W pięknym, odludnym miejscu mieszkała dziewczyna imieniem Zola. Chatka jej, chociaż bardzo skromna, była położona wśród barwnej przyrody; otaczały ja malownicze drzewa, których bujne korony szeleściły, gdy łagodny wiatr szeptał do nich; były tu wspaniałe kwiaty w różnych kolorach, a także wszelakie zioła, które pozwalały ogrzewać się Słońcu, co hojnie dostarczał im swych promieni. Wiedzcie, moi drodzy czytelnicy, że miejsce, które Wam opisuję, jeśli nie było zaczarowane, to z pewnością zdałoby się takim każdemu, kto by miał szczęście znaleźć się tam.
Niezwykły czar owego magicznego zakątka zdawał się niewyczerpanym, starczyło bowiem zaprzestać zachwytu nad cudowną roślinnością, a następnie pójść trochę dalej, wzdłuż schodzącej stromo łąki, a dochodziło się do wielkiego połyskującego w blasku słonecznym jeziora. Przy nim rosło piękne nieduże drzewo o liściach spływających ku ziemi, niczym włosy kobiety, która leniwie pochyla głowę na skutek zmęczenia. Drzewem tym była młoda Wierzba.
Jednak Zola nie zachwycała się już owymi widokami, tak, jak czyniła to niegdyś, odkąd jej myślami zawładnęło pragnienie, aby mieć dziecko. Nim przejdziemy dalej w naszej opowieści, drodzy czytelnicy, pozwólcie, abym podzieliła się z wami mądrością, która obecna jest w sercu każdej szczęśliwej istoty żyjącej. Ci, którzy nie mają, lecz cechuje ich nieugięta cierpliwość, w końcu dostaną to, czego pragną, a uczyni ich to jeszcze szczęśliwszymi niż ci, którzy mają te dary od początku, jednak nie dostrzegają ich obecności, albowiem nie musieli o nie prosić. Mogę Wam powiedzieć, drodzy czytelnicy, że jeśli jest kobieta, która całym sercem pragnie dziecko, wszelako mieć go nie może, to gdy w końcu los jednak pomyślnie się odwraca i urzeczywistnia jej silne marzenie, zdolna jest ona wówczas kochać swe dziecko po stokroć silniej, niżby mogła wtedy, gdyby jej oszczędzono rozpaczliwej tęsknoty.
***
Gdy słońce górowało wysoko na niebie, tajemniczy starzec stanął opodal chatki i długo przyglądał się kobiecie, siedzącej na progu swego domu. By móc wpatrywać się w słońce, zasłaniała oczy dłonią. Obserwował ją długo. A gdy skończył, podszedł do owej kobiety i przywitał się z nią.
- Dzień dobry – powiedział starzec uśmiechając się, lecz takim tonem, który zdradzał smutek jego natury i zmęczenie światem.
Zolę zdziwiło to, nikogo tu bowiem nie spotkała dotąd, nie licząc jednego niezwykłego spotkania w przeszłości, dlatego wyszła z założenia, że miejsce to zamieszkiwane jest wyłącznie przez nią. Jednak odpowiedziała po chwili:
- Dzień dobry. Kim jesteś? – A ledwie wypowiedziała te słowa, zapytała znowu: - Dokąd idziesz?
Starzec tylko spojrzał na młodą kobietę i obdarzył uśmiechem. Zola zaś spytała o cel wizyty nieznajomego. A gdy to uczyniła, ten w odpowiedzi poprosił o szklankę wody.
- Okropnie gorąco dziś – rzekł wtedy – i bardzo jestem spragniony.
Zola z uśmiechem wstała, na chwilę zniknęła w swej chatce, a gdy wróciła, podarowała starcowi szklankę wypełnioną czystą wodą. Entuzjazm bijący z niej zdradzał, iż rada była, że może ugasić pragnienie starca.
Nieznajomy przybysz, choć smutek ukryty głęboko w duszy z natury szczęśliwej dziewczyny dostrzegał, zachował dla siebie swą spostrzegawczość. Zapytał, czy może przysiąść obok. Otrzymawszy przyzwolenie, spoczął obok dziewczyny, ujął jej dłoń i tak rzekł:
- Nadejdzie kiedyś taki dzień, po którym nigdy już nie będziesz smutna.
Po tych słowach wstał, uśmiechnął się do niej, po czym odszedł.
- Zaczekaj – zawołała za nim Zola – kim jesteś?
Lecz starzec jakby nie słyszał jej; nie odwrócił się wcale i szedł przed siebie.
Niejeden jeszcze raz od tamtej chwili w myślach młodej kobiety gościł ów tajemniczy, stary przybysz.
***
Wspomniałam drogiemu czytelnikowi o nietypowym spotkaniu, którego Zola doświadczyła w swej przeszłości. Myślę, że to dobry moment, aby opowiedzieć o tym.
Zola przechadzała się wtedy po łąkach. Niespodziewanie napotkała młodego mężczyznę, który przedstawił się jej jako wędrowiec-zielarz. Wdali się w długą, niezapomnianą rozmowę. Człowiek ten, o naturze wesoło usposobionej, powiedział jej wtedy, że jeśli Zola czegoś bardzo pragnie, to musi przekonać serce, aby zachowywało się tak, jakby to, o czym marzy, już jej było dane.
Od tamtej chwili niespełniona matka medytowała nad wskazówkami zielarza. Modlitwy swe, z dnia na dzień przybierające na sile, przesyłała Stwórcy. Czyniła to regularnie, a nie licząc Stworzyciela, prosiła o szczęście także Słońce oraz Księżyc.
W okresie, gdy dni poczęły upływać tak szybko, że młoda kobieta nie mogła ich już rozróżniać, siedziała na schodach swej chatki, wygrzewając się w słońcu, które jaśniało tak mocno, jak jeszcze nie była tego świadkiem. Nagle Zola po prostu zasnęła. A zbudziwszy się, przed sobą ujrzała maleńką istotkę. Takaż śliczna była ta dziewczynka, o włosach jaśniejących niczym rozgrzane słońce i oczach błyszczących zielenią niby łąki w okresie najcudowniejszych wiosen. Zola podniosła urocze stworzenie i zarzuciła na ręce. A tuląc je, obdarzyła imieniem Bu. Może drogi czytelnik w tej chwili głowi się nad tym, cóż skłoniło nową matkę do wyboru takiego imienia. Zola pomyślała, że jej nowa córeczka nazbyt była cudownym stworzeniem, ażeby choć odrobinę zwątpić w to, iż zesłał ją sam Bóg.
Nowa pociecha rosła jak na drożdżach. Miłość matki zdawała się niewyczerpaną, a troska o dziecko nie miała końca. Spędzali czas wspólnie. Zola uczyła Bu, jak obchodzić się z kwiatami.
– Tylko otoczenie ich uwagą i szacunkiem – uczyła matka – spowoduje, iż obdarzą nas one swą mocą.
Na temat tego, skąd naprawdę przychodzi jej córeczka, mama milczała. Tymczasem Bu przeobraziła się w starszą już trochę, lecz piękniejszą jeszcze dziewczynkę. Odwzajemniała uczucie mamy. Chociaż wiele czasu spędzali razem, nie zawsze było to możliwe, ponieważ Zola czuła się zobowiązana poświęcać się także innym zajęciom, jak dbanie o rośliny. Dziewczynce atoli nie doskwierało to, darzyła bowiem wielką sympatią długie spacery nad lśniące w słonecznym blasku jezioro i wpatrywanie się w wodę.
Gdy pewnego razu Bu udała się w ulubione miejsce i przysiadła na brzegu jeziora, lustro wody ukazało dziewczynce jej własne odbicie. Zdziwiwszy się zrazu, ucieszyła się jednak, pomyślała bowiem, iż nareszcie spotkała osobę, z którą będzie mogła porozmawiać. Postanowiła, że ilekroć mama jej będzie zajęta, ona wybierze się nad jeziorko. Siadywała przed wodą i przemawiała do swego odbicia. Przyglądała się temu i uważnie przysłuchiwała wspomniana już przedtem, obecna tam przez cały czas młoda Wierzba. Ku swemu zdziwieniu, drzewo pewnego dnia zastało dziewczynkę pogrążoną w smutku i płaczącą. Wierzbę opętała ciekawość zbyt silna, aby nie zapytać Bu o przyczynę jej przykrego samopoczucia. Wszelako dziewczynka zareagowała inaczej, niż spodziewała się tego Wierzba. Była zdziwiona tym, że drzewa posiadają zdolność mówienia. Stała chwilę nieruchomo, niby przykuta do ziemi.
- Zapytałam – powtórzyło Drzewo – czemu płaczesz?
- Lecz jakim cudem ty potrafisz mówić?
- Usiądź przy mnie, drogie dziecko, a ja opowiem ci swoją historie.
Historia młodej Wierzby
Widzisz, ma droga, nie znam swego początku. Moja pamięć zachowała tylko postać starca, który wędrował po świecie, a gdy przybył tutaj, posadził mnie w owym miejscu. Nie wiem, kim on był. Pamiętam tylko, że bardzo niewiele mówił. Odzywał się jedynie w chwilach, gdy to było konieczne. Wiele razy zastanawiałam się nad tym, zadawałam sobie pytanie: „Kimże był on, ów starzec dostojny, smutny, lecz piękny?”. Lecz pomimo smutnej jego natury, dbał zawsze o to, bym czuła się dobrze. Pielęgnował mnie wodą, która pobierał z jeziora. A gdy postradał życiowe siły aż do tego stopnia, że nie był już w stanie wykonywać tej czynności, poprosił Słońce oraz Księżyc, żeby zajęły się moim wzrostem: Słońce – żeby ogrzewało mnie, Księżyc – aby postarało się, żeby nie zabrakło mi wody. Potem odzyskał trochę siły. Wtedy odszedł i już nigdy nie zobaczyłam go – drzewo przerwało opowieść.
Nastąpił długi moment ciszy. Wtedy biały gołąb pojawił się na horyzoncie. Najpierw szybował wysoko nad jeziorem, potem zstąpił tuż nad powierzchnię wody i przeleciał kawałek na tej wysokości, a po tym wzniósł się z powrotem i po chwili zniknął z horyzontu. Choć drzewo nie posiadało przecież oczu, dziewczynce jednak zdało się wówczas, iż obserwowało ono poczynania ptaka dokładnie. Gdy po gołębie nie pozostał ślad, Wierzba powróciła do opowieści:
– Stało się tak, jak poprosił starzec. W dzień słońce dostarczało mi ciepła, nocami zaś nieustająco padał deszcz. Chcę ci powiedzieć, drogie dziecko, że jestem drzewem zaczarowanym. Jednakże jest to owiane tajemnicą i proszę cię, aby tak pozostało.
Jednak dziewczynka była jeszcze zbyt młoda, by dochować sekretu. Powróciwszy do chatki, od razu opowiedziała matce o dzisiejszym zdarzeniu. Poprosiła, by jej opowiedziała o Wierzbie, jeziorku i o starcu. Zola nie spodziewała się tego. Gdy córeczka jej skończyła mówić, przytuliła ją i złożyła pocałunek na główce. Zola przypomniała sobie o starcu po tym, jak Bu przytoczyła opowieść Wierzby. Matka pojęła wówczas, że nie był to zwyczajny starzec. Jeśli ona została matką, a niedaleko chatki posadzone zostało drzewko, musiał to sprawić tajemniczy przybysz. Mama poprosiła dziecko, by usiadło jej na kolanach, a gdy je przytuliła, zaczęła opowiadać o starcu.
- Człowiek ten posiadał dar – mówiła. – Dał mi nie tylko ciebie, lecz jeszcze zostawił nam drzewko w prezencie, abyśmy były jak rodzina.
Następnie matka poprosiła córkę, by udali się nad jeziorko.
Gdy byli już niedaleko, Bu rzuciła się do biegu.
- Wierzbo, wierzbo! – wołała.
- Czy wiesz – powiedziała do drzewka – że już nigdy nie będziemy płakać? A na pewno ja nie zapłaczę nigdy, ponieważ mamy siebie na zawsze! Zawdzięczamy to twemu tatusiowi, tajemniczemu starcowi.
Kiedy Zola dołączyła do Wierzby i Bu, matka i córka przysiadły w cieniu drzewa, obejmując się. Potem Zola opowiedziała drzewku o tym, jak odwiedził ją starzec. I wtedy wszystkie zrozumiały, że starzec ów był wysłannikiem Boga, Panem Słońca i Księżyca. Został sprowadzony do zaczarowanego świata, aby zasiać w nim trwałe szczęście i radość.
Koniec
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt