Na rozdrożu - Ewa L
Proza » Obyczajowe » Na rozdrożu
A A A

 

***


Robert szybko otworzył drzwi do mieszkania, zrzucił z siebie kurtkę, czapkę, a buty kopnął tak, że wpadły pod kaloryfer. Czym prędzej przemknął przez korytarz do swojego pokoju. Zamknął z hukiem drzwi i jak długi rzucił się na łóżko. Z nikim nie chciał rozmawiać, ale wiedział, iż nie będzie to możliwe, bo pewnie mama zaraz wparuje do niego, żeby zapytać, jak poszedł mu sprawdzian z historii.
- Kochanie chodź do kuchni! – zawołała kobieta.
- Nie jestem głodny. Zjem później.
- Chodź, chodź… zrobiłam twojego ulubionego kurczaka w śmietanie z ziemniaczkami.
Może brzmiałoby to zachęcająco, gdyby nie ocena, jaką dostał. Nie miał ochoty na nic. Powstrzymywał łzy i zwyczajnie chciał być sam.
- Czy mogę wejść? – usłyszał znajomy głos.
- Dziadek! – zerwał się na równe nogi – Kiedy przyjechałeś?!
- Jakieś dwie godzinki temu. – odpowiedział mężczyzna – Nie mogłem się na ciebie doczekać... No, ale ty urosłeś!
-Eee tam. – Robert wyprostował się, by być jeszcze wyższym i dostojnie podał dziadkowi dłoń.
- Pewnie jesteś najwyższy w klasie, co?
- Nie, Witek Socha jest wyższy, ale tylko o półtora centymetra.
- To tyle co nic. – uśmiechnął się starszy pan, przyciągając wnuczka do siebie – Nie bądź taki oficjalny i przytul ulubionego dziadziusia. No i chodźmy na te pyszności.
- Nie mam apetytu. – Robert spuścił wzrok, ale posłusznie ruszył do kuchni.
Na stole stały już talerze z nałożonym obiadem. Pachniało niesamowicie i równie wspaniale wyglądało.
- Robert, a co ty masz taką skwaszoną minę? – Bogna spojrzała na syna, stawiając przed nim szklankę kompotu.
- Nic. – wymamrotał cicho pod nosem.
- Nie wmówisz mi, że nic się nie stało! Widzę, że coś jest nie tak! Nie mylę się, co?
- Bo to wina Sobieskiego! – wyrzucił z nerwami.
Córka z ojcem popatrzyli najpierw ze zdziwieniem na siebie, po czym przenieśli wzrok na chłopca, który dłubał teraz widelcem w kartoflach.
- To ktoś nosi królewskie nazwisko, a śmie dokuczać mojemu wnukowi? Co ci zrobił ten łobuz?
Robert tylko ciężko westchnął i powoli zaczął jeść.
- O ile pamiętam, to nie ma w waszej klasie żadnego Sobieskiego?
- Nie, nie ma… przecież wiesz. – obruszył się na matkę.
- To skąd go znasz? - wypytywała dalej.
- Kogo? – był wyraźnie zdezorientowany.
- Przecież matka pyta o tego Sobieskiego – wtrącił dziadek.
- Cooo?
- No tego co ci dokucza – mówił spokojnie mężczyzna.
- Ale nikt mi nie dokucza!
Nastolatek miał dość tej bezsensownej rozmowy, która do niczego nie prowadziła.
- Sam mówiłeś, że to wszystko przez Sobieskiego, więc nic z tego nie rozumiemy. - zwrócił wzrok ku córce.
- O Boże... – Robert rozłożył ręce i zaczął nimi potrząsać w rytm słów, które wypowiadał – bo wszystkiemu winien jest król Jan III Sobieski.
- Przecież on nie żyje – Bogna zaczęła się śmiać.
- Co z tego? – wzruszył ramionami.
- Synku, czy ty czasem nie masz gorączki? – przestraszyła się.
- Ale wy niekumaci jesteście! To wszystko przez tego króla i tę jego odsiecz!
- Aaaaa, nie nauczyłeś się na historię? I co, pała?
- Niestety…
- Musisz ją poprawić. – matka była wyraźnie niezadowolona.
- Wiem, ale to takie nuuudy! - przeciągnął się, przewrócił oczami i wywalił język.
- Niezły gagatek z tego naszego króla, skoro pośmiertnie tyle ci namieszał, wnusiu. A już miałem wybrać się z reprymendą do jakiegoś młokosa, co wyrządza krzywdę mojemu kochanemu Robercikowi… no ale temu Sobieskiemu, to nawet ja, przy swoich stu dziewięćdziesięciu centymetrach wzrostu, bym nie podskoczył.
- A co? Taki był silny? – zainteresował się chłopak.
- Dokończmy obiad, dobrze? A potem sobie pogadamy…

 

***



Bogna o piętnastej musiała wyjść, by zdążyć do pracy na drugą zmianę. Żałowała, że nie może tego piątkowego wieczoru spędzić ze swoim ojcem, którego nie widziała od ponad trzech miesięcy, ale co mogła zrobić, skoro obowiązki wzywały, a na poproszenie kogoś o zamianę dyżuru, było już za późno. Obiecała sobie, że niedziela będzie dla nich…
- To do widzenia, moi drodzy mężczyźni! Pacjenci czekają. – zajrzała do pokoju Roberta.
- No cześć mamo! – Chłopiec odwrócił głowę od komputera i posłał jej smutne spojrzenie.
- Poradzicie sobie jakoś beze mnie, co? – uśmiechnęła się.
- Mogłaś się z kimś zamienić, przecież dużo jest pielęgniarek w szpitalu. – dodał z wyrzutem.
- Nie dało rady. Dzwoniłam do Jagody i Małgosi, ale już zaplanowały coś na wieczór.
- Ty jakoś je zastępujesz i jest dobrze…
- Daj spokój synu, zawsze proszą mnie o zastępstwo odpowiednio wcześniej.
- Ale ki-no! – podzielił wyraz na sylaby.
- Wybierzemy się jutro… i to z dziadkiem Frankiem. – popatrzyła pytająco na ojca – Tato, co o tym myślisz?
- A z przyjemnością, nie byłem w kinie od pięciu lat.
- Ilu? – Robert wytrzeszczył ze zdziwienia oczy.
- Wnusiu, ja nie mieszkam w mieście, no i omijają mnie takie przyjemności.
- Bognuś, o nic się nie martw. Możesz już iść. My z Robertem pogadamy sobie o odsieczy Wiednia.
- Coooo? – chłopiec był wyraźnie niezadowolony.
Bognę ucieszyła ta wiadomość, tym bardziej, że jej ociec był emerytowanym nauczycielem historii. Teraz miała już niemal całkowitą pewność, że syn poprawi jedynkę, którą dostał z tego przedmiotu. Założyła płaszcz, kozaki i wyszła na klatkę.
- Dziadek, ty tak na poważnie z tą odsieczą? – zapytał z nadzieją, że ten zaprzeczy.
- Bardzo poważnie. Pokaż mi podręcznik. Zobaczymy co tam ciekawego piszą.
- Ale jest piątek… zaczął się weekend…
- A jutro idziemy do kina, a w niedzielę jedziemy zwiedzać miasto…
- To co? – wydął wargi.
- A to, iż teraz masz jedyną i niepowtarzalną okazję, wykorzystać dziadka historyka do zrozumienia wydarzeń z 1863 r. Nie będziesz musiał nic czytać, bo ja wszystko ci opowiem. To chyba lepsze niż samotne ślęczenie nad książkami?
- Bo ja wiem?
- Mama na pewno nie podaruje ci oceny niedostatecznej. Mam rację?
- Dobra, to weźmy się do roboty, bo później w telewizji będzie mecz. – schylił się po plecak i wyciągnął książkę.
- Robert, musisz wiedzieć, iż bitwa z 12 września 1683 roku, nie była zwykłą bitwą, w której to na pomoc oblężonemu Wiedniowi ruszyły sprzymierzone wojska polsko-austriacko-niemieckie.
- Jak dla mnie, to każda bitwa jest niezwykła, bo żadnej na własne oczy nie widziałem. – powiedział od niechcenia chłopiec.
- Chodzi mi o to, że ta bitwa przesądziła o tym, jak wygląda współczesny świat. Turcja po klęsce pod Wiedniem przeszła do defensywy, a jej wielowiekowa walka o przeniesienie islamu w głąb kontynentu europejskiego, została zahamowana.
- Aż tak?– zadziwił się szczerze Robert.
- Tak uważam.
- To opowiadaj dziadku, bo muszę przyznać, że bardzo ciekawa robi się ta historia.
- Cieszę się, że w końcu chcesz mnie posłuchać. – rozczochrał mu grzywkę i z uśmiechem dodał – I to bez przymusu.
Dziadek Franciszek mówił o tym, jak to ekspansja Turcji posuwała się poprzez Bałkany, Węgry, aż po granice Polski. Był niesamowitym gawędziarzem, potrafił wciągnąć słuchacza w nastrój, tak że czuło się klimat tamtych czasów. Robert zadawał wiele pytań i sam się sobie dziwił, że dał się tak wciągnąć w tę opowieść. Zachwycony był również królem Janem III Sobieskim, który wraz z księciem Karolem Lotaryńskim opracował plan bitwy.
Dziadek z wnukiem pogrążeni w rozmowie, nawet nie zauważyli, że za oknem zrobiło się ciemno.
- Miło mi wnusiu, że pogadałeś ze starym dziadkiem. Mogłem znów się poczuć jakbym prowadził lekcję, bo wiesz… na emeryturze strasznie mi tego brakuje.
- Ależ dziadku, jakby nasza pani tak opowiadała, to miałbym same piątki i czwórki. Pamiętam wszystko o czym mówiłeś. Muszę tylko dokładniej zwrócić uwagę na daty, nazwiska i tym podobne sprawy, i będę miał wszystko w jednym paluszku… o tym malutkim. – złapał się jedną ręką za mały palec drugiej i zadowoleniem popatrzył na dziadka.
- To powiedz mi mój drogi, jak nazywał się dowódca armii Imperium Osmańskiego?
- A to pamiętam! Kara Mustafa! – wykrzyknął z zadowoleniem uczeń.
- Zobacz jak ciemno, a my nie zjedliśmy kolacji. Chodź, zrobimy jajecznicę.
- A umiesz?
- Każdy mężczyzna powinien choć trochę umieć radzić sobie w kuchni, wiesz kolego?
- No ja umiem robić spaghetti – odpowiedział z dumą Robert, wyciągając rękę po książkę od historii, z której wyleciała jakaś karteczka.
- Co to takiego? – Franciszek sięgnął pod krzesło.
- E tam… to zadanie z fizyki. – machnął ręką młody człowiek.
- Masz już fizykę?
- Nie, tylko mój starszy kolega, ten co mieszka pod nami, poprosił mnie żeby mama je rozwiązała, bo on nic nie rozumie z fizyki.
Mężczyzna zaczął czytać, a oczy ze zdziwienia zrobiły mu się prawie okrągłe, bo treść zadania brzmiała tak:

4 uchodźców z Syrii próbuje dopłynąć do Grecji na tratwie o wymiarach 1mx2mx20cm
i g 800 kg/m sześć. Oblicz ilu uchodźców trzeba zepchnąć z tratwy aby dopłynąć do celu jeśli każdy waży 60 kg

- Czytałeś to zadanie? – zapytał chłopca.
- Noo, a co?
- Jak można dyktować młodzieży takie rzeczy, to oburzające! – zbulwersował się dziadek.
- A ty chcesz, żeby ci ludzie przybyli do Polski?
- Nie chodzi o to czy ja tego chcę, czy nie. To dwie zupełnie inne sprawy. Nie chciałbym, aby nasz kraj przyjmował ludzi tak, jak leci, to znaczy bez paszportów i bez podstawowej wiedzy, kim są i skąd pochodzą. Pomagać trzeba, ale według mnie przyjmowanie ich na takich zasadach, nie rozwiąże rzeczywistego problemu, bo takich osób będzie coraz więcej i więcej. To tak, jakby dać im rybę, a nie wędkę. Rozumiesz, co mam na myśli? – zapytał.
- Chyba tak… – dwunastolatek twierdząco pokiwał głową.
- Ale to, iż mam takie zadnie na ten temat, nie znaczy, że spychałbym kogoś z tratwy.

 

***



- Dziadku, ale pyszna była ta jajecznica. – Robert podszedł do zlewu i odłożył talerz.
- Cieszę się, że ci smakowała. Teraz idź do pokoju i włącz telewizor.
-Aaa… zapomniałbym mecz!
- To który oglądamy? – krzyknął z kuchni Franciszek.
- Ten nasz, Polska-Islandia, a co jakiś czas przełączymy na Francja-Niemcy. Może tak być? Zgadzasz się?
- Podoba mi się twoje rozwiązanie.
Chłopiec wrócił do kuchni, wziął dużą szklaną misę, wyjął z szafy chipsy i wsypał je do niej. Z drugiej szafki wyciągnął pepsi. Szturchnął dziadka łokciem w przedramię, pokazując mu sześciopak piwa.
- Oj, do złego mnie namawiasz, mój drogi – uśmiechnął się starszy pan – a tata nie będzie zły, że mu wypiję buteleczkę?
- Ależ skąd! Na ciebie dziadku? No co ty?
- A te chipsy są chyba niezdrowe, co?
- No tak… ale jak jest mecz, to mama pozwala mi raz w tygodniu, zrobić sobie ucztę.
- Zatem idziemy na kanapę, niech nam służy za trybuny. – mężczyzna ruszył w kierunku salonu.
Dziadek z wnukiem wspaniale czuli się w swoim towarzystwie. Żywo komentowali wydarzenia rozgrywające się na boisku. Co jakiś czas przełączali na następny program, aby sprawdzić, jak wygląda sytuacja na stadionie w Paryżu.
W pewnym momencie na stadionie Stade de France dał się słyszeć ogromny huk, który wywarł wrażenie nawet na piłkarzach.
- Ale mają petardy! Suuuper, nie? – wykrzyknął z podziwem Robert.
- Nie wiem czy to petardy, ale być może masz rację. Daj na nasz mecz, bardziej mnie ciekawi.
Kiedy padały gole dla naszej reprezentacji, chłopiec wstawał z kanapy i robił trzy okrążenia pokoju. Powiedział Franciszkowi, że to taniec zwycięstwa i zawsze tak się zachowuje jego drużyna po strzeleniu bramki.
- To znaczy, że biegacie tak wokół całego boiska? Jak macie później siłę grać?
- Dziadku, no co ty? Ten, co zdobył punkt, staje z rękami uniesionymi do góry i skacze z radości, a reszta biega wokół niego. Mówię ci… świetniasta zabawa?
- Jaka?
- Świetniesta, no superancka! – aż podskoczył, wypowiadając te słowa.
- Ależ kaleczycie nasz ojczysty język, cóż… chyba już nikt nie jest w stanie tego zatrzymać – westchnął.
Mecz Polska-Islandia skończył się wygraną Polaków. Obaj mężczyźni, młody i starszy, byli w siódmym niebie, a może jeszcze wyżej. Franciszek z tej radości pozwolił sobie na jeszcze jedno piwko.
Zaraz po meczu, w którym grała reprezentacja Polski, do Roberta zadzwoniła koleżanka. Bardzo prosiła go, by podyktował jej zadania z matematyki. Nie zdążyła zapisać, a z rana wyjeżdżała na wieś i nie miałaby kiedy odrobić lekcji. Chłopiec był niezadowolony, chciał popatrzeć na końcówkę gry trójkolorowych z Niemcami. Wiedział jednak, że Natalka jest niezastąpiona na sprawdzianach z chemii i fizyki. Zawsze znajdzie sposób, aby mu podpowiedzieć. Z niechęcią poszedł do siebie i wyjął zeszyt.
Zeszło mu dłużej, niż sobie to zaplanował. Spotkanie piłkarskie w Paryżu już dobiegło końca. Kiedy wszedł do salonu, dziadek z zainteresowaniem czytał wiadomości na pasku u dołu ekranu telewizora. Pokazywano skrót z meczu Francja-Niemcy i ten właśnie moment, co dał się słyszeć dziwny odgłos wystrzału. Chłopak przeczytał komunikat:
Zamach terrorystyczny w Paryżu
- Widzisz wnusiu, niestety to nie petardy.
Siedzieli tak obaj i z zainteresowaniem, ale i przerażeniem oglądali kolejne doniesienia z miejsca tragedii. Świat stał się globalną wioską i przez to, jakby uczestniczyli w tym smutnym wydarzeniu, nie ciałem, ale sercem.
- Dziadku, oni u nas mogą zrobić to samo.
- Czemu tak myślisz?
- No bo ci idioci zawsze wybierają miejsca, gdzie jest dużo ludzi, tak?
- Zazwyczaj tak bywa. – mówił smutno mężczyzna.
- A wiesz, że w przyszłym roku są u nas Światowe Dni Młodzieży?
Franciszek pokiwał głową.
- Jestem ministrantem… no przecież mówiłem ci o tym. – patrzył na dziadka przenikliwym wzrokiem – No i my, znaczy się, wszyscy ministranci mamy na nie jechać. A jak taki nafaszerowany ładunkami wybuchowymi gość, przyjdzie na mszę? To bum! I po nas, no nie?
- Nie wiem, co ci odpowiedzieć… Nikt nie jest w stanie tego przewidzieć.
- Dziadziuś, ale ja się zaczynam bać. Adam, kolega z klasy pokazał mi na necie filmik, na którym do Europy zmierzają uchodźcy i wiesz, co mnie najbardziej zadziwiło?
- Co takiego?
- Wygląda to tak, jakby szła do nas armia młodych mężczyzn. Były tam może ze cztery kobiety. Dziwne, prawda?
- Interesują cię takie poważne sprawy? Zaskoczyłeś mnie. – zdziwił się Franciszek.
- U nas w szkole na przerwach wszyscy o tym rozmawiają i przesyłają sobie na facebooku filmiki o uchodźcach. Kobiet tam, jak na lekarstwo. Swoją drogą dziadku, czemu ci silni faceci nie walczą o swój kraj? O ojczyznę nie walczą, a z węgierską policją potrafili się przepychać. Jacyś dziwni oni są.
- Poruszasz bardzo trudne tematy kochany. Nie miałem pojęcia, że jesteś już tak dojrzałym i.. .– zastanawiał się przez dłuższą chwilę Franciszek.
- Myślącym. – wyparował Robert i zaśmiał się.
- No przyznam, że o to mi chodziło… myślącym młodym człowiekiem. – dziadek odwzajemnił uśmiech.
- A zresztą coś ci pokażę. – wybiegł, ale za moment był z powrotem.
Usiadł przy dziadku i włączył laptopa.
- Teraz posłuchaj, bardzo ciekawe rzeczy mówi ten brodaty pan.
Na filmiku starszy mężczyzna w arabskim turbanie, odpowiadał na pytania niemieckiego dziennikarza. Zapewnił, że muzułmanie nie potrzebują wcale wojny, aby islam stał się religią świata. Z drwiną w głosie mówił, jak to niemieckie pary mają najwyżej dwoje dzieci, a ich mężczyźni poślubiają po cztery kobiety, z czego jest dwadzieścia dzieci. Zaznaczył, iż to tylko kwestia czasu i Europejki będą musiały chodzić zakryte, a w następstwie ich córki wyjdą za mąż za brodatych mężczyzn.
- Czyli, kto stoi za tym, co się dziś wydarzyło?
- Dziadzio… zaraz usłyszymy, że do wszystkiego przyznało się państwo islamskie.
- Jak to, twoim zdaniem, ma się to do uchodźców?
-Słyszałeś o przenikani się kultur?
- No zadziwiasz mnie. – dziadek był coraz bardziej zdumiony wiedzą wnuka – Skąd znasz takie pojęcie?
- Się wie. – zadarł głowę do góry, udając niezwykle dumnego, ale za chwilkę się roześmiał.
- No, no… - Franciszek był szczerze zadowolony, że chłopiec ma tak duże rozeznanie.
- Wiem to tylko dlatego, że robiłem z Danielem prezentację na wiedzę o społeczeństwie, na ten właśnie temat. I tak się składa, że pisaliśmy o Francji, no i o tym, jak bardzo starała się być państwem otwartym na inne kultury. I wiesz do jakich wniosków doszliśmy?
- Nie mam pojęcia?
- Zapomniała o swojej własnej. Przybyszom nadała tyle przywilejów, że zaczęła ograniczać swoje prawa.
Nagle na pasku pojawił się napis:
Do zamachu przyznało się państwo islamskie.
- Widzisz dziadku, a nie mówiłem. Miałem rację!
- A co według ciebie mają do tego uchodźcy? Słyszałeś, jak przed chwilą jeden z polityków powiedział, że nie należy łączyć obu tych spraw?
- Widocznie nigdy nie robił prezentacji o przenikaniu się kultur.
- Wiesz, że teraz bardzo źle jest postrzegane to, jeśli ktoś nie chce pomóc imigrantom. Zarzuca się takiej osobie rasizm i ksenofobię.
- Ależ… no co ty! – oburzył się strasznie chłopak – ja i rasista? Wiesz, że kolega, z którym robiłem ten referat, pochodzi z Mongolii? Jego mama jest Polką. Przyjechali do Polski, gdy miał dwa lata. I jest moim najlepszym przyjacielem.
- Nie obrażaj się na mnie. Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.
W drzwiach zazgrzytał klucz. Bogna weszła do środka.
- Nie śpicie jeszcze? To słyszeliście zapewne, co się dzieje we Francji? Tragedia! Straszne to wszystko!
- Słyszeliśmy córeczko, słyszeliśmy…
Bogna spojrzała na laptopa leżącego teraz na ławie.
- Rozumiem, że masz wykład o przenikaniu się… ummm… - zaczęła się zastanawiać.
- Kultur, mamusiu.
- No tak, kultur. Zaręczam ci tato, że nie pośpisz dziś w nocy.
- To nic. Profesor z pasją mi się trafił, a takich na studiach lubiłem najbardziej.
- Nie nabijajcie się ze mnie, no! Ja tu o poważnych rzeczach, a wy… szkoda gadać .
- To wy sobie gadajcie dalej, a ja idę wziąć prysznic.
Bogna zniknęła za drzwiami łazienki.
- Powiesz mi coś jeszcze?
- A interesuje cię to?
- Bardzo, naprawdę. Jeszcze coś ci powiem… gdybyś poświęcił chociaż trochę więcej czasu na odsiecz wiedeńską, to widzę, że stać cię nawet na szóstkę. Umiesz wyciągać wnioski z tego, o czym czytasz i z tego, co oglądasz.
- No ale sprawa dotycząca różnych kultur i asymilacji przedstawicieli różnych społeczeństw jest o wiele ciekawsza, a w dodatku dzieje się jakby na naszych oczach. A Sobieski to historia dziadku.
- Historia, mój drogi masz rację. Spróbuj się jednak zastanowić, jak się ma bitwa pod Wiedniem do dzisiejszej sytuacji.
- Nooo… jak?
- Sam mi pokazałeś film na youtube, który do tego nawiązuje.
Chłopiec przez dłuższą chwilę myślał, po czym krzyknął tak, że Franciszek aż podskoczył na kanapie.
- Wiem! Gdyby nie Sobieski, to być może mama nie byłaby pielęgniarką i nie miałaby prawa jazdy. Musiałaby siedzieć w domu, byłaby omotana w te płachty. O Boże! Dziękuję ci królu Janie III Sobieski, że mogę patrzeć na Anię z VI b i podziwiać jej piękne czarne oczy, śliczny uśmiech oraz nogi. – spojrzał na swojego rozmówcę i dodał – Dziadku, a jakie ona ma nogi! Mówię ci do nieba!
Franciszek wybuchnął śmiechem.
- Lepszego podsumowania dokonań Sobieskiego i ich wpływu na współczesność, na pewno nie potrafiłbym znaleźć.
- Wtedy, w XVII wieku nie zastanawiali się nad tym, co zrobić. Nie chcieli islamu w Europie, prawda?
- Całkowita. Problem w tym,że my obecnie jesteśmy nowoczesną cywilizacją, ba... tolerancyjną, a tolerancja ta nie zna granic, nawet wobec tych, którzy nam jej nie okazują. Nie robią tego, bo zwyczajnie nie chcą. Ci co są mądrzejsi od tych, którzy chcą podbić Europę siłą, zaczynają zdawać sobie sprawę, że najłatwiej będzie im to osiągnąć dzięki demokracji. Dzięki niej dostaną się na ważne stanowiska państwowe i tak powoli, małymi krokami, zaczną zdobywać coraz większe wpływy. Mam nadzieję, że ktoś wymyśli, jak można temu zapobiec.
- Oby nie było za późno, bo sporo może nas kosztować ta wyrozumiałość. Dzidziuś, ale przecież trzeba pomagać, prawda? Zawsze mnie tego uczyli rodzice, ty i babcia... - zamyślił się młody człowiek.
- Do czego zmierzasz?
- Bo macie teraz wątpliwości, tak?
- Ma-cie, kogo masz na myśli?
- Przecież mówię! Ciebie, babcię, rodziców. Każde z was, nie jest w stu procentach na tak, za tym, by przyjąć tych ludzi. Dobrze wiecie, że nie wszyscy są źli, ale...
- Ale boimy się. W sumie... mogę tak powiedzieć tylko za siebie. Strach nie jest dobrym doradcą, ale sam go odczuwasz w tej sytuacji, tak? - chłopak przytaknął.
- Europa stanęła znów na rozdrożu, a my już nie mamy Sobieskiego.
- Oby nikt taki nie był nam potrzebny, wnusiu. Dobrze byłoby, gdyby przywódcy państw europejskich znaleźli rozwiązanie tej sytuacji, jednak po zamachach w Paryżu będzie im jeszcze trudniej, bo zwyczajni ludzie uprzedzili się do wyznawców islamu. Lęk o siebie i rodzinę często przyćmiewa ostrość widzenia.
- To co według ciebie należałoby zrobić?
- Nie wiem Robert, naprawdę nie wiem. Jesteśmy na rozstaju dróg i dużo zależy od polityków, jaką drogę dla nas wybiorą. Ciąży na nich wielka odpowiedzialność i historia wystawi im rachunek... A tak zmieniając temat na przyjemniejszy... - Franciszek uśmiechnął się do wnuka i puścił mu oczko - ta Ania to twoja dziewczyna?
- Chciałbym… ale ona woli tego osiłka Jaśka. Nie mów nic mamie, dobrze?
- Oczywiście, to będzie taka nasza męska tajemnica.
- Idę przygotować łóżko. Dziadziu, śpisz u mnie. Mam jeszcze kilka pytań.
- Dasz radę tato. - Bogna w turbanie z ręcznika weszła do pokoju i poklepała ojca po ramieniu.
- A pewnie, że dam. Od czegóż są dziadkowie.

 

.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Ewa L · dnia 08.12.2015 17:15 · Czytań: 572 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 2
Komentarze
Nero dnia 15.04.2016 16:50 Ocena: Bardzo dobre
Z zainteresowaniem przeczytałam, ciekawe połączenie przeszłości z teraźniejszością i spojrzeniem rożnych pokoleń Polaków na ten sam problem. Niestety, zauważyłem kilka błędów, w tym ortograficzny- małą literą napisany wyraz Polska w dopełniaczu, użycie liczebnika głównego przy podanej liczbie dzieci, oraz zagubienie liter stąd dzidziuś zamiast dziadziuś.
Pozdrawiam.
Ewa L dnia 15.04.2016 17:34
Dziękuję :)

Szczególnie za wychwycenie "byków" :) , ale ten nieszczęsny dzidziuś gdzieś mi umknął i muszę przeczytać jeszcze raz ;)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty