Język bioliteracki - trawa1965
Proza » Inne » Język bioliteracki
A A A
Od autora: to samo co poprzednio

 

Czym się charakteryzuje?


Na to pytanie nie potrafię udzielić precyzyjnej odpowiedzi.  Wiem tylko jedno:  nie posiada on żadnych dogmatycznych kanonów.  Jest on także najbardziej zindywidualizowanym językiem świata.  Dzieje się tak,  ponieważ porozumiewają się nim wszystkie organizmy żywe tylko w obrębie pojedynczego ekosystemu,  a dla każdego przybysza z zewnątrz wygląda jak szyfr.

Jednak nawet w obrębie pojedynczego ekosystemu języka tego nikt nie używa na co dzień.  Zazwyczaj wszystko,  co się tam dzieje,  jest przewidywalne aż do bólu.  Wszyscy tu doskonale się znają,  drapieżniki polują na roślinożerców,  a roślinożercy polują na rośliny.  Już niejednokrotnie zresztą wspominałem,  że to tylko my z braku obcowania z przyrodą deifikujemy ją, skutkiem czego może nam co najwyżej wyjść przyzwoicie napisana naukowa literatura piękna.

Można więc powiedzieć,  że język bioliteracki czeka ukryty gdzieś głęboko w najbardziej niedostępnych otchłaniach na okazję,  która zdarza się raz na dziesięć,  dwadzieścia lat.  Czeka na jakąś ANOMALIĘ,  historię niezwykłą, która zaburza na danym obszarze codzienny porządek rzeczy.  Może to być oczywiście klęska żywiołowa,  ale równie dobrze debiut bioliterackiego geniusza,  który potrafi zamienić życie mieszkańców danego ekosystemu w nieustające święto.

Tak jak nie każdy człowiek może być pisarzem,  tak nie każdy organizm żywy może być bioliteratem.  Pod tym względem przyroda i człowiek są ze sobą zgodni.  Zasadnicze różnice między człowiekiem a przyrodą dotyczą ROZUMIENIA ROLI SZTUKI. Odmienność języka ludzi i języka używanego przez przyrodę jest tylko konsekwencją tego faktu.

Człowiek,  aby stworzyć uznaną literaturę,  musi najpierw dużo się uczyć techniki pisania w czymś,  co nazywa się szkołą. Po ukończeniu tejże zdobywa on UPRAWNIENIA do tworzenia- słynny „papierek". Jego sztuka jest w dodatku UEKONOMICZNIONA,  co oznacza, że talent i pracowitość ma drugorzędne znaczenie wobec komercji.  

Taki „normalny" pisarz bywa niekiedy nazywany PISARZEM CYWILIZOWANYM. Pisze on zazwyczaj o sprawach,  o których wiedzą wszyscy,  ale które to sprawy budzą przysłowiowy „dreszczyk emocji” u tak zwanego „ogółu".  Używa on języka potocznego i nie stara się go wzbogacić o neologizmy czy metafory,  bo i po co? Figury stylistyczne są zarezerwowane dla nawiedzonych lubiących łamigłówki,  a tych jest garstka... W dodatku ci pięknie piszący są odbierani przez ogół czytelników jako zarozumialcy,  którzy chwalą się swoim kunsztem.

A przecież tacy ludzie wkładają w swoją robotę całe swoje serce.  Nierzadko nie śpią po nocach z powodu natłoku myśli. Świetnie to ujął Harasymowicz- poeta z powołania,  który „ na widok szynki robił oczy krowie".  Swoje zaangażowanie przypłacił przedwczesną śmiercią. Tylko kto dziś o tym pamięta?


Niestety,  cała niekomercyjna literatura jest naznaczona przez laików piętnem pychy.  I żadna siła nie jest w stanie tego zmienić,  chyba że...

No właśnie! Trzeba ją przenieść w inny wymiar rzeczywistości,  aby zdjąć z siebie odium cierpiętnika i zacząć lepiej pojmować własną wartość. Zamiast pisać poetyckie łamigłówki o stosunkach damsko-  męskich, gapiąc się bezmyślnie w sufit lub filozofować, że „kamień widzi skórą”- Herbert-  wolę pisać,  że „żagle kwiatów zwinęła już ketmia".  Powód jest prosty.  Po pierwsze-  moimi odbiorcami stają się różne gatunki o różnej literackiej wrażliwości- wśród nich takie,  które nie mają pojęcia, co to jest żagiel,  a więc rzecz je zaciekawi.  Po drugie- gatunki „biegłe” w ludzkiej cywilizacji wskażą mi niewątpliwy błąd w metaforze,  a zatem nauczę się wielu nowych rzeczy.  Ale najważniejsza w zwrocie do przyrody jest owa osławiona „pycha".  Zwracając się w swym przekazie do tego kręgu odbiorców dowiaduję się ze zdumieniem,  że to właśnie pycha jest nieodłącznym warunkiem istnienia bioliteratury! Bo pycha= piękno!!!

Tak, drodzy Czytelnicy! Trzeba wyłożyć kawę na ławę. Nie ma bioliteratury bez dumy. Bo duma nadaje wszystkiemu sens.  Dumna jest samotna sosna- blogerka na szczycie Sokolicy,  dumne są bobry budujące tamę w poprzek Sąspówki i dumny jest jastrzębiec pomarańczowy- wyrodny syn Compositae. Dumne są radość,  cierpienie,  a nawet... skromność, o ile nie prowadzi do uległości.

Język bioliteracki jest więc wyjątkowo zawiły.  Ale nie tylko z powodu dumy.  W przyrodzie dumny jest każdy organizm,  gdyż czuje się wolny i równy innym.  Nic dziwnego-  mucha może zabić jelenia równie skutecznie jak niedźwiedź, choć w innym wymiarze czasowym.  Podobnie brak maleńkiego możylinka trójnerwowego może tak samo przyczynić się do uschnięcia świerka jak permanentny brak wody... Pamiętajmy jednak,  że nie każdy z nich ma ochotę na pisanie. I nie każdy z nich, choćby nawet miał talent,  żyje w warunkach, które ten talent wyzwalają.

Drugim niezbędnym warunkiem powstania bioliteratury jest czas- patrz paleobioliteratura. Bioliteratem może zostać każdy organizm w DANYM WYCINKU CZASU i w określonej przez dany rodzaj czasu postaci- pomijam mitologię czy religie. Prawdopodobnie dotyczy to także ludzi,  choć nie ma na to niezbitych dowodów ze względu na fatalne relacje między człowiekiem a przyrodą[i oczywiście pomiędzy przedstawicielami własnego gatunku]. Nie znam wszak dziś przypadku,  by ludzkie szkielety przyczyniały się do tworzenia skał,  mimo iż są z wapienia.  Dawniej  gdy człowiek bez wątpienia należał do świata zwierząt – owszem. Ale kiedy to było?

Język bioliteracki doskonale opisuje fakt rozminięcia się interesów człowieka i interesów przyrody.  Jeszcze na początku XIX stulecia- oczywiście termin obcy przyrodzie,  a nawet nie akceptowany przez całą ludzkość- szczątki tego języka zachowały się w kulturze ludów pierwotnych. Pierwotnych,  to znaczy takich,  które były na poziomie dzisiejszych zwierząt wyższych WOLNO ŻYJĄCYCH- ale już nie psów czy kotów. Różne odmiany tego języka były jeszcze wtedy w powszechnym użyciu wśród tak zwanych „klas wyższych” ludów pierwotnych,  czyli czarowników. Pismo było- i nadal jest- w tym przypadku zbędne.

Dziś niektórzy zapaleńcy próbują odtworzyć te języki,  ale na to jest już za późno. Nie da się przelać na papier,  a tym bardziej na Worda czegoś,  co jest tak nieuchwytne jak szelest liści czy szmer strumyka.  Nie da się przelać na papier ROZMOWY CZŁOWIEKA Z PRZYRODĄ używając do tego celu importowanych pojęć. Nawet ja tego nie potrafię,  a używane przeze mnie neologizmy to tylko próba zamaskowania mojej własnej bezradności...

Mimo to muszę to robić,  gdyż jest to jedyna możliwość na choćby podglądnięcie przyrody przez dziurkę od klucza.  Mogę więc przynajmniej nakreślić ogólny tok myślenia przyrody i poszczególnych organizmów wchodzących w jej skład.

Nieistniejące słowa i wyrażenia.

Na początek muszę określić,  których pojęć NA PEWNO nie ma w języku bioliterackim. Cały czas zakładamy przy tym,  że bioliteratura zawsze jest niszowa,  gdyż powstaje tam,  gdzie każdy każdego dobrze zna. Każda z nisz,  których istnieje nieskończenie wiele,  posiada jednak jedną cechę wspólną-  zawsze tworzą ją rośliny.  Stąd wniosek,  że bioliteratura jest pochodzenia roślinnego.

Z tego właśnie powodu bioliteratura nie zna pojęcia PRZYRODA. Bo przyroda jest wszystkim.  A nisze i pojedyncze ekosystemy nie posiadają wiedzy o tym,  co dzieje się na drugim końcu świata i Polski. Gdyby tak było,  mogłoby się to dla nich nawet okazać...zabójcze! Już teraz zresztą wiele nisz przeżywa kryzys tożsamości i „traci niepodległość” z powodu „działalności” gatunków inwazyjnych. Katastrofalne spustoszenie wśród nich sieje robinia akacjowa i nawłoć kanadyjska, dramatycznie obniżając jakość rodzimej bioliteratury. Dziś mało jest już roślin, które pamiętają czasy sprzed inwazji.  Dlatego pisane przez nie pamiętniki, nigdy nie skażone naleciałościami, są prawdziwymi „białymi krukami”. Takich pamiętników nie pisze już żaden ekosystem od Grybowa po Nowy Sącz.  Jakże podobny proces zachodzi obecnie w literaturze klasycznej, zwłaszcza po tak zwanej „transformacji”...

W bioliterackim słowniku nie ma pojęcia CYWILIZACJA. Wydaje się to dziwne.  Przecież każdy ekosystem stworzył swoją własną,  niepowtarzalną kulturę, różniącą się w istotny sposób od kultur sąsiednich.  Wewnątrz Lasów Krasowsko-  Januszowieckich, o których tyle pisałem poprzednio,  naliczyłem aż trzy duże kultury związane z określonymi drzewami: sosną,  jodłą oraz bukiem.  A przecież lasy te nie są wcale jakieś wybitne- daleko im brakuje do lasów gorczańskich czy pienińskich.
 

Zastanówmy się więc, czy istnieje różnica między pojęciem KULTURA a pojęciem CYWILIZACJA.

Każdy ekosystem jest dumny ze swoich osiągnięć- nawet urojonych- i chce je za wszelką cenę wypromować na zewnątrz. Brzozy, które przegrały walkę z sosną o kolonizację piaszczystych nieużytków, ”chamsko” ogradzają sosny w iglastym lesie,  przez co powstaje wrażenie,  że las jest brzozowy. Torfowiska niskie,  chcąc zamaskować fakt,  że są najgorszym sortem torfowisk, budują „wieże” z turzycy prosowej bądź tunikowej. I tak dalej i dalej. Nawet dziecko z przedszkola rozumie ten przekaz. Można to nazwać ZBIOROWĄ KULTURĄ EKOSYSTEMU. Ale ta wstępna promocja jest tylko wstępem do promocji właściwej, która następuje wtedy,  gdy już oglądamy dany ekosystem z wewnątrz. Wtedy dopiero możemy zobaczyć „drobiazgi”- możylinka trójnerwowego, czubka wysmukłego itp. Często znajdujemy je jednak, ku rozpaczy promującego się,  w ekosystemie konkurującym,  któremu z racji większych zasług to się po prostu należy.

I tak z grubsza wygląda KULTURA przyrody. Język bioliteracki opisuje to dwoma słowami: naganiacze- ci pierwsi- i zwierzyna-ci drudzy. A więc kultura przyrody to suma działań „zwierzyny” i „naganiaczy".  W dodatku suma przypadkowa.
W świetle tych faktów staje się jasne,  dlaczego przyrodzie obce jest pojęcie CYWILIZACJI.  Cywilizacja to UNIFIKACJA,  rodzaj dogmatu, który zabija wszelką pomysłowość zarówno „naganiaczy” jak i „zwierzyny”.

Kolejną grupą wyrażeń, której nie ma w bioliterackim słowniku,  są te związane z kosmosem. Dla roślin słońce nie jest gwiazdą, tylko „siłą”. Gdy siła ta jest rzeczywiście silna,  staje się dla roślin bodźcem do działania- rośliny z natury są leniwe. Wystarczy jakiekolwiek jej osłabienie, by rośliny oddały się nicnierobieniu. Przykładów naprawdę nie trzeba szukać daleko –popatrzmy na jawory i jesiony.  Zdarza się,  że pełne ulistnienie osiągają one dopiero na początku lata!

Dla roślin każdy pretekst jest dobry,  by usprawiedliwić swoje lenistwo.  Poziomki rosnące wewnątrz lasu prawie nigdy nie owocują. Twierdzą wtedy,  że „siła nie ma mocy”,  co ma rzekomo oznaczać,  w tłumaczeniu na klasyczny język literacki,  że nie widzą słońca. Takie tłumaczenie jest jednak łatwe do obalenia. W trawach,  w których poziomki spotyka się często, panuje jeszcze większy mrok,  a mimo to zbiory poziomkowych owoców są tam najlepsze. Tam po prostu poziomki są ZMUSZANE przez trawy do działania,  gdyż na swoje rozłogi, maltretowane przez trawy, liczyć nie mogą, a ich próby oszustwa polegające na chęci odbierania innym przestrzeni życiowej zza kulis są tępione  w zarodku.

Podobnie z bluszczem.  Nie dość  że jest leniwy,  to jeszcze sprytny i przebiegły w swoim wygodnictwie. My dajemy się łatwo nabrać na jego sztuczki i kwitnące okazy tego gatunku chronimy.  Najgorsze jest to,  że tworzy on „sztuczne rezerwaty” w miastach, wspinając się na pojedyncze drzewa. Powstaje przez to fatalne wrażenie,  że w przyrodzie nie ma już prawdziwej przyrody,  a „moc” ją notorycznie zdradza...
Przykłady można mnożyć. Ale nie każda siła traktowana jest przez rośliny tak samo.  Wiatru, także zwanego „siłą”,  żadna roślina zlekceważyć już nie może. Księżyca i odległych gwiazd  też, ponieważ o ich istnieniu przypomną roślinom dzikie zwierzęta,  które w dzisiejszych czasach prowadzą przeważnie nocny tryb życia.

Ale na jedną kosmiczną rzecz zawsze znajdą jakieś określenie i z całą pewnością nie będzie to „siła”. Rzeczą tą jest planeta, którą zamieszkujemy.  Rośliny zdają sobie sprawę,  że wszystko jej zawdzięczają- może z wyjątkiem roślin wodnych, które nieczęsto z prawdziwą ziemią mają do czynienia. Nie mają jednak na nią uniwersalnej nazwy,  gdyż wszystko zależy od środowiska, które zamieszkują. W warunkach polskich będzie to przeważnie syp, czyli piasek, mokr, czyli glina, zapadnia, czyli mada itp. Mogą to jednak też być struktury sztuczne pochodzenia antropogenicznego takie jak „krusz” lub „tafla”- chodniki, ulice itp. Wiele zależy tu od samopoczucia rośliny lub danej grupy roślin,  w związku z czym inne określenia ziemi także wchodzą w rachubę.

W przypadku roślin wodnych-  leniwych jak wszystkie inne,  ale przez zgodne działanie słońca i wody zmuszanych do pracy-  mamy do czynienia ze szczególnymi interakcjami ze światem zwierzęcym- patrz moja „Wodna epopeja”. Tu związki roślin z ziemią są dużo słabsze,  a dużo silniejsze z pozostałym kosmosem.  Rośliny wodne na słońce mają najczęściej określenie "mruż”, co po przetłumaczeniu na klasyczny język literacki znaczy „onieśmielacz” lub „wysysacz siły”. Poetycko: rośliny chcą „zamknąć oczy aparatów szparkowych”,  gdyż słońce je razi.

Pojęcie piękna w bioliteraturze nie istnieje dlatego,  gdyż nie ma w niej pojęcia BRZYDOTY. W związku z tym piękno to po prostu inne określenie samej przyrody przy założeniu, że każdy jej element posiada własną tożsamość. To samo zresztą dzieje się z nami. Pomyślmy,  drodzy Czytelnicy,  co by było,  gdybym ja chciał się bawić w wynajdywanie własnego przeciwieństwa? Czy byłbym Antyjarkiem? No więc skoro przyroda= piękno,  to Jarek Roman= trawa1965. Tyle w temacie.

Prawo i sprawiedliwość. Przede wszystkim oba te pojęcia oznaczają DOGMAT i coś narzuconego z góry.  Jak czułby się według was grab,  gdyby jakaś siła zmusiła go do odrzucenia współpracy z koźlakami grabowymi,  a w zamian za to przydzieliła mu do towarzystwa koźlaka czerwonego? Myślę,  że obie strony uznałyby to za sytuację anormalną- notabene byłby to idealny materiał na bioliterackie dzieło- i robiłyby wszystko,  aby jak najszybciej od siebie uciec. Podobnie czuję się też ja,  który przybrałem bioliterackie imię Tańczącego W Sadźcu. Już samo to imię w świecie człowieka kojarzy się z popełnieniem przestępstwa,  gdyż sugeruje,  że niszczę jakąś własność prywatną- nawet sadziec ma ludzkiego właściciela!

Kształty i kolory.

Ponad 90% organizmów żywych w Polsce- i nie tylko-  porozumiewa się między sobą wyłącznie za pomocą kształtów i kolorów.  Ale od codziennego porozumiewania się między sobą do bioliteratury droga jeszcze daleka.  Ponieważ jedynym weryfikatorem tego,  czy coś ma wartość bioliteracką,  jest czas,  główne rośliny poszczególnych ekosystemów wyznaczane są przez pozostałych mieszkańców tychże ekosystemów na kronikarzy lub pamiętnikarzy.  Cel takiego działania jest oczywisty: nie przeoczyć żadnej anomalii, która mogłaby później być podstawą do obróbki przez bioliterackich mistrzów- o tym później.

Pamiętnikarstwo to jedyna rzecz,  którą rośliny chętnie wykonują w czasie wolnym od codziennych obowiązków. Swoje przeżycia zapisują na dyskach pamięci,  którymi są pąki,  rozetki liści lub korzenie boczne.  Ostateczną decyzję o tym,  które z przeżyć przechodzi do „drugiego etapu konkursu”, podejmowała do niedawna wyłącznie atmosfera,  ale ostatnio coraz częściej czyni to człowiek,  tworząc parki narodowe i rezerwaty.

Po wstępnej selekcji powstają warunki, w których wyłania się lider nie jednego,  lecz kilku ekosystemów. Może nim być na przykład pozbawiony kory buk,  który jednak wciąż jest zielony.  Albo jeden jedyny egzemplarz podkolanu białego zagubionego w wysokich trawach.  Gdy widzi się takie rzeczy,  naprawdę nie trzeba wielkiej wyobraźni i nie wiadomo jakiego ilorazu inteligencji,  by nie zatrzymać się na chwilę i się wzruszyć...

Każdy kształt i każdy kolor jest potencjalnie bioliteracki, ale  nie zawsze przekształca się w bioliteraturę.  Równocześnie  jednak nie ma kształtu ani koloru najbanalniejszego z banalnych,  koło którego przechodzi się zupełnie obojętnie. Wszystko zależy od CECH CHARAKTERU właścicieli tychże kolorów. To tak jak w naszym życiu- ilu ludzi jest utalentowanych,  ale im się zwyczajnie nie chce? Albo ilu ma przeciętne geny,  a dzięki pracy,  konsekwencji i uporowi dochodzi do mistrzostwa?
A oto przykłady.

