The bank job - purpur
Proza » Historie z dreszczykiem » The bank job
A A A
Od autora: Kolorowe roztańczone ciałka, hektolitry najwyższego sortu brandy, miłe uśmiechy, piękne widoki - dokładnie tego wszystkiego tutaj nie znajdziecie :)

Jest za to czterech panów i rutynowa robótka... a co było potem, no cóż...

Zazwyczaj dni są takie jakie miały być, zwykłe, poukładane, przetasowane zwykłymi zdarzeniami... pech chciał że akurat ten stał się inny!
Klasyfikacja wiekowa: +18

 

     To wszystko powinno się było wydarzyć inaczej. Patrząc na to nawet teraz, naprawdę nie mogę dostrzec żadnego poważniejszego błędu. Mijają dni, miesiące, a ja dalej wyglądam przez to cholerne okno i nie mogę dojść co tak naprawdę zawiodło. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, iż był to pech. Takie dodatkowe muśnięcie losu, którego nie da się wkalkulować w żaden, nawet najbardziej dopracowany plan. Z drugiej strony, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jednak ktoś wsadził swoje brudne paluchy w wydarzenia tamtego wieczoru. Oczywiście nie mogę tego w żaden sposób ani udowodnić, ani nawet jednoznacznie przekonać samego siebie. Ale czuję, że ktoś mnie „dotknął”, że przejechał paznokciem po mojej linii życia i delikatnie ją zwiotczył… A zaczęło się, można by rzec, zachęcająco.

 

     - Leje! – wyglądając przez okno uśmiechnął się. To zawsze jest sprzyjająca okoliczność. Kukiełki, jak zwykł nazywać mieszkańców miasta, będą siedzieć w domach, grzejąc swoje grube brzuchy w domowych pieleszach. Nie będą się niepotrzebnie szwendać po ulicach i zaglądać tam gdzie nie powinni. Psy też raczej nie wyściubią nosa poza drzwi kawiarni, słodki pączek rozleniwia na bardzo wiele cudownych sposobów. Dobrze! Kapelusz powędrował na głowę, metalowe guziki płaszcza odegrały cichą melodię rozpychając się na swoich miejscach. Zatrzymał się przed ściennym zegarem. Była za dwie dwudziesta druga. Robił to co robił od bardzo wielu lat i z miłą chęcią podziałał by jeszcze w swoim fachu kolejnych parę wiosen. To jednak wymagało przestrzegania wyznaczonych zasad, a główna z nich brzmiała – zawsze trzymaj się planu. W momencie gdy wskazówki wskazały pełną godzinę zamki zaryglowały drzwi, a klucz brzdęknął o grube ściany zsypu.

 

     Czekali w wyznaczonym miejscu. Trzy kompletnie pospolite postacie obserwowały w ciszy jego przybycie.

- Panie Kula, panie Szybi, panie Willis – skinęli głowami. – Ruszamy!

Stary Chevrolet De Ville, w możliwie najbardziej masowo produkowanym kolorze ruszył w zalane strugami deszczu miasto.

 

     Samochód wypełnił lukę zajmowaną jeszcze przed chwilą przez drogowe pachołki. Zespół ruszył. Tak jak przewidział, chodniki były teraz ich własnością, nawet koty miały lepsze zajęcia, niż pozostawianie mokrych śladów. Po drodze minęli może ze dwa inne pojazdy. To będzie jak spacerek po parku, wystarczy że będą trzymać się ustalonych założeń, a jutro będzie wygrzewał kości na drugim końcu świata. Korpulentne kształty, wysokie palmy, a co tam, nawet przekona się do tych ich pieprzonych kolorowych trunków, które…

- Psze pana… – rozległo się nagle za jego plecami.

Odwrócił się. Za nim, niewiadomo skąd pojawił się mały chłopiec. Stał mocno zadzierając głowę, a w ręku trzymał plastikowego Thompsona. Zespól zatrzymał się.

- Skąd ty się tu wziąłeś? – Kurwa. Jak mógł go nie dostrzec? Rozejrzał się po okolicy. Pusto.

- Psze pana?

- Czego!

- Mogę iść z wami?

- Spieprzaj smarkaczu! – Może to pułapka. Nie…. Niemożliwe. Przecież nawet jeszcze nie zaczęliśmy!

- Ale… ale… ja się mogę przydać, naprawdę, ja umiem…

- Spieprzaj, zanim pomogę ci moim prawym butem! – Mówiąc to tupnął ostrzegawczo. Malec zerwał się i pobiegł na przeciwną stronę ulicy. Spod wielkiej markizy wyłonił się chudy kształt. Chłopiec chwilę coś mówił, wskazując palcem na nich – postać podniosła głowę, postać patrzyła, postać trzymając pociechę za rękę odeszła. Zespół zamarł.

- Panowie. Czy ktoś ma mi coś do powiedzenia, zanim ruszymy w dalszą drogę?

Stali, a krople deszczu wygrywały coraz to ciekawsze rytmy na rondach kapeluszy.

- Nic? Dobrze. Idziemy.

 

     Rozsiedli się przy na prędce zorganizowanym stole, za który musiała wystarczyć leżąca w kącie skrzynka. W pomieszczeniu panował półmrok, bo pojedyncza żarówka nie była w stanie dać wystarczającej ilości światła. Dwudziesta druga trzydzieści – teraz wystarczyło czekać, a ponieważ dla Szybi-ego cisza to jest niemalże wyzwanie, więc popłynęła jedna z jego wielu opowieści.

- … i wtedy wiecie, ja już tu łapy wyciągam do najcudowniejszej pary cycuszków, jakie oglądałem od… - tu zamyślił się.

- Do rzeczy Panie Szybi, do rzeczy… Co mnie obchodzi pański ranking cycków – zniecierpliwił się Willis.

- Ok, ok. No więc, gdzie ja to… a! No właśnie. Siedzę, wyciągam łapy – mrugnął zawadiacko do Willisa - i nagle jak nie jebnie w drzwi. Ona w pisk, ja osłupiałem. A tam ktoś drze mordę i normalnie napierdala w te drzwi. Wiecie… to nie pierwszy raz, kiedy przytrafia mnie się to.

- Tak, wiemy – cała trojka niemalże w jednej chwili przypomniała panu Szybi-emu, że tak, wiedzą.

- No właśnie. A ten jej mąż, to chyba jakiś oficer, tak coś wspominała, a ja z wojskowymi to bić się nie lubię. – Z obrzydzeniem wykrzywił twarz. Słuchacze wiedzieli jak wyglądają bójki Szybi-ego i raczej to on bić się z nikim nie lubił. Zazwyczaj to wszystko wyglądało tak, że owszem awanturę nakręcał z szybkością zalotów koguta, ale to nie on później machał rękami, zawsze jakoś się potrafił tak ustawić, że nikt go nigdy nie pacnął. -  No więc, ja szybko cap odzież i myk przez okno. I wyobraźcie sobie, że ten ciul wpadł do pokoju i za mną na ten dach. A że padało, to wiecie, jeden krok i jak się nie zawinie. No mówię wam. Piruet taki zaliczył, że myślałem że padnę ze śmiechu. Poturlał się po tym dachu i łup, prosto w jakieś krzaczory. A darł się przy tym, jak świnia. Taki mi show zaprezentował, że cały wieczór nie mogłem się przestać uśmiechać…

- Zobaczysz, któryś cię w końcu utrąci – przerwał mu Willis.

- No wiecie, jest ryzyko, jest zabawa, dobrze mówię – Panie Szefu?

- Jasne, jasne. – Szefu spojrzał na zegarek. Zostało osiem minut. Przeżegnał się. Splunął przez lewe ramie i potarł środkowy guzik płaszcza – nie był ani wierzący, ani przesądny, ale warto mieć wszystkie możliwe atrybuty po swojej stronie.

– Panowie. Przygotować się!

Cała radosna atmosfera prysła w jednej chwili. Twarze wydłużyły się, oczy nabrały skupienia. Rozeszli się do swoich pakunków. Wybiła dwunasta. Dopiero teraz przebrali się, przygotowali torby i narzędzia – plan jest świętością!

- Panie Willis, zaczynamy.

Dłonie z niezwykła wprawą rozstawiły drobne pakuneczki na ceglastym murze, chwilę później już stał trzymając w ręku pęczek kabli. Spojrzał na Szefu - skinięcie głową.

Stłumiony dźwięk wybuchu rozszedł się po zatęchłym magazynie, a zarys otworu wyłonił się ze ściany.

- Panie Kula, zrób pan drzwi!

Pan Kula. Mordercza mieszanka tłuszczu i mięśni. Lata dostosowywania swojego organizmu do zawodowych wymagań stworzyła organiczny czołg. Pomijając siłę rażenia tego obiektu, to co zasługiwało na najwyższą uwagę, to był sposób poruszania się: sadło – guma. Przeciwnicy albo nie mogli w niego trafić w ogóle - bo cały czas drżał, gibał się, wyginał, albo odbijali się od niego jak od ściany. Tak, to była lokomotywa, ale na kauczukowych kołach.

Młot uderzał jak pocisk, a co dziwne, prawie nie było słuchać dźwięku uderzania, tak jak by każde kolejne walnięcie nie zdążało się dobrze rozkrzyczeć, a już kolejne stało w kolejce. Ściana poddała się, ujawniając sporych rozmiarów wejście. Punkt pierwszy wypełniony – są w tylnym korytarzu, teraz trzeba wejść do środka.

- Panie… - nie zdążył dokończyć, a już chude paluchy Willis-a tańczyły w zamku.

- Pam, pam, pum… panowie, zapraszam! – jak dworski lokaj Willis zapraszająco zamachnął ręką.

- Panie Szybi.

Łasica ruszyła do przodu. Schylona, przyczajona, to znowu skoczna i zwinna. Podobno, pan Szybi spędził pół roku w szkole baletowej pani Pimkin i uczęszczał na wszystkie zajęcia. Co więcej, po tych sześciu miesiącach dostał propozycję występów w akademickim zespole baletowym, który jeździł z przedstawieniami po całej Anglii. Oczywiście to była wersja Szybi-ego. Obecna tu trójka doskonale wiedziała po co naprawdę udał się do tej szkoły, nie trudno się domyślić czemu chodząca chuć zadała sobie trud wciskania się w obcisłe galoty i bujania się godzinami przed lustrem. No ale trzeba oddać mu w jednym racje, naprawdę wywalili go z tej szkoły dopiero po pół roku i to na własne, chodź pod dość intensywnym naciskiem pana Pimkin-a, życzenie.

- Panie Willis? Trzy – trzy – jeden? – padło pytanie z wnętrza pomieszczenia.

- Po raz pięćset pięćdziesiąty piąty – tak, panie Szybi.

- Dobra, dobra. Gotowe, możecie wchodzić.

Dwunasta dwadzieścia – perfekcja! Zespól pędził przez poszczególne pomieszczenia w kierunku centrum budynku.

 

     Skarbiec. Wielkie metalowe wrota upstrzone groźnie wyglądającymi wytłoczeniami, a w samym ich sercu dwie wajchy, trzy zamki szyfrowe i dziurka od klucza.

- Dobra Panowie. Znacie swoje miejsca. Panie Willis zapraszam do zamków. Panie Kula obserwuj pan wejścia. Panie Szybi – spojrzał znacząco na stojącą w cieniu sylwetkę - zamknij jadaczkę.

- No ta. Pewnie. Szybi zrobił swoje, Szybi ucisz się, albo najlepiej pójdź spać, a gdzie szacunek, gdzie… - urwał, bo potok słów trafił w tlące się jasnym ogniem oczy Szefu.

Szef usiadł na krześle. Wszystko szło zgodnie z planem, aż że plan był naprawdę przemyślany w najdrobniejszym szczególe, więc już poczuł na końcu języka te ich kolorowe badziewie… Wtedy też rozległ się śmiech. Przetoczył się po pustych korytarzach banku, zrobił salto na najwyższym filarze utrzymującym sklepienie i jak grom uderzył w skupioną czwórkę.

- Co to, kurwa, było! – Szefu zerwał się na równe nogi.

Stali wsłuchując się w absolutną ciszę. Po chwili cztery paru oczu wlepiły się w jedyne wejście do tego pomieszczenia, poza tym którym przyszli oni.

- Panie Kula, niech pan zmasakruje to co odważyło się ryczeć na naszym przyjęciu.

Pan Kula nigdy nie zastanawiał się nad tym o co go proszono, o nie, pan Kula działał. Chwilę później rozpędzone ciało pomknęło długim korytarzem.

- Panie Willis, do roboty.

- A jeśli to psy? – zmartwił się Szybi.

- Powiedz mi czy kiedykolwiek słyszałeś, aby przed szturmem kordon policji wydawał z siebie jakieś dzikie śmiechy?

- No nie, nigdy.

- No właśnie. Jeśli się śmieje, to przynajmniej nie jest to policja, a jeśli to nie jest policja, to już pan Kula zadba o to, aby się więcej nie śmiał.

 

     Drobne strużki potu spływały po czole Willis-a. Kochał wszelkie metalowe mechanizmy. Po prostu je kochał. Rozkładał je na czynniki pierwsze, tylko po to, aby popatrzyć na misterną kompozycję kółek zębatych, zapadek czy cieniutkich jak włos wałeczków. W dniu dzisiejszym miał za to okazję posłuchania symfonii, bo jak inaczej można nazwać dźwięki grane przez zestaw zamków szyfrowych wykonanych na specjalne zamówienie przez firmę Herbert Brothers & Sons. Te cudowne metaliczne brzdęki, ocieranie się naoliwionego metalu o metal, te piski, skrzypnięcia, coś czego większość ludzi nawet nie jest w stanie usłyszeć. Palce muskały, a cyfry wirowały – aż nastąpił szczęk - zapadki odnalazły swoje miejsca. Brawo Maestoro! Brawo! Tłum wybuchł oklaskami, Willis ukłonił się i otarł samotną łzę.

- Pięknie panie Willis. Jak zwykle w szczytowej formie. Teraz tylko otwórz pan zamek i zabieramy fanty. – Palemki, bioderka, leżaczki...

 

     Rozpędzone ciało Pana Kuli przemykało przez poszczególne pomieszczenia. Nic, nikogo, tylko głucha cisza i mrok świetlówek. Wracał właśnie z drugiego okrążenia, gdy kątem oka dostrzegł jakiś cień, który mignął za rogiem. Ciało wrzuciło trójkę i z cichym sykiem pomknęło w tamtym kierunku. Wyleciał zza rogu i dostrzegł na końcu korytarza masywne drzwi windy, przycisk przywołujący świecił się na zielono.

– Mam cię łazęgo, stąd nie ma innego wyjścia. – Gęba wykrzywiła się w uśmiechu.

Wtedy też nogi zahaczyły o coś, zdziwiona facjata pana Kuli dołączyła po chwili do toczącego się ciała, odbił się jeszcze od ściany i w akompaniamencie piknięcia otwieranych drzwi poleciał w dół szybu. Znużona winda czekała dwa piętra wyżej.

 

     - Jak to nie masz pan klucza!? – darł się zirytowany Szefu.

- Nie wiem, jak to jest możliwe… Ja przecież nigdy… No nigdy… – Biały jak ściana mamrotał Willis.

Fakt, Willis nigdy, ale to nigdy niczego nie zgubił, lub zapominał. Ten człowiek zawsze miał ze sobą wszystko, pamiętał wszystko, wiedział wszystko. Pan Willis mógłby by występować w encyklopedii pod hasłem: „podręczny niezbędnik”.

- No nie ma! Nigdzie go nie ma! Musiał mi się gdzieś wysunąć…

- To weź pan jakiś inne ustrojstwo.

- Panie Szefu czy zdaje sobie pan sprawę z poziomu komplikacji tego mechanizmu. To jest tytanowo wykończony zamek sferyczny, nic i nikt nie otworzy go bez specjalnego klucza. Mógłbym tu siedzieć tydzień i grzebać w jego trzewiach, a jedyne co bym uzyskał to ziewnięcie znużonego zamka! Spędziłem ponad tydzień preparując go ze wzorca…

- Kurwa, no co za pech … Czekaj, daj mi pomyśleć…

- Panie Willis, a kiedy ostatnio widział pan ten klucz? – wtrącił się Szybi.

- Hmm – zamyślił się Willis. – W aucie go miałem, na sto procent. W magazynie też:  pamiętam bo odruchowo dotykałem górnej kieszeni w której go trzymałem. Może zgubiłem go gdzieś po drodze?

- No to na co czekasz – leć go pan szukać!

Willis popędził w poszukiwaniu zguby.

 

     Szefu wraz z Szybi-m patrzyli zaciekle to w jeden to w drugi korytarz. Zegarek, trzy nerwowe kroki i znowu spojrzenie. W końcu Szybi nie wytrzymał.

- Panie Szefu, może by tak pomóc mu szukać, co?

- Ech… Co ktoś wychodzi z tego pomieszczenia to jakoś nie wraca. Zastanawiam się czy nie lepiej by było po prostu stąd odejść…

- No ale panie Szefu, został tylko jeden zamek ...

- No może… Ech… Dobra. Leć go poszukać, ja się rozejrzę za panem Kulą. Widzimy się tutaj za maksymalnie dziesięć minut, jasne?

Szybi zasalutował i ruszył w kierunku w którym zniknął Pan Willis. Szefu jeszcze przez chwilę patrzył za oddalającym się współpracownikiem.

 

     - Jak ja mogłem go zgubić? Jak, do jasnej cholery, mógł się wysunąć z kieszeni? - biegł przez korytarze, które mijali podczas drogi do skarbca. Ręce drżały jak w febrze, a myśli kotłowały się w głowie. I nagle… jest! – leży sobie jak gdyby nigdy nic. Szybkim ruchem wyrwał z podłogi mały metalowy przedmiot. Przytulił go, a spokój rozpoczął wędrówkę przez poszarpane myśli...

- O! A to skąd? - W pierwszej chwili euforia odnalezienia zguby pominęła przedmiot, który stał obok miejsca w którym spoczywał klucz. Na środku korytarza stała butelka skrywająca cudownie złotą ciecz: czarny tripple-sec Gary Goose - ostatni trunek, który od razu nie powodował buntu wewnętrznych narządów Willis-a.

- No witam mojego drogiego przyjaciela - Nałóg wyszczerzył rzędy spróchniałych zębów.

- Coś mam wrażenie, że się chyba troszkę gniewaliśmy, co? Chyba mnie unikałeś, przyznaj się?

- Ile to już latek minęło: dziesięć, dwanaście... długo, co?

- No, no, już, już, nie rozczulamy się teraz. Tylko zamocz usta i się żegnamy.

- No rozchyl usteczka, obiecuje że nie będzie boleć!

- No to za mamusie - jaki grzeczny chłopiec.

- A co, za tatusia nie wypijesz? No, to rozumiem!

- O-o… czekaj, uff, ależ weszło!

- Yeeeaaa! Willis-ku daj pyska – ależ ja tęskniłem, ileż ja nocy wypłakałem… ech, no co ja na to poradzę, że taki uczuciowy jestem.

- Ale… ale... spokojnie. Od razu pół butelki? Czy nie uważasz... a może masz racje.

- I druga połowę też? O h o!

- Czujesz to?

- Idzie...

- Dzilzas krajst... Nie wiem jak ty, ale ja się idę do czegoś przywiązać, bo czuję że to będzie tsunami...

- … o… kurwa…

Odwieczny druh Willis-a, ten którego udało się na pewien czas ukryć, ten który każdego jednego dnia pukał smętnie do drzwi: pomylił się. To nie było tsunami. To była bomba atomowa wielkości Nebraski, posypana na samym czubeczku szczyptą chilli. Poszli w kosmos z taka prędkością, że o mały włos a by nie pomachali roześmianej tarczy księżyca.                

 

     - Panie Szefu, panie Szefu znalazłem pana Willis-a! – Jak tylko wkroczył do sali ze skarbcem dopadły go krzyki Szybie-ego.

- No to gdzie on jest?

- No… leży nieprzytomny… pijany w trzy dupy…

- Pijany?! Przecież Willis nie dotknął butelki od… - zamyślił się. – Zresztą, skąd ta łajza wzięła wódę?

- Nie wiem. Leżał przy wejściu do magazynu, a potłuczona butelka leżała obok… Ale mam też dobrą wiadomość. – Wyciągnął dłoń dumnie dzierżącą klucz. – To również leżało!

- To ten klucz?

- No chyba tak, nigdy takiego nie widziałem. Jak na mój rozum, to chyba ten.

Szybi wręczył klucz. Szefu przez chwilę obracał go w dłoni przyglądając mu się z uwagą.

- Sam nie wiem panie Szybi, sam nie wiem… Coś tu jest bardzo nie - tak…

- Panie Szefu, musimy… teraz to musimy.

Klucz pasował. Wielkie wrota szczęknęły i z cichym zgrzytem odsłoniły wnętrze. Po obu stronach pomieszczenia znajdowały się rzędy skrytek, a na środku - na drewnianych paletach leżały równo ułożone bloczki banknotów.

- Ja wiem, że mówię to nie pierwszy raz, ale za każdym razem się jakoś wzruszam, gdy widzę coś takiego… - wyszeptał Szybi.

- Tak panie Szybi, piękno może objawiać się na wiele różnych sposobów, a ja osobiście nie znam nic bardziej cudownego niż takie samotnie leżące pliki pieniędzy. To co, pakujemy?

- Pakujemy! A!  Panie Szefu, gdzie pan Kula?

- Nie wiem, ale teraz to nie ma znaczenia. Zbieramy to co widzimy i znikamy. Jeśli Pan Kula żyje to wcześniej czy później się ukaże.

               

     Przy akompaniamencie stęknięć i sapnięć dwie postacie przemykały przez opuszczone korytarze. Dotarłszy do miejsca lewitowania Willisa zatrzymali się.

- Co z nim robimy? – zapytał Szybi. To była taka niepisana zasada. Wszelkie decyzje jakie zapadały, przechodziły najpierw przez Szefu. Bo to właśnie on potrafił wykalkulować wszelkie konsekwencje decyzji jaka miała zapaść. Czy była to kwestia koloru auta, wielkości torby, czy też targania nieprzytomnego ciała, on widział następstwo każdej z możliwych opcji. Do tej pory nigdy nie pomylił się w osądzie, do tej pory banda była tylko zagadkową statystyką w policyjnej kartotece – dlatego też, to co mówił było wykonywane, koniec - kropka. Myśli zaskrzypiały w umyśle szefa.

- Zostawiamy torby, wyciągniemy go przed budynek, przeciągamy w najbliższą alejkę. Nikt nie zwróci uwagi na kolejnego pijaczka odsypiającego wieczorne balety, a nie chciałbym włożyć do samochodu wypełnionego po dach gotówką jakiś nieprzewidywalny element. Jak oprzytomnieje to nas znajdzie. – Zabrzmiała wyrocznia. – Następnie pakujemy fanty i jedziemy do chaty, cicho i spokojnie. I czekamy - na obu panów.

 

     Chevrolet De Ville sunął z cichym bulgotem widlastej ósemki. Dwie pary oczu w kompletnej ciszy obserwowały mijane uliczki, domy. Kolejne kilometry oddalały ich od miejsca popełnienia „pożyczki” i przybliżały ich ku pieczołowicie wybranej kryjówce. Ostatnie budynki Chicago majaczyły już w tylnym lusterku, więc wielogodzinne napięcie usiadło na tylnej kanapie. Blask zapalanej zapałki oświetlił twarze pasażerów, a dym Lucky Strike wypełnił wnętrze auta.

- Panie Szybi, gratuluję!

- Och, to było nic… - uśmiechnął się Szybi.

- A jednak. Naprawdę przez chwilę myślałem żeby się stamtąd zabrać. Szczerze powiedziawszy dalej tak uważam… No ale właściwie to już nas tam nie ma – teraz i Szefu się uśmiechnął.

- No fakt. Pierwszy raz widziałem pana tak poirytowanego…

- Pierwszy raz plan nam się rozpadł. I tak szczerze, to nie mam pojęcia jak? – zastanowił się Szefu. – Ale się dowiem i czyjeś kości zagruchoczą!

- Jasne panie Szefu! Swoją drogą ciekawe co się przydarzyło panu… - urwał. Zza zakrętu wyłoniły się palące oczy pojazdu. Skupienie popędziło z powrotem na przednie siedzenia Chevroleta. Szybi spojrzał przez boczne okno. Gliniarz w przejeżdżającym radiowozie zrobił to samo. Minęli się. Przez chwilę dalej ciemność była ich jedynym towarzyszem, aby po chwili rozświetlić się czerwono – niebieską poświatą.

- Zwolnij panie Szybi. To tylko rutynowa kontrola, nie ma szans aby o nas wiedział. Spokojnie i bez zbytniego szczękania jadaczką, ok.?

- Nie musiał pan tego dodawać, szefie…Zatrzymali się na poboczu.

Policjant poprawił kaburę i ruszył w kierunku mruczącego De Ville. Końcówką policyjnej pałki zastukał w boczną szybę.

- Prawo jazdy i dokumenty wozu.

- Oczywiście panie władzo. Coś się stało?

- Dokumenty i prawo jazdy.

Przez chwilę przerzucał kolejne kartki dowodu rejestracyjnego, po czym w jego rękach wylądowało prawo jazdy wydane przez stan Illinois. Podniósł latarkę na twarz Szybi-ego. Wtedy jego dłonie rzuciły się w kierunku osłupiałego kierowcy, wyciągnęły go przez szybę jak worek kartofli i cisnęły na wilgotny asfalt. Jednym ruchem pozbył się służbowej kurtki i podciągnął mankiety koszuli.

- Pamiętasz mnie? – zaryczał policjant.

Oszołomiony Szybi widział tylko kontur postaci w oślepiającym świetle reflektorów, ale nie należał do ludzi, którzy szybko się kłaniają.

- Mama?

- O rzesz ty parszywy konusie!

W ruch poszły wypastowane na glanc buciory. Nawet niezwykła zwinność Szybi-ego nie uchroniła go przed wprasowaniem wzmocnionego czuba w sam żołądek. Oddech uleciał z gwizdem, a kolejny cios przyszpilił go do ziemi.

- No i jak się teraz czujesz śmieciu? – Kolejna pięść wylądowała tym razem na prawym policzku. – Nie jest ci już tak do śmiechu, co? A gdzie się podziało to radosne: „pozdrów cycuszki żonki”?

Pan władza obszedł stękającą postać, czuł jak moc jego ciosów rozszerza mu świadomość, jak gotująca się krew dodaje niemalże boskiej siły, czuł swoją potęgę i miał zamiar przelać ją na tę wijącą się łasicę. Szefu westchnął, spokojnym ruchem położył kolegę Colt-a na swoich kolanach, mimo iż wiedział, że nie będzie on potrzebny. Dawno temu był świadkiem podobnego gniewu wylewanego na obecnego tutaj kobieciarza. Tamten też nie dał Szybi-emu możliwości wycofania się, nie pozostawił mu wyboru.

- Nadchodzi ból śmieciu! – zdążył jeszcze krzyknąć gliniarz, zanim zwinięte ciało wystrzeliło do góry. Dłonie uderzyły, nogi zacisnęły się i zanim policjant zdał sobie sprawę co właśnie się wydarzyło, chrupnął i bezwładnie opadł na ziemię. Szybi dysząc stał nad nim.

- Ty głupi podwórkowy kundlu! Po chuj żeś machał tymi łapami, co? Co ci z tego przyszło!

- Panie Szybi! – Padło z ciemności. – Już! Koniec!

Nieprzytomny wzrok trafił w stalową wolę Szefu. Dyszał i trząsł się ale po chwili wróciła rzeczywistość, wytarł cieknący nos i wyprostował się.

- Przepraszam. Nie dał mi wyboru…

- Wiem – odparł Szefu.

- Co… Co teraz?

- Mamy przejebane Szybi… Uśpiłeś psa. Teraz nigdy nie dadzą nam spokoju.

- Przepraszam – wystękał ponownie Szybi.

- Twoje przepraszam jest teraz zupełnie nieistotne. Trzeba jakoś się z tego wykaraskać. Siadaj do wozu. Muszę pomyśleć. – Wymęczone koła zębate w głowie szefa ponownie zakręciły się z zawrotną szybkością. Wydarzenia migały, leciały prostą drużką do swojego celu. Kolejna i kolejna wersja ciągnęła się od przyczyny, aż do skutku. W końcu Szefu wsiadł do wozu.

- Jedziemy stąd. Ja wysiadam na wjeździe do miasta. Ty jedziesz ukryć towar i pozbyć się wozu. Jutro odszukasz pana Kulę i pana Willisa, wszyscy macie zniknąć. Wyjechać z miasta i nie wracać.

- A pan, szefie?

- Ja za parę dni zgłoszę się na mendy.

- Co?! Oszalał pan? Toż to śmierć, nawet nie będzie procesu, zajebią pana w celi!

- Spokojnie panie Szybi. Wezmę na siebie skok, o tym co wydarzyło się przed chwilą nie mam i nie będę miał pojęcia. Dostanę maksymalnie osiem lat, wyjdę po czterech, może dwóch…

- Ale przecież możemy zniknąć wszyscy – nigdy nas nie znajdą.

- Znajdą, wcześniej czy później. Zresztą co to za życie, czekając czy wpadną czy nie - ja tak nie chcę. Zrobienie banku można wybaczyć, można o tym zapomnieć. Śmierci tej tępej pały nikt nam nie zapomni, będą nas ścigać do skutku. Niech szukają zatem. Ja będę spokojnie siedział sobie tam gdzie na pewno patrzyć nie będą.

- Ale szefie…

- Panie Szybi, rozmawialiśmy już odnośnie podziału władzy i wyboru osoby podejmującej decyzję. Myślę, że nie jest to odpowiedni moment na ponowną dyskusję.

- Tak. Panie Szefu.  

             

     No i jesteśmy - ja i moje okienko. Siedzimy sobie tu razem i patrzymy na siebie nawzajem. A dni mijają. Świat odtrąbił napad stulecia i szybkie pojmanie skruszonego przestępcy. Śmierć przy drodze zeszła na drugie, a nawet trzecie strony gazet – tak, życie ma swoją cenę, ale jest ona mniejsza niż dziesięć miljonów dolarów z bankowego skarbca. Tylko ja wiem jakie niezwykłe zbiegi okoliczności zapędziły winnego w miejsce jego kary.

- Quinto, masz gościa – rozległo się z małego wizjera. Idąc przez obdrapane korytarze stanowego więzienia zastanawiałem się czy któryś z moich chłopców był na tyle głupi, iż przywlókł swoje ciało do tej poczekalni. Obmyślając sposób skarcenia, zasiadłem przy małym stoliku w oczekiwaniu na zapowiedzianego gościa. Naprzeciwko usiadł jednak zupełnie ktoś inny, była to wysoka, chuda postać z kozią bródką. W milczeniu przyglądaliśmy się sobie. Po chwili wręczył mi kopertę. W środku był list, zapisany dziecięcą ręką. To co tam przeczytałem spowodowało, że mózg zatrzymał się na chwilę – aby otrząsnąć się z szoku jaki zaserwowały niezgrabnie nakreślone słowa. Podniosłem wzrok na mojego towarzysza.

- Kurwa…

- No cóż. Dzieci. Co poradzić… Mam wrażenie, że powinienem cię w jakiś sposób przeprosić, ale wiesz do tej pory to się nigdy nie wydarzyło. Jestem, jak by to powiedzieć, debiutantem w tej kwestii.

- A więc pan Kula…?

- Tak.

- I pan Willis?

- Również.

- I ta menda, która przyszwendała się na tej drodze, też?

- Musisz za to przyznać, że chłopakowi nie brakuje wyobraźni! – dumnie wypiął pierś.

- Taaa…

- Zrozum, on jest twoim wielkim… – tu zrobił krótką pauzę, starając się naleźć właściwe określenie – fanem? Tak to się chyba mówi… Zapewniam cię jednak, że zrozumiał jak źle się zachował. Obiecał, że więcej nie będzie. Wiesz, my nie możemy w tak bezpośredni sposób ingerować w ludzkie sprawy… To trochę wbrew zasadom – zamyślił się. - Jakkolwiek źle by to nie brzmiało…

- A więc ty jesteś… - Szukałem w głowie słowa które zamknęło by w całość to wydarzenie i nadało by jemu jakiś sens. Oczy padły na ostatnio linijkę listu, tą w która na pewno włożone zostało dużo starań, jak i również nielicha ilość czerwonej kredki.

- Wiesz co, pieprze twoje przeprosiny. Powiedz mi tylko jedno, czy naprawdę dałeś swojemu synowi na imię Belzebubik Jr.?

Postać przez chwilę wyglądała na zaskoczoną. Zastanawiała się - to na pewno. W końcu z pewną nieśmiałością padło zdanie.

- A co, nieładnie?

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
purpur · dnia 06.01.2016 02:06 · Czytań: 1446 · Średnia ocena: 4,63 · Komentarzy: 44
Komentarze
chellsky dnia 06.01.2016 11:47
Pomysł jest przegenialny. Ale dość chaotyczne wykonanie odbiera ciutkę radości z czytania. Tekst powinien poleżeć, powinieneś popoprawiać błędy, bo pomysł jest tak dobry, że warto.

Przede wszystkim nie rozumiem, dlaczego dzieje się to w Ameryce, a tytuł nie brzmi po prostu "skok na bank". Brakuje mi trochę więcej opisów miejsca akcji. Trochę zbyt duży akcent położony jest na dzianie się, a zbyt mały na opis przestrzeni, w której się to dzieje. Niektóre imiona strasznie mi zgrzytają, psując frajdę. Szczególnie powtarzanie formy "Szefu". Dlaczego Szybi nie może być po prostu Szybkim? Belzebubik Jr. jest kwintesencją tego, o czym mówię. Bardzo źle brzmi, a to przecież puenta. Pokombinowałbym jeszcze na Twoim miejscu. Już lepsze byłoby po prostu "Belzebub Jr.", ale przecież można dać jakieś fajne, ciekawie brzmiące, długie i nie tak oczywiste imię, jak choćby "Luis Cypher Jr.". "Belzebubik Jr." jest tandetne i zbyt wprost. Końcowe "nieładnie" zmieniłbym na rozdzielone "nie ładnie". Lepiej mi brzmi.

W tekście po prostu roi się od błędów wszelkiego rodzaju (interpunkcja nie istnieje). Myślę, że sam potrafisz to popoprawiać, a po prostu jesteś w zbyt gorącej wodzie kąpany i chciałeś to wrzucić jak najszybciej (i rozumiem to, bo rzeczywiście pomysł jest świetny). Wypunktuję to, co mnie najbardziej raziło, ale to na pewno nie wszystko:

- w dniu dzisiejszym (nawet ostatnio w prywatnej wiadomości do Ciebie sam pisałem "w dniu dnia dzisiejszego" - mogło dać Ci to do myślenia)

- tłum wybuchł oklaskami

- pieczołowicie wybranej (zamiast "wybieranej" )

- tą wijącą się łasicę (zamiast "tę" )

- czuł potęgę i miał zamiar przelać ją na [Szybiego] (w ten sposób dodałby mu siły, a nie o to mu chodziło)

- nieprzytomny wzrok trafił w stalową wolę Szefu (raczej "natrafił na", ale w ogóle bym to zmienił, za bardzo przekombinowane, źle brzmi i nie wiem, jak poprawić)

- jedziemy z stąd (literówka, ale dowodząca, że nie zrobiłeś porządnej korekty przed wysłaniem)

- miljonów (zamiast "milionów" ).

Dobra, jak mamy za sobą rzeczy niemiłe, to powiem teraz, co bardzo mi się podobało. Oczywiście i przede wszystkim dzieciak. Takie smaczki jak gadka Szybiego, jego szkoła baletowa i kulminacja tego wątku w osobie policjanta - uczyniłeś z pozornie pobocznej postaci - najważniejszą, o wielkim znaczeniu dla fabuły. Bardzo dobrze. Świetny jest Pan Kula jako "lokomotywa na kauczukowych kołach". Trochę mocno kombinujesz z metaforami, ale niektóre są naprawdę cudne:

- napięcie usiadło na tylnej kanapie / skupienie popędziło z powrotem na przednie siedzenie

- oddech uleciał z gwizdem.

Ubawiłem się jak rzadko, naprawdę świetnie. Tekst jest bardzo oryginalny, ale bierz się do roboty, bo to wręcz grzech tak dobry pomysł psuć tyloma bykami!
Miroslaw Sliwa dnia 06.01.2016 11:54 Ocena: Świetne!
Tekst bardzo dynamiczny. Czyta się lekko i z dużą przyjemnością. Ładna polszczyzna, oczywiście przystosowana do groteskowo kryminalnej konwencji utworu.
W sumie można by na podstawie tego opowiadania narysować komiks.
Podoba mi się.
Aha, trochę literówek zrobiłeś, ale to nieistotne. Przeczytaj uważnie i popraw.
W sumie; super.

Pozdrawiam. :)

Mirek
Dobra Cobra dnia 06.01.2016 12:09
Taaaaa....

Panie purpur,

wysmażył żeś Pan nielichą historię. Brawo!

Spytam jednak, czy bez mieszania złych mocy się nie da? Oczywiście wymaga to innego rodzaju konceptu, ale...

Wiesz Pan, dlaczego nie lubię sajens fikszyn? Ano dlatego, że tam można wsadzić wszystko i usprawiedliwić wszystko. Wbrew logice, przewidywaniom i zasadom fizyki (tu oczywiście tłum oponentów może zarzucać, że przecież nie znamy praw fizyki w innych światach).

Gdyby zło chciało tak otwarcie ingerować w nasze życie - mało by nas pozostało. Bo jakiż problem przybrać holograficzną postać i kogoś zakatrupić. I już wsadzają nas do paki.

Powiem tak: pomysł na brudny kryminał okejos. Czytało mi się dobrze do miejsca, gdy pan Kula wpadł w tajemniczy sposób do szybu windy. I już wtedy (niestety) wiedziałem. Bo to tak samo, jak w sajens fikszyn. To znany trop. I najprostsze wyjście dla piszącego. Czytelnik zadrży, a autor uśmiechnie się ze swojej przebiegłości i konceptu.

Jednym słowem: napisanie w przepiękny sposób, ładnie zarysowane postacie, człek się uśmiecha czytając. A jednak pozostaje niedosyt.

Inne sprawa: nie lubię mieszania spirytyzmu w formach literackich. Znałem kolesia, który zadał się z mocami ciemności i to doprawdy nie było wcale wesołe. Uwierz mi.




Kilka pytań natury stylistycznej:


Cytat:
Szybi-ego
Szybiego?

Cytat:
sałdo – guma.
sadło – guma. Czy tak?

Cytat:
Quinto, masz gościa
Kwinto????? Jakie śmiałe nawiązanie do rodzimej produkcji. Ale też mógłby się nazywać doprawdy inaczej, gdyż jest tyle innych imion, nazwisk i ksywek.

Dlaczego tytuł jest po angielsku? Dalej wszystko jest napisane po naszemu, więc po co ten zabieg?



Reasumując: jest talent, jest dobre pisanie, są genialne pomysły. Dobrze rokuje to na przyszłość. Bez oceny ze względu na to, co powyżej. Takich zabiegów nie można nagradzać! Naprawdę.


Z poważaniem,

DoCo
chellsky dnia 06.01.2016 12:31
Podobno według regulaminu nie wolno się odnosić do komentarzy innych komentujących (DLACZEGO?!!!), więc załóżmy, że zupełnie niezależnie wyrażam następującą myśl:

czym innym jest science-fiction, a czym innym fantastyka,

czym innym jest nawet fantastyka, a czym innym wplecenie w fabułę elementów fantastyki.

Dodanie elementów fantastyki to symbolika, to metaforyzowanie. Bardzo ważny i interesujący zabieg literacki. Tutaj - niewinność dziecka zderzona ze zburzeniem planu doświadczonych oprychów. Chochlik jest tylko symbolem i ja się doczytałem nawet tego we wstępie. Każdy, nawet najlepszy plan, mogą pokrzyżować jakieś drobne "przypadki".

Nie widzę tu w żadnym razie jakiejś "diabelskiej symboliki" i "spirytyzmu". Przecież to raczej takie symboliczne mrugnięcie okiem do czytelnika. Ja to w każdym razie kupuję w pełni i wręcz uważam, że bez tego tekst straciłby swojego ducha. A niezależnie od spirytyzmu, każdy dobry tekst musi posiadać jakiegoś ducha.
purpur dnia 06.01.2016 13:17
Przedywszystkim Panowie - ogromne DZIĘKUJĘ za przeczytanie i pozostawienie po sobie tak konstruktywnej krytyki!

ło Matko, hołhołhoł i marcin kristmas! - strasznie fajnie, że wam się chciało, że do tego daliści swoje sugestie - nawet nie wiecie jak się cieszę, że chociaż w części się spodobało.

Co do błędów... to nie jest tak, że w gorącej wodzie kompany... Przeczytałem ten tekst przed publikacją, nie skłąmię jeśli powiem że ze sto razy. Mój kłopot polega na tym, że literówki mi uciekają, wiem o tym, staram się, a one i tak są... Co do interpunkcji, robię to na wyczucie, no i widać jak wspaniale ono działa :) Wierzcie mi, biorę sobie te uwagi bardzo do serca i pomyślę jak ma to zrobić, aby wyeliminować te błędy!

Co do uwag.
chellsky,
Opisy miejsc są celowo pominięte! W bardzo wielu poprzednich moich opowiadaniach, one dominowały, ba, ja je uwielbiam, kocham sączyć śwaitło na zakurzone skrzyni, ale... tutaj miało ich nie być. Rzadko kto przeczyta opowiadanie tak długie, a jak bym jeszcze powkładał tu opisy... miało trzymać nos przy kartce ( no dobra ekranie ) i nie puszczać. To samo z metaforami - kocham "dziwne" porónania i ich też miało nie być :) Tego "siadania" jakoś jednak nie potrafiłem sobie odmówić... :) Tyle...

"Dziwne" imona... Wybacz tak również miało być i chociaż Szybi miał być Zibim, ale skorzystałem z Zibiego w innym opowidaniu i jakoś tutaj nie chciałem go wstawić...
Nieźle trafiłeś z "szefu" - tak mocno zastanawiałęm się i też mnie trochę drażniło to szefu Szefie... Wiesz, jednym będą się podobać innym nie... To samo co z opisami...

Angielski tytuł - wybaczcie, ale tak również miało być, stylistyka języka angielskiego ma cudowne właściwości zamykania ideii w krótkiej formie. The bank job - to jest coś innego niż skok na bank, a przynjamniej w części może być inna... Pasowała tu jak ulał i dlatego tak zostąło. Również spędziłem sporo czasu nad tytułem...

Również zastanawiałęm się nad końcówką, nad Belzebubikem, tak, miałem kilka alternatywnych wersji i chyba po prostu nie doceniłem czytelnika, bałem się że jeśli wstawię tutaj coś wymyślnego to puenta nie zostanie zrozumiana... Fak! Jak widać niepotrzebnie i tym sposobem tyle przepięknych 'ksywek' poszło w dym...

Wybacz błędy. Coś będę musiał z tym zrobić... coś wymyślę.

Doco,
Wiesz czy niebieskie ufoki czy siły nad przyrodzone, to wiesz, chyba dużej różnicy nie robi...
Na początku to był brudny kryminał, ale... mi zawsze w połowie tekstu wsadzi pysk "zielony smok" i coś od siebie doda... Tak piszę, tak po prostu lubię...

I szczerze powiedziawszy, Chellsky wyłapał to idealnie, tu nie miało być jakiś złych mocy, okultyzmu, tylko taki włąśnie rozbawiony chochliczek i pan S. który jest zupełnie zwyczajny i rozmawia z Q. jak by wpadł z wizytą... Myślę, żę nie jest to ani fantastyka ani s-f...
Tak, to jest takie mrugnięcie okiem :)

A Quinto - no cóż, pierwszy mój skok na bank - to sobie mrugnąłem ja:) Do mojego bohatera :) A co! Autor też człowiek :p

Mirku,
Wygrałeś złotą palmę - całe to opowiadnie było w mojej głowie rozrysowane w komiksowe kadry! Dlatego jest akcja, akcja, akcja i góralska muzyka, eee, to znaczy poprzeplatane "chaotycznie - dynamicznie" elementy. Kocham dobry komiks, no cóż, każdy ma jakieś ... :p

Dzięki panowie - napradę Dzięki!
ajw dnia 06.01.2016 14:09 Ocena: Świetne!
Ciekawe wprowadzenie. Kiedy przeczytałam pierwszy akapit postanowiłam zejść po herbatkę, żeby delektować się treścią bez zadnych rozproszeń (typu, ze pić mi się chce albo siku).
No i zaczęłam. No i wciągnęło mnie jak Bagna Biebrzańskie i nie wypuściło aż do końca.
Podoba mi się styl - chwilami tak kwiecisty, ze aż czuję mały oczopląsik, ale ja to lubię. W niektórych momentach szczerzyłam zęby jak idiotka.
Panie Purpurze - jest mega! Więcej takich opowiadań.

Masz jedynie mały problem z pisownią co niektórych wyrazów : psze pana (powinno być, tak mi się przynajmniej zdaje, ale ja też robię błędy), a nie prze pana (no chyba, ze od parcia) hi hi. Co tam jeszcze? A i jeszcze przy stąd dodajesz niepotrzebnie z na początku i piszesz z stąd albo z stamtąd zamiast stąd czy stamtąd.

Cytat:
Na­praw­dę przez chwi­lę my­śla­łem żeby się z stam­tąd za­brać

Cytat:
Je­dzie­my z stąd.


No i ukaże zamiast ukarze w tym kontekście (bo od ukazania a nie ukarania):

Cytat:
Jeśli Pan Kula żyje to wcze­śniej czy póź­niej się uka­rze.


A.. i jeszcze półmrok, a nie pół mrok.
Jak poprawisz byki to zaświetnię :)

Nad interpunkcją się nie rozwodzę, bo sama mam problemy. Poza tym odchodzę ukontentowana i czekam na kolejne Twoje opowieści :)
Dobra Cobra dnia 06.01.2016 19:16
Dziękuję za odpowiedź! To miłe, jak Autor dba o czytelnika.

Piszesz słodko, a najważniejsze, że to lubisz! Bo o to chodzi - bez przymusu czy stresu. Tak po prostu.

Dziękuję za rozwianie obaw!


Pozdrawiam,

DoCo

PS: Tu mi jeszcze coś nie pasuje: Z pod wielkiej markizy wyłonił się chudy kształt. Chłopiec chwilę coś mówił, wskazując palcem na nich – postać podniosła głowę, postać patrzyła, postać trzymając pociechę za rękę odeszła. Zespół zamarł.

Takie spotkanie może mieć tragiczne skutki dla planu. Dlaczego panowie nijak nie zareagowali?
purpur dnia 07.01.2016 11:12
DoCo,

Dobra Cobra napisał:
Takie spotkanie może mieć tragiczne skutki dla planu. Dlaczego panowie nijak nie zareagowali?


No widzisz, tutaj chyba byłem za subtelny :)
Cytat:
- Pa­no­wie. Czy ktoś ma mi coś do po­wie­dze­nia, zanim ru­szy­my w dal­szą drogę?

To była reakcja Szefu... Hmm, może lekko zmienię to zdanie...

ajw,
Cóż mogę odpowiedzieć na tak przepiękny komentarz, aha, wiem!:

CZAD !!! - tak wiem, że to "paskudne" słowo, brr, okropne... ale... Niesie ze sobą również taki ładunek pozytywnej emocji, która moim zdaniem nie jest obecna w: "świetnie", "kapitalnie" czy też "w dechę" :)

Strasznie dziękuję za zaufanie, że tak fajnie podeszłaś do czytania tego - założyłaś że może nie zmarnuje Twojego czasu moją wyklejką liter :)
ajw dnia 07.01.2016 13:49 Ocena: Świetne!
Spoko, dla mnie nie ma paskudnych słów. No może niektórych nie lubię np. ubikacja (zawsze kojarzy mi sie z jakimś mega syfem). A CZAD jest ok, dopóki go nie wdychamy ;) ;)
W.K. dnia 11.01.2016 22:39
Mówiąc krótko- zajebiste :)
purpur dnia 12.01.2016 10:47
Dziękuję !!! Cieszę się niezwykle, że aż tak bardzo się podobało ! :)
retro dnia 19.01.2016 08:38 Ocena: Świetne!
Purpurze bardzo zgrabnie skonstruowana opowieść. Dialogi, to one tworzą klimat. Pomysł dobry, ale to sposób opisu jest wisienką na torcie. I ta dynamika.

A co zachęca najbardziej? Słowa od Autora, bo jak można rzucić się w wir obowiązków, gdy czyta się taki wstęp? Nie można, trzeba przeczytać całość. A warto.

Pozdrawiam
purpur dnia 19.01.2016 11:48
Ojej... ależ miło!

Po takim komentarzu nawet odrobinę się cieszę, iż ucierpiał produkt krajowy brutto :)
CzarnyRycerz dnia 24.01.2016 09:46
Pomysł genialny, powinieneś go rozbudować bo moim zdaniem wyszła by z tego niebanalna opowieść. Podoba mi się bardzo styl w jakim piszesz, doszlifuj go tylko i twórz dalej bo jesteś w tym naprawdę dobry :)
Joan Mart dnia 24.01.2016 15:00 Ocena: Świetne!
tylko w ramach pomocy w korekcie wskazuję, gdzie są jeszcze błędy, które ja wychwyciłam:
Cytat:
po­dzia­łał by
-razem
Cytat:
aż że plan by
- a że plan
Cytat:
na­leźć
- znaleźć
Cytat:
kie­run­ku w któ­rym
- przecinek

z błędami w tekście jest ten problem, że mnie osobiście rozpraszają i tracę wątek, a to jest za dobre, by takie drobiazgi psuły cały efekt - sama zresztą robię literówki i ortografy
jeżeli kiedykolwiek wydrukujesz kupuję bez patrzenia na cenę
masz niesamowite poczucie humoru, świetny pomysł i warsztat
podziwiam
purpur dnia 25.01.2016 11:10
Okrutnicko się cieszę, iż moje słowa zlepione w powyższe zdania przypadły Wam do gustu.

CzarnyRycerz, Joan Mart - wychylam zdrówko za waszmości ( i waszmościanki ??!! ) najprzedniejszym ze wszystkich trunków jakie udało mi się zgromadzić w narożnej szafeczce :)

Hep!

Dzięki!!!!
Bernierdh dnia 02.02.2016 19:36
Quinto :D
Bardzo fajny tekst, a ten maleńki element fantastyczny to moim zdaniem jego zdecydowanie najjaśniejszy punkt - może jeszcze obok pana Kuli i szkoły baletowej Szybiego ;)
Świetnie napisane - jeśli miałbym się czegoś przyczepić, ale tak na siłę, to miejscami jest trochę chaotycznie, przydałoby się może ciut więcej opisów, szczegółów tła. Z drugiej strony zależało ci na zwięzłości i chyba dobrze, bo akcja jest szybka i wciąga niemiłosiernie.
Pomysł naprawdę rewelacyjny :)

Pozdrawiam serdecznie.
purpur dnia 03.02.2016 14:50
Wiem. Sam teraz trochę żałuję, że jednak zaniechałem moich ukochanych opisów... Ale tekstu było by wtedy naprawdę masę...

Coraz mocniej zastanawiam się czy pierwszy raz nie zrobić kontynuacji, no strasznie polubiłem chłopaków!

Will see...

Dziękuję mocno za odwiedziny!
Quentin dnia 07.02.2016 15:56 Ocena: Bardzo dobre
Good job, Man

Miałeś już właściwie tak znakomitych komentatorów przede mną, że mogę jedynie się powtórzyć, bo nic dodać, nic ująć. Absolutnie. Wyciągnij wnioski, purpur, z tych komentarzy, bo naprawdę są cholernie wartościowe, o czy zresztą dobrze wiesz.

Fabuła i sama narracja są bardzo ok. To siła tego tekstu i, jak sądzę, twojej twórczości. To trzeba pielęgnować i starać się zawsze. W tym wypadku jestem spokojny. Sprawa dość trudna, bo mieszasz kilka rzeczy ze sobą. Jako wielbiciel kina mam już tak, że kiedy czytam jakiś tekst, widzę kadry z filmów. U ciebie widziałem trochę Tarantino i znacznie więcej braci Coen, co także poczytuję za dobry znak. Dobrze rokujący.

Brzydko mówiąc przypieprzyć można się do samego stylu. Sporo błędów, brak interpunkcji w wielu miejscach, a ręczę, że nie jestem jakoś szczególnie spostrzegawczy ;) Jeżeli mógłbym ci coś doradzić, to pochylenie się nad tym właśnie. Ale to już kwestia warsztatowa. Z czasem i ona wykształci się należycie.

Z opowieści jestem bardzo zadowolony. Świetna zabawa, pomysłowa i zadbałeś o klimat. Może się podobać.

Pozdrawiam
Quen
purpur dnia 08.02.2016 11:50
Dzięki!

Chodź oczywiście stawianie mnie i trójkę moich idoli na tej samej "kartce" to gruba przesada :)
Lata świetlne, góry skaliste i ze trzy oceany nas dzielą!

Wierz mi, wnioski wyciągam, wnioski spisuję, są bardzo wartościowe i to niezależnie od kogo pochodzą. Każdego wysłucham :)

No a co do tej mojej nieszczęsnej przypadłości przecinkowo - błędnej, no cóż, nie umiem pisać i to jest absolutna prawda. Głupio mi, że są tam błędy, bo wierz mi, daaawno już mi przeszło wstawianie czegokolwiek "na gorąco", czytam tekst masę razy, ale... ponieważ znam go na pamięć to bardzo trudno jest mi znaleźć błędy... bo raczej go recytuję a nie czytam...
Nie wiem co mam na to poradzić, chyba zapiszę się na korepetycję z j. polskiego :)
Może ktoś mnie nauczy tych nieszczęsnych przecinków...

Will C!

Jeszcze raz dzięki za zaglądnięcie i dziękuję za miły komentarz!
Joan Mart dnia 08.02.2016 12:12 Ocena: Świetne!
Purpur, spokojna Twoja rozczochrana albo i nie, bo cholera wie, co na tej głowie masz, grunt, że wiem, co w niej masz: pomysły, poczucie humoru , ponadprzeciętne IQ, więc w kwestii przecinków, literówek i ort, zgłaszam się do wstępnej korekty – zbyt fajne są te Twoje teksty, by takie pier-doły przeszkadzały w czytaniu
A gdybyś chciał tracić czas: http://www.prosteprzecinki.pl
pozdrawiam i cierpliwie czekam
purpur dnia 08.02.2016 14:16
Stronę nawet znam, nawet ją czytałem... efekt: ta...

No jest rozczochrana, jest... trafiłaś...

Gdyby nie moja wrodzona skromność, nieśmiałość i czerwieniące się uszy, już bym pędził z pudelkiem czekoladek w Twoją stronę :D

Dzięki!
Naprawdę doceniam!
DragonLady dnia 19.02.2016 14:35 Ocena: Świetne!
Cytat:
- No wła­śnie. Jeśli się śmie­je, to prz­yn­ajmniej nie jest to po­li­cja, a jeśli to nie jest po­li­cja, to już pan Kula zadba o to, aby się wię­cej nie śmiał.


Cytat:
Oszo­ło­mio­ny Szybi wi­dział tylko kon­tur po­sta­ci w ośle­pia­ją­cym świe­tle re­flek­to­rów, ale nie na­le­żał do ludzi, któ­rzy szyb­ko się kła­nia­ją.
- Mama?


Cytat:
Śmierć przy dro­dze ze­szła na dru­gie, a nawet trze­cie stro­ny gazet – tak, życie ma swoją cenę, ale jest ona mniej­sza niż dzie­sięć mil­jo­nów do­la­rów z ban­ko­we­go skarb­ca.


Purpurze, nie szukaj sensu w tym cytowaniu; po prostu te teksty tak mi się spodobały, że aż cytuję. Cytuję bez sensu. Więcej grzechów pamiętam, ale nie powiem, wcale za nie nie żałuję i absolutnie nie proszę o żadne rozgrzeszenie.

Super!

Przede wszystkim jest momentum, a to chyba najważniejsze. Poza tym - cóż, masz warsztat. Zręcznie czytelnika prowadzisz. I - co dość typowe dla Twoich tekstów - robisz to w taki sposób, że czytelnik nie do końca wie, co się dzieje i dlaczego; dopiero, kiedy skończysz, mruga i orientuje się, że po prostu przeczytał opowiadanie.

Ale żeby nie było tak słodko...

Cytat:
Znu­żo­na winda cze­ka­ła dwa pię­tra wyżej.


Nie jestem pewna, czy to kwestia stylu czy rozpędu, ale winda naprawdę nie może być znużona :D

Pozdrowienia! Pisać dalej!
purpur dnia 19.02.2016 14:53
Lady!

Winda MUSI być znużona - ona tam siedzi i ziewa! Liczy swoje guziczki, od pierwszego do trzeciego, a nastepnie, ponawia, od trzeciego do pierwszego :)

Fakt, ta winda - jest to "moja" winda, fakt, jak już wpadnę w rytm, to muszę się mocno trzymać oparcia, aby nagle nie okazało się, że biurkowa lampa z mocnym utyskiwaniem, podaje narzędzia Wilisowi, ktory grzebie w zamku :) I do tego ma abażur w motylki :)

Fakt, to wszystko ociera się o realizm - niektóre rzeczy są tak prawdziwe, że nie masz wątpliwości, że wiesz gdzie stoisz, a potem wpada na Ciebie znużona winda - a kuku! nie śpij! Ha! :D

Dzięki za komentarz - doceniam...
Usunięty dnia 02.03.2016 21:41
Purpur,

Pomysł fajny, wykonanie też niezłe.

Natomiast w pełni potwierdzam wszystko, co napisali moi przedpiścy: interpunkcja kuleje, przekombinowane porównania, niektóre zdania nie do końca jasne. Są też zdania, które można rozumieć na kilka sposobów ("najczęściej produkowany kolor";), błędy ortograficzne (o rzesz). Gdybym dostał taki tekst do redakcji, to bym skracał, skracał, skracał i długo jeszcze nad nim pracował.

Żeby nie było - niektóre zdania są bardzo fajne ("zaskrzypiały myśli";).

Przykłady

Cytat:
za­glą­dać tam PRZECINEK gdzie nie po­win­ni.


Ogólnie przed "co", "gdzie", "żeby", "ale" powinny być przecinki. Jeżeli jest zdanie wtrącone, też dajemy przecinek.

W zdaniu "słodki pączek rozleniwia na wiele cudownych sposobów" skreśliłbym cudownych, jako niepotrzebne.

Cytat:
aż że plan był naprawdę przemyślany w najdrobniejszym szczególe, więc już poczuł na końcu języka te ich kolorowe badziewie

To jest przykład przekombinowanego zdania. Nie rozumiem tego zdania.

Sporo porównań mi nie pasuje. To trochę rzecz gustu - ja osobiście bardzo nie lubię zdań typu
"Nieprzytomny wzrok trafił w stalową wolę Szefu.", ale jak widać z poprzednich komentarzy, niektórym właśnie one wydają się lepsze. Tak samo zmieniasz związki frazeologiczne, i zamiast "kłapania jadaczką" masz "szczękanie jadaczką", co mi również średnio pasuje.
purpur dnia 03.03.2016 11:30
Świetny komentarz - jak bym mógł kliknąć "pomógł" dwa razy, to bym tak zrobił.

Oczywiście komentarze, które niosą coś więcej niż tylko wytykanie błędów są jak najbardziej potrzebne - wręcz wymagane ( to już ego dodało, ja nie mam z tym nic wspólnego! ), bo to one dają motywację do dalszego pisania i człowiek przynajmniej wie, że czasami udaję się coś strawnego napisać.
Tym niemniej, takie jak ten powyżej, są również niezbędne - te pozwalają się zastanowić...

Wiesz, żałuję, żałuję bo chyba nie będę miał z ciebie czytelnika :(
Bo wiesz, te zdania, to nie jest jakaś fanaberia... ja tak piszę... Wiesz od czasu TBJ napisałem pewnie z dziesięć, może ciut mniej innych opowiadań, każde w innym stylu, każde inaczej... Szukam jeszcze sposobu pisania... Jednak dalej, najbardziej LUBIĘ opowiadanie powyżej ( mam nadzieję, iż to się niedługo zmieni :p ).

Tak piszę, rdarmila, to jest Mój ulubiony styl pisania. Tak wiem, zdaję sobie sprawę że nie wszystkim on odpowiada, ale może paru osobom tak i te zdania, takimi pozostaną. Zobacz, to nie jest takie jedno, nie są dwa, całość jest tak napisana - to się będzie podobać, no albo odrzuci...
Tak, po prostu się różnimy, co idealnie pokazuje Twój przykład:

Cytat:
słodki pączek rozleniwia na wiele cudownych sposobów
- bez cudownych, ja bym tego zdania nie wypuścił na świat. To własnie "cudownych" tworzy i klimat i "fajność" tego zdania, no i jego przekaz...

Ty był skreślał, skreślał, skreślał - ja bym dodawał, dodawał, dodawał :) No cóż, jeden lubi brunetki, a drugi lody... waniliowe :p

rdarmila napisał:
"kłapania jadaczką" masz "szczękanie jadaczką"
- no dokładnie TAK! Pomijając kwestię że każde z nich znaczy co innego, to dokładnie tak miało być... cóż... Ciężko jest się tłumaczyć, z tego jak myślisz, jak patrzysz na świat, jak chcesz go opisać...

Mam swoją wizję, cel powstawania kolejnych tekstów, ale nie mam ambicji, a do tego również wymaganych umiejętność aby twierdzić, że dobrze piszę... Lubię pisać, jest to dla mnie przyjemność i mam nadzieję, że w dającym się przewidzieć czasie nie będzie niczym innym... Naprawdę :)

Kurcze. Bardzo dziękuję za opinię!

PS Inaczej napisałem "Krok w mrok", no ale podejrzewam, że tam też będę "ja"... i moje specyficzne składanie literek...
JOLA S. dnia 10.06.2016 10:12
Cześć! Przeczytałam po raz trzeci i nie zmieniam zdania. Cudne, klimatyczne.Pozdrawiam cieplutko
Jolka :yes:
purpur dnia 10.06.2016 12:17
Jolu ślicznie dziękuję, pewnie ponownie :)
Aronia23 dnia 16.07.2016 10:57 Ocena: Bardzo dobre
Cześć, Purpurze. Tekst lekko się czytało i fajny jest ogólnie. Podoba mi się wiele rzeczy
1. "Kapelusz powędrował na głowę, metalowe guziki płaszcza odegrały cichą melodię rozpychając się na swoich miejscach. Zatrzymał się przed ściennym zegarem.". To zdanie, ponieważ wprowadza w epokę filmów, np. z D. Bogartem. Teraz, tak słyszałam, młodzi nie umieją zapinać guzików, bo wszędzie ekspresy.
2. "… i wtedy wiecie, ja już tu łapy wyciągam do najcudowniejszej pary cycuszków, jakie oglądałem od… - tu zamyślił się.
- Do rzeczy Panie Szybi, do rzeczy… Co mnie obchodzi pański ranking cycków – zniecierpliwił się Willis.". Tu ranking cycków - to sformułowanie, choć słowa "cycki" nie lubię.
3. "Wymęczone koła zębate w głowie szefa ponownie zakręciły się z zawrotną szybkością. Wydarzenia migały, leciały prostą drużką do swojego celu. Kolejna i kolejna wersja ciągnęła się od przyczyny, aż do skutku. ". To znowu ma fajne słownictwo i wydźwięk. Jest suuuper.
3. "....dałeś swojemu synowi na imię Belzebubik Jr.?(...) W końcu z pewną nieśmiałością padło zdanie.- A co, nieładnie?". Bardzo ładnie.

Purpurze opowieść klimatyczna specyficznie. Niby zło się dzieje, ale ci złoczyńcy tacy... jak dzieci i postacie z bajek. Stół szybko rozłożony, plany w ciągu minuty i już w prowadzone w życie. Ci ludzie tak jakoś biegają bezładnie, głupstwa robią - to jednak styl Samego Purpura, ot, co. I dobrze, Panie Dzieju.

Jeszcze jedno. Są błędy ort. Dość dużo, np. "rzesz", powinno być "żesz" bo to pochodzi od że. Taki slang. Tego slangu też dużo i postacie zarysowane super, jakoś tak na wzór lat trzydziestych XX w. Filmów o gangach, np. "Chłopcy z ferajny".
Jest tez parę urwanych myśli, niedomówień, ale w ogólnym rozrachunku - dobra robota. Ja tak z polska. Pozdrawiam Kolegę. A23
purpur dnia 18.07.2016 12:45
Wielką przyjemność dałaś mi Aronio - strasznie fajnie, że chciało się Tobie zerknąć na powyższe opowiadanie, które mimo iż napisane koślawo, jak zauważyłaś z błędami ( szlak mnie trafi z tym o żesz, bo przysięgam że to już z dziesięc razy poprawiałem ! ), jest jednak moim ulubionym tekstem.

Niesamowite, że poczułaś tutaj lata 30 - bo ja dokładnie ten okres miałem w głwoie, mimo iż w tekście przesunąłem zegar troszkę do przodu... Tak, to taka "dziwna" gangsterka niby straszna, niby groźna, ale tak naprawdę to ... :)

Dodam w sekrecie, że na pewno pojawi się kolejna część, ale o tym sza, żeby się nie wydało :p

Thanks bebe! - a ja tak z innego świata :D
Aronia23 dnia 18.07.2016 14:06 Ocena: Bardzo dobre
Dziękuję, Purpurze. Ja bym więcej czytała, tylko masz mało opowieści. Te, które są tutaj jeszcze poczytam, ale wiele tego nie ma albo ja nie widzę. A pomogłam? Lubię zielony kolor. "Zielono mi i spokojnie..."Pozdrawiam z tego świata.
purpur dnia 18.07.2016 15:14
Wiesz...

Opowieści powstają w trybie ciągłym... Czasami więcej, czasami mniej, ale zazwyczaj jestem w trakcie pisania jednego, lub kilku opowiadań.

Ale...

No jestem leniwy, a że piszę technicznie co najwyżej miernie, to zawsze czeka mnie masa poprawek. Tak, wiem, jest to element wymagany, a i uczący wiele! No ale potrzeba na niego czasu i samozaparcia. A mi się po prostu nie chce, a i czasu zbytnio nie mam...

Tak więc historie dogorywają sobie w ciemności szuflady i czyta je zazwyczaj garstka...

Ale!

Ponieważ dawno nikt mi nie natarł uszu, a powoli zaczynam stwierdzać że piszę geniealnie :p, to obiecałem sobie, że jak tylko dokończę dwa nad którymi obecnie pracuję to je zamieszczę :)
Trzeba mnie doprowadzić do pionu!
Aronia23 dnia 18.07.2016 15:33 Ocena: Bardzo dobre
No trzeba, Purpurze. A ja chcę zielony kolor, hę. Jak to miło, że sobie czasami można tak pogadać. Pa.
Ten_Smiertelny dnia 23.02.2018 12:25 Ocena: Bardzo dobre
No nastawiłem się na to opowiadanie jak na ciężką przeprawę. Dlaczego? Bo tytuł po angielsku, +18 i w paru miejscach napomniałeś, że ten tekst wyszedł ci nieźle i jesteś z niego szczególnie zadowolony. No i historie z dreszczykiem…

Że jesteś zadowolony, to chciałem przeczytać, ale nie wiedziałem czego się spodziewać. Że po angielsku to taki ze mnie lingwista, że nawet nie próbowałem zrozumieć, co znaczy.

A od +18 stronie trochę, bo się zwykle okazuje, że tylko o seksie jest i nic ciekawego tam nie ujrzysz – a ja generalnie nie znoszę sprośności. No u ciebie o takim zarzucie mowy być nie może, bardziej to +16 – takie kino dla młodzieży, oglądane przez trzynastolatków…

No, no, dłużej owijać w bawełnę nie mogę i muszę napisać, czy mi się podobało… No, podobało mi się. :)

Jest bardzo lekkie, leciutkie, to taka literatura rozrywkowa. Piszesz, że piszesz <lol> dla przyjemności czytelników, nic więc dziwnego, że jesteś z tego utworu zadowolony. Właśnie taki, jest – prosty i dla zabawy.

Co dla mnie nie jest wielką zaletą, bom moralista i zwolennik moralizatorstwa – ale czytało mi się przyjemnie. Ciężej mi było przebrnąć przez komentarze… No, o męczy się człowiek nad tekstem, czyta wiele razy wte i we wte, a pomyślą, że pewnie na szybko i stąd te błędy… Sam ponoć też mam problem z przecinkami…

Żeby nie było, mi w czytaniu nic nie przeszkadzało.

UWAGA: dalej są SPOJLERY odnośnie różnej twórczości Purpura.

Ociupinkę zgadzam się z DoCo, można było i bez Diabła. W końcu Gabo poradził sobie i bez piekielnych powiązań, to chłopak nie umiałby? ;)

No właśnie… „Gabo”… Mi ten tekst właśnie bardzo go przypominał, dlatego też od pojawienia się chłopaka byłem pewien, że to on stoi za tym wszystkim. W obu czuć charakterystyczny, ustabilizowany styl; błyskotliwość w drobiazgach; jakąś inteligencję odrobinę cwaniacką – czy coś w tym rodzaju. Do tego mają podobny motyw przewodni – ktoś pozornie bezbronny, wykańcza osoby nieczyste moralnie.

Dlatego też koniec był dla mnie oczywisty tzn. to, że chłopak jest „winny” tym wypadkom. Jednocześnie jednak wzruszyłem ramionami, bo cały czas myślałem, że on zrobił to „naturalnie” – bez żadnych mocy nieczystych.

Najbardziej zaskoczyło mnie posuniecie szefa. Nie wpadłbym na to, że on się przyzna! No to bardzo mnie zaciekawiło i spodobało mi się.


Puenty więc nie kupiłem za bardzo, bo wiedziałem, że chłopak; i Szatan wydawał mi się ani potrzebny, ani cokolwiek wnoszący, tutaj do tekstu.

Ogólnie jednak podobało mi się bardziej niż Gabo; nie śmiałem się, dreszczyku tutaj nie za wiele, ale czyta się ciekawie – nawet jeśli znałem trochę koniec.

Zaleta jest chyba ta błyskotliwość i porządna kreacja postaci. Choć tutaj byli oni nie tyle realistyczni, ile odrobinę przerysowani, to miło było śledzić ich losy i pasują jako bohaterowie. Mimo swej „nikczemności” wzbudzają sympatię.

Ja tak to odebrałem, że jest to coś w rodzaju darmowej próbki – spróbujesz, poczujesz, że dobre i się skończy. Myślę, że spokojnie, mógłbyś zrobić dłuższy kryminał/powieść_sensacyjną opisujący, różne perypetie i napady dokonywane przez tą trójkę (tak w lekkim stylu – jak tutaj). Bez żadnych mocy piekielnych. Różne zwykłe (odrobinę przerysowane i humorystyczne) problemy i problemiki, ucieczki, rabunki itd. Z przyjemnością poczytałbym o tym jak radzą sobie w rożnych sytuacjach i zobaczył jak „cudem” udaje im się wykaraskać z tego, czy innego impasu.

////

Tak sobie myślę i myślę i zastanawia mnie twój model twórczy… ;) Nie obraź się na te zabawne dywagacje; nie zamierzam tutaj bynajmniej cię jakoś klasyfikować, tak tylko dzielę się swoimi luźnymi spostrzeżeniami.

Wydaje mi się bowiem, że widzę wspólny motyw twoich wszystkich opowiadań, które do tej pory przeczytałem: „Krok w mrok”, „Gabo”, „The bank job” – Ha! Nawet: „Dylemat”!

We wszystkich bohaterami na których centruje się akcja, są osoby z zamierzenia niezupełnie czyści moralnie, jacyś przestępcy, czy ludzie zachowujący się nieuczciwie. A treść stanowi dawkowanie im cierpienia i bólu…

Jakbyś chciał wziąć tych drani i „zmasakrować” ich swą twórczością; odpłacić im za ich nieuczciwość. Wszyscy cierpią. Nie świadczy to o tobie źle, raczej wynika z rozbudowanego poczucia sprawiedliwości…

Lubisz dobre komiksy? Przeczytaj „Death Note”! Albo jednak nie… Nie, jednak nie… :p

Mnie te szumowiny które opisujesz, nie denerwują aż tak bardzo i nie dyszę chęcią ich ukarania. Nie żebym nie miał poczucia sprawiedliwości. Raczej wierzę w to, że są przestępstwa dużo gorsze i te ich małe (z mojego punktu widzenia – nawet to co zrobiła w „Kroku w mrok”) grzeszki, wcale mnie za mocno nie wzburzają.

Cóż to jest bowiem jeden pospolity morderca, w sytuacji w której miliony ludzi umiera na raka – a ja sądzę, że ktoś za te ich śmierci odpowiada. Co za zbrodnia, morderstwo ciała jednego człowieka, w sytuacji w której są ludzie, którzy zwodzą miliony na złą drogę, sprowadzając na nich karę ognia piekielnego?

Ty zaś musisz nie cierpieć tych pospolitych złoczyńców i morderców. Tak przynajmniej wnioskuję z twojej twórczości. :D

/////

Jeśli chodzi o styl jestem z nim widać kompatybilny. W tym sensie, że jest dla mnie prosty. Mówisz/mówią, że bawisz się metaforami, ja przyjmuję je bez wahania i zastanowienia – nawet się nie zatrzymuję.

„Znużoną windę” przeleciałem bez żadnego zdziwienia i nawet zapomniałem. Jasne, winda jest znużona, bo wiele się pewnie wcześniej opracowała – zwykła przenośnia. Nie zdziwiłem się ani nie zaskoczyłem. Gdyby nie komentarze, nie wiedziałbym nawet, że używasz metafor! Tak bardzo są dla mnie naturalne i oczywiste!

Na pewno widać w tym wszystkim błyskotliwość i inteligencję, tyle, że są to wszystko cechy dobrego stylu, nie zaś dobrej twórczości. Wolałbym więcej mądrości, niż inteligencji. Tak zaś, bardziej podziwiam twój styl, niż twą twórczość.


Podtrzymuje to co pisałem przy „Gabo”, wolę literaturę ambitniejszą i „Krok w mrok”. Uch… Ale przecież „Krok w mrok” mi się nie spodobał, a „The bank job” mi się podoba!

Wolę więc to, co mi się nie podoba, od tego co mi się podoba? Absurd! „The bank job” jest niezły i kropka.

Odstawiając „Krok w mrok” na bok. Napisałeś też „Dylemat”, w którym zawarłeś ciekawe przesłanie. Taka literatura wydaje mi się ważniejsza i potrzebniejsza – a więc i lepsza.

Można nawet powiedzieć, że „Dylemat” jest jakby odwrotnością tego tekstu, jego odebrałem jako bardzo kiepsko napisanego – ale z niezłym przekazem. „The bank job” jest za to nieźle napisane – ale bez żadnego mądrego przesłania (no chyba, że ja go po prostu nie zauważyłem...).

To też wziąłbym za największą wadę. Więcej powiedzieć nie zdołam, pozdrawiam cię zatem. Pa! pa!

Ten Śmiertelny

PS. Science fiction to na pewno nie jest. Ale też i żadna z tego fantastyka, Szatan jest w końcu postacią realną, a nie fantastyczną. <lol>
purpur dnia 23.02.2018 13:01
Wiesz...

trochę "przyzwyczaiłem" się do Twoich wywodów i już nie czynią w mojej głowie takiego spustoszenia, jak to było na początku :)

Ponownie, zanim zapomnę, chciałbym podziękować, za zapoznanie się z tekstem - do tego, dalej obstawiam, że mojego ulubionego :)

Ja wiem, że od niego nie urosną czytelnikowi włosny, ani tez za bardzo mądrzejszy się nie stanie, ba, pewnie nawet zapomni o nim, trzy minuty po przeczytaniu, ale...

Wiesz...

Zastanawiałem się, co ja tak naprawdę chcę pisać. Co ma być tym, co znajdzie się na papierze... I mimo początkowej niechęci do tego pomysłu, stwierdzam, że sam siebie klasyfikuję do popowego-pisarza :)

Chciałbym, aby moje pisarstwo było lekkie, może dowcipne, może przepełnione akcją, ale ma być ciekawe dla czytelnika. Ma być miłe w odbiorze, intrygujące, ale niekoniecznie nieść ze sobą zbawienie wszechświata... Fakt, kusi, aby przekazać jakąś tajemniczą mądrość i wstrząsnąć duszą tego-który-czyta, ale... Tę jedną zachciankę postaram się trzymać w ryzach. Chcę miłych 10 minut z moim tekstem i nic więcej. Być może wszystko to zamyka się w słowie - rozrywka.

Tak, chyba rozrywka to dobre słowo.

Idealnym przeciwieństwem tego tekstu jest Krok... Tam próbowałme być mądry... No i nie wyszło :) No i nie lubię tamtego tekstu :)

Właściwie jedynym, który wyszedł i mądrze i chyba ciekawie jest Kontroler... No i fakt, bardzo go lubię... Wydaje mi się nawet, że to najlepszy mój tekst... Zresztą, jest jedynym który udało mi się gdzieś opublikować...

Powyższy tekst jest tego idealnym przykładem... Podobnie jak Gabo, i jak kilka innych które nie pojawiły się tutaj.

Co do 'diabła' - tutaj bardziej chodziło o pierwiastek "fantastyczny", który się pojawia, a być może nie musiał... Rozumiem DoCo i rozumiem Ciebie. Wprawdzie nie wiem jak to mogoby się wydarzyć bez sił-nadprzyrodzonych, ale jakoś w tym tekście to pasuje... Tak mi się przynajmniej wydaje...

Jest pomysł, aby pchnąć chłopaków jeszcze gdzieś... Moze się uda. Zobaczymy...
Ten_Smiertelny dnia 23.03.2018 11:37 Ocena: Bardzo dobre
purpur napisał:

Zastanawiałem się, co ja tak naprawdę chcę pisać. Co ma być tym, co znajdzie się na papierze... I mimo początkowej niechęci do tego pomysłu, stwierdzam, że sam siebie klasyfikuję do popowego-pisarza


Jeśli o to chodzi mnie przekonało, to co pisał na ten temat Marcin Przybyłek. Pozwolę sobie zacytować, gdyż może cię to zainteresuje:

Marcin Przybyłek napisał:

Pierwsza sprawa, jaka się z nim kojarzy, to kwestia „czym jest literatura?”: płytką rozrywką
czy pogłębioną analizą? Oczywiście i tym i tym. Ważne jest, żeby osoba tworząca nie udawała kogoś, kim nie jest. Ergo, jeśli wiem, że jestem wesołym chłopakiem i na zbyt głębokie przemyślenia mnie nie stać, powinienem pisać opowiadania o wesołych chłopakach. Może ktoś je wyda (…) i nie jest wykluczone, że nawet bestseller z nich wyrośnie. Jeśli jako wesoły chłopak zacznę się silić na filozofię i tworzyć skomplikowane (w swoim mniemaniu) platońskie dialogi, wyjdzie z tego płycizna podwójna, bo nie dość, że będzie to nijakie, to jeszcze błędne, a jeszcze kompromitacja się zrobi, bo świat się dowie, co tak naprawdę mi w głowie siedzi.

Jeśli, z drugiej strony, jestem człowiekiem poważnym, uśmiecham się rzadko, stronię od ludzi i pod czaszką wciąż się roją pytania odwieczne i surrealistyczne odpowiedzi, nie powinienem pisać o wesołych chłopakach, bo każdy dowcip będzie drętwy, sztuczny i czytelnik / czytelniczka łatwo to wyczuje. Powinienem opisywać te swoje straszliwe pytania i odpowiedzi (…) i jeśli tylko jest to cokolwiek warte (nie musi być), to być może wyjdzie z tego ciekawa powieść (…)

I w pierwszym i w drugim przypadku chodzi o jedno – autentyzm i szczerość. Tak długo jak nie silimy się na snobizm lub sztuczny luz i piszemy po prostu po swojemu – stoimy na wygranej pozycji.


Pisz więc jak ci wygodniej i jak czujesz. :)

purpur napisał:
Wprawdzie nie wiem jak to mogłoby się wydarzyć bez sił-nadprzyrodzonych

Ja też nie ;)

Ale gdybyś zwykłemu człowiekowi powiedział, że kot zabił dorosłego mężczyznę, to też pewnie stwierdziłby, że nie wie jak to mogłoby się wydarzyć bez sił nadprzyrodzonych. ;)

purpur napisał:
Jest pomysł, aby pchnąć chłopaków jeszcze gdzieś... Może się uda. Zobaczymy...


Powodzenia!

///
Pozdrawiam,
Ten Śmiertelny
Kazjuno dnia 08.04.2018 14:39
Przeczytałem Purpurze twój pastisz. Całość napisana ze znakomitym poczuciem humoru.
Jeden raz zobaczyłem gramatyczne potknięcie - właściwie literówkę, ale któryś z poprzednio komentujących to wyłapał. Może i było więcej drobiazgów, lecz pochłonięty żywą akcją nie zwracałem na nie uwagi.
Dla mnie to tekst, który postawiłbym wyżej od produktów scenarzystów serialu Gang Olsena. (Twój tekst jest bardziej śmieszny).

Myślę, że gdybyś znalazł odpowiedniego producenta i się z nim dogadał, wypaliłbyś z hukiem jako scenarzysta polskiego serialu komediowo - gangsterskiego. Dawno temu był taki serial z nieżyjącym już aktorem Tateuszem Fijewskim "Kapelusz pana Anatola".

Kiedyś pracowałem w polskim filmie i szkoda, że wypadłem z branży, bo kto wie? Może pomógł bym Purpurowi w karierze scenarzysty, wyspecjalizowanym w żąglowaniu czarnym humorem.

Dzięki za chwilę rozrywki, pozdrawiam, Kj
purpur dnia 09.04.2018 10:02
No właśnie, no właśnie... ech... Liczyłem okropnie , że jakaś zbłąkana filmowa duszyczka zaplącze się w moje literkowe sieci i bezwolnie odda mi wszystkie fundusze - i te polskie, i te zagraniczne, i te amerykańskie :) i rozpocznie się ekranizacja dzieł dziwnych :p

A tak na poważnie - bardzo dziękuję za zerknięcie. Lubię jak ktoś wydłubie coś starszego, bo daje mi to okazję, aby to ponownie przeczytać. Dalej również twierdzę, że pomimo pewnej słabości warsztatu, swojego ( aby było jasne! ), jaki tu zaprezentowałem, historię tę bardzo lubię!

Pozdrawiam,
Pur
Kazjuno dnia 09.04.2018 14:00
Skasowałem swój ostatni wpis, uznając go za pyszałkowato bufoniasty. Zresztą stworzony po dużym jasnym.
I'm sorry.
Pozdrawiam Purpurze
Carvedilol dnia 25.04.2018 10:14
Witaj

bardzo dobry tekst, lekki, zabawny, mnie przypadł do gustu i styl i pomysł.
Pozdrawiam.
Carvedilol
purpur dnia 25.04.2018 18:14
A bardzo dziękuję Carvedilol - strasznie miło jest zobaczyć, że komuś spodobał się, jednak, starszy tekst.

Muszę się przyznać, że ja również go lubię :)

Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam,
Purpur
Usunięty dnia 05.07.2018 22:56
Hej,
Podobało się, a jakże. Trochę humoru, co nieco groteski i oczywiście kryminału. Jednak wolałem o tym kocie. Sam nie wiem, czemu. Taki mam spaczony gust chyba.
Czytało się dobrze, tylko od czasu do czasu musiałem zwolnić, aby złapać sens zdania, ale to rzadkość.
Klimacik jest, nawet jeden z nich miał swój sposób mówienia, więc i do tego się przyłożyłeś.
A teraz błędy. To, co zauważyłem, to pewnie nie wszystko.
Cytat:
Robił to co robił od bar­dzo wielu lat i z miłą chę­cią po­dzia­łał by

Podziałałby - razem
Cytat:
 Roz­sie­dli się przy na pręd­ce zor­ga­ni­zo­wa­nym stole

naprędce - razem
Cytat:
Dło­nie z nie­zwy­kła wpra­wą roz­sta­wi­ły drob­ne pa­ku­necz­ki na ce­gla­stym murze

Literówka, przyjrzyj się. Osobiście przesłuchuję każdy swój tekst na syntezatorze mowy, bo wtedy bez większego trudu wyłapuje takie literówki.
Cytat:
pra­wie nie było słu­chać dźwię­ku ude­rza­nia

chyba - słychać
Cytat:
- Pam, pam, pum… pa­no­wie, za­pra­szam! – jak dwor­ski lokaj Wil­lis za­pra­sza­ją­co za­mach­nął ręką.

zapraszam - zapraszająco. Warto to zmienić, np pominąć drugi wyraz.
Cytat:
Wszyst­ko szło zgod­nie z pla­nem, aż że plan był na­praw­dę prze­my­śla­ny w naj­drob­niej­szym szcze­gó­le, więc już po­czuł na końcu ję­zy­ka te ich ko­lo­ro­we ba­dzie­wie…

chyba - a że plan był...
Cytat:
Pan Wil­lis mógł­by by wy­stę­po­wać w en­cy­klo­pe­dii pod ha­słem

mógłby by
Cytat:
le­cia­ły pro­stą druż­ką do swo­je­go celu.

Błąd ortograficzny. Aż mnie zabolało, jak czytałem...
Cytat:
sta­ra­jąc się na­leźć wła­ści­we okre­śle­nie

znaleźć - głodny byłeś
To tyle.

Pozdrawiam
purpur dnia 06.07.2018 10:41
I bardzo dobrze, że bardziej się Tobie podobała opowiastka o kocie! Jednak kilka lat upłynęło od napisana tegoż "dzieła" i jednak mam ziarenko nadziei, że nie poszły tak zupełnie na stracenie. Może jednak odrobinę się czegoś nauczyłem i potrafię "lepiej" pisać.
Nie chodzi tylko o błędy, umiejętność łączenia zdań itp... Bardziej chodzi mi o sposób napisania, prowadzenie czytelnika, budowanie treści. Bo tak naprawdę, to jest najtrudniejsza część. Być może to było lepsze w Gabo... Prawdopodobnie pisząc teraz Bank... brzmiał by on inaczej.

Dobra, dość tego przydługiego wstępu :)

Bardzo dziękuję za przeczytanie - zawsze jest to niezwykła przyjemność przeczytać komentarz do starszego tekstu i dowiedzieć się, że nie wyszło to fatalnie!

Bardzo dziękuję za zaznaczenie błędów! A to jest geniealna rada:

AntoniGrycuk napisał:
Osobiście przesłuchuję każdy swój tekst na syntezatorze mowy, bo wtedy bez większego trudu wyłapuje takie literówki.

WOW! No nie pomyślałem o tym! Dla tego dyslektyka jak ja będzie to na pewno pomocne!

Został Tobie chyba tylko jeden mój tekst, którego nie odwiedziłeś :) Swoją drogą ciekawe, czemu akurat ten wylądował na końcu - wydawało mi się, że tytuł jest intrygujący, a jednak...
Mówię oczywiście o "Starszy kontroler...".

A jest to chyba jedyny "mądry" mój tekst :)

A gdzie coś nowego od Ciebie? Poza tekstami do piosenek ja już wszystko czytałem! Daj coś - kły porządnie podpiłowane, zatopiłbym je z chęcią w jakimś ciepłym mięsku! :p

Jeszcze raz dziękuję Antoni!

Pozdrawiam,
Purpur
Usunięty dnia 06.07.2018 12:31
Oj, chyba zostało mi więcej niż Twój jeden tekst. Tak coś mi się wydaje.
A gdzie moje nowe rzeczy? Piszę, ale nie publikuję, bo naszło mnie na próbowanie sił w konkursach, a tam muszą być teksty nigdzie niepublikowane.
Dobra, to tyle, bo odbiegamy od komentowania.

Pozdrawiam
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty