martwym ludziom rosną uszy - stawitzky
Proza » Inne » martwym ludziom rosną uszy
A A A

Mało widziałem w życiu trupów. Jednym z niewielu był mój ojciec. I to też nie dosłownie, bo leżał w drewnianym pudle. Jednak dwa tygodnie wcześniej widziałem go jako, można to tak nazwać, namiastkę trupa. Bo jak nazwać człowieka, który ma wyłączony mózg? Dotykałem go wtedy po brzuchu, po twarzy, czułem powinność w sobie upewnienia się, czy to naprawdę już. Jakaś część mnie chciała, żeby jakaś część jego sprawiła, żeby ten stary pierdziel jednak otworzył te oczy. Ale nie udało się. Już wtedy nie żył.

    Kolejny trup, to kot. Ciało kota. Zabitego przez sąsiadkę kamieniem. Pochowaliśmy go wspólnie na ogródku za szkołą, obiecując sobie odkopanie go za dwa tygodnie. Jako mężczyzna, dostałem pierwszeństwo i patyk, żeby rozkopać dół, w którym został pochowany. Ola stała kilka metrów za mną. Pierw poczułem woń. Kilka lat później dowiem się, że właśnie tak śmierdzi rozkładające się ciało, ale wtedy był to zmieszany zapach gówna, cebuli, śmierdzących nóg, grzybów, kalafiorowej, i wszystkiego co kurewsko niedobre. Uciekliśmy. By chwilę później z zatkanym nosem jednak uspokoić ciekawość. Wierciłem patykiem w ziemi, i zobaczyłem formę kota. Nie zmienił kształtu, jednak wydawał się jakiś śliski. Powiedziałem to Oli, a Ola jako, że była bardzo pojebana, zaczęła dłubać w nim patykiem, aż pękł. Jak stary pomidor, a na wierzch wylał się miąższ z pestkami w postaci białych robaczków. Uciekliśmy.

   W dzień pogrzebu wszedłem do pokoju ojca, i zacząłem przeglądać jego rzeczy. Nie unosił mnie patos, ani żaden sentyment. Od zapisanych kartek, rachunków, po kieszenie w marynarce. Poza tym, że liczyłem na jakieś drobne, sam nie wiem co chciałem spotkać. Dziwną rzeczą, na którą natknąłem się w jednej z kieszeni, była sztuczna szczęka. Dziwną, bo cielesną. W pierwszej chwili odrzuciło mnie, jednak tłumiąc obrzydzenie, poczułem jakbym trzymał jego twarz w dłoniach.

    W zakamarkach szafy trafiłem standardowo na puste flaszki, puszki, i inne alkoholiczne pozostałości. Nie było tajemnicą to, że pił. Jednak on o tym nie wiedział. Myślał, że trzyma to w ukryciu. Wóda robiła z nim tak, że obojętnie jak nie było, było tak jak myślał.

    Rozglądając się po pokoju nie szło nie zauważyć gromadzącego się kurzu. W rogach zbierał się w kłębki, na półkach osad był co najmniej roczny. I gdy zaspakajałem swoją szczurzą ciekawość, zrozumiałem, że nie chciał. Że wybrał sobie ten pokój jako ostatnią prostą. Był to jego bieg zrezygnowania, bieg obwieszający białą flagę wobec życia, bieg do drewnianego pudła.

   Usiadłem na fotelu. Włączyłem telewizor, Sony 16/9 w dźwięku surround, i ciskałem w pilota, wyobrażając sobie, że właśnie tak to wyglądało. Zatrzymałem się na chwilę na kanałach przyrodniczych, gdzie dobrze mi znany głos opowiadał o życiu nocnym na Saharze. Gdzie temperatura spada do minus trzydziestu stopni, a zwierzęta w ten czas skrywają się w wyrytych przez siebie norach. Takich jak ta, jak ten pokój, który latami był przygotowywany by w nim umrzeć.

   Kolejnym, a zarazem pierwszym trupem w moim życiu był dziadek. Umarł, gdy ja się rodziłem. Na pogrzebie byłem jeszcze w brzuchu mamy, lecz dzień później już na jej rękach. Wyobrażam sobie, że panował wtedy nastrój: umarł król, niech żyje król. Do dziś ciężko powiedzieć, czy cieszą się z mojego przyjścia, czy po prostu to akceptują. Jedyne, co mam po dziadku, to lornetkę, brzytwę, i małą cząstkę dumy. Dziadek osrał czarną wronę w paszporcie i poszedł do Andersa. Też mi duma – mówi wujek ( z wroną ) – nie mielibyście lepiej tam, z nami?

  Brat mówi, ze to najlepsza lornetka jaka świat widział. Cóż, lornetka jak lornetka, patrzę, widzę, to chyba dobrze? Kiedyś bolszewicy robili najlepsze sprzęty – dodaje – za młody jesteś, nie te czasy.

  Po śmierci ojca, zaczęło się już tydzień po. Zdjęcia w mms z podpisem: ostatnia porcja ojcowskich mielonych. Za chwilę drugi, od drugiego brata: robiłem dziś mielone, ale nie wyszły tak jak ojcowskie. Jakby nic innego nie miało znaczenia, tylko cholerny pulpet z mizerią i ziemniakami. Jakby wszystko wokół było tylko dodatkiem. Robił ich tyle, żeby starczyło dla całej rodziny, mimo, że z braćmi już dawno nie mieszkaliśmy w rodzinnym domu. Każdy z nas dostawał wiadomość: mielone. Co znaczyło, że mamy stawić się przy ulicy Elfów 16, wejść na trzecie piętro, i zawinąć przynależną porcje karminadli.

  Robił też gulasz à la Edzio. Tak go nazywał. I dodawał, że to gulasz po polsku. Czyli najebane wszystkiego po trochu, zasypane słodką papryką i zalane sosem. Jak były pieniądze, gulasz był z wołowiną, jak nie, z wieprzowiną. Ja nie czułem zbytniej różnicy. Na przekór mamie mówiłem, że ten z wieprzowiny lepszy, by częściej robili ten tańszy. A różnice dawali mi jako kieszonkowe.

   Pieniądze pojawiły się w naszym domu na stałe po śmierci przyjaciela od taty. Kolejny, dosyć ważny trup w moim życiu. Mówili na niego Hawranek. Gdy przychodził do nas w gości, pierwsze co, przywoływał mnie do siebie. Wyzuwał kieszeń na lewą stronę, wysypując drobniaki wprost do moich rąk. Raz było dwadzieścia złotych, raz trzydzieści, a jak dobrze popił, zdarzyło się wyskubać ponad pięć dych. Posmutniałem po śmierci pana Hawranka, nie ze względu na sympatie do jego osoby, lecz do jego pieniędzy. Wiedziałem, że imprezy w takim stylu już się nie powtórzą. Jeśli imprezą można nazwać niezliczoną ilość lodów dla siebie i dla kumpli z placu.

   Pieniądze pojawiły się w naszym domu, ponieważ ojciec przejął interes po panu Hawranku. Stopniowo zaczęło pojawiać więcej mielonych, wołowina, jogurty, te z większymi kawałkami owoców, nowe zegarki taty, telewizor, telefony, aparaty, nowe ciuchy dla mamy i dla mnie. Po czasie doszedłem do wniosku, że wcale tak smutno nie jest, bo rolę pana Hawranka przejął tata. I to z jego kieszeni wysypywały się niezliczone ilości dwu i pięciozłotówek.

   Pan Hawranek sprzedawał wódkę domowej roboty. Kupował skażony spirytus z Czech, i mieszał go z wodą z kranu. Jako, ze w klatce przy Elfów 16, oprócz mojego ojca, było kilku zapalonych sportowców, sort rozchodził jak świeże pieczywo. Za litrową flaszkę skażonego spirytusu pan Hawranek płacił dwadzieścia złotych, z której wychodziły cztery czterdziestoprocentowe półlitrówki, które zaś szły po dychę. Na każdej butelce spirytusu, sto procent zysku. Wystarczyło wsiąść w samochód, jechać do Czech, kupić, i wrócić.

   I tak też czynił to mój ojciec po śmierci pana Hawranka. Wsiadał w swoje audi80, nastawiał radar na Cieszyn Dworzec, i ruszał. Litrowe flaszki skażonego spirytusu, po które jak zwykle, musiałem schodzić na dół, brzdękały w jego bagażniku jedna o drugą. Tato, a co zrobisz jak cię złapią? – spytałem. Powiem, że na wesele dla syna wiozę, i dam im po dwie.

   Wszystko musiałem wnosić na górę. Na to nieszczęsne trzecie piętro. Każda rzecz powyżej kilograma była nie do wniesienia. Czy to cukier, czy większa ilość warzyw na rosół, mięso na mielone, mleko. Jednego kartonu mleka nie możesz wnieść? A od czego ciebie mam? Następnym razem nie zejdę! – unosiłem się. Po czym i tak schodziłem.

   Bałem się wpierdolu. Nawet kiedy urosłem na tyle, by móc mu sam ten wpierdol spuścić, bałem się. Połączenie strachu z żałością. Bo kiedy zaciskałem już pięści, krew na urwanie łba w tych żyłach biegła do góry, w głowie tylko: jebnę mu, no zaraz mu jebnę! To coś we mnie zatrzymywało mnie samego. Jebnąć mam, ojcu? Zamknij się – rzucałem i wracałem do swoich zajęć.

   Dokładnie pamiętam za co dostałem ostatni łomot od ojca. Właściwie nie łomot, a cios. Za surówkę. Za mało jej miałem na talerzu. Bo nawalił mi mięsa, i ziemniaków, a dobrze wiedział, że samo mięso z ziemniakami bez surówki nie ma smaku. Smak ma wtedy, kiedy nabierzesz trochę tego, trochę tego, i trochę surówki. To specjalnie, jedną łyżeczkę colesława nałożył do reszty. Zacząłem trochę marudzić, że surówki za mało. A on na to, że nie ma więcej. A widziałem, że było, bo nakładał z pojemnika, który później schował do lodówki. Nie ma, i już. Ciesz się, że w ogóle jesz – powiedział. Wstałem, wyciągnąłem pojemnik i nałożyłem sobie przesadnie, demonstrując nabór łyżką, nic nie robiąc sobie z jego zakazu. I wtedy odwinął się, i uderzył mnie z pięści w nos, tak że całe te cholerne mielone i surówkę zalała krew. Podniosłem się, spojrzałem na niego, i wtedy już obaj wiedzieliśmy, że to ostatni raz, gdy podniósł na mnie rękę.

   Śmierć spływała po nim, do czasu aż umarła w nim chęć do wszystkiego. W zasadzie, spływała po nim do czasu, aż urodziła się w nim niechęć. Zaczął olewać wszystko jak leci, by obudzić się tam, i wtedy. Nie wiem, czy coś z tego wyniósł. Myślę, że zrozumiał, iż bicie po pysku każdego dnia za to, że każdy dzień jest sobą po prostu, jest nudne. I wtedy, gdy poczuł, że jakaś część jego jest gotowa zamknąć mu oczy na zawsze, zrozumiał jak wkurwia go to, że może naprawdę ich nie otworzyć. Co wydało mu się jeszcze nudniejsze.

   Zachciało mu się żyć tydzień przed śmiercią. Wszystkie przyrządy w jego pokoju nagle straciły znaczenie. Programy telewizyjne nie były tak ważne, bezprzewodowe słuchawki leżały w kącie, a koledzy pukający do drzwi po kolejne flaszki, stali się niesłyszalni. Jakby śmierć stanęła w progu, a wiatr rozwiał starannie nakryty stół, przygotowany na jej przyjście.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
stawitzky · dnia 26.11.2015 14:37 · Czytań: 825 · Średnia ocena: 4,6 · Komentarzy: 13
Komentarze
skroplami dnia 26.11.2015 19:37 Ocena: Świetne!
Niezwykłe bo styl, prawdziwe bo życie, miejscami i sumą nie trochę a mocno zatyka.
Przedziwna "mieszanka" pozwalająca poczuć każdy fragment ze sobą związany życiem i końcem życia. Doskonała choć jakby od niechcenia bo lekko, to plus, obserwacja o bohaterze i bliskich bohaterowi podana osobie trzeciej, czytelnikowi. Polana wrażliwością wbrew ojcu który jednak ślad zostawił jak przyprawę do życia synowi o którym opowiadanie :).
I chce się czytać jeszcze raz :).
stawitzky dnia 26.11.2015 19:53
skroplami

dzięki za dobre słowo, dobrze znów Cie czytać pod tekstem.
skroplami dnia 26.11.2015 20:01 Ocena: Świetne!
Nie dziękuj tylko żyj, żyj, żyj i pisz, pisz, pisz :).
Podziękować można tylko Tobie za to co tu dajesz ;).
Dobra, milczę, żadnych komplementów bo mi też, ten, nietego :).
Pozdrawiam.
P.S. Nie wiem czy lubisz wiersze ale rzuć okiem, nie za daleko ;), na "mnogie niebo", autor: wodniczka.
clockworklukis dnia 26.11.2015 20:58 Ocena: Bardzo dobre
Chyba pierwszy raz czytam tekst twojego autorstwa.
Nie podoba mi się niejednokrotnie przesadzona 'brutalność' opowiadania. Gdzieś w trakcie czytania chciałem czegoś refleksyjnego, przyjemnego, żeby się odciążyć od tego naturalizmu. Swoją drogą przekleństwa u narratora są dla mnie lekką przesadą.
Jednak więcej rzeczy mi się podoba, bo opowiadanie jest bardzo wciągające, stylistycznie bardzo dobrze napisane a i historie są wiarygodne. Słowem, miło było poczytać.
Pozdrawiam :)
blaszka dnia 27.11.2015 11:49
Witaj stawitzky,
to już nie jest epizod, pojedyncza migawka. To kawał porządnej fabuły, historii z początkiem, środkiem i zakończeniem!
Można by powiedzieć, że: prosta historia, opowieść jedna z wielu.
Ale w Twoim wykonaniu nabiera szczególnej mocy oddziaływania na wyobraźnię czytelnika.
Twój dar obserwacji, zauważanie detali, niebanalność refleksji i talent do ujęcia tego w słowie pisanym czynią każdy temat ważnym i ciekawym.
Ogólnie jestem zachwycona, i mogłabym na tej opinii poprzestać, gdyby nie to, że przecież zawsze może być lepiej. Mam na myśli zakończenie. Uważam, że się z nim pośpieszyłeś. Dwa ostatnie akapity są nieco enigmatyczne. Tak na logikę biorąc, są jakby sprzeczne ze sobą, więc myśl, która miałaby być puentą nie do końca trafia w sedno, a raczej pozostawia wrażenie chaosu.
Czytałam przy śniadaniu, a tu kot i robaki! Powalający opis - szczerze.
Chciałabym tak umieć pisać ;)
KoRd dnia 27.11.2015 12:23 Ocena: Świetne!
Swietne :)
Odnoszę wrażenie, że pisane z marszu, przy otwartym oknie z papierosem w ustach B)
stawitzky dnia 27.11.2015 12:41
@blaszka

dobrze Cię widzieć pod swoim tekstem. Dziękuję! A zakończenia, ah, nigdy nie potrafię tej plątaniny powiązać sensownie.


@koRd

papieros jest zawsze!
szarada dnia 28.11.2015 16:04 Ocena: Świetne!
O ojcu czytam od kiljku miesięcy w szczególny sposób. Dojrzały tekst, dobry warsztat. Tylko w trzecim akapicie od końca "oboje" należy chyba zmienić na obaj.
mike17 dnia 28.11.2015 17:35 Ocena: Bardzo dobre
Stawitzky, całkim wyczesany ten twój tekścior :)
Bez przegięć i turpizmów nawijka o śmierci.
Takiej oswojonej, jakbyś kota głaskał, a on cię łapą...
Bo to jest zawsze gdzieś w pogotowiu, to umieranie.
Tekst jest neutralny, rzekłbym, jak relacja.
Ale o to Ci chyba chodziło.
Na małej płaszczyźnie słownej zarysowane to "coś".
Jakieś brudy, jakieś nie teges.
Nawet czarny humor lokalizuję.
Brak mi jednak pierdolnięcia.
Bo jak bierzesz na warsztat takie klimaty, to albo hardcore, albo makabreska, albo bodaj czarny humor, a tu jest pod koniec lekkie wyciszenie.
To najsłabszy punkt tego kawałka.

Ogólnie jest spoko.
Alicja225 dnia 28.11.2015 18:02
Podoba mi się.
Bez zbędnego patosu - oryginalne, zdrowe podejście. Niektórzy rzekliby, że podmiot liryczny zimny, niczym lód, odrealniony i wyzuty z uczuć. Mnie się jednak podoba. Gość nie dramatyzuje, a oswaja rzeczywistość, wspomina ojca takiego, jakim był - nie koloryzuje.
Jest dobrze :)
purpur dnia 05.12.2015 14:31
No przebrąłem przez tekst, chociaż to lekka przesada z mojej strony, bo nie było aż tak ciężko. To co mi się podobało to klimat jaki podąża za bohaterem, jaki mu towarzyszy, w jakim mysli. Cały czas czułem, że stoi nad trumną i jakoś tak wspomina.

Ale... tak zawsze jest jakieś ale.

Po pierwsze, rozumiem potrzebę chmurnego nastroju, ale narrator nie powinien korzystać z wulgaryzmu, naprawdę da sie odczuć ciężka atmosferę bez tego, to mnie raziło. Druga sprawa, jakoś nie do końca poczułem czemu bohaterowi jest jakoś tak bardzo ciężko, ok, ojciec go palął, no ale dalej jakoś nie widzę związku. No ale może to mi się nie udało wyłapać.

Druga sprawa, to jakoś częśc zdań jest ciężka w odbiorze, co i rusz wracałem do poprzedniego aby złapać sens całości, Mozliwe, że dziś mi się ciężko czyta, ząb który akurat dziś postanowił się odezwać, męczy, ale trochę jednak zgrzytają mi zadania.

Dwa z brzegu - chyba coś z nimi nie tak:

"I gdy zaspakajałem swoją szczurzą ciekawość, zrozumiałem, że nie chciał." - to wiele razy to czytałem, chyba coś tu nie pasuje

"Pieniądze pojawiły się w naszym domu na stałe po śmierci przyjaciela od taty." - chyba po prostu taty...

"Włączyłem telewizor, Sony 16/9 w dźwięku surround," - komletnie nie pasuje mi to zdanie do reszty, tak, pewnie się czepiam, ale wybiłeś mnie tym 16/9 i surrond z nastroju :)

Kompletnie nie rozumiem końcówki: Zachciało mu się żyć tydzień przed śmiercią... Dalej nie ma nic o chęci życia... albo jakaś ciemność zapanowała w moim umyśle... Uciekło mi zakończenie.

Generalnie lubię oryginalne pomysły, lubię czytać o czymś innym i to ci się udało znakomicie.
Czułem się jak w filmie z lat 80 - polskim, takim kiedy było wszystko brudne i szare. Trochę ciężkiego klimatu i dziwna opowieść. Fajne. Wykonanie jednak moim zdaniem troszeczke zaszwankowało. Sugeruję aby trochę uporządkować zdarzenia, nie przeskakiwać tak, trochę bardziej nakreślić czemu właściwie opowiadanie powstało, co jest jego celem. Trochę więcej bym chciał uslyszeć o bohaterze, czemu on właściwie nam o tym opowiada, dlaczego taka niechęć w nim jest.

Pamiętaj, że cyfry piszemy, a nie wstawiamy cyfry :)

Tyle ode mnie - dzięki za chwile w grobowej atmosferze.

W wolnej chwili zapraszam do siebie,
Pozdrawiam
Heisenberg dnia 06.12.2015 02:54
Chyba pierwszy Twój tekst, który mi na dłużej zapadł w pamięć, na tyle "na dłużej", że wróciłem poczytać znowu. Myślę że w zakończeniu jednak wszystko sensownie się pozawiązywalo, przynajmniej tak mnie się zdaje.
stawitzky dnia 06.12.2015 22:15
@mike17

dobrze Cię widzieć. Jak zawsze celnie, nic dodać, nic ująć.

@purpur

ale ten telewizor naprawdę włączyłem, i był on właśnie taki, i chyba właśnie tak chciałem to oddać w tekście. Według mnie pasuje idealnie, bo dodaje takiego tu i teraz, ale co ja się znam?

@Heisenberg

miło mi, że wróciłeś, chyba pierwszy Twój komentarz u mnie bez ''stawitzky, nie wiem jak Ty to robisz, ale zdobyłeś czytelników pisząc kompletnie o niczym''. Pozdrawiam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty