Aimeiz - 25 grudnia - Piotr Bronikowski
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Aimeiz - 25 grudnia
A A A
Od autora: Cześć,

prezentuję Wam jedną z 29 historii w cyklu Aimeiz.



Aimeiz to 29 modułowych historii osadzonych w świecie dojrzałego science fiction, gdzie głównym bohaterem są losy umierającej cywilizacji pokazywane urywkami z ludzkich doświadczeń. Słońce umiera, a jedynym ratunkiem jest budowa floty i opuszczenie planety. Przez kolejne 50 lat ludzkość wdraża Wielki Plan, poświęcając wszystko w imię przetrwania, a uwięzieni w okresie przejściowym główni bohaterowie próbują znaleźć dla siebie miejsce i odpowiedzieć na pytanie — jak wysoki może być koszt ocalenia gatunku? Dłuższy opis, a także cała książka dostępne są na stronie: http://aimeiz.pl/


Tekst, jak widać, nie jest na portalu idealnie sformatowany, więc gdyby ktoś się zainteresował, to całość może pobrać ze strony aimeiz.pl. Wszystkie historie są za darmo, a poniższa znajduje się pod numerem 15.


Zgłoszę zawczasu, że teksty nie przeszły jeszcze finalnej korekty, więc mogą być w nich błędy. Poza tym stosuję angielski zapis dialogów. Jeśli ktoś chce wiedzieć dlaczego, niech pyta :)


Będę wdzięczny za wszelkie uwagi, krytykę, opinie, sugestie.

 

 

25 grudnia
(historia nr 01.15 w serii książek Aimeiz, aimeiz.pl)

25 grudnia Waszyngton wciąż przywdziewał żałobne szaty szarym dniem i czarną nocą szyte, nie dlatego, że brakowało energii, wręcz przeciwnie — Tyranit kumulował jej aż nadmiar, a z powodu zniszczeń, które zamieniły miasto w jedno wielkie złomowisko. 1 grudnia Słońce wypaliło całą elektronikę, zabierając ludziom nawet najbardziej podstawowe narzędzia. Bez nich miasto stało się dżunglą z betonu, a mieszkańcy rozbitkami we własnych domach. Zdani na siebie, od miesiąca próbowali przetrwać najpierw zamieszki, regularną wojnę, a teraz głód, choroby, samotność. Jednak bezradność chadzała beztrosko opustoszałymi drogami, wszędzie zostawiając ślady rozpaczy, pośród rozbitych aut, spalonych budynków i przeoczonych, martwych ciał. Śnieg przykrył białą płachtą poległe miasto i razem z ciszą, gwieździstym niebem, koił zmysły wszystkich, którzy przetrwali dzień końca świata. Pośród konturów chowających się w nocy budynków, tkwił jeden rozświetlony jak latarnia na brzegu czarnego oceanu. Co chwilę jednak gasł, potem znów błyszczał słabnącym światłem, migotał i następnie obumierał, ku rozczarowaniu zebranych w nim naukowców, profesorów, mędrców, mistrzów słowa i żelaznej myśli, pionierów wszelkiej kreacji, piewców pięknych idei, którzy nawet razem nie potrafili zapewnić sobie stabilnego oświetlenia. Od wczoraj w hotelu Ramsey trwała konferencja na temat losów ludzkości, prowadzona na drugim piętrze budynku, w sali wypełnionej po brzegi okrągłymi stołami.

Spotkanie zgromadzonych uczonych było jak stypa, na której nikt nie wiedział, kto umarł, a nie było odważnych, by o to zapytać. Żaden z podstarzałych, ocalonych przez własną odrazę do bio-mechanizmów, mędrców nie wychylał się ponad z góry ustalony pułap zgarbionych pleców, by tylko nie zostać wywołanym do wygłoszenia peanów po zmarłym. Wykute na twarzach zdruzgotane ich miny mówiły wszystko. Pierwszego grudnia wielki krzyk przerwała cisza, którą teraz ocaleni myśliciele przekuwali w smutną świadomość uzależnienia od technologii, jakie od lat kaleczyło ludzkość. Nikt nie znał liczby zabitych, ani zaginionych, wszyscy za to widzieli ogromne stosy ciał zagarnianych na cmentarzach jak suche liście jesienią. Potem instynkt zastąpił szok i brutalność zalała ulice, zmuszając zdziesiątkowaną armię do użycia siły. Kolejne ofiary, zniszczenia i panika, a po nich spokój strzeżony lufami karabinów. Teraz wracał rozsądek, a wraz z nim wielka rozpacz i pytanie co dalej, na które odpowiedź znał tylko Niham. Obecny na konferencji jedynie po to, by obalić głosy, że zginął zabity własną technologią, przechadzał się między stołami, poszukując dla siebie miejsca w mydlanej bańce próżnej wiary prelegentów w możliwość zachowania jeszcze starego porządku rzeczy. Gardził tą rozpaczliwą żądzą, by utrzymać zgniły świat dla samego tylko komfortu myśli ułożonej w równe rządki wypolerowanych na błysk teorii. Obrzydzeniem darzył także siebie, świadomy zbrodni, którą zdecydował się popełnić, pogrywając losem całej ludzkości. 'Złe uczynki popełniają źli ludzie' powiedział pod nosem, delikatnym uśmiechem nadając tym słowom ironicznego wymiaru. 'Czy mogę się dołączyć?' zapytał dwójkę podstarzałych mężczyzn przy stole postawionym w najdalszym możliwym kącie sali.

'Proszę, panie Sante. Może pan siadać i rozstrzygnąć nasz spór' powiedział ochrypłym głosem starszy profesor z Cambridge, który przetrwał zagładę tylko dlatego, że był zagorzałym wojownikiem o czystość ludzkiej fizyczności. W białym garniturze, siwych włosach i z poplamionymi dłońmi, zapraszał zamaszystymi gestami do stołu.

'A muszę?' Niham zapytał, licząc na to, że tym skromnym żartem uniknie odpowiedzialności.

'Niestety sieć nie działa, więc nie możemy się do niej odnieść, a sprawa jest istotna' mężczyzna oznajmił.

'Ja zacznę' wtrącił drugi z profesorów, równie dojrzały wiekiem i o wyraźnym, wschodnim akcencie, który kaleczył uszy szorstkością sylab. On z kolei ubrany był w żałobną czerń.

'Nie, nie. Ja zacząłem dyskusję, więc ja ją przedstawię' kłócił się pierwszy mężczyzna, rozpoczynając wojnę na przerywanie, uciszanie, gardzące spojrzenia i poniżające gesty.

Niham wstawał już od stołu, kiedy na biało ubrany prelegent chwycił go za ramię i ignorując konkurenta, zaczął mówić. 'Bo widzi pan, rzecz się rozchodzi, że mamy problem z określeniem jaką rolę pełnił przywódca Armii Wyzwolenia podczas III wojny światowej' przedstawił sprawę, żelaznym uchwytem ciągnąć Nihama jak kotwicę w dół, w otchłań zanudzenia.

'Znowu użył pan słowa przywódca!' wtrącił oburzony profesor rosyjskiego pochodzenia. 'A mówiłem przecież...' próbował kontynuować, wznosząc ręce do odciętego sufitem nieba.

'Użyłem, bo nie znam innego równie pasującego słowa' szybko wyjaśnił uczony z Cambridge.

'Tłumaczę panu, że przecież przywódca, to osoba, która posiada władzę opierającą się na przyzwoleniu społecznym, w postaci wytworzonej wcześniej struktury w danej grupie. On nie miał nadanego przywództwa. W żaden sposób!'

'Ale był przywódcą. Ludzie za nim podążali, słuchali go. Na pewno był liderem.'

'Lider to w zasadzie to samo, co przywódca!' stwierdził rosyjski profesor, uderzając pięścią w stół.

'Dobrze więc' uspokajał pierwszy mędrzec, samemu napędzając się oburzeniem. 'Jego władza zrodziła się z charyzmy na początku, ale później powstała struktura i niech mi pan nie mówi inaczej, bo gdyby jej nie było, to zamach w Welmond nie zakończyłby tak łatwo działań Armii Wyzwolenia!' wykrzyczał, sprawiając wrażenie, że za chwilę dostanie ataku serca.

'Struktura była, ale nie miała nic wspólnego z władzą w rękach tego człowieka, jak on tam się nazywał...' zamyślił się drugi z debatujących, zdradzając zmęczony już wiekiem umysł.

'Sprawdzę w sieci' powiedział profesor z Cambridge i zaraz zorientował się, że od 4 tygodni Internet nie działał. 'A pan wie jak się nazywał?' zapytał, spoglądając na Nihama, który myślami był już w toalecie.

'Proszę?'

'Jak się nazywał przywódca Armii Wyzwolenia, wie pan?'

'Znowu to słowo!' z płonąca agresją zawył na czarno ubrany, jak arcyłotr w teatralnej farsie, rosyjski profesor, przeklinając złowieszczo w swym ojczystym języku.

'O co panu chodzi? Jeśli to nie był przywódca, to jak by pan go określił?' żalił się uczony z Cambridge w białym garniturze komiksowego bohatera.

'Pryzmatem społecznym.'

'Co proszę? To jakaś niedorzeczność! Co to w ogóle znaczy?!'

'Pryzmat społeczny' z dumą i wypiętą przy stole piersią, rozpoczął swój wykład rosyjski profesor, 'to osoba, która nie jest liderem, ale w naturalny sposób skupia na sobie uwagę poprzez posiadane cechy przywódcze i charyzmę, a jej decyzje zostają przyjęte nie jako rozkaz czy polecenie, ale słowo prawdy, akceptowane przez daną społeczność na fali ślepego dla niej poparcia, zbudowanego na wierze w jej wyjątkowe pochodzenie.'

'Wymyślił pan sobie tę definicję!' profesor z Cambridge oburzył się, złowrogim spojrzeniem próbując obalić tezę przeciwnika.

Niham skorzystał z okazji, że mężczyźni byli zajęci szamotaniną słów i pognał do wyjścia, przytłoczony masywnością ich urojeń. Przed drzwiami do upragnionej wolności zatrzymał go, niestety, Walkin Onstrom — człowiek równie bogaty, jednak o rok młodszy. Długie, blond, zaplecione w warkocz włosy postaci i zdobiony złotą nicią garnitur raziły Nihama gorzką mieszanką próżności i snobizmu, okraszoną jeszcze samouwielbieniem, które zdradzała przycięta z laserową precyzją bródka. Na samej górze tej utopionej w czekoladowej polewie pyszności tkwiła wisienka błękitnych, spalających pogardą wszystko oczu. Mężczyźni rzadko się widywali, a jeśli już, to na uroczystościach rozdania nagród za Człowieka Roku lub Charytatywnego Lidera Rynku, które na przemian dostawali.

'Widzę, że nie masz ochoty rozmawiać o III wojnie światowej' Walkin zauważył, dopieszczonym uśmiechem racząc swojego największego wroga.

'Cóż, to nie moje czasy' Niham odparł, czując się jakby z lwiej paszczy trafił wprost w pazury hieny, której łapa wylądowała na jego piersi, zatrzymując go w miejscu.

'Poczekaj, musimy porozmawiać.'

'Musimy?'

'Tak, to ważne' Walkin powiedział, blokując ciałem drogę. 'Słuchaj, wiem że nie jestem osobą, którą podejrzewasz o pozytywne intencje, jednak wiedz, że obecna sytuacja martwi mnie tak, jak innych.'

'Nigdy nie wątpiłem w twoją szczerą potrzebę czynienia dobrych uczynków.'

'Nie zatrzymałem cię, by toczyć pojedynek na subtelne uszczypliwości' młodszy o rok bogacz z obrazą w głosie stwierdził. 'Naprawdę nie ma na to czasu. Przez ostatnie 2 tygodnie obserwowałem sytuację bardzo dokładnie i stwierdziłem, że ludzkość w obecnej formie nie jest w stanie przetrwać. Może już wiesz, może dopiero się dowiesz, ale Słońce umiera i wkrótce nasz czas na Ziemi dobiegnie końca. Wtedy żadne nasze pojedynki nie będą miały znaczenia' przekonywał, chyba pierwszy raz w życiu posługując się szczerością i odsłaniając prawdziwe zmartwienie stanem świata.

'Dlaczego mi to mówisz?' Niham zapytał, w jednej chwili pozbywając się całej zgromadzonej w rozczarowaniu konferencją cyniczności.

'Możesz uznać mnie za szaleńca, tak jak każdy w tej sali, gdyby usłyszał co mam do powiedzenia, ale wiedz, że uważam cię za człowieka bez granic, odkrywcę, który nie boi się patrzeć tam, gdzie inni nawet nie myślą.'

'Przejdź do rzeczy' Niham ponaglał niemal z groźbą w głosie.

'Rozpoczynam projekt podwyższenia ludzkiej wytrzymałości na kosmiczne warunki.'

'Chcesz manipulować ludzkim DNA?'

'Nie, nie. Nie rozumiesz. Nie ma sensu modyfikować DNA, jeśli ludzie nadal będą uzależnieni od powietrza, ciepła, ochrony przed promieniowaniem' Walkin wyjaśniał, nieświadomie poniżając sarkastycznym uśmieszkiem rozmówcę. 'Nie chcę manipulować ewolucją, chcę ulepszyć ludzi, by mogli istnieć w innych warunkach niż ziemskich. Jeśli Ziemia zostanie zniszczona, a my będziemy zmuszeni ją opuścić, to jakie są szanse, że w zasięgu zbudowanej floty znajdziemy inną planetę zdolną utrzymać całą ludzkość przy życiu?'

'Nawet ja nie jestem w stanie wyobrazić sobie takiej transformacji. Nie jesteśmy aż tak zaawansowani technologicznie, by nawet o tym myśleć!'

'Jeszcze nie jesteśmy!' Walkin stwierdził, podnosząc głos, by skontrować zaskoczenie Nihama, 'ale ja znalazłem sposób, który przynajmniej w teorii, pozwala nam stworzyć człowieka zdolnego do przetrwania w kosmosie.'

'Sposób?'

'Za wcześnie, by mówić o szczegółach. W tym momencie mogę ci powiedzieć, że mam technologię, na którą przypadkowo natknęła się pewna naukowiec pracująca nad budową arki DNA i możesz mi wierzyć, choć ona sama nie jest tego świadoma, to odkryła coś, co pomoże mi przemienić ludzi dosłownie w superbohaterów. Mam już całą niezbędną wiedzę' Walkin chwalił się, promieniując narcyzmem jak supernowa na nocnym niebie.

'To po co mi to mówisz?'

'Na pewno się domyślasz. Twój intelekt i zaplecze techniczne może przyspieszyć sukces tego projektu o lata, a czasu, jak widać, mamy mało.'

'Masz rację' Niham powiedział, oślepiony manią wielkości mężczyzny. 'Niewiele nam czasu pozostało, dlatego wybacz, ale nie mam zamiaru tracić go na absurdalne i nierealne projekty' przyznał i zwinnie wyminął przeszkodę na drodze do toalety.

Walkin natychmiast naburmuszył się elegancko jak paw i zacisnął gniewnie pięści. 'Mój sukces będzie twoim zbawieniem!' zawołał w plecy śmiertelnego wroga, ale on znikł za progiem drzwi i ruszył w stronę toalet, pchany biologiczną potrzebą i obłędem zebranych w sali osób.

Niham miał dość udawania, odgrywania ról i z mroczną satysfakcją, gdzieś w podświadomości, przepuszczał promyk zadowolenia z faktu, że świat w takiej formie wkrótce zostanie całkowicie wymazany. W drodze znów zgasło światło, stawiając go przed problemem wyboru męskiej części toalety po omacku. Potrzeby żądzą się jednak innymi prawami, dlatego bezwstydnie ruszył przed siebie, dotykiem wyszukując ścian i drzwi. W środku, w kompletnej ciemności, próbował zlokalizować odpowiednie urządzenie, trafiając dłonią na jakąś mokrą powierzchnię. Przeklął soczyście, a w odpowiedzi usłyszał cichutki chichot. 'Kto tu jest?' zapytał, zaskoczony.

'Ja' odparł wszechobecny w pomieszczeniu kobiecy głos.

'To damska toaleta?'

'Tak' dziewczyna potwierdziła, wciąż rozbrajającym chichotem wypełniając czarną przestrzeń.

Niham zakręcił się wokół, próbując dostrzec wyjście, ale zgubił orientację i ciężko wzdychając, przeklął ponownie, choć tym razem cicho. Wtedy światło wróciło, swym blaskiem na chwilę go przytłaczając.

'Niham Sante w damskiej toalecie. Niebywałe!' stwierdziła 25-letnia Lumen Sereday z soczystym uśmiechem na twarzy. Stała tuż przed nim, tak blisko, że aż odskoczył, uderzony dziwnym przeczuciem.

Choć był zdezorientowany i kompletnie bezbronny, jak każdy mężczyzna w damskiej toalecie, to w głowie, niczym ryk eksplodującego wulkanu, rozbrzmiały Nihamowi prorocze słowa „to ona.” 'A pani kim jest?' zapytał, zdziwiony faktem, że jego oczy wciąż zmagały się z oślepiającym blaskiem, który kobieta wchłonęła, niczym jakąś super moc, i świadomie wykorzystywała w formie tarczy, by odbić wszelkie próby poznania jej zmysłami.

'Lumen. Lumen Sereday, miło mi poznać' dziewczyna przedstawiła się, wyciągając do niego dłoń. 'Masz piękne oczy, fascynujące nawet' pochwaliła go szczerze, nie przestając mówić, jak fontanna tryskająca wodą. 'Sama kiedyś przez chwilę nosiłam soczewki, żeby uzyskać podobny efekt, ale to nie to samo. Pewnie dużo osób zwraca na nie uwagę, co?' pytała, bezwstydnie potrząsając jego zdrętwiałą rękę.

'Nie, nie' Niham dukał zakłopotany.

'Kłamiesz' Lumen natychmiast stwierdziła, jak śledczy na przesłuchaniu świadka, ściągając z nosa czarne okulary, zbliżając zmrużone oczy do jego twarzy i wbijając mu się w przypisaną przestrzeń osobistą, jak asteroida w atmosferę planety, jeszcze bardziej rozświetlając pomieszczenie. 'Na pewno masz już dość opowiadania o heterochromii. To musi być strasznie frustrujące. Wszyscy patrzą, a każdy się wstydzi o to zapytać, tylko próbuje nie dać po sobie znać, że jest zaciekawiony. Wiem, bo mam podobnie. Mnie wszyscy męczą o okulary. Myślą, że nie zauważyłam zmiany trendów i pytają złośliwie czy jeszcze palę papierosy' mówiła jak do przyjaciółki, śmiejąc się i bawiąc archaicznym urządzeniem w dłoniach. 'Ja nie widzę kolorów' oznajmiła. 'Stąd te okulary. Mam monochromatyzm. To taka wada genetyczna, ale pewnie wiesz. Bez nich wszystko widzę w zasadzie w odcieniach szarości, no może trochę zieleni, ale tak poza tym to mam jak w filmie z XX wieku. Zakładając okulary nagle robi mi się kolorowo' żartowała sama z siebie bez cienia goryczy. 'Tu mam złącze' mówiła, pokazując mu małe metalowe miejsca na zausznikach.

