Zawsze myślałem, że mówiąc dzień dobry, trafię właśnie
na ciebie i rzeczywiście tak się stało, a jednak kartki kalendarza
muszę powierzać dalej przypadkowym osobom – pierwsza,
druga, trzecia. Czas powoli się kończy i nadgodziny zaczynają
obsiadać gzymsy starego miasta jak przysięgli w ławach. Wyroki
boskie; zgoda, lecz rzucisz ziarno a zlecą się, wydziobując
sentencje z kamienia. Niczego więcej nie można wymagać
od człowieka niż żeby podzielił się tym co wie, chociaż druga ręka
i niepewne rokowania. Telefon był głuchy, słowa przekręcone
jak klucz w kłódce miłości. To już jednak nocna zmiana i stróż
przysypia nad rozkładem zajęć. Łaciaty kundel z łapą uniesioną
nad marami świata, jak zwykle, twardo przy nim czuwa.