Z okna mojego domu widzę górę zwaną Rosochatką. Ma ileś tam metrów n.p.m.- dla dociekliwych 782- i góruje nad okolicą. Porasta ją bór jodłowy. Ale co to za bór? Drzewa stoją równo,  są wiecznie zielone, w runie występują same borowiki- dla mnie to akurat dobrze, bo jestem grzybiarzem.  Żadnego ruchu, bardziej oryginalnego ustawienia gałęzi,  nic.  Absolutna monotonia, nudy na pudy. Wszystko w typowej, wybitnie antybioliterackiej,  zielonobrązowej tonacji. Kiedyś,  gdy był nieurodzaj na borowiki, zaprzestałem nawet patrzeć pod nogi i ostentacyjnie zacząłem jeść niedobrą kanapkę z nieświeżego chleba.  Na szczęście tym razem pomyliłem się,  co las mi wkrótce udowodnił.

Otóż w lesie tym rośnie pewna roślina,  która obala stereotyp,  że wszystko,  co ma kolor zielony lub brązowy,  musi być banalne.  Jest to widłak spłaszczony- pozostałość dawnego karbońskiego imperium paprotników. Roślina ta próbuje opleść tutejsze runo leśne swoją siecią.  Tam  gdzie jej się to udaje,  podłoże zmienia się nie do poznania-  nabiera jasności,  mimo iż słońce nie może się ku niemu przebić.

Ów niezwykły blask nie wynika z tego,  że roślina ma kolor seledynowy,  ale z tego, że roślina jest dumna i harda.  Jak wąż pełznie po runie,  zarażając  wszystkich swoją obecnością. Tworzy skomplikowane, wielokrotnie krzyżujące się ze sobą- w języku bioliterackim wielołączone- labirynty. Jej pozorne kolce na łodygach dodają jeszcze tej niezwykłej mieszkance Rosochatki hardości. Wszystko razem powoduje,  że ten jodłowy bór nie musi się niczego przed nikim wstydzić. Doskonale odczytuje przekaz widłaka-  pełzający wąż symbolizuje zamazywanie podziałów, dążenie do doskonałości,  zbliżającą się jedność tutejszych organizmów- bioliteracki chór życia- a co za tym idzie, odzyskiwany honor.

Na przeciwległym biegunie znajduje się równie jasna i mająca „nieokreślony kolor zieleni" bielistka siwa. Od natury dostała elegancki kształt,  niecodzienny kolor oraz zdolność do magazynowania wody.  Wszystko to jednak za mało, by stać się bioliteratką. Za mało,  gdyż od natury dostała... za dużo! Leży sobie więc toto na gołej ziemi i pęka z dumy,  wypinając swój „brzuch" na otaczające ją mchy.

-Patrzcie i uczcie się ode mnie !-  głosi wszem i wobec.
- Dziękuję za pobrane nauki!- odkrzykuje borowik, wychylając się spod ziemi obok zrytego przez dziki płonnika.

Nietrudno się domyślić,  że bielistka jeszcze bardziej niebieszczeje z wściekłości.

Kolor niebieski i żółty- oczywiście przez rośliny określany inaczej- był dawniej bioliteracki,  gdy rośliny chciały upodobnić się do barw pięknej pogody.  Dziś jednak,  gdy czyni to większość,  możemy co najwyżej mówić o epigoństwie,  czyli różnych wariantach powtarzającego się motywu. Co więcej,  mieszanka tych barw to albo kolor zielony, albo brązowy, czyli w większości przypadków zakamuflowany turpizm...

Dlaczego więc rośliny tak uparcie wracają do tego samego tematu? Czy ich lenistwo fizyczne idzie w parze z lenistwem intelektualnym?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, spróbujmy przyjrzeć się zwierzętom.  Aż trudno uwierzyć, ile z nich przejęło roślinne motywy! W okresie godowym jaszczurka zwinka ma kolor widłaka spłaszczonego,  żaba moczarowa kolor niebieski,  szpak –
metalicznoniebieski itp. Rośliny doskonale zdają sobie sprawę,  że ich opowieści o miłości są „zwietrzałe”.  Dlatego cedują je na zwierzęta licząc,  że dzięki zmodyfikowanym przez nie barwom plus nieograniczonym zdolnościom ruchu bioopowieści o miłości znów nabiorą blasku.  I wszyscy wiemy,  że tak się dzieje- nierzadko zwierzęcym romansom towarzyszy aura przygody...

Tylko nieliczne rośliny,  kierując się ambicją,  usiłują dotrzymać kroku zwierzętom.  Pragnąc  tego dokonać na niwie opowieści miłosno-  wojenno-  przygodowych,  szukają własnych bioliterackich nisz,  w których zwierzęta nie mają wiele do powiedzenia- co bynajmniej nie znaczy,  że „odpuszczają” tematy czysto miłosne, lecz ograniczają je do parków narodowych czy rezerwatów. Sztandarowym przykładem „ambitnej" rośliny jest bodziszek żałobny. To typowy roślinny kosmopolita, czujący się jednakowo dobrze w każdym środowisku. Choć nie rusza się z miejsca, wszędzie umie „wywęszyć” coś dla siebie. Nie przeszkadza jemu ani wieczne światło, ani wieczny mrok.

Ale nie to przesądza o jego bioliterackości. Bodziszek żałobny ma bowiem duży potencjał buntu wobec zastanej rzeczywistości.  Zarzuca on innym roślinom pogodzenie się z kanonami,  które kiedyś stworzyły i nieumiejętnością wyjścia poza nie.  A on chce być bioliterackim nowatorem i czerpać pomysły pisarskie ze swej ekstrawagancji w codziennym zachowaniu! Odrzuca więc wszystkie znane roślinom kolory i odcienie i wyrusza w nieznane.  Może uznają go za dziwaka,  ale to się już dla niego nie liczy.

Bodziszek żałobny wygląda tak,  jakby był roślinnym wcieleniem MNIE. Jesteśmy do siebie podobni w charakterach,  mamy większość przeciw sobie i cierpimy z tego powodu.  Jedno tylko nas dzieli- PRZYCZYNY, dla których jesteśmy odrzuceni.  Bo rośliny w głębi swoich dusz są z bodziszkiem,  ale muszą przedkładać swoje obowiązki rozrodcze nad fantazjowanie.  Dlatego ich bioliteratura powstaje jedynie przez przypadek, którym są anomalie...
 

Wielcy mistrzowie bioliterackiego języka.

Jak już doskonale wiemy,  nie każdy organizm posiada dar pięknego pisania i nawet nie każdy chce go mieć.  Co więcej, odmiennie niż w klasycznej literaturze ludzkiej, bioliteratura jest tylko UBOCZNYM PRODUKTEM GROMADZENIA DANYCH. Przyczyna tego stanu rzeczy leży w ODMIENNOŚCI SYSTEMÓW GOSPODARCZO-POLITYCZNYCH świata człowieka i światów przyrody.

W przyrodzie,  odmiennie niż w świecie człowieka,  miłość to RODZAJ PRZYJAŹNI- patrz „Podstawy bioliteratury"- a śmierć i przemijanie to DARY. Polityka zależy całkowicie od RODZAJU KRAJOBRAZU, a gospodarka-  od SKALI DOTACJ ATMOSFERY.

W tej sytuacji wszystkie podmioty tworzące przyrodę są całkowicie równouprawnione pod względem bioliterackim. Oznacza to,  że wiekowy buk o wysokości dziesięciopiętrowego wieżowca może w tworzeniu być tak samo dobry[lub zły]jak siewka jodły,  a raniszek pisać lepsze pamiętniki[lub gorsze] od sarny. Śmierć danego osobnika nie tylko nie kończy jego twórczości,  ale zaczyna jej nowy,  lepszy rozdział- przykładem skały wapienne.

Na terenie puszczy są miliony drzew i nawet do kilkudziesięciu nisz ekologicznych.  Z ogromnej i nie do końca policzalnej liczby puszczańskich organizmów najwyżej 1% wyznaczona jest do pisania pamiętników. Tylko 0,00001% tej liczby ma szansę stać się bioliteraturą z prawdziwego zdarzenia.  Ale w praktyce to i tak co najmniej tysiąc mistrzów biopióra. I każdy ma swój styl.

Gdybym ja chciał poznawać taki kawał bioliteratury,  nie starczyłoby mi życia.  Poza tym jaka byłaby gwarancja,  że cokolwiek z tego spodobałoby mi się? A to przecież tylko jeden las! A co by było,  gdybym jeszcze chciał to reklamować? W przeciągu miesiąca stałbym się nędzarzem,  a wszyscy śmialiby się ze mnie...

A tymczasem las,  łąka czy inne środowisko traktuje swego lokalnego guru z nabożną czcią. Jakakolwiek krytyka,  a tym bardziej obojętność w ogóle nie wchodzą w rachubę. Bo komercja w bioliteraturze,  która jest przede wszystkim WARTOŚCIĄ UŻYTKOWĄ sprawiłaby,  że w sytuacjach ekstremalnych rozmaite nisze ekologiczne po prostu przestałyby istnieć...

Bioliteratura istnieje przecież nie dla nas!

Mimo to postaram się teraz pokrótce przedstawić kilku bioliterackich mistrzów,  którzy podczas moich dotychczasowych spotkań z przyrodą wywarli na mnie największe wrażenie.

1. Dąb „ Bartek”-  bioliteracka ksywka Pan. Gdyby wymienić wszystkich polskich patriotów BEZ WZGLĘDU NA ICH PRZYNALEŻNOŚĆ GATUNKOWĄ okazałoby się,  że to właśnie on jest niedoścignionym wzorem.  Przeżył wszystkie dynastie i wszystkich prezydentów,  a mimo to pozostał wierny swej ekologicznej niszy. Ma na sobie mnóstwo blizn po to właśnie,  aby przygotować sąsiadów do znoszenia nieuchronnych cierpień. Jego kora zdaje się mówić:

- Skoro mnie udało się przez to przejść,  to dlaczego wy macie być gorsi?-

Ale brzemię przeżyć Bartka okazało się dla sąsiadów nie do udźwignięcia. W okolicy jest tylko dębowa młodzież zagubiona w cywilizacyjnej mgle. Wygodnicka jak współcześni ludzie, bez cienia lokalnego patriotyzmu. Niezdolna do ofiar na własną zgubę. Nie zdająca sobie sprawy,  że to prosta droga do... tartaku.

A mimo to Wielki Staruszek wciąż wierzy i trwa... Ogrodzili go,  ucywilizowali,  ale nie ujarzmili.  Podziwiają go za to,  lecz chyba nie chcą się do tego przyznać. Więc w końcu dadzą mu spokój, który wygrał,  lecz tylko dla siebie... Odejdzie tak jak zechce,  pełen beznadziejnej miłości.

2. Korzeniowy Raj. Uważa się,  że najważniejszym czynnikiem bioliteraturotwórczym są skały.  One to są właśnie podstawą krajobrazu i ostoją roślin.  Ale nie wszyscy wiedzą,  że mają one poważnego konkurenta w postaci sosen.

Gdy dochodzi do ”czołowego” zderzenia ambicji sosen i ambicji skał,  wtedy naprawdę robi się ciekawie! Powstaje iście baśniowe środowisko,  w którym niemożliwe staje się rzeczywistością. Dzieje się tak w Skamieniałym Mieście w Ciężkowicach. Turysta ma tu prawdziwy ból głowy,  gdyż nie wie,  co podziwiać- czy skały o fantastycznych kształtach,  czy prowadzące do nich schody z sosnowych korzeni.

Z bioliterackiego punktu widzenia teren ten szczególnie przypadł mi do gustu,  gdyż nie znoszę „ogranych" tematów. A tu nie ma mowy o śmierci, miłości, cierpieniu czy przemijaniu. Tu tematem dyżurnym jest pytanie,  czy bioliterackie arcydzieło mogą wspólnie napisać dwa podmioty o skrajnie wykluczających się interesach. Okazało się,  że mogą!

3. Jasnas  to pseudonim rzadkiego w Polsce trzmiela białoszarego.  Sporadycznie występuje on na Łąkach Nowohuckich w Krakowie.  Przelatuje nad kwiatami z iluzorycznymi tylko nadziejami na pobranie nektaru.  I to wcale nie dlatego,  że na tym obszarze brakuje kwiatów,  ale dlatego,  że wstydzi się swojego wyglądu! Biały kolor w ogóle nie kojarzy się przyrodzie najlepiej – zarówno rośliny jak i zwierzęta potrafią wyciągać wnioski z obserwacji tęczy- a już kolor białoszary to w świecie owadów prawdziwe świętokradztwo! Owadom jednak trzeba to wybaczyć- patrz pojęcie dobra i zła z moich „Podstaw bioliteratury”- ze względu na rolę kolorów w przyrodzie. Po prostu trzmiel białoszary jest łudząco podobny do śmiertelnie groźnego dla owadów pająka- skakuna arlekinowego!

Identyczna sytuacja jest zresztą w świecie grzybów- groźny gołąbek wymiotny przypomina smacznego gołąbka błotnego. Ma on taki sam trzon,  blaszki, kolor kapelusza, rośnie w tym samym środowisku,  a jedynie nie „ścieka z niego tłuszcz”...

Ten wspaniały bioliteracki temat nazywamy w języku naukowym konwergencją. Co czują organizmy podobne do siebie jak dwie krople wody,  a wewnętrznie diametralnie od siebie różne? Czy aby na pewno oszustwo jest najlepszą drogą do realizacji własnych marzeń? A co mówi na ten temat kodeks honorowy przyrody,  jeśli istnieje?

Przykład Jasnasa pokazuje,  że coś tu jest nie tak... Zresztą samo pojęcie konwergencji bioliteratura poddaje w wątpliwość. Istnieją przecież przykłady bardzo blisko spokrewnionych gatunków,  które w żaden sposób nie są do siebie podobne- klasyczny przykład to wilczomlecz. Dlatego na to zjawisko trzeba popatrzeć w znacznie szerszym kontekście.

4. Kraina Czterech Strumieni.  Leży ona na obrzeżach Krakowa w bronowickim lesie . Jest ona mózgiem i kręgosłupem całej okolicy. O jej wyjątkowości świadczy fakt,  że wszelkie moje dywagacje dotyczące psychologii drzew- patrz Naukowa Literatura Piękna- biorą tu po prostu w łeb. Widać to już zresztą z daleka,  nawet pół kilometra od lasu.  Wszystkie drzewa są tu dokładnie ze sobą przemieszane-  białodrzewy z osikami, brzozy białe z brzozami czarnymi,  buki z brzozami,  głogami- nie chce się dalej wymieniać.  Wewnątrz takiego lasu płyną w idealnie równych odstępach cztery strumienie- pośredni dowód na to,  że przyroda zna pojęcie geometrii,  choć nazywa je odmiar.  Strumienie te wypływają z jeziorka,  na środku którego leży wyspa porośnięta w całości brzozą omszoną.

Lasy bronowickie to jedna wielka opowieść o tak zwanej „tolerancji wodopojowej”. Znamy ją dobrze z filmów o Serengeti czy Limpopo,  tyle że tu ma ona ROŚLINNĄ POSTAĆ. Brzozy omszone na środku jeziora są więc koordynatorkami operacji „ Poidło”.

Na tym przykładzie widzimy więc,  że „zwykła” woda może również posiadać talent!

5. Zjawa. Wydawać by się mogło,  że przyroda, która nawet nie zna słowa „tajemnica”-  bo jest w niej wszystko, co możemy sobie wyobrazić i nie tylko to-  nie para się pisaniem bajek.  A jednak to nie jest do końca prawda. W niedostępnych terenach górskich przyroda potrafi się „obegrać”,  gdyż tak panicznie boi się tam ludzi.  A potem dziwi się sama sobie...

Przedmiotem zadziwienia może być grzyb zwany szyszkowcem szyszkowatym.  Żadne wytłumaczalne reguły w jego przypadku nie mają zastosowania. Pojawia się znikąd,  zazwyczaj bezpośrednio po deszczu nadgryzającym długą suszę,  gdy grzybnia innych grzybów albo śpi głębokim snem,  albo usiłuje „zaparować”. Jednak najciekawsze jest to,  że posiada zbroję. Po co mu to - przecież nie jest jaszczurką!
A może to duch partyzanta z okresu II wojny światowej? W lasach nowosądeckich działało przecież duże zgrupowanie „ Aloszy”, które zapisało się złotymi zgłoskami w dziejach regionu. Tu jednak pojawia się zasadnicze pytanie-  czy przyroda wierzy w wędrówkę dusz, skoro jej elementem jest człowiek, którego tak się boi?

Temat ten poruszałem wielokrotnie,  przytaczając rozmaite dowody na to,  że życie kończy się dopiero z chwilą wyjałowienia planety. Nie jest to jednak równoznaczne z reinkarnacją,  ale z ograniczonym w czasie WZAJEMNYM PRZENIKANIEM ENERGII.

Zakończenie.

W tym momencie kończy się moja droga . Dziękuję przyrodzie za to,  kim teraz jestem.  Jeśli ją czymś obraziłem-  moja wina. Ludzi zaś przepraszam za to,  że jestem niekomercyjny.  Ale widocznie tak było mi pisane...

Jarosław Roman.

Ukończono: Sylwester 2015 r.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
trawa1965 · dnia 14.02.2016 11:21 · Czytań: 539 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
al-szamanka dnia 23.09.2016 17:21
Cytat:
Bo pycha= pięk­no!!!

Cytat:
Bo duma na­da­je wszyst­kie­mu sens.

Wydaje się, że stawiasz znak równości między dumą a pychą.
Cytat:
Ka­ta­stro­fal­ne spu­sto­sze­nie wśród nich sieje ro­bi­nia aka­cjo­wa i na­włoć ka­na­dyj­ska, dra­ma­tycz­nie ob­ni­ża­jąc ja­kość ro­dzi­mej bio­li­te­ra­tu­ry.

ale jak pięknie wygląda!
Cytat:
po­pa­trz­my na ja­wo­ry i je­sio­ny. Zda­rza się, że pełne ulist­nie­nie osią­ga­ją one do­pie­ro na po­cząt­ku lata!

Hmm, prawda, wyjątkowo się ociągają.
Cytat:

Po­ję­cie pięk­na w bio­li­te­ra­tu­rze nie ist­nie­je dla­te­go, gdyż nie ma w niej po­ję­cia BRZY­DO­TY.

Ach, jakże to piękne :)
Cytat:

Nie­trud­no się do­my­ślić, że bie­list­ka jesz­cze bar­dziej nie­biesz­cze­je z wście­kło­ści.

Spryciula - gdyby zzieleniała ze złości padłoby na nią podejrzenie, że jest zamaskowanym człowiekiem.
Cytat:
Na tym przy­kła­dzie wi­dzi­my więc, że „zwy­kła” woda może rów­nież po­sia­dać ta­lent!

Oooo, jak najbardziej.
Cytat:
grzyb zwany szysz­kow­cem szysz­ko­wa­tym...Po­ja­wia się zni­kąd... Jed­nak naj­cie­kaw­sze jest to, że po­sia­da zbro­ję. Po co mu to - prze­cież nie jest jasz­czur­ką!
A może to duch par­ty­zan­ta z okre­su II wojny świa­to­wej?

Tu już chyba za daleko poszedłeś w swoich rozmyślaniach, żaden partyzant nie nosił zbroi, więc jeżeli już, to pozostańmy przy jaszczurce ;)

Pozdrawiam :)
trawa1965 dnia 23.09.2016 18:18
To już ostatni utwór z tej serii, niestety. Na razie.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty