Słońce wynurzyło się nagle, nie wiadomo skąd, malując na niebie feerię blasku. Niebo stało się przejrzyste i czyste jak po burzy. Po niewielkich morskich falach biegały złote błyski niczym roześmiane elfy bawiące się w berka. Z daleka od spokojnej tafli niebiesko-zielonej wody stała szczupła i niewysoka dziewczyna. Była ubrana dosyć grubo jak na kolejny zapowiadający się gorąco dzień. Miała na sobie zapiętą do końca skórzaną kurtkę i długie spodnie, ręce schowane w rękawach. Sprawiała wrażenie przemarzniętej, a twarz wyglądała na wymiętą ze zmęczenia. Kiedy przymrużonymi oczami obserwowała grę świateł i lekkie fale zbliżające się nieustannie do plaży, podszedł do niej z tyłu młody chłopak i zakrył oczy. Podskoczyła jak oparzona i krzyknęła z zaskoczenia, ale po chwili już roześmiała się radośnie jak mała dziewczynka. Mimo nieskrywanego zadowolenia szybko uwolniła się od najwyraźniej zimnych dłoni chłopca.
- Ale ty jesteś zimny! - krzyknęła wesoło.
Odwróciła się i objęła towarzysza uśmiechając się szeroko do niego, a ten odwzajemnił jej uścisk, po czym zaczęli się czule całować. Powitanie trwałoby zapewne dłużej, gdyby nie rozbawiona gromadka, która dosyć hałaśliwie powoli gromadziła się wokół pary. Rozległy się pojedyncze skowyty zachwytu.
- Hej gołąbki, zagruchacie sobie później, a teraz spadajmy stąd. - Odezwał się jeden ze zgromadzonych. Wioletta z udawanym ociąganiem oderwała się od ust Tomka i lekko zarumieniła. Ale on nie przestawał gładzić jej twarzy i nie wypuszczał z objęć. Rudowłosy, krótko ostrzyżony i lekko piegowaty chłopak rozejrzał się ponad grupą, najwyraźniej usłyszawszy coś, co odwróciło jego uwagę od pary.
- Chłopaki - zaczął tonem, w którym nie brzmiało ani zdziwienie, ani przestrach - jadą gliny.
Cała paczka zafalowała jak morze, nad którego brzegiem stali. Wyraz twarzy nie świadczył jednak w żadnym wypadku o jakiejś panice. Wręcz na odwrót. Z okrzykami udawanego strachu i jeszcze częstszymi salwami śmiechu chłopaki i dziewczyny chwytali swoje porzucone na plaży plecaki, śpiwory, a także puste butelki po winach i piwach. Wkrótce rozproszyli się uciekając przed strażnikami parku narodowego. Buty zapadały się w sypkim i suchym piasku, ale biegli dość szybko, choć bezładnie. Kiedy samochód policyjny był coraz bliżej, uciekinierzy rozproszyli się na wszystkie strony. Wiola i jej chłopak śladem biegnących kolegów wpadli w najbliższą ścieżkę, znikającą wśród wydm otaczających plażę.
Plecaki ciążyły im już nieco, a pot zaczynał się perlić na twarzach. Co prawda nie słyszeli więcej samochodu, tupot nóg biegnących za nimi również gdzieś przepadł, ale biegli dalej, dopóki nie zaczął się rzadki lasek sosen uparcie czepiających się każdego kawałka nieco żyźniejszej ziemi.
Lasek otaczała co prawda siatka, ale w końcu udało im się znaleźć dziurę w ogrodzeniu.
Przecisnęli się sprawnie dzięki dosyć szczupłym ciałom, a w końcu znaleźli namiastkę schronienia między karłowatymi drzewkami – lekkie wybrzuszenie w gruncie, które jednak zasłaniało ich przed niepożądanym wzrokiem idących ścieżką. Przykucnęli dysząc i chichocząc cicho jednocześnie.
- Tu nas nie będą szukać - wyszeptał Tomek.
- Cii - syknęła Wioletta.
Po chwili usłyszeli zbliżające się męskie głosy. Zadyszka już im minęła, ale mało co nie udusili się próbując stłumić śmiech, kiedy słuchali dwóch policjantów kłócących się, gdzie mają szukać dalej i czy w ogóle warto kontynuować pościg.
W końcu głosy zaczęły cichnąć, a potem zamilkły. Para popatrzyła na siebie i porozumiała szybkimi ruchami głowy. Odczekali chwilę i zaczęli skradać się do dziury. Kiedy już opuścili ogrodzony teren, wyprostowali się, chwycili za ręce i poszli do centrum miasteczka.
„Na wakacje staje się jednym z większych miast w Polsce” - powiedział im Mucha, kiedy namawiał ich do wyjazdu całą paczką. I miał rację. Nawet teraz, mimo wczesnej pory, wszystkie ulice, parki, skwery i plaże zapełnione były ludźmi.
Nie można było się nudzić. Już pierwszego dnia dołączyli do nich jacyś punkowcy i nieco od nich odstające wyglądem i zachowaniem rodzeństwo, a w ciągu kilku dni ich paczka rozrosła się do sporych rozmiarów, choć jej skład był bardzo zmienny.
Wiola, Tomek, Mucha, Larwa, Kudryś, Maldini i Monika przyjechali już tydzień temu. Tomek był trochę dziwny przed wyjazdem, nie był zbyt zachwycony pomysłem i z tego powodu doszło nawet do małej sprzeczki, ale od przyjazdu tutaj znowu był taki, jak dawniej. Co prawda nie za bardzo polubił towarzystwo, w jakim obracała się jego dziewczyna, ale pocieszała go myśl, że wszystko to skończy się, jak tylko zamieszkają razem. Te myśli nasilały się u niego zwłaszcza wtedy, kiedy zmuszała go do robienia rzeczy jego zdaniem co najmniej dziwnych, i urągających jego statusowi społecznemu. Takich chociażby jak spanie na plaży, mimo że mieli pieniądze na opłacenie noclegu na polu namiotowym. Ale jej kumple nie mieli już ich za dużo, a zamiast wykupić porządne miejsce noclegowe woleli wypić tanie wina i zaopatrzyć się w skręty, tutaj dość łatwe do nabycia i nawet za niewygórowaną cenę. Wioletta uparła się spać z nimi i nic nie mogło jej przekonać do zmiany zdania – ani obietnica gorącego prysznica, ani zapowiedź upojnej nocy, a nawet nie pomogło, kiedy zarzucił jej przedkładanie znajomych ponad miłość swojego życia.
Ona w odpowiedzi na to pocałowała go czule i obiecała, że nie będzie żałował tak długiego czasu wstrzemięźliwości. Tak postawiła w końcu na swoim.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt