawieniem, czułem, że moim ciałem wstrząsał dreszcz przy każdym spojrzeniu, z ich oczu wyzierał smutek i otchłań szaleństwa. Cerkiew św. Cyryla czekała na mnie 20 lat, nikt nie ośmielił się jej dotknąć, bo czekała właśnie na mnie, jej gołe ściany witały mnie chłodem i były gotowe, by przyjąć mój talent. Mój opiekun opowiedział mi o wszystkim, i zostałem sam.

Pracowałem wytrwale, kiedy zacząłem malować szatę świętego Włodzimierza, pod rusztowaniem zobaczyłem ją. Miała na głowie czarną chustę i patrzyła na mnie, nie śpieszyła się. Kiedy odwróciłem wzrok w jej stronę, delikatnie dygnęła i zaprosiła mnie na kolację. Onieśmielała mnie tak bardzo, a sama jej obecność przepełniała mnie radością. Emilia Prachowa zachowywała się zupełnie inaczej, niż kobiety do których przywykłem. Jej ruchy były nieskrępowane i słowa płynęły jak dzika, górska rzeka. Przy tym była na wskroś współczesna, kochała modę, jej strój zdradzał zainteresowanie najnowszymi krojami sukien. Mówiła biegle w kilku językach. Ceniła sobie żart i ekstrawagancje. Cóż za skarb trzymał profesor w swoim domu. Mogłem uwierzyć, że to wróżka uwięziona w domu mecenasa. Zapewne kazał jej ukrywać swoją cudowność. Gorset ściskał jej talię, ale wielkie źrenice były nieujarzmione i zdradzały szum lasu i huk wodospadów. Zdumiewał mnie jej brak pruderii, bez wahania zdejmowała puszek z mojej marynarki, wprawiając mnie w zakłopotanie i zachwyt. Każdego dnia chciałem się jej przypodobać i dzień za dniem życie nabierało sensu tylko dzięki niej. Moja mała kijowska wróżka.

Mecenas Prachow wypłacił mi sporą zaliczkę za malowidła. Dostawszy pieniądze pośpieszyłem do kupca, który sprzedawał koszulę. Wszedłem do sklepu i poprosiłem go o najnowszy model sprowadzony z Paryża. Patrząc na mój ubogi surdut kupiec Izmael pokręcił głową i zapytał mnie jeszcze raz:

-Czego sobie Pan życzy?

Ja powtórzyłem, aby podał mi najpiękniejszą i najdroższą koszulę z paryskiego salonu.

Ale Panie-powiedział, jest u nas wiele pięknych koszul, nie musi Pan wydawać takiej ilości pieniędzy,

Rozłoszczony wysypałem wszystkie monety na stół i zażądałem koszuli. Kupiec podał mi ją nadal kręcąc głową z niedowierzaniem. Ja zaś wiedziałem, że moja wróżka na pewno doceni to, że zapoznałem się ze współczesną modą. Szedłem do domu Prachowych, a moja nowa koszula z żabotem lśniła bielą, oślepiając mijających mnie żebraków.

Zasiedliśmy do kolacji, a ja czekałem, aż Emilia pochwali mnie za swój wybór. Naraz wstała i poszła po pieczeń. Kiedy jej nie było, Prachow zwrócił mi uwagę, że widzi moją rozrzutność i że powinienem bardziej szanować dane mi pieniądze. Nic się dla mnie nie liczyło do momentu kiedy Emilia stawiając pieczyste na stole, przyznała mężowi rację. Jej skinienie głową i słowa, że bezmyślnie wydałem pieniądze, uderzyły w moją pierś, jak zimna stal łopaty wgryza się w grudę ziemi, by wykopać grób. Zerwałem się i wybiegłem. Głupcze-pomyślałem, koszulą chciałeś zaimponować wróżce, płonąłem ze wstydu i złości. Nie zważając na chłód, zdarłem z siebie koszulę, złote guziki rozsypały się po trawie. Biegłem przed siebie, a zobaczywszy żebraka cisnąłem w niego koszulą. Potrzebowałem, aby minęło parę dni zanim zobaczę znowu Emilię. Zdjęty pogardą sam dla siebie, zastanawiałem się co zrobić, aby zmyć z siebie to upokorzenie.

Skryłem się na ten czas w cerkwi i poświęciłem pracy. Wtedy zrozumiałem, że to mój talent może obłaskawić spojrzenie wróżki. Zaprosiłem Panią Prachow na spacer, zgodziła się i wyglądało na to, że nie żywi do mnie urazy. Opowiadałem jej o snach, w których często mi towarzyszy i o ikonach w cerkwi. Szliśmy tak polną drogą, a ja nie odwracałem wzroku od niej, obawiając się, że zaraz mi ucieknie, kiedy nie będę patrzył. Przeprosiłem ją za koszulę i z marynarki wyjąłem mały rulonik. Podarowałem jej mówiąc że ten pejzaż namalowałem specjalnie dla niej i czy będzie łaskawa przyjąć te akwarele w zadośćuczynieniu za moją ostatnią gafę. Emilia długo patrzyła na obrazek i skomentowała go tymi słowami:

-Misza, to jest tak piękne, że byłoby niewysłowioną stratą, abym zachowała takie dzieło tylko dla siebie. Myślę, że powinno zawisnąć w galerii aby więcej osób mogło podziwiać ten pejzaż.

W tym momencie wyrwałem z jej rąk akwarelę, potargałem i rzuciłem skrawki papieru pod jej nogi. Wiedziałem, że nie jestem godny i odprowadziłem ją , a przez całą drogę nie rzekłem już ani słowa.  Tak mijały moje dni w Kijowie. Podczas malowania ikon, moje myśli skupione były na tym, jak zadowolić wróżkę. Kiedyś nawet wpadłem na to, aby pomalować swój nos na zielono. Widziałem w lustrze, że zieleń bardzo mi pasuję i czułem dumę, że oto ja, malarz Michaił Vrubel jestem na bieżąco z najnowszą modą. Przywitał mnie u Prachowych śmiech dzieci, a wróżka filuternie i z dowcipem zwróciła mi uwagę, że poplamiłem nos farbą. Nie rozumiem tylko, dlaczego kazała mi ją zmyć, ale to pewnie dlatego, aby nie wprawiać w zakłopotanie jej męża. Lubiłem Profesora, ale daleko mu było do nas, współczesnych.

Ukończyłem prawie wszystkie malowidła, byłem zadowolony ze swojej pracy. Poproszono mnie, abym namalował jeszcze ikonę Bogarodzicy. Miałem namalować Matkę Boga, istotę niebiańską, moja Bogarodzica mogła mieć tylko jedną twarz. Wróżka zgodziła się, aby zapozować mi do obrazu, co tylko rozochociło mnie do dalszej pracy. Pracowałem dzień i noc, każdy szkic zanosiłem do niej, a każda jej uwaga była dla mnie jak rozkaz. Stała się królową mojego dzieła. Czułem, że zostałem zaproszony do jej królestwa, aby uwiecznić jej potęgę i piękno, a ona łaskawie kierowała moją pracą. Kiedy rozrabiałem farby, czułem się jak kapłan, odprawiający wielkie nabożeństwo na  cześć dobrej królowej. Celebrowałem każde dotknięcie pędzla, mojemu malowaniu towarzyszył śpiew chórów anielskich, a ja nie śmiałem przyśpieszać pracy nad malowidłem.

 

*

Po skończonej pracy czekałem na moment, kiedy moja cudowna wróżka, królowa zachwyci się swoim portretem, i z całą swoją dobrocią pochwali moją pracę i rzeknie, abym już na zawsze pozostał w jej królestwie. Czekałem parę dni, nikt nie odpowiadał, i nikt mnie nie odwiedził. Profesor Prachow nie przyszedł z nowym zamówieniem. Czułem, że tonę. Poszedłem więc do domu Prachowych. Tam jednak zastałem drzwi zamknięte, kiedy wracałem, a strach wzrastał we mnie z każdym krokiem usłyszałem głos lokalnej wieśniaczki:

-Mówię Wam, skandal ! Poszłam pomodlić się przed oblicze naszej najświętszej Panienki, a tam z tronu spogląda na mnie sąsiadka, a zamiast Jezusa, na kolanach siedzi jej córka, ten malarz chyba Boga się nie boi.

Puściłem to zdanie mimo uszu, ale wiatr wiał coraz mocniej, a ja czułem, że mój płaszcz nie chroni mnie już przed zimnem. Nazajutrz przyszedł mój kolega Korowin:

-Misza, coś ty narobił, co za czart podpowiedział ci, aby namalować żonę Prachowa w cerkwi?

Te słowa docierały do mnie jak spod wody, kręciło mi się w głowie i bardzo wąską szczeliną  świadomości rozumiałem co się stało. Ja, nieszczęsny. Wbiegłem do pokoju i zaryglowałem drzwi.  Nie pamiętam co działo się w kolejnych dniach.  To były plamy przytomności na czarnym tle moich dni. Piłem, rzucałem się w objęcia kobiet, byleby tylko nie myśleć i nie czuć. O moja wróżko, o moja królowo, okazałaś się złą wiedźmą, która zaprowadziła mnie nad przepaść mojego życia. Zła syreno, twój śpiew wydawał mi się słodki, teraz już wiem, że było to obrzydliwe wycie, ale ja zaślepiony i głuchy uwierzyłem. Spojrzałem na ostatni obraz. Namalowałem prawdziwą twarz wróżki, złamałem odwieczne prawo cerkwi i namalowałem demona. Demon miał rysy Bogarodzicy. Porwałem nóż, i przesunąłem nim po mojej koszuli, krew trysnęła, biel zaróżowiała a ja poczułem lekką ulgę, spróbowałem jeszcze raz, było trochę lżej, trochę spokojniej. Przesuwałem tak ostrzem noża po całej mojej klatce piersiowej kreśląc ostatnie chwile mojego życia, chciałem wyciąć sobie serce, aby już nigdy nic nie poczuć.

Obudziłem się cały zbroczony krwią, miałem gorączkę a nade mną rysował się mglisty obraz twarzy Korowina, który płakał i dławiąc się szeptał: Misza, Misza!

Odwróciłem głowę, leżałem na skrawkach płótna, sztalugi były poprzewracane, a farba pobrudziła podłogę, moja krew zmieszała się z błękitem płócien i jedyne co pamiętałem to oczy. Oczy napawające mnie grozą, które patrzyły już na mnie do końca moich dni.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Rand · dnia 24.11.2015 16:13 · Czytań: 411 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty