Hejka Purpur,
wybacz, że dopiero teraz się rewanżuję – tak wyszło. Śmieszne, że los padł nasamprzód akurat na ten utwór, aż mam chęć śmiać się, że teraz rozumiem, dlaczego uznajesz moje utwory za przegadane
Ale, ale… widzę, że piszesz też czasem dłużej, nie będę się więc nabijał. Nigdy nie pomyślałbym, że tak ciężko będzie mi się wypowiedzieć na temat takiej krótkiej miniaturki… Ale dobra, po kolei:
Gdy przeczytałem pierwszy raz, kompletnie nic nie zrozumiałem. Nic. Kompletnie. Ja czytam dosyć szybko i w moich oczach, wszystko skleiło się w jedną szarą masę. Myśli przedstawiłeś kursywą i zlało się to wszystko. Do tego w opowiadaniu jest pęd, a on jeszcze przyspiesza czytanie. Słowem, wyszła mi z tego marmolada.
W komentarzach piszesz, że wywaliłeś wszystko co zbędne. Nie ma co – nie boisz się, że nie zostaniesz zrozumiany, mnie zaś często to paraliżowało. Nie martwi cię, czy treść tego co piszesz dotrze do czytelnika? A może sądzisz, że będzie on z lupą ślęczał nad każdym słowem?
Nie zrozum mnie źle, nie chcę cię obrazić, ani nawet jakoś mocno skrytykować, chodzi mi o to, że często podczas czytania mijamy wiele rzeczy. Nie wszystko uświadamiamy sobie, nie wszystko też do nas zrazu dociera. Gdy coś zostanie wspomniane w tekście kilka razy, dotrze do naszej świadomości, raz, może zwyczajnie nam umknąć.
Piszą w komentarzach, że masz warsztat. Zapewne – ale przy pierwszym czytaniu, nie sposób cokolwiek zrozumieć. Nie wiedziałem co się dzieje, kim jest bohater; kompletnie nic. Zupełny chaos.
Jak szybka jazda samochodem: obiekty i scenki migają nam przed oczami, nim właściwie zastanowimy się, co przedstawiają. Nie było tutaj żadnego oddechu, w którym zatrzymałbym się i zastanowił – a zanim się spostrzegłem podróż się skończyła.
Jak sądzisz, dlaczego większość dawnych powieści, zaczynała się od opisu pogody w stylu: „Niebo było bezchmurne, a słońce...”? Dziś brane jest to za błąd, miało to jednakowoż pewne uzasadnienie. Człowiek potrzebuje pewnego czasu, by wczuć się i wsiąknąć w treść. Nie ma szans by czytelnik, od początku wszystko rozumiał i właściwie odbierał.
Na początku jesteśmy ślepi; to tak jakby ktoś w ciemnym pokoju włączył nagle światło – musi minąć pewien czas, nim nasze oczy się dostosują i zaczną dostrzegać szczegóły. A i to lepiej jeśli nie będą one zbyt pędzić.
Ten pęd jest więc zupełnie nieodpowiedni dla miniatury. Wszystko ulatuje i nic nie widać. Chaos tej treści byłby strawny, tylko wtedy gdy wczujemy się już w akcję, nie zaś tak z miejsca – łup! – lądujemy w sam środek wojny i nie wiemy o co chodzi, ani co jest gdzie.
To pierwsze czytanie.
///
Zmusiłem się zatem by przeczytać po raz drugi. Tym razem dużo wolniej i z większą starannością. Zrozumiałem tyle:
„Młody i niedoświadczony w miłości chłopak, gościł u siebie (?) wczoraj dziewczynę i dzisiaj poszedł się z nią spotkać po raz kolejny.”
Tyle. Więc pomyślałem sobie: „Nie no! On przecież zupełnie nic tu nie napisał! Nie ma żadnej treści! To zwyczajnie jakiś skrajny urywek, bez żadnego znaczenia… Nie rozumiem jaki jest sens pisać taką miniaturkę…”
Wyszło więc na to, że ja nie rozumiem twoich utworów, jak ty moich. Ty mówiłeś, że moje przegadane, a ja narzekam, że twoje zbyt oszczędne w słowach. Jasny gwint! Nie chciałem by tak wyszło i nie zrobiłem tego celowo. Ot, zwykły przypadek… Proszę nie pomyśl, że chciałem się na tobie w jakiś sposób zemścić, czy coś… Tak tylko jakoś wyszło…
Słowem i za drugim razem nie zrozumiałem za wiele. Na szczęście są komentarze, bez nich, nic by do mnie nie dotarło.
Zerknąłem zatem do uwag innych. Multum ich jest, więc wpierw przerzuciłem tylko po nich wzrokiem. Natrafiłem na komentarz Retro i zdenerwowałem się na dobre.
retro napisała:
Ostatnio z przyjaciółką zastanawiałyśmy się, czy można pokochać kogoś nie kochając siebie samej/ego?
Twoja miniatura jest odpowiedzią na nasze dywagacje, dotyczące miłości własnej/zdrowego egoizmu.
Klamra, która spina tekst jest najistotniejszą.
Nie zauważyłem żadnej klamry!
Wróciłem prędko do tekstu i patrzę: „Tak! jest! Ale kto to widział!?”
Wściekłem się, bo to co powiedziała Retro, jest jedną z absurdalnych głupot, z którą tak często muszę się mierzyć. To przecież straszna propagandowa bzdura, którą znajdziesz w każdym czasopiśmie dla kobiet i podręczniku spychologii popularnej: „jeśli nie kochasz siebie, nikogo nie kochasz”. Nonsens!
Rzecz zupełnie sprzeczna z Pismem Świętym. Jedno z największych olbrzymich szaleństw naszych czasów.
Oczywiste jest przecież, że nie trzeba być zakochanym w sobie, by kogoś kochać. Podobnie nie musowo być samolubnym, by kogoś lubić.
Przez całe wieki, ludzkość przestrzegała, by nie ulegać samolubstwu, dziś zaś w co drugim czasopiśmie, odnajdziesz rady by przede wszystkim „kochać samych siebie” i mieć o sobie dobre zdanie. I ma to być niby lekarstwo na wszystkie zło świata, jakby i tak dzisiejsze społeczeństwo nie było pokoleniem obmierzłych narcyzów, myślących tylko o sobie.
O Chrystusie zaś mówi Biblia, że „nie umiłował swojej duszy aż do śmierci” oraz, że „mało cenił swoje życie”. Słowo Boże wielokrotnie każe nam kochać, Boga i ludzi, nigdy zaś nawet słowem nie wspomina, że mamy kochać siebie.
Takie nawoływanie byłoby absurdem, gdyż i tak, każdy zbyt bardzo się w sobie kocha. Nie ma czegoś takiego jak „zdrowy egoizm”.
Nie potrzebujemy miłości własnej. Przeciwnie, najbardziej szlachetne i wspaniałe kreacje współczesnej sztuki, to ci bohaterowie, którzy się nienawidzą. Bohaterowie „Koe No Katachi”, „Holyland”, „3 Gatsu no Lion”… Niezapomniane, wspaniałe i zachwycające… Także dlatego, że ich bohaterowie byli zdolni do tego by zupełnie szczerze i mocno nienawidzić samych siebie.
Przytaknąłeś Retro, zdenerwowałem się więc sądząc, że taki był sens tego utworu. Że bohater na początku przy lustrze, skłamał mówiąc do siebie, że się kocha, co (jak myślałem) według ciebie, warunkuje, że i dziewczynę musiał również okłamać. W myśl sztucznej i fałszywej zasady: „jeśli siebie nie kocha to i nikogo nie kocha”.
Wkurzyło mnie to, rzuciłem opowiadanie więc w kąt, obiecując sobie, że później ci je obszernie skomentuję poruszając ten temat.
///
Trzecie czytanie. Przy trzecim czytaniu, zaczęły dochodzić do mnie szczegóły i stwierdziłem, że jako forma nie jest takie złe jak myślałem. Jak wspomniałem na początku, trzeba się do niego zwyczajnie przyzwyczaić, jest za szybkie. Dopiero za trzecim razem mogłem trochę się w nie wczuć.
Przeczytałem też wszystkie komentarze i wprawiły mnie one w niemałe zdziwienie.
Widzę, że jednak nie taki był sens tej miniatury, jak domniemywałem po komentarzu Retro. Piszesz w uwagach, że chodziło ci o to, czy można „przemyśleć” miłość. Chciałeś byśmy nad tym się zastanowili.
Wszystko wyjaśniasz czarno na białym w trzecim komentarzu:
purpur napisała:
Kiedyś rozmawiałem z moim przyjacielem, który był powiedzmy w jakimś stopniu w podobnej sytuacji do bohatera opowiadania.
Powiedział mi:
- Ja to wszytko przemyślałem i wiem.
"Przemyślałem" - no to mnie zaskoczyło. Jak można przemyśleć kochanie/miłość? No jak?
No nie można... To albo czujesz przy każdym spojrzeniu na drugą osobę ( tak, faceci są wzrokowcami! ) , no albo... to nie jest miłość. Może być coś dobrego / uczciwego, no ale na pewno nie kochanie.
Zapytałem się go: - A czy ty ją kochasz?
-Oczywiście - skłamał. Tak. Dokładnie tak, uważam że: skłamał.
I to mnie zastanowiło. Bo od tej pory będzie on kłamał mówiąc to niej - musi to wytrenować w lustrze, musi się nauczyć - bo jest to specyficzny zwrot, jest czymś więcej niż zlepkiem dwóch...
Dlaczego mimo tego łopatologicznego wyjaśnienia nikt tego nie zrozumiał? Bo jak sądzę po dalszych komentarzach, sens pozostał dla wszystkich niejasny.
Przecież to w pewien sposób bardzo zmyślne i genialne opowiadanie!!!
Spójrzcie proszę, oto sens (Purpur powiedz czy się nie mylę):
Bohater traktuje uczucia racjonalistycznie, chłodno i logicznie, dlatego przed lustrem musi ćwiczyć mówienie „Kocham cię”, ponieważ słowa te nie wypływają z jego duszy, lecz są wykalkulowane.
Jednak skoro są to tylko wykalkulowane, wynikające z rozsądku i logiki stwierdzenia, muszą być kłamstwem. Miłość bowiem wynika z jestestwa, jest uczuciem i wynika z duszy. Skoro zaś bohater doszedł do tego na drodze rozmyślań logicznych, jego słowa muszą być kłamstwem. I to właśnie kłamstwo mówi bohater przed lustrem, ćwicząc swe wyznanie.
Nie mówi go do siebie (jak sugerowała Retro), jest to raczej jakby ćwiczenie gry aktorskiej. Bohater stwierdził logicznie, że kocha, więc musi wyznać tą miłość. Ponieważ jednak logicznie do tego doszedł, jego wyznanie, jako wykalkulowane, jest oszustwem.
To tak jakby ktoś doszedł do wniosku, że dobrze będzie, jeśli pochwali jakieś jedzenie. W efekcie czego powiedział: „pyszne!”. W oczywisty sposób musi być to kłamstwo, skoro jego słowa wynikają z jego przemyśleń, nie zaś z wrażeń smakowych.
Podobnie i bohater tego opowiadania, logicznie doszedł do wniosku, że dobrze byłoby mu być z tą osobą. Dlatego też chce powiedzieć „kocham cię”, jednak już te rozmyślania, czynią te słowa kłamstwem.
Później bohater przygotowawszy się, waha się. Tak być musi. Skoro jego „miłość” jest jedynie wynikiem chłodnej analizy, naturalne, że zastanawia się czy dobrą podjął decyzję. Gdyby to była decyzja emocjonalna, nie wahałby się (w ten sposó
, lecz skoro to kalkulacja, musi zatrzymać się na chwilę. Niczym szachista przed podjęciem ruchu, musi rozważyć, wszystkie za i przeciw. Wszak jego wyznanie nie różni się niczym od bardzo ważnej transakcji giełdowej, czy ruchu strategicznego prowadzonego na wojnie.
Wreszcie widzi ją i serce jego przepełnia prawdziwa miłość, wynikająca nie z chłodnej analizy, kalkulacji i logiki, lecz z głębi serca.
Bohater mówi: „Kocham cię”. Pytanie brzmi: czy mówi to dlatego, że tak wskazuje mu rozum? – a więc kłamie (jak przy lustrze); czy też dlatego, że tak podpowiada mu serce? – a więc mówi prawdę. Tzn. mówi tak bo to przećwiczył i przemyślał? – a więc kłamie. Czy też dlatego, że ją zobaczył i to poczuł? – a więc mówi prawdę.
Genialne!
Człowieku, oto ci chodziło? Jeśli tak, to jest to majstersztyk, tylko wyjątkowo kiepsko napisany. Powinno być odrobinę dłuższe, nie zaczynać się klamrą, lecz dać ją później by łatwiej ona dotarła do czytelnika. Całe skrócenie nie sprzyjało zrozumieniu, lecz utrudniało je tylko. Mniej pędu i biegu – jest on tu niepotrzebny.
Lepiej mówić wolniej i zrozumiale, niż szybko i niezrozumiale.
Lecz ogólnie zaskakująco sprytna rzecz. Jak dla mnie genialny przekaz i świetna puenta. Szkoda tylko, że tak ciężko było mi do niej dotrzeć!
Jest jeszcze parę spraw, które chciałbym tutaj omówić.
///
Piszą w komentarzach, że bohater drań i że go nie lubią. Dziwi cię to i mnie również. Po pierwszym czytaniu nic nie zrozumiałem, nie wiedziałem więc, czy kłamał na koniec, czy też mówił prawdę, naprawdę nic do mnie nie dotarło. Lecz już po drugim, sądziłem, że niemal na pewno wyznanie było szczere.
Cytat:
Serce rozpoczęło wygrywać szaleńczy rytm. Podszedł, wziął w dłonie jej rumiane policzki. Oczy wpadły w bezkresną toń błękitu.
- Kocham cię
Jak można było zrazu zinterpretować to jako kłamstwo!?
Teraz wiem, że urwane zakończenie służyło ci postawienia pytania: czy mówi z serca – czy z umysłu; czy mówi prawdę – czy też kłamie. Lecz zanim to zrozumiałem, najoczywistszą rzeczą na świecie było dla mnie, że mówi zwyczajnie prawdę i tyle.
Nie widziałem tutaj żadnego dramatu, ani smutku. Co najwyżej lekkie, zupełnie naturalne, wahanie bohatera, które tłumaczyłem sobie strachem wynikającym z niedoświadczenia. Mi twoja kreacja postaci nie przeszkadzała, ani jej nie polubiłem, ani mnie niczym nie zdenerwowała.
Tak często w literaturze, już od pierwszych stron jestem wściekły na postacie, tu zaś zachowałem zupełną obojętność. Zupełnie nie rozumiem, co w nim takiego odpychającego.
Cytat:
A może chwilowa przerwa? Tak aby na spokojnie to wszystko przemyśleć. Tydzień. Może dwa?
Nie wiadomo, od razu, co bohater chce przemyśleć. Ha! Za dużo jest w domyśle.
Ostatnie zdanie nie musi być w końcu wyznaniem miłości, może on jest z nią już długo. Może za każdym razem gdy ją spotyka, mówi: „kocham cię” i przynosi róże? Może bohater zastanawia się nad biwakiem który z nią planował? Wszystko możliwe.
Widzisz Purpur, za wiele rzeczy wywaliłeś jako zbędne, dlatego opowiadanie jest zrazu, tak niejasne. Skąd mamy widzieć, że chodzi o miłosne wyznanie. Nie ma na to dowodów. Bohater może myśleć teraz o przemyśleniu tysiąca i jednej rzeczy; nic nie wskazuje na to, by musiałoby to być to, o co ci chodziło.
Nie wiadomo nawet na pewno, czy to „Kocham cię” jest wyznaniem, a nie zwyczajowym powitaniem kochanków.
Cytat:
Ja się chyba duszę? Czuję, jak moja przestrzeń zaczyna się kurczyć. Wystarczy, że wyprostuję ręce i przebijam tę bańkę. Wszędzie są jej rzeczy. Nawet pasta do zębów jest jej. Czy od teraz będę korzystał z pasty którą ktoś kupi?
Nie bardzo rozumiem całość powyższego cytatu. Ostatnie zdanie jest debilne. Czy bohater nigdy nie był dzieckiem? nawet jako przedszkolak, sam kupował sobie pastę do zębów? To chyba dosyć naturalne, że korzysta się z pasty do zębów którą ktoś kupi, mówię to jako ktoś kto zawsze tak robi <lol>
Poza tym, co to właściwie znaczy. Skąd u niego jej pasta do zębów? Mieszka u niego, tak? Ale skoro u niego mieszka, to już są razem, czyż nie? A przecież jeśli mieszkaliby razem, to nie musiałby do niej pędzić i iść, bo byłaby na miejscu… Nie, no… Nie łapię…
///////
Chciałbym też wziąć trochę w obronę twojego przyjaciela. (A co!) Nie wiem naturalnie jaka była sytuacja, ale nie sądzę, że powinieneś od razu zakładać, że kłamał on mówiąc o swoich uczuciach. Jego słowa można różnie interpretować. Pozwól, że postaram się ci to wyjaśnić:
purpur napisała:
"Przemyślałem" - no to mnie zaskoczyło. Jak można przemyśleć kochanie/miłość? No jak?
No nie można... To albo czujesz przy każdym spojrzeniu na drugą osobę ( tak, faceci są wzrokowcami! ) , no albo... to nie jest miłość. Może być coś dobrego / uczciwego, no ale na pewno nie kochanie.
W pewnym sensie masz rację. Nie można przemyśleć miłości w znaczeniu ścisłym. Nie można chłodno wykalkulować swoich uczuć, rozważyć wszystkich „za i przeciw” i na podstawie tego podjąć decyzję. Coś takiego, nie jest w żadnym razie prawdziwą miłością. Masz więc rację, ale słowa twojego przyjaciela mogą mieć inny sens.
Wiele zależy od tego, w jaki sposób on to przemyślał.
purpur napisała:
Jak można przemyśleć kochanie/miłość? No jak?
Bardzo prosto, wsłuchując się w swoje serce. Zdaje się, że kobiety, zresztą dosyć często mówią, że muszą przemyśleć swoje uczucia. Nie jest to jednak chłodna analiza, jak to robią?
Rozpamiętują, przypominają sobie, chwile spędzone z daną osobą. Co czuli podczas spaceru z nią, podczas rozmowy, wycieczki itd. Przypominają sobie te uczucia, na nowo je przeżywają i analizują. W ten sposób, w pewnym sensie przemyśliwają, czy to miłość, czy też nie.
Znasz być może tak zwany efekt wiszącego mostu. Osoba wyznająca miłość ma większe szanse, gdy obiekt jej zainteresowania, przechodzi nad przepaścią na moście linowym. Jest tak, ponieważ łomotanie serca wywołane strachem przed śmiercią, bierze on omylnie za wynikające z wyznania miłosnego. To jednak tylko iluzja…
Tak też i czasem trzeba przemyśleć swoje uczucia, zastanowić się czy są głębsze, i wynikają z tego czym są naprawdę. Miłość to coś poważniejszego, niż chwilowe zauroczenie, czy przyjemność którą odczuwamy podczas spotkania.
Żeby to nie było tak, że póki czujesz to zauroczenie, jesteś z tą osobą, a kiedy skończy się ta aura niesamowitości – gdyż z czasem na pewno się skończy – stwierdzisz, że miłość znikła i odejdziesz od tej osoby. To nie tak ma być!
purpur napisała:
To albo czujesz przy każdym spojrzeniu na drugą osobę ( tak, faceci są wzrokowcami! ) , no albo... to nie jest miłość.
Samo to, że czujesz to podczas patrzenia, to jeszcze za mało. A co jeśli z czasem przestaniesz to czuć? Myślisz, że pary po 40 latach małżeństwa, dalej czują to samo patrząc na siebie, jak wtedy gdy się spotkali? Myślisz, że serce dalej „wygrywa szaleńczy rytm” ich policzki stają się rumiane, a oczy wpadają „w bezkresną toń błękitu”? Tak uważasz?
Tak nie jest. A jednak może dalej łączyć ich o wiele głębsze uczucie miłości. Które jest czymś więcej… czymś nieokreślonym… Tą troską… Tym strachem i drżeniem o drugą osobę… Tym wewnętrznym prawdziwym połączeniem dusz i jestestw. Tym darem Bożym, nieprzemijającym i nieustającym.
//
No, na tym chyba wypadałoby skończyć.
Pozdrawiam cię Purpurze, szukaj Boga, bądź zdrów,
Ten Śmiertelny