Niham domyślał się, że dziewczyna już pewnie milion razy tłumaczyła działanie swoich okularów przypadkowym osobom, ale nadal robiła to z zaangażowaniem, szczerą chęcią, a nawet rozbawieniem, jakby przywykła do tego obowiązku nie mniej niż do codziennego wstawania. 'Wykłada pani na konferencji?' zapytał i momentalnie żałował swych słów, bo odpowiedź mógł sam wyciągnąć z jej wieku, sposobu ubioru i teraz bezkrytycznie drwiącej twarzy.

'Oczywiście, że nie' Lumen odpowiedziała i założyła z powrotem okulary. 'Jestem tu z trochę innych powodów' dodała uśmiechnięta szeroko, znów widząc wszystko w kolorach.

Oboje zamilkli wzajemnie wpatrzeni w genetycznie wadliwe oczy, tocząc grę o to, kto pierwszy powinien kontynuować rozmowę. Jednak dla Nihama to nie była zabawa. Jego myśli, roztrzaskane jak szkło o ścianę, rozpierzchły się każda w inną stronę, rozrywając mu uwagę na strzępy, które próbował rozpaczliwie chwytać jeden po drugim, upuszczając w międzyczasie te już zebrane, a wszystko to przez tę niebywałą postać, jakiej nie był w stanie rozgryźć. Definiowało ją coś rozbrajającego, odurzającego i negującego wszelką inteligencję, niczym antidotum zmyślnie spreparowane przeciwko niemu. Nigdy wcześniej nie czuł się tak bezbronny, nagi i wystraszony, stojąc przed krótko ściętą, złotowłosą dziewczyną w czarnych, jak smoła okularach, o słonecznych, rozbawionych brwiach i z niebieskimi, jasnymi oczami. Była niczym obraz stworzony ręką pozaziemskiego artysty. Ile by jej nie podziwiać, ile uwagi nie poświęcić, żadnym spojrzeniem nie dało się poznać, rozczytać, objąć źródła bijącego od niej piękna i tylko rozum podpowiadał, że jest w tej magii jakaś doskonałość, której zwykły śmiertelnik nie będzie w stanie pojąć. Wpatrzony w nią i rozkojarzony, Niham poczuł wstyd bezradnego chłopca, który doskonale wie, że ma plamę na koszuli, wie też, że ona wie i wie, że ona wie, że on wie, ale za żadne skarby nie chce się do tego przyznać, by w ten sposób ocalić chwilę niepewności, która zawsze lepsza jest od zawstydzenia.

'Nie chcesz wiedzieć w jakiej sprawie tu jestem?' Lumen zapytała, przełamując ten mały pojedynek na spojrzenia.

'Nie wiem czy chcę wiedzieć' Niham z siebie wykrztusił, natychmiast żałując wszystkich słów, jakby te zmyślne, świetnie skonstruowane w głowie, po opuszczeniu jego ust, były świadectwem idiotyzmu i bełkotem rozkojarzonego dziwaka.

'Zamierzasz tak stać w damskiej toalecie?' Lumen dalej dociekała, wzmagając w nim zakłopotanie, które jak berło dzierżyła, dumna z władzy nad sytuacją.

Niczym ze snu wyrwany uderzeniem w twardą podłogę, Niham szamotał się w myślach, kierowany już tylko instynktem ucieczki. Spojrzał w stronę drzwi, zrobił ku nim pierwszy krok i znów zgasło światło. Przeklął głośniej niż za pierwszym razem, przyprawiając Lumen o niekontrolowany atak śmiechu. 'I co teraz?' zapytał sam siebie.

'Pomóc ci wyjść?' dziewczyna zaproponowała, tak jakby mówiła do dziecka, które nie potrafi dosięgnąć klamki.

Nigdy wcześniej Niham nie był pod wpływem takiej bezradności i oszołomienia jak teraz. Skołowany, szukając idealnej odpowiedzi, zastygł w oczekiwaniu na cokolwiek i prawie spłonął z zawstydzenia, gdy jej dłoń wsunęła mu się pod ramię, z delikatnego uchwytu przeradzając w przytulenie. Niham, najbogatszy i według wielu jeden z najprzystojniejszych ludzi na Ziemi, był wyprowadzany po ciemku z damskiej toalety przez młodą kobietę w tanecznym kroku walca, którego nie on prowadził. Otoczony zmysłową aurą uwodzicielskiego zapachu, cytrusowego, wytrawnego, wzmocnionego ciemnością, podążał u jej boku tam, gdzie chciała.

'I już po strachu' Lumen kąśliwie oświadczyła, doskonale bawiąc się jego kosztem. Byli na korytarzu, gdzie światło nieba delikatną poświatą szkicowało detale.

'Skoro nie jesteś wykładowcą, ani jak sądzę gościem i nie masz też przepustki medialnej...'

'Może ją schowałam?' dziewczyna wtrąciła, wciąż wpleciona w jego ramię.

'Nie wyglądasz na dziennikarkę, twój ubiór nic takiego nie sugeruje. Nie wyglądasz też na nikogo z ochrony...' Niham przerwał i zaniemówił, przerażony zimnym jej spojrzeniem.

'Chcesz skomentować mój ubiór?' Lumen groźnie zapytała, każdym słowem wpadając mu za kołnierz lodowatą kroplą rozdrażnienia.

'Nie, skąd, nie miałem takiego zamiaru!' Niham wykrzyczał w swojej obronie.

Śmiech dziewczyny wypełnił korytarz, w magiczny sposób przywracając światło. 'Przepraszam!' przez łzy rozbawienia mówiła. 'Tylko się wygłupiam, przepraszam. Ja tak mam, że jak wyczuję słabość, to gryzę, ale to tylko zabawa.'

'To ja przepraszam' Niham odpowiedział, bezwarunkowo kapitulując. 'Zachowuję się jak idiota. Nie wiem jak to możliwe, ale rozbierasz mnie, to znaczy rozbrajasz jak bombę' szybko poprawił przejęzyczenie i sam wypełnił korytarz śmiechem. 'A twój ubiór mi się bardzo podoba' dodał i był w tych słowach całkowicie szczery.

Lumen miała na sobie krótką, podkreślającą talię i jasnoniebieską marynarkę z mocno widocznymi szwami, a pod nią malowany barwami jesieni sweter, połączony z równie pstrokatym szalikiem, i jeansowe spodnie. To były klasyczne ubrania, bez wplecionej w nie sieci komputerowej, tradycyjne, a jednak w pewien sposób krzykliwe, stonowane, ale w tłumie od razu przyciągające oko. Ta sprzeczność doskonale oddawała wrażenie, jakie Niham zdołał do tej pory zbudować o kobiecie.

'Dziękuję' Lumen wyraziła wdzięczność w sposób absolutnie szczery i pokorny, tylko potwierdzając teorię o rozbieżnej swej naturze.

'Znasz mnie, a ja ciebie nie' Niham zaczął już bez strachu. 'Wiesz co tu robię, a ja nadal nie mam pojęcia co sprowadza cię na tę konferencję' mówił, ulegając jej urokowi i przez to absurdalnie odzyskując pewność siebie.

'Przyjechałam tu, by spotkać jedną osobę.'

'Spotkałaś ją?'

'Tak.'

'Dostałaś, co chciałaś?' Niham zapytał i z reakcji dziewczyny mógł bez trudu wyczytać, że poruszył nieprzyjemny dla niej temat.

'Będziemy tak stać pod toaletą, trzymając się za ręce?' Lumen zapytała, próbując przywrócić ich relację pełną roztargnienia i rozśmieszenia.

'Masz ochotę na drinka?'

'A konferencja?'

'Nie dowiem się z niej niczego, czego bym już nie wiedział' Niham oświadczył z nadmiarem dumy, którą szybko stonował, dodając żartem 'naprawa świata może poczekać. Idziemy?'

'No jak może poczekać, to idziemy!' Lumen ochoczo oznajmiła, zatrzymując ich marsz już po pierwszym kroku. 'Nie chciałeś skorzystać z toalety?' zapytała.

'A, no tak.'

'To z powrotem po prawej. Iść z tobą?' dziewczyna zaproponowała, a kąciki jej ust powędrowały do góry.

'Nie trzeba' Niham odpowiedział, czując powracające zakłopotanie.

'Pytałam poważnie. Moje okulary mają wbudowaną noktowizję, a nawet iluminator, więc jak zgaśnie światło mogę pomóc ci, na przykład, celować' Lumen żartowała, ubierając Nihama w doskonały nastrój na całe 2 minuty, które spędził w toalecie uśmiechnięty od ucha do ucha, jak małolat zarażony szkolnym zauroczeniem.

W drodze do wyjścia światła gasły kilkukrotnie, za każdym razem zbliżając ich do siebie w poczuciu oderwania od świata i dosłownie wtulając wzajemnie w ciepło własnych ciał. Lumen prowadziła, Niham nie protestował, a oboje świetnie się bawili obserwując biegających z piętra na piętro organizatorów konferencji, częstując ich uśmiechami, a w zamian otrzymując zaskoczone i zatrwożone spojrzenia.

Na zewnątrz miasto tkwiło zamrożone w kadrze końca świata. Spowite mrokiem, zdławione ciszą, przykryte warstwą śniegu, budziło grozę i dziwne piękno, które wlewało się mrozem do płuc zauroczonej sobą pary. Windy magnetyczne nie działały, a nieruchome, porzucone auta zapełniały pobocza, odgarnięte przez wojskowe pojazdy razem z zaspami. Ciemność i ciszę przecinały tylko pojedyncze osoby, pokonując mrok archaicznymi latarkami, których strumienie zawsze padały im pod nogi, oświetlając jak najmniejszy skrawek ziemi, by nie ujawniać post-apokaliptycznego, przyprawiającego o ciarki krajobrazu. Zniszczenia były ogromne, choć nie wszystkie dało się dostrzec gołym okiem. Nie działały żadne służby, transport i biznes, a po raz pierwszy od setek lat, głód stanowił poważne wyzwanie dla władz. Równie drastycznie Kryzys odczuła natura. Plan jej powrotu do miast, który przez ostatnią dekadę robił takie postępy, runął, gdy nagła zmiana temperatur i tydzień upałów w środku zimy, a potem potężne opady śniegu, zdewastowały odnawiane parki, skwery i aleje. Do tego nieznane wcześniej promieniowanie naruszyło delikatną strukturę DNA roślin, zapowiadając nadchodzącą klęskę zbiorów. W tej chwili jednak nikt o tym nie myślał, bo za milionami jeszcze nieotwartych drzwi do mieszkań, czekała wciąż nieokiełznana śmierć, grożąca najokrutniejszą w historii ludzkości epidemią.

Szli długą, ciemną ulicą, zlani w jedną całość przytuleniem i prowadzeni białą smugą drogi mlecznej.

'Zauważyłeś jak cudowne jest nocne niebo, gdy nie ma świateł miasta?' Lumen zapytała.

Niham spojrzał w górę.

'Zauważyłeś, jak cisza jest cicha, gdy auta nie jeżdżą?' dziewczyna zdradzała swe spostrzeżenia.

Niham zauważył, zawsze zwracał na to uwagę, ale nigdy wcześniej nie miał nikogo, kto by tak dobrze rozumiał tę przepaść między ciszą, a ciszą. 'Właśnie dlatego lubię jeździć do Australii. Na otwartej przestrzeni, przygnieceni niebem, naprawdę możemy poczuć jak mali jesteśmy' stwierdził z wygiętą w górę głową.

'Nigdy tam nie byłam. Chciałam, nawet bardzo, ale praca zawsze mnie powstrzymywała, a teraz ten Kryzys' Lumen żałowała. 'To takie niefortunne, ale może kiedyś jeszcze pojadę. Za to byłam w Kanadzie, na Yukonie. Tam też niebo powalało urokiem. Miałeś okazję?'

'Chciałem tam pojechać' Niham stwierdził i zanurkował, potykając się o śniegiem przykrytą krawędź chodnika.

W ostatniej chili Lumen go uratowała. 'Uważaj' przypominała, rozbawiona niezdarnością partnera. 'A co to?' zapytała, widząc w jego dłoni małe urządzenie.

'To dron oświetlający. Taka mała latarnia wędrująca razem z tobą' Niham wytłumaczył i podrzucił maszynę, która zawisła w powietrzu i rozświetliła przed nimi drogę snopem światła.

'Ale czad' Lumen krótko stwierdziła. 'To nowość?'

'Tak jakby. Prototyp. Nie widzieliśmy dla niego potencjału.'

'Teraz go ma' dziewczyna zauważyła, zastanawiając się jak maszyna przewidzi w którą stronę pójdą. 'Dokąd idziemy?' zapytała, samej tego nie wiedząc.

'Tu niedaleko jest otwarty bar. Sprawdziłem przed konferencją na wszelki wypadek.'

'Na wszelki wypadek?' Lumen powtórzyła, sugerując, że sama jest tym przypadkiem, po czym mocniej wtuliła się w jego bark pod pretekstem przenikliwego zimna.

Szli środkiem ulicy, gdzie śniegu było trochę mniej, kopiąc jak dzieci zaspy i rozdzielając radość po równo między siebie. Śmiechem zwalczali mróz, rozmową wypełniali pustkę miasta, by samodzielnie przywrócić je do życia, a złośliwymi szturchnięciami i czułym łaskotaniem przeganiali czyhającą na każdym kroku samotność. Co jakiś czas w oddali dostrzegali światła w oknach budynków i rozmyślali nad tym, co ich mieszkańcy mogą właśnie robić. Wymyślali najdziwniejsze historie i przeganiali się w absurdalności pomysłów, prowadząc kolejną grę intelektu, uszczypliwości i onieśmielenia, która zaprowadziła ich w jedną z bocznych uliczek, wąskich i mrocznych, gdzie wiatr poruszał kawałkami blachy łatającej ściany starych domów. Na końcu drogi czekał obiecany im bar, już z daleka zapraszając podróżników ciepłą aurą świeczek.

Jednak w środku natknęli się od razu na mur rozpaczy, zbudowany przez rozsadzone po kątach karykatury ludzi, pochylone nad kuflami i przygnębione brakiem technologii, która przez lata zapewniała im rozrywkę przy stołach. Dziś nieobecna, wzmagała w nich tylko głód uzależnienia. Wyżłobione, człowiecze powłoki czekały na coś, co nigdy miało nie nastąpić, sącząc ciepłe piwo i kontemplując własną bezsilność. Niemalże grobowa atmosfera zderzyła się z radością, którą Niham i Lumen wpuścili do środka wraz z chłodnym powietrzem. Nie bacząc na posępne spojrzenia, znaleźli sobie idealny kąt na czerwonych sofach pod ścianą oklejoną fototapetą przedstawiającą dwudziestowiecznego artystę. Oboje go kojarzyli, ale nie potrafili przypomnieć sobie imienia postaci z komicznym wąsem i wzniesioną, zaciśniętą pięścią na tle tysięcy fanów. Lokal był obskurny, zdewastowany i z pewnością bardzo brudny, czego nie było jednak widać w stłamszonym świetle świec. Gdy tylko usiedli, podszedł do nich barman.

'Mamy tylko piwo, ciepłe i nie przyjmujemy płatności elektronicznych' mężczyzna oznajmił i zamilkł, garbiąc się nad stołem.

'Jak to tylko ciepłe?' Niham zapytał.

'No lodówki wysiadły.'

'To nie można było piwa wystawić na dwór?'

Barman zawiesił wzrok na suficie, zamyślony i obezwładniony nagłym olśnieniem.

'To jak możemy zapłacić?' Lumen zapytała, mierząc wzrokiem ubranego w luźną, kraciastą koszulę mężczyznę.

'Bierzemy wartościowe rzeczy, działający sprzęt na przykład.'

'Mogę dać płaszcz' Niham powiedział, kładąc na stole czarny materiał, który w stłamszonym świetle nie wyglądał zbyt interesująco. 'Wystarczy?' zapytał.

'Działa?'

'To specjalny płaszcz z wbudowanym zabezpieczeniem przeciw IEM, funkcjonalnością w klasie S i specjalnymi modyfikacjami. Jest w pełni sprawny i wart kilkanaście tysięcy Amero. Powinno starczyć na parę zimnych piw.'

'No jasne' barman stwierdził, uradowany jak dziecko na święta, i chwycił materiał, uciekając za bar.

'Nie będzie ci zimno?' dziewczyna pytała.

'Wszystkie moje ubrania mają ogrzewanie. Poza tym w każdej chwili mogę sprowadzić auto.'

'Też ma zabezpieczenie przeciw IEM?'

'Wszystkie moje rzeczy je mają.'

'To dobrze zabezpieczyłeś się przed Kryzysem Słonecznym' Lumen zauważyła. 'Ktoś mógłby pomyśleć, że to żadna przezorność i coś na ten temat wiedziałeś' sugerowała, próbując modulacją głosu zbudować żartobliwe oskarżenie. 'Widziałam twój wywiad sprzed paru miesięcy. Rozpętałeś niemałą burzę. Wszyscy myśleli, że albo zwariowałeś, albo próbowałeś jakiś biznes ugrać. Ten tekst o sztucznej inteligencji i nowej formie życia był straszny. Sama się przeraziłam.'

'To był błąd' Niham stwierdził, śledząc wzrokiem barmana, który przyniósł z dworu kubeł pełny śniegu. 'Nie powinienem był tam iść. Potem tylko dostawałem setki pogróżek od różnych, dziwnych ludzi, a fani Star Wars to chcieli mnie nawet zabić.'

'Poważnie?'

'Wysadzili mi jedno auto, tak się obrazili.'

'Przerażające' Lumen stwierdziła. 'Tacy ludzie są najgorsi. Wiedziałeś?' zapytała, opierając łokcie na stole i osadzając w dłoniach głowę, wpatrzona w Nihama po drugiej stronie blatu.

'Co?'

'O Słońcu. Czy wiedziałeś, że wybuchnie?'

'Nie' Niham zaprzeczył z lekkim zawahaniem, które sam zauważył i wiedział, że ona też. 'Miałem tylko podejrzenia, nic więcej' wyjaśniał. 'Nasza wiedza o Słońcu nadal jest niewielka.'

'I dlatego teraz świat stoi na głowie, a my pijemy ciepłe piwo w jakimś obskurnym barze' dziewczyna mruknęła, biorąc łyk przyniesionego przez barmana alkoholu.

'Chcesz zmienić miejsce?'

'Nie, nie. Podoba mi się tu. Lubię takie spelunki. Jak byłam na studiach,' Lumen opowiadała, 'to chodziłam tylko do takich. Możesz nie wierzyć, ale w takich ponurych norach czuję się najlepiej. Jest w nich coś prawdziwego. Ty pewnie odwiedzasz tylko luksusowe restauracje, co?'

'Aż tak snobistycznie wyglądam?'

'Troszkę' dziewczyna przyznała, pokazując palcami jak dużo miała na myśli. 'To ten twój sweter' tłumaczyła, 'jest taki zbyt, no wiesz...'

'Rozumiem' Niham potwierdził i natychmiast go z siebie ściągnął, wywołując pisk towarzyszki.

'Koszulę też masz samo-ogrzewającą?' Lumen zapytała i obserwowała, jak poprawia klasycznie skrojone, kremowe rękawy.

'A co, też jest zbyt burżuazyjna?'

'Nie, nie. Jest ok!' Lumen krzyknęła, chwytając dłonie Nihama z prośbą, by ten nie rozbierał się do naga. Potem uraczyła go długim, słodkim spojrzeniem, które przy akompaniamencie ciszy, wyznaczyło granicę między przyjacielskim spotkaniem, a romantycznym flirtem. Od teraz każde słowo, myśl i gest zawierały w sobie sensualną grę dwojga zauroczonych sobą kochanków. Dyskutowali o wszystkim, co pewien czas sprzeczając się głośno tylko po to, by po chwili śmiechem nawiązać porozumienie. Alkohol płynął szerokim strumieniem, świeczek w magiczny sposób przybywało i nawet barman był milszy.

'Mówisz jakbyś była z wykształcenia humanistką' Niham stwierdził, próbując uszczypliwie podejść Lumen w kolejnej potyczce na kąśliwości.

'Biologiem' dziewczyna go poprawiła.

'Nigdy bym nie zgadł.'

'Chcesz powiedzieć, że nie nadaję się na biologa?' Lumen zapytała, gotowa wstać i wyjść.

'Nie! Nie w tym sensie. Chodziło mi o to, że nie wyglądasz jak naukowiec. No wiesz, nauki ścisłe to domena starszych panów.'

'Nie nadaję się na biologa, bo jestem kobietą?'

'Nie!' Niham odkręcał, czując się jakby spadał z klifu wprost na ostre skały. 'Przestań, chodzi mi o to, że nie powielasz stereotypów ludzi nauk ścisłych, rozumiesz?'

'Masz coś do nauk ścisłych?' Lumen pytała, z trudem już powstrzymując śmiech.

'Jesteś okrutna.'

'Przepraszam. Nie chciałam cię zdenerwować' dziewczyna mówiła jak do słodkiego psiaka, dobijając go komicznym i wyraźnie fałszywym współczuciem.

Ich zabawa w drobne złośliwości i prowokacje trwała w najlepsze. Ona go drażniła, on chętnie dawał się podchodzić i oboje czerpali z tego ogromną przyjemność, wiedząc doskonale, że to tylko gra.

'Powiedz mi Nihamie Sante, najbogatszy człowieku na Ziemi...' Lumen zaczęła.

'To nieprawda, nie jestem najbogatszy' Niham ją poprawił, narażając się na mroźne jej spojrzenie.

'Nihamie Sante, prawie najbogatszy człowieku na Ziemi' dziewczyna z impertynencją poprawiła wytknięty błąd, 'czy myślisz, że koniec świata jest bliski?' zapytała, celowo obniżając ton głosu, by nadać wypowiedzi sarkastycznej powagi o podwójnym dnie.

Niham westchnął, jak to miał w zwyczaju, wziął łyk okropnego piwa i stwierdził 'nie, to nie może być koniec. Mój największy projekt nie ujrzał jeszcze światła dnia.'

'Zaciekawiłeś mnie. Pochwal się' Lumen prosiła, jak mała dziewczynka szydząca z chwalipięty w szkole.

'Możesz się nabijać, ale za rok uruchamiam pierwszy okręt klasy Santlite, który będzie zdolny podróżować wśród gwiazd. To nie będzie prom kosmiczny, wahadłowiec, ani rakieta, jak dotychczas, tylko prawdziwy samowystarczalny, międzygwiezdny okręt' Niham z dumą mówił, ucinając komiczny aspekt ich dyskusji.

'Jesteś pewny, że za rok świat będzie istniał?'

'Mogę ci to obiecać.'

'Nihamie Sante, czy wiesz coś, czego my, zwykli śmiertelnicy, nie wiemy?' dziewczyna zapytała w imieniu całej ludzkości, lekko podchmielona, zauroczona postawą partnera, znów głodna jego zawstydzenia.

'Nie mogę ci na to pytanie odpowiedzieć.'

'Oczywiście, że możesz.'

'Nie mogę.'

'Ależ możesz' Lumen odbijała piłeczkę, robiąc słodkie miny nastolatki, która chce się przypodobać chłopakom.

'Jesteś niebywała. Myślisz, że w ten sposób wyciągniesz ze mnie najtajniejsze informacje?'

'Jestem tego pewna!' dziewczyna zawołała, prawie obrażona sugestią, że jej metoda może nie przynieść oczekiwanego rezultatu.

'Dobrze więc. Nie jesteśmy sami.'

'Nie rozumiem.'

'Nie jesteśmy sami w kosmosie.'

'Poważnie?' Lumen wyszeptała, pochylona nad stołem, by nie zdradzić przypadkiem wielkiej tajemnicy. 'Chcesz mi powiedzieć, że nawiązaliśmy kontakt z obcymi?'

'Tak jakby.'

'Tak jakby?'

'No tak' Niham powiedział z pompatycznym uśmiechem.

'To gdzie oni są?'

'Nie oni, tylko ich technologia, którą znaleźliśmy na obcej planecie i teraz sprowadzamy na Ziemię, zarabiając miliardy' Niham przyznawał bez wyrzutów.

Lumen wyostrzyła wzrok, próbując odgadnąć z jego reakcji, czy mówi prawdę, czy może kłamie. 'Ok, nabijasz się ze mnie, bo wcześniej cię złośliwie prowokowałam' stwierdziła, przewidując blef Nihama.

'Masz mnie.'

'Jesteś niebywały!' dziewczyna zawołała, 'aż muszę zapytać. Czy masz dziewczynę?'

Niham westchnął, nie kryjąc zaskoczenia z nagłego pytania i długo zastanawiał się zanim odpowiedział 'nie.'

'Jak to możliwe? Taki przystojny i bogaty, inteligentny i pełen wdzięku, młody i kulturalny...'

'Już starczy' Niham jej przerwał. 'Oficjalnie nie mam, nieoficjalnie z kimś się spotykałem do niedawna.'

'Z kim? Z kim? To jakaś znana osoba?' Lumen dociekała, żywo zainteresowania. 'Aktorka? Na pewno, albo może modelka? Muszę ją znać' ekscytowała się, podskakując na miękkiej sofie.

'Nie wiem czy chcę o tym mówić' Niham oświadczył z pełną powagą, na którą dziewczyna odpowiedziała jękiem zawodu.

'Mi możesz powiedzieć. Nie będę cię krytykowała.'

'To Hiara Wistros.'

'Kupiłeś jej takie drogie auto, a ona cię zostawiła?' Lumen zapytała, sugerując głosem straszliwą niesprawiedliwość.

'To ja ją zostawiłem. Nie pasowaliśmy do siebie i niewiele więcej można tu powiedzieć' Niham opowiadał, wyzbyty z emocji, ignorując podekscytowanie swej partnerki. Wzruszył lekko ramionami, jak gdyby już dawno o całej sprawie zapomniał, i dodał 'ostatnio mam sporo innych rzeczy na głowie. Chcę jak najszybciej skończyć ten okręt.'

'Zabrzmiało to trochę tak, jakbyś chciał uciec z planety. Chyba, aż tak cię nie skrzywdziła?'

'Jestem silniejszy niż na to wyglądam.'

'To może uciekasz przed jej zemstą?'

'Przed niczym nie uciekam' Niham z pełną powagą stwierdził. 'Miłość to trudny temat, zwłaszcza dla naukowca. Ona tego nie rozumiała i dlatego nic z tego nie wyszło. Do tego bycie idealistą pełnym marzeń nie pomaga, a nie każdy potrafi wytrzymać z kimś, kto poświęca cały swój czas pracy.'

'Ślepo podążasz za swoimi marzeniem. To niebezpieczne, ale i piękne' Lumen powiedziała, tracąc w jednej chwili cały zapał do zabawy.

'Nie przejmuję się nieudanymi związkami, bo na świecie i poza nim jest wiele pięknych rzeczy, a jeszcze nie wszystkie widzieliśmy' Niham przekonywał.

'I nie wszystkie zobaczymy.'

'Możesz mi nie wierzyć, ale mamy jeszcze trochę czasu, by zrealizować swoje marzenia.'

'Ty i te twoje zapewnienia' Lumen powiedziała z chłodem, który po raz pierwszy płynął prosto z jej serca. Jakby znudzona spotkaniem, podparła głowę dłonią, zakrywając pół policzka i uciekając wzrokiem w stronę baru.

W jednej chwili przyjazna atmosfera wypełniła się żalem, pozwalając mrokowi baru wsiąknąć w ich relacje. W końcu przyszedł ten moment, by stawić czoła rzeczywistości i choć Niham nie był gotowy, zapytał 'powiesz mi kogo spotkałaś na konferencji?'

'Walkin Onstrom' Lumen bez wahania zdradziła, kładąc się na stole, znużona już alkoholem. Schowała twarz w ramionach i stłumionym głosem, od niechcenia mówiła 'to długa historia, smutna i ostatecznie okazało się, że niepotrzebnie leciałam taki kawał drogi. Kalisto' na końcu dodała, przewidując kolejne pytanie.

'Przyleciałaś tu z Europy?'

'Wiesz co?' dziewczyna w jednej chwili odrodziła w sobie radość i wyprostowała się na sofie. 'Zadajesz tyle pytań, a nie zapytałeś mnie jeszcze jakie jest moje marzenie' narzekała.

'To prawda, przepraszam. Jakie jest twoje marzenie?' Niham zgodnie z oczekiwaniem zapytał, spragniony jej uszczypliwości, jak dobrego alkoholu.

'Hmmm' Lumen rozmyślała, budując napięcie chwili. 'Upić się najdroższą whisky na świecie!' w końcu zdradziła, szeroko otwierając oczy i promieniejąc uśmiechem, który przełamał ostatni bastion wątpliwości Nihama.

Uwielbiał ją, ubóstwiał, padał na kolana przed jej zmiennością i natychmiast odwzajemnił uśmiech, bo wiedział, że dokładnie taką whisky dysponuje w swoim biurze w centrum miasta. 'W takim razie, mam dla ciebie idealny prezent!' powiedział, wstał i udostępnił dziewczynie swe ramię.

'Dokąd mnie zabierasz?' Lumen pytała, znów nabierając lekko szyderczego tonu.

'Do mojego biura w centrum.'

'A co zamierzasz ze mną tam zrobić?'

'Upić cię!' Niham wykrzyczał, nie widząc już poza nią świata.

'W takim razie...' Lumen zainicjowała wzniosłą wypowiedź, podniosła się z miejsca, założyła szalik i niebieską marynarkę, a potem chwyciła Nihama pod ramię i z uśmiechem dokończyła '...jestem twoja.'

Raźnie ruszyli razem w stronę wyjścia, machając barmanowi i innym na pożegnanie, jak dzieci w zoo zwierzętom. Sporo już wypili, a noc była młoda. Z nadzieją na piękny finał, Niham przepuścił Lumen przez drzwi, przytrzymując je na oścież otwarte, i niepostrzeżenie, w najbardziej wrażliwym momencie, mówiąc 'jesteś śliczna.'

Dziewczyna zastygła w progu ze skromnym uśmiechem kopciuszka i cichutko, nie patrząc mu w twarz, odpowiedziała 'dziękuję,' zdradzając autentyczne zawstydzenie i odsłaniając delikatność swej natury. Była niewiele niższa od Nihama i według wszystkich standardów po prostu piękna. Miała ten typ urody, który fascynował mężczyzn, bo powalał dziewczęcą niewinnością, ale jednocześnie nęcił obietnicą tętniących gdzieś w głębi żywiołów. W połączeniu z inteligencją i niebywałą świadomością swych atutów, Lumen była kobietą doskonałą. Przynajmniej tak się tej nocy wydawało Nihamowi, który po raz pierwszy od kilku miesięcy był najzwyczajniej szczęśliwy. Jego tajemnica i misja ocalenia ludzkości zeszły na dalszy plan, a ciemne i głuche ulice miasta tylko pomagały mu czerpać przyjemność z każdej chwili spędzonej z tą wspaniałą, idealną dla niego partnerką.

'Pasujemy do siebie' Lumen mówiła tajemniczo.

'Pasujemy' Niham potwierdził, upojony jej doskonałością, nie mniej niż alkoholem.

'Nasze wady wzroku pasują doskonale. Twoje oczy mają różne kolory, moje nie widzą żadnych. Oboje mogliśmy poprawić to łatwo, ale tego nie zrobiliśmy. Ja noszę okulary, o które wszyscy mnie pytają, ty nie skorygowałeś spojówek, choć to przecież chwila. To nas wyróżnia' dziewczyna opowiadała, a Niham milczał, idąc u jej boku. 'Jesteśmy wyjątkowi, inni, wspaniali?' pytała ciemną noc przed sobą, czując delikatny zawrót głowy. 'Ja ślepa na kolory, ty z różnobarwnością, ona bez słuchu.'

'Co?' Niham ocknął się, oszołomiony zimnym powietrzem.

'Nic takiego' Lumen mruknęła z podejrzanym uśmiechem i zagarnęła z jednego auta śnieg.

'O nie.'

'O tak!' dziewczyna pisnęła i rzuciła śnieżką w Nihama, a potem ruszyła do biegu, by uniknąć jego zemsty. Jak dzieci na środku upadłego miasta, bawili się w wojnę, otoczeni mrokiem, który próbował rozgonić wirujący im nad głowami dron. Ona dostała w plecy, a potem on w nogę, a na końcu Lumen celowo wpadła w sidła Nihama, lądując razem z nim w gładkiej górce białego puchu.

'Topisz śnieg' dziewczyna powiedziała, przygnieciona jego ciężarem.

Niham nie reagował, zamieniony w słup soli błękitem jej oczu.

'Topisz śnieg' Lumen powtórzyła.

'Co?'

'Twoja koszula topi śnieg i robi się mokro.'

'Faktycznie' Niham przyznał, wyrwany ze snu. 'Przepraszam' powiedział i pomógł jej wstać, a gdy otrzepywał ubranie ze świeżego puchu, dostał śnieżną kulą prosto w nos. 'Ał' wyjąkał i natychmiast wybaczył dziewczynie, bo choć poliki kuły go mrozem, słodki jej chichot rozgrzewał mu serce.

Wędrowali jak zdobywcy biegunów przez długie ulice, pokryte białymi, nietkniętymi ludzką stopą dywanami. Mijali relikty niedawnej katastrofy — porzucone, wystające spod puchu niczym ruiny antycznych miast. Przeszli przez park, którego odnowę w połowie przerwał Kryzys Słoneczny. Widzieli zamarznięte drzewa, niektóre zastygłe w akcie rozkwitu wywołanego krótkim okresem upałów w środku jesieni. Oglądali też spalone ściany budynków, jakich nikt nie przyjechał gasić i odwracali głowy od zmiażdżonych aut, które mogły skrywać najgorsze. Przed nimi drogę blokował wrak rozbitego helikoptera, strasząc powyginanymi śmigłami i urwanym ogonem. W środku, na szczęście, nikogo nie było.

'Słyszałeś o Xanadu?' Lumen zapytała, przeskakując jakieś oderwane od maszyny fragmenty.

'To jakiś zespół?'

'Nie, nie. Xanadu to takie miejsce. Legenda o krainie wiecznego szczęścia i młodości.'

'Nie słyszałem' Niham szczerze odpowiedział.

'Mniejsza z legendą. Chodzi o to, że słyszałam, że grupa bogaczy chce wybudować sobie taką krainę. Chcą stworzyć wielki kompleks pełen luksusów, dobrobytu, nieskończonych zapasów i odciąć się od świata. To ich plan — zapomnieć, że w ogóle był jakiś Kryzys i żyć sobie, aż Ziemia nie przestanie istnieć' Lumen opowiadała, przyspieszając kroku na widok auta, w którym wydawało jej się, że widzi ludzką sylwetkę.

'Nic o tym nie wiem.'

'Może to tylko plotka.'

'Myślisz, że to dobry pomysł?' Niham zapytał.

'Jeśli koniec świata jest nieunikniony, jeśli nic już nie da się zrobić, to czemu nie. A ty co myślisz? W sumie jako prawie najbogatszy człowiek na Ziemi mógłbyś sobie taki kompleks sam zbudować.'

'A zamieszkałabyś w nim ze mną?' Niham zapytał z intencją żartu, ale rozkojarzony mijaną barykadą z wszelkich mu znanych mebli, zrobił to z pełną powagą w głosie.

'Zapomnieć o wszystkim, cały dzień nic nie robić, mieć wszystko pod nosem? No jasne! Pod warunkiem, że miałabym tam swój własny warzywny ogródek.'

'Możesz mieć ogródek, nawet dwa i sad, jak chcesz.'

'I psa' Lumen dodała ze złośliwym uśmiechem, doskonale wiedząc jak Niham reaguje na te zwierzęta. Cała Ameryka wiedziała.

'Lubisz psy?' zapytał.

'W sumie to nie. Nie wiem dlaczego, może przez to, że podobno te zwierzęta potrafią rozpoznać złego człowieka. Tak mówią.'

'A masz coś do ukrycia?' Niham zapytał i znów błyskawicznie pożałował swych słów. Nie chciał poruszać żadnych trudnych tematów, nie kiedy otaczała ich aura zniszczenia i panorama poległego miasta, podkreślona światłem księżyca.

Lumen zamarła w miejscu, jakby zadane jej w oczywisty sposób dla żartów pytanie postawiło przed nią mur. 'Wszyscy mamy coś do ukrycia, a już w szczególności tacy bogacze jak ty. Mam rację?' sprawdzała go z uśmiechem osoby domyślającej się najgorszych rzeczy.

'Myślisz, że coś ukrywam?' Niham zapytał, stając przed dziewczyną, gotowy zdradzić jej cały plan, w jednej chwili porzucić misję ocalenia świata i zabrać ją do mitycznej krainy Xanadu. Alkohol nie pomagał podejmować dobrych decyzji.

'A nie? Każdy ma coś na sumieniu. Chyba nie powiesz mi, że przez lata kontaktów z politykami, miliarderami, ludźmi biznesu nie trafiłeś na żadne afery?'

'Parę' Niham powiedział i zaśmiał się, nie dowierzając swej słabości wobec kobiet. 'Nigdy w żadnej jednak nie brałem udziału. Jestem naukowcem i tylko to mnie interesuje. Wiem jednak jak mroczny jest świat władzy, który przypomina mocno szkolną hierarchię, gdzie kilku silniejszych chłopaków trzęsie całą grupą, a reszta patrzy tylko na swój zysk. Nie byłem jednak w stanie tego zmienić. To są zbyt potężne organizacje, wszyte w spoiwa władzy tak mocno, że ich wyrwanie oznaczałoby upadek całej organizacji życia społecznego' mówił, bacznie obserwując umierające zainteresowanie w oczach Lumen, bezmyślnie wpatrzonej teraz w czerwone, pulsujące światło na szczycie jednego wieżowca, marnującego energię na ostrzeganie nielatających samolotów przed możliwą kolizją. 'A ty?' zapytał, pełen obaw o to, co usłyszy. Jej wzrok wciąż jednak szybował po nocnym niebie, szyjąc w gwiazdach zasłonę milczenia. 'Lumen!' Niham zawołał.

'Każdy ma swoje tajemnice i ja też' dziewczyna rzekła słowami z zimna splecionymi. 'Mam na sumieniu okropną zbrodnię, najcięższą' przyznała zgładzonym winą głosem, 'i teraz, kiedy świat się kończy, powinnam odsłonić swą mroczną tajemnicę, nie sądzisz?'

'Dlaczego mi to mówisz?'

'Nie wiem' Lumen stwierdziła i wzruszyła ramionami. 'Chciałam, żeby ktoś wiedział, a komu mogłabym zaufać bardziej niż prawie najbogatszemu człowiekowi na Ziemi?' próbowała żartować, obnażając własną niemoc.

'Znam cię tylko chwilę' Niham przemówił, jak pochodnia rozpalony żądzą, by niczym rycerz pognać jej na ratunek, 'ale już wiem, że jesteś dobrą osobą, wspaniałą. Widzę to i czuję bardziej niż bicie własnego serca!' przekonywał, chwytając drobne ramiona dziewczyny, potrząsając nią do przesady i budując słowami patos chwili, by tylko wznieść się ponad puste obietnice, jakie nie raz mężczyzna składał już kobiecie. 'Rozumiem też, że każda zbrodnia ma swoją przyczynę i nie muszę znać szczegółów, żeby wiedzieć, że jeśli cierpisz, to każesz się bardziej niż najgorsze więzienie!' powiedział, zaczerwieniony na twarzy, wywołując u Lumen postępującą lawinę rozbawienia.

'Przestań!' dziewczyna prosiła, parskając niekontrolowanym śmiechem. 'Błagam!' mówiła, roniąc łzy wesołości. 'Naprawdę, muszę przestać cię słuchać, bo jeszcze się w tobie rozkocham' żartowała, sypiąc sól na jego świeżo obnażone drwiną ciało.

'Nie ma sprawy' Niham stwierdził i jak gdyby nic ruszył dalej.

'Przepraszam!' dziewczyna za nim wołała. 'To piękne co mówisz, takie romantyczne! Dziękuję!' próbowała go rozchmurzyć, podbiegając i chwytając za ramię w błagalnym geście, by już się na nią nie gniewał. 'Nie bądź zły, ja tylko żartowałam' prosiła, słodkością zasmuconych oczu topiąc jego zazdrosne serce. 'Człowiek to taka straszna bestia — raz marudzi, raz się trudzi, aż się w grobie nie obudzi.'

'Co?'

'To taki cytat' Lumen wyjaśniała, wtulając policzek w jego ramię. 'Znasz Demastosa?'

'Nie bardzo. To jakiś poeta?'

'Bloger. Lubię go czytać czasami, bo ma ciekawy styl pisania.'

'Nie czytam blogów' Niham chłodno stwierdził, wciąż rozgoryczony tym, jak został potraktowany.

'Oj nie smuć się' Lumen zażądała i z zaskoczenia pocałowała go niewinnie w policzek.

Niham aż stracił rytm kroków, przez chwilę miotając nogami w powietrzu, a gdy odzyskał równowagę, po złości nie było już śladu. Zastąpiła ją żądza, by wywalczyć od dziewczyny coś jeszcze. Chwycił ją, jak heros ukochaną w rozległych opisach antycznych epopei, wywracając obojga niezdarnie na ziemię. Znów leżeli na ulicy, on na niej, ona na górce śniegu.

'Ah te twoje seksualne żądze' Lumen narzekała, niczym zmęczona życiem gospodyni domowa. 'Nawet nie wytrzymałeś do biura' drażniła go, jak soczystym stekiem lwa w klatce.

Niham błyskawicznie podniósł się i wyciągnął w jej stronę dłoń. 'Chodźmy stąd' polecił niemal rozkazem i pociągnął zbyt mocno, zdradzając, że coś jest nie tak. Szybkim gestem odgonił drona, ale ona zdążyła spojrzeć za siebie, w ostatnim blasku światła dostrzegając na wpół zgniłe i zmrożone ludzkie ciało. Tylko pisnęła cicho, zakrywając dłońmi twarz, i roztrzęsiona schowała się w piersi Nihama, nie opuszczając jego schronienia do samego centrum miasta, gdzie przed wieżowcem firmy Santlite sztuczne światło przezwyciężało noc. W biurze, gdzie czekała upragniona whisky, nietykalność na wszelkie zło i smutki do nich wróciła. Przy dźwiękach starej jak świat muzyki, puszczanej przez Nihama, i tej nowszej, polecanej przez Lumen, bawili się, rozmawiali i odkrywali nawzajem, jak pierwsi stworzeni wybuchem gwiazd ludzie — nieskalani wstydem, obawami, ciężarem historii.

 

Z tego błogiego stanu Nihama wyrwały dopiero promienie następnego dnia i nieprzejednany ból głowy, kruszący młotkiem mózg jak orzecha, za każdym razem, gdy obracał się na rozłożonej sofie pośród bałaganu wczorajszej imprezy. Był nagi i przykryty tylko kocem, a pod udem czuł wilgoć rozlanego wina, którym wspólnie z Lumen urwali wspomnienia ostatniej nocy. Czerwona plama straszyła na białej skórze kanapy, a na podłodze błyszczała pusta butelka po whisky, będąca prezentem od firmy Floyd Industries na poczet ich owocnej współpracy. Niham zerwał się na równe nogi i jak marynarz na pokładzie okrętu, pośród fal rozszalałego oceanu, pomaszerował najpierw do toalety, by przemyć twarz wodą, na nic, a potem z powrotem z nadzieją, że ostała mu się jeszcze jedna pastylka na kaca. Znalazł ją w szufladzie biurka, zażył natychmiast i w oczekiwaniu na ukojenie, zawisł nad blatem, niczym odstawiona w niebyt teatralna lalka. Na ścianie za jego zgarbionymi plecami lśnił panel z listą najsmutniejszych utworów, jakie wczoraj razem z Lumen słuchali. Zapętlona muzyka nadal wypełniała pomieszczenie, ale teraz tylko irytowała i wzbudzała w nim odrazę do rzeczywistości pozbawionej jej sensualnego zapachu. Niham otworzył oczy, pozwalając światłu wlać się mu w duszę nowym, nasyconym melancholią dniem i świadomością, że królowa jego życia odeszła. Wspomnienia spadły mu na głowę deszczem pikantnych emocji, wszywając w skórę bez znieczulenia nostalgię, jaką stary, zdruzgotany, rozczarowany mędrzec przeżywa na myśl utraconych w młodości lat.

Od tych obrazów dzieliły go godziny, jednak w duszy mijały miliony lat świetlnych bestialsko wymazujących szczątki metafizycznych, nadludzkich, ponadczasowych przeżyć, które dotyk jej ciała, impresja jej uśmiechu, zapach jej włosów, blask jej spojrzenia wytopiły w zdruzgotanym sercu zakochanego po uszy, po ostatni skrawek rozsądku, mężczyzny. Teraz porzucony, spalony niechcianym następstwem codzienności, wyrwany z krainy opętania miłością, wbijał wzrok w pozostawioną mu na blacie biurka wiadomość.

'Proszę, nie podążaj za mną. Kiedy to przeczytasz, mnie już nie będzie' Niham na głos wyrecytował i zapłonął tęsknotą, którą przepełniony był ten cytat z piosenki. Wczorajsze jego spełnienie trwało 17 wspaniałych utworów, a każdy wyrył mu się w sercu innym jej wspomnieniem. Teraz miażdżony w piersi uczuciem porzucenia, pognał do drzwi, po drodze narzucając na siebie rozsiane po całym biurze wczorajszym wybuchem namiętności ubrania. Zanim znikł w windzie, chwycił szary szal, który ostatnio służył mu za najwygodniejszy podręczny komputer. Na dole przebiegł przez pusty hol wielkiego wieżowca i wskoczył do czekającej na niego już czarnej jak sadź limuzyny. 'Lotnisko Reagana' zażądał. 'Szybko' dodał, wiedząc, że jeśli Lumen planowała dziś wrócić do Europy, to tylko samolotem z jedynego, awaryjnie uruchomionego portu w całej Ameryce. Zasypane śniegiem ulice wprawiały pojazd w kontrolowany poślizg, maksymalnie skracając czas dotarcia do celu, gdzie budynek lotniska witał się z przybyszami powybijanymi szybami i popękaną podłogą. Niham wyskoczył z auta i wywrócił się trzy razy zanim trafił przed wielką, skruszoną tablicę informacyjną. Na wywieszonej, zwykłej kartce ktoś wypisał koślawymi literami dzisiejsze loty z adnotacją, że na pokład wpuszczane są tylko osoby z odpowiednią przepustką. Niham nic z tego nie zrozumiał, zagubiony w odręcznie przygotowanym rozkładzie, który nie zawierał przystępnie podanego czasu najbliższego odlotu do Kalisto. Ruszył spanikowany do bramek odprawy, próbując zatrzymać w głowie blednące wspomnienia złotych jej włosów i czerwienią urokliwych ust. Jego pogoń za więdnącymi obrazami przerwali dopiero uzbrojeni po zęby żołnierz. Nie rozumieli tłumaczeń, że goni zakochanie, ratując sens swego istnienia. Cios w brzuch ukoił na chwilę w nim tęsknotę, a kolejne, uśmierzające ból istnienia uderzenia zatrzymał znajomy mu głos.

'Co tu robisz?' dziewczyna zapytała.

'Lumen!' Niham krzyknął z niepohamowaną żądzą, by rzucić się jej na szyję, ale stanął wryty, widząc u boku swej ukochanej małą dziewczynkę o równie jasnych co ona włosach i dwóch błękitnych diamentach zamiast oczu.

'Napisałam ci, żebyś mnie nie szukał' Lumen tłumaczyła z chłodem obcej istoty.

'Porozmawiajmy, proszę.'

'Muszę lecieć, nie zatrzymuj mnie.'

'Nie dokończyłaś swojej historii. Nadal nie wiem, po co tu przyleciałaś' Niham próbował zbudować podstawy rozmowy, wpatrzony w kryształowe źrenice dziecka, które utknęły w jego głowie, jak nuty chwytliwej piosenki.

'To był piękny wieczór. Dziękuję ci, ale dziś jest nowy dzień' Lumen powiedziała, zauważając jego zainteresowanie dziewczynką. 'To moja córka, Silla. To dla niej tu przyleciałam' dodała, klękając przy dziecku, by poprawić kołnierz jej płaszcza i pogłaskać ściskanego przez nią w ramionach pluszowego misia.

'Dlaczego?' Niham zapytał i zgubił wątek myśli.

'Przywitasz się z panem Sante?' Lumen pytała córkę. 'Co? Wstydzisz się, tak? Ten pan to najbogatszy człowiek na Ziemi, to znaczy prawie najbogatszy' żartowała, całując jej czoło i z powrotem wstając, nie wypuszczając dłoni dziewczynki z uścisku. 'Chciałam, żeby Silla poznała ojca. To długa historia i niezbyt szczęśliwa' wyjaśniała.

'Ojca?' Niham powtórzył jak pierwszoklasista na lekcji języka angielskiego, a następnie spłonął gniewem, który strawił całą jego energię, pozostawiając ulotne rozczarowanie, niczym popiół w powietrzu rozwiane. 'Czyli nasze spotkanie...' próbował z siebie wykrztusić jakieś słowa, ale smutek stanął mu w gardle, sprowadzając do oczu niewidzialne dla niej łzy. Teraz wiedział wszystko i miał już całość układanki, której sam był nieistotną tylko częścią.

Lumen zbliżyła się o krok, ostrożnie jak gazela do wodopoju, kładąc dłoń na jego piersi. 'Dziękuję ci za wszystko, to był wspaniały wieczór, nawet nie wiesz, jak bardzo tego potrzebowałam. Dziś jednak musimy wracać. Zaraz mamy lot.'

'Czyli to koniec?' Niham zapytał, przemycając w skruszonych słowach oczywistą odpowiedź.

'Zapytaj gór' dziewczyna wyszeptała, raz jeszcze karmiąc go wspomnieniem najwspanialszej nocy. Chwyciła córkę, podnosząc ją w powietrzu i przytulając jak największy skarb, i ruszyła przez bramę odprawy, odwracając się na chwilę, by rzec 'to była męska cześć toalety.'

'Jak to męska?'

'Byłeś w dobrym miejscu, to ja byłam w złym' Lumen mu zdradziła, a potem o nim zapomniała, skupiona na odprawie i rozmowie z żołnierzami, którzy bez problemu puścili ją dalej.

 

I stała się obrazem w muzeum jego najszczęśliwszych dni.

 

 

 

 

________

Czy historia Ci się spodobała? Będę wdzięczny, jeśli wyślesz mi swoje uwagi, opinię, odczucia. Dziękuję!

 

p.s.bronikowski@gmail.com

aimeiz.pl
 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Piotr Bronikowski · dnia 28.11.2015 20:48 · Czytań: 520 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze
Vanillivi dnia 28.11.2015 21:27
Witaj Piotrze,
tekst nie jest napisany jakoś bardzo źle pod względem językowym. Jak na debiut na portalu, to tekst wręcz bardzo przyzwoity. Niestety ani w języku, ani tym bardziej w warstwie fabularnej, nie znajduję wielu rzeczy, które by mnie zaciekawiły, skłoniły do sięgnięcia po Twoją książkę. Mam wrażenie, że bazujesz na oklepanym już do bólu schemacie i lepiej lub gorzej realizujesz go, nie proponujesz jednak czytelnikowi wiele nowego, świeżego.
Co do zapisu dialogów - w języku polskim nie jest on poprawny, jeśli myślisz poważnie o wydawaniu (uważam, że to za wcześnie, wydawano co prawda o wiele gorsze rzeczy, ale chcemy chyba równać w górę?) to nie powinien być on dyskwalifikujący, ale dokładasz w ten sposób pracy wydawnictwu.
Pozdrawiam serdecznie
Darcon dnia 08.12.2015 12:57
Przeczytałem pierwsze dwa akapity oraz kilka linijek dialogu. Dalej czytać nie będę, bo są jeszcze duże braki. Bardzo lubię science fiction, ale właśnie, żeby ta fikcja była do przełknięcia, musi być naukowa. A tutaj logika i fakty kuleją:
Cytat:
Słoń­ce wy­pa­li­ło całą elek­tro­ni­kę, za­bie­ra­jąc lu­dziom nawet naj­bar­dziej pod­sta­wo­we na­rzę­dzia

Podstawowe narzędzia to młotek, łopata, kombinerki, nóż itd., gdzie tam jest elektronika?
Cytat:
od mie­sią­ca pró­bo­wa­li prze­trwać naj­pierw za­miesz­ki, re­gu­lar­ną wojnę, a teraz głód, cho­ro­by, sa­mot­ność

Wszystko w jeden miesiąc? W takim tempie wyginą w ciągu 3 miesięcy i nie będzie o czym pisać książki.
Cytat:
ku roz­cza­ro­wa­niu ze­bra­nych w nim na­ukow­ców, pro­fe­so­rów, mę­dr­ców, mi­strzów słowa i że­la­znej myśli, pio­nie­rów wszel­kiej kre­acji, piew­ców pięk­nych idei, któ­rzy nawet razem nie po­tra­fi­li za­pew­nić sobie sta­bil­ne­go oświe­tle­nia

No bez jaj..., naprawdę ten świat nie przetrwa, jeśli wszyscy mędrcy nie potrafią zapewnić światła, bo energia przecież jest prawda?
Cytat:
Ty­ra­nit ku­mu­lo­wał jej aż nad­miar


Cytat:
za to wi­dzie­li ogrom­ne stosy ciał za­gar­nia­nych na cmen­ta­rzach

A czym pozgarnianie te stosy? Bo widzi mi się, że jakimiś maszynami, skoro ogromne. A jak maszynami, skoro wysiadła cała elektronika?

Naukowo się to kupy nie trzyma. I do tego te pompatyczne opisy...
Cytat:
Śnieg przy­krył białą płach­tą po­le­głe mia­sto i razem z ciszą, gwieź­dzi­stym nie­bem, koił zmy­sły wszyst­kich, któ­rzy prze­trwa­li dzień końca świa­ta

Cytat:
Wa­szyng­ton wciąż przy­wdzie­wał ża­łob­ne szaty sza­rym dniem i czar­ną nocą szyte

Cytat:
Jed­nak bez­rad­ność cha­dza­ła bez­tro­sko opu­sto­sza­ły­mi dro­ga­mi, wszę­dzie zo­sta­wia­jąc ślady roz­pa­czy

Nic nie wnoszą do akcji, a tylko męczą podczas czytania. Owszem, od czasu do czasu fajnie jest napisać coś wyniosłego, ale na pewno nie może to być całość.
Widać, że pisanie sprawia ci radość, bo napisałeś sporo jak mówisz, a to już coś :)
Ale założę się, że nie masz napisanego konkretnego streszczenia/planu całości. Gdzie masz rozpisany początek, rozwinięcie, zakończenie i wyszczególnione co, skąd i dlaczego. A bez tego ciężko napisać dobrą SF.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
Jacek Londyn
12/04/2024 21:16
Dobry wieczór. Dawno Cię nie było. Poszperałem w tym, co… »
Jacek Londyn
12/04/2024 13:25
Dzień dobry, Apolonio. Podzielam opinię Darcona –… